Dotyk nadziei [Ainzfern].rtf

(76 KB) Pobierz

 

DOTYK NADZIEI

 

AINZFERN

 

 

Dzieciństwo Kaiya, młodziutkiego Kundla ze slamsów kończy się w chwili, w której poznaje zimnego i tajemniczego jednorękiego przywódcę gangu. Zapoczątkowuje to serię wydarzeń, które na zawsze zmieniają życie chłopca i wystawiają jego uczucia na największą próbę.

 

 

 

Guy siedział przy barze ze szklanką w ręce, a wokół niego rozlokowani inni członkowie gangu i stali bywalcy lokalu zamarli  w milczeniu. W przeciwieństwie do tego co przypuszczał Riki Guy  nie rzucił niczym w ścianę, kiedy czarna limuzyna zatrzymała się przed wejściem. Zamiast tego po prostu siedział w milczeniu i ponuro patrzył przez brudne okna na elegancki pojazd

 

- Guy - niski głos Sida dotarł do niego - Guy, człowieku, drzwi się otwierają.

 

Guy przeniósł  chmurne spojrzenie na członka gangu. Sid stał przy oknie i z uwagą wpatrywał się na dziwnych i nieporządanych gości, widać było jego napięcie.

 

- Widzę Sid - mruknął, powoli dopił swojego drinka.

 

- Kurwa, stary - przy niskim stole, Luke poprawił okulary, wstał i z widocznym przerażeniem obserwował dwóch mężczyzn, którzy wysiedli z limuzyny. Ich ponure twarze i profesjnalnie trzymana broń wskazywały na to kim byli. Nie podeszli do drzwi baru, ale stanęli po obu stronach pojazdu i czujnie obserwowali okolicę. Widać było, że są cholenie niebezpieczni.

 

- Cholera, Guy, są w pieprzonych mundurach służb bezpieczeństwa Elit - syknął Luke. Norris, który jeszcze kilka minut temu relaksował sie w objęciach swojego partnera zbladł i patrzył z niepokojem kiedy Luke chwycił wiszącą na krześle kurtkę .

 

- Luke ? - Guy powiedział spokojnym, nieznoszącym sprzeciwu glosem przywódcy - Zostaw,  pieprzoną broń.

 

- Co ...? - Luke trzymając pistolet patrzył na niego w szoku.

 

- Nie będziesz tego potrzebował - Guy wstał powoli i poprawił swoją skórzaną kurtkę - W tym samochodzie nie ma Elity.

 

Sid spojrzał na drzwi samochodu, zmarszczył brwi, przeniósł zaniepokojony wzrok na  szefa - Guy , jesteś tego pewien?

 

- Tak.

 

- Tak, więc ... co mamy robić?

 

- Wy chłopcy nie  nic. - Guy ruszył do przodu - Ja się tym zajmę. Wy zostajecie.

 

Chociaż na twarzach mężczyzn widać było niepokój, Guy wiedział, że zdawali sobie sprawę, że nie mogą się z nim spierać. Z dwiema rękami, czy jedną, nie był człowiekiem, z którym można było dyskutować. Gyu  kilka razy już udowodnił, że potrafi zadać sporo bólu. Więc jeśli powiedział swoim ludziom, żeby coś zrobili  to na pewne było, że go posłuchają.

 

Nikt kto miał trochę rozumu nie podstawiał mu z własnej woli tyłka.

 

Tylko zimy i śmiertelnie niebezpieczny temperament Guya trzymał ich w grze, co było nie lada wyczynem po katastrofie , do której doprowadził Kirie. Szef odrodzonego gangu Bizonów stał się ważnym i niebezpiecznym udziałowcen na czarnym rynku Ceres  i w walkach z innymi gangami.

 

Był skuteczny. Przynajmniej tak skuteczny jak może być gang w takim miejscu jak slamsy.

 

Więc chociaż im się to nie podobało, nie było ani jednego głosu sprzeciwu, kiedy ruszył do wyjścia.

 

- Guy? Czzłowieku, proszę nie.

 

Z wyjątkiem jednego ...

 

Guy zatrzymał się, westchnął, a potem mimo woli uśmiechnął . Odwrócił się i spojrzał na młodego chłopaka, który stał z kijem w ręce przy stole bilardowym  i patrzył na niego z wyraźnym zmartwieniem.

 

- Kaiya - Guy podszedł do niego i położył mu ręke na napiętym ramieniu - Nie martw się dziecko. Wiem co robię .

 

Dotyk tylko nasiłił obawy Kaiya - Ten kto tam jest  pochodzi z Eos - powiedział, a w jego oczach pojawił się zły blask  kiedy spojrzał na pusty rękaw - To nie może być nic dobrego.

 

Guy potrząsnął głową . Jeśli miabył wymienić rzeczy lub osoby do  których czuł teraz sympatię to Kaiya byłby na samym szczycie listy.

 

Był jego partnerem od sześciu miesięcy.

 

Kaiya był bardzo młody, pół roku temu skończył szesnaście lat. Guy obserwował go od dłuższego czasu i czekał. Był cholernie pewny, że nikt w okolicy nie wykona żadnego ruchu w kierunku chłopca. Powiedział kilka słów i pokazał się w okolicy. Było wiadomo, że oczy szefa Bizonów spoczęły na dziewiczej dupie Kaiya, a on był człowiekiem, który nie lubił się dzielić.

 

W dniu szesnastych urodzin odwiedził małe mieszkanie wuja, jedynego krewnego chłopca i przedstawił mu ofertę. On zapewni starcowi ochronę i da mu pieniądze na utrzymanie, a Kaiya zostanie jego partnerem.

 

Oczywiście wujek się zgodził. W końcu jeśli sprawa została  postawiona  w ten sposób nie miał wyboru.

 

Guy wiedział, że reszta Bizonów współczuje chłopcu.

 

I wiedział doskonale dlaczego

 

Kaiya był brunetem, miał ciemne oczy i był niższy niż większość mężczyzn w slamsach. Silny dobrze umięśniony ... zadziwiająco i niesamowicie podobny do człowieka, którego nazywano kiedyś Riki Dark.

 

Guy musiał szczerze przyznać, że przynajmniej na początku to był główny powód dla którego chciał, żeby chłopak został jego partnerem. Był na tyle uprzejmy,  że obszedł się z nim bardzo delikatnie pierwszej nocy, tak aby utracie dziewictwa towarzyszył jak najmniejszy ból. Ale kiedy był już całkowicie w środku dzieciaka, kiedy brał to co według brutalnych praw Ceres teraz  do niego należało  miał zamknięte oczy i wyobrażał sobie, że jest w łóżku z Rikim.

 

Czuł się z tym  źle, czuł, że robi coś nie tak.

 

Kiedy minął tydzień Guy zdał sobie sprawę, że chociaż Kaiya może i wygląda jak Riki to napewno jest zupełnie innym człowiekiem.Miał swoje sympatie i antypatie, własne marzenia i pragnienia. Był mądry i spokojny, rzadko się denerwował, ale jeśli nie chciał czegoś zrobić to nie było we wszechświecie nikogo kto mógłby go zmusić.

 

I kochał Guya ... jego złe sny, zruinowane ciało i wybuchowy temerament.

 

Teraz kiedy Guy podniósł rękę i palcami dotknął jego twarzy, miał pewność, że był to ktoś dla niego ważny.

 

Dzieciak go kochał i Guyowi to wystarczało.

 

- Chcę, żebyś tu został Kaiya - powiedział  - Zaraz wrócę.

 

- Guy, nie!

 

Guy odwrócił od niego wzrok i kiwnął w kierunku Sida - Zatrzymaj go, jeśli będzie chciał za mną pójść. - rozkazał stanowczo.

 

Sid skinął głową, odłożył kij bilardowyi i stanął koło młodego człowieka. Nie bezpośrednio obok, ale wystarczająco blisko, żeby w razie potrzeby go chwycić.

 

Ignorując głośne przekleństwa Kaiya, Guy odwrócił się i podszedł do wyjścia. Podniósł głowę, nabrał głęboko powietrza i wyszedł na zewnątrz. Podszedł do limuzyny bez lęku. Fakt,wiedział, że nie ma się o co martwić. Wiedział kto siedzi w tym przklętym samochodzie.

 

I wiedział, że napewno nie chce Kaiya w pobliżu.

 

                                                       

 

                                                             * * *

 

Póltora roku wcześniej.

 

Kaiya po raz pierwszy spotkał Guya Bisona tuż przed swoimi piętnastymi urodzinami. Dosłownie wpadł na niego na wąskiej uliczce przed domem, w którym mieszkał. On i dwaj jego kumple, Hikaru i Joey grali w piłkę, Kaiya wykonał piękny strzał do bramki bronionej przez Joeya, czyli między dwie sterty śmieci.

 

Joey spojrzał na niego niezadowolony - Ej ,stary ...zrób sobie loda!

 

Kaiya roześmiał się. Był pogodnym dzieckiem ze slamsów i wiedział, że Joey nie miał na myśli nic złego  - Lepiej niż mi lizać  skupiłbyś się na obronie    Jo-Jo - odkrzyknął. Stojący z boku Hikaru parsknął śmiechem.

 

- Nie będę z tobą grać, jeśli zawsze wygrywasz.

 

Kaiya westchnął, Joey był od niego młodszy, miał tylko dwanaście lat i zawsze złościł się kiedy coś szło nie po jego myśli. Kaiya pomyślał że , będzie  musiał z nim szybko porozmawiać o panowaniu nad emocjami, inaczej mały nie dożyje  w slamsach dorosłości.  Bo Joey był w porządku. Oprócz szesnastoletniego Hikaru był jedynym  zbliżonym do niego wiekiem  dzieckiem w okolicy, które nie przebywało w szkole.

 

Kaiya też spędził tam kilka lat. Nauczył się większości rzeczy, których chciano go nauczyć. W trzynastym roku życia uznano, że może zostać Meblem, ale człowiek, ktory mu to zaproponował wcale mu się nie spodobał, a poza tym starsi chłopcy uświadomili go, że zanim podejmie pracę dla Elit obetną mu jaja. Kiedy dowiedział się o tym postanowił wrócić o slamsów, poczekać, aż dorośnie i znależć sobie jakąś pracę na czarnym rynku.

 

Miał przecież jeszcze wujka. Kto by się opiekował starcem, jeśli nie on?

 

Odpychając od siebie te myśli Kaiya zaczął się rozglądać za piłką, która gdzieś przepdłła

- Jo-Jo - zawołał - Poszukaj piłki, dobrze? Obiecuję, będę grał spokojniej.

 

Joey spojrzał na niego wyzywająco i skrzyżował ręce na piersi - Nie ma mowy - odkrzyknął - To twoja pieprzona piłka, sam sobie jek szukaj, człowieku.

 

Kaiya westchnął i popatrzył na Hikaru

 

- Lepiej  zrób to Kaiya - powiedział z niesmakiem  -  Jeśli tego nie zrobisz, on będzie tak stać przez cały dzien

 

Kaiya roześmiał się i pobiegł w kierunku, w którym poleciała piłka. Hikaru miał rację, zamiast zmuszać Jo-Jo do uległości, lepiej  było samemu poszukać. Poza tym jeśli puściłby dziecko same, bez nadzoru, jakiś skurwiel mógł go porwać.

 

- Jesteś kurewsko dziecinny Jo-Jo - krzyknął do obdartego chłopca, kiedy przbiegał obok niego.

 

- Wcale nie jestem!

 

Parskając śmiechem, Kaiya pobiegł ulicą. Piłka rzeczywiście poleciała bardzo daleko, to był piękny strzał. Zauważył ją w rynsztoku tuż przy przejściu do zaułka. Rzucił się do niej biegiem i  nagle zatrzymał się na czymś twardym jak ściana z takim impetem, że aż zagrzechotały mu zęby. Wylądował na tyłku, a kiedy spojrzał w górę z ogromną konsternacją zobaczył, że wpadł na dwóch  mężczyzn.

 

- Hej, dzieciaku - warknął niższy mężczyzna  - Uważaj, kurwa, jak leziesz !

 

- Przepraszam - Kaiya siedział czując jak pulsuje mu tyłek. Oczy rozszerzyły mu się ze strachu, kiedy zobaczył pusty rękaw kurtki u wyższego człowieka.

 

To byli członkowie gangu. Co gorsza, gangu ... Bisonów

 

- Naprawdę bardzo przepraszam - powtórzył jeszcze raz, zerknął przez ramię i zobaczył, że Joey i Hikaru zniknęli.

 

Typowe, zawsze robili to na pierwszy sygnał o kłopotach.

 

Odwrócił się przygotowany na lanie po dupie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego człowiek, który na niego nakrzyczał, wpatrywał się w niego  spoza okularów z bardzo dziwnym wyrazem twarzy. Pokręcil głową i zwrócił się do tego drugiego, który cały czas milczał - Cholera, człowieku, to jest kurwa, niesamowite.

 

Wyższy mruknął coś na potwierdzenie, cały czas nie odrywał zimnego spojrzenia od Kaiya. - Podaj dziecku piłkę, Luke - powiedział cicho. Miał wspanialy głos gangstera, pomyślał Kaiya, szorstki i taki groźny.

 

Człowiek, na którego mówiono Luke, szybko podniósł piłkę i trzymając ją na dłoni wyszczerzył zęby w uśmiechu - To twoje, dzieciaku ?

 

- Um .. Taaa...-  Kaiya patrzył to na jednego to drugiego - Mogę  dostać ją z powrotem?

 

- No,nie wiem - Luke nawyraźniej dobrze się bawił - Jak myślisz Guy?

 

Kaiya przełknął ślinę wpatrując się w towarzysza Luka. Nie mógł się powstrzymać, gapił się na pusty rękaw na lewym ramieniu człowieka, czuł pustkę w brzuchu, kiedy dotarło do niego, że temu człowiekowi naprawdę brakuje ręki. To był Guy Bison. Uderzył Guya Bisona. To naprawdę nie bylo dobre miejsce, w którym się teraz znajdował. Oczywiście słyszał opowieści , każdy je znał . Guy Bison był najgorszym sukinsynem jakiego można było spotkać. Guy Bison walczył z Blondie. Guy był przywódcą najgroźniejszego gangu w slamsach. Wnętrzności ludzi, którzy mu podpadli chował w kufrze.

 

Chociaż  zawsze się zastanawiał, jak to było  możliwe. To musiałby być strasznie wielki kufer.

 

- Co ty robisz dzieciaku, wyglądasz jakbyś łapał muchy - warknął groźnie Luke - Zamknij tą pieprzoną mordę!

 

Kaiya zdał sobie sprawę, że ma otwartą buzię, natychmiast zamknął usta i skulił się. Nie chciał przecież nikogo obrazić, a już szczególnie tych ludzi.          - Ja... Bardzo mi przykro, proszę pana. - powiedział.

 

Guy milcząc pochylił się i wyciągnął do niego rękę.

 

Kaiya spojrzał na niego zdziwiony.

 

Guy zachichotał cicho i kiwnął na niego - Wstawaj ... chyba, że chcesz zostać w rynsztoku na cały dzień?

 

- Przecież to bardzo dobre miejsce dla szczurów, mieprawdaż Guy? - zarechotał Luke.

 

- Zamknij się -  syknął groźnie Guy.

 

Luke natychmiast zamilkł  i spoważniał.

 

Kaiya powoli sięgnąl do dłoni Guya. Zaskoczyło go, że była taka ciepła. Z jakiegoś powodu sądził, że będzie zimna. Guy pociągnął go i postawił na nogi.

 

Cały czas patrzył na Kaiya  w bardzo dziwny sposób, tak jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi. Chłopiec zaczął się denerwować. Dopiero teraz zauważył, że Guy jest bardzo ładny, miał długie włosy, ciemne oczy i atrakcyjne rysy twarzy. Ale sposob w jaki na niego patrzył ... był tak bardzo żenujący. Zbyt bezpośredni. Zbyt "gorący" jak mawiał jego wujek.

 

Wujek ostatnio często ostrzegał go przed "gorącymi " spojrzeniami.

 

- Jesteś w tym wieku chłopcze - mówił,kiedy wypił już swoją codzienną porcję bimbru - że stałeś się przyjemny dla oka. Zaraz znajdzie się ktoś chętny, żeby wjechać w twój tyłek,  jeśli tylko na to pozwolisz. Nie gódź się. Poczekaj          synu ... aż przyjdzie ktoś, kto będzie cię dobrze traktować i dbac  o ciebie . Tego  bym chciał dla ciebie.

 

Kaiya nie bardo zwracał uwagę na to co ględził staruszek, ale był na tyle sprytny, że wiedział już jak wiele dzieciaków było pieprzonych przez starszych facetów. Tak więc z zasady przebywał blisko domu, spotykał tylko z kolegami z bloku i trzymał się z dala od kłopotów tak bardzo jak tylko mógł. Ale teraz, spojrzenie Guya , tak przerażająco intensywne uświadomiło mu całe zagrożenie.

 

- Ile masz lat dzieciaku? - zapytał Guy.

 

- Um ... prawie piętnaście.

 

- A jak masz na imię?

 

Kaiya zamrugał powiekami, zastanawiając się po co do cholery facet chce to wiedzieć. Postanowił nie ryzykować i odpowiedział - Kaiya.

 

- Masz rodzinę ?

 

- Tylko wujka - Kaiya wskazał blok na końcu ulicy - Opiekuję się nim.

 

Guy skinął głową jakby podjął jakąś decyzję. Marszcząc brwi, odwrócił się do Luka- Oddaj mu piłkę.

 

Luke bez komentarza szybko  podał mu piłkę.

 

Kaiya cofnął się o krok - Dzięki.

 

Guy uśmiechnął się. To był niewielki uśmiech, ale całkowicie zmienił jego twarz. To co było zimne i twarde stało się ciepłe i przystępne. - Żaden problem. Spokojnie Kaiya. Jeszcze się kiedyś spotkamy. Skinął głową na Luka i dwóch innych mężczyzn, którzy pojawili się obok niego. Wszyscy oddalili się w kierunku wejścia do pobliskiego domu.

 

Kaiya obserwował ich dopóki nie zniknęli mu z oczu.

 

Więc to był Guy Bison?

 

Spojrzał przez ramię na budynek, w którym zniknęli. Ten przerażający człowiek wcale na niego nie krzyczał. Luke tak, a on nie. Kaiya pokręcił głową i uśmiechnął się widząc, że Joey i Hikaru zmaterializowali się, żeby usłyszeć jego opowieść o spotkaniu z gangsterami.

 

Na swój sposób to było fajne.

 

Wcześniejszy dyskomfort całkowicie ustąpił i Kaiya zachichotał, kiedy przyjaciele obstąpili go i zasypali pytaniami. Za kilka dni o tym zapomni i jego życie wróci do normy.

 

Przecież nie miał żadnego powodu, żeby ponownie wpaść na Guya.

 

Nie mógł tego przewidzieć, że kiedy spotka go ponownie, jego życie ulegnie całkowitej zmianie.

 

 

                                                * * *

 

Rok wcześniej

 

Późnym popołudniem w swoje szesnaste urodziny Kaiya szedł szybko  ulicami slamsów Ceres. Chciał zdążyć do domu przed nadciągjaącą burzą . Powietrze było parne i gorące, był już na swojej ulicy, kiedy rozległ się pierwszy grzmot.

 

Kiedy  zbliżył się do bloku oczy rozszerzyły  mu się i aż zagwizdał z uznania. Zobaczył dwa potężne ścigacze zaparkowane w pobliżu wejścia. To były naprawdę kurewsko piękne maszyny.

 

Kurde, szkoda, że pewnie nigdy na takiej nie pojeździ, nie mówiąc już, żeby kiedyś został właścicielem którejś z nich.

 

Spojrzał w bok i zauważył, że ścigaczy nie pozostawiono bez opieki. Obok wejścia stał oparty o ścianę i palący papierosa ogromny człowiek. Miał je na oku. Kaiya odwrócił głowę, kiedy przechodził obok niego. Facet był naprawdę wielki. Miał wygląd gangstera. To nie był tego typu człowiek, na którego można się było bezkarnie gapić. Można było  dostać nożem albo zarobić kopniaka w dupę.

 

Kayia przebiegł kilka kroków do drzwi prowadzących do słabo oświetlonego, szarego korytarza starego budynku, przeszedł obok zesputej windy i zaczął wchodzić do góry przeskakując po dwa, trzy stopnie, aż do trzeciego piętra gdzie było jego mieszkanie. Żyło mu się teraz łatwiej. Znalazł pracę, był kurierem jednego z dystrybutorów  czarnego rynku w swojej dzielnicy. Nie zarabiał najlepiej, ale miał jakiś własny dochód. Na szczęście, bo wujek  wydwał teraz wszystkie pieniądze  na alkoholowe przyjemności i nie był w stanie dać mu niczego.

 

Więc , Kayia stał się jedynym żywicielem rodziny, było bardzo fejne. Z powodu pracy, rzadko przebywał w domu i nie mogł zaprzeczyć, że był to sam w sobie dodatkowy bonus.

 

Kaiya uśmiechnął się, kiedy podszedł do drzwi i wyłowił klucze z kieszeni,  dzisiaj kończył szesnaście lat. Nie, żeby czuł się rzeczywiście dorosły, ale w slamsach  szesnastka oznaczała coś ważnego. Przestał być dzieckiem. Choć tak naprawdę w Ceres nigdy  się nim nie było. To nie było miejsce gdzie ktoś naiwny przetrwałby długo

 

· Joey ... Kaiya zachochotał smutno. Ceres bardzo szybko zabiło Jo-Jo . Jeden ze starszych chłopaków, od którego Kaiya i jego kumpel Hikaru nauczyli się szybko trzymać z daleka, natknął się na Joeya i zawrócił mu głowę opowieściami o wspólnym życiu, dzielniu się papierosami i pieniędzmi. Zdobył jego zaufanie. Joey zgodził się zamiszkać z grupą o bardzo złej reputacji nawet jak na standardy Ceres. To nie był nawet gang tylko zdziczała młodzież, która żyła z okradania sąsiadów i handlu narkotykami i dokładała starań, żeby życie w slamsach stało się jeszcze bardziej nie do zniesienia.

·  

I Kaiya i Hikaru próbowali go ostrzec. Ci ludzie byli zbyt dorośli dla Joeya, żyli w zbyt wielkim gównie dla trzynastoletniego dzieciaka. Ale Jo-Jo ich nie słuchał, przkonywał ich, że faceci będą się nim opiekować i zostaną jego przyjaciółmi.

 

Wkrótce potem Joey późno w nocy przywlókł się do domu.  strasznie pobity i zakrwawiony. Okazało się,że Kaiya i Hikaru mieli rację. Cichym głosem, pełnym wstydu i udręki,  opowiedział im co się stało. Odjazdowy koktajl leków, uderzył facetom do głowy i postanowili się zabawić z chłopcem, im bardziej starał się im uciec tym stawali się dla niego okrutniejsi.

 

Został zgwałcony i pobity ... przez ludzi, którzy mieli się nim opiekować. Przez facetów, którzy byli jego "przyjaciółmi".

 

Joey nie przeżył nocy. Kaiya wzdychając otworzył drzwi mieszkania, w małym przedpokoju zawiesił swoją torbę na  kołku . Nad ranem Jo-Jo podciął sobie żyły i wykrwawił się na podłodze w łazence w mieszkaniu, które dzielił ze swoimi kuzynkami.

 

Kaiya wiedział, że miał ogromne szczęście, że sam uniknął takiej pułapki. Od czternastego roku życia, każdy dzieciak zwracał na siebie uwagę miejscowych mężczyzn jako potencjalny kandydat na partnera.

 

Ale ... z jakiegoś powodu, młodzi i nie tylko młodzi ludzie z okolicy zostawiali go w spokoju. Jakby wcale go nie zauważali. Zastanawiał się dlaczego, czy dlatego, że nie był atrakcyjny, czy też uznawano go za trudnego do uwiedzenia. Nie mógł tego odgadnąć. Może nie był  najładniejszym dzieckiem w okolicy, nie wyrósł na tak zgrabnego i wysokiego chlopaka jak Hikaru, ale przecież, kurwa,  nie był brzydki.Przynajmniej , kurwa, tego był pewien, bo napewno ktoś by mu o tym powiedział. W przeciwieństwie do Hikaru, nie miał nikogo kto mówiłłby mu komplementy czy p...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin