Fryderyk Nietzsche - Poza dobrem i Zlem.pdf

(802 KB) Pobierz
Nietzsche---Poza_dobrem_i_Zlem
Fryderyk Wilhelm Nietzsche
Poza dobrem i złem
Preludium filozofii przyszłości
2
Spis tre ś ci
O PRZES Ą DACH FILOZOFÓW……………………………………………………………… 3
WOLNY DUCH ………………………………………………………………………………… 12
RELIGIJNO ŚĆ …………………………………………………………………………………. 20
ZDANIA I POTR Ą CENIA …………………………………………………………………….. 27
DO HISTORYI NATURALNEJ MORAŁU ………………………………………………….. 31
MY UCZENI ……………………………………………………………………………………. 39
NASZE CNOTY ………………………………………………………………………………... 44
LUDY I OJCZYZNA …………………………………………………………………………... 56
DUSZA DOSTOJNA …………………………………………………………………………... 65
2
3
O PRZES Ą DACH FILOZOFÓW
Wola prawdy, co do niejednego skusi nas jeszcze porywu, owa słynna prawdziwość, o której z czcią
wyraŜali się dotychczas wszyscy filozofowie: co za pytania stawiała nam juŜ ta wola prawdy! Jakie
dziwaczne niedobre zagadkowe pytania! Długa to juŜ historya, - a jednak, czyŜ się nie zdaje, iŜ
zaledwie się rozpoczęta? CóŜ dziwnego, gdy w końcu nabieramy nieufności, tracimy cierpliwość,
niecierpliwie się od wracamy? IŜ i my takŜe od tego Sfinksa pytać się uczymy? Kto to właściwie
stawia nam w tym wypadku pytania? Co właściwie dąŜy w nas ku prawdzie? JakoŜ zastanawialiśmy
się długo nad pytaniem co do przyczyny tej woli, - aŜ wreszcie, nad jeszcze gruntowniejszem
zatrzymaliśmy się juŜ całkiem pytaniem. Pytaliśmy o wartość tej woli. Przypuśćmy, iŜ chcemy
prawdy: czemuŜ nie nieprawdy ra c z ej? I niepewności? Niewiedzy nawet? - Próbie mat wartości
prawdy staniał przed nami, - lub moŜe to my przed tym stanęliśmy problematem? Kto z nas jest tu
Edypem? Kto Sfinksem? Jest to, jak się zdaje, schadzka pytań i pytajników. - l da li kto temu wiarę, iŜ
marzy się nam ostatecznie, jakoby ten problemat nigdy jeszcze dotychczas poruszony nie był, -
jakobyśmy po raz pierwszy go dostrzegli, zauwaŜyli, pierwsi nań się porwali? GdyŜ wchodzi tu w grę
poryw i niemasz moŜe większego nadeń.
Jak coś z własnego mogłoby powstać przeciwieństwa? Na przyklad, prawda z błędu? Lub wola
prawdy z woli złudzenia? Lub czyn bezinteresowny ze sobkowstwa? Albo czysta słoneczna zaduma
mędrca z poŜądliwości? Takowe powstanie jest niemoŜliwe; kto o niem marzy, jest głupcem, czemś
gorszeni jeszcze; rzeczy najwyŜszej wagi muszą mieć inny, własny początek, - z tego znikomego,
zwodniczego, złudnego, poziomego świata, z tego odmętu urojeń i Ŝądzy wywieść się nie dają! Raczej
w łonie Bytu, w Nieznikomości, w utajonem Bóstwie, w Rzeczy samej w sobie - tam musi być ich
przyczyna, poza tem nigdzie! - Ten -sposób wnioskowania stanowi typowy przesąd, po którym dają
się poznać metafizycy wszystkich czasów; ten sposób oceniania wartości widnieje w głębi ich
wszystkich procedur logicznych; z tej swojej wiary dąŜą oni ku swej wiedzy, ku czemuś, co
ostatecznie jako prawda uroczyście ochrzczone zostaje. Zasadniczą metafizyków wiarą jest wiara w
przeciwieństwo wartości. Najprzezorniejszym z pośród nich nie przyszło na myśl wątpić u samego juŜ
progu, gdzie wątpienie było snadź najpotrzebniejsze: tym nawet, którzy chełpili się de omnibus
dubitandum, Wątpić bowiem naleŜy po pierwsze, czy przeciwieństwa w ogóle istnieją, po wtóre zaś,
czy owe popularne wartości oceny tudzieŜ wartości przeciwieństwa, na których metafizycy pieczęć
swą wycisnęli, nie są snadź powierzchownemi jeno ocenami, tymczasowemi jeno perspektywami, do
tego jeszcze widzianemi moŜe z jakiegoś kąta, moŜe z dołu ku górze, Ŝabiemi jakoby perspektywami,
by posłuŜyć się wyraŜeniem, utartem u malarzy? Nie odmawiając bynajmniej wartości temu, co
prawdziwe, rzetelne, bezinteresowne: byłoby jednakŜe rzeczą moŜliwą, iŜ pozorowi, woli złudzenia,
sobkowstwu i Ŝądzy naleŜałoby przyznać wartość dla całego Ŝycia wyŜszą i bardziej zasadniczą. A
nawet byłoby jeszcze moŜliwem, Ŝe to, co wartość owych dobrych i czcigodnych rzeczy stanowi, na
tem właśnie polega, iŜ są one zdradliwie spowinowacone, skojarzone, zadzierzgnięte, moŜe nawet w
istocie swej jednakowe z owemi złemi, pozornie wręcz sprzecznemi rzeczami. MoŜe! - Kto mu
wszakŜe ochotę troszczyć się o takie niebezpieczne moŜe! Trzeba z tem się wstrzymać do przybycia
nowej odmiany filozofów, co będą mieli jakiś inny, sprzeczny smak i pociąg od dotychczasowych, -
filozofów, niebezpiecznego moŜe w kaŜdem rozumieniu. - I mówię zupełnie powaŜnie: widzę, iŜ tacy
nowi filozofowie juŜ się ukazują.
Napatrzywszy się dość długo między wiersze i na palce filozofów, powiadam sobie: przewaŜną część
świadomego myślenia trzeba jeszcze zaliczyć do czynności instynktowych, nawet gdy chodzi o
myślenie filozoficzne; trzeba pod tym względem zmienić zdanie, jak się je zmieniło co do
dziedziczności i wrodzonego. Podobnie jak akt narodzin na cały przedwstępny i rozwojowy przebieg
dziedziczności zgoła nie wpływa: tak samo świadomość nie jest bynajmniej w stanowczem jakiemś
znaczeniu instynktownemu przeciwna, - przewaŜna, częścią świadomego myślenia filozofa kierują
potajemnie jego instynkty i na określone wprowadzają je tory. Poza wszelką logiką oraz jej pozornie
własną świetnością ruchu kryją się takŜe oceny wartości, mówiąc wyraźniej, fizyologiczne postulaty,
określony rodzaj Ŝycia mające na celu. Naprzykład, iŜ określone większą ma wartość niŜ nieokreślone,
Ŝe pozór mniej jest wart od prawdy: takowe oceny, mimo całej swej regulatywnej waŜności dla nas,
mogłyby wszakŜe li pierwszoplanowemi być ocenami, określonym rodzajem niaiserie, wręcz snadź
3
4
potrzebnej do utrzymania istot, jakiemi my jesteśmy. O ile przyjmiemy mianowicie, iŜ człowiek
niekoniecznie jest miarą rzeczy...
Fałszywość jakiegoś sądu nie jest jeszcze dla nas przeciw sądowi temu zarzutem; w tem nowość
mowy naszej brzmi snadź najniezwyklej. Chodzi o to, o ile wpływa on na wzmoŜenie Ŝycia, na
utrzymanie Ŝycia, na utrzymanie gatunku, moŜe nawet na chów gatunku; i zasadniczo skłaniamy się
do twierdzenia; iŜ najfałszywsze sądy (do których naleŜą syntetyczne sądy a priori) są dla nas
najniezbędniejsze, iŜ odmawiając znaczenia fikcyom logicznym, nie mierząc rzeczywistości miarą li
zmyślonego świata Absolutu, równego-sobie samemu, nie fałszując liczbą nieustannie świata,
człowiek nie mógłby Ŝyć, - Ŝe wyrzeczenie się fałszywych sądów byłoby wyrzeczeniem się Ŝycia,
zaprzeczeniem Ŝycia. Uznać nieprawdę warunkiem Ŝycia: znaczy to wprawdzie w niebezpieczny
sposób stanąć okoniem przeciwko nawykowym względem wartości uczuciom; zaś filozofia, która na
to się odwaŜy, staje juŜ tem samem poza dobrem i złem.
To, co nas do napoły nieufnego, napoły szyderczego patrzenia na wszystkich pobudza filozofów, nie
pochodzi stąd, iŜ raz wraz dostrzegamy, jacy oni niewinni, - jak często i jak łatwo mylą się i błądząc,
krótko mówiąc, ich naiwność i dzieciństwo, - lecz stąd, iŜ niedość rzetelnie sobie poczynają: wszyscy
bowiem razem podnoszą wielki i cnotliwy hałas, skoro problemat prawdziwości bodaj tylko z daleka
poruszony bywa. Wszyscy udają, jakoby właściwe swe mniemania odkryli i osiągnęli drogą
samoistnego rozwijania zimnej, czystej, bosko pogodnej dyalektyki (tem róŜnią się od mistyków
wszelkiego pokroju, którzy są od nich uczciwsi i tępsi - ci mówią o natchnieniu -): w istocie zaś
rzeczy dodatkowo wyszukiwanymi argumentami bronią z góry powziętego zdania, pomysłu,
podszeptu, abstrakcyjnie urobionego i przesianego serdecznego Ŝyczenia: - wszyscy są adwokatami,
co do tego przyznać się nie chcą, i to najczęściej wykrętnymi nawet rzecznikami swych przesądów,
które prawdami zowią, - bardzo zaś im daleko do tej dzielności sumienia, która to, to właśnie przed
sobą wyznaje, bardzo daleko do tego dobrego dzielności smaku, która pozwala takŜe tego się
dorozumieć, bądź to by ostrzedz wroga lub przyjaciela, bądź teŜ ze swawoli i gwoli naigrawaniu się ze
siebie samej. Niemniej sztywna jak obyczajna tartufferya starego Kanta, z jaką wabi on nas na
dyalektyczne manowce, ku jego kategorycznemu imperatywowi wiodące, słuszniej mówiąc, zwodzące
- nam wybrednym widowisko to uśmiech wywołuje na usta, bawimy się bowiem niezgorzej,
przyglądając się pomysłowym kruczkom starych moralistów i moralności kaznodziejów. Albo te
czarnoksięskie praktyki z matematyczną formą, w którą Spinoza swą filozofię-finalnie milość swej
mądrości, by słowo to trafnie i, właściwie wyłoŜyć - ni to w spiŜ zakuł i zamaskował, aby w ten
sposób zachwiać juŜ z góry odwagą napastnika, co ośmieliłby się podnieść oczy na tę niezwycięŜoną
dziewicę i Pallas Atenę: - ileŜ znamiennej lękliwpści i nieodporności w tej maskaradzie chorego
pustelnika!
Wyjaśniło mi się zwolna, czem była dotychczas kaŜda wielka filozofia: oto spowiedzią swego twórcy
oraz rodzajem mimowolnych, a jako takie nie zaznaczonych memoarów; tudzieŜ Ŝe moralne (lub
niemoralne) dąŜności w kaŜdej filozofii właściwy stanowiły zarodek, z którego kaŜdorazowo cała
rozwinęła się roślina. W rzeczy samej, czyni się dobrze (i roztropnie), gdy, szukając wyjaśnienia, jak
utworzyły się właściwie najodleglejsze metafizyczne twierdzenia jakiegoś filozofa, pyta się zawsze
przedewszystkiem: ku jakiemu morałowi to zmierza (on zmierza -)? Nie wierzę zatem, iŜ popęd ku
poznaniu jest ojcem filozofii, lecz Ŝe jakiś inny popęd i w tym wypadku po znaniem (i niepoznaniem!)
jeno jako swem posłuŜył się narzędziem. Kto wszakŜe zasadnicze popędy człowieka z tego rozpatruje
stanowiska, o ile one tu właśnie jako inspirujące geniusze (lub demony i koboldy -) wpływ swój
wywierać mogły, ten się przekona, iŜ wszystkie uprawiały juŜ kiedyś filozofię, i Ŝe kaŜdy z osobna
radby właśnie siebie przedstawić jako ostateczny cel istnienia i jako uprawnionego władcę wszystkich
innych popędów. GdyŜ kaŜdy popęd Ŝądny jest władzy: i jako taki próbuje filozofować. - Wprawdzie
u uczonych, u właściwych przedstawicieli wiedzy, moŜe być inaczej - gdy kto chce, lepiej - u nich
moŜe zdarzać się istotnie coś jak gdyby pęd ku poznaniu, jakiś drobny, niezaleŜny mechanizm
zegarkowy, co, dobrze nakręcony, pracuje dzielnie w tym kierunku bez istotnego współudziału
wszystkich innych uczonego popędów. Właściwe interesy uczonego zwracają się przeto zazwyczaj
całkiem gdzieindziej, ku rodzinie naprzykład, ku polityce lub zarobkowaniu; a nawet jest to niemal
obojętne, czy na tem lub owem miejscu wiedzy jego małą ustawi się machinę i czy obiecujący młody
pracownik uczyni ze siebie dobrego filologa, chemika lub znawcę grzybów: - nie znamionuje go to, iŜ
tem lub owem zostanie. Odwrotnie, u filozofa niema zgoła nic nieosobistego; zwłaszcza morał jego
daje niezbite i rozstrzygające świadectwo, kim on jest - to znaczy, wedle jakiej hierarchii dostojeństwa
4
5
układają się względem siebie najwnętrzniejsze popędy jego natury.
Jak złośliwymi potrafią być filozofowie! Nie znam nic jadowitszego od Ŝartu, na jaki pozwolił so bie
Epikur względem Platona i platoników: nazwał ich Dionysokolakes. Dosłownie i w pierwszym
rzędzie znaczy to pochlebcy Dionyzosa, a więc zausznicy i lizusy tyrana; zarazem ma to jeszcze
znaczyć wszystko to komedyanci, niema w tem nic szczerego (gdyŜ Dionysokolax było popularnem
nazwaniem aktora). I to ostatnie jest złośliwością wymierzoną przez Epikura przeciwko Platonowi:
gniewała go wspaniała maniera oraz zdolność inscenizowania się, którą Plato wraz z uczniami swoimi
posiadał, - a której Epikur nie posiadał! on, stary, bakałarz ze Samos, co siedział ukryty w swym
ogródku w Atenach i pisał trzysta ksiąg, kto wie? moŜe z ambicyi i pasyi przeciw Platonowi? - Trzeba
było lat stu, zanim Grecya odgadła, kim był ten boŜek ogrodowy Epikur. - Czy odgadła? -
W kaŜdej filozofii bywa punkt, w którym przekonanie filozofa jawi się na widowni: czyli mówiąc
językiem starodawnego misteryum:
adventavit asinus fulcher et fcriisfimul.
Wedle przyrody Ŝyć chcecie? Oh, wy szlachetni stoicy, jakieŜ słów szalbierstwo! Pomyślcie sobie
istotę, jaką jest przyroda, rozrzutną bez miary, obojętną bez miary, pozbawioną zamiarów i względów,
próŜną sprawiedliwości i zmiłowania, płodną i jałową i niepewną zarazem - pomyślcie sobie
indyferencyę samą jako potęgę - wedle tej indyfercncyi jakŜe byście Ŝyć mogli? śycie - nie polegaŜ
ono właśnie na dąŜeniu, by być od tej przyrody innym? Nie jest-Ŝe Ŝycie ocenianiem, wybieraniem,
dąŜeniem, by być niesprawiedliwym, ograniczonym, dyferentnym? JeŜeli zaś przyjmiemy, Ŝe
imperatyw wasz Ŝyć wedle natury znaczy w istocie rzeczy to samo, co Ŝyć wedle Ŝycia jakŜebyście
tego uczynić nie mogli? PocóŜ tworzyć zasadę z tego, czcm jesteście i być musicie? - Po prawdzie
przedstawia się to całkiem inaczej: udając, iŜ kanon swego prawa z zachwytem wyczytujecie z
przyrody, pragniecie czegoś przeciwnego, wy cudaczni komedyanci i samo-oszuści! Duma wasza chce
przyrodzie, przyrodzie nawet, przy pisać wasz morał, wcielić w nią wasz ideał, Ŝądacie, aby ona wedle
Stoi była przyrodą i chcielibyście, iŜby całe istnienie jeno na wasz własny istniało obraz- jako
olbrzymie wiekuiste uświetnienie i uogólnienie stoicyzmu! Z całą swą miłością prawdy zmuszacie
siebie tak długo, tak zawzięcie, z takiem hypnotycznem odrętwieniem widzieć przyrodę fałszywie,
mianowicie stoicznie, aŜ juŜ jej inaczej widzieć nie moŜecie, - a jakaś hardość niezgłębiona napawa
was ponadto jeszcze szaleńczą nadzieją, iŜ przyroda da się takŜe tyranizować, poniewaŜ siebie samych
tyranizować umiecie - stoicyzm bowiem jest tyranią siebie samego-: nie jest-Ŝe stoik - cząstką
przyrody?... Prastara to wszakŜe, wiekuista historya: co dzialo się niegdyś ze stoikami, to dzieje się po
dziś dzień jeszcze, skoro tylko jakaś filozofia wierzyć w siebie samą poczyna. Stwarza ona zawsze
świat na swój obraz i inaczej nie moŜe; filozofia jest po prostu tyrańskim tym popędem, najbardziej
uduchowioną wolą mocy, dąŜeniem do stworzenia świata, do causa prima.
Zapał i subtelność, rzekłbym nawet: przebiegłość, z jaką wszędzie w Europie pracuje się obecnie nad
problematem o świecie rzeczywistym i pozornym, dają do myślenia i do słuchania; i kto tu w głębi
jeno wolę prawdy i nic nadto nie słyszy, ten napewno zbyt bystrym nie jest obdarzony słuchem. W
poszczególnych i rzadkich wypadkach moŜe istotnie współdziałać taka wola prawdy, jakowaś
wybujała i awanturnicza odwaga, metafizyczna ambicya zgubionej czaty, co woli ostatecznie bodaj
garść pewników od całego wozu pięknych moŜliwości; snadź bywają nawet purytańscy fanatycy
sumienia, co wolą- konać na pewnem NIC, niŜ na niepewnem COŚ. Aliści jest to nihilizm i oznaka
zrozpaczonej, śmiertelnie znuŜonej duszy, mimo całej pozornej dzielności gestów takiej cnoty. U
krzepszych wszakŜe, Ŝywotniejszych, Ŝądnych jeszcze Ŝycia myślicieli jest snadŜ inaczej:
oświadczając się przeciwko pozorowi i słów perspektywicznie z dumą juŜ wymawiając; wiarogodność
własnego swego ciała ceniąc niewygody od wiarogodnosd chwili, co powiada ziemia na morzu stoi, z
pozornym humorem wyzbywając się przeto najpewniejszej własności (gdyŜ co pewniejszem od
własnego zdaje się dziś ciała?) - kto wie, czy w istocie rzeczy nie chcą oni odzyskać czegoś, co
jeszcze pewniej posiadano ongi, jakowejś cząstki starodawnej włości minionej wiary, moŜe
nieśmiertelnej duszy, moŜe dawnego Boga, słowem, idej, z któremi Ŝyło się lepiej, mianowicie
krzepcej i weselej, niźli z nowoczesnemi ideami? Tkwi w tem nieufność do tych nowoczesnych idej,
jest to niewiara w to wszystko, co budowano wczoraj i dzisiaj; jest w tem snadź domieszka lekkiego
przesytu i szyderstwa, co juŜ nie moŜe znieść dłuŜej tego bric-a-brac'u pojęć najprzeróŜniejszego
pochodzenia, jakim jest obnoszony dzisiaj po targach tak zwany pozytywizm, odraza wybredniejszego
smaku do jarmarcznej pstrocizny i lichoty wszystkich tych pseudofilozofów rzeczywistości, u których
niema nic nowego i szczerego okrom tej pstrocizny. Pod tym względem, jak mi się zdaje, trzeba
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin