13.wiarus(1).pdf

(192 KB) Pobierz
Stary Wiarus
Dymiący nagan
"Smoking gun", czyli
dymiąca broń, to popularny
skrót myślowy pojęcia poszlaki,
czyli dowodu pośredniego,
informacji która pozwala
interpretować wydarzenie i
sformułować o nim wstępną
opinię. Poszlaka nie ma wagi
dowodu bezpośredniego, a co za
tym idzie interpretacje na niej
oparte mogą, ale nie muszą być zgodne z rzeczywistym przebiegiem
zdarzenia.
Jeśli policja wezwana przez sąsiadów, słyszących krzyki i strzały z
broni palnej, przybywa na miejsce zdarzenia i zastaje tam trupa z
ranami postrzałowymi i stojącego nad nim gościa trzymającego
pistolet, który jeszcze dymi z lufy, to jakkolwiek nie jest to
wystarczający dowód, by go oskarżyć przed sądem, że to on zastrzelił
faceta leżącego na ziemi, to jest to istotna poszlaka, wystarczająca by
go zamknąć do wyjaśnienia.
Stąd "smoking gun".
Naturalnie, poszlakę może potem potwierdzić sekcja zwłok,
ekspertyza balistyczna broni i wydobytego z ciała ofiary pocisku,
analiza odcisków palców na broni, testy chemiczne na obecność
niedopalonego prochu na rękach podejrzanego etc. etc. - wtedy to już
będą bezpośrednie dowody czynu.
Podejrzany na podstawie poszlaki może też oszczędzić wszystkim
czasu i zachodu i po prostu przyznać się do zabójstwa lub morderstwa,
choć nawet wtedy wymagana będzie opinia biegłego, że jest zdrów na
umyśle i wiedział co robi, gdy naciskał spust broni.
W sprawie katastrofy smoleńskiej nie mamy na razie
dowodów, natomiast mamy dymiący nagan dużego kalibru.
Dymiący nagan stanowią relacje z prowadzenia śledztwa przez
stronę rosyjską. Śledztwo wydaje się forsować tylko jedną hipotezę,
mianowicie taką, że ani Federacja Rosyjska, ani żaden jej obywatel, nie
miały ze smoleńską katastrofą nic wspólnego, zaś polski prezydent
zginął z woli Boga, Historii i nieszczęśliwego zbiegu okoliczności.
Anglosasi zwięźle określaja takie spontaniczne, losowo występujące
nieszczęścia słowami 'shit happens' , nie wiem natomiast, jak to będzie
po rosyjsku.
Ja mam naturalnie głęboką wiarę, że Rosja to jest całkiem
normalne państwo. W związku z tym nie mam naturalnie żadnych
396181993.001.png
wątpliwości, że kiedy we właściwym czasie opublikowany zostanie
raport międzynarodowej komisji badającej przyczyny katastrofy
samolotu Tu-154M nr 101, dn. 10 kwietnia 2010r. w okolicach
lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, to ten dokument będzie wyglądał tak
samo, albo bardzo podobnie, jak raport francuskiego Bureau
d'Enquêtes et d'Analyses pour la Sécurité de l'Aviation Civile (BEA) w
sprawie przyczyn katastrofy samolotu Concorde, rejestracja F-BTSC,
dn. 25 lipca 2000 r. w Gonesse pod Paryżem.
To znaczy, rosyjski raport niechybnie będzie jasny i wyczerpujący,
a miejscami wręcz drobiazgowy. Będzie miał co najmniej 12.5
megabajta jako plik .pdf, i dwanaście załączników; w sumie kilkaset
stron, wszystkie zostaną opublikowane w internecie natychmiast po
podpisaniu raportu przez komisję.
Być może ten rosyjski raport będzie nawet jeszcze większy i
dokładniejszy od francuskiego, bo w końcu w katastrofie Concorde nie
zginął prezydent Republiki Francuskiej z małżonką, elita życia
politycznego Francji oraz dowództwo francuskich sił zbrojnych, tylko
wycieczka niemieckich biznesmenów.
Z raportu komisji smoleńskiej będzie naturalnie wynikało, że po
usunięciu z miejsca katastrofy Tu-154M większych szczątków
samolotu, zostało ono następnie kilkakrotnie przeszukane przez idącą
ramię przy ramieniu tyralierę policjantów zaopatrzonych w pincety i
torebki plastikowe, która starannie wyzbierała wszystkie szczątki
większe niż pół paznokcia. To światowy standard takich dochodzeń,
zastosowany po katastrofie Concorde, więc ja po prostu nie wyobrażam
sobie, by Rosjanie mogli postąpić inaczej.
Pogłoski, że na miejscu katastrofy pozostawiono jakieś
szczątki, to z pewnością potwarz.
W katastrofie Concorde jako jej pierwotną przyczynę
zidentyfikowano pasek blachy tytanowej o wymiarach 43x4 cm, leżący
w charakterze śmiecia na pasie startowym, który podczas startu
Concorde przeciął jedną z opon samolotu. Ten kawałek blachy,
rozmiarów szkolnej linijki, znaleziono na pasie startowym,
zabezpieczono, skatalogowano, a następnie dopasowano po kilku
miesiącach śledztwa do kształtu przecięcia w oponie Concorde
zabezpieczonej na miejscu upadku samolotu.
W dochodzeniu w sprawie przyczyn katastrofy lotu PanAm 103,
który rozbił się w szkockim miasteczku Lockerbie 21 grudnia 1988 r. w
wyniku eksplozji bomby w ładowni bagażowej, koronnym dowodem
rzeczowym stał się strzęp płytki obwodu drukowanego o wymiarach 0,8
x 1,25 cm, który był częścią elektronicznego zapalnika czasowego
bomby i został wyjęty przez policyjnych techników pincetą ze
znalezionego w lesie pod Lockerbie nadpalonego kawałka koszuli.
Śledztwo trwało prawie trzy lata.
Faza zbierania szczątków w Lockerbie trwała pięć miesięcy.
Znaleziono około 1200 fragmentów wraku. Ponad 1000 policjantow i
żołnierzy ręcznie wyzbierało z powierzchni kilkunastu kilometrów
kwadratowych ponad 10 tysięcy innych przedmiotów. Każdy znaleziony
przedmiot opatrzono etykietką z miejscem i datą znalezienia,
umieszczono w plastikowej torebce, a następnie po przewiezieniu do
centralnego magazynu prześwietlono przy pomocy przemysłowej
aparatury rentgenowskiej, oraz sprawdzono chromatografem gazowym
na obecność śladow materiałów wybuchowych.
Naturalnie tak samo będzie w Smoleńsku, bo inaczej być nie może.
A może nawet dokładniej, bo nie był to zwykły lot pasażerski.
Pogłoski, jakoby miejsce katastrofy pod Smoleńskiem zostało
przeorane spychaczami w niecały miesiąc po wypadku, to z
pewnością potwarz.
Załącznik medyczny do raportu o przyczynach katastrofy Tu-154M
nr 101 omawiający wyniki sekcji zwłok ofiar będzie niezawodnie
odpowiadał co najmniej takim standardom medycyny wojskowej jak te
opisane w amerykańskich przepisach Medical Aspects of Army Aircraft
Accident Investigation (Army Regulation 40-21, Headquarters
Department of the Army Washington, DC 23 November 1976,
A zapewne nawet jeszcze ściślejszym, bo amerykańskie przepisy
wojskowe sformułowano dla potrzeb rutynowych dochodzeń
dotyczących śmierci członków załogi w wypadkach treningowych w
lotnictwie wojskowym, a nie na potrzeby śledztwa nad przyczynami
katastrofy o wadze ogólnopaństwowej, w której ginie głowa państwa i
generalicja.
Zgodnie z art. 3 ust.7 tej instrukcji, w ciągu 96 godzin po
zakończeniu ostatniej sekcji zwłok, wszystkie protokoły sekcji,
preparaty mikroskopowe, próbki tkanek zakonserwowane w bloczkach
parafinowych i innymi sposobami, zbiór fotografii ofiar przed i po
przewiezieniu z miejsca wypadku oraz zdjęcia rentgenowskie mają
zostać przekazane do dyspozycji wojskowego instytutu medycyny
sądowej. Zgodnie z załącznikiem A, punkt 4, część E do instrukcji nr
40-21, każdy protokół sekcji każdej z osobna ofiary wypadku musi
oprócz standardowego opisu medycznego zawierać następującą
informację:
1. Szacunkowy czas przeżycia od momentu uderzenia o ziemię.
2. Datę i godzinę śmierci.
3. Ślady ognia na zwłokach powstałe przed i po uderzeniu samolotu o
ziemię, oraz obecność na zwłokach błota, ziemi lub śladów paliwa.
4. Szacunkowy czas wystawienia zwłok na działanie ognia.
5. Położenie zwłok lub fragmentów zwłok na miejscu wypadku
względem szczątków samolotu.
6. Obrażenia (osobno i szczegółowo opisane mają być obrażenia głowy,
twarzy, szyi, krtani, barków, piersi, korpusu, miednicy, ramion, nóg,
dłoni i stóp).
7. Przyczyny doznanych poparzeń (pożar, kontakt z paliwem, płynem
hydraulicznym, innymi substancjami).
8. Przyczyny obrażeń mechanicznych (uderzenie o części samolotu -
szczegółowy opis, lub o inne przedmioty - szczegółowy opis).
9. Kolejność doznanych obrażeń (opisać kolejno obrażenia odniesione
przed wypadkiem, obrażenia spowodowane podczas pierwszego
zderzenia z ziemią, podczas ew. kolejnych zderzeń z ziemią lub
innymi obiektami, podczas ew. dalszego toku wypadku).
Pogłoski, jakoby w rosyjskich protokołach sekcji pisano po
prostu "przyczyna śmierci: mnogie obrażenia ", to z pewnością
potwarz.
Kodycyl technologiczny:
Być może nie wszystko jest stracone na zawsze w smoleńskiej
mgle, bo obecność w rękach prywatnych przedmiotów odnalezionych
na miejscu katastrofy stwarza realną możliwość społecznego
poszukiwania pełnoprawnych dowodów, by zastąpić nimi dymiący
nagan.
Sceptycy, których nie obezwładniła dotychczasowa eksplozja
braterstwa polsko-rosyjskiego, zastanawiają sie m.in. nad przyczynami
całkowitej dezintegracji środkowej części samolotu, czyli kabiny
pasażerskiej.
Odłamana część ogonowa i usterzenie zachowały się w stanie
podobnym, jak widoczny na zdjęciach z miejsc podobnych katastrof
lotniczych. Kabina pasażerska natomiast jest w kawałkach, rozmiarów,
tak na oko, pół metra na pół metra.
Ciała są podobno zmasakrowane, porozrywane, poparzone, choć
ani wybuchu, ani dużego pożaru paliwa na miejscu wypadku nie było -
prawdopodobnie ze względu na brak kontaktu gorących silników,
odłamanych razem z częścią ogonową, ze zbiornikami paliwa w
skrzydłach, odłamanych kilkadziesiąt metrów dalej, jak i ze względu na
brak iskier przy uderzeniu metalowego kadłuba o podmokły grunt.
Nic nie wiadomo o stanie kabiny załogi. Kokpit, z natury rzeczy
zawierający kluczowy materiał dowodowy, znikł z powierzchni
planety . Ani jednego zdjęcia. Nie wiadomo, czy kabina pilotów
odłamała się od reszty kadłuba tak samo jak część ogonowa, czyli
mniej więcej w całości, poszła w drzazgi, czy magicznie wysublimowała
w atmosferę.
Jako niepoprawny sceptyk, nihilista i oszołom uważam, że
zarówno (niedostępne nam jeszcze na razie) szczątki samolotu jak i
przedmioty znalezione na miejscu wypadku oraz zwłoki ofiar
mogłyby potwierdzić lub wykluczyć hipotezę eksplozji
wolumetrycznej w kabinie pasażerskiej, która jest zgodna z
widocznym na zdjęciach stanem wraku oraz pogłoskami na temat
stanu zwłok.
Osobom zainteresowanym fizyką takich eksplozji i sposobem ich
przeprowadzania polecam kwerendę literatury tematu, z użyciem fraz
kluczowych: UCVE (unconfined cloud vapour explosion) , CCVE (confined
cloud vapor explosion) oraz BLEVE (boling liquid expanding vapor
explosion).
O ile analiza spektrometryczna znalazłaby na miejscu katastrofy,
w szczątkach samolotu lub na zwłokach ofiar tlenek etylenu , tlenek
propylenu , azotan izopropylu , aluminium , magnez lub cyrkon o
wysokiej czystości, w postaci pyłów o innym składzie niż stopy użyte w
konstrukcji samolotu, kompleksowe związki metaloorganiczne
zawierające fluor i metale lekkie , niewytłumaczalnie wysokie stężenie
fluoru , albo nanocząsteczki metali, to taka sygnatura wskazywałaby
na eksplozję wolumetryczną, zwaną przez Rosjan termobaryczną.
Całkowicie przypadkowo tak się składa, że Rosjanie są pionierami
użycia eksplozji termobarycznych w technice wojskowej. Około litr
płynu w głowicy pocisku do ręcznej wyrzutni "РПО-А Шмель",
eksplodującego jako aerozol wypełniający pomieszczenie w ostrzelanym
"trzmielem" budynku, daje ten sam efekt, co pocisk haubicy 152 mm -
zawsze zabija wszystkich w pomieszczeniu i prawie wszystkich w
budynku, a często burzy budynek, co Rosjanie praktycznie sprawdzili
w Czeczenii.
Niczego to naturalnie nie dowodzi, do czasu zbadania
spektroskopem masowym (MS) przedmiotów z katastrofy,
znajdujących się obecnie w rękach prywatnych.
Kodycyl medyczny:
Czy te zwłoki, które przetrwały mniej więcej w całości,
prześwietlono? Eksplozja termobaryczna zabija bardzo
charakterystycznym mechanizmem 'blast injury' obejmującym m.in.
obrażenia płuc wywołane skokowym wzrostem ciśnienia w
pomieszczeniu do ponad 3MPa. Te obrażenia płuc mają bardzo
charakterystyczny obraz radiologiczny na zdjęciach rentgenowskich
klatki piersiowej, zwany 'butterfly', czyli motylem. Najbardziej
kompetentna w ocenie diagnostycznej takich zdjęć jest medycyna
izraelska, z powodu dużego doświadczenia z ofiarami terrorystycznych
zamachów bombowych w miejscach publicznych. Wystarczy wysłać
Zgłoś jeśli naruszono regulamin