Człowiek skamieniały.docx

(357 KB) Pobierz

Człowiek skamieniały


CZŁOWIEK SKAMEENIAŁY              6

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

      Nie ma wiec żadnycłi pieniędzy? Nic ma pieniędzy, nie ma domu, nie ma nic?

Niedbały ton jej przybranej siostry stał się ledwo uchwyt­nie twardszy. Sara podniosła wzrok i drgncła widząc,że w błę- kimych oczach Cressy pojawiła sie podobna twardość.

Dla niej to większe zaskoczenie, stwierdziła Sara z przy­krością. Ona sama była na to bardziej przygotowana Tatuś za­sygnalizował jej już parQ tygodni temu, jak napięta jest ich sy­tuacja finansowa.

Tatuś był swego czasu modnym i wziętym malarzem, ale nie miał złudzeń co do prawdziwej wartości swego talentu. W łatach, gdy za obrazy płacono mu znaczne sumy, wydawał pie­niądze lekką ręką. Ale te czasy dawno minęły i teraz okazało się, że nawet dom nie był jego własnością .dzierżawił go tylko.

Wraz z jego śmiercią dzierżawa wygasała, co znaczyło... Tak, znaczyło, że z końcem miesiąca wszyscy troje zostaną bezdomni, stwierdziła Sara niewesoło.

Gdyby chodziło tylko o nią samą, jakoś by sobie poradzi­ła. Wprawdzie zajmowała się głównie domem i gospodar­stwem .jednakże prowadziła tatusiowi również koresponden­cję i rachunki. Skończyła kiedyś kurs sekretarski i przy nie­wielkim doszkoleniu mogłaby zarobić na życie. Ale na tym sprawy się nic kończyły.

      Co masz zamiar zrobić z Tomem? — zapytała ją twardo Cressy. — Ja się nim nie mogę zajmować, w tej szkole też nic może zostać. Nic l)ędzie teraz pieniędzy na prywatne szkoły.

Tom, jej ośmioletni braciszek przyrodni z małżeństwa jej tatusia z malką Cressy. Tom ze swoim delikatnym zdrowiem i swoimi atakami astmy. Tom, który — wiedziała to od mo­mentu, gdy nadeszła pierwsza wiadomos'ć o wypadku — po­zostanie na jej opiece. Nie było co sie łudzić, że Cressy siQ zmieni. Cressy bcdzic zawsze tą samą Cressy.

Sara popatrzyła przez szerokość kuctini na swoją piękną przybraną siostrę i westchnęła,

   Nigdy nic mogłam pojąć, dlaczego mamusia wyszła za twego ojca — użaliła się Cressy. — Była taka ładna. Mogła wyjść za kogo by tylko cłiciala.

Za kogo by tylko cłiciała, to znaczy za bogatego mężczy­znę. Sara powstrzymała się od uwagi, że kiedy się pobierali, ta­tuś był stosunkowo tx)galy. Zamiast lego zauważała cicłiym głosem.              -.,

    Kocłiałi się, Cressy.

   A tam, kochali się! — Cressy odrzuciła w tyl głowę, tak że połyskliwe promienie światła zaigraly na jej starannie roz­jaśnionych włosach. — Kogo obchodzi miłość? Kiedy ja bę­dę wychodziła za mąż, to na pewno za bogatego mężczyznę. Tomem musisz się oczywiście zaopiekować ty.

Sara nie zareagowała na jej biezcercmonialność, na nie zno­szącą sprzeciwu determinację w glosie. Zbyt dobrze znała Cressy. Ludzie się tak łatwo nabierają na jej łandrynkowo słodką urodę, pomyślała z żalem. Widzą tylko jej zlotobłond włosy i błękitne oczy, delikatny kościec i uwodzicielskie kształty — i dalej nic patrzą.

Nie żeby była zazdrosna. No, przynajmniej nie za bardzo, musiała niechętnie przyznać, nie mogła bowiem zaprze­czyć, że przyjemnie by jej było mieć doskonałe kobiecą uro­dę Cressy. Wiedziała, że w porównaniu z nią ma wygląd do­syć pospolity. Niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu. Włosy wprawdzie połyskliwego odcienia kasztanów, gdy padną


( zix>\mf :k skamieniały

9

 

promienie słońca, kiedy indziej jednak matowo brą- Równie jak włosy zmienne oczy, odbicie jej kamełe- osobowości, w jednej chwili zielone, w następnej

Była cichą, raczej nieśmiałą dziewczyną, przywykłą do isj-*ania sie w cień, trzymania z tylu za znacznie pewniejs7.ą saśłc przybraną siostrą, mimo że ta była od niej o dwa lata

Ojciec Cressy był aktorem i Cressy postanowiła pójść w jego sTady. Ukończyła niedawno szkołę teatralną i właśnie zo­stała obsadzona w jakiejś dość podrzędnej rólce w sztuce idą­cej na West Endzie.

Poszli ją wszyscy obejrzeć, nie wyłączając Toma, który miał akurat wakacje ze szkoły w Berkshire, gdzie mieszkał w internacie. I Cressy okazała się bardzo dobra. Tatuś był z niej dumny, przypomniała sobie Sara ze skurczem żalu w sercu.

Zdarzały się chwile, gdy wydawało jej się.że tatuś by wo­lał, by jego córką zamiast niej była Cressy. Wszyscy twier­dzili, że ona wdała się w matkę, lecz Sara nie miała możności sprawdzenia tego, gdyż Lucy Rodney umarła przy jej uro­dzeniu.

Z Laurą, malką Cressy, żyła względnie dobrze. Tatuś z l^urą stanowili dobraną parę, obydwoje lubili luksusowy i dosyć gorączkowy styl życia, narzucany przez Jamesa Rod- neya.

Ten właśnie styl życia stanowił jeden z powodów, że nie było teraz pieniędzy. Tatusiowi wydawało się widać, że jest nieśmiertelnym omyślała Sara z goryczą. W każdym razie nie przyszło mu do głowy zatwzpieczyć rodziny na wypadek ta­kiej tragedii, jaka na nich spadła.

O lawinie, która zasypała całą wioskę w Alpach, przeczy­tała w porannej gazecie. Dopiero w porze lunchu dowiedzia­ła się, że wśród zasypanych znajdują się tatuś i I-aura.

Pozostała ich teraz trójka, dziwna, niezgrana rodzina, skła­dająca sie z dwóch młodych kobiet i dorastającego chłopca. Z tym, że Cressyjuż zapowiedziała, iż sie z tej rodziny usuwa. Pozostaje ich więc dwoje. Tom i ona.

Saramiałaochole zaprotestować,przypomnieć siostrze,że troska o Toma spada na nie obie, lecz przypomniawszy sobie napiętą, bladąbuzię chłopca i popłoch, w jaki go wprawia bli­skość często cierpkiej Cressy, powiedziała tylko cichym gło­sem:.              ......_

— Może tak będzie najlepiej.

Musiała się odwrócić, żeby nie widzieć wyrazu ulgi i zado­wolenia, jakie odmalowały się w oczach Cressy.

—Cóż,to biędzienajrozsądnicjsze rozwiązanie,mojadroga. W końcu opiekowanie się dos'ć chorowitym małym chłopcem nie jest bynajmniej w moim stylu. Poza tym rysuje mi się szansa otrzymania roli w amerykańskim serialu telewizyjnym. 1 tak bym nie mogła zabrać Toma ze sobą do Kalifornii. Zjego asuną.              * A'-

Sara wstrzymała się od uwagi, że gorący, suchy klimat ka­lifornijski okazałby się prawdopodobnie zbawienny dla ich przyrodniego brata. Głowę zaprzątałyjej problemy znacznie poważniejsze od egoizmu Cressy. Przede wszystkim pytanie, gdziena miłość Boską,będą mieszkali. Poutraciedomu, to, co ona zdoła zarobić, nie zapewni godziwego lokum młodej ko­biecie z ośmiołemim chłopcem.

   Moja droga, ja już muszę pędzić. Jestem wieczorem umówiona...

  Ależ, Cressy — zaprotestowała Sara. — Nie omówiły­śmy jeszcze sprawy mieszkania. Musimy opuścić dom przed końcem miesiąca.

  O, nic ci nic mówiłam? Jenneth ma w swoim mieszka­niu wolny pokój, który mi proponuje. — W błękitnych oczach Cressy pojawił się znów ten sam twardy wyraz. — Słuchaj,

SteotiAdźże raz w Życiu praktyczna. Czemu się nie zwrócisz JD lotłziny swojej maiki?

Do rodziny mamusi?—powtórzyła Sara niemądrze. —

JUcł_

Moja droga, zastanów sie chwilę. Twoja matka pocho- 4i3az bogatej rodziny w Cheshire. Wszyscy to dobrze wiemy. fta*da, że rodzice się jej wyrzekli,kiedy uciekła z domu, żeby wyjść za tatusia. Ale to było wieki temu. Jeśli się teraz zjawisz pod ich drzwiami, bez środków do życia, prowadząc za rękę iBlego chłopca, będą cię musieli przyjąć.

Cressy!

Sara była wstrząśnięta i nie próbowała tego ukryć. Propo­zycja siostry wprawiła ją w osłupienie. Gładki sposób, w jaki Cressy rzuciła swoją sugestię,świadczył.że nie przyszło jej to nagle do głowy. Sara sama nie wpadłaby nigdy na pomysł zwrócenia się do rodziny mamy. Nie wiedziałaby nawet, gdzie jej szukać. Wprawdzie opowieść o potajemnym małżeństwie rodziców słyszała wiele razy, ale traktowała jąjak łiislorię z ty­siąca i jednej nocy.

Cressy, skąd możemy wiedzieć, czyjej rodzina jest bo­gata. Tatuś...

Była i jest bogata — przerwała jej Cressy nieustępliwie. —Sprawdziłam to.—Zignorowała głośny wdech wstrząśnię­tej Sary. — Myślałam o tym od pogrzebu. To jest idealne roz­wiązanie. Nie możesz pozostać w Londynie. Z czego będziesz żyła, nie wspominając już o Tomie.

Ukończyłam kurs dla sekretarek...

Też coś! — Cressy zbyła machnięciem ręki zdławione słowa siostry.—Tym nie zarobisz na utrzymanie dwóch osób. Spójrz prawdzie w oczy, moja droga. Rodzice traktowali się jakpopychadło. Prowadziłaś im dom,tatusiowi koresponden­cje, i to wszystko. To nic są wystarczające kwalifikacje, żeby dostać przyzwoitą pracę. Takjest,kochana, nie masz wyboru.


CZŁOWIEK SKAMEENIAŁY              15

 

Nie pozostaje ci nic innego, jak sie zwrócić do rodziny swojej mamy. Wiesz, gotowa jestem was do nich zawieźć — zaofia­rowała się wielkodusznie.

   Zawieźć? Ależ, Cressy, jeśli w ogóle zdecyduję się z nimi skontaktować, list byłby bardziej... - •

   Nie bądź śmieszna, nic ma czasu na korespondencję. Musisz mieć gdzie mieszkać. No, i Tom także — podkreśliła Cressy.

Tom... Sarę przeszyło ukłucie lęku. Tom robi często wraże­nie takiego Icruchcgo delikatnego dziecka. Zoliaczyla go uwię­zionego w ciasnej londyńskiej kawalerce—i poczuła suchość w gardle.

Ale sugestia Cressy jest taka... taka zimna i wyrachowana, pomyślała nieszczęśliwa. Od dnia ślubu tatuś nie kontaktował się ani razu z rodziną swojej pierwszej żony. Oni ze swojej strony nawet po śmierci córki nie wykazali najmniejszego za­interesowania wnuczką.

  Zrozum — podjęła Cressy — nie masz nic do stracenia. Zresztą.jakie widzisz inne rozwiązanie?              • '

    Mogą mnie wcale nic przyjąć — powiedziała Sara sztywnymi wargami.

Nie zauważyła zimnego, wrogiego spojrzenia, jakie jej po­słała przybrana siostra.

   Musimy to tak rozegrać, żeby cię przyjęli. Odbierzemy Toma wponiedziaick ze szkoły i zawiozę was prosto tam. Aha, mam zamiar zatrzymać samochód—dorzuciła od niechcenia, przywłaszczają sobie jedyną wartościową rzecz, jaka im pozo­stała. — Tobie nie będzie poyzcbny.

Sara już otwierała usta, żeby zaprotestować, ale się wstrzy­mała. Czuła się zbyt zmęczona, zbyt wyczerpana uczuciowo, by się wdawać w klóuiię z Cressy. Zresztą siostra miała w za­sadzie rację.

Tyle, że samochód można by sprzedać,a uzyskane pienią- 4hr»Wtej chwili narzućmy się jednak ważniejsze problemy, fiTg^oła więc do nich.

Cressy, wracając do rodziny mojej mamy... Skąd ty tyle

     «icfa wiesz?

W tonie jej głosu odbiła się cala wrogość i dystans wolące propozycji Cressy, która to jednak zignorowała.

Cóż, któraś z nas musiała coś przedsięwziąć. Prawdę

     ówiąc, tatuś mi o nich opowiadał. Podobno mu zapropono­wali, że cię wezmą do siebie, kiedy się ożenił z moją mamą. Ale byłaś taką małą przylepą... Wiedział, że nic chciałabyś ram jechać.

Jak opisać takie uczucie,pomyślała niejasno Sara,próbując się otrząsnąć z wrażeniajakic na niej zrobiło odkrycie siostry. Poczuła się zdradzona, oszukana. Nie przypuszczała nigdy, że tatuś miał jakiekolwiek kontakty z rodziną mamusi, że tamci sic do niego zwracali. Dawa! jej zawsze do zjozumicnia, że dziadkowie nic chcą o niej w ogóle słyszeć.

Bóg raczy wiedzieć, dlaczego cie do nich nie wysłał — powiedziała beztrosko Cressy. — Myślę,że mama byłaby za­dowolona, gdyby się mogła pozbyć z domu także mnie. Szcze­rze mówiąc, wyszłoby ci to pewnie na zdrowie, gdyby cię do nich wysiał, Saro — dorzuciła cynicznie. — Są bardzo za­możni. Przypuszczam, że tatuś zawsze kryl w jakimś zaka­marku głowy myśl,że może się do nich zwrócić, jeśli sytuacja zrobi się naprawdę krytyczna.

Sara chciała zaprotestować, ale nie miała siły. Odv,ymała ostatnio tyle miażdżących ciosów i jakoś je zniosła, czemu więc ten stosunkowo lekki tak ją dotknął? Zdawała sobie od dawna sprawę, że uczucia ojca do niej są w najlepszym razie letnie. Jeżeli naprawdę kochał któreś z nich, to jedną Cressy. Cressy, która go doprowadzała do śmiechu, która go kokieto­wała i droczyła się z nim. Cressy była tą tryskającą życiem cór­ką, jaką by pragnął mieć.

   Nie wymagało specjalnego trudu przekonanie starego Hobbsa, żeby przeprowadził dyskretny wywiad — podjęła Cressy.

Sara spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. ' — Zwróciłaś się z tym do adwokata tatusia?

   A czemużby nic! — spytała Cressy niedbale, ignorując konsternacje siostry. — Och. skończże z tym! — rzuciła, na­gle jawnie zniecierpliwiona — Zastanów się, Saro! Czy wi­dzisz jakieś' inne możliwości? Zawsze twierdziłaś, że tak stra­sznie kochasz Toma. A teraz chcesz go pozbawić jedynej sza­nsy na względnie przyzwoitą egzystencję? Przymieranie gło­dem wszlachetnej nędzy to dobre w teorii,ale nie w praktyce...

Sara zdawała sobie sprawę, że Cressy ma słuszność, lecz wrodzona duma nic pozwalałajej dopuścić myśli, że miałaby sie zdać na łaskę i niełaskę rodziny, która tak okrutnie ode­pchnęła jej madce. A codo propozycji Cressy, żeby obrazowo mówiąc, zjawić się ni z tego, ni z owego na progu ich domu, z Tomem za rękę...

—Nie jestcścickawa,czego się dowiedział nasz Hobbsio?

Cressy umiała ją zawsze dręczyć, zupełnie jakby wiedzia- łaotych samotnych nocach,kicdyjako dziewczynka leżała nie mogąc zasnąć, wyobrażając sobie, jakby to było mieć jwaw- dziwą matkę, prawdziwą rodzinę. Tak było, zanim tatuś oże­nił się z Laurą. Ale Sara czuląw głębi duszy, że chociaż Laura starała się być dla niej zawsze dobra, nigdy nie zdołała wypeł­nić choćby w części pustego miejsca wjej sercu.

Wstrząs stanowiło dla niej odkrycie, że dziadkowie chcieli w rzeczywistości zabrać ją do siebie,ajeszcze większy wstrząs odkrycie, że tatuś zataił przed nią tę wiadomość. Dlaczego to zrobił? Nieżyczliwa mu pamięć podsunęła jej teraz przypo­mnienie, że ilekroć wspominała o opuszczeniu domu, by pod­jąć naukęjakicgośzawodu.latuśzaczynał mówić o tych wszy­stkich drobmych, lecz jakże istotnych jej poczynaniach, dzięki

ii:r>TO życie rodzinne może się gładko toczyć. O wypcłnia- Wfch przez nią licznych oIx>wiązkach, których nie sposób by- toocz^iwać od jakiejkolwiek jednej opłacanej osoby. Zara- dvn się cynizmem od Cressy, pomyślała ze zgrozą. Tatuś poćcież ją kochał po swojemu, ale Cressy t)Qdą: sobą nic po- Mśiie żadnej okazji, żeby ją dręczyć. Zawsze taka była. Czu­ta i kochająca w jednej chwili, drapiąca i prychająca mściwie wdrugiej. Sara nic potrafiła dociec,co nią kieruje. Tak bardzo

sie różniły.

Tatuś nazywał Sarę czasami swoją sierotką Marysią. Prze­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin