Dean Koontz Mroczne �cie�ki serca Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i WYdawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 2000 Prze�o�y� Zygmunt Halka Sk�ad, druk i oprawa: Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z Wydawnictwa "Prima", Warszawa 1997 Korekta: U. Maksimowicz i I. Stankiewicz Dean Ray Koontz rozpocz�� karier� literack� w wieku 20 lat, wygrywaj�c w 1965 roku konkurs literacki zorganizowany przez |Atlantic |Monthly. W tym samym czasie ukaza�o si� jego pierwsze opowiadanie. D�la m�odego autora by�a to doskona�a zach�ta, aby nie odk�ada� pi�ra. Nie przerywaj�c pracy nauczycielskiej wyda� trzy powie�ci, kt�re zapocz�tkowa�y jego niezwyk��, pe�n� sukces�w karier� pisarsk�. Obok Stephena Kinga jest obecnie uwa�any za czo�owego ameryka�skiego przedstawiciela literatury z gatunku horroru oraz mystery. Nale�y do pisarzy p�odnych: opublikowa� oko�o 50 powie�ci oraz liczne opowiadania pod w�asnym nazwiskiem i kilkoma pseudonimami w ��cznym nak�adzie ponad 150 milion�w egzemplarzy. Niekt�re z jego ksi��ek zosta�y sfilmowane. W pierwszym okresie swojej kariery Koontz pisywa� g��wnie utwory z gatunku science fiction z elementami horroru, p�niejsza tw�rczo��, o wyra�nie komercyjnym nastawieniu, zepchn�a jego wczesne powie�ci w zapomnienie. Obecnie znany jest przede wszystkim jako autor wielkich bestseller�w stanowi�cych po��czenie kilku popularnych gatunk�w: thrillera, horroru, science fiction, a nawet romansu. Gary'emu i Zov Karamardianom 1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 0 za ich cenn� przyja��, za sprawianie ludziom rado�ci i za stworzenie nam domu z dala od domu. W przysz�ym tygodniu wprowadzamy si� na sta�e! Cz�� pierwsza Na nieznanym morzu Zb��kani w�drowcy -@ nie wiemy, czym zap�acimy@ za nasz� podr�.@ Osobliwy ci�g zdarze�@ zagadkowych, dziwnych, nierealnych -@ pozostawia nas w niepewno�ci.@ Ale �adna podr� po �mierci@ nie b�dzie taka ciekawa@ jak ta przez �ycie.@ "Ksi�ga policzonych smutk�w" 1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 1 1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 0 Dr��ca prz�dza losu@ spowija mnie delikatnie,@ ale kiedy pr�buj� si� wymkn�� -@ czuj�, �e jej nitki s� ze stali.@ "Ksi�ga policzonych smutk�w" 1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 1 1 Spencer Grant jecha� samochodem przez roz�wietlon� noc, szukaj�c czerwonych drzwi. Z niepokojem w sercu my�la� o tamtej kobiecie. Czujny pies siedzia� spokojnie obok niego. O dach d�ipa b�bni� deszcz. 1 1 32 0 2 108 1 ff 1 32 0 O zmierzchu owego ponurego, lutowego dnia nadci�gn�a znad Pacyfiku burza bez wiatru i b�yskawic. Wygl�da�o na to, �e deszcz, silniejszy ni� m�awka, ale nie ulewny, wyp�uka� z miasta ca�� energi�. Los Angeles z okolicami sta�o si� metropoli� o rozmytych konturach, bez t�tna i bez ducha. Sylwetki budynk�w zlewa�y si� ze sob�, ruch na jezdniach by� niemrawy, a ulice rozp�ywa�y si� w szarej mgle. Spencer jecha� przez Santa Monica, maj�c po prawej stronie pla�e i atramentowo czarny ocean. Musia� zatrzyma� si� na czerwonym �wietle. Mieszaniec Rocky, troch� mniejszy od labradora, z zainteresowaniem patrzy� na drog�. Kiedy je�dzili fordem explorerem, Rocky czasem spogl�da� na boki, przygl�daj�c si� temu i owemu, ale g��wnie interesowa�a go droga na wprost. Nawet gdy jecha� w przestrzeni baga�owej, za przednimi siedzeniami, rzadko wygl�da� przez tylne okienko. Ba� si� odp�ywaj�cej w ty� scenerii. Mo�e od uciekaj�cych obraz�w kr�ci�o mu si� w g�owie, a od nadp�ywaj�cych nie. Albo mo�e kojarzy� znikaj�c� drog� ze swoj� przesz�o�ci�. Wola� jej nie wspomina�. Tak samo jak jego pan. Czekaj�c na zmian� �wiate�, Spencer podni�s� r�k� do twarzy. Kiedy zaczyna�y si� k�opoty, dotyka� w zadumie swojej blizny. Niekt�rzy ludzie w podobnych sytuacjach przebieraj� paciorki r�a�ca, Dotkni�cie uspokaja�o go; przypomina�o mu, �e najwi�ksz� groz�, jak� m�g� kiedykolwiek prze�y�, ma ju� za sob�, i �e nie mo�e spotka� go w �yciu nic bardziej niebezpiecznego. Blizna by�a jego cech� charakterystyczn�. By� naznaczony. Jasna, z lekka po�yskuj�ca, szeroka na �wier� do po�owy cala, si�ga�a od prawego ucha po podbr�dek. Podczas upa��w, a tak�e przy niskiej temperaturze stawa�a si� jeszcze ja�niejsza. Mimo �e cienki pas tkanki ��cznej pozbawiony by� ko�c�wek nerw�w, to jednak w zimowym powietrzu czu� blizn� jak gor�cy drut, przy�o�ony do twarzy. W letnim s�o�cu by�a zawsze zimna. Zapali�o si� zielone �wiat�o. Pies podni�s� kud�aty �eb w oczekiwaniu nowych wra�e�. Spencer jecha� powoli na po�udnie wzd�u� niewidocznego wybrze�a, zn�w trzymaj�c kierownic� obiema r�kami. W powodzi sklep�w i restauracji nerwowo wygl�da� czerwonych drzwi, po wschodniej stronie ulicy. Cho� nie dotyka� ju� szpec�cej blizny, pozostawa� jej ci�gle �wiadom. Nigdy nie zapomina�, �e jest napi�tnowany. Kiedy u�miecha� si� lub krzywi�, czu�, jak opina po�ow� jego twarzy. Gdy si� �mia�, jego rado�� by�a przyt�umiana napr�eniem nieelastycznej tkanki. Wycieraczki rytmicznie rozsuwa�y strugi deszczu. Spencer mia� spieczone wargi i wilgotne d�onie. Czu� ucisk w piersiach, spowodowany odrobin� obawy, ale zarazem i rado�ci� na my�l o ponownym spotkaniu z Valerie. Namy�la� si�, czy nie wr�ci� do domu. Nadzieja, kt�r� zacz�� �ywi�, z pewno�ci� nie warta by�a funta k�ak�w. By� samotny i - pomijaj�c Rocky'ego - mia� zamiar takim pozosta�. Wstydzi� si� nowej fali optymizmu i w�asnej naiwno�ci, skrywanej potrzeby i cichej rozpaczy. A jednak jecha� dalej. Rocky nie wiedzia�, czego szukaj�, ale sapn�� lekko, wyczuwaj�c subteln� zmian� nastroju Spencera na widok czerwonych drzwi. Bar koktajlowy mie�ci� si� mi�dzy tajlandzk� restauracj� o zaparowanych oknach a pustym sklepem, kt�ry kiedy� by� galeri� sztuki. Okna galerii zosta�y zabite deskami; w niegdy� eleganckiej fasadzie brakowa�o kwadratowych p�yt trawertynu, jak gdyby firma nie splajtowa�a, tylko wybuch bomby zako�czy� jej dzia�alno��. W rozproszonym �wietle padaj�cym na fasad�, poprzez srebrzyste nitki deszczu, by�o wida� czerwone drzwi, kt�re zapami�ta� poprzedniej nocy. Spencer nie potrafi� przypomnie� sobie nazwy baru. Wydawa�o si�, �e stara� si� wyrzuci� j� z pami�ci, poniewa� trudno by�o nie zauwa�y� szkar�atnego napisu nad wej�ciem: "Czerwone Drzwi". U�miechn�� si� bez humoru. Po odwiedzeniu dziesi�tk�w bar�w nie by� w stanie spostrzec r�nic mi�dzy nimi, a to znaczy�o, �e nie umia� zapami�tywa� ich nazw. Owe niezliczone spelunki w najrozmaitszych miastach pe�ni�y w jego przypadku rol� konfesjona�u; zamiast kl�cze� przy konfesjonale, siedzia� na sto�kach barowych i mrucza� te same wyznania do ucha przygodnych kompan�w, kt�rzy nie byli ksi�mi i nie mogli da� mu rozgrzeszenia. Jego spowiednikami byli pijacy, tak samo zagubieni jak on. Nie potrafili wskaza� mu w�a�ciwej pokuty, kt�r� powinien odcierpie� po to, �eby znale�� spok�j. W dyskusjach na temat sensu �ycia byli nieprzekonywaj�cy. W przeciwie�stwie do swoich rozm�wc�w, przed kt�rymi cz�sto odkrywa� dusz�, Spencer nigdy si� nie upija�. Pija�stwo by�o dla niego czym� r�wnie odra�aj�cym jak samob�jstwo. Upi� si� znaczy�o zrezygnowa� z kontrolowania sytuacji. To nie wchodzi�o w rachub�, poniewa� pozosta�a mu tylko umiej�tno�� panowania nad biegiem wydarze�. Przy nast�pnej przecznicy Spencer skr�ci� w lewo i zaparkowa� w ma�ej uliczce. Chodzi� do bar�w nie po to, aby pi�, ale �eby nie by� samotnym i m�c opowiada� swoj� histori� ludziom, kt�rzy nie b�d� jej pami�tali nast�pnego ranka. Cz�sto wypija� zaledwie jedno lub dwa piwa w ci�gu ca�ego d�ugiego wieczoru. P�niej, le��c ju� w ��ku z oczami skierowanymi w stron� niewidocznego nieba, zamyka� oczy dopiero wtedy, gdy uk�ad cieni na suficie zaczyna� mu przypomina� rzeczy, o kt�rych wola�by zapomnie�. Kiedy zgasi� silnik, b�bnienie deszczu zabrzmia�o g�o�niej - d�wi�k by� nieub�agany, podobny do szept�w martwych dzieci wo�aj�cych do niego z g��bin jego najgorszych sn�w. ��tawe �wiat�o pobliskiej latarni wype�nia�o wn�trze samochodu, tak �e widzia� wyra�nie Rocky'ego. Du�e wyraziste oczy psa obserwowa�y go z wielk� uwag�. - Mo�e to z�y pomys� - powiedzia� na g�os Spencer. Pies wysun�� g�ow� do przodu, �eby poliza� ci�gle jeszcze zaci�ni�t� na kierownicy r�k� pana, tak jakby chcia� da� do zrozumienia, �e Spencer powinien si� odpr�y� i zrobi� to, po co przyjecha�. Spencer po�o�y� r�k� na g�owie kundla, �eby go popie�ci�. Rocky opu�ci� �eb - nie po to, �eby u�atwi� palcom pana drapanie po uszach i karku, ale �eby zademonstrowa� swoj� s�u�alczo�� i �agodno��. - Jak d�ugo ju� jeste�my razem? - spyta� Spencer. Rocky trzyma� �eb nisko, kul�c si�, ale nie dr��c pod pieszczotliwym dotkni�ciem r�ki cz�owieka. - Prawie dwa lata. - Spencer odpowiedzia� sam sobie. - Dwa lata �yczliwo�ci, d�ugich spacer�w, gonienia po pla�y za lataj�cymi kr��kami, regularnych posi�k�w... a ty czasem jeszcze my�lisz, �e mam zamiar ci� uderzy�. Rocky siedzia� nadal na fotelu pasa�era w pozie pe�nej uni�enia. Spencer wsun�� r�k� pod brod� psa, zmuszaj�c go do podniesienia g�owy. Po kr�tkiej pr�bie cofni�cia jej Rocky przesta� si� opiera�. Patrz�c mu prosto w oczy, Spencer zapyta�: - Czy masz do mnie zaufanie? Pies odwr�ci� wzrok. Spencer potrz�sn�� �agodnie jego pyskiem, nakazuj�c mu pos�uch. - G�owa do g�ry, rozumiesz? Masz by� zawsze hardy, pewny siebie! G�owa do g�ry i patrz ludziom w oczy! Zrozumia�e�? Rocky wysun�� j�zyk spomi�dzy na wp� zaci�ni�tych z�b�w i poliza� palce, kt�re obejmowa�y jego pysk. - Bior� to jako znak zgody - powiedzia� Spencer, puszczaj�c psa. - Nie mog� ci� zabra� z sob� do tego baru. Nie gniewaj si�. Nawet nie b�d�c psem przewodnikiem, w niekt�rych barach Rocky m�g�by le�e� u jeg...
marc144