Corum t I - Kawaler mieczy.txt

(275 KB) Pobierz
MICHAEL MOORCOCK



KAWALER MIECZY
(PRZE�O�Y�: RADOS�AW KOT)


SCAN-DAL

WPROWADZENIE

By�y to czasy ocean�w �wiat�a i czasy dzikich bestii z br�zu lataj�cych w przestworzach, miast unosz�cych si� tu� pod sklepieniem nieba. Stada karmazynowego byd�a, ro�lejszego ni� zamki, nape�nia�y porykiwaniem pastwiska; m�ode i ha�a�liwe stworzenia nawiedza�y ponuro tocz�ce swe wody rzeki. By� to czas bog�w, kt�rych nieustann� obecno�� mo�na by�o dostrzec we wszystkim, co istnia�o na �wiecie; czas bezrozumnych krasnali i pozbawionych kszta�tu stwor�w, kt�re mo�na by�o przywo�a� nieostro�n� b�d� gor�czkow� my�l�, a kt�re nie odchodzi�y nie zadawszy cierpienia lub p�ki nie z�o�y�o im si� okrutnej ofiary; czas magii, zjaw, niesta�ej przyrody, zdarze� pozornie niemo�liwych, paradoks�w mog�cych wp�dzi� w szale�stwo; marze� spe�niaj�cych si� pos�usznie i marze� realizuj�cych si� na opak; koszmar�w sennych raptownie staj�cych si� jaw�.
By�y to czasy ciekawe i czasy mroczne. Czasy Praw Miecza. Czasy, gdy Vadhaghowie i Nhadraghowie, odwieczni wrogowie, wymierali. Czas, kiedy cz�owiek, niewolnik strachu, pojawi� si� na �wiecie, nie�wiadom, �e wi�kszo�� cierpie� i l�k�w, kt�re go osacza�y, by�a wynikiem nie czego innego, jak tego, �e on sam zaistnia�. By�a to jedna z wielu ironii losu, zwi�zanych z cz�owiekiem, kt�ry pod�wczas nazywa� sw� ras� Mabdenami lub Mabde�czykami.
Mabdenowie �yli kr�tko, lecz mno�yli si� obficie. W ci�gu kilku stuleci zdo�ali osi�gn�� przewag� na zachodnim kontynencie, na kt�rym to zacz�a si� ich ewolucja. Przed wyprawianiem si� w wi�kszej sile ku l�dom zamieszkanym przez Vadgagh�w i Nhadragh�w powstrzymywa�y ich przes�dy. Tak trwa�o to przez par� dalszych stuleci, a� w ko�cu okrzepli i zdobyli si� na odwag�. Nie spotkali si� z oporem, lecz zacz�li zazdro�ci� starszym rasom, ich liczne kompleksy objawi�y si� pod postaciami zawi�ci i agresji.
Vadhaghowie i Nhadraghowie nie byli ostrze�eni przed takim obrotem sprawy. Panowali przez milion lub wi�cej lat na ca�ej planecie, a teraz ona zacz�a si� zmienia�. Wiedzieli o istnieniu Mabden�w, lecz nie dostrzegali zbytniej r�nicy mi�dzy nimi a innymi dzikimi zwierz�tami. Obie rasy nie zapomnia�y wprawdzie o wzajemnej nienawi�ci, lecz ich przedstawiciele sp�dzali r�wnocze�nie wiele czasu na tworzeniu dzie� sztuki, abstrakcyjnych rozwa�aniach i temu podobnych zaj�ciach. Rozumni, do�wiadczeni, nie dopuszczali do siebie my�li, �e cokolwiek mo�e si� zmieni�. Z tego te� g��wnie powodu ignorowali zapowiedzi kresu swej epoki.
Mi�dzy oboma odwiecznymi wrogami nie by�o ju� konflikt�w, jako �e ostatni� bitw� stoczyli wiele stuleci temu, lecz nadal nie utrzymywali ze sob� kontakt�w.
Vadhaghowie zamieszkiwali ca�ymi rodzinami odci�te od �wiata zamki, rozrzucone na kontynencie nazywanym przez nich Bro-an-Vadhagh. Nie by�o mi�dzy nimi ��czno�ci, ch�� do podr�owania za� stracili ju� bardzo dawno. Nhadraghowie �yli w miastach wzniesionych na wyspach w�r�d m�rz, na p�nocny zach�d od Bro-an-Vadhaghu. R�wnie� samotnie, nie interesuj�c si� nawet najbli�szym rodze�stwem. Obie rasy uwa�a�y, �e s� niezwyci�one. Obie si� myli�y.
Rozpoczynaj�cy sw� egzystencj� cz�owiek rozmna�a� si� i, jak szerzy si� zaraza, tak on w�drowa� po ca�ym �wiecie.
Zaraza ta powala�a stare rasy, gdziekolwiek si� na nie natkn�a. Cz�owiek ni�s� ze sob� nie tylko �mier�, lecz r�wnie� strach. G��wnym celem jego stara� by�o zostawienie po poprzednikach jedynie ruin i ko�ci. Nie zdaj�c sobie sprawy, by� psychiczn� hybryd�, a tego nawet Wielcy Dawni Bogowie nie byli w stanie obj�� sw� m�dro�ci�.
I Wielcy Dawni Bogowie poznali, co to strach.
Cz�owiek, niewolnik strachu, arogancki w swej ignorancji, kontynuowa� niszczycielski poch�d, pozostaj�c �lepy na skutki spustosze�, powodowanych przez jego ma�ostkowe ambicje. R�wnocze�nie, maj�c upo�ledzone zmys�y, nie podejrzewa� nawet istnienia we wszech�wiecie wielu wymiar�w, z kt�rych ka�dy by� w jaki� spos�b zwi�zany z innymi. Nie by� taki, jak Vadhaghowie czy Nhadraghowie, kt�rzy posiedli sztuk� poruszania si� mi�dzy wymiarami si�� woli, poznali Pi�� Wymiar�w i zrozumieli jednocze�nie natur� wielu innych wymiar�w, w kt�rych Ziemia istnia�a - poj�li ich znaczenie.
St�d te� wydawa�o si� wielk� niesprawiedliwo�ci�, �e tak szlachetne rasy maj� znikn�� za spraw� istot, kt�re nadal tylko troch� r�ni�y si� od zwierz�t. By�o to tak, jakby s�py zwo�ywa�y ju� sw�j wiec nad cia�em m�odego poety, kt�ry m�g� tylko przygl�da� si�, wci�� przytomny, jak ptaki zabieraj� mu jego cudowne �ycie, kt�rego nigdy nie zrozumiej� i nigdy nie dowiedz� si�, co zniszczy�y.
- Gdyby znali warto�� tego, co rabuj�, gdyby potrafili uzmys�owi� sobie, co zabijaj� - m�wi stary Vadhagh w powie�ci Jedyny kwiat jesieni - wtedy bym nie cierpia�.
To by�a niesprawiedliwo��.
Stwarzaj�c cz�owieka, wszech�wiat zdradzi� stare rasy.
Lecz niesprawiedliwo�� ta by�a zwyczajna i logiczna. Kto� mo�e kocha� i ocenia� wszech�wiat, ale wszech�wiat ani nie kocha, ani nie os�dza nikogo. Wszech�wiat nie czyni r�nicy mi�dzy mnogo�ci� stworze� i obiekt�w, z kt�rych si� sk�ada. Wszyscy s� r�wni. Nikt nie jest faworyzowany. Wszech�wiat, wyposa�ony jedynie w materie i zdolno�� kreacji, tworzy nieustannie troch� tego, troch� tamtego. Nie kontroluje, co stworzy�, i sam przez swoje twory nie mo�e by� kontrolowany (chocia� niekt�rzy niezmiennie s�dz� inaczej). Ci, kt�rzy przeklinaj� �wiat, porywaj� si� na co�, co i tak pozostanie nieosi�galne. Ci, kt�rzy zaciskaj� pi�ci, wznosz� je ku �lepym gwiazdom.
Lecz nie oznacza to, �e nie ma takich, kt�rzy pr�buj� walczy� i dosi�gn�� nieosi�galnego.
Takie istoty b�d� zawsze - czasem obdarzone nieprzeci�tn� inteligencj� - nie mog�ce pogodzi� si� z bezduszno�ci� wszech�wiata.
Ksi��� Corum Jhaelen Irsei by� w�a�nie kim� takim. Ostatni zapewne z rasy Vadhagh�w, znany r�wnie� jako Ksi��� w Szkar�atnym P�aszczu.
Ta kronika opowiada w�a�nie o nim.
Ksi�ga Coruma

KSI�GA PIERWSZA
w kt�rej Ksi��� Corum odkrywa z�o�ono�� spraw ziemskich i traci r�k�

Rozdzia� 1
W ZAMKU ERORN
W Zamku Erorn mieszka�a od stuleci rodzina Ksi�cia Khlonskeya, darz�ca mi�o�ci� spokojnie przelewaj�ce si� u p�nocnych �cian zamku morze i �agodn� puszcz� podchodz�c� tu� pod jego po�udniowe mury.
Zamek Erorn by� tak stary, �e zdawa� si� w jedno stopiony z wy�aniaj�cymi si� majestatycznie z morza ska�ami, na kt�rych go wzniesiono. G�rowa�y nad nim nadgryzione z�bem czasu, lecz nadal budz�ce podziw wie�yczki, kamienie jego mur�w wyg�adzi�a przez stulecia woda. Dziel�ce wn�trza zamku �ciany potrafi�y zmienia� sw�j kszta�t, dostosowuj�c si� do wyposa�enia pokoi, przybiera� r�ne kolory zale�nie od kierunku, z kt�rego wia� wiatr. Pokoje wype�nia�y fontanny i kryszta�y, wygrywaj�ce subtelne, z�o�one fugi, skomponowane przez cz�onk�w rodziny - niekt�rych �yj�cych, niekt�rych dawno ju� martwych. By�y galerie zawieszone obrazami na aksamicie, marmurze i szkle, zgromadzone przez przodk�w Ksi�cia Khlonskeya, z kt�rych wielu mia�o uzdolnienia artystyczne. By�y biblioteki wype�nione manuskryptami spisanymi zar�wno przez Vadhagh�w, jak i Nhadragh�w. Gdzie indziej jeszcze znale�� mo�na by�o pokoje, w kt�rych sta�y pos�gi; by�y ptaszarnie i mena�erie, obserwatoria, laboratoria, pokoje dziecinne, ogrody, zak�tki do medytacji, gabinety lekarskie, sale gimnastyczne, kolekcje pami�tek po zmar�ych, kuchnie, planetaria, muzea, sale spotka� i dyskusji, jak i pokoje bez szczeg�lnego przeznaczenia oraz te, kt�re by�y na sta�e zajmowane przez mieszka�c�w zamku.
Dwana�cie os�b �y�o teraz w zamku, chocia� kiedy� by�o ich tu pi��set. Ci, kt�rzy pozostali, to sam Ksi��� Khlonskey, mocno ju� wiekowy, i o wiele m�odsza jego �ona, Colotalarna; ich bli�niacze c�rki Ilastru i Pholhinra; Ksi��� Rhanan, jego brat; Setreda, jego bratanica, i Corum, jego syn. Pozosta�a pi�tka by�a domownikami wywodz�cymi si� z dalszej rodziny ksi�cia. Wszyscy posiadali charakterystyczne cechy Vadhagh�w; pod�u�ne, w�skie g�owy o zupe�nie p�askich bokach, uszy niemal pozbawione p�atk�w, pi�kne w�osy, kt�re ka�dy silniejszy podmuch m�g� ponie�� jak chmur� ponad ich g�owami, wielkie oczy o kszta�cie migda��w, z ��tymi �renicami i purpurowymi t�cz�wkami, szerokie usta o pe�nych wargach, z�ot� sk�r� nakrapian� jakby szlachetnym r�em. Cia�a ich by�y szczup�e i wysokie, lecz proporcjonalne. Poruszali si� za� z gracj� tak niewymuszon�, �e w por�wnaniu z ni� ruchy istot ludzkich przypomina�y raczej nieporadne ma�pie podskoki.
Zajmuj�c si� g��wnie oderwanymi od rzeczywisto�ci intelektualnymi kwestiami, kt�re dostarcza�y im rozrywki, nie utrzymywali od ponad dwustu lat kontaktu z reszt� ludu Vadhagh�w. Od ponad trzystu nie widzieli �adnego z Nhadragh�w. Ostatnie wie�ci ze �wiata dotar�y do nich przed z g�r� wiekiem. Raz tylko spotkali przedstawiciela rasy Mabden�w - Ksi��� Opash przywi�z� go do Zamku Erorn jako okaz. Ksi��� ten by� najbli�szym kuzynem Ksi�cia Khlonskeya, przyrodnikiem z zami�owania. Mabden - a by�a to samiczka - zosta�a umieszczona w mena�erii, gdzie dbano o ni� dobrze, lecz �y�a tylko troch� ponad pi��dziesi�t lat, a gdy rozsta�a si� z tym �wiatem, nie sprowadzono nowej na jej miejsce. Od tamtych czas�w Mabdenowie rozmno�yli si� oczywi�cie i zamieszkiwali, jak si� okazywa�o, spore tereny Bro-an-Vadhaghu. Pojawi�y si� nawet plotki, �e niekt�re zamki Vadhagh�w sta�y si� ofiarami ich napa�ci zako�czonych wymordowaniem mieszka�c�w i zniszczeniem budowli. Ksi��� Khlonskey niezbyt dawa� temu wiar�. Zreszt� te przypuszczenia umiarkowanie interesowa�y jego samego czy jego rodzin�. By�o przecie� tyle innych rzeczy wartych dyskusji, tyle z�o�onych przyczynk�w do rozwa�a�, przyjemniejszych zagadnie� ze stu i jednej dziedziny.

Sk�ra Ksi�cia Khlonskeya by�a prawie mlecznobia�a i tak cienka, �e arterie i mi�nie tu� pod ni� by�y dobrze widoczne. �y� ju� od tysi�cy lat, lecz dopiero niedawno wiek zaczai dawa� zna� o sobie. Kiedy jego s�abo�� zacznie by� zauwa�alna, oczy zaczn� zawodzi�, wtedy zako�czy �ycie tak, jak zwykli to robi� Vadhaghowie. Uda si� do Komnaty Opar�w, po�o�y na jedwabnych ko�d...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin