TADEUSZ �ELE�SKI (B O Y) Dziewice konsystorskie OD AUTORA Oto gar�� felieton�w drukowanych w �Kurierze Porannym�. Felietony te narobi�y ha�asu; zyska�y mi sporo wyraz�w sympatii i nie mniej oburze�. Wiele os�b dopatrywa�o si� w nich g��bokiej intencji; chcia�o w nich widzie� celowe posuni�cie, inspirowane � oczywi�cie � przez �mason�w�. M�j Bo�e! kiedy si� wie, jak co� by�o naprawd�, a potem s�yszy osnute doko�a faktu komentarze, mimo woli cz�owiek musi si� u�miechn�� i zaduma� nad krucho�ci� �wiedzy historycznej�. Powiem tedy ca�kiem po prostu, jak powsta�y te felietony. Na chwil� nim zacz��em je pisa�, by�em, mo�na powiedzie�, o sto mil od ich tematu; nie wiedzia�em ani o wisz�cym procesie wile�skim ks. Jastrz�bskiego1, ani o toku prac Komisji Kodyfikacyjnej w tej mierze; wszystko to po prostu nie istnia�o dla mnie. Pogr��ony by�em ca�kiem w czym innym, w rzeczach czysto literackich. Ale z obowi�zku recenzenta poszed�em na rosyjsk� sztuk� Katajewa2 do teatru �Ateneum� przy Zwi�zku Kolejarzy. Szed�em z zaciekawieniem; raz dlatego, �e z sympati� �ledz� losy tego m�odego teatru, �wiadcz�cego o �ywotno�ci kultu- ralnej naszego ruchu robotniczego, a powt�re, przez wzgl�d na pochodzenie sztuki. �Zwa�my (pisa�em na wst�pie do mojej recenzji), �e Rosja Sowiecka jest na olbrzymi� skal� podj�tym eksperymentem, pr�b� zmazania jednym zamachem tradycji, kultury, naro- w�w my�lowych � wszystkiego, aby wprowadzi� formy odpowiadaj�ce jakoby potrzebom dzisiejszym i powszechnym. Jak wygl�da ten eksperyment, jakie s� jego wyniki nie na papie- rze ani w sferze doktryny czy idea�u, ale w codziennym �yciu � oto rzecz, kt�ra musi intere- sowa� wszystkich. Ot� o tym najtrudniej si� dowiedzie�. Bo sk�d? Nie z gazet, bo gazety s� po to, aby nas obe�giwa�. Nie z wra�e� podr�nych, bo te zawis�e s� od uprzedze� podr�ni- ka, od jego zmys�u orientacji, od tego wreszcie, co mu zechc� pokaza�. �ycia, zwyk�ego �ycia on nie zobaczy. Mo�e tedy teatr, nie propagandowy, ale domowy, pisany dla siebie, ukaza�by nam troch� tej rzeczywisto�ci?� Sztuka osnuta jest doko�a spraw ma��e�skich. Dwie �zarejestrowane� pary okazuj� si� nie- dobrane; sympatie czworga m�odych � zamieszka�ych w jednym pokoju � ci�gn� ku sobie na krzy�. �Mimo �e sytuacja jest jasna ju� z pocz�tkiem drugiego aktu, autor prowadzi j� przez sze- reg zawik�a�, a� wreszcie brodaty komisarz rozcina spraw�, kojarz�c na krzy� kochaj�ce si� pary i m�wi�c dobrodusznie: �No, kochajcie si� i starajcie si� nie robi� g�upstw... przynajm- niej przez jaki� czas... od tego Republika Sowiecka nie zginie.� ... Mimo woli zastanawiamy si�, jak by podobna sytuacja wygl�da�a u nas. Dawniej by�aby w og�le bez wyj�cia. Gdyby mi�o�� by�a serio, mo�e by sobie kto� w �eb strzeli� alboby si� utopi�, w najlepszym razie by�oby czworo os�b nieszcz�liwych. A dzi�? Dzi� rozwi�zanie jest u nas trojakie. Je�eli ma��onkowie nie maj� pieni�dzy, w�w- czas w og�le s� poza prawem, nie maj� u nas prawa do niczego. Nie ma dla nich �adnego 1 ... p r o c e s i e w i l e � s k i m k s. J a s t r z � b s k i e g o... � g�o�ny proces wytoczo- ny superintendentowi ko�cio�a ewangelicko�reformowanego w Wilnie o udzielenie �lubu ksi�dzu katolickiemu Chruszczochowi, kt�rego w�adze ko�cielne nie zwolni�y ze �wi�ce� kap�a�skich. Ks. Jastrz�bsk� zosta� skazany w pierwszej instancji na sze�� miesi�cy wi�zienia. W apelacji wyrok ten zatwierdzono, natomiast S�d Najwy�szy uchyli� go, uniewinniaj�c oskar�onego. 2 ... r o s y j s k � s z t u k � K a t a j e w a... � Kwadratura ko�a. 4 godziwego rozwi�zania sytuacji. Je�eli maj� pieni�dze na op�acenie adwokat�w i koszt�w, mog� przy zmianie religii, przeprowadzi� rozwody i �zarejestrowa� si� na nowo. Je�eli maj� du�o pieni�dzy, w takim razie mog� sobie oszcz�dzi� zmiany religii. W�w- czas, przy pomocy paru fa�szywych �wiadk�w i fa�szywych zezna�, popartych w potrzebie krzywoprzysi�stwem za cich� zgod� organizator�w tej komedyjki, mog� po kilku latach mo- zo��w uzyska� szcz�liwe uniewa�nienie ma��e�stwa. Nie s�dz� zatem, aby�my pod tym wzgl�dem mieli prawo tak bardzo wynosi� si� nad zdzi- czenie Bolszewii. W �adnym z naszych obyczaj�w nie wyst�puje tak ostro nier�wno�� wobec prawa zale�na od stanu maj�tkowego; nigdzie nie jest jaskrawsze publiczne igranie z rzeczami uchodz�cymi za �wi�te. Ale, z drugiej strony, nie b�d�my zbyt pochopni, w uznaniu dla stosunk�w sowieckich... Na to eksperyment jest za �wie�y. Jeszcze ani jedno pokolenie nie zestarza�o si� w tych for- mach. Te dwie pary m�odych ludzi to jeszcze �aden przyk�ad. Trzeba by ich widzie� na d�u�- szej przestrzeni czasu, trzeba wiedzie� zw�aszcza, co si� dzieje z kobiet� po kilkunastu latach takich �rejestracji�. Bo�, ostatecznie, rygory prawa ma��e�skiego s� w znacznej mierze nie czym innym, tylko ochron� dziecka i ochron� kobiety. O tym ta Kwadratura ko�a nic nam nie m�wi. ... Jak si� przedstawia� b�dzie to �ycie, gdy minie m�odo��, kt�ra wsz�dzie i zawsze �yje do�� po bolszewicku. Czym �y� w tej nie zamiecionej brudnej izbie, do kt�rej, na pociech�, radio przynosi melodie tanga z Berlina? Czy powtarzaniem strz�p�w nie przetrawionej so- cjologii, z kt�rej sam autor sobie podrwiwa? B�d� co b�d� jedn� z zalet os�awionego kapitali- zmu jest to, �e pozostawia bodaj mo�liwo��, bodaj z�udzenie tworzenia swego osobistego �ycia... Czym b�d� �y� ci ludzie p�niej, nie bardzo widzimy. No, i trudno nam zapomnie� o in- nych zatrudnieniach tego komisarza poza b�ogos�awie�stwem parotygodniowych ma��e�stw.� Mimo i� w ramach recenzji teatralnej3 nie uwa�a�em za potrzebne strzela� ci�kimi arma- tami do maria��w bolszewickich, nikt mnie chyba nie pos�dzi, abym je uwa�a� za rozwi�za- nie kwestii. Ale r�wnocze�nie, naturalnym refleksem, my�l moja zwr�ci�a si� ku temu, w czym my �yjemy, jak si� u n a s przedstawiaj� te sprawy. Uczu�em wyra�nie, �e co� tu jest absolutnie nie w porz�dku. Listy, kt�re zacz��em otrzymywa�, utwierdzi�y mnie w tym prze- konaniu. Takie jest istotne pochodzenie moich felieton�w, kt�re s� niejako obszern� �niedy- skrecj� teatraln�� na marginesie premiery w Domu Kolejarzy. Polemizuj�c ze mn�, przeciwnicy uczynili mnie jakim� nami�tnym propagatorem rozwo- d�w. Zupe�nie nies�usznie. �ycz� ludziom, aby jak najmniej potrzebowali si� ucieka� do tego �rodka. Co innego jest propagowa� co�, a co innego widzie�, �e co� jest faktem, �e co� si� dzieje i j a k s i � dzieje; widzie� nier�wno��, widzie� krzywd�, widzie� nieszcz�cie, wi- dzie� fa�sz, nieuczciwo��, widzie� bezduszno��, zaciek�o�� i �lepot� tych, kt�rzy powinni mie� �oczy ku patrzeniu i uszy ku s�yszeniu�. M�wi� o tym � w potrzebie nawet krzycze� � jest obowi�zkiem pisarza. Bo literatura jest sejmem narodu; wa�niejszym mo�e od tego, kt�ry tam w zacisznym p�kolu, wymy�la sobie wzajem przy ulicy Wiejskiej. Przez ni� u�wiada- miaj� si� potrzeby i zjawiska chwili; przez ni� przychodz� do g�osu ��dania i krzywdy ludz- kie. Pisarz, kt�ry by wci�� nie przyk�ada� ucha do ziemi, aby wyczuwa� jej tajemne dr�enie, aby nas�uchiwa� t�tentu przysz�o�ci, �le spe�nia�by swoje zadanie. I nie powinien w �adnym wypadku liczy� si� z g�osami oburze� � cho�by sk�din�d szanownymi � nawet kiedy chodzi o tak zwan� m o r a l n o � �, o tak zwany p o r z � d e k s p o � e c z n y. Popatrzmy na histori� instytucji i wierze� ludzkich. Trzeba by chyba by� �lepym lub k�amc�, aby nie uzna�, �e po- rz�dek spo�eczny, �e �moralno�� to co�, co zmienia si� i musi zmienia� ci�gle; co�, co prze- 3 Flirt z Melpomen�, wiecz�r VIII. 5 chodzi ci�g�� ewolucj�. Dzisiejszy bunt jest jutrzejszym prawem; dzisiejsze blu�nierstwo ju- trzejszym komuna�em. W imi� porz�dku spo�ecznego palono na stosie ludzi, kt�rych dzi� wysy�a si� jako media na kongresy metapsychiczne. Mordowano si� w imi� Boga o wierze- nia, kt�re zgodnie dzi� �yj� obok siebie. By� czas, gdy torturowano obwinionych, aby wydo- by� z nich zeznania. By� czas, gdy trzymano ob��kanych w lochu i w kajdanach. By� czas wi�zienia za d�ugi, kiedy niewyp�acalnego d�u�nika wi�ziono do�ywotnio i �ywiono na koszt pa�stwa. Wszystko to i wiele innych, r�wnie pi�knych rzeczy by�o p o r z � d k i e m s p o � e c z n y m; ktokolwiek przeciw nim dzia�a�, by� wrogiem porz�dku spo�ecznego. Czy wyobra�a kto sobie, �e wiele z dzisiejszych �porz�dk�w� nie b�dzie si� przedstawia� naszym wnukom tak samo jak nam tamte dziwol�gi; �e nie b�d� si� nam dziwili, �e nie b�d� si� lito- wali nad nami? Powiada Goethe w Fau�cie: Es erben, sich Gesetz� und Rechte wie eine ewige Krankenheit fort!4 Ci�g�a wojna z prze�ytkami wczorajszych poj��, wczorajszych potrzeb, wczorajszych obyczaj�w to najwa�niejsze pozycje walki o szcz�cie ludzko�ci. W tej walce pisarze zawsze szli na czele; oni s� przyrodzonym instrumentem wyczuwania jutra, wyczuwania okrucie�stwa czy komizmu konflikt�w mi�dzy upartym i t�pym W c z o r a j a domagaj�cym si� �ycia D z i �. I mo�na powiedzie�, �e najpi�kniejszym tytu- �em pisarza jest jego nieporozumienie z porz�dkiem spo�ecznym. Mnie osobi�cie, je�eli zda- rza si� mie� kiedy wyrzut sumienia, to �e zanadto bywam z nim pogodzony... A jakiej broni wolno u�ywa� pisarzowi w tej walce? Takiej, jak� mu jego temperament, jego rodzaj talentu wskazuje. Kiedy� p�artem z�o�y�em moje credo, odpowiadaj�c na jaki� atak hipokryzji:,,Igra� z najbardziej u�wi�conymi poj�ciami, z najbardziej czcigodnymi uczu- ciami, pr�bowa� ich si�y i szczero�ci, rozk�ada� je odczynnikiem �miechu, prowokowa� ob- �udne oburzenia, demaskuj�ce dyskusje, wpuszcza� powietrze, o�miela� do my�lenia, i�by spo�r�d wal�cych si� ba�wan�w zosta�o to, co naprawd� jest szanowne � oto zadanie, kt�re chcia�bym...
spining