McComas Mary Kay - Śmierć w mroku - Po drugiej stronie.pdf

(586 KB) Pobierz
McComas Mary Kay - Po drugiej stronie
456288775.001.png
Mary Kay
McComas
Po drugiej stronie
1
456288775.002.png
Dedykuję to opowiadanie mojej siostrze,
Karen Aris,
która mi je podarowała
2
Rozdział 1
M aaaa–mooooo! – wydarła się z dołu Susan, tak że Bonnie aż się
wzdrygnęła, jakby jej borowali ząb. – Mamo! Przyszła ciocia Jan.
No, pięknie. Jeszcze tylko tego brakowało.
Wstała, otrzepała kurz z dżinsów i odchyliwszy się do tyłu, spojrzała
na krokwie, modląc się o cierpliwość... Najwyraźniej jest jeszcze coś, czego
słodka, stara Pim nie trzymała na strychu swego domu. Jej babka należała do
osób, które nigdy niczego nie wyrzucają. Należała, należy i zawsze będzie
należała, uznała Bonnie.
– Bonnie? – Głos jej siostry był stanowczy, zwykle z nutą krytyki,
czasami irytujący... Ale zawsze dawał pocieszenie swoją niezmiennością. –
Zejdź. Musimy porozmawiać – powiedziała, patrząc na swoją siostrzenicę. –
Czy twoja mama wie, że otwierasz drzwi w takim stroju, młoda damo? Czy
ty w ogóle nosisz staniki?
Susan, piętnastoletnia córka Bonnie, miała dwóch starszych braci,
ojca, dziadków ze strony ojca i kuzynów. Janice nie była jej jedyną krewną,
więc dziewczyna nie traktowała jej jak... Jak kogoś wyjątkowego, jak to
miała w zwyczaju Bonnie.
– Mam kilka, jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, a ten strój kupiła mi
mama, więc...
– Susan... – Jej siostra i córka mogły być starą i młodszą wersją tej
samej osoby, kiedy tak stały razem u podnóża schodów prowadzących na
strych i na nią patrzyły: obie wysokie i szczupłe, z krótkimi, ciemnymi
włosami (jedna z fachowo zrobionymi siwymi pasemkami, druga z końcami
ufarbowanymi na wściekły róż) i dużymi, niebieskimi oczami. Obie miały
taki sam wyraz twarzy, jakby chciały powiedzieć: zrób coś z nią. –
3
Mogłabyś przynieść dwie butelki wody z lodówki? Proszę – dodała, widząc
naburmuszoną minę córki.
Susan, rozumiejąc, że z jej popołudniowego wyjścia na miasto mogą
być nici, odwróciła się na pięcie, rzuciła ciotce jeszcze jedno, pełne pretensji
spojrzenie i powlokła się do kuchni w swoich dżinsach–biodrówkach i
krótkim, trykotowym topie.
– Mówię ci, że przez tę dziewczynę będziesz miała kłopoty. I sama się
o to prosisz.
– Jakoś sobie poradzę. – Bonnie usiadła na zakurzonym stopniu w
połowie schodów i westchnęła znużona. – Ona jest w porządku. To... jeszcze
dziecko.
–Jest harda, niegrzeczna i widać jej sutki spod tej... Chyba trzeba to
nazwać górą, bo nie zakrywa dołu.
– To wszystko prawda, ale nie jest narkomanką, która uciekła z domu.
Prawie wcale się nie wściekała, kiedy dziś rano poprosiłam ją o pomoc, i
szczerze mówiąc wolałabym umrzeć, niż zaszczepić jej ten brak pewności
siebie, na jaki ja cierpiałam w jej wieku z powodu mojego wyglądu.
– A co takiego ci się nie podobało w twoim wyglądzie? – Jan
zmarszczyła czoło, przyglądając się Bonnie i próbując sobie przypomnieć
dawną figurę siostry.
Teraz miała przed sobą kobietę o wzroście metr siedemdziesiąt trzy
centymetry, z piętnastokilogramowa nadwagą, z pajęczyną w grubych,
lśniących, kasztanowych włosach i warstewką kurzu na ciemnych rzęsach
okalających szarozielone oczy. Wyglądała dokładnie na kogoś, kim była: na
prawie czterdziestoletnią matkę trójki dzieci, asystentkę nauczycielki
trzecioklasistów, republikankę, która niedawno zdradziła swoją partię.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin