Aleksander Brückner DZIEJE KULTURY POLSKIEJ Tom I od czasów przedhistorycznych do r.1506.doc

(7189 KB) Pobierz
Aleksander Brückner DZIEJE KULTURY POLSKIEJ Tom I od czasów przedhistorycznych do r

Aleksander Brückner DZIEJE KULTURY POLSKIEJ Tom I od czasów przedhistorycznych do r. 1506

 

 

PRZEDMOWA DO WYDANIA PIERWSZEGO Dzieło niniejsze, przeznaczone dla szerszej publiczności, zebrało wyniki dawniejszych studiów własnych, którym czy z dziedziny języka, czy pisemnictwa stale przyświecało jako cel ostateczny odtworzenie dawnej kultury, dawnego trybu życia w rodzinie i gminie, w kościele i szkole, w sądzie i obozie, w mowie i piśmie. Skupiłem je obecnie w obrazie całkowitym, kreślonym bez jakiegokolwiek uprzedzenia, w jedynym zamiarze wystawienia dawnej rzeczywistości, o ile siły i źródła mi dopisywały. Skoro to dzieło ma służyć miłośnikom rzeczy ojczystych, usunąłem z niego balast naukowy, cytacje, polemiką, uwzględniając je tylko z konieczności; nie unikałem trwożliwie lekkich tu i ówdzie powtarzań. Oparłem się o prace poprzedników, czerpią z nich pełną ręką i winien bym w porządku alfabetycznym, począwszy od Abrahama Wł. i Balzera O., wymieniać dzieła, jakich używałem; spis objąłby stronic kilkanaście. Niech go ta wzmianka zastąpi: do długu, jaki wobec nich zaciągnąłem, przyznają się z najżywszą wdzięcznością; zresztą wyliczam z każdego rozdziału ważniejsze prace nowsze; materiał przez nie zebrany oświetlam nieraz samoistnie. Dla wieków średnich unikam, ile możności, metody retrospektywnej, wstecznej, bo łatwo zawodzi, rzeczy nowsze czasom dawnym narzucając. Gdzie każde inne źródło ustaje, zwracam się do ostatniego, bezpośredniego, do języka; dalej oddaje walne usługi analogia, wzgląd na to, jak to gdzie indziej bywało, chociaż i to narządzie nieraz wcale kruche. Nie podają za pewne, co tylko możliwe; rozróżniam domysły i fakty; niestety, oba te pola dla dawnych czasów bardzo nierówno rozdzielone. Trzymam na wodzy fantazją, bo ani z „Starą Baśnią", ani z „Drzewiej" nie zawodniczą. Czy mi się powiodło odmalować tło, na którym rozgrywały się dawne dzieje,inni osądzą. Opowiadanie zaczynam od r. 500 po Chr., to jest od chwili, kiedy się szczepy polskie ostatecznie ze spólnoty słowiańskiej wyodrębniły; o rozwoju poprzednim wspominam jak najkrócej, co najniezbędniejsze. Nie wdaję się przy tym w pytania, które nasze dziejopisarstwo z lubością uprawia, pytania o wzajemnym stosunku rodziny, rodu i szczepu, o pochodzeniu władzy książęcej, znaczeniu szlachty, poddaństwie ludu, bo są to wszystko rzeczy ogólnoludzkie i wyprzedzają ów obowiązujący dla mnie rok pięćsetny. Kto pisze gramatyką historyczną jązyka polskiego, temu są obojętne pytania o początku i rozwoju mowy artykulacyjnej; podobny przywilej służy i historykowi kultury polskiej. Rażą bowiem anachronizmy, jakich się ci autorowie dopuszczają: na jednej i tej samej stronicy powołują „Księgą henrykowską" z r. 1270 i kazania z XV wieku, a początki kultu przodków albo religii — bujają więc swobodnie śród okresu co najmniej lat' trzech tysięcy. Chronologii ściślej pilnować należy, a gdzie się przeciw niej wykracza, zawsze o tym czytelnika ostrzegać, choćby się miało na zarzut pedanterii narazić, najcięższy, jaki historyka spotkać może.

Zamierzam więc skreślić przebieg dziejów kultury polskiej, które się pod mniej pomyślną wróżbą zaczęły, bo położona w sercu Słowiańszczyzny, była Polska odcięta od Zachodu, jak od Wschodu i ich kultur. Energia obu pierwszych Piastów przezwyciężyła skutki tej niewygody, zdobyła Polsce przynależne jej miejsce na wschodzie Europy, ale połączyła ją z Zachodem łacińskim, tj. oszczędziła jej liturgii słowiańskiej, obrządku greckiego i skostnienia kultury. Po przejściach grożących nieraz zupełnym rozbiciem nie tylko państwa, ale i narodu, rzuciła energia obu ostatnich Piastów i polityka możnowładców małopolskich podstawy największego państwa słowiańskiego, nie chwilowego, jak Symeonowe bułgarskie lub Duszanowe serbskie, lecz takiego, co wieki przetrwało. I to, na co się Czechy jako zbyt szczupła dziedzina nie zdobyły, miało przypaść Polsce w udziale: organiczne stopienie zdobyczy Zachodu z darami przyrody słowiańskiej, wytworzenie odrębnego typu kultury, „staropolskiego", domowego, na podstawie europejskiej. Złoty okres dawnych dziejów, wiek XVI, zapowiadał ten ideał, lecz oczekiwania, jakie obudził, nie ze wszystkim się spełniły. Zamiast dalszego rozwoju sił własnych w jedności z coraz jaśniejszą kulturą Zachodu, cofnięto się w ustronne zacisze domowe, zasklepiono w tradycyjnym ustroju politycznym i wyznaniowym, społecznym i literackim; zwichnięto, a w końcu załamano linię rozwojową. Opłacono to utratą dawnego przodownictwa duchowego śród Słowiańszczyzny, utratą potęgi mocarstwowej, a ostatecznie utratą bytu politycznego i zubożeniem bogatej niegdyś kultury. Ale rychło ścieśniono ponownie więzy z Zachodem, rozluźnione, lecz nigdy nie porwane, i w nowym napięciu sił dążono do ideału dawniej nie

osiągniętego w całości, sprzęgając z domową tradycją kulturą nowożytną, a rwąc się do czynów ofiarnych w proteście przeciw niebytowi państwowemu. I przetrwał naród zwycięsko próbę wiekową, odzyskał państwowość, a z nią rzucił nowe, szersze podstawy dla życia narodowego i kulturalnego. Tę to przeszłość jego kulturalną, naukę i pobudkę zarazem dla obecności, szczegółowo niżej przedstawiam. A. Brückner Berlin w marcu 1930 r.

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY CZASY PRZEDDZIEJOWE Położenie i przyroda kraju. — Wyniki badań archeologicznych. — Kultura łużycka. — Ariowie: rasa, ludy, język, kultura, kolebka. — Epoka litwo-słowiańska. — Słowianie: siedziby pierwotne, grupy językowe i szczepowe. — Wpływy obce. Wędrówki germańskie.. — Bibliografia.

 

POŁOŻENIE I PRZYRODA KRAJU

Na pasie niżowym środkowej Europy, ciągnącym się od Atlantyku ku Uralowi, rozszerzającym się coraz bardziej ku wschodowi, zajęła rdzenna Polska, lekko falista dziedzina wielkich dolin, wyżłobionych przez wody roztopowe lodowców, osobliwsze miejsce. Na wschód i zachód brakło jej granic przyrodzonych, bo dwie wielkie jej rzeki, Odra i Wisła, łączyły, nie dzieliły niże; z południa zaś oparła się ó łańcuchy Sudetów i Karpat; na północy oddzieliły ją od morza nieprzebyte moczary i puszcze nadnoteckie i pojezierza pruskiego. Przecinały więc niż polski rzeki, których bieg dolny i ujścia zaległy plemiona zupełnie obce (pruskie) lub zawsze wrogie (pomorskie), co odcięły Polskę od morza, a to dotkliwie obniżyło i zubożyło dawną kulturę. Zabrakło jej bowiem wybrzeża, najdogodniejszej wymiany obcych wpływów i zasobów materialnych; zabrakło morza dla zahartowania i ośmielenia ludu i indywiduów. Dążyła więc pierwotna Polska instynktownie do morza, ale złożyły się okoliczności tak, że celu swego na stałe nie dopięła, a gdy po wiekach wybrzeże prusko-pomorskie zajęła, zastała tam obcych rozgospodarowanych tak silnie, że z swej nowej pozycji morskiej Polska korzyści już nie odniosła, o potędze morskiej nie myślała, ograniczona do swego niżu wyłącznie, tym bardziej że nowe warunki dziejowe parły ją w całkiem innym kierunku, ku wschodowi, ku Rusi i Litwie, co również nie opanowały żadnego wybrzeża, tak że jej ściśle lądowego, kontynentalnego charakteru nic nie naruszyło. Kontynentalne jest więc wszystko w Polsce: klimat, flora, fauna, ludzie. Szerokie jej doliny dyluwialne posiadają ten sam chłodny i wilgotny klimat; wielkie prądy atmosferyczne od Atlantyku mają wszędzie wolny dostęp. Główny dział wodny europejski okrąża rdzenną Polskę, której wszystkie rzeki należą do zlewiska bałtyckiego; dawny poziom wód nie opadł do dziś znacznie, znaczniej zmniejszyła się w ciągu wieków, mianowicie w czasach najnowszych, ich rozległość i obfitość, bo powysychały same albo osuszane sztucznymi kanałami na wielkich obszarach. Rzeki płyną po dnach szerokich i równych, których ich łożysko wcale nie wypełnia; spadek ich bardzo wolny; brzegi Odry (i Bugu) nader błotniste. Kraj zapełniały niegdyś lasy z wyjątkiem wydm piaszczystych, błot i moczarów, a szczególnie pasm lessowych, których las nie. zarasta; las był mieszany, chyba na piaskach panowała sosna wyłącznie; niektóre pożyteczne drzewa, np. cis, modrzew, wytępił człowiek; dawny las, najlepszą zabierający glebę, był nierównie bujniejszy niż dzisiejszy. Łąk naturalnych nie było oprócz po nizinach nadbrzeżnych, wystawionych na powodzie. Z fauny wytępił człowiek tura, żubra, bobra, po których liczne nazwy miejscowe do dziś pozostały.

WYNIKI BADAŃ ARCHEOLOGICZNYCH

A ludy i ludzie? Odmieniali się jak flora i fauna; jak drzewa jedne wypierały w ciągu tysiącleci inne, podobnie przypływały i odpływały fale ludności zawisłej od klimatu, który wcale nie był jednostajny, lecz periodycznie znacznie się wahał. Mieniały się periody posuchy i wilgoci, ciepła i chłodu, a z nimi człowiek opuszczał siedziby nie chcąc albo nie umiejąc się przystosować do zmienionych warunków, więc pustoszała ziemia zupełnie, np. gdy lody z północy napierały; w przerwach „międzylodowych" znowu ludzi przybywało; brali w posiadanie wydmy, lessy i porzecza; lasu nie karczowali, bo to przechodziło ich siły; korzystali i z licznych oaz-polan międzyleśnych, bo bór często się przerzedzał, a strefy mniejszych opadów atmosferycznych stanowiły o jego granicach, poza którymi człowiek pierwotny z epoki kamiennej starszej i nowszej osiadał, kopiąc się i w ziemi lub w jaskiniach nadrzecznych, np. w grotach w Ojcowie nad Prądnikiem; o życiu i bycie tych koczujących łowców zwierza i ryby świadczą resztki narzędzi krzemiennych, później gładzonych. Z wiekami przybywało ludności osiedlającej się trwałej, ułaskawiającej pierwsze zwierzęta domowe, poznającej wreszcie używanie metali, najpierw obcego, drogiego brązu, zastąpionego później nierównie tańszym, bo wszędzie dobywanym żelazem. Już w epoce brązowej, tym bardziej w żelaznej, zaznajomił się człowiek dokładnie z uprawą ogrodowizn, dalej zboża: prosa, jęczmienia, owsa, z lepieniem naczyń glinianych, z budową domostw drewnianych. Głównie od południa, znad Dunaju i krajów alpejskich, przez Bramę Morawską, dalej i z zachodu przez Odrę, a w końcu z północy od Bałtyku docierały na naszą ziemię czy nowe ludy, czy tylko nowe zdobycze materialne (broń, ozdoby, naczynia). Ziemia je przechowała wiernie; z wykopalisk wyczytał archeolog następstwo kolejne wszelkich epok, lecz nie znalazł ani nie znajdzie chyba klucza do wyrozumienia tych tak wymownych, lecz mimo to zupełnie niemych świadectw, bo nie odpowiadających na najciekawsze pytanie, co za ludy pozostawiły te skarby? Nie będziemy więc wyliczać licznych grup, jakie archeologowie w tym rozwoju rozróżniają, boć nie wiemy, o kim właściwie mowa, co to za ludy? KULTURA ŁUŻYCKA

Wspomnimy tylko o najciekawszym okresie, o kulturze łużyckiej, nazwanej tak, bo ziemia nad Odrą i Wartą była

głównym jej siedliskiem; tu może powstała, stąd szerzyła się na południe do Moraw i Czech, na wschód do Małej Polski, ba, i dalej po Wołyń i Podole, ale coraz słabiej. Najdłużej i najpełniej wytrwała na południu od Noteci, której nazwisko nie słowiańskie w przeciwieństwie do Odry i Warty i ich dopływów. Nazwisko tej kultury, ściśle geograficzne, nie przesądza w niczym pytania o przynależności etnicznej; zowiemy ją też kulturą cmentarzysk popielnicowych typu łużyckiego, bo dla archeologa obok ceramiki jest rytuał pogrzebowy najpewniejszym przewodnikiem w rozróżnianiu epok. Ceramika daje najwdzięczniejszy materiał, najłatwiej na niej obserwować czasowe odmiany i wpływy czy wzory obce w zdobnictwie pasmowym, sznurowym i in., z podobieństwem twarzy czy domu; rytuał pogrzebowy, groby pierwotne szkieletowe i późniejsze ciałopalne, skrzynkowe, z obwarowaniem kamiennym czy bez niego, z licznymi przystawkami naczyń, broni, ozdóbek wszelakich drugie po ceramice zabiera miejsce, a wiążą odmiany jego nawet z rozwojem idei religijnych. Ale wszystkie te grupy coraz nowej kultury, którą nieraz łączą z imigracją nowych ludów, chociaż rozwój i bez tego bywa możliwy, są bezimienne; wystarczają im bowiem nazwiska tylko wedle najobfitszych albo najdawniejszych znalezisk; o jedynej łużyckiej z prastarych kultur panuje u nas szczególnie inne mniemanie. Ta kultura występuje przy końcu drugiej epoki brązu, około r. 1500 przed Chr., i sięga niemal aż do czasów przedrzymskich; oznaczają ją groby z popielnicami-żalami (urny, co tak samo od urere 'palić' jak nasze żale od żaru nazwane); te popielnice kryły szczątki osobników, nie całych rodzin, a odznaczały się bogactwem przystawek, tj. naczyń, narzędzi i innych darów dla zmarłego. Przystawki świadczą o wysokiej sztuce ceramicznej wobec stosunkowego ubóstwa broni i wszelkiej metalurgii. Lud był osiadły, nie koczowniczy, budował chaty, uprawiał rolę. Z północy, od wybrzeży bałtyckich, wkroczyła z czasem na ten teren kultury popielnicowej inna, kultura grobów skrzynkowych, bez popielnic, uboga co do przystawek, wcale niekorzystnie świadczących o jej garncarstwie, natomiast nierównie bogatsza w broń. Ona czy wyparła zupełnie, czy tylko pokryła sobą kulturę popielnicową, a podobnych najść od północy bywało i więcej, cechuje je zaś pewien odmienny obrządek pogrzebowy, są groby jamowe albo groby bez palenia zwłok — szkieletowe. W tych przybyszach upatrują chętnie Germanów nordyjskich. Lecz sam lud łużyckiej kultury, jakiej był on narodowości? Widocznie już aryjskiej (?). Że nie germańskiej, twierdzą dziś jednozgodnie archeologowie niemieccy, równie przekonani, że nie słowiańskiej, co uchodziło za pewnik u wielu archeologów czeskich i polskich. Wedle nich przetrwała ludność tubylcza nawałę północną, germańską; ceramika popielnicowa niby wskrzesła na nowo, i lud jej w nieprzerwanym odtąd ciągu łączy się z późniejszymi Wielkopolanami. Różnica jednak kultury łużyckiej a najdawniejszej słowiańskiej, grodziskowej, jest taka zasadnicza, że łączyć ich nie podobna. Ależ dawny ów świat aryjski nie kończył się Germanami ani Słowianami, byli i Celtowie, Ilirzy, Trakowie i inni nam dotąd nie znani; może właśnie kultura łużycka była ilirską, bo zwali Germanie Słowian zawsze Wendami, tj. pierwotnie (ze względów językowych) Wenetami, nazwiskiem u Słowian nigdy nie słychanym, za to dobrze znanym u szczepu ilirskiego (Wenetów). Gdyby przed naporem germańskim, nordyjskim, Ilirowie-Wenetowie cofnęli się na południe, zatrzymaliby ich nazwę Germanie i dla tych, co ich miejsce zajęli, tj. dla Słowian. Bo z nazwami znacznych ludów bywa jak najrozmaiciej, jak najdziwaczniej. Oznaczają przecież Germanie Wendów (Słowian) i Finów nazwami, o których Słowianie i Finowie nigdy nie słyszeli; nazywają Czechów imieniem Bojów (Boiohaemum) celtyckich, co niegdyś w Czechach dzisiejszych siedzieli; nazywają wszystkich RomanówVolkami (Walh, Wälsche; nasze Włochy stąd) wedle szczepu celtyckiego, na który się wiekami przed Chr. natknęli, a sama ich nazwa — Germanie, jest im najzupełniej obca, nigdy się tak żaden Niemiec nie nazywał! Jeśli Finowie Ruś Weneja, tj. Wandami zowią, toć zachowali pierwotną nomenklaturę niemiecką. Nazwa Wenetów-Wendów ma to osobliwsze, że się po całym świecie aryjskim (zob. niż.) powtarza, od Wandei francuskiej do Henetów w Małej Azji, chociaż z tego jeszcze bynajmniej nie wynika, żeby ci wszyscy Wenetowie niegdyś bliżej byli spokrewnieni, jakąś całość później dopiero przez wędrówki rozerwaną tworzyli; nazwa to obojętna, zdaje się znaczy 'przyjaciół', 'sprzymierzeńców'. A tak samo jak z nazwą Wenetów między Ariami, ma się z nazwą Słowian, Serbów, Charwatów, Dudlebów (por. Duleba i Dulęba, nazwy osobowe z ruskiego, od XV wieku) u naszych pobratymców, tj. wszędzie, od Nowogrodu Wielkiego aż do ujść dunajowych i gór alpejskich, powtarzają się te nazwy jako szczepowe, a mimo to nic nie łączy np. Słowian nowogrodzkich znad Ilmienia z Słowieńcami karpackimi (Słowakami) czy alpejskimi: są oni sobie wszyscy równie obcy, nazwa przypadkiem ich łączy, nazwa zresztą wcale nie osobliwsza, jeśli trafny mój domysł, że Słowianie pierwotnie 'powolnych', 'ociężałych' (por. naszą nazwę lnu powoli dojrzewającego — słowień) znaczyło (od pnia sleu-'dusić'; slu-ga).

ARIOWIE: RASA, LUDY, JĘZYKI, KULTURA, KOLEBKA

Obok archeologii i inne źródło posiadamy, wprawdzie młodsze, za to znacznie pewniejsze. Język poucza, że Polacy; o których historyczne wiadomości sięgają tylko IX wieku, to gałąź Słowian, którzy cały wschód Europy zajęli; dalej, że z nimi razem tworzą odłam szczepu Ariów europejskich, jak Germanowie czy Celtowie, Grecy czy Italowie. Było to istotnymtryumfem naukowym, gdy się powiodło Boppowi dowieść na podstawie badań nad budową mowy i jej słownikiem, które narody w Azji i Europie jako sobie pokrewne wyszły z jednej kolebki; dalej, jaki stopień kultury osiągnęły w owej pierwotnej spólnocie. Trudności były znaczne, bo niektóre z tych języków, np. ormiański, a nawet germański, odchyliły się znaczniej od spólnego podłoża; nowsze odkrycia pomnożyły i w Azji, i w Europie ten pierwotnie szczuplejszy krąg, przydzieliły mu różne szczepy wygasłe wedle ocalałych szczątków ich języków. Ci Ariowie, zwani Indoeuropejczykami lub Indogermanami, przyszli panowie całego świata, nie tworzą bynajmniej rasy jednolitej, bo ulegli od najdawniejszych czasów wszelakiemu mieszaniu i krzyżowaniu z rasami tubylców, których ziemie zawojowali; bają np. o Germanach, że to obcy zupełnie, nie aryjski szczep, co się dopiero później żartował. Dziś nigdzie w Europie nie ma mowy o jakiejkolwiek rasie pierwotnej; są tylko wtórne, a wszelkie zawiązki tych ras wtórnych leżą daleko poza obrębem historycznej świadomości. I tak wyróżnia -antropologia u samych Słowian, nie mówiąc o dalszych Ariach, cztery rozmaite typy; na tę rozmaitość rozmiary czaszek, głębokość oczodołów, płaskość twarzy, szerokość -nosa, uwłosienie itd. się składają; mówi się o typie nordyjskim, zanikającym w czasach historycznych; o typie alpejskim, czyli środkowoeuropejskim; o rasie wschodniej, prasłowiańskiej, a zarazem fińskiej, nie bez oddziaływania irańskiego; o typie śródziemnomorskim, głównie stepowym! Te same typy odróżnia się śród Polaków, lecz łączyć z nimi bezpośrednio owe cztery główne skupienia szczepowe, o których niżej mówimy, jakoby te skupienia odpowiadały każde jedrnemu z owych typów, a choćby tylko przewadze każdego z tych typów, wydaje się nieuzasadnione, bo te skupienia są nierównie młodsze niż krzyżowanie się owych typów. Zbliżenie to, jeśli rzeczywiste, będzie chyba przypadkowe. Skąd przyszli Ariowie? Gdzie ich kolebka? Odpowiedź na to pytanie wypada w każdej nauce inaczej. Archeologowie uznają jednozgodnie niemal jako kolebkę aryjską — północną czy środkową Europę, Jutlandię, Szlezwik-Holsztyn, niektórzy Turyngię; tu utrzymała się najczyściej mniemana rasa aryjska, rosła, jasnowłosa, długogłowa, niebieskooka. Inne nauki szukają tej kolebki w Eurazji. W każdy sposób wznieśli się Ariowie już we spólnej kolebce ze stanu dzikiego do barbarzyńskiego, byli pasterzami i myśliwymi; uprawa roli była gałęzią ich gospodarstwa podrzędną; ustrój rodzinny był patriarchalny bez śladów jakiegoś matriarchatu; pokrewieństwo liczyło się wyłącznie od ojca, nigdy od matki; aryjskie terminy pokrewieństwa nie znają wuja, teścia itp., za to świekra, dziewierze, zołówki; rody łączyły się już i w większe grupy pod przewództwem naczelnym obranych czy i dziedzicznych wodzów. Ubóstwiano siły przyrody, głównie słońce, ogień; wzniesiono się więc nad wszelkie pierwotne fazy religijne, nad animizm i manizm, nad fetyszyzm, totemizm i terioformizm, chociaż ślady tych wierzeń nieraz występują; żywy był nadzwyczaj kult przodków, manów-penatów, dziadów. Były już pierwsze różnice stanowe ludzi wolnych i rabów niewolnych; już się wydzielał wódz naczelnik (rex, radż, Reich itd.) i piastował może władzę dziedziczną (?). Mężczyźni oddawali się łowiectwu, pasterstwu i walkom; kobiety uprawiały ogrodowizny (okres kopania), przędły, mełły na żarnach, trąc ziarna zdobyte z pierwszych początków rolnictwa. Domy drewniane, nie tylko budy z chrustu uplecione; były wozy dwukołowe i czółna-jednodrewki; do gospodarstwa należało bydło, nierogacizna i inne, a strzegł ich pies świeżo ułaskawiony. Na ubiór nie składały się już same skóry, zdobycz myśliwca i pasterza, lecz tkaniny i przędza kobieca. Kruszce szlachetne, złoto znano, a używano miedzi; broń była już bardziej urozmaicona, nie kamienna tylko i z kości. Zdobiono twarz i ramiona wszelakimi kółkamimetalowymi i innymi; może i tatuowano się; solą i miodem zaprawiano potrawy. Język był bardzo obfity, wyrobiony aż do podziwu; już objawiały się na daleko rozrzuconej przestrzeni znaczniejsze różnice narzeczowe (zachowali jedni k, g, gh nie zmienione, gdy je inni, przodkowie Litwo-Słowian, Indów i Irańczyków, w s, z, zh odmieniali, np. centum — sto, axis — oś, humus — ziemia, octo — osiem itd. Trafne oznaczenie kolebki aryjskiej objaśniłoby zarazem, skąd Słowianie do Polski przybyli. Inaczej niż archeologowie skłaniają się antropologowie, historycy i lingwiści ku Eurazji jako ku prarodzinie Ariów, tj. ku wschodniej, stepowej Europie i Przedniej Azji. Język aryjski nie miał żadnych spólnych nazw dla fauny i flory strefy gorącej, ma je dla zwierząt i drzew (brzozy, jasionu) strefy umiarkowanej; ma nazwę dla konia, zwierzęcia stepowego; dla morza (Czarnego?), dla okrętu (czółna) i wiosłowania. Jak tyle innych, szłaby więc i wędrówka aryjska ze wschodu na zachód. Ze wszystkich żyjących języków aryjskich słowiański, a jeszcze bardziej litewski najstarożytniejszy zachowały wygląd; litewszczyzna z r. 1929 nierównie bliższa prajęzykowi aryjskiemu niż gocki język z r. 300. Wnioskowano stąd nieraz, że starożytności językowej odpowiada i terytorialna, że więc siedziby litwo-słowiańskie najbliższe prarodzinie. Nie znane nam ludy zajmowały w prawiekach ziemie nad Wisłą i Odrą; w czasach nowszych przybyli tam ze wschodu jacyś Ariowie, a za nimi w końcu i Słowianie.

EPOKA LITWO-SŁOWIAŃSKA

Wędrówki szczepów aryjskich rozbiegły się w najdalsze strony, oparły się w Azji aż o rzekę Indus i wyżyny Pamiru, zajmując Małą Azję i docierając do środkowej; w Europie do Skandynawii, do wysp brytyjskich, Atlantyku i do Morza Śródziemnego, którego wybrzeża najdonioślejszego w dziejach kultury nabrały znaczenia, gdy się Grecy i Italowie z ich obcą, a znacznie wyższą, zapoznali kulturą; natomiast w warunkach mniej korzystnych nie postępowała naprzód kultura pierwotna aryjska. Tak było na dziedzinie, jaką spólnie żyjąc Litwa i Słowianie przez wieki zajmowali. Zbogaciłi sobie wtedy znakomicie sam język, mianowicie słownik: Teraz miewali spólne już nie tylko pierwiastki, lecz liczne całe słowa powtarzały się tu i tam, tak że nieraz trudno orzec, czy słowo litewskie lub pruskie spólnego z słowiańskim początku, czy tylko później od Rusi lub Polski zapożyczone? Tak ponazywali razem części ciała, np. ręką, dłoń, garść, palce, łokieć; tak wciągnęli do nazw pokrewieństwa i kognatów, np. wuja; rozglądnęli się w przyrodzie otaczającej nierównie dokładniej, specjalniej niż Ariowie. Więc ponazywali spólnie drzewa (lipę, wiąz, wierzbę, iwę, jodłą, trzemchę, jabłoń, gruszą, zioła); ponazywali kuną, wiewiórką, kreta, krowę(?), cielę(?); z ptactwa: wronę, zazulą-kukułką, cietrzewia, wróbla, drozda, kosa, słąkę; na polu u nich rataj radiem orał, siewał reż (żyto), ber, owies, sadził rzepę; wyrabiał naczynia, cebry, spądy i in.; trudnił się pszczelarstwem nierównie usilniej niż Ariowie. Szczegóły topograficzne wyrażał nazwami dla debry, lasu, góry, sątoku (stoku); podobnie różnice temperatury, atmosfery, pór roku (mgła, piorun, szron, zima, wiosna, wieczór); nie brakło słów dla afektów (miłość, druh i in.); nawet w liczebnikach i zaimkach osobowych zdobywał się na niejedno własne, a obce innym Ariom. Najbardziej -o jakim takim postępie kulturalnym świadczyło poznanie najważniejszych metali, żelaza mianowicie: teraz kowal i kuźnia nabrali znaczenia, stali się ośrodkiem osiedla; kuźnia zajęła miejsce późniejszej karczmy. Dotąd wyliczaliśmy same nazwy przedmiotów, których liczbę łatwo pomnożyć (werw , 'powróz' itp.); brak ich tylkow mitologii, która po obu stronach zawsze nowe, zrozumiałe nazwy przybierała1. Nie inaczej ma się i z przymiotnikami juny (młody), duży i in.; najwięcej zaś spólnych czasowników, i bez przesady można twierdzić, że rzadki bywa pień słowiański, co by nie miał odpowiednika litewskiego. Bogatemu rozwojowi słownictwa mniej odpowiadał sam rozwój kultury, chociaż i tu nie obeszło się bez postępu (por. obok nazwy metali takie, jak czyść 'liczyć', litewskie skaityti); raźniejszemu postępowi nie sprzyjały widocznie warunki zewnętrzne: brak morza, niewdzięczna ziemia, fatalne sąsiedztwo niekulturalnych Finów, klimat surowy. W końcu, po r. 1000 przed Chr., rozpadła się i ta jednota; północny jej odłam, Litwa, rozpoczął odrębne życie; nierównie większy, południowy wycofał się i od Litwy, i od Finów i zażył na własną rękę, zbliżył się ku zachodowi, ku Germanom.

SŁOWIANIE: SIEDZIBY PIERWOTNE, GRUPY JĘZYKOWE I SZCZEPOWE

Jak u Ariów, tak i u Słowian nie było zupełnej jednolitości językowej; rychło zaznaczały się wszelakie różnice, aż w końcu wyraźniej trzy grupy językowe wystąpiły, jak i u Germanów: zachodnia, wschodnia i południowa (północna u Germanów na jej miejscu). Język polski, a więc i szczep sam należą do grupy zachodniej, która i Czechów, Łużyczan i Słowian nad Odrą i Łabą (bo później, w VI wieku po Chr., i tam dotarli) objęła, specjalnie zaś do północnego odgałęzienia tej grupy wraz z Pomorzanami i Lucicami, sięgającymi aż po Holsztyn i w Brunszwickie za Łabą. Jakiż był ten język przed r. 500 po Chr., kiedy się jednota słowiańska ostatecznie rozprzęgła? On nie ocalał nigdzie w pierwotnym stanie; najbliższe mu to narzecza macedońskie (spod Solunia), w którym obaj Grecy soluńscy około r. 856 zaczęli spisywać przekład lekcji ewangelicznej z św. Jana; było to narzecze najlepiej zakonserwowane. Dzisiejsze narzecza odbiegły w różnej mierze od pierwotnego stanu; do lepiej zakonserwowanych należą czeskie, polskie (jedyne, co pierwotne nosówki ą, ę zachowało), ruskie. Język ten był nierównie bogatszy niż wszystkie dzisiejsze w słowa rodzime; nigdzie one nie ocalały wszystkie; różne zjawiają się to w jednym, to w drugim; u nas ich stosunkowo najmniej, ależ dopiero od XIV wieku zubożał nasz język, zastąpił obcymi wlazami rodzime. Głosownia, formy, składnia były zupełnie ustalone, bardzo bogate; w późniejszym rozwoju okazał się ich nadmiar zbyteczny; my i Ruś poutracaliśmy najwięcej form czasownikowych (np. aorysty i imperfekty dla oznaczenia czasu przeszłego, liczbę podwójną i in.). Słabo rozwinięte były spójniki dla więzi zdań; te toczyły się głównie spółrzędnie, bez zdań pobocznych oprócz względnych, z których się później poboczne rozwinęły. Szczegóły słownictwa, o ile kultury dotyczą, przedstawimy niżej. Postęp wobec epoki litwo-słowiańskiej był nadzwyczajny. W ciągu co najmniej tysiąclecia ustaliły się wszelkie cechy słowiańskie; Litwin zachował końcowe s, wilkas, Słowianie je odrzucili, wilk; Litwa zachowała dyftongi, Słowianie je zmonoftongizowali, kiaune — kuna, snajgis (pruskie) — śnieg; Litwa nie zna naszej palatalizacji (piekę, pieczesz), naszego ch, sausas — suchy itd.; najdalej odbiegła od typu słowiańskiego co do czasowników; w końcu rozeszły się narzecza litewskie między sobą może bardziej niż słowiańskie. W składni, słowniku rażących różnic mniej. Na ziemi słowiańskiej dźwięki tj, dj różni różnie przekształcali, na zachodzie w c, dz, na wschodzie w cz, ż itd. Z czasem dopiero wyrobiły się znaczniejsze odmiany, najmniej w składni, najwięcej w wymowie (utracenie. np. wolnego akcentu, różnicy długich i krótkich samogłosek, nosówek); ogólnie zaginęły półsamogłoski, wilk np. było niegdyś dwuzgłoskowe słowo, końcowa półsamogłoska zagłuchła. Bezpośrednie porozumienie między Słowianami dziś jeszcze nie wyłączone, cóż dopiero przed tysiącem lat; w obrębie jednej grupy są różnice jeszcze mniejsze. Trzy grupy narzeczowe, zachodnia itd., odcinają się wyraźnie, nie ma -między nimi żadnych przejściowych okazów, nawet mimo bliskości siedzib pierwotnych, np. między zachodnią (polską i czeską) a wschodnią (ruską) grupą, między Południem (bałkańskim i alpejskim) a Zachodem i Wschodem. Natomiast są albo były takie przejściowe okazy w obrębie każdej grupy z osobna, tak dalece że trudno nieraz pociągnąć ścisłą granicę, np. między Słowieńcami a Kroatami, między Serbami a Bułgarami; i polsko-czeska granica bywa miejscami wcale niewyraźna. Zawiodły zupełnie wszelkie próby łączenia Czech z Południem, bo ani Słowaczyzna nie dzieli z nim niczego, ani nie sięgnęli pierwotni Czesi kiedykolwiek za Dunaj. Śród północno-zachodniej Słowiańszczyzny, sięgającej od Wisły i Bugu do Holsztynu, nie było nagłych, znacznych różnic, bo same jej siedziby tworzyły ciąg nieprzerwany, co się odbiło i na języku nazywanym „lechickim", której nazwy jako historycznie niemożliwej unikać należy. Z czasem tworzą się pewne ośrodki narzeczowe, co znowu na okrainy działają i niby je przyciągają, przez co okazy przejściowe giną lub się zacierają. Gdzież była kolebka Prasłowian? Jaka ich spoina kultura własna? Które pierwsze wpływy obce wycisnęły na niej ślady niestarte? Siedziby Prasłowian określimy, potrącając od dzisiejszych wszystkie, które Słowianie później zajęli, po owym piątym wieku. A więc na południu — cały Bałkan wraz z Węgrami i kraje alpejskie, a na zachodzie i sudeckie, gdzie się Słowianie dopiero po odejściu Germanów usadowili; na wschodzie — cały step czarnomorski i kraje nadwołżańskie, bo stepem władały ludy koczownicze od irańskich Scytów aż do turskich. Tatarów, a dorzecze Wołgi wypełniali Finowie ginący tam dopiero w czasach historycznych. I na północ nie sięgali Prasłowianie wysoko; zalegali ją Finowie i Litwa, ale średni bieg Dniepru był cały aż do źródeł dnieprowych w ich ręku; do Bałtyku przystępu pierwotnie nie mieli. Na zachodzie przekraczali Wisłę sięgając po Odrę i docierając do gór sudeckich. Przeciw temu twierdzeniu memu oświadczają się niemal jednozgodnie wszyscy inni badacze, wychodząc z mylnego" założenia, że prarodzina Słowian nie znała pierwotnie buku, bo nie ma u Słowian własnej nazwy tego drzewa (mają dla niego tylko pożyczoną niemiecką, bõka, Buche), więc musieli siedzieć pierwotnie na wschód od. linii zasięgu buku, a ta linia sięga mniej więcej od Królewca do ujścia Dunaju, z środkowym wygięciem na wschód; zasięg grabu nierównie' dalej na wschód się wygina. Z drobnego, może całkiem przypadkowego szczegółu wysnuwać tak daleko sięgające wnioski nie uchodzi, tym bardziej skoro Słowianie mają własne nazwy dla cisu (i bluszczu), a zasięg cisu (i bluszczu) równa się mniej więcej zasięgowi buku; dalej mają Słowianie własną nazwę dla grabu, a oto widzimy, że inne ludy, np.' sami Niemcy, obu drzew nie rozróżniają wcale! Niemcy nazywają jednym Buche i buk, i grab. Prusowie siedzieli co najmniej tysiąc lat między samymi bukami, mimo to nazywali je z polska! Twierdzą również, że Słowianie nie mogli pierwotnie siedzieć na zachód od Wisły, dokąd Germanie sięgali, bo starożytni nie podali tam ani jednego nazwiska: słowiańskiego. Ależ jest Kalisz u Ptolemeusza (Kalissia, nazwa prasłowiańska, to samo co Kałusz i skałusz 'błoto' od kału), a może jest u niego i drugi Kalisz (przecież cała ta: ziemia obfituje aż nadto w błota — Napoleon nazwał je dlatego piątym żywiołem w Polsce) w Askaukalis, złożonym może z słowiańskim Osko (nazwa osiny, germańskie aska?), por. czeską Oskawę a nasz Oskobok, dawniej Oskobłok i Woskobłok, Oską i Oszczkę, wszystko to nie germańskie, jak o czeskiej Oskawie (mylnie) twierdzą. Jeżeli bowiem; ograniczymy pierwotne siedziby Słowian samym krajem między Bugiem a Dnieprem (wypełnionym po znacznej części olbrzymimi błotami Polesia, gdzie ludzi nie było!), to skądżeż wzięły się te tłumy niezliczone, co w ciągu VI wieku zalały cały wschód i środek Europy, od Łaby i Bałtyku aż do Bałkanu? Chyba już Prasłowianie zajmowali całą Polskę, jej imiennictwo topograficzne jest też wyłącznie słowiańskie bez jakiejkolwiek obcej przymiesżki, fińskiej czy innej —. żadnej dotąd przynajmniej naukowo nie udowodniono; jeżeli jaka się jeszcze znajdzie, będzie może ilirska od pierwotnych Wenetów(?). WPŁYWY OBCE. WĘDRÓWKI GERMAŃSKIE Siedziby Prasłowian sięgały więc nie od Bugu, ale od Odry do Dniepru, którego bieg średni przekraczały; opierały się o Karpaty i Sudety; nie docierały do Bałtyku, oddzielane od niego przez wąski pas pruski. Na tej prarodzinie ulegli Prasłowianie w pierwszych wiekach po Chr. wpływom i podbojom energicznych Germanów wschodnich: Gotów, co wyszli z Szwecji i Gotlandii na Prusy, a wielkie państwo nad Czarnym Morzem w IV wieku założyli; Burgundów i Wandalów, jeśli nasz domysł, że kraj po obu brzegach Wisły był słowiański, trafny, bo Burgundowie z wyspy bałtyckiej Bornholmu, a Wandalowie z Danii (północna Jutlandia nazywała się Wendila) wyszedłszy, lewe Powiśle zajmowali od Bałtyku aż do Śląska (tu siedzieli Wandalowie-Silingowie). Sąsiedztwo i przewaga germańska zaznaczyły się pożyczkami rzeczowymi i słownymi; germanizmy dostały, się do języka prasłowiańskiego między II a IV wiekiem po Chr. przez kupców głównie, którzy oba języki znali. Najważniejszy epizod w pierwotnych dziejach Słowiańszczyzny to wiekowe stykanie się z Germanami wschodnimi, a skutek i ślady jego przetrwały kilkanaście wieków do dziś; pierwsze to owe germanizmy w mowie Słowian, za którymi poszły po wiekach inne, jeszcze liczniejsze. Niewiele tych pierwotnych, około czterdziestu, ale każdy z nich to niemal napis osobnego rozdziału w dziejach kultury. I tak dawały się Słowianom we znaki hansy 'drużyny' germańskie, które ich nachodziły i grabiły, więc przejęli tę nazwę jako chąsa 'rozbój' (ocalało jedynie w dawnej polszczyźnie: chąsa 'kradzież', chąśba 'rozbój'); ale hansy wysyłał germański kuning 'król', więc i tę nazwę przejęli (knęg, z czego u nas ksiądz, z ksiądz książę), jak i nazwy nowej broni, miecza długiego i szłomu (hełmu) żelaznego. Hansy wymuszały na nich dostatki (skatt, Schatz dziś), ale że dostatkami Słowian bywały głównie trzody, więc ci sobie to skot na bydło przenieśli; nasłuchali się też dosyć o 'pieniądzach (Pfening); płacili Gotom i lichwą (leihen), a własne wżenić, wiano wymieniali na gockie kup, kupić (kaufen). Z podobnych pożyczek nie wynika jednak bynajmniej, żeby Słowianie wcale nie znali samych rzeczy; i oni mieli swoje własne nazwy dla rozboju, książąt, bydła, kupna; przejmowali jednak germańskie dla oznaczenia jakichś nowych ich właściwości. Np. wyrabiali od niepamiętnych czasów placki, tj. kruszyli ziarna zbożowe najpierw kamieniem i młotem, potem w żarnach; zwilżali pokruszone i piekli je w żarzącym popiele (podpłomyki) lub między rozpalonymi kamieniami; nie wiemy, jak placki nazywali, bo kołacz i korowaj to są nazwy specjalne obrzędowego pieczywa. Ale od Gotów przejęli ich nowy chleb z jego nazwą (goc. hlaifs, niem. Laib): Tak samo mieli swoich balijów-znachorów, co zamawiali choroby i rany, szepcąc odwieczne formułki i przykładając zioła, lecz od Gotów przejęli nazwę leków i lekarzy (lekeis, 'lekarz', co Germanie sami od Celtów mają, to, jak i inne ważne słowa kulturalne). Stół pierwotny był deską na ziemi; te zwali Goci disks (dziś Tisch) z łac. discus; Słowianie zatrzymali pierwotne znaczenie deski, nazywając stół własnym słowem. Obok własnych garnków przejęli nazwy bluda i misy z goc. biuds 'stół' (nazwy stołu i misy mieszają się coraz) i mes (a to z łac. mensa 'stół'). Nawet u pojęć oderwanych znajdą się pożyczki, np. leść 'chytrość' z goc. lists; duma, dumać (u innych Słowian i 'mówić') z goc. dõms 'sąd, mniemanie'; może i chędogi (u nas 'czysty', u innych Słowian 'sztuczny', 'mądry') z goc. handugs 'mądry'. Przeważają jednak nazwy rzeczowe; nie ma pożyczek śród nazw pokrewieństwa, członków ciała, zwierząt domowych i dzikich, roślin uprawnych i dziko rosnących, części domu, czego wszystkiego nie brak u Litwinów i Finów, pożyczających od Germanów czy od Słowian. Znaczenie jak i rodzaj gramatyczny nieraz odbiega, np. szkło, z dawnego śćkło, siekło, z goc. stikls 'puchar szklany' (Słowianie przenieśli nazwę z wyrobu na materiał, nie od szklanych paciorków, co bardzo były w obiegu, lecz od drogich naczyń). Nie zmienione są mosiądz (słowiańskie o starsze niż e w Messing); kocieł z katils, Kessel (Słowianie gotowali w garnkach w piecach, Germanowie zawieszali kotły nad wolnym ogniskiem, ależ i oni nazwę z łac. catillus wzięli, więc wskazówka, jak należy być ostrożnym w wywodach i wnioskach; Słowianie nie z łac. sami pożyczyli); ocet z akeits, Essig, nie z acetum; osieł z asils, Esel, nie z asellus. I nazwa kolczyków, dziś u nas zapomniana, ros. sierga, skrócone z cerkiewnego.; useręg, tj. gockie auhsariggs, Ohrring. Goci zapoznali Słowian ze lwem, (ich domyślne liws, Löwe); z wielb(ł)ądem, z ulbandus, Olbente (słoń, z odmienionym znaczeniem); z figami (cerk. smoky z goc. smakks). Do wyżej wymienionych terminów wojennych należy i trąba z germ. trumba (pierwotnie 'bęben', nie 'trąba'). O buku była już mowa, o bukwach 'literach' zob. niż. Rzecz o winie nieco niepewna, czy. z goc. weins, czy z łac. vinum, zgadzającego się w rodzaju nijakim (na to mogło piwo wpłynąć). Dwie ważne pożyczki są geograficzne; nazwa Dunaju, u Słowian i na ludzi przenoszona, stąd Dunajów, por. Dunajec ; Włochów, co poszło z Walh, Wälsche. Dalej cesarz z Kaiser; cętka, pierwotnie 'pieniążek' z kintus 'pieniążek'; oł 'piwo' z ale (angielskie); młóto (Malz); wertograd 'ogród' z goc. aurtigards, to samo: winograd z veinagards 'winnica'; na koniec pożyczka odnosząca się do stroju, pągwa (nasza pągwica 'guzik') z pungs, to samo. Niektóre z tych pożyczek dostały się do Prus i Litwy wprost od Gotów, tj. beż pośrednictwa słowiańskiego, na dowód bezpośrednich między nimi stosunków, lecz ich bardzo mało. Słowianie przybrali od Gotów nawet przyrostek łaciński oznaczający zatrudnienie, nasze -arz (lekarz itp.), z łac. -arius przez gockie ~areis. Rzecz o pożyczkach utrudnia okoliczność, że litwo-słowiańskie i germańskie miewają i spólne słowa nie zapożyczone; np. srebro (Silber, dotąd nie wyśledzonego początku); tysiąc (Tausend); drug (gockie driugan 'walczyć'); bór (islandzkie borr 'las'); ludzie (Leute); luby (lieb); łgać (Lug). Czy słowo spólne czy pożyczone, np. dług (rus. dołg) a goc. dulgs, co pewną pożyczką lichwy można by uzasadnić; słup (rus. stołp) a nord. stolpi; pułk (rus. połk) a Volk, pierwotnie 'pułk' (druga więc obok chąsy dla napastników germańskich nazwa)? Wszystkie powyższe słowa, od ludzie począwszy, uważa się za pożyczki germańskie, szczególnie pułk, chociaż się stale pojawia w imionach Świątopełk, Jaropełk, Przedpełk, co może samo przeciw pożyczce świadczyć; chąsy w imionach nie ma. Czy nie znajdą się wobec tylu tak ważnych pożyczek od Gotów pożyczki słowiańskie u Gotów samych? Jedna zdaje się pewną: gockie plinsjan, 'tańczyć' z naszego pląsać, bo Gota, nawykłego do tańca mieczowego męskiego, uderzyły pląsy-koła dziewcząt słowiańskich, klaszczących w dłonie do taktu (pląsać znaczy pierwotnie klaskać). Dalsze pożyczki mniej pewne, np. gockie płat 'łata' z naszego płatu 'płatka'. Inne pytanie, ważne i dla wędrówek słowiańskich: dlaczegóż to opuszczali Gotowie, Burgundowie, Wandalowie swoje północne siedziby? Odgadywamy najróżnorodniejsze przyczyny: to klimat pogorszony wędrówkę wywołał, to lata głodu czy pomoru (na bydło) obrzydziły niechętnym siedziby; głównie może przeludnienie, co rychło nastawało wobec pierwotnej, bardzo ekstensywnej gospodarki, a skąpo odmierzonych miejsc uprawnych; zamiast w pocie czoła karczować lasy, nachodzono obce niwy; popłacała dalej przedsiębiorczość i ruchliwość ludu, który najpierw wysyłał część młodzieży niby ver sacrum, a odebrawszy od niej pomyślne wiadomości, wybierał się sam w drogę, nęcony później bogactwami Zachodu i Rzymu. Czy jednak wszyscy Germanie opuścili kraje od Wisły i Odry aż do Łaby, dalej Czechy i Morawy z Słowaczyzną? Wiemy przecież, że np. Goci bynajmniej nie wyruszyli wszyscy, że istnieli (nieliczni) Goci na Krymie jeszcze w XVII wieku. Ale pytaniu temu, wcale uprawnionemu, mylną nadawano doniosłość. Wobec prędkiego zniemczenia zachodnich Słowian wpadli niektórzy niemieccy badacze na myśl, że ten nowy najazd niemiecki za Karolingów, za saskich i frankońskich cesarzy napotkał między tymi Słowianami resztki pierwotnych Niemców i ci to przyczynili się walnie do tego rychłego zniemczenia. Lecz żaden z licznych spółczesnych pisarzy niemieckich o niczym podobnym ani nie wspomniał; drużyny niemieckie IX do XII wieku nie spotykały nigdy i nigdzie ziomków, którzy by im podbój ułatwiali. Natomiast jest niemal pewne, że pozostawały przy wywędrowaniu szczepu drobne odłamy jego, niebawem pochłonięte przez Słowian i zupełnie zasymilowane, których tylko jedna i druga nazwa miejscowa przypomina. Oto na Śląsku gród Niemcza, słynny bohaterską przeciw Niemcom obroną w r. 1012; już Thietmar zaznaczył, że go Niemcy założyli, a takich nazw jest więcej, Niemitz w Marchii (z c, bo tam mazurzyli Słowianie, gdy na południowym Śląsku nie mazurzą, więc cz). Wandalowie i Siłingowie opuścili Śląsk dopiero około r. 400, chociaż wykopaliska świadczą, że już po r. 300 ludności znacznie ubywało (więc wcześniej wywędrowali?), ale po owych Silingach (nie wchodzę w ciekawe dzieje tej nazwy) pozostały nazwy Ślężej góry i rzeczki (zob. niż.), więc chyba szczątki ich nazwę własną Słowianom przekazały, tak samo jak resztki innych Germanów przekazały nazwę Meklemburg lub Brandenburg (żadnego Braniborza nigdy na świecie nie było), Hawolę i inne nazwy miejscowe, głównie rzeczne. W Czechach i Morawach stało się to aktualnym pytaniem, od kiedy Bretholz tamtejszych Niemców, bynajmniej nie wszystkich, z późniejszej kolonizacji XIII wieku, lecz i z resztek Markomanów i Kwadów wywiódł, co mu nazwy, jak Wełtawa z niem. Wildaha (?), Swratka z Schwarzaha (?) i in. dowodziły. W każdy sposób musieli się Słowianie bezpośrednio z Niemcami stykać, aby mogli te nazwy przejmować, i z góry upada dawny przesąd, jakoby po wywędrowaniu Germanów znad Wisły i Odry te kraje pustką wiekową zaległy i dopiero po wiekach Słowianie tam wkroczyli. Ależ Słowianie, widocznie unikając własnego przeludnienia, gdy tylko odpór Germanów osłabł, natychmiast z tego skorzystali i ku Elbie i Sali poparli, jak i za Sudety. Dla wygody i uproszczenia mówiliśmy wyłącznie o pożyczkach gockich, ponieważ z języka Burgundów i Wandalów nic nie ocalało, ależ niejednego z tych słów wcale nie ma w zabytkach gockich, jakie posiadamy, np. kuning (jest w nordyjskim w odmiennej postaci)-. Dziwnym nieco trafem żadna nazwa potężnych szczepów, Gotów itd., nie ocalała w ustach słowiańskich, chociaż nieraz Gdańsk, Gudów litewskich z nimi łączą; myśmy jedyni zdobyli się na Silingów, szczep stosunkowo drobny, a to dla góry Ślężej dominującej nad całą okolicą. Posiadamy bowiem dla wszystkich Germanów bez wyjątku spólną nazwę Niemcy od niemego, tj. tego, z którym nie sposób się rozmówić (sam przymiotnik od momotu, niby Miemiec, przezwany); nie rozróżniamy ich bliżej. Zabrnęliśmy do chaosu wędrówek ludów, przypadających głównie na III, IV i V wiek i kończących się zagładą państwa rzymskiego. Do tych wędrówek przyłączyli się w V wieku i Słowianie, nie pod naporem koczujących ludów wschodnich, Hunów np., lecz sami posuwali się za Odrę na zachód, okrązając Karpaty na południe, gdy Niemcy opróżnili te kraje; może przeludnienie pchało i Słowian na te wędrówki; oporu zdaje się nie znaleźli żadnego. Tak zakończyła się idylla prasłowiańska. Mimo woli pytamy, jakiego rodzaju było to spółżycie Słowian i Germanów w ciągu tej idylli, jak się żywioł obcy śród rodzimego układał? Całkiem inaczej niż np. między Germanami a Rzymianami (prowincji), gdzie przyszło do przeniknięcia się obu żywiołów i w końcu do wytworzenia nowych zupełnie zespołów. Ale pewnie też inaczej niż między Słowianami a Awarami (poprzednio Hunami, później Bułgarami),, bo ci koczownicy byli tylko najeźdźcami i spłynęli bez śladu (z małym u Bułgarów wyjątkiem) z powierzchni słowiańskiej. Rozstrzygała pewna wyższość kultury, bo na Germanów już oddziałał Rzym z swą starą cywilizacją i nową organizacją państwową, które do Słowian jeszcze wcale nie dotarły; przecież cały szereg pożyczek germańskich w językach słowiańskich był rzymskiego początku, a po wiekach okazali się znowu Niemcy państwa frankońskiego i salickiego pośrednikami kultury starożytnej, która nigdy, ani śród wędrówek narodów; doszczętnie nie zanikła. Otóż obfitość i znaczenie owych pożyczek dowodzi, że osiągnięto pewien stopień spółżycia, że przenikano się formalnie nawzajem, że nie dzieliły się przestrzenie zajęte przez Germanów jak najszczelniej od słowiańskich; ale Germanów parło niepowstrzymanie dalej na nęcące klimatem i skarbami Południe, więc to spółżycie nie nabrało większej ścisłości. Odsłaniał się w niej dotąd jeden obcy, ale przepotężny czynnik germański (wschodniogermański) — czyż nie było i innych obcych? Żaden nie może się z germańskim zrównać, ale są i inne ślady obce. Najmniej pewne są fińskie, już dlatego że Litwa przedzielała Słowian od Finów, ale chmiel (z czego łac. humulus) wcale nie jest fińskiego pochodzenia; inne szczegóły: ubiory (czapek), wzory tkackie, sposób plecenia są zbyt drobne i późne, żeby coś o nie opierać; w języku nie pozostały żadne dalsze ślady. Nieco inaczej ma się rzecz z wpływami irańskimi, ależ je grubo przesadzano, twierdząc, jakoby szereg wyrazów kulturalnych największej wagi Słowianie od Irańczyków przejęli, a ponieważ o jakiej bezpośredniej łączności wobec olbrzymiego oddalenia przez morza i lądy mowy być nie może, więc pierwotnych stepowców europejskich, ziranizowanych czy irańskich Scytów, Sarmatów, Alanów, udają za pośredników. Od nich mieli Słowianie przejąć nazwę boga, świętego, słowa i kilka innych. Wiemy coś niecoś o mitologii scytyjskiej, tylkoż nie ma tam śladu boga; słowo to aryjskie, spólne Słowianom, Indom i Irańczykom, nie pożyczone. Święty zgadza, się z irańskim spenta- (ze sventa-), ale znaczyło pierwotnie 'jary' i gdyby nie litewskie sz- zamiast oczekiwanego s- (szwentas), zestawilibyśmy je niechybnie z gockim svinths 'jary'. Słowo wreszcie znaczy u innych Ariów 'sławę' (greckie kleos itd.), tylko w irańskim toż, co u nas. Oto i wszystko, ależ to są zgody pierwotne, nie pożyczki. Pewnego wpływu Scytów zaprzeczać nie myślimy; może nasze obfite słownictwo dla namiotów (zob. niż.) stoi z tym w związku; orientalne są pożyczki kłobuku 'wysokiego kapelusza, kołpaka' z pratureckiego kalbuk; chorągwi z mongolskiego orongo, horongo; toporu wreszcie z perskiego tabar, przeniesionego przez Turków. Konopie (znane dobrze i Scytom, przyprawiającym z ziarn kąpiele odurzające) i reż 'żyto' przyszły od Traków, którzy może i grecką nazwę korabia przeszczepili. Co do mniemanych wpływów „irańskich" warto zaznaczyć, że sama materialna kultura południowa (scytyjska) niezbyt daleko do północy dotarła. Gdy tak od wschodu jakie takie światełko się błyszczy, od zachodu od Celtów najmniejszego nie ma. A przecież dziś jeszcze niektórzy antropologowie (szczególniej francuscy) prawią o jakiejś celto-słowiańskiej rasie krótkogłowych brunetów energicznych, przeciwstawiając ją rasie nordyjskiej, germańskiej długogłowych blondynów. Wykopaliska dowiodły, że założenie tej celto-słowiańskiej teorii mylne, bo czym groby słowiańskie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin