PKiN_21.07.2010.doc

(56 KB) Pobierz
Koniec czekolady

Zwierz się urzędnikowi w loży Stalina

Marta Żakowska
2010-07-21, ostatnia aktualizacja 2010-07-21 19:54


 

Dziś Pałac Kultury i Nauki obchodzi 55. urodziny. Uczcić je może każdy. Wystarczy, że przyjdzie do Loży Stalina i podzieli się anegdotą z PKiN w roli głównej

Michał Murawski pod budynkiem, który całkiem go pochłonął

Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta

 

Michał Murawski pod budynkiem, który całkiem go pochłonął

W Wydziale Wydawania i Przyjmowania Anegdot, który będzie dziś (i tylko dziś!) czynny od godz. 13 do 16, zasiądzie Michał Murawski. Jako Główny Urzędnik Pałacologiczny będzie spotykał się z warszawiakami i wysłuchiwał ich prywatnych historii oraz wspomnień. Jedyny warunek - muszą dotyczyć pałacu, bo tylko on naprawdę interesuje pana Michała. Z powodu tego budynku przeniósł się chwilowo z Anglii do Polski, jemu poświęca pisaną na Uniwersytecie w Cambridge pracę doktorską z antropologii i w przepastnych wnętrzach PKiN spędza od ponad roku każdą chwilę. Wie o nim wszystko i obiecuje, że za każdą dobrą historię odwdzięczy się własną.

Z Michałem Murawskim rozmawia Marta Żakowska

Jak to się stało, że zająłeś się Pałacem Kultury i Nauki?

- Chciałem napisać doktorat o architekturze w Warszawie i jej wpływie na życie miasta. Od małego mieszkałem w Anglii, Warszawę znałem głównie z opowiadań. Poczułem potrzebę głębszego ogarnięcia miasta, z którego pochodzę. Najpierw napisałem tekst o Starym Mieście, potem o takich budynkach, jak Smyk czy Supersam. Pałacu unikałem celowo - wydawał mi się banalny, tysiąc razy przedyskutowany.

Co cię przekonało?

- Zauważyłem, że PKiN cały czas żyje w rozmowach ludzi. Zburzyć pałac czy nie, czy słusznie wpisano go na listę zabytków, co zrobić z placem Defilad, co się dzieje z kotami w piwnicach PKiN - ciągle ktoś o tym mówił. Postanowiłem obejrzeć życie budynku. Zgłosiłem się jako stażysta do zarządu pałacu. Od ponad roku spędzam tu każdy dzień - rozmawiam z ludźmi, robię zdjęcia i notatki. Chodzę do kina w Kinotece, na spektakle w Teatrze Dramatycznym, jadam w bufecie w holu głównym, piję w Cafe Kulturalnej czy w Klubie 55 i w (prawie) każdy poniedziałek chodzę na "pływanie rekreacyjne" do Pałacu Młodzieży. A poza ścianami PKiN na rozmaitych dyskusjach przekonywałem się, jak duże znaczenie dla Warszawy i życia tubylców ma ta Ogromna Istota Materialna.

Jakie? Wielu warszawiaków uważa, że to po prostu brzydki moloch, który należy zburzyć.

- To budynek, który promieniuje na stolicę nie tylko architektonicznie i symbolicznie, lecz także dosłownie - tutaj mieszczą się Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego oraz Wydział Estetyki Przestrzeni Publicznej, tutaj odbywają się rady Warszawy, wigilie urzędników, tu znajdują się miejskie biura, w sumie ponad 100 instytucji. Warszawiacy kojarzą PKiN z byłą władzą, ale pałac rzadko jest kojarzony z władzą teraźniejszą. Dlaczego ludzie go nie lubią? Dlaczego na placu Defilad nic jeszcze nie postawiono na stałe - no, Muzeum Sztuki Nowoczesnej będzie pierwsze? Czy to paraliżujący ogrom PKiN, jego architektura czy kwestia ideologii, pamięć reżimu? Czy może decydujące są wątki ekonomiczne? O tym będzie mój doktorat.

Jak pałac wygląda z zewnątrz, wiedzą wszyscy. Ty znasz też jego zakamarki.

- Mimo totalitarnych kolumn, ducha śmierci, Stalina, pracownikom pałacu i gościom (co dzień PKiN odwiedza ponad 10 tys. osób) podoba się jego wnętrze. Pałac Kultury i Nauki stoi na byłej pierzei ulicy Złotej. Kiosk, fryzjer i inne "budki" wewnątrz pałacu to ostatnie symboliczne pozostałości po tym odcinku ulicy. Ale wiele osób mówi, że jest tu przytulna atmosfera, której próżno szukać w sterylnych przestrzeniach biurowych. Ona przyciąga mieszkańców Warszawy - organizują tu sylwestry i przyjęcia, np. w Sali Broniewskiego, a niektórzy wynajmują nawet taras widokowy na oświadczyny (płacą 4 tys. zł za dwie godziny wyłączności). Ale jest też pułapka - pałac jest symetryczny, a każda z sal reprezentacyjnych ma swój lustrzany odpowiednik - nigdy nie mam pewności, gdzie jestem.

Teraz chcesz poznać pałacowe anegdoty warszawiaków. Znasz już jakieś?

- Jest ich mnóstwo. Hanna Szczubelek - kronikarka pałacu pracująca w nim od 50 lat - opowiadała mi o pewnej pani, która w latach 80. mieszkała w jednym z wieżowców na Ścianie Wschodniej. Kobieta ta kilkakrotnie pisała listy do zarządu pałacu, skarżąc się, że promieniowanie z iglicy PKiN powodowało u niej niekontrolowane orgazmy, z którymi nie umiała sobie poradzić. Ciekawe, jak sobie radziła w latach 90., gdy zmieniono iglicę i promieniowanie się zintensyfikowało? Akurat wtedy wprowadzono na rynek automatyczne zamki do samochodów, które zawieszały się przez iglicę. Wiedzieli o tym stołeczni złodziejaszkowie, więc często kradziono samochody zaparkowane w okolicy. Pani Szczubełek posiada też teczkę listów, które mieszkańcy przysyłali (i do dziś czasami przysyłają) do PKiN, adresując: Pałac Kultury i Nauki, plac Defilad. Prosili w nich m.in. o pomoc w problemach z sąsiadem czy ze zdrowiem.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin