Przygody Gotreka i Felixa 02 - Zabójca Skavenów.pdf

(1024 KB) Pobierz
213342034 UNPDF
William King
ZABÓJCA SKAVENÓW
SKAVENÓW
Przygody Gotreka i Felixa tom II
Tłumaczył Grzegorz Bonikowski
ZABÓJCA
213342034.002.png
PAZUR SKAVENA
„Usiłuję zapomnieć o długiej, mozolnej wędrówce przez okryty
płaszczem zimy las, po naszym spotkaniu z dziećmi Ulryka. Do dziś dnia
boleję myśląc o karze, jaką wymierzyliśmy tej dziewczynie, Magdalenie,
lecz mój towarzysz był nieubłagany i żadne napotkane zło nie mogło
zostać oszczędzone – nie dało się tego uniknąć. Tak stało się w tym
przypadku. Z ciężkim sercem, ponownie wkroczyliśmy do puszczy i
ruszyliśmy ku północy.
Po długim marszu znaleźliśmy się wreszcie w mieście Wielkiej
Elektorki Nuln – miejscu subtelnym, wyrafinowanym, majętnym i wielce
uczonym – a także mieście, w którym moja rodzina od dawna prowadziła
interesy. Podówczas hrabina Emmanuelle była u szczytu swej sławy,
potęgi i urody, a jej miasto przyciągało arystokratów, ludzi możnych i
sławnych – niczym płomień świecy wabiący ćmy. Nuln było jednym z
najpiękniejszych miast w całym Imperium.
Oczywiście, nasze wtargnięcie w życie miasta nastąpiło na znacznie
niższym poziomie hierarchii społecznej. Bez pieniędzy, głodni i zmęczeni
długą podróżą, byliśmy zmuszeni przyjąć zatrudnienie w prawdopodobnie
najpodlejszym zawodzie, jakiego imaliśmy się podczas naszych długich
włóczęg. W tym także czasie spotkaliśmy wroga, który miał nas
prześladować przez długie jeszcze lata.”
– Fragment z Moich Podróży z Gotrekiem,
Tom III, spisanych przez Herr Felixa Jaegera
(Wydawnictwo Altdorf, rok 2505)
– Grzęznę w rynsztoku polując na gobliny. Cóż to za życie? – Felix
Jaeger mruknął z przejęciem.
Otwarcie przeklinał wszystkich bogów. W swoim czasie uważał się za
kogoś w rodzaju eksperta od odwiedzania miejsc mało pociągających, ale
to z pewnością przebijało wszystkie pozostałe. Dwadzieścia stóp ponad
jego głową mieszkańcy Nuln prowadzili swoje codzienne zajęcia. A on
tkwił w ciemnościach, czołgając się wzdłuż wąskich chodników, gdzie
jedno poślizgnięcie mogło sprawić, że skończy zanurzony po szyję w
parujących nieczystościach. Plecy bolały go od godzin nieustannego
pochylania się. Istotnie, podczas całej długiej znajomości z Zabójcą Trolli,
Gotrekiem Gurnissonem, nigdy jeszcze nie upadł tak nisko.
213342034.003.png
– Przestań jęczeć, człeczyno. Taka praca, rozumiesz? – powiedział
radośnie Gotrek, nie zwracając najmniejszej uwagi na smród, niewygodę
wąskiego chodnika, ani na bliskość buzującego bulionu ekskrementów,
który kanalarze nazywali „gulaszem”.
Zabójca zdawał się czuć jak w domu wśród niekończącego się labiryntu
ceglanych ścian i kanałów. Dzięki swej przysadzistej, muskularnej
sylwetce Gotrek był znacznie lepiej od Felixa przystosowany do tej pracy.
Krasnolud wybierał drogę wzdłuż występów stąpając pewnie niczym kot.
W ciągu dwóch tygodni, podczas których stanowili część straży ściekowej,
Gotrek okazał się znacznie zdolniejszym pracownikiem niż weterani
mający za sobą dziesięć lat służby. Był jednak krasnoludem – jego lud
pochodził z pozbawionych światła miejsc leżących bardzo głęboko pod
Starym Światem.
Pewnie przydaje mu się zdolność widzenia w mroku, pomyślał Felix.
Nie musi polegać na migotliwym świetle latarni strażników. To jednak
nadal nie tłumaczyło, jak krasnolud wytrzymywał smród. Felix wątpił, by
nawet twierdze krasnoludów cuchnęły tak podle. Odór bijący z dołu był
nieprawdopodobnie obrzydliwy. Felixowi kręciło się w głowie od oparów.
Zabójca Trolli wyglądał dziwacznie bez swojej ulubionej broni. Felix
zaczął już sobie wyobrażać, że topór bojowy jest wszczepiony w rękę
krasnoluda. Teraz wielki topór z gwiezdnego metalu spoczywał
przytroczony na jego plecach. W kanałach przeważnie nie było dość
miejsca, by wykonywać zamachy tą bronią. Felix bezskutecznie próbował
przekonać Gotreka, by ten zostawił topór w zbrojowni straży obok
magicznego miecza. Nawet przestroga, że ciężki topór pociągnie go na
dno, gdyby potknął się i wpadł do ścieków, nie sprawiła, by Zabójca
rozstał się ze swym ukochanym orężem. A zatem, Gotrek niósł w prawej
dłoni siekierkę do rzucania i wielki bojowy czekan w lewej. Felix
wzdrygnął się na myśl o skutkach użycia tego drugiego. Przedmiot
przypominał duży młot z okrutnie zakrzywionym kolcem. Nie było
wątpliwości, że w niesamowicie silnych rękach krasnoluda to narzędzie
mogło z łatwością miażdżyć kości i rozdzierać mięśnie.
Felix zacisnął palce na rękojeści krótkiego miecza i żałował, że nie ma
ze sobą magicznego smoczego ostrza templariusza Aldreda. Perspektywa
zmierzenia się z goblinami w ciemnościach sprawiła, że zaczął tęsknić za
pewnością siebie, jaką dawała mu obecność znanej broni. Być może
Gotrek miał rację trzymając topór tak blisko?
W blasku światła latarni kanalarze wydawali się złowieszczymi
postaciami kryjącymi się w cieniu. Nie nosili żadnych wyróżniających
213342034.004.png
mundurów, poza zwykłymi szalikami, które owijały ich głowy niczym
arabskie turbany, a długi zawój zasłaniał im usta. W ciągu ostatnich dwóch
tygodni Felix poznał już swoich towarzyszy na tyle dobrze, by
rozpoznawać strażników po sylwetkach.
Był tam wysoki, szczupły Gant, którego szal osłaniał twarz
przypominającą powierzchnię księżyca pokrytą dziobami i wągrami. Jego
kark stanowił wulkaniczny archipelag wzbierających ropą wrzodów. Gant
mógł służyć za doskonały argument, by nie pracować jako kanalarz przez
dwadzieścia lat. Felix kulił się w sobie na myśl o jego bezzębnym
uśmiechu, podłym oddechu i jeszcze gorszych dowcipach. Oczywiście,
nigdy nie powiedział o tym Gantowi prosto w twarz. Sierżant napomknął,
że zabił już za to wielu ludzi.
Był też przysadzisty, przypominający wielką małpę Rudi, ze swoją
masywną niczym beczka klatką piersiową i dłońmi niemal tak wielkimi,
jak należące do Gotreka. Często zmagał się z Zabójcą Trolli w tawernie,
po pracy, na rękę. Pomimo wysiłku wyciskającego pot, który spływał po
jego łysym łbie, Rudi nigdy nie pokonał krasnoluda, chociaż zbliżył się do
tego bardziej niż jakikolwiek inny człowiek, jakiego widział Felix.
Byli tam wreszcie Hef i Spider, „nowe chłopaki”, jak zwykł nazywać
ich Gant, ponieważ służyli w straży ściekowej zaledwie od siedmiu lat. Te
identyczne bliźniaki żyły na powierzchni z tą samą kobietą i mieli nawyk
kończenia wypowiedzi drugiego. Ich długie twarze o zapadłych policzkach
i rybich, wytrzeszczonych oczach były tak dziwne, że Felix podejrzewał,
iż w ich rodzinie musiały nastąpić akty kazirodztwa lub objawiała się
wrodzona mutacja. Nie wątpił jednak w zabójczą skuteczność braci
podczas walki, ani w ich oddanie sobie nawzajem oraz ich dziewczynie,
Gildzie. Pewnego wieczora widział straszne rzeczy, kiedy bracia
wypatroszyli swoimi hakowatymi nożami rajfura, który ośmielił się ją
obrazić.
Poza gburowatym jednookim krasnoludem, byli to jedyni ludzie, z
którymi pracował. Stanowili najbardziej zdesperowaną załogę, jaką
kiedykolwiek znał. To byli występni mężczyźni, którzy nie mogli znaleźć
odpowiedniej pracy gdziekolwiek indziej i wreszcie znaleźli pracodawcę
nie zadającego żadnych pytań.
Czasami Felix miał ochotę pójść do biura spółki swojego ojca, aby
błagać o pieniądze, dzięki którym mógłby opuścić to miejsce. Wiedział, że
dostałby je. Nadal był synem Gustava Jaegera, jednego z najbogatszych
kupców Imperium. Wiedział także, że wieść o jego kapitulacji dotarłaby
do rodziny. Dowiedzieliby się, że wrócił do nich skamląc o pomoc, mimo
213342034.005.png
wszystkich szumnych przechwałek. Dowiedzieliby się, że wziął pieniądze,
którymi podobno gardził. Oczywiście, łatwo było pogardzać pieniędzmi w
dniu, w którym opuścił dom, ponieważ nigdy wcześniej nie zaznał ich
braku. Groźby ojca o wydziedziczeniu były pozbawione znaczenia, gdyż
po prostu ich nie rozumiał. Wychował się w bogactwie. Biedacy stanowili
inny gatunek: smutne, chore stworzenia żebrzące na rogach ulic i stające
na drodze powozu. Od tego dnia wiele się nauczył. Wycierpiał liczne
niedostatki i przekonał się, że potrafi je przetrzymać.
Ale to była już niemal ostateczność: został zmuszony, by stać się
kanalarzem, najniższym wśród najniższych najemnych awanturników w
Nuln. Po prostu nie było niczego innego. Od czasu ich przybycia do
miasta, nikt nie chciał zatrudnić dwóch obdartych włóczęgów, takich jak
on i Gotrek. Felix z bólem myślał o swoim wyglądzie, gdy poszukiwał
pracy w wytartych butach i połatanym płaszczu. Zawsze starał się ubierać
elegancko.
Teraz jednak potrzebowali pieniędzy – jakichkolwiek pieniędzy. Długa
wędrówka przez ziemie Księstw Granicznych nie przyniosła żadnych
zysków. Znaleźli zaginiony skarb w Karaku Osiem Szczytów, ale
pozostawili go duchom prawowitych właścicieli. Znaleźć pracę lub kraść –
to była kwestia życia lub śmierci, a zarówno Felix, jak i Zabójca Trolli
byli zbyt dumni, by zniżyć się do złodziejstwa lub żebractwa. Tak oto
znaleźli się w kanałach ściekowych pod drugim co do wielkości miastem
Imperium, pełzali pod siedzibą wiedzy, szkołą, o wstąpieniu do której
marzył kiedyś Felix. Odwiedzali oślizgłe tunele pod domem hrabiny
elektorki Emmanuelle, najsławniejszej piękności narodu.
Tego nie dało się znieść. Felix stale zastanawiał się, jaka przeklęta
gwiazda przyświecała jego narodzinom. Pokrzepiał się myślą, że
przynajmniej było spokojnie. To była brudna robota, ale jak dotąd nie
okazała się niebezpieczna.
– Ślady! – usłyszał okrzyk Ganta. – Ha! Ha! Znaleźliśmy parę małych
łajdaków. Szykujcie się do akcji, chłopaki.
– Dobrze! – huknął Gotrek.
– Szlag by to... – mruknął Felix. Nawet będąc tak mało doświadczonym
kanalarzem, Felix potrafił dostrzec te ślady.
– Skaveni – Gotrek przyjrzał się uważnie i splunął obficie flegmą w
główny kanał ściekowy. Plwocina zalśniła na plamie fosforyzujących alg.
– Szczuroludzie, pomiot Chaosu.
Felix zaklął. Pracował dopiero od dwóch tygodni, a za chwilę miał
spotkać stworzenia zrodzone w głębinach. Udawało mu się ignorować
213342034.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin