Zadwor20.txt

(20 KB) Pobierz
236






























 IV
 PAN Z PAN�W
 Hrabia Zygmunt �wirski niezwyczajnie rano zerwa� si� z ��ka. G�ucha cisza panowa�a
 jeszcze w dalszych cz�ciach pa�acu, kiedy ju� na wp� ubrany, w g��bokim zamy�leniu tam i
 nazad przechadza� si� po swym pokoju.
 W ci�gu up�ynionych czterech miesi�cy hrabia do zdziwienia zmieni� si� na twarzy. Posiwia�
 znacznie na skroniach, czo�o w liczne porysowa�o si� fa�dy, a oczy przybiera�y z cz�sta
 jaki� zagadkowy wyraz trwogi i niepewno�ci.
 W oficynach i na folwarkach szeptano sobie na ucho, �e odk�d niepor�wnany �achlewicz
 oddali� si� z s�u�by, hrabia nie mo�e sobie da� rady i gryzie si� biedne panisko we dnie i w
 nocy.
 W samej rzeczy od czasu oddalenia si� pe�nomocnego rz�dcy dziwna jaka� zmiana zasz�a
 w ca�ym usposobieniu hrabiego. Dumny magnat stacza� widocznie jak�� zawzi�t� z samym
 sob� walk�. W najweselszym towarzystwie nie m�g� ukry� g��bokiego zamy�lenia, a i w domowym
 po�yciu stawa� si� co dzie� nudniejszym, jakby jakiemu� tajemnemu ulega� cierpieniu.
 Zamy�lony i zadumany k�ad� si� na spoczynek, z�y i niecierpliwy zrywa� si� z ��ka, a
 wbrew dawnym swym nawyknieniom najch�tniej przebywa� teraz w samotno�ci, b�d� zamkni�ty
 w swej kancelarii, b�d� ukryty gdzie w szpalerach ogrodu.
 A dziwny ten stan orkizowskiego dziedzica pogorszy� si� jeszcze, odk�d �achlewicz powr�ci�
 z zagranicy i jak�� d�u�sz� mia� z nim konferencj�. Przypuszczeni do tajemnicy �achlewicza,
 mo�emy domy�li� si� po cz�ci, co w�a�ciwie dojmowa�o hrabiemu. Nie m�g� po
 prostu oprze� si� zwodniczym namowom swego przebieg�ego s�ugi, a waha� si� znowu, czy
 id�c za nim nie zboczy z drogi honoru i poczciwo�ci, po kt�rej ca�e swe dotychczasowe st�pa�
 �ycie.
 Na pr�no wyczerpywa� �achlewicz wszystkie zasoby swej ob�udnej wymowy i swych sofistycznych
 dowod�w, nigdy nie m�g� przekona� go stanowczo. Szlachetny potomek wojewod�w
 i kasztelan�w grzeszy� wobec �wiata dum� bez granic i miary, wszak�e duma ta mia�a
 poniek�d swe s�uszne powody. Hrabia nie pyszni� si� swym maj�tkiem ani swym tytu�em
 hrabiowskim, bo wiedzia� a� nadto dobrze, �e pierwsze nie jest wy��cznym przywilejem
 szlachty, drugie za� tak wielce spowszednia�o w naszej biednej krainie, �e nie masz wnuka
 zawo�anego ekonoma-z�odzieja lub oszusta-dorobkiewicza, kt�ry by go z pe�nym prawem nie
 m�g� na swej wizytowej po�o�y� karcie.
 Hrabia Zygmunt �wirski szczyci� si� jedynie swym imieniem, zas�ugami swych przodk�w.
 Protoplasta [223] m��w, co bohaterstwem i po�wi�ceniami zapisali si� w kartach dziej�w, mia�
 wszelkie prawa do szacunku wiek�w potomnych, m�g� s�usznie wywy�sza� si� nad tych, co
 ogo�oceni z w�asnych zas�ug, nie mieli �adnych �wietniejszych wspomnie� na podniesienie
 obecnej nico�ci.
 Opieraj�c jednak ca�� sw� wy�szo�� moraln� i spo�ecze�sk� na samej �wietno�ci imienia,
 podlega si� tym samym surowemu obowi�zkowi czuwa� i troszczy� si� wszelkimi si�ami, aby
 imi� to zachowa�o si� nieskazitelne dla dalszych potomk�w, aby wspomnienia te, je�li ju� nie
 podniesione i nie pomno�one, to przynajmniej bez plamy i uszczerbku zesz�y na czasy potomne.
 Przej�ty do g��bi tymi zasadami, musia� dumny hrabia zawzi�t� stacza� z sob� walk�, aby
 si� nak�oni� do kroku, kt�ry na wszelki wypadek i r�ny dopuszcza� wyk�ad. Przebieg�o��
 �achlewicza zas�ania�a w nim przed �wiatem wszelki udzia� hrabiego, wszak�e nie tak �atwo
 by�o przezwyci�y� tajne skrupu�y sumienia i honoru. Hrabia czu� jako� instynktowo, �e ��czy
 si� z chytr� i niegodziw� intryg�, �e spraw� sw� niekoniecznie czystym powierza r�kom,
 a szlacheckim jego wyobra�eniom sprzeciwia� si� srodze ca�y ten skryty, podst�pny spos�b
 dzia�ania, jak i niemniej ten niekoniecznie zaszczytny rodzaj sp�ki z swym s�ug�.
 Atoli z innej strony wiele znowu przemawia�o za propozycj� �achlewicza.
 �wir�w, gniazdo rodzinne, stolica okrytych s�aw� praszczur�w, wypada� z posiadania prostej
 linii �wirskich, s�awa i �wietno�� imienia przechodzi�a na jak�� uboczn�, nie znan� ga���.
 Daleki imiennik rozsiadywa� si� na miejscu, kt�re po raz pierwszy zapisa� w kroniki g��wny
 tw�rca wielkiej rodziny, �w Spytek [224] z �wirowa, co znacznie przyczyni� si� do Jagie��owego
 zwyci�stwa pod Grunwaldem, a p�niej liczne inne ojczy�nie odda� przys�ugi. Zeszczuplona
 na maj�tku prosta linia �wirskich musia�a tym samym upada� na znaczeniu i powadze, �w
 za� wyobraziciel m�odszej linii, dzisiejszy dziedzic �wirowa, zdawa� si� hrabiemu cz�owiekiem
 nowszych czas�w, przesi�k�ym jadem zgubnych idei demokratycznych, nie umiej�cych
 ceni� odwiecznych tradycji rodzinnych i lekcewa��cym sobie blask i s�aw� protoplast�w, do
 kt�rych nie m�g� odnosi� si� bezpo�rednio.
 Pomijaj�c jednak wszystkie takie i tym podobne wywody, wp�ywaj�ce niema�o na umys�
 dumnego magnata, nie przemawia�y� inne jeszcze, bli�sze wzgl�dy za rewindykacj� rodzinnego
 gniazda?
 Po wszelkich prawach ludzkich i boskich hrabia Zygmunt by� bli�szym sukcesorem bratniej
 pu�cizny ni� jaki� nieznany imiennik, zepsuty niedowarzonymi teoriami m�okos i chudopacho�ek,
 kt�ry dotychczas nie liczy� si� wcale do rodziny. Szlachetny pan z pan�w poczytywa�
 si� zreszt� za g�ow� familii, jedynego wyobraziciela s�awy imienia, a jako taki odr�nia�
 sw�j w�asny indywidualny interes od widok�w swych descendent�w. Wyniesiony zas�ugami
 przodk�w, uwa�a� si� niewolnikiem obowi�zk�w wobec descendent�w. M�g� sam za siebie
 zrzec si� �wirowa, lecz czu� si� powinnym broni� praw dalszych potomk�w.
 Aby jednak obadwa sprzeczne pogodzi� z sob� wzgl�dy lub stanowczo za jednym lub drugim
 o�wiadczy� si� krokiem, czyli jednym s�owem, aby przyj�� lub odrzuci� wr�cz propozycj�
 �achlewicza, do tego brakowa�o mu niestety i potrzebnej bystro�ci umys�u, i si�y charakteru.
 Chwiejny i niepewny siebie, przyzwoli� na pierwsze kroki �achlewicza, z wahaniem i
 obaw� patrzy� na post�py jego dalszych zabieg�w i machinacji.
 By�y rz�dca nie zasypia� tymczasem sprawy. Plan jego post�powa�, dojrzewa�, rozwija� si�
 z ka�dym dniem, z ka�d� godzin�. Podr� do Drezna przynios�a jak najpomy�lniejsze owoce.
 Pozyskane za granic� dokumenta i �wiadectwa wystarcza�y wobec prawa, aby zachwia�
 znacznie powag� ostatniej woli nieboszczyka staro�cica, �wie�o za� zapewniona pomoc mandatariusza
 i ekonoma rokowa�y niew�tpliwie dokaza� reszty.
 Dziedzictwo Juliusza wisia�o dzi� ju� na w�osku. Energiczne poparcie sprawy u s�du mog�o
 jednym zamachem obali� testament i przywr�ci� prawa naturalnym sukcesorom.
 Osi�gaj�c tak �wietne korzy�ci, hrabia sam m�g� zupe�nie zachowa� si� na uboczu, nie
 potrzebowa� nigdzie pod w�asnym wyst�powa� imieniem.
 Aby przezwyci�y� wszelkie jego skrupu�y i w�tpliwo�ci, �achlewicz zrzeka� si� nawet
 pisemnej donacji na Bucza�y. Wytycza� proces na podstawie ustnego przyrzeczenia. Hrabiemu
 nie pozostawa�o nic innego, jak tylko, �e rzeczywi�cie obieca� swemu rz�dcy Bucza�y i
 got�w by� dotrzyma� obietnicy, gdyby go niespodziewane nadej�cie testamentu z ca�ego nie
 wyzuwa�o dziedzictwa. Dobijaj�c si� za� otrzymanej obietnicy, mia� �achlewicz przywr�ci�
 ca�e dziedzictwo hrabiemu. Uwiedziony jego namowami hrabia wczoraj sk�oni� si� do
 wszystkiego. Ale 'dzi� rano wsta� z ��ka chwiejny i wahaj�cy si� wi�cej ni� kiedykolwiek.
 W nocy okropny jaki� trapi� go sen. Zdawa�o mu si�, �e wygra� proces i wraca� w posiadanie
 �wirowa. Komornik z wo�nym wprowadzili go w posiadanie starego, opuszczonego dworu.
 W ich towarzystwie przechodzi� przez wszystkie, tak dobrze mu z lat dzieci�cych znane
 pokoje. Ka�dy sprz�t, ka�dy k�t budzi� w nim jakie� przyjemne i rzewne wspomnienia, a
 przecie� co� srodze dolega�o mu na sercu, jakie� przykre uczucia �ciska�y mu pier�, jednym
 s�owem, jako� strasznie smutno i duszno mu by�o w tych murach. Komornik prowadzi� go z
 komnaty do komnaty, wo�ny wsz�dzie nosowym g�osem obwo�ywa� go panem i dziedzicem.
 Ale te jednostajne formalno�ci jakie� niemi�e sprawia�y na nim wra�enie, ten g�os wo�nego
 przejmowa� go jak�� obaw� niewiadom�.
 Nareszcie zbli�yli si� do czerwonego pokoju. Wo�ny rozwar� drzwi na �ci�aj, a hrabia i
 komornik jednocze�nie przest�pili pr�g.
 I nagle potruchleli obadwaj, a wo�ny znik� gdzie� bez �ladu. Hrabia czu�, �e mu w�osy kolcami
 naje�y�y si� na g�owie, a oddech zamiera� mu w krtani.
 Przed okr�g�ym sto�em, w wielkim, aksamitem obitym fotelu, siedzia� nieboszczyk starosta,
 nieruchomy i wypr�ony jak statua z kamienia.
 Komornik, dr��c jak listek ze strachu, chcia� odczyta� dekret dziedzictwa; starosta gro�nie
 ruszy� w�sem i skin�� r�k�, komornik umilk� jak zakl�ty, a starosta ozwa� si� uroczystym,
 grobowym, bezd�wi�cznym g�osem:
 � Protestuj�! Nie pozwalam!
 A s�owa te po wszystkich pokojach przera�aj�cym obi�y si� echem, �e a� dw�r ca�y zatrz�s�
 si� w swych posadach. Hrabia chcia� ucieka�, ale nogi jakby wros�y mu w posadzk�.
 � I ja protestuj�, i ja nie pozwalam! �; ozwa� si� w tej chwili nowy straszny g�os, a za fotelem
 ojca ukaza� si� staro�cic.
 Surowo�� i groza malowa�y si� w jego twarzy, b�yskawice strzela�y z oczu.
 � Ja tu pan! � krzykn�� jeszcze straszniejszym ni� pierwej g�osem.
 � Bracie! � j�kn�� hrabia dzwoni�c z�bami z przestrachu.
 Staro�cic w dziki wybuchn�� �miech.
 Hrabiemu wszystka krew �ci�a si� w �y�ach.
 Staro�cic �mia� si� ci�gle, a za nim, jakby piek�o samo tysi�cem gardzieli, �mia�o si� echo.
 � Bracie! � wybe�kota� jeszcze raz hrabia � pad� na kolana.
 Staro�cic ju� nie �mia� si� wi�cej, ale j�kn�� tak dziko i przera�aj�co, �e hrabia plackiem
 pad� na ziemi� pewny, �e ca�y dw�r rozlatuje si� w gruzy.
 � �Bracie, bracie!� m�wisz � zawo�a� staro�cic okropnym g�osem. � A Kse�ka!...
 Hrabia drgn�� gwa�townie i w tej chwili zimnym zlany potem ockn�� si� ze snu.
 Siad� na ��ku i przetar� oczy, a jeszcze dr�a� ca�y jak listek. Zadzwoni� na lokaja i dopiero
 po dobrej chwili uspokoi� si� zupe�nie. Nie mog�c za� czy nie chc�c zasn�� na nowo, u...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin