Arturo Perez-Reverte - Fechmistrz.pdf

(1147 KB) Pobierz
Arturo Pérez-Reverte
Fechmistrz
(Przełożył: Filip Łobodziński)
Dla Carloty,
I dla Rycerza w Żółtym Kaftanie
Od tłumacza
Fechtmistrz nie jest powieścią historyczną, ale historia tworzy w niej bardzo wyraziste,
czytelne dla Hiszpanów tło. Nieznajomość dramatycznych dziejów Hiszpanii drugiej połowy XIX
wieku nie uniemożliwi lektury książki, jednak kilka podstawowych informacji może Państwu tę
lekturę ułatwić.
Po wieloletnich rządach feudalnej arystokracji w latach 40. zeszłego stulecia doszła w
Hiszpanii do władzy nowa klasa: burżuazja. Ponieważ jednak sama wciąż była słaba, delegowała
silną armię w osobach kolejnych generałów. Rządy zmieniały się co chwila. Jednym z najczęściej
urzędujących wówczas premierów był generał Ramón María Narváez, człowiek silnej ręki. To
jedno z częściej wymienianych w Fechtmistrzu nazwisk. Uzależniony od znienawidzonej przez
większość Hiszpanów królowej Izabeli II, sprawował rządy surowe, przekształcając Hiszpanię w
państwo niemal policyjne. Jeszcze gorzej zapisał się w pamięci społecznej generał Leopoldo
O'Donnell.
Sama Izabela była przedstawicielką zanikających w Europie monarchów o apetytach
absolutystycznych. Wydana za Francisca de Asís, zniewieściałego nieudacznika, na zewnątrz
pielęgnowała chrześcijańskie cnoty, w rzeczywistości jednak była uosobieniem hipokryzji i
obłudy.
Coraz bardziej histeryczny sposób sprawowania władzy zaowocował aresztowaniem lub
skazaniem na banicję wielu polityków i dowódców, którzy byli skłonni wesprzeć proces
liberalizacji Hiszpanii. Wśród przymusowych emigrantów znaleźli się generałowie Francisco
Serrano (książę de la Torre) oraz Juan Prim (hrabia de Reus). Nie byli politykami radykalnymi,
optowali za utrzymaniem monarchii, byleby tylko odsunąć Izabelę II od tronu. Powieść
rozpoczyna się na chwilę przedtem, zanim powrócą z wygnania i dokonają przewrotu.
Jak wspomniałem, historia jest tu ważna, lecz nie najważniejsza. Sensacyjna intryga
Fechmistrza rozgrywa się przede wszystkim wśród szczęku floretów. Chciałbym wyrazić
ogromną wdzięczność panu Wojciechowi Zabłockiemu, znakomitemu szermierzowi, za fachową
pomoc podczas tłumaczenia książki.
Jestem najdworniejszym człowiekiem świata. Szczycę się tym,
żem nigdy wobec nikogo nie był grubianinem, kiedy na tej
ziemi aż roi się od nieznośnych szelmów, którzy potrafią się
przysiąść, opowiedzieć ci o wszelkich swych kłopotach, a
nawet deklamować ci własne wiersze.
Heinrich Heine, Obrazy z podróży
W szkle pękatych kieliszków do koniaku odbijały się świece płonące w srebrnych
kandelabrach. Minister, wypuściwszy dwa kłęby dymu przy rozpalaniu okazałego cygara z Vuelta
Abajo, dyskretnie lustrował swego rozmówcę. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że ma przed
sobą kanalię, choć widział, jak zajechał przed portal Lhardy'ego w nieskazitelnej berlince
ciągnionej przez dwie wspaniałe klacze angielskie, a delikatne, wypielęgnowane palce, zsuwające
teraz opaskę z cygara, ozdobione były cennym diamentem, oprawnym w złoto. To wszystko, a
ponadto elegancka swoboda gościa i dokładne dossier, jakie kazał przygotować na jego temat,
pozwalały machinalnie zaliczyć przybyłego do kategorii kanalii szacownych. Dla ministra
bowiem, który broń Boże nie uważał się za radykała w kwestiach etycznych, nie wszystkie
kanalie były takie same. Na ocenę towarzyską miały u niego bezpośredni wpływ dystynkcja i
zamożność danej osoby. Zwłaszcza jeśli za cenę owego drobnego gwałtu moralnego otrzymywało
się istotne korzyści materialne.
- Potrzebuję dowodów - powiedział minister, właściwie po to tylko, żeby zacząć. W istocie
rzeczy juz miał pewność: to nie on będzie płacił za kolację. Jego rozmówca uśmiechnął się lekko,
jak ktoś, kto usłyszał właśnie to, czego usłyszeć się spodziewał. Uśmiechał się dalej, gładząc
nieskazitelnie białe mankiety, pozwalając błysnąć pokaźnym brylantowym spinkom i wkładając
rękę do wewnętrznej kieszeni surduta.
- Oczywiście, dowody - mruknął z lekką ironią.
Zalakowana koperta bez żadnej pieczęci legła na jedwabnym obrusie tuż przy brzegu stołu,
blisko rąk ministra. Ten nie dotknął jej, jakby w obawie, że się zakazi, i dalej przyglądał się
swemu rozmówcy.
- Słucham pana - powiedział. Rozmówca wzruszył ramionami, od niechcenia wskazał na
kopertę. Sprawiał wrażenie, że jej zawartość przestała go interesować z chwilą, gdy opuściła jego
ręce.
- Nie wiem - odparł, jakby to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia. - Nazwiska,
adresy... To chyba urocza lista. Urocza dla pana. Będzie pan miał czym zająć swoich agentów
przez jakiś czas.
- Wszyscy zamieszani są na liście?
- Powiedzmy, że są ci, którzy muszą na niej być. Tak czy inaczej uważam, że powinienem
ostrożnie administrować własnym kapitałem.
Ostatnim słowom ponownie towarzyszył uśmiech. Tym razem było w nim więcej
zuchwałości. Minister poczuł się poirytowany.
- Szanowny panie, mam wrażenie, że lekce pan sobie waży całą sprawę. Pańska sytuacja...
Zawiesił zdanie niczym groźbę. Rozmówca robił wrażenie zaskoczonego. Po chwili na jego
twarzy pojawił się grymas.
- Nie oczekuje pan chyba - odparł zastanowiwszy się chwilę - żebym przybywał po odbiór
trzydziestu srebrników z miną nawróconego złoczyńcy. Ostatecznie nie dają mi panowie innego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin