Policyjne dno – Robert Wit Wyrostkiewicz.pdf

(77 KB) Pobierz
Policyjne dno – Robert Wit Wyrostkiewicz
Policyjne dno – Robert Wit Wyrostkiewicz
Aktualizacja: 2011-03-8 4:42 pm
Pod koniec lutego 2011 r. polski sąd po akcji policyjnej z 2008 r. postanowił pognębić weterana Armii
Krajowej, powstańca warszawskiego, inwalidę wojennego i kolekcjonera. Kilka dni wcześniej policja
zabrała się za inną “grubą rybę”: archeologa-amatora z Sieradza, pasjonata, współpracującego z
kilkoma uniwersytetami na całym świecie, który bynajmniej nie robił nic złego, przeciwnie (do tego
tematu wrócimy na naszych łamach). Życie obu Panów mogłoby być przedstawiane na szkolnych
lekcjach jako przykład bezinteresownej miłości do historii i Ojczyzny. Tymczasem policjanci skorzystali z
bardzo kontrowersyjnej interpretacji ustawy o broni i amunicji oraz ustawy o zabytkach, tak by
zwiększyć wykrywalność “groźnych” przestępców kosztem Bogu ducha winnych pasjonatów historii.
Innymi słowy policja zamiast pucharów i dyplomów zaproponowała im… kraty.
Wydaje się, że niektórym postmilicjantom dalej przyświecają stare hasła o AK-owskich bandytach. W
2008 r. celem policjantów stał się major Waldemar Nowakowski , weteran Armii Krajowej, powstaniec
warszawski, inwalida wojenny i kolekcjoner. Major posiadał ponad tysiąc eksponatów związanych z
militarną historią Polski (mundury, odznaki wojskowe, hełmy, a także niestrzelającą broń). W czasach
PRL major, jak wielu jego kolegów, siedział w więzieniu. Jednym z jego sędziów był Stefan Michnik,
przyrodni brat Adama Michnika. W latach 80. milicja szukała w domu majora solidarnościowej bibuły.
Znalazła jedynie zabytkową broń i po stwierdzeniu, że broń jest właściwie pozbawiona cech
używalności, wydano mu zgodę na posiadanie kolekcji. Od tego czasu dom powstańca odwiedzały
liczne wycieczki szkolne i prywatne; major opowiadał o historii Polski, żył pragnieniem zachowania od
zapomnienia wielu wspaniałych eksponatów. Aż do czasów III RP i roku 2008, kiedy to policja do spraw
terroru (tak, terroru!) najechała jego mieszkanie i skonfiskowała 190 sztuk “broni”. Nie zapisali nawet
dokładnie, co zabierają… Prawdopodobnie nie potrafiliby skatalogować swojego zaboru, o czym według
majora świadczyło ich dyletanckie zachowanie. Środowisko mediów zajmujących się militariami
wyśmiało policję za amatorszczyznę, ponieważ broń majora dawno bronią nie była i po prostu nie dało
się z niej strzelać. Środowiska kombatanckie stanęły za nim murem. Podobnie wiele organizacji
historycznych, jednak policja szybko odtrąbiła swój sukces: wyeliminowano arsenał broni, która mogła
trafić do groźnych bandytów. A więc znowu o bandytach… jak przed ponad 50 laty… Czasy inne, ale
bezczelność i głupota służb mundurowych nadal ta sama. Niestety, w 2008 r. sąd umorzył
postępowanie w sprawie nielegalnego posiadania broni przez powstańca warszawskiego (tylko ze
względu na wiek i niską szkodliwość czynu). Orzekł jednocześnie przepadek kolekcji na rzecz skarbu
państwa. Na zwrot eksponatów majora, które kolekcjonował od czasów walk w powstaniu warszawskim
przez kilkadziesiąt lat swojego życia, nie zdecydował się także sąd wyższej instancji. 23 lutego 2011 r.
Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał w mocy postanowienie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli –
czyli zabrano dorobek życia, pasję, serce inwalidzie wojennemu… Można by tylko zapytać: a nie lepiej
ścigać prawdziwych przestępców, a nie mataczyć w takich sprawach jak porwanie Olewnika? Nie lepiej,
droga policjo?
W sprawie majora Waldemara Nowakowskiego tygodnik “Nasza Polska” dwukrotnie wysłał
pytania do biura prasowego Komendy Głównej Policji. Do dnia zamknięcia numeru nie
otrzymaliśmy w tej sprawie odpowiedzi.
Robert Wit Wyrostkiewicz
Z majorem Waldemarem Nowakowskim, powstańcem warszawskim, kolekcjonerem, rozmawia
Robert Wit Wyrostkiewicz
1
- Jak Pan ocenia ostatnie postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie, który zadecydował o
przepadku Pana kolekcji na rzecz skarbu państwa?
- Uważam, że stwierdzenie, że odstępuje się od ukarania mnie ze względu na niską szkodliwość czynu,
to skandal. Jaką szkodliwością się wykazałem? Tym, że ocaliłem od zapomnienia 200 sztuk, ich
zdaniem, broni i że nie trafiła ona do przestępców, zanim została przeze mnie pozbawiona cech
używalności? Postanowienie oceniam jako fatalne, ponieważ zabrano mi nie tylko to, co kiedyś było
bronią, ale wiele innych rzeczy, których nie wolno im było dotykać, np. drewniane kabury, bagnety itd.
Nie wiem do dzisiaj, dlaczego oddano mi niektóre przedmioty, a nie oddano innych.
- Podda się Pan teraz po decyzji sądu?
- Nie. Będę starał się o kasację w Sądzie Najwyższym. Liczę na rzecznika praw obywatelskich, dzięki
działaniom którego moja sprawa może trafić pod obrady Sądu Najwyższego. A jeśli i tam
sprawiedliwości nie stanie się zadość, myślę o odwołaniu się do Trybunału w Strasburgu. Jednak mam
tu wiele wątpliwości, bowiem jestem patriotą i uważam, że wyciąganie polskich spraw poza granice jest
czymś okropnym. Nie wiem, czy na to się zdecyduję. To przecież nasze polskie sprawy, a nie wiem, czy
nie byłoby to działanie przeciw polskim sądom. Przecież czy nam się to podoba, czy nie, to są nadal
polskie sądy, chociaż zachowują się czasami skandalicznie.
Artykuł i wywiad ukazały się w tygodniku ‘Nasza Polska’ nr 10 (800) z 8 lutego 2011 r.
2
Zgłoś jeśli naruszono regulamin