01. Rozdzial 1 - 5.pdf

(121 KB) Pobierz
61273667 UNPDF
Rozdział 1.
Janka.
Warszawa, wczesny ranek. W wytwornie urządzonym buduarze, podśpiewując wesoło, kończy
toaletę piękna jasnowłosa dziewczyna, w doskonałym nastroju. Dzisiaj obchodzi urodziny.
Zbiegając na dół woła. - Tomasz proszę przygotować konia! Dzień tak piękny, że pojadę na
przejażdżkę po Łazienkach.
Janka - bo tak było dziewczęciu na imię. - przejeżdżała spokojnie - kłaniając się i pozdrawiając
znajomych. - Gdy w którejś z kolei alejce, nagle, z krzaków rozległ się odgłos wystrzału.
Mirza - koń Janki - przestraszył się i poniósł. Skończyło by się to na pewno tragicznie, gdyby
nie błyskawiczna reakcja przejeżdżającego nie daleko, młodego mężczyzny.
Ten młody człowiek, o ślicznych, egzotycznych rysach twarzy, w ostatnim momencie dogonił
i mocno złapał za uzdę konia, wystraszonej Janeczki. Z pianą na nozdrzach i czerwonymi
oczyma, dysząc ciężko Mirza stanął. Drżąca z przerażenia dziewczyna podnosi zapłakane oczy,
chcąc podziękować swojemu wybawcy, spogląda na niego i... głos utkwił jej w gardle.
- Pani pozwoli że się przedstawię - z zachwyceniem w oczach powiedział młody mężczyzna.
- Nazywam się Li-Fang, jestem Chińczykiem polskiego pochodzenia! W Polsce jestem by
odwiedzić mojego najlepszego przyjaciela!
- A kim jest ta cudowna, jasnogłowa istotka którą przed chwilą miałem sposobność uratować.
- Jestem... - powiedziała zarumieniona Janka , gdy nie opodal rozległ się okrzyk, który
przerwał jej dalsze słowa.
Panno Janko, na litość Boską! czy ten człowiek panią napastuje?
- To jest Li-Fang, który... - zaczęła Janka , lecz przybyły zamachnął się szpicrutą i wrzasnął:
- Li-Fang? A wiec Chińczyk śmie napastować, Europejkę? Precz ty żółta małpo!
I szpicruta przecięła powietrze. Nie dosięgła jednak oblicza Li-Fanga, gdyż ten zdążył
odskoczyć do tylu.
- Panie Winters! To było wstrętne! - Krzyknęła głośno jasnowłosa dziewczyna i twarzyczka jej
zbladła,jak chusta. - Ten pan uratował mi przed chwilą życie. Mój koń poniósł i gdyby nie
szlachetna odwaga pana Li-Fanga, nie widziałbyś mnie żywą.
Hrabia Winters; niezmiernie bogaty właściciel olbrzymich dóbr ziemskich, które znajdowały
się w Polsce, na granicy czeskiej, w Czechach i Węgrzech, był zakochany wszystkimi
zmysłami swego nieokiełzanego serca w przecudnej Jance Linieckiej.
- Bardzo mi przykro, panno Janko - rzekł hrabia nieco zmieszany - zaszło tutaj
nieporozumienie; lecz postaram się wynagrodzić krzywdę temu człowiekowi.
To mówiąc, sięgnął do kieszeni, jak gdyby chciał wydobyć portfel z pieniędzmi.
Lecz Li-Fang spojrzał nań w sposób tak dziwnie ostry, a zarazem groźny, że przestraszony
hrabia cofnął rękę.
Janka zbliżyła się do swego wybawcy. - Dlaczego zniósł pan? to upokorzenie panie Li-Fang.
Dlaczego nie spoliczkował pan? tego tchórza, tego nędznika. - mówiła oburzona. - Pan który
okazałeś tyle szalonej odwagi, gdy chodziło o mnie.
-O, pani - odrzekł cichym głosem - w kraju, skąd pochodzę, uczono mnie, że często obelgę
należy znieść z uśmiechem. Niech mnie pani źle nie rozumie, lecz my, ludzie z Chin, jesteśmy
inni niż Europejczycy.
- Przecież pan jest właściwie... - zaczęła Janka, lecz tajemniczy Li-Fang położył palec na
ustach i dziewczyna nie dokończyła zaczętego zdania.
Następnie ukłonił się, szybko wskoczył w siodło i odjechał.
Piękna dziewczyna stała nieruchomo na tym samym miejscu. W zamyśleniu spoglądała w ślad
za odjeżdżającym. - Li-Fang - szeptała bezwiednie - Li-Fang tajemniczy książę chiński.
Niby Polak, a jednak zagadkowa w nim dusza Azjaty.
Głośny okrzyk wyrwał ją z zamyślenia. - Panno Janko! - hrabia Winters stanął przed nią. -Niech
mi pani wybaczy ten przykry wypadek, błagam panią! Gdy ujrzałem panią w ramionach
człowieka o brązowej twarzy, gdy wymieniła mi pani jego chińskie nazwisko, byłem
przekonany, że grozi pani niebezpieczeństwo. Wszystkiego można się spodziewać po
Chińczykach.
Jest to wstrętny naród....
- Dość, hrabio! - zawołała z odrazą dziewczyna. - Niech pan odejdzie stąd. Nie mogę znieść
pańskiego widoku! To, co pan uczynił, było ohydne i żałuję bardzo, że pan Li-Fang nie
udzielił panu odpowiedniej nauczki!
- Janko, moja słodka dzieweczko! Jesteś piękna, jak ten poranek wiosenny, lecz o ile
piękniejsza w gniewie. Przyznaję ci słuszność, najdroższa dzieweczko. Postąpiłem bardzo
brzydko, lecz naprawie to wszystko, zobaczysz, byle tylko wywołać uśmiech na twych
karminowych usteczkach.
W tej chwili jednak wyznaję ci moją miłość i proszę, byś została moją małą, słodką żoneczką!
Kocham cię, Janko! Od chwili - gdy cię ujrzałem po raz pierwszy. Zapomnij o tym Chińczyku,
błagam cię. Dziś jeszcze odnajdę go i poproszę o przebaczenie, choć ten człowiek przejmuje
mnie wstrętem. Wszystko uczynię dla ciebie, wszystko!
- Mylisz się hrabio! - zawołała gniewnie - nie obchodzi mnie wcale, czy mnie kochasz i co
zamierzasz uczynić! Dziękuje stokrotnie za zaszczyt pozostania hrabiną Winters. Nigdy nie
dawałam panu żadnej nadziei i dziś odrzucam tę propozycje. Obecnie gdy ujrzałam pańskie
prawdziwe oblicze, stał się pan bardziej odpychający, niż zazwyczaj! Żegnam i to na zawsze,
hrabio Winters!
- Janko, pożałujesz tego, pożałujesz! - wycharczał wściekle mężczyzna, po czym wskoczył na
siodło i odjechał, mrucząc: - Będziesz jednak moja, uparta ślicznotko. Znam ja drogę, która
sprowadzi cię prosto w me ramiona!
Janka tymczasem z wilgotnymi od łez oczyma przytuliła twarzyczkę do lśniącej szyi swego
konia i szeptała:
- Głupi Mirza, dobre, kochane zwierzątko. Co ci strzeliło do twego głupiego mózgu? Patrz!
coś narobił. Przed pół godziną zaledwie byłam taką szczęśliwą i wesołą, a teraz dziwny smutek
ściska me serce.
Rumak potrząsnął łbem, jakby rozumiał co do niego mówią. Janka westchnęła, powoli dosiadła
arabczyka i ruszyła szeroką aleją, która dopiero teraz poczęła się zaludniać. Jej świeża,
kwitnąca twarzyczka, miała obecnie wyraz poważnej zadumy - wyraz, jaki miewają zazwyczaj
oblicza młodych niewinnych dziewcząt po pierwszym głębokim przeżyciu: - Dziwny Li-Fang,
z dalekiej, tajemniczej krainy - szeptała - biedny Li-Fang !
Rozdział 2.
Dla ciebie, ojcze!.....
Przed wieczorem tego samego dnia Bogdan Liniecki, ojciec Janki, krążył w najwyższym
podnieceniu po miękkim dywanie w swoim gabinecie. Niezwykła bladość osiadła na jego
wytwornym, acz pooranym zmarszczkami, obliczu. Co chwila przyciskał drżącymi dłońmi
swą pierś, jak gdyby dokuczał mu nieznośny ból. Nie był sam w swym gabinecie. Naprzeciw
siedział w wygodnym klubowym fotelu starszy chudy i pochyły mężczyzna, który bacznym
wzrokiem śledził zdenerwowanego Linieckiego.
Stracone, wszystko stracone, panie Thorn. - jęczał ojciec Janki - czy to możliwe? że akcje,
akcje kopalni srebra na Węgrzech nie są dziś warte ani grosza.
He, czy pan zdaje sobie sprawę z tego? Panie bankierze. Że w te akcje włożyłem cały mój
majątek. Czy pan wie? Że za jednym zamachem stałem się kompletnym nędzarzem.
I nie tylko to! Zaciągnąłem przecież pożyczkę w pańskim banku. W jakiż więc sposób? spłacę
panu ten dług.
- Winien mi pan jest pół miliona złotych! - odparł zimno finansista - i ta suma będzie musiała
być pokryta bezwzględnie!
Bogdan Liniecki jęknął i ciężko dysząc oparł się o biurko. - Kiedy przypada termin płatności?
I ile czasu mi pan daje? panie bankierze
- Nie dłużej, niż do jutra – odpowiedział starzec.
- To okropne! - wyszeptał zbielałymi ustami Bogdan Liniecki - i pomyśleć że to pan właśnie
radził mi wówczas kupić te akcje kopalni srebra!
- H a! Nie przypuszczałem wtedy, że w kopalniach tych zabraknie srebrnego kruszcu. W ciągu
nocy okazało się że tereny nie przedstawiają najmniejszej wartości.
- Nie ma dla mnie ratunku! - wyrzekł ponuro przemysłowiec - widzę, że jestem zupełnie
zrujnowany.
Bankier Thorn powstał z miejsca i przystępując do Linieckiego, położył swą kościstą, szeroką
rękę na jego ramieniu.
- Jest droga ratunku - rzekł przyjaznym tonem. - Pańska piękna córka...
- Moja córka Janka? Co to znaczy?
- To znaczy, że panna Janka Liniecka może uratować ojca od ruiny, wychodząc za mąż za
hrabiego Wintersa, który szaleje po prostu z miłości do niej.
Chciał pan zasięgnąć mej rady.
Otóż radzę panu wydać córkę za tego milionera. Hrabia Winters nie odmówi pomocy swemu
teściowi.
- Winters - wyszeptał Bogdan Liniecki - i pomyśleć że to przez niego wpadłem w to
nieszczęście! Przecież te kopalnie srebra znajdują się w jego dobrach na Węgrzech.
-Winters również stracił olbrzymią sumę na tych kopalniach, lecz jest zbyt bogaty by odczuć
tę stratę.
- Czy on wie? Że jestem zrujnowany.
- Wie o tym i wyraził chęć przyjścia panu z pomocą, pod warunkiem jednak, że panna Liniecka
zostanie jego żoną.
- Boże, mój Boże! - jęczał zrozpaczony ojciec - jakżeż ja mogę wydać moje czyste, niewinne
dziecko za tego osławionego rozpustnika, za tego donżuana, który dzięki swym pieniądzom
znajduje drogę do płochych serc niewieścich?!
- Panie bankierze, proszę mi powiedzieć szczerze, czy będąc w mym położeniu, oddał by pan
swą córkę hrabiemu Winters?
- Rozumie się panie Liniecki. Hrabia Winters stanowi wymarzoną partię dla pańskiej córki.
Piękny, bogaty, hrabia, czego więcej żądać? Poza tym kocha pańską córkę do szaleństwa.
- Tak jak kochał przedtem inne kobiety, zanim je porzucił!
I moją córkę również porzuci gdy mu się znudzi.
- Prawdziwa miłość zmienia człowieka, panie Liniecki. Hrabia stanie się kochającym i wiernym
małżonkiem. Zresztą, niech pan zapyta swą córkę o zdanie. Ręczę, że oświadczyny hrabiego
przyjmie z wielkim zadowoleniem.
Lecz Bogdan Liniecki potrząsnął przecząco głową. - Nie dopuszczę do tego małżeństwa!
- rzekł z mocą. - Nie chce by moje dziecko było nieszczęśliwe!
- Panna Janina będzie tysiąckrotnie nieszczęśliwsza, gdy dzięki panu znajdzie się nagle w
skrajnej nędzy.
Tymczasem mam zaszczyt pożegnać pana - zakończył bankier swą przemowę, po czym podał
rękę Linieckiemu i wyszedł, mówiąc jeszcze na progu:
- A niech pan nie zapomni o jutrzejszym terminie płatności pół miliona złotych!
Zrozpaczony Liniecki nie dostrzegł dziwnego uśmiechu, jaki wykrzywił wąskie usta bankiera.
- Biedna, mała Janeczka! - Bogdan Liniecki ze skurczoną boleśnie twarzą chwycił się poręczy
fotelu. - Moja słodka, roześmiana córeczka żoną tego brutala, człowieka, dla którego nie
istnieje nic świętego! Nie, nigdy do tego nie dopuszczę, to się stać nie może!
Zatopiony w swych rozpaczliwych dumaniach, nieszczęsny starzec nie dosłyszał lekkiego
pukania do drzwi, nie dostrzegł również zafrasowanego oblicza swego starego lokaja, który
spojrzał nań poprzez uchylone drzwi, po czym kłaniając się nisko wpuścił do pokoju mężczyznę
wysokiego wzrostu, o ruchach wielkopańskich.
Gościem tym był hrabia Winters; we własnej osobie.
Hrabia zatrzymał się na jedną sekundę i rzucił triumfujące spojrzenie na złamanego
Linieckiego, który siedział w fotelu z głową opuszczoną na piersi.
- Panie Liniecki! - odezwał się hrabia Winters; - proszę mi wybaczyć, że mu przeszkadzam.
Wyrwany nagle ze swojego bolesnego zamyślenia, przemysłowiec drgnął mimo woli, hrabia
zaś ciągnął dalej:
-Przybywam, by wyrazić panu me najgłębsze współczucie z powodu strat, jakie pan poniósł
częściowo z mej winy. Bankier Thorn opowiedział mi wszystko. Czy mógłbym panu pomóc?
- Ja... ja... bardzo dziękuję panu! - wyjąkał nieszczęsny starzec, dysząc ciężko. Tak... tak...
jestem całkowicie zrujnowany.
- A więc przystąpmy od razu do rzeczy, panie Liniecki - rzekł hrabia, hamując zwycięski
uśmiech.
- Kocham pańską córkę i jedno pańskie słowo wystarczy, by jutro z rana bank „Thorna“
otrzymał pół miliona złotych na pokrycie pańskiego długu.
Dziś wieczorem urządza pan uroczyste przyjęcie dla zaproszonych gości z okazji urodzin
panny Janki.
Wystarczy, że ogłosi pan nasze zaręczyny, a pół miliona złotych będzie do pańskiej dyspozycji.
Podczas gdy hrabia Winters przemawiał, Bogdan Liniecki bladł i czerwieniał na przemian.
W głębi duszy oburzał się na bezczelnego bogacza, który pragnął wykorzystać jego
nieszczęśliwe położenie.
- Nie mogę na razie udzielić panu żadnej odpowiedzi, hrabio - rzekł wreszcie, tłumiąc gniew.
- Muszę przedtem pomówić z moją córką.
- Och, wystarczy, by pan tylko zechciał, a Janka zgodzi się z całą pewnością. – Oświadczył,
uśmiechając się złośliwie hrabia i dodał:
- Za dwie godziny znajdę się pomiędzy zaproszonymi gośćmi i poprowadzę pannę Jankę do
stołu.
Liczę że pan ogłosi wobec zebranych gości o naszych zaręczynach.
W przeciwnym razie przemysłowiec Bogdan Liniecki może się uważać za bankruta.
Drzwi zatrzasnęły się za hrabią i starzec pozostał sam.
*
* *
Piętro wyżej, w oknie swego wytwornie urządzonego buduaru, stała piękna Janka i
rozmarzonym wzrokiem spoglądała na wiekowe drzewa parku.
Jasnowłose dziewczę było bardzo blade. A piękne jej oczy zdradzały, że przed chwilą zrosiły
je łzy. Serce łomotało boleśnie w piersi, a ciałem wstrząsał dreszcz.
Janka nie mogła zapomnieć dzisiejszego spotkania w Łazienkach.
Ciągle widziała przed sobą tego dziwnego mężczyznę. Czuła jeszcze na sobie dobre, szlachetne
spojrzenie jego źrenic, a w uszach dźwięczał jego przedziwny głos, tak miękki i melodyjny,
jakiego nigdy dotychczas nie słyszała.
- Li-Fang - szeptała bezwiednie - Li-Fang.
Co się z nią dzieje? Dlaczego łzy same płyną z jej oczu? Czy to może miłość? O której
marzyła zawsze, której tak pragnęła. Lecz czy jest możliwe żeby? od razu pokochała obcego
mężczyznę. - Polak z Chin - szeptała - obcy kraj, obcy świat, a jednak... jednak tak mi się
podoba.
Nigdy go już nie zobaczę, ale nie zapomnę jego twarzy, jego oczu i jego głosu!
Janka usłyszała jakiś szelest i obejrzała się. Na progu buduaru stanął stary lokaj, Tomasz.
- Jaśnie panienko - rzekł - ojciec prosi panią do gabinetu. Zdaje się, że nie czuje się zbyt
dobrze po odejściu hrabiego Wintersa.
- Hrabia Winters był u ojca? - zawołała Janka przestraszona i szybko zbiegła na dół.
Ledwie jednak wpadła do gabinetu, okrzyk przerażenia wydarł się z jej piersi.
Ojciec jej leżał bez przytomności po środku pokoju.
Janka rzuciła się przed nim na kolana, wołając przez łzy:
- Ojcze, ojczulku najdroższy, co ci się stało?
Otwórz oczy! Błagam cie! Spójrz na mnie, ojczulku kochany!
Drżącymi rękoma pogłaskała zroszone zimnym potem czoło starca.
Dotknięcie dziewczęcej dłoni widocznie poskutkowało, gdyż Bogdan Liniecki otworzył oczy i
z trudem podźwignął się z podłogi.
- Córuchno - wyszeptał, padając na fotel - czy bardzo cie przestraszyłem?
Wybacz mi, serce moje.
- Ojcze, co się stało? - łkała przerażona dziewczyna. - O, jestem przekonana, że hrabia Winters,
który był tutaj, przyczynił się do tego.
- Mylisz się, moje dziecko. Hrabia nic tutaj nie zawinił. Widzisz, miałem ostatnio wielkie
zmartwienie, no i dostałem ataku serca. Starzec odetchnął z trudem, po czym ciągnął dalej:
- Janeczko, moje jedyne dziecko, muszę ci wyznać wszystko, nie mogę ukrywać prawdy przed
tobą. Nie chciałbym zasmucać w dniu dzisiejszym twego serduszka, lecz muszę... muszę!
Janko jestem zrujnowany. Nic już nie należy do mnie, ani ten pałac, ani park, ani fabryka.
Twój stary ojciec był nieostrożny, moja biedna córeczko. Bankier Thorn namówił mnie, bym
kupił akcje kopalni srebra na Węgrzech. Wszystko, co posiadałem, włożyłem w tę transakcje,
pożyczyłem nawet u Thorna pól miliona złotych, które muszę jutro zwrócić.
A tymczasem akcje spadły i nie mam ani grosza, by spłacić dług. Jestem nędzarzem, moje
biedne dziecko.
- Ojcze mój, ojcze – krzyknęła Janka, mocno obejmując starca - nie martw się, ojczulku drogi!
Wyjedziemy stąd, zamieszkamy gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie zna i ja będę pracowała na
nas oboje.
- Ach, moje dziecko! - westchnął starzec - nie wiesz co mówisz! Nie znasz nędzy i nie jesteś
do niej stworzona.
Bóg jedyny wie, jak ciężko mi powiedzieć ci całą prawdę, lecz muszę... muszę ci powiedzieć
wszystko.
Otóż, moje drogie kochanie, od ciebie tylko zależy, by uniknąć nędzy, od twojej odpowiedzi
zależy, czy będę mógł zwrócić dług bankierowi Thornowi.
- Ode mnie Ojcze? - zdumiało się dziewczę. - Jakże to możliwe?
Bogdan Liniecki opuścił siwą głowę na piersi i mówił dalej cichym głosem:
- Hrabia Winters proponował mi swoją pomoc przed niespełna piętnastu minutami. Obiecał mi,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin