Lucius Shepard Ojciec Kamieni (1) (The Father of Stones) prze�o�y� S�awomir K�dzierski W "Nowej Fantastyce" nr 11/91 przedstawili�my Pa�stwu opowiadanie Luciusa Sheparda "Cz�owiek, kt�ry pomalowa� smoka Griaule'a" rozgrywaj�ce si� w �wiecie rz�dzonym przez staro�ytnego i wszechpot�nego smoka. Akcja mikropowie�ci "Ojciec Kamieni" jest osadzona w tej samej, przesyconej magi� scenerii i cho� sam smok nie jest bohaterem, �wiadomo�� jego obecno�ci rzutuje na wszystkie dzia�ania postaci tej przewrotnej historii. Utw�r otrzyma� nagrod� "Locusa" oraz nominacj� do Hugo w 1990 roku. D.M. To, w jaki spos�b Ojciec Kamieni znalaz� si� w posiadaniu szlifierza kamieni szlachetnych, Williama Lemosa, w dalszym ci�gu stanowi temat dyskusji prowadzonych przez mieszka�c�w Port Chantay. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e Lemos kupi� go od Henry'ego Sichiego, Sichi za� naby� kamie� za kilka bel surowego jedwabiu od krawca w Teocinte. I cho� sam zainteresowany nigdy tego nie potwierdzi�, �wiadkowie m�wili, �e krawiec odebra� si�� klejnot swojej siostrzenicy, kt�ra znalaz�a go w k�pie paproci rosn�cych pod warg� smoka Griaule'a. Przedmiotem dyskusji pozostaje natomiast, w jaki spos�b kamie� znalaz� si� i we w�a�ciwym miejscu i czasie. Niekt�rzy utrzymuj�, �e jest naturalnym wytworem Griaule'a, rezultatem powolnego wydzielania jego cia�a - mo�e rodzajem guza - i �e pos�u�y� do urzeczywistnienia jego �ycze�. Sprawi�, �e Lemos, kt�ry �y� w zasi�gu jego wp�yw�w, spe�ni� rozkazy Griaule'a w sprawie kap�ana Marda Zemaillego i �wi�tyni Smoka. Inni sk�onni s� twierdzi�, �e cho� istotnie Griaule jest cudownym zjawiskiem, istot� wielko�ci g�ry, unieruchomion� przed tysi�cleciami w czasie magicznego pojedynku, kt�ra za po�rednictwem subtelnego narzucania swej woli sprawuje dyskretn� kontrol� nad mieszka�cami Doliny Carbonales i potrafi manipulowa� najbardziej oderwanymi zjawiskami, najbardziej z�o�onywmi wydarzeniami... Ale twierdzenie, �e jego guzy lub kamienie nerkowe posiadaj� w�a�ciwo�ci s�ynnych drogich kamieni... no c�, wydaje si� to do�� naci�gane. M�wi si�, �e Lemos po prostu pr�bowa� pos�u�y� si� uznanym faktem wp�ywu Griaule'a, aby usprawiedliwi� swoj� zbrodni� i �e niew�tpliwie Ojciec Kamieni stanowi cz�� skarbu smoka, upuszczonego najprawdopodobniej pod warg� przez jednego z tych �a�osnych p�g��wk�w, kt�rzy zamieszkuj� jego wn�trzno�ci. Zgadzaj� si� z tym r�wnie� oponenci. Czy� s�dzicie, �e Griaule nie jest w stanie poleci� jednemu ze swych s�ug, by zostawi� kamie� w okre�lonym miejscu i o okre�lonej porze? Je�eli chodzi za� o proweniencj� kamienia, to mamy tu do czynienia z olbrzymi�, tajemnicz� i niemal nie�mierteln� inteligencj�, zamkni�t� w cielsku, na kt�rego powierzchni znajduj� si� lasy, wioski i paso�yty tak wielkie, �e mog� zniszczy� miasto. Je�eli we�miemy wszystko pod uwag�, to czy mo�liwo��, �e Griaule m�g� wytworzy� Ojca Kamieni w jakim� ciemnym zak�tku swojego wn�trza, jest rzeczywi�cie a� tak nieprawdopodobna? Je�eli za� pominiemy wszelkie te spory, fakty b�d� przedstawia�y si�, jak nast�puje. Pewnej mglistej, lutowej nocy, kilka lat temu, do siedziby stra�y miejskiej w Port Chantay wtargn�� m�ody ch�opak z wiadomo�ci�, �e Mardo Zemaille, kap�an �wi�tyni Smoka, zosta� zamordowany, i �e jego zab�jca, William Lemos, oczekuje przybycia stra�nik�w u wr�t �wi�tyni. Gdy stra�nicy przybyli do chramu po�o�onego kilkaset jard�w od nasady cypla Ayler, zastali Lemosa, bladego m�czyzn� w wieku czterdziestu trzech lat, o rudawo- blond w�osach, mi�ej, cho� nie odznaczaj�cej si� niczym szczeg�lnym powierzchowno�ci, szarych oczach i roztargnionym wyrazie twarzy, spaceruj�cego tam i z powrotem przed �wi�tyni�. Po na�o�eniu mu wi�z�w stra�nicy po�pieszyli na niezwykle pusty teren �wi�tyni. W naro�nym budynku odnale�li Zemaillego, kt�ry le�a� skulony obok o�tarza z czarnego marmuru. Mia� strzaskan� czaszk�. �miertelny cios zadany zosta� szlachetnym kamieniem o mlecznym zabarwieniu. Jedn� stron� mia� nieobrobion�, co przy rzucie dawa�o por�czny chwyt, drug� za� oszlifowan� w fasetowy wz�r o ostrych kraw�dziach. Stra�nicy odnale�li r�wnie� Miriell�, c�rk� Lemosa, le��c� nago na o�tarzu i kompletnie oszo�omion� narkotykiem. Wprawdzie Port Chantay by� do�� du�ym miastem, nie tak jednak wielkim, by stra�nicy nie zdawali sobie sprawy z konfliktu, jaki istnia� mi�dzy Lemosem i Zemaillem. �ona Lemosa, Patrycja, kt�ra trzy lata temu uton�a niedaleko przyl�dka Ayler (kr��y�y plotki, �e p�yn�a do kochanka, bogatego szlachcica, mieszkaj�cego na czubku cypla), zapisa�a sw�j udzia� w warsztacie obr�bki drogich kamieni c�rce Mirielli. Miriella za�, kt�ra by�a niezwykle silnie powi�zana ze smoczym kultem i samym Zemaillem, scedowa�a go na kap�ana. Zemaille mia� zwyczaj w niekt�rych swoich rytua�ach u�ywa� drogocennych kamieni i wkr�tce zasoby warsztatu zacz�y drastycznie si� zmniejsza�. Wygl�da�o na to, �e nieuchronna gro�ba bankructwa, jak r�wnie� odej�cie c�rki, jej rozpustne �ycie i bezmy�lna pokora wobec kap�ana sta�y si� �r�d�em rozpaczy, jaka ogarn�a Lemosa i popchn�a do zab�jstwa. Stra�nicy uzyskawszy przyznanie si� do winy wsparte wyra�nymi motywami i mn�stwem dowod�w rzeczowych, byli g��boko przekonani, �e sprawiedliwo�� zostanie wymierzona szybko i obiektywnie. Nie wzi�li jednak pod uwag� przyj�tej przez Lemosa linii obrony. Podobnie zreszt� jak jego adwokat, Adam Korrogly. - Chyba pan oszala� - oznajmi� Lemosowi, gdy szlifierz opowiedzia� mu swoj� wersj� wydarze�. - To jest prawda - rzek� ponuro Lemos. Siedzia� skulony na krze�le w pozbawionej okien rozm�wnicy. O�wietla�a j� przywieszona do sufitu misa wype�niona kawa�kami �wiec�cego mchu. Szlifierz przygl�da� si� swoim d�oniom spoczywaj�cym na drewnianym blacie sto�u, jakby nie mog�c pogodzi� si� z my�l�, �e go zdradzi�y. Korrogly, wysoki, szczup�y m�czyzna o ostrych rysach twarzy, sprawiaj�cych wra�enie jakby wyci�to je w g�adkim, bia�ym drewnie, podszed� do drzwi i stoj�c przed nimi powiedzia�: - Rozumiem, co mi chce pan wm�wi�. - Nie pr�buj� niczego panu wmawia� - odpar� Lemos. - Nie dbam, co pan o tym my�li. To jest prawda. - A powinien pan dba�, co o tym my�l� - stwierdzi� Korrogly odwracaj�c si� w jego stron�. - Przede wszystkim wcale nie musz� przyjmowa� pa�skiej sprawy. Po drugie, moje dzia�ania b�d� o wiele skuteczniejsze, je�eli panu uwierz�. Lemos uni�s� g�ow� i spojrza� Korrogly'emu w oczy z wyrazem takiej beznadziei, �e adwokat przez chwil� mia� wra�enie, �e wzrok uderzy� we� z namacaln� si��. - Niech pan robi, co pan uwa�a - rzek� szlifierz. - A skuteczno�� pa�skich dzia�a� niewiele mnie obchodzi. Korrogly podszed� do sto�u i pochyli� si� w prz�d, opieraj�c si� w ten spos�b, �e rozczapierzone palce jego d�oni niemal styka�y si� z palcami Lemosa. Szlifierz nie poruszy� si�. Sprawia� wra�enie, jakby wcale nie dostrzeg� blisko�ci r�k adwokata i wszystko wskazywa�o na to, �e jego przygn�bienie jest szczere, nie za� udawane. Je�li nie, pomy�la� Korrogly, to ten cz�owiek ma system nerwowy �limaka. - Chcia�by pan, abym przyj�� lini� obrony, jakiej nikt dot�d nigdy nie stosowa� - powiedzia�. - Teraz, kiedy o tym my�l�, dziwi mnie dlaczego �aden oskar�ony nie pr�bowa� do tej pory z niej skorzysta�. Wp�yw Griaule'a - w ka�dym razie na Dolin� Carbonales - nie podlega dyskusji. Ale utrzymywa�, �e realizowa� pan jego wol�, �e jaki� fluid zawarty w kamieniu nakaza� panu wyst�pi� w roli jego przedstawiciela... wykorzysta� to jako lini� obrony w sprawie o przest�pstwo kryminalne... No nie wiem... Lemos jakby go nie s�ysza�. Po chwili zapyta�: - A Miriella... czy wszystko u niej w porz�dku? Korrogly odpar� z irytacj�: - Tak, tak, ma si� dobrze. Czy s�ysza� pan, co powiedzia�em? Lemos spojrza� na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Wydaje si�, �e pa�ska historia - rzek� Korrogly - wymaga przyj�cia nigdy dot�d nie stosowanej linii obrony. Nigdy. Czy wie pan, co si� z tym wi��e? - Nie - odpar� Lemos, opuszczaj�c wzrok. - S�dziego wcale nie uszcz�liwia perspektywa tworzenia precedensu i ktokolwiek b�dzie przewodniczy� s�dowi w czasie pa�skiego procesu, bardzo b�dzie si� przed tym wzdraga�. Je�li bowiem precedens zostanie ustanowiony, B�g jeden raczy wiedzie�, ilu �ajdak�w spr�buje z niego skorzysta�, aby unikn�� kary. Lemos milcza� przez par� sekund, po czym rzek�: - Nie rozumiem. Co chce pan przez to powiedzie�? Korrogly spojrza� mu w oczy i poczu� si� niezr�cznie - rozpacz Lemosa sprawia�a wra�enie wszechogarniaj�cej. Dzia�a� ju� w imieniu ca�ej rzeszy klient�w pogr��onych w apatii, ale nawet najbardziej oszo�omieni w pewnym momencie nagle u�wiadamiali sobie powag� sytuacji i okazywali l�k, desperacj�. Przez chwil� pomy�la�, �e Lemos musi by� inteligentnym cz�owiekiem, skoro zdo�a� wymy�li� tak subtelny wybieg, je�eli istotnie by� to wybieg. - Nie musi pan niczego m�wi� - powiedzia� Lemosowi. - Po prostu chc�, �eby pan zrozumia� moj� sytuacj�. Gdybym prosi� s�d o wyrozumia�o��, o uwzgl�dnienie wi���cych si� z t� spraw� nami�tno�ci, wzi�cie pod uwag� niegodziwego charakteru zmar�ego, jestem pewien, �e pa�ski wyrok by�by �agodny. Zemaille nie cieszy� si� zbytni� sympati� i znalaz�oby si� wiele os�b, kt�re uzna�yby pa�ski czyn za akt sprawiedliwo�ci. - Nie, to nie tak - odpar� Lemos g�osem tak pe�nym b�lu, �e Korrogly na chwil� uwierzy� mu ca�kowicie. - Z drugiej jednak strony - ci�gn�� dalej - gdybym przyj�� lini� obrony podsuwan� przez pana, mo�e si� okaza�, �e stanie pan w obliczu o wiele surowszego wyroku, by� mo�e nawet najwy�szego wymiaru kary. Je�eli b�dzie pan chcia� broni� si� w taki spos�b, dla s�dziego mo...
GAMER-X-2015