Saul John - Kronika Blackstone 04 - W cieniu zła. Chusteczka.pdf

(404 KB) Pobierz
sa.doc
Kroniki Blackstone
JOHN SAUL
W CIENIU ZŁA:
CHUSTECZKA
 
Prolog
Kolejny raz nadeszła stosowna chwila.
Był początek wiosny. Blask księżyca wiszącego wysoko na niebie
srebrzył dawno zapomnianą komnatę i przedmioty wyglądały w
nim jak płaskorzeźby. Jednakże mroczny cień widział jedynie
chusteczkę. Jej delikatne fałdy zwisały wdzięcznie z palców w
chirurgicznych rękawiczkach, jej blade płótno jakby
promieniowało własnym blaskiem. Cień nie zdawał sobie sprawy,
że ciszę za kamiennymi murami od czasu do czasu przeszywają
pierwsze nieśmiałe odgłosy owadów, łączących się w pary, i żab
powoli otrząsających się z zimowego odrętwienia; w mrocznych
kazamatach budynku nadal rządziła cisza, licząca sobie niemal pół
wieku.
W krypcie srebrzystej ciszy mroczny cień z miłością gładził płótno
i z głębi jego pamięci wyłoniło się powoli wspomnienie...
Wstęp
Kobieta ze zmysłową powolnością uniosła się z łoża, bezwolnie
przesuwając palcami po jedwabnej pościeli, gładząc miękkie
kaszmirowe pledy, po czym, niemal płynąc nad podłogą, zbliżyła
się do okna. Było późne popołudnie. Na dole dwaj ogrodnicy
doglądali róż, które zasadziła zeszłego roku, natomiast trzeci
strzygł niski, okalający je żywopłot. Niektórzy goście grali w
badmintona na rozległym trawniku za ogrodem różanym - gdy
kilku z nich podniosło wzrok, pomachała im. Przez chwilę igrała z
myślą, czy nie ubrać się i nie wyjść do nich, ale szybko z tego
zrezygnowała.
 
Lepiej zostać w buduarze, odpocząć i poroz-koszować się
samotnością, zanim rozpoczną się wieczorne zabawy.
Cóż to się dziś zapowiada?
Uroczysty bankiet, a potem tańce?
Czy też bal maskowy, kolacja o północy
i śniadanie z szampanem o brzasku?
To bez znaczenia, bo choć umknęło to jej pamięci, któraś z
pokojówek przypomni jej, gdy nadejdzie czas wybierania stroju na
wieczór.
Odwróciła się od okna, przefrunęła z powrotem do łóżka, spoczęła
na nim i sięgnęła po kawałek doskonałego płótna, które haftowała
już od kilku tygodni.
Było obszyte koronką, a każdy ścieg idealnie układał się w
roślinny wzór, tak wybornie spleciony, że można było prawie
poczuć woń kwiatów. W rogu umieściła pojedynczy monogram,
ozdobne „R", oznaczające rangę przyszłej posiadaczki tego
drobiazgu. Regina.
Królowa będzie zadowolona z podarku, a może nawet wezwie ją
na dwór - byłaby to niezwykle miła odmiana losu, jako że minęło
już kilka miesięcy od dnia, gdy opuściła swoją wiejską rezydencję.
Rozłożyła chusteczkę na podołku i wykańczała haft. „R" było
otoczone innym zawiłym roślinnym wzorem, zanurzonym w
płótnie delikatną, niezwykle bladą nicią z jedwabiu, która
nadawała chusteczce koloryt bliższy iluzji niż rzeczywistości.
Ściegi były tak subtelne, że
zdawały się wyłaniać z samej tkaniny, której obie strony były
równie idealne. Nawet monogram był obustronny, tak że
chusteczka nie miała lewej strony.
Godzinę później, gdy wprowadziła ostatnią nitkę we wzór, a
potem urwała ją tak zręcznie, że natychmiast znikła w rysunku,
usłyszała ostre pukanie zwiastujące przybycie pokojówki.
Odłożyła chusteczkę i szczelniej zapięła szlafrok pod szyją.
- Wejść - powiedziała.
Drzwi się otworzyły i pojawiła się służąca ze srebrną tacą, na
której stał talerz przykryty bogato zdobioną, półkolistą srebrną
przykrywką.
Popołudniowy posiłek.
 
To znaczy, że dziś będzie bal maskowy. Musi zacząć myśleć o
kostiumie.
- Czymże mnie uraczysz, Marie? - zapytała. - Może pasztetem?
Odrobinką kawioru?
Pielęgniarka zacisnęła dłonie na metalowej tacce. Pasztet? Kawior?
Nic z tych rzeczy.
Chociaż to bez znaczenia. Nawet gdyby przy-targała pół funta
pasztetu z gęsich wątróbek albo całą puszkę kawioru z jesiotra, tej
szalonej nic by nie zadowoliło! Nie wzięła niczego do ust przez
tydzień. A na dodatek ileż razy już wbijano tej wariatce do łba, że
nazywa się Clara, nie Marie?
- To spaghetti - powiedziała, pochylając się nisko i kładąc tackę na
podołku chorej. - Ze smaczną sałatką z pomarańczami i bułeczką.
- Uważaj! - skarciła ją ostro obdarowana.
- Ten szlafrok uszyto dla mnie ręcznie i jeśli go poplamisz...
- Wiem. - Pielęgniarka westchnęła, wyprostowała się nie
wypuszczając tacki z dłoni.
- Zostanę zwolniona. - Spojrzała na barchanowy szlafrok
okrywający flanelową koszulę nocną i zastanowiła się, jaki
materiał kobieta widzi w swoich złudzeniach. Jedwab? Gronostaj?
Kto wie? I kogo to obchodzi? - A jak się cała uświnisz, nie próbuj
ma mnie zwalać. To będzie tylko twoja wina.
Pacjentka wyprostowała się. Gniewnie zwęziła oczy.
- Nie pozwolę zwracać się do mnie jak do...
- Będę zwracać się do ciebie, jak mi się żywnie podoba - przerwała
jej pielęgniarka.
- A jeśli masz trochę oleju w głowie, zjesz to. Wreszcie położyła
tackę na kolanach pacjentki i uniosła przykrywkę.
Spod srebrnej półkuli wyłonił się kłąb robaków, rojących się w
kałuży krwi. I szczur. Wbijał w nią groźne czerwone ślepia.
Zrzuciła tacę z kolan. Poleciała daleko. Szczur umknął po
podłodze, a krew i robactwo wylądowały na fartuszku Marie.
Bynajmniej nie współczując służącej - przecież naraziła ją na taką
torturę! - kobieta wyciągnęła rękę, by spoliczkować nieszczęsną,
ale ku jej zupełnemu zaskoczeniu służka złapała ją za przegub i
unieruchomiła w tak silnym uścisku, że o mało nie złamała kości.
Kobietę ogarnęło nagłe przerażenie.
 
- Jak śmiesz... - zaczęła, ale pokojówka jej przerwała.
- Nie śmiejuj mi tu, panno Pysznialska! Nosem mi już wyłazi to
twoje traktowanie. Nie jestem żadną twoją służącą. Popatrz, co
zrobiłaś z moim kitlem! Jak by ci się podobało, gdyby to było twoje
ubranie?
Kobiecie odebrało mowę na tę bezczelność. Wtem pielęgniarka
złapała wykończoną zaledwie przed chwilą chusteczkę. Ogarnięta
zgrozą kobieta patrzyła, jak służąca przyciska delikatne płótno do
piersi i zbiera z fartucha rozlaną krew.
- Przestań! - zawołała w uniesieniu. - Przestań natychmiast!
Zniszczysz ją!
Pielęgniarka rozwścieczona wpatrywała się
w pacjentkę, zbierając rozbryzgany makaron
z sosem, który wciąż ściekał z nowiutkiego kitla. Kupiła go
zaledwie w zeszłym tygodniu
i pierwszy raz miała na sobie.
- Myślisz, że wszystko ci się upiecze, no nie? - spytała. - No, to
dowiemy się, kto tu rządzi, bo na pewno nie ty.
Zostawiła pacjentkę skuloną w łóżku. Opuściła pokój
zamaszystym krokiem i po chwili wróciła z sanitariuszem i
lekarzem. Podczas gdy sanitariusz ścierał spaghetti z linoleum,
pielęgniarka relacjonowała incydent lekarzowi.
- Jak nie chce jeść, to niech nie je, to nie mój interes - stwierdziła. -
Ale nie pozwolę, żeby obrzucała mnie jedzeniem.
Lekarz, który przez cały czas nie spuszczał oczu z pacjentki,
uśmiechnął się skąpo.
- Nie, oczywiście że nie musisz - przyznał rację pielęgniarce. - I już
najwyższy czas, żeby zaczęła jeść, nie sądzisz?
Pielęgniarka nie odzywała się przez chwilę, ale gdy dotarły do niej
słowa lekarza, uśmiechnęła się po raz pierwszy od chwili, w której
weszła do pokoju.
- Tak, jak najbardziej!
Z pomocą kolejnych dwóch sanitariuszy le-
karz i pielęgniarka nylonowymi pasami przywiązali opierającą się
pacjentkę do łóżka. Gdy została kompletnie unieruchomiona,
lekarz polecił pomocnikom otworzyć jej usta.
Kobieta początkowo jęczała i opierała się, a potem zaczęła się
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin