halina auderska smok w herbie kr�lowa bona Bia�a klacz sp�oszy�a si�, skoczy�a w bok i nagle nad g�ow� ksi�nicz- ki zaszumia�, roz�piewa� si� las. Za kud�at� od paproci polan� w�ska �cie�ka wiod�a coraz g��biej w dziewicz� puszcz�, ga��zki drzew, tak niepodobnych do cyprys�w i palm, uderza�y Bon� po aksamitnym kot- paczku, po policzkach i ramionach. Pr�dzej, jeszcze pr�dzej! Presto! Presto! Nie �ci�ga�a cugli, da�a si� ponosi� szalonej wierzchowce ze sta- dniny Sforz�w. P�d, szum wiatru nad g�ow�, szum w uszach, u�miech triumfu na wargach. Oto ona, c�rka principessy z Bari, bierze w posia- danie t� ogromn�, puszcza�sk� ziemi�, o kt�rej tyle jej opowiada� Sta- i nistaw Ostror�g, pose� i dworzanin kr�la Sigismunda, polski kasztelan. Castello... Wierzch�wka stan�a nagle przed g�st�, zwart� �cian� ziele- ni jakby przed murem warown"ego zamku i, pokr�ciwszy si� chwil� po rozleg�ej polanie, zawr�ci�a sama na �cie�k�. � Zm�czona? Si. Zm�czona... � g�adz�c wilgotn�, pociemnia�� szyj� przemawia�a do niej czule Bona. � Wracaj na go�ciniec, carissi- ma, na czo�o orszaku. Klacz potrz�sn�a przekornie �bem, ale �cie�yna by�a tylko jedna, le- dwo widoczna w�r�d le�nego g�szczu; wraca�a tedy t� sam� drog�, kt�- ra przywiod�a j� w g��b lasu. Polonia... � rozgl�da�a si� wok� jej pani. Tak wi�c wygl�da owe p�nocne kr�lestwo, kt�rego granic� przekroczy� orszak dopiero wczo- rajszego ranka. Ale pos�owie m�wili nie tylko o szumi�cych, nieprzeby- tych borach i o nielicznych osadach. Chwalili wspania�e castella wielmo- ��w, g�ruj�ce nad szmaragdowymi ��kami, m�wili o r�wnie pi�knej jak zamki w�adc�w italskich siedzibie kr�lewskiej na Wawelu. Kasztelan Ostror�g, wk�adaj�c jej na palec pier�cie� �lubny z wielkim diamentem Zygmunta Jagiellona, nie tai�, �e zostaje ma��onk� jednego z najpot�- niejszych w�adc�w Europy. A wicekr�l neapolita�ski i kardyna� d'Este jeszcze przed uroczyst� chwil� tych za�lubin per procura, jeszcze przed uca�owaniem przez ni� szmaragdowego krzy�a z relikwi� �wi�tego Mi- ko�aja, patrona Bari, m�wili d�ugo o obowi�zkach, kt�rych ca�y nar�d w Polszcze � tak dziwnie wymawia� nazw� swego kraju Ostror�g �- spodziewa si� po niej, nowej ma��once kr�lewskiej. Nie, nie powiedzie- li w�wczas �nowej". O tym, �e wychodzi za wdowca, dowiedzia�a si� wcze�niej od principessy matki, gdy ta zacz�a s�a� coraz cz�stsze listy do cesarza Maksymiliana, kt�ry w�r�d licznych kandydatek raczy� wy- bra� i poleci� polskiemu kr�lowi w�a�nie j�, Bon� Sforza d'Aragona, wnuczk� nie�yj�cego ju� kr�la Neapolu i c�rk� mediola�skiego ksi�cia. Pyta�a matk�, czemu to uczyni�, ta jednak uchyla�a si� od odpowiedzi. Twierdzi�a, �e polskiego kr�la, m�a w sile wieku, mog�a zar�wno za- chwyci� podobizna m��dki wr�czona mu w Krakowie przez jej mentora i wychowawc� Colonn� z Neapolu, jak zdumie� wysoko�� posagu uczo- nej i s�ynnej z urody ksi�niczki italskiej. I oto sta�o si�. Rozst�puj� si� teraz przed ni� kolumny drzew o ziele- ni w najr�niejszych odcieniach, jak niedawno jeszcze, przed wyrusze- niem w dalek� podr�, rozst�powa�y si� t�umy na ulicach Neapolu i Bari, wznosz�ce okrzyki �Evviva la principessa Bona!", �Bellissima principessa Bona!" Tak by�o ju� po uroczystych za�lubinach, ale pami�ta, jak przedtem jeszcze matka obesz�a wraz z ni� ca�y zamek z trzypi�trowymi wie�ami, ozdobiony herbami Sforz�w � smokiem z koron� na �bie i ludzk� po- staci� w pysku � i wesz�a do ukwieconej, jarz�cej si� od �wiate� dwors- kiej kaplicy. Kl�cza�y d�ugo przed o�tarzem, z kt�rego patrza� na nie patron Bari, �wi�ty Miko�aj, i tam w�a�nie, przy wzajemnym podawa- niu sobie wody z kropielnicy, odby�a si� rozmowa, kt�r� ksi�niczka za- pami�ta�a na zawsze. Dostojna i pi�kna jeszcze Izabela Arago�ska, principessa Bari i Ros- sano, w�wczas ju� wdowa wyp�dzona z Mediolanu przez regenta ksi�- cia Ludwika II Moro, dotkn�a wilgotnymi palcami d�oni c�rki, m�- wi�c: � W tej kaplicy by�a� ochrzczona, carissima. � Dwadzie�cia trzy lata temu � odrzek�a chyl�c g�ow�. � Oszala�a�? � skarci�a j� principessa. � Osiemna�cie. Powie- dzmy: dziewi�tna�cie. � Zapami�tam. � Cara mia! W chwilach trudnych m�dl si� zawsze do �wi�tego Mi- ko�aja, naszego patrona. � Si. Zapami�tam. � Te stare mury � doda�a ksi�na z naciskiem � widz� ostatni raz ksi�niczk� Bari i Mediolanu. Kiedy przyb�dziesz do mnie w odwiedzi- ny, wejdziesz do tej kaplicy ju� jako kr�lowa. Regina Poloniae. � Tego nie jestem pewna. � Potrz�sn�a lekko g�ow�. � Jak to? �e b�dziesz kr�low�? � zdziwi�a si� principessa. � Nie. �e wejd� jeszcze kiedy� do tej kaplicy. � Ale� perche? Perche? Odpowiedzia�a bez namys�u: � Bo chyba kr�lowie nie je�d�� w odwiedziny do ksi���t. Nawet tak s�awnych jak w�oscy. Ksi�na wyprostowa�a si�, zmarszczy�a brwi. � Jestem twoj� matk�. � I w�a�nie dlatego � pr�bowa�a naprawi� sw�j b��d � zapraszam ci�, pani, do stolicy mojego p�nocnego kr�lestwa. Ale ksi�na Sforza odpowiedzia�a wynio�le: � Przyjad� do Cracovii dopiero na chrzest nast�pcy tronu. Nic wcze�niej. � C�... Zapami�tam�westchn�a i wysz�a w �lad za matk�. Nagle klacz skoczy�a w bok, suchy konar z trzaskiem pad� tu� za ni� i jasno o�wietlona kaplica znik�a sprzed oczu Bony. Zanim uspokoi�a wierzch�wk�, ju� by�a pod �ukiem pot�nych drzew nie znanych jej z nazwy, spl�tanych w g�rze konarami. I oto mroczne sklepienie przypo- mnia�o jej ciemn�, ponur� grot�, do kt�rej wprowadzi�a j� zaufana s�u- �ka Marina tego samego dnia, kiedy czyni�y z matk� obch�d zamku. Zapada� ju� wtedy zmrok, w grocie pali� si� tylko jeden kaganek, a przybrany w dziwaczne szaty mag m�wi�: � Chcesz zna�, signora, ca�� prawd�? � Si. La verita. Prawd� i tylko prawd�... Wpatrywa� si� d�ugo w szklan� kul�, mru�y� oczy, wreszcie rzek�: � Widz�... Widz� �apy dzikiego zwierza na ko�skim grzbiecie. Zabi- ja... Widz� te� dwa smoki na stra�y wielkiego zamczyska. � A� dwa? Mam smoka w herbie. Co znaczy drugi? � pyta�a. �Nie wiem. Nie widz� dobrze... � A co wiesz? � nalega�a. � B�dziesz, pani, w�adczyni� s�awn� na ca�y �wiat i pot�n�, ale... � Ale? � Strze� si� tiuj�cych ogni z paszczy smoka. Truj�cych zi�... B�d� czujna. Obra�aj tylko tych ludzi, kt�rych zemsty nie musisz si� oba- wia�. � Jad� do kraju, gdzie mo�e gry�� tylko jeden smok, Sforz�w. Gdzie nie zabija zatruty sztylet ani truj�ce ziele. M�w o czym innym. B�d� szcz�liwa? � Je�eli, b�d�c wielk�, potrafisz by� szcz�liw� � odpar�, cofaj�c si� w g��b groty. � I to wszystko? � spyta�a zawiedziona. � Powiedzia�em du�o. Nawet chyba... za wiele �szepn��. Wtedy krzykn�a ju� z gniewem: � Chc� by� szcz�liwa! S�yszysz? Szcz�liwa ponad wszelk� miar�! Mag roz�o�y� bezradnie r�ce. Niezadowolona z wr�by odwr�ci�a si� i odesz�a bez s�owa. Teraz, po wielu miesi�cach od tamtego spotkania z magiem, wyje�- d�a oto z mroku sklepienia i jest na tej�e k�dzierzawej od paproci pola- nie, na kt�r� skr�ci�a z go�ci�ca bia�a klacz. Ale polana ju� nie jest pu- sta. W jej stron� zd��aj� rycerze z przybocznego orszaku, �ucznicy z os�ony, biegn� nawet pokrzykuj�c mali paziowie. Przerazi�a ich swoim znikni�ciem i za chwil� nie b�dzie ju� czasu na rozpami�tywanie lat m�odo�ci sp�dzonej w s�onecznym ksi�stwie Bari. Kwietniowy dzie� by� jednak jak w Italii pogodny i pe�en blasku, kie- dy �wietny i liczny orszak przysz�ej kr�lowej dotar� do Morawicy, sie- dziby mo�nego rodu T�czy�skich. A �e od tygodnia, dla przy�pieszenia pochodu, odpoczywano nie tylko po miasteczkach, lecz tak�e w namio- tach na polankach le�nych lub na suchych ��kach, towarzysz�cy Bonie pose� kr�lewski Ostror�g za jej zgod� zarz�dzi�, �e post�j w Morawicy b�dzie d�ugi. Na godzin� przed wjazdem pacho�kowie w�o�yli wspania- �e kapy, rz�dy i pi�ropusze na konie rycerzy, a Ostror�g podszed� do Bony w szacie mieni�cej si� srebrem i ci�kiej od klejnot�w. Ona sama, zrzuciwszy str�j podr�ny, przywdzia�a niebiesk� sukni� przetykan� z�otem, a zamiast ko�paczkiem jasne w�osy os�oni�a aksamitnym bere- tem zdobnym w kosztown� zapon�. Ostror�g patrzy� pe�en podziwu na wielkie, gor�ce oczy W�oszki, na z�ociste w�osy, na �wie�e usta nie po- blad�e od trud�w podr�y, wreszcie na ca�� posta� smuk��, a mimo to przywodz�c� na my�l zr�czno�� i si�� legendarnych Amazonek. Podje- cha� do niej zupe�nie blisko i nim spotka� ich gospodarz Moraw'.cy, ci�g- n�cy ze swoimi dworzanami naprzeciw, zd��y� wyja�ni�, jak znaczne s� w Polszcze rody T�czy�skich, Tomickich, Zaremb�w i �askich. Do Mo- rawicy po�pieszyli ju� bowiem, by powita� przysz�� kr�low�: podkan- clerzy koronny i zarazem biskup Piotr Tomicki, wojewoda Jan Zarem- ba i � jako przedstawiciel kniazi�w litewskich � wielki hetman Kon- stanty Ostrogski. Prymas Jan �aski mia� wita� ksi�niczk� dopiero wraz z kr�lem przed Krakowem i z��czy� j� prawdziwym ju� �lubem z pol- skim monarch�. � Mog� z nimi m�wi� po �acinie, jak i z wami, panie? � spyta�a. � Tak � potwierdzi� � chocia� Tomicki, wiele lat pobieraj�cy nau- ki w Bolonii i w Rzymie, m�wi po w�osku jak rodowity Italczyk. � I to prawda, �e tak wielu waszych m�odzian przebywa w uniwersy- tetach Padwy, Bolonii i Romy? My�la�am, �e przyjechawszy do nas Z umow� �lubn� przechwalali�cie si� tylko. � I po co mia�bym to czyni�? � zapyta� zdumiony. � Perche? � powt�rzy�a. � Sama nie wiem. Ale domy�lacie si� chyba, kasztelanie, �e byli i tacy, kt�rzy my�leli z �alem o moim ma�- �e�stwie i woleli m�wi� o was z niech�ci�. U�miechn�a si� do niego promiennie, z wdzi�kiem, i musia� przy- zna�, �e kr�l polski uczyni� s�usznie, nie zwlekaj�c z przys�aniem �lub- nego kontraktu i pier�cienia z diamentem. Po czym oboje umilkli, bo ju� wida� by�o na go�ci�cu zbli�aj�cy si� do nich orszak Jana T�czy�s- kiego z Morawicy. Parodniowy pobyt w tym polskim dworze, pierwszym z poznanych przez Italczyk�w, mia� by� odpoczynkiem dla strudzonych podr�nych, a zarazem przedsmakiem festyn�w, jakie szykowa� dla nich Krak�w. Ju� pierwsza uczta wydana na cze�� Bony swoj� wspa...
filmy.bajki.seriale