Sally Heywood - Kochaj mnie na wieki.pdf

(660 KB) Pobierz
Heywood Sally - Kochaj mnie na wieki 1.rtf
SALLY HEYWOOD
Kochaj mnie na wieki
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Flame odwróciła się raptownie. W drzwiach biura stał jej szef, Johnny.
Spojrzał na nią i od razu wiedział, Ŝe coś jest nie w porządku.
– Kochanie, co się stało? – zapytał z troską.
Wyciągnął do niej rękę. Nie zauwaŜyła Ŝyczliwego gestu i zmięła leŜącą
przed nią kopertę. Potrząsnęła rudą czupryną.
– Przyszedł list od mojej siostry – mruknęła niechętnie.
– Złe wieści?
– Niestety. Chodzi o matkę. Choruje od paru tygodni, ale teraz chyba jej się
pogorszyło. Nie wiem, czy to powaŜne. Samanta nie naleŜy do osób, które panikują
z byle powodu, a jednak między wierszami wyczytałam, Ŝe chce, bym wróciła do
domu.
– Do domu?
– To znaczy… no, do Hiszpanii.
Johnny skrzywił się.
– Nigdy nie słyszałem, Ŝebyś ten kraj nazywała domem.
Odwracając się do okna, Flame bezwiednie zacisnęła pięści.
– Nie pojadę, chyba Ŝe naprawdę będę musiała. – Przez chwilę spoglądała
niewidzącym wzrokiem na zatłoczoną londyńską ulicę. – Widzisz, Samanta nie
namawiałaby mnie do powrotu bez powodu. Co mam robić? Dobrze wiesz, Ŝe
bardzo nie chcę tam jechać.
– Gdyby sprawy miały się źle, pewnie by do ciebie, zadzwoniła.
– MoŜe nie chciała mnie straszyć? – Flame bezradnie wzruszyła ramionami.
– Słuchaj, skarbie, znasz swoją siostrę lepiej niŜ ja. – Przytrzymał ją za
ramię, zanim zdąŜyła mu się wymknąć. – Masz tu telefon i zadzwoń do niej od
razu. MoŜe nic takiego się nie dzieje.
– Johnny, jesteś kochany, ale chyba lepiej będzie, jeśli zatelefonuję
wieczorem z domu.
– Bzdura, z nas dwojga to ty jesteś kochana. Ja jestem tylko egoistą. Nie
miałbym dziś z ciebie Ŝadnego poŜytku, gdybyś myślami była gdzie indziej.
Zamiast roić sobie nie wiadomo co, lepiej dowiedz się czegoś konkretnego. Po
pierwsze, mam nadzieję, Ŝe nic złego się nie stało, a po drugie… – skrzywił się –
nie chciałbym cię stracić.
ChociaŜ najwyraźniej się starał, by jego słowa zabrzmiały lekko, Flame
wiedziała, Ŝe kryją się za nimi głębsze uczucia. Johnny'emu nie chodziło jedynie o
stratę pracownika. Zagryzła wargę. Nie musiała jednak nic mówić, gdyŜ jej szef
poszedł do swego gabinetu.
Pełna napięcia, wykręciła znajomy numer willi Santa Margarita. Do tej pory
zawsze wcześniej umawiała się na telefon z Samantą lub matką. Teraz jednak nie
wiedziała, kto podniesie słuchawkę. Oby tylko nie odebrał ktoś, czyjego głosu za
Ŝadne skarby nie chciałaby usłyszeć. Na szczęście jednak w słuchawce rozległ się
głos Samanty.
– Cześć, kochana. Tak się cieszę, Ŝe dzwonisz. Miałam zamiar sama to
zrobić dziś wieczorem na wypadek, gdybyś nie dostała mojego listu.
– Przyszedł dziś rano. Mów szybko, jak ona się czuje?
– Och, Flame… – Samanta milczała chwilę, po czym odezwała się z
wymuszonym spokojem: – Posłuchaj, nie będę owijać w bawełnę. Matka tęskni za
tobą. Oczywiście jest bardzo dzielna i zabrania nam się martwić, ale chciałaby cię
zobaczyć. Myślę, Ŝe powinnaś rzucić wszystko i jak najprędzej przyjechać. Nie
prosiłabym cię o to, gdybyśmy się tak bardzo nią nie przejmowali. Proszę, postaraj
się…
– Przyjadę, jak tylko będę mogła – przerwała jej Flame.
– Albo nawet szybciej. – Głos Samanty zabrzmiał odrobinę pogodniej, po
czym się załamał. Jakoś nie mogła zdobyć się na to, Ŝeby powiadomić siostrę o
wynikach badań lekarskich, na które czekali. – Nie chciałam cię zdenerwować,
dlatego najpierw wysłałam list.
– Rozumiem, Sammy. – Nieświadomie nazwała starszą siostrę zdrobniałym
imieniem. Usiłując podtrzymać ją na duchu obiecała, Ŝe natychmiast zarezerwuje
lot. – Zadzwonię wieczorem i podam ci, kiedy dokładnie będę.
Pozostało jeszcze jedno pytanie, które musiała zadać, ale w ostatniej chwili
zabrakło jej odwagi. Spytała tylko o dzieci Samanty i odłoŜyła słuchawkę. Długą
chwilę siedziała pochylona nad biurkiem, poraŜona własnym tchórzostwem.
Marlow. Myśl o nim nie dawała jej spokoju. Teraz, kiedy postanowiła
wrócić, ich spotkanie wydawało się nieuniknione. Nie było od tego ucieczki. Miała
jedynie nadzieję, Ŝe nie wyjdzie po nią na lotnisko, Ŝe Samanta jakoś to urządzi…
– Wszystko w porządku? – Johnny przerwał rozmyślania dziewczyny, ale
gdy tylko spojrzał na nią, uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Boję się, Johnny. W głosie Samanty nie było nic z dawnej beztroski.
Powiedziała, Ŝe matka musiała poddać się badaniom w klinice… Chyba jednak to
coś powaŜnego.
Flame z trudem mogła wyobrazić sobie matkę, kobietę piękną i pełną Ŝycia,
jako obłoŜnie chorą. To ojciec zawsze był słabego zdrowia. Z powodu jego
nieustannych kłopotów z płucami musieli przed laty przenieść się do południowej
Hiszpanii. Jednak nawet łagodny klimat nie ocalił mu Ŝycia.
– Więc jednak jedziesz?
– Przykro mi, Ŝe zostaniesz sam z takim nawałem pracy.
– Nie to mnie martwi. – Jego szare oczy na moment pociemniały, lecz za
chwilę rozjaśnił je uśmiech. – Nie ma rady. Wobec tego musisz mi znaleźć kogoś
w zastępstwie. Tylko Ŝeby umiała pisać poprawnie i parzyć dobrą kawę. A potem
zadzwoń do Transflighta i poproś Tima.
Flame rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
– Nie w mojej sprawie, głuptasku, ale w twojej. Jeśli ktoś jest w stanie
załatwić ci rezerwację w ostatniej chwili, to tylko Tim. Powołaj się na mnie.
Flame wpatrywała się w niego bez ruchu.
– Na co czekasz?
– Jesteś zawsze tak niewiarygodnie operatywny, Ŝe aŜ mnie zatyka z
wraŜenia.
Próbowała Ŝartować, ale wiedziała, Ŝe Johnny zauwaŜył jej wahanie i
zrozumiał, o co chodzi. Spojrzał jej prosto w oczy.
– Zobaczysz się z nim?
– Niestety. – Zaśmiała się nerwowo. – Nic nie szkodzi. To nie koniec
świata… – WciąŜ starała się ukryć rosnące napięcie.
– Powiedz mu, Ŝe spotkałaś w Londynie fantastycznego faceta, który oszalał
na twoim punkcie… – Niespodziewanie zawiesił głos i nerwowym gestem
przeczesał palcami włosy. – Do diabła, nie zamierzałem być niedelikatny,
zwłaszcza w takiej chwili. Ale nie mogę pozwolić, Ŝebyś tak po prostu odeszła, nie
wiedząc, co czuję. Wiesz, Ŝe to nie w moim stylu wiązać się na stałe… –
Uśmiechnął się krzywo. – Miałaś więc prawo uwaŜać, Ŝe jesteś jedną z wielu. Nie
mogłaś jednak nie zauwaŜyć, Ŝe dla mnie jesteś kimś szczególnym. Flame?
ZbliŜył się i, biorąc ją delikatnie za podbródek, podniósł twarz ku sobie. Tym
razem nie odtrąciła go, ale z wyrazu jej oczu wywnioskował, Ŝe nie zaniechała
oporu.
– Musiałaś juŜ dawno odkryć moje uczucia – dodał. – Zrobiłbym pierwszy
krok znacznie wcześniej, ale bałem się twojej reakcji. Liczę na to, Ŝe za pół roku,
kiedy dostaniesz rozwód, będziesz we mnie równie zakochana jak ja w tobie.
– Johnny – odparła Flame z łagodnym uśmiechem – lubię cię i doceniam
wysiłek, jaki włoŜyłeś w stworzenie agencji. Świetnie mi się z tobą pracuje. Po tym
jednak, co przeszłam z Marlowem, nie mam najmniejszej ochoty wiązać się z
kimkolwiek.
– Nie nalegam, kochanie, ale gdyby kiedykolwiek było ci cięŜko, wiesz, do
kogo się zwrócić. – Johnny odgarnął włosy z czoła, zmieszany własnymi słowami.
W pokoju obok odezwał się telefon, miał więc pretekst, by wyjść.
Tak zaczął się kolejny dzień gorączkowej pracy. Podczas jednej z
nielicznych przerw Flame udało się zarezerwować lot i powiadomić Samantę, Ŝe
będzie na miejscu kwadrans po piątej rano.
– Wezmę taksówkę z Malagi – zapowiedziała. – Niech nikt po mnie nie
wychodzi.
Nie musiała tłumaczyć, kogo miała na myśli.
– I tak pewnego dnia staniesz z nim twarzą w twarz – ostrzegła ją Samanta. –
WciąŜ naleŜy do naszej rodziny.
– Jeszcze tylko przez sześć miesięcy.
– Zgodnie z prawem tak, ale faktycznie potrwa to dłuŜej… – Samanta była
Zgłoś jeśli naruszono regulamin