dr Eduard Estivill, Uśnij wreszcie, jak pomóc dziecku zasnąć.doc

(392 KB) Pobierz
dr Eduard Estivill,

dr Eduard Estivill,

Sylvia de Bejar

Uśnij wreszcie!

Jak pomóc dziecku zasnąć

Spis treści

Wstęp

1. Nasze dziecko nie śpi; my też nie (o tym, jak wpływa na nas brak snu)

2. Nie usypiajcie go, ma zasnąć samo (o tym, jak ukształtować nawyk zasypiania)

3. Powoli i fachowo (o tym, jak nauczyć je od początku prawidłowego zasypiania)

4. Zacząć raz jeszcze (o tym, jak wprowadzić nawyk zasypiania)

5. A co z poobiednią drzemką? (o tym, jak dzieci powinny sypiać w ciągu dnia)

6. Problemy z czasem (o tym, jak wygrać bitwę z zegarem)

7. Inne problemy (o tym, jak radzić sobie z koszmarami sennymi i innymi

parasomniami)

8. Pytania i odpowiedzi (o tym, jak wyjaśnić typowe wątpliwości)

Dodatki

1. Kiedy nic nie pomaga (o tym, jak stawić czoło najtrudniejszym problemom)

2. Listy (o doświadczeniach innych rodziców)

O doktorze Eduardzie Estivillu

Wstęp

DO ZROZPACZONYCH RODZICÓW...

PYTANIE: Dlaczego mamy wierzyć, że ta książka nam pomoże, skoro do tej pory wszystkie rady na temat usypiania naszego dziecka, jakich nam udzielano, nie zdały się na nic?

ODPOWIEDŹ: Ponieważ nasza metoda sprawdziła się w 96% przypadków w których ją zastosowano. Dzięki niej tysiące maluchów śpią snem kamiennym... a z nimi ich rodzice.

...I DO RODZICÓW NOWORODKÓW

PYTANIE: Dlaczego powinniśmy zainteresować się tą książką?

ODPOWIEDŹ: Dlatego, że pragnieniem wszystkich rodziców jest mieć dziecko, które będzie spać jak suseł. Jeśli od początku weźmiecie sprawę w swoje ręce, wasze pragnienie stanie się rzeczywistością.

Nasze dziecko nie śpi; my też nie

(o tym, jak wpływa na nas brak snu)

Kiedy kupujemy jakieś urządzenie elektryczne, na przykład prosty wyciskacz do cytrusów, miła ekspedientka tłumaczy nam, jak go używać, a na dodatek wręcza instrukcję obsługi, która ma pomóc w przypadku pojawienia się wątpliwości i problemów. Co więcej, nie dostajemy instrukcji wyciskacza marki X. jeśli kupiliśmy urządzenie marki Y, no i, oczywiście, nasza instrukcja nie dotyczy modelu sprzed kilku lat, jeżeli nabyliśmy „megacudeńko” najnowszej generacji.

Jednak w przypadku noworodków, owych kruchych istotek, które wzbudzają w nas najcieplejsze uczucia, rzeczy mają się zgoła inaczej. Żadnych podręczników, żadnych objaśnień. A przecież dzieci pojawiały się na świecie na długo przed skonstruowaniem pierwszego wyciskacza do cytrusów! Oto brutalna rzeczywistość: po opuszczeniu szpitala z naszym kilkudniowym maleństwem w ramionach wracamy do domu zaopatrzeni wyłącznie w najlepsze intencje. Nierzadko okazuje się, że to stanowczo za mało, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się problemy ze snem. Przypomnijmy sobie...

W pierwszych dniach w domu panuje kompletny chaos. Oboje rodzice padają na nos wyczerpani brakiem snu i koniecznością tańczenia w rytmie, jaki narzuca im maleńki nowo przybyły. Mimo to, nikt się nie skarży. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu akceptuje fakt, że ceną, jaką trzeba zapłacić za szczęście posiadania dziecka, jest niedostatek snu... przez kilka pierwszych tygodni. „Wszystko w porządku” - mówimy sobie, czerpiąc siły skąd się da. - „Wkrótce najgorsze będzie za nami”.

Przecież Kowalscy powiadają, że ich dzieci już w trzecim miesiącu sypiały jak susły. Kto jak kto, ale oni wiedzą, co mówią” - dodajemy sobie animuszu, przekonani, że siódemka ich pociech stanowi najlepszy dowód na to, że wszystko się jakoś ułoży.

A jeśli - o zgrozo! - tak się nie stanie? Co będzie, jeżeli nasza „kruszynka” zechce zakpić sobie z doświadczeń Kowalskich? Co zrobimy, kiedy nadejdzie wyczekiwany drugi trymestr, a nasza Martusia nadal będzie robić po swojemu, to znaczy budzić się (i budzić całą rodzinę) trzy, cztery, pięć i nie wiadomo ile jeszcze razy w ciągu nocy?

Rzecz w tym, że ilekroć w nocy rozlegnie się popłakiwanie małej, mamusia i tatuś, razem albo na zmianę, wstają i powłócząc nogami niczym smętne dusze pokutujące wloką się do kołyski, aby dziewczynkę utulić. Pieszczą ją, poją, podają mleko, biorą na ręce, przemawiają do niej, śpiewają, kołyszą... a po kilku minutach Martusia znowu zapada w sen.

Jednak radość trwa krótko, bowiem po upływie godziny, a najwyżej dwóch cały rytuał się powtarza.

„Co się dzieje?” - zastanawiają się zdezorientowani rodzice. „Co robimy źle?”, „Czy jest chora? A może zanadto ją rozpieszczamy?”, „Czuje się niekochana?”, „Czy jest to żal wywołany rozłąką (z matką, ma się rozumieć)?”. To ostatnie pytanie zwykle zadaje mama, która zdążyła już przeczytać jakieś sześć czy siedem książek w rodzaju Jak wychować doskonałe dziecko w niedoskonałym świecie. Zostań matką doskonałą. Kurs w trzydziestu siedmiu lekcjach albo Tendencje samobójcze u rodziców płaczliwych dzieci - tatuś słucha z otwartymi ustami.

Na szczęście mamy przecież zawsze pełną dobrych chęci, życzliwą i chętną do pomocy sąsiadkę z czwartego piętra. „Tej z drugiego piętra przytrafiło się to samo. Nie przejmujcie się. Wkrótce wasza mała będzie spać jak susełek. Na pewno ma kolkę albo jest głodna, czy coś w tym rodzaju”. Rodzice nareszcie dostrzegają światełko w tunelu. Hura! Wszystko jasne. „Maleńka ma kolkę. Kiedy jej przejdzie, zacznie nareszcie dobrze sypiać. Moje biedactwo, tyle musiało wycierpieć. Chodź do mamusi!”. Tymczasem cienie pod oczami mamusi nie dają się zamaskować nawet potrójną warstwą podkładu. Podobnie jest z podkrążonymi oczami tatusia, który jednak mniej się tym przejmuje, a przynajmniej tak twierdzi.

Idźmy jednak dalej, bowiem historia tu się nie kończy. U Martusi wszystko po staremu. A rodzice? O, święta naiwności? Po kolkach jelitowych przychodzi czas na kolejne usprawiedliwienie kłopotów ze snem. Co bardziej doświadczone osoby z otoczenia rodziców stwierdzają autorytatywnie, że mała ząbkuje. „Jak możecie oczekiwać, że będzie spała? Przecież to musi strasznie boleć”. I rzeczywiście, w buzi Martusi pojawiają się pierwsze ząbki. Po tym usprawiedliwieniu pora na następne na liście. „Kiedy zacznie chodzić, problem sam się rozwiąże. Zobaczycie, będzie tak zmęczona całodziennym dreptaniem, że zaśnie na stojąco”. Nic z tego. Malutka co prawda „wychodziła” swój codzienny maratoński dystans (naturalnie asekurowana przez wyczerpanych rodziców), jednak gdy nadchodzi pora, aby udać się na spoczynek, rozgrywa się ten sam dramat, co zwykle. Mała - bez najmniejszych oznak zmęczenia i ochoty na sen, a my... Szkoda słów!

Można by ją tak „usprawiedliwiać” w nieskończoność: kiedy przyzwyczai się do zasypiania bez smoczka, kiedy nauczy się spać bez pieluchy, kiedy pójdzie do żłobka... i tak „po wiek wieków”. Oczywiście nie dosłownie, bo przecież; „nie martw się najdroższa, w dniu, kiedy wydamy ją za mąż, będziemy mogli zasnąć spokojnie”. „Otóż to, niech mąż się z nią męczy!” Biedna Martusia, ledwie skończyła dwa lata, a już chcą ją wyprawić z domu.

Na domiar złego wspomnianym problemom zwykle towarzyszą inne, nie mniej wytrącające z równowagi czynniki: niezliczone rady, krytyki i komentarze dziadków, rodzeństwa, przyjaciół, sąsiadów... Dlaczego wszyscy uważają, że mają prawo wydawać sądy i patrzeć na nas tak, jakbyśmy byli jakimiś nieudacznikami albo, mówiąc wprost, złymi rodzicami? Któż nie słyszał opinii w rodzaju: „Dzisiejsi rodzice nie potrafią wychowywać dzieci tak, jak to kiedyś bywało, no i patrzcie, do czego to prowadzi” czy innych podobnych subtelności. Uwaga! W takich przypadkach zainteresowani - tatuś i mamusia - powinni siedzieć cicho i słuchać, gdyż jakakolwiek gwałtowniejsza reakcja z ich strony może wywołać u teściowej, sąsiadki, ekspedientki, taksówkarza itd. ostry atak nerwowy.

Tak więc nieszczęśni rodzice (a swoją drugą, dlaczego zawsze uważamy, że inni są mądrzejsi od nas?) znoszą to wszystko cierpliwie i wypróbowują wszelkie możliwe metody w nadziei na jakże wyczekiwany cud.

Mówią im: „Dajcie jej ziółek”, a oni stają się ekspertami od rozmaitych naparów, wywarów i syropków, ku uciesze właścicielki najbliższego sklepu zielarskiego oraz konserwatywnego odłamu rodziny.

Pouczają: „Powinniście pozwolić jej płakać aż zaśnie ze zmęczenia”, a oni zaraz głuchną na skargi swego maleństwa, aby skapitulować po dwóch godzinach histerii i wizycie stróża porządku wezwanego przez sąsiadów.

Doradzają: „Puszczajcie jej muzykę klasyczną”, oni zaś pędzą do sklepu po najnowsze wykonanie Czterech pór roku Vivaldiego. W odpowiedzi dziecko serwuje im nocną sambę, rumbę i cha-cha-cha.

Przykazują; „Wychodźcie na spacer i usypiajcie ją w wózku”. Dalejże więc dreptać wokół domu w piżamie, przy akompaniamencie komentarzy w rodzaju „Patrzcie państwo, wychodzić z maleńkim dzieckiem o tej porze. Niektórym trzeba by zabronić posiadania dzieci...”.

A rezultaty owych eksperymentów? Oczywiście opłakane. Dziecko dalej źle sypia. Jego rodzice również.

Mimo że wszystko, co powiedzieliśmy do tej pory, może się wydawać nawet śmieszne, w rzeczywistości wcale takie nie jest. Konsekwencje braku snu są bardzo poważne zarówno dla Martusi, jak i dla jej rodziców. Całe szczęście, że w domu nie ma innych małych dzieci!

KONSEKWENCJE BRAKU SNU U DZIECI

U niemowląt i małych dzieci

Skłonność do płaczu

Drażliwość, zły humor

Brak koncentracji

Nadmierne uzależnienie od opiekuna

Możliwe zaburzenia wzrostu

U dzieci w wieku szkolnym

Problemy z nauką

Brak poczucia bezpieczeństwa

Nieśmiałość

Złe usposobienie

U rodziców

Niepewność

Poczucie winy

Wzajemne oskarżanie się o nadopiekuńczość frustracja

Poczucie bezsilności

Zmęczenie

Aby zdać sobie sprawę z ogromu przemian, jakie dokonują się w niezmiernie krótkim czasie, trzeba koniecznie przyjrzeć się rozwojowi istoty ludzkiej w pierwszych latach jej życia; noworodek bowiem ma niewiele wspólnego z czteromiesięcznym niemowlęciem: to z kolei nie przypomina dwulatka, który różni się znacznie od dziecka cztero- czy pięcioletniego. Spektakularnym zmianom fizycznym towarzyszą nie mniej „rewolucyjne” przemiany w sferze emocjonalnej i intelektualnej. Dziecko, będące początkowo istotą całkowicie zależną od opiekunów, wyrasta na osobę o silnym poczuciu niezależności. Jest oczywiste, że dla jak najdoskonalszego zrealizowania tej przemiany potrzebuje wielkich ilości energii. Energię te ma mu zapewnić dobre odżywianie i doskonały odpoczynek.

Co się dzieje, kiedy dziecko nie przesypia tyle czasu, ile powinno? Efekty takiego stanu rzeczy są wyraźnie widoczne w jego zachowaniu w ciągu dnia.

Wielokrotne budzenie się w nocy sprawia, że Martusia nie wypoczywa tak długo, jak powinna. To z kolei wywołuje u niej stan niepokoju i nadmiernego pobudzenia, ponieważ - inaczej niż to się dzieje w przypadku dorosłych - dzieci pod wpływem zmęczenia nie uspokajają się, lecz stają bardziej pobudzone. Nietrudno zrozumieć, że w tej sytuacji mała często i bez przyczyny wybucha płaczem, łatwo popada w zły nastrój, jest nieposłuszna, a w konsekwencji wymaga większej troski ze strony opiekunów (mama jest u kresu sił). Wszystko to może sprawić że w późniejszym okresie dziewczynka stanie się nieśmiała i niepewna siebie, będzie mieć problemy z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami, a nawet - czego wszyscy rodzice tak bardzo się obawiają - problemy z nauką.

Mimo że wciąż jeszcze nie wiemy zbyt wiele na temat wpływu braku snu na zdrowie dziecka, pewne jest, ze odporność organizmu dziecka „zestresowanego” niedosypianiem jest mniejsza niż u dziecka, które dobrze wypoczywa. Jedna z konsekwencji takiego stanu rzeczy, jakie udało się zaobserwować, przyprawia o drżenie wszystkich rodziców: hormon wzrostu (nazywany też somatotropiną albo STH) produkowany jest w największych ilościach w pierwszych godzinach snu. Cóż to oznacza? Ponieważ sen Martusi jest zaburzony, zaburzeniu może ulec takie wydzielanie hormonu, a co za tym idzie - prawidłowy przebieg procesu wzrostu. Ceną, jaką dzieci płacą za brak snu, jest niedobór kilogramów wagi i centymetrów wzrostu.

A co dzieje się z rodzicami małej Martusi? Możecie sobie wyobrazić, że rodzice dziewczynki - a raczej to co z nich zostało - żyją w trudnym do zniesienia napięciu. Nie przespali spokojnie ani jednej nocy w ciągu ostatnich dwóch lat. Łatwo powiedzieć. Dwa lata! 104 tygodnie! 730 dni? I jak w tej sytuacji wymagać od nich cierpliwości?

Są chwile, kiedy obwiniają się wzajemnie („Wszystko dlatego, że źle ją wychowujesz”), kiedy indziej znów nienawidzą małej („Gdybym wiedziała, że tak będzie, nie chciałabym mieć dzieci! Nie mogę jej znieść!”). aby natychmiast cierpieć z powodu głębokiego poczucia winy („Jak mogę tak myśleć? Przecież ta biedulka męczy się tak samo jak my”). To prawdziwe piekłu. Jak powiadają dotknięci tym problemem rodzice: „Żeby to zrozumieć, trzeba samemu to przeżyć”.

Czy może być gorzej? Niestety tak. Wystarczy posłuchać niektórych rodziców, aby

* Zdarzają się przypadki - na szczęście nieliczne w których po pewnym czasie rodzice odrzucają swoje dziecko i zaczynają przejawiać postawy agresywne; najczęściej jest to agresja słowna rzadziej fizyczna.

zdać sobie sprawę z powagi problemu.

    1. • „To prawdziwy dramat. Co ja mówię? To tragedia!” - twierdzi Anna, matka dziewięciomiesięcznego niemowlęcia, które jeszcze nigdy nie spało bez przerwy dłużej niż 2 godziny. „Jesteśmy jak zombi. Nie sprawdzamy się ani jako rodzice, ani jako małżeństwo, nie dajemy sobie rady w pracy. Wyczerpanie znacznie ograniczyło nasze siły i energię. Na domiar złego jesteśmy tak rozdrażnieni, że nasze wzajemne stosunki coraz bardziej się pogarszają. Poza tym to oczywiste, że nie odnosisz się do dziecka tak samo, kiedy jesteś odprężona i wypoczęta i kiedy konasz ze zmęczenia i masz wszystkiego dość”.
    2. • Jej mąż dodaje; „Dawniej śmiałem się, kiedy ktoś opowiadał o parach, które kłócą się z powodu zakrętki od tubki pasty do zębów. Dziś wcale mnie to nie bawi. Nawet takie głupstwo mogłoby wywołać miedzy nami kłótnię. Najgorsze, że żyję pod stałą presją. Rano oddycham z ulgą na myśl że zostało jeszcze tak wiele godzin do chwili, kiedy będzie trzeba położyć dziecko spać. W miarę upływu czasu staję się coraz bardziej spięty. Coraz częściej szukam pretekstu, aby nie wracać do domu... Przypuszczam, że z moją żoną jest podobnie. Tak nie da się żyć!”.
    3. • Piotr, pełen optymizmu, ponieważ jego osiemnastomiesięczny synek zaczął prawidłowo sypiać niespełna miesiąc temu, opowiada: „Znosiliśmy to całkiem dobrze. Wstawaliśmy na zmianę, a ponieważ oboje jesteśmy z natury bardzo cierpliwi, zdołaliśmy uniknąć kłótni o każdy drobiazg. Szczerze mówiąc, dla mnie najgorsza była konieczność zrezygnowania z prowadzenia normalnego życia seksualnego. Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić, co to znaczy nie móc się normalnie kochać przez szesnaście miesięcy? Za każdym razem przerywał nam płacz albo cichy głosik rozpaczliwie wołający mamę. W takich chwilach żona zwykle mówiła: <<Nie ruszaj się, nic nie rób, zaraz wracam>>. Ciekaw jestem, kto potrafi odczekać piec minut, a potem kontynuować, jakby taka przerwa na reklamę była czymś najzupełniej naturalnym”.
    4. • Teresa, której trzyletnia córka właśnie zaczyna sypiać „normalnie”, wyjaśnia: „To było tak jakby nasze życie małżeńskie zatrzymało się w miejscu, jakbyśmy przez cały ten czas naciskali klawisz PAUZA. Całe nasze życie kręci to się wokół córki, a resztki sił, jakie nam pozostawały, wykorzystywaliśmy,
    1. aby jakoś się uporać z problemami życia codziennego. Kiedy ktoś z rodziny przychodził nam z pomocą, jechaliśmy do hotelu, ale tylko po to, żeby porządnie się wyspać, bo szczerze mówiąc, na nic innego nie mieliśmy siły”.
    2. • Mąż Teresy potwierdza: „To prawda. Było nam bardzo ciężko Na początku jakoś to wytrzymujesz, ale po jakimś czasie jesteś zupełnie wykończony. Na dodatek, w miarę jak wypróbowujesz wszystkie możliwe sposoby, słuchasz rad, czytasz... a dziecko dalej nie sypia tak, jak powinno, zaczynasz, się czuć niepewny, bezsilny, winny. No i są jeszcze ci rodzice, których dzieci przesypiają całe noce. Traktują cię jak prawdziwego nieudacznika. W moim przypadku słowo-klucz to porażka. Czułem, że poniosłem porażkę jako ojciec. A tak bardzo chciałem mieć liczną rodzinę! Planowaliśmy z żoną trójkę albo czwórkę dzieci, ale pod wpływem tak dokuczliwego problemu straciliśmy na to ochotę. Mam nadzieję że teraz, kiedy nareszcie udało nam się z nim uporać, powrócimy do dawnych planów”.

Nic dodać, nic ująć, prawda?

Na szczęście nie wszyscy rodzice muszą przez to przechodzić, choć przypadek Martusi bynajmniej nie należy do wyjątków.

Szacuje się, że około 35% dzieci poniżej piątego roku życia ma problemy z zasypianiem (pora kiedy trzeba kłaść dziecko do łóżka przemienia się w prawdziwy dramat) oraz/lub budzi się trzy, cztery, pięć, a nawet więcej razy w ciągu nocy.

GRANICA 5 LAT

Dziecko, które w wieku pięciu lat jeszcze nie przezwyciężyło swoich problemów ze snem, może w późniejszym okresie cierpieć na znacznie poważniejszezaburzenia snu niż takie, które w tym samym wieku (już) sypia dobrze. Przyczyną, dlaktórej traktujemy pięć lat jako swego rodzaju granicę, jest fakt, że w tym wieku dziecko zazwyczaj doskonale rozumie, czego chcą od niego rodzice. Zatem, jeślizakazują mu oni wychodzić z pokoju - niekiedy pod groźbą kary -najprawdopodobniejbędzie posłuszne, co jednak nie oznacza. że zacznie spać jak suseł. Jeśli miało kłopotyze snem, będzie dalej cierpień z ich powodu. Teraz jednak pozostanie z nimi samo. Wtakiej sytuacji często zaczynają występować problemy innego typu: strach przedpójściem do łóżka, koszmary senne, somnambulizm... a później, począwszy od wiekumłodzieńczego, uporczywa bezsenność.

Ostatnie badania wskazują, że liczba ta może być zaniżona, ponieważ część rodziców uważa za normalny fakt, że dziecko powyżej szóstego miesiąca życia budzi się kilkakrotnie w ciągu nocy, domagając się ich obecności w swoim pokoju (płacz, „Pić!”, „Mamaaa!” itp.). Otóż nie jest to sytuacja normalna. Po ukończeniu pierwszego półrocza życia, a najwyżej po siedmiu miesiącach, malec powinien umieć zasypiać samodzielnie, w swoim pokoju, przy zgaszonym świetle oraz spać nieprzerwanie 11-12 godzin.

Jeśli wasze dziecko tego nie robi, z pewnością powinniście zadać sobie pytanie, dlaczego. Co się stało? Co mu dolega? Gdzie popełniliśmy błąd? Zapomnijcie o wszystkim co przeczytaliście czy usłyszeliście do tej pory. Przyczyną nie są bowiem ani kolki ani głód, ani pragnienie, ani nadmiar energii... Nie tędy droga!

Przyczyna jest znacznie prostsza: wasze dziecko nie nauczyło się jeszcze spać. Prawdopodobnie w tym miejscu zadacie sobie pytanie: „A cóż to, u licha, znaczy?”. Wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale, a jeżeli będziecie się dokładnie stosować do zawartych w nim „instrukcji”, już, po tygodniu w waszym domu będzie o jednego śpiochu więcej.

W tej chwili najważniejsze jest to, abyście zdali sobie sprawę, że wasze maleństwo:

    1. • nie cierpi na żadną chorobę:
    2. • nie ma problemów natury psychologicznej;
    3. • nie jest przesadnie rozpieszczone, mimo że są tacy, którzy usiłują wam to wmówić;

oraz, przede wszystkim, że:

    1. • to, co się dzieje, nie jest waszą winą.

Po prostu, dziecko do tej pory nie opanowało nawyku zasypiania.

Pragniemy wam pomoc w nauczeniu go tej sztuki dzięki tej książce, która w naszym zamierzeniu ma być swego rodzaju „instrukcją obsługi” dotyczącą zagadnienia dziecięcego snu. Instrukcją, którą powinniście byli otrzymać w chwili pojawienia się maleństwa w waszym życiu. Naszym celem jest, abyście mogli osiągnąć to, co wreszcie udało się rodzicom Martusi. Ich córeczka sypia spokojnie, a oni mogą w końcu spać - i żyć! - w spokoju. Jak sami mówią: „Po dwóch latach spadania w przepaść bez dna, odzyskaliśmy nadzieje, radość, chęć działania. „To jakby ponownie się narodzić!”.

Nie usypiajcie go, ma zasnąć samo

(o tym, jak ukształtować nawyk zasypiania)

    1. • Paweł, dziewięć i pół miesiąca, jego matka wyjaśnia:

„Mamy czworo dzieci. Troje starszych nigdy nic miało problemów ze spaniem, za to najmłodsze dało się nam we znaki za całą czwórkę. Paweł nigdy nic lubił chodzić spać. Układanie go do snu zawsze było istną męczarnią. Kiedy tylko poczuł, że zbliża się pora snu, zaczynał beczeć, jakby go prowadzili na rzeź. Pewnej nocy, kiedy przez wiele godzin nie mogliśmy zmrużyć oka, przyszło nam nagle do głowy, żeby wyjść z nim na spacer. Podziałało. Od tej pory co wieczór po Dzienniku oboje z mężem układamy go w wózeczku i wychodzimy na dwór. Wystarczają dwa okrążenia wokół domu, że by mały zasnął. Wówczas wracamy do domu i ostrożnie przenosimy go z wózka do łóżeczka, starając się go przy tym nie obudzić. Później jemy kolację i wykorzystujemy czas, jaki nam pozostał do chwili, kiedy Paweł budzi się po raz pierwszy. Około północy zaczyna płakać, a wtedy szybciutko, aby nie obudzić innych dzieci, znowu wkładamy go do wózeczka i wychodzimy na ulicę.. Kiedy zaśnie ponownie, przenosimy go do łóżka i sami kładziemy się spać. Drugi raz mary budzi się około trzeciej nad ranem. Wtedy mąż wychodzi z nim sam. Chciałabym czasami go zmieniać, ale o tej porze za bardzo się boję wychodzić z domu. Około szóstej Paweł znowu zaczyna płakać. Wówczas przychodzi kolej na mnie. „Jesteśmy wykończeni”.

    1. • Anna, dwa lata. Mówi jej ojciec:

„Moja córeczka sypia bardzo dobrze, ale teraz chcemy z żoną wyjechać sami na kilkudniowe wakacje imamy problem natury logistycznej. Otóż, kiedy Anna miała zaledwie kilka miesięcy, zorientowaliśmy się, że aby zasnąć, musi oglądać telewizję. Kładliśmy ją więc na sofie w salonie, a ona zasypiała jak kamień. Kiedy przenosiliśmy ją do jej łóżeczka, natychmiast się budziła. Dlatego postanowiliśmy umieścić telewizor w jej pokoju. Poskutkowało wspaniale! Malutka spała bez problemów aż do drugiej albo trzeciej nad ranem, bo o tej porze kończył się program telewizyjny i budził ją szum odbiornika. Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby kupić jej ośmiogodzinne wideo. Dobre, prawda? Włączaliśmy je przed pójściem spać i problem był rozwiązany. Córeczka nie

budziła się aż do następnego ranka. Cel został osiągnięty, ale, jak już mówiłem, teraz mamy kłopot. Moja teściowa zgadza się zaopiekować małą podczas naszej nieobecności, ale za żadne skarby nie chce używać telewizora i wideo. Co mamy robić?”.

Wszyscy wiemy, że odżywianie się to nie to samo co prawidłowe odżywianie się. Zgadzamy się również co do tego, że prawidłowe odżywianie się jest nawykiem, który nabywamy. To samo dotyczy snu: wszystkie niemowlęta śpią, ale nie wszystkie potrafili robić to dobrze. Są maluchy, które sypiają jak susły już po ukończeniu trzeciego lub czwartego miesiąca życia. Są też takie, dla których konieczność pójścia spać staje się prawdziwą tragedią i które nie potrafią spać nieprzerwanie przez całą noc Budzą się trzy, pięć i więcej razy w ciągu nocy ku rozpaczy rodziców.

Co powoduje występowanie takich różnic między jednymi a drugimi dziećmi? To, czego się nauczyły. Mimo iż może się to wydać zaskakujące, nie rodzimy się z umiejętnością „dobrego spania”, lecz musimy ją opanować. Odbywa się to zazwyczaj w sposób całkowicie naturalny, tak że ani dzieci, ani ich rodzice nie uświadamiają sobie tego. Dlatego też - jeżeli tylko nie przytrafią się nam problemy, z jakimi borykają się Paweł i Anna - nic zdajemy sobie sprawy z istnienia zjawiska zwanego bezsennością dziecięcą. Nie wiemy też, oczywiście, że w 98% przypadków przyczyną jego występowania są, niewłaściwie ukształtowane nawyki (pozostałe 2% ma podłoże psychologiczne).

Podane przypadki są autentyczne. Podobnie jak wszystkie pozostałe, które przytaczamy w naszej książce zostały zaczerpnięte z dokumentacji naszych pacjentów. Z oczywistych względów imiona zostały zmienione.

 

CECHY CHARAKTERYSTYCZNE ZABURZEŃ SNU U DZIECI

(wywołanych nieprawidłowymi nawykami)

  1. • Trudności z samodzielnym zasypianiem
  2. • Kilkakrotne budzenie się w ciągu nocy
  3. • Płytki sen (przerywany przez najmniejszy hałas
  4. • Sen krótszy niż zalecany dla danego wieku

DZIECI, U KTÓRYCH WYSTĘPUJĄ TAKIE ZABURZENIA, SĄ CAŁKOWICIE NORMALNE ZARÓWNO POD WZGLĘDEM PSYCHICZNYM, JAK I FIZYCZNYM

Pamiętając zatem, że dobry sen to coś, czego się uczymy oraz że dzieci uczą się od swoich rodziców lub opiekunów, jesteśmy w stanie ukształtować u naszego dziecka prawidłowy nawyk zasypiania i spania. Następne pytanie nasuwa się samo. Jak to osiągnąć? Ucząc dziecko samodzielnego zasypiania: zasypiania bez czyjejkolwiek pomocy.

My, dorośli, żyjemy zgodnie z rytmem biologicznym, który powtarza się mniej więcej co 24 godziny i który reguluje funkcjonowanie naszego organizmu, wyznaczając okresy snu i czuwania, głodu, wydzielania hormonów, utrzymując odpowiednią temperaturę ciała itd. Do zapewnienia nam dobrego samopoczucia konieczne jest perfekcyjne funkcjonowanie tego cyklu. W momencie, gdy kładziemy się spać później niż zwykle lub, na przykład, nie zjadamy jednego posiłku, nasz wewnętrzny zegar się rozregulowuje, co wpływa na nasz, organizm, a także na samopoczucie.

W przypadku noworodków jeden cykl trwa zwykle 3 do 4 godzin. Oznacza to, że w tym czasie dziecko budzi się - jest przewijane - zostaje nakarmione - zasypia, a następnie wszystko powtarza się od początku (kolejność może być nieco inna, ponieważ niektórzy rodzice wolą przewiać dziecko po posiłku).

Tak dzieje się w większości przypadków. Są też jednak noworodki o nadzwyczaj „anarchistycznych” charakterach, które nie podporządkowują się takiemu rytmowi, lecz budzą i zasypiają, kiedy im się podoba.

W rzeczywistości trwa on niemal 25 godzin, lecz codziennie dostosowujemy go do długości doby.

Mniej więcej w trzecim lub czwartym miesiącu życia maluchy zwykle zaczynają, zmieniać swój rytm biologiczny. Stopniowo odchodzą od cyklu 3- albo 4-godzinnego, aby przystosować się do 24-godzinnego cyklu dorosłych. Niemowlę zaczyna sypiać w nocy coraz dłużej. O ile początkowo przesypiało dwie godziny, z czasem okres ten wydłuża się do trzech, czterech, sześciu, ośmiu, dziesięciu, a wreszcie 12 godzin nieprzerwanego snu.

Uwaga! Nie ma tu ścisłych reguł, u niektórych dzieci proces przystosowywania się do „dorosłego” rytmu snu-czuwania trwa dłużej, u innych krócej.

Przemiana ta nie dokonuje się ot tak sobie, bez żadnej przyczyny, ale za sprawą rozwijającej się w mózgu grupy komórek, które działają jak zegar. Odpowiada on za dostosowanie pór pojawiania się rozmaitych potrzeb dziecka (snu, czuwania, zaspokajania głodu itp.) do 24-godzinnego rytmu biologicznego (rytmu słonecznego).

Aby ów zegar mógł zacząć prawidłowo funkcjonować, potrzebne są pewne bodźce zewnętrzne:

    1. • światło - ciemność
    2. • hałas - cisza
    3. • pory posiłków
    1. • nawyk zasypiania

Najpierw skupimy się na dwóch najbardziej oczywistych, to jest na rozróżnieniu między światłem a ciemnością oraz między hałasem a ciszą. Jest oczywiste, że kiedy w nocy układamy nasze maleństwo do snu, w pokoju jest ciemno, a natężenie docierających tam dźwięków jest znacznie słabsze niż w ciągu dnia. Z kolei w dzień kładziemy je spać przy świetle słonecznym, zaś do jego uszu docierają hałasy z ulicy i normalne domowe odgłosy. Wszystko to pomaga dziecku już w ciągu kilku pierwszych tygodni rozpoznawać i rozróżniać czuwanie i sen. Rozróżnienie to jest niezwykle ważne, ponieważ pozwala jego wewnętrznemu zegarowi dokonać prawidłowego przejścia do 24-godzinnego rytmu biologicznego z długim okresem snu nocnego.

Jakie inne czynniki zewnętrzne oprócz ciemności i ciszy maja, wpływ na sen w nocy? Rozkład posiłków. Od urodzenia dziecko łączy jedzenie ze spaniem: po zaspokojeniu głodu przychodzi pora na sen. Z czasem ilość posiłków zmniejsza się z sześciu do pięciu lub czterech (krótsze są też okresy snu w dzień), przy czym ostatni posiłek jest najobfitszy, co umożliwia dłuższy i nieprzerwany sen.

To jeszcze nie wszystko. Aby wewnętrzny zegar działał prawidłowo, brakuje jeszcze czegoś, bez czego wszystkie wymienione dotąd bodźce okazują się niewystarczające dla przystosowania niemowlęcia do cyklu 24-godzinncgo. Mowa tu oczywiście o nawyku zasypiania, to jest o tym, że dziecko musi nauczyć się zasypiać samodzielnie, bez niczyjej pomocy.

Posłużmy się przykładem jedzenia. Kiedy dziecko nieco podrośnie, sadzamy je na krzesełku, pod szyją zawiązujemy śliniaczek, na stole stawiamy miskę z jedzeniem, a obok niej kładziemy łyżkę. Inaczej mówiąc, wykorzystujemy zespół elementów (krzesełko, stół, śliniak, miseczka, łyżka) powiązanych z czynnością jedzenia. Co więcej, od tej pory zawsze postępujemy tak samo czy to w porze obiadu, czy kolacji, podczas posiłku w domu, w żłobku, czy w przedszkolu, niezależnie od tego, czy karmić będzie mama, tata, opiekunka, czy dziadek. Robimy to zawsze tak samo, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu...

Jaki komunikat otrzymuje nasze dziecko? Co dzieje się w jego mózgu? To proste. Dziecko kojarzy zespół określonych elementów z konkretna czynnością, z czynnością jedzenia. Dlatego po pewnym czasie, w ciągu którego codziennie powtarzaliśmy ten sam rytuał, zauważamy, że kiedy tylko sadzamy naszego malucha na krzesełku i zakładamy mu śliniaczek, zaczyna się wiercić podekscytowany, mimo że nie widzi jeszcze jedzenia. Wie, że już za chwilę zostanie nakarmiony, co znaczy że połączył te elementy („przedmioty”) z porą

posiłku. Bez wątpienia odebrał nasz przekaz: „Kiedy sadzają mnie na krzesełku ze śliniakiem pod broda, i dają mi do ręki łyżkę, to znaczy, że będę jeść”.

Jednak proces tu się nic kończy. Kiedy kształtujemy u dziecka nawyki związane z jedzeniem, przekazujemy mu coś więcej: nasza postawę.

Trzeba pamiętać, że w pierwszych miesiącach życia istota ludzka reaguje w sposób całkowicie instynktowny i pozostaje w szczególnie bliskim kontakcie z matką (lub opiekunem). Jest od niej całkowicie zależna. Ta zależność zapewnia dziecku przetrwanie zarówno w sensie fizycznym, jak i emocjonalnym. Psychoterapeuci powiadają, że „zanim pojawiło się „ja” istniało „my”. Jedną z konsekwencji tej „symbiozy” jest fakt, że niemowlęta odczuwają to co ich matki (lub opiekunowie), to znaczy uczą się odczuwania emocji poprzez to, co przekazują im dorośli. I to nie za pomocą słów, których maleństwa jeszcze nie rozumieją, ale za pośrednictwem postawy dorosłych, ich czułości, ich troski, ich pieszczot...

Łatwo to sprawdzić. Jeśli posadzimy sobie na kolanach sześciomiesięczne niemowlę i z największą słodyczą powiemy do niego: „Grubas, brzydal, wcale cię nie kocham”, najprawdopodobniej uśmiechnie się zadowolone, ponieważ tym, co odbierze, będzie nasza czułość. Nie rozumie jeszcze znaczenia słów, które słyszy, ale rozumie to, co przekazujemy mu za pośrednictwem tonu naszego głosu. Jeśli natomiast do tego samego malucha powiemy głośno i gniewnym tonem: „Śliczności moje, skarbie, bardzo cię kocham!”, z całą pewnością wybuchnie płaczem, ponieważ w tym przypadku odczuje jedynie naszą agresję.

Jaką postawę przekazujemy dziecku, kiedy uczymy je jeść? Tatuś i mamusia są pewni, że to, co robią, robią dobrze. Tata jest głęboko przekonany, że zupę jada się łyżką, a mama, ze mleko należy pić z kubeczka lub butelki ze smoczkiem. Oboje wierzą, że tak właśnie się to robi i ani przez chwilę w to nie wątpią. Ta pewność odbierana jest przez ich dziecko. Inaczej mówiąc, kiedy Jaś zauważa, że jego rodzice są pewni siebie, on również czuje się pewnie i uczy bez większych trudności. Wyobraźmy sobie teraz inną sytuację. Co by się stało, gdybyśmy mieli wątpliwości? Przypuśćmy, że pierwszego dnia sadzamy Jasia na krzesełku, drugiego na nocniku, trzeciego wypróbowujemy wanienkę, a następnego, zamiast w miseczce, podajemy mu zupkę w szybkowarze, a zamiast kubka używamy glinianego wazonika... (Wydaje się wam, że to śmieszne? Zapamiętajcie ten przykład. Przyda się nam, kiedy będziemy mówić o spaniu).

Z całą pewnością, już po kilku dniach takich nieustannych zmian nieszczęsny Jaś popatrzy na nas z przerażeniem i pomyśli coś w rodzaju: „Ciekawe, co też dziś strzeli do głowy moim stukniętym staruszkom?”. Jeżeli przy każdym posiłku będziemy zmieniać elementy powiązane z czynnością jedzenia, spowodujemy, że malec będzie się czuł

niepewnie.

I to nie tylko dlatego, że dokonujemy tylu zmian, ale również dlatego, że sami wątpiąc, przekazujemy mu nasz brak pewności. Nie zapominajmy, że dzieci odbierają to, co „przekazują” im dorośli oraz że w tym wieku, oprócz miłości, najbardziej potrzebują pewności i poczucia bezpieczeństwa.

I wreszcie ostatni, niezmiernie ważny czynnik, o którym musimy pamiętać; kiedy raz wybierzemy elementy, które chcemy wykorzystywać podczas kształtowania u dziecka pewnego nawyku, pod żadnym pozorem nie wolno nam ich zmieniać w trakcie tego procesu. Inaczej mówiąc, jeśli ucząc dziecko jedzenia decydujemy się używać łyżki, nie możemy dopuścić, żeby w połowie posiłku tata wołał nagle: „precz z łyżeczką, karm go pałeczkami, bo przecież latem wybieramy się do Japonii”. Ale żarty na bok. Chodzi o to, że nie powinniśmy dawać dziecku czegoś, co później będziemy mu chcieli odebrać. Mamy postępować zawsze jednakowo.

Chyba wszyscy zgadzamy się, że zasypianie i „dobre” spanie, podobnie jak prawidłowe jedzenie, to nawyk, którego się uczymy. Co zatem zrobić, aby nauczyć tego nasze dziecko? Oprzeć się, podobnie jak w przypadku jedzenia, na:

    1. • odpowiedniej postawie (rodziców lub opiekunów),
    2. ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin