Flewelling Lynn - Księżyc zdrajcy 06-08 korekta.rtf

(120 KB) Pobierz

06. Opuszczając dom, jadąc do domu

             

Następny dzień wypełniony był ostatnimi przygotowaniami przed podróżą. Cały ranek droga wzdłuż winnicy pokryta była chmurami kurzu od nieustającego strumienia bagaży i skrzyń.

Klia w towarzystwie Seregila i Aleca zeszła do przystani, by sprawdzić trzy statki, na których mieli płynąć. Ubrani w proste stroje, na grzbietach nierzucających się w oczy koni, minęli niezauważeni tłum na wybrzeżu i wprowadzili zwierzęta na długie molo, przy którym cumował galeon z wysoko uniesionym dziobem. Wokół marynarze obciążeni zwojami lin lub pakunkami, uwijali się niczym mrówki.

- To jest Zyria. Piękna, nieprawdaż? - spytała Klia, wprowadzając ich na pokład. - Tamte dwa statki to nasza eskorta, Wilk oraz Rączak.

- Są olbrzymie! - wykrzyknął Alec.

Każdy z tych statków miał ponad tysiąc stóp** długości, dwa razy więcej niż jakikolwiek inny, na którym był. Nadbudówka wyrastała z rufy niczym dom. Ster był tak wysoki, jak ich gospoda. Były to dwumasztowce z ożaglowaniem rejowym i bukszprytem podtrzymującym sztaksle. Na nadburciach wisiały tarcze z godłem Skali: Płomieniem Sakora splecionym z Półksiężycem Illiora. Pomimo niedawnej renowacji i malowania, na tarczach wciąż było widać blizny pozostałe po ostatnich bitwach.

Kapitan spotkał się z nimi na pokładzie. Był to wysoki, białobrody mężczyzna o imieniu Farren, odziany w poplamiony solą i smołą marynarski strój.

- Jak idzie załadunek? - spytała Klia rozglądając się z widoczną aprobatą.

- Wszystko zgodnie z planem, pani komandor - odparł jej, sprawdzając w rejestrze wiszącym u pasa. - Mamy trochę pracy z rampą do transportu koni, ale uporamy się z tym przed północą.

- Na każdym statku popłynie cała dekuria - żołnierze i konie. W razie potrzeby podwoją liczbę łuczników na statkach - wyjaśniła Klia Alecowi.

- Wygląda na to, że jesteś przygotowana na najgorsze - zauważył Seregil, badając wnętrze jednej ze skrzyń.

- Co to jest? - spytał chłopak. Zawartość przypominała gliniane garnki zapieczętowane woskiem. Odpowiedział mu kapitan.

- Ogień Benshal***. Jak sama nazwa wskazuje, to wynalazek Plenimaran. Odkryli go już lata temu. To niezwykle groźna i jeszcze bardziej złośliwa mieszanka: czarny olej****, smoła, siarka, saletra i temu podobne. Wyrzucone z katapulty zapalają się w momencie uderzenia i przyczepiają do wszystkiego, co napotkają na swojej drodze. Palą się nawet w wodzie.

- Widziałem coś takiego - powiedział Aurenfaie. - Żeby zdusić płomienie, trzeba użyć piasku lub octu.

- Lub nasikać - uzupełnił Farren. - Tamte beczki na rufie są właśnie po to. W skalańskiej marynarce nic się nie marnuje. Jednak tym razem nie będziemy szukać okazji do bitwy, prawda komandorze?

- Nie, ale przecież nie mogę ręczyć za Plenimaran, prawda? - odparła z szerokim uśmiechem.

Kiedy Alec i Seregil dołączyli do pozostałych przed ich ostatnią kolacją w Skali, podekscytowanie chłopaka ustąpiło nerwowym skurczom w brzuchu. Ubrani byli jak skalańska szlachta i Klia uniosła brew na ich widok.

- Wyglądacie lepiej niż ja.

Seregil ukłonił się przed nią, jakby byli na dworze jej matki, po czym usiadł obok Thero.

- Runcer jak zwykle okazał się bardzo przewidujący.

Kiedy poprzedniej nocy otworzyli przysłane kufry, zobaczyli najlepsze z ich szat noszonych w Rhiminee. Doskonała wełna, aksamitne surduty, miękkie lniane płótno, błyszczące buty z wysokimi cholewami, bryczesy z miękkiej niczym skóra dziewczyny skóry łani. Marynarki Aleca okazały się trochę ciasne w ramionach, ale nie było czasu na poszerzanie.

- Kiedy dotrzemy do Gedre, będziesz używać tytułu księżniczki czy komandora? - spytał chłopak, widząc ją wciąż w mundurze.

- Obawiam się, że kiedy tam dotrzemy, czekają mnie suknia i rękawiczki.

- Jakieś wieści od lorda Torsina? - zapytała Beka. Pod łokciem księżniczki spoczywała kupka pergaminów.

- Nic nowego. Khatme i Lhapnos są tak samo niezdecydowani jak zazwyczaj, chociaż wydaje mu się, że wyczuwa nutkę zainteresowania ze strony Haman. Wsparcie Silmai jest wciąż silne, a Datsia najwyraźniej zaczyna przechylać się na naszą stronę.

- A co z Viresse? - spytał Thero. Klia rozłożyła ręce.

- Ulan í Sathil cały czas daje do zrozumienia, że wraz ze sprzymierzonymi klanami ze wschodu otworzą się na handel tak szybko, jak tylko zrobi to Skala.

Seregil pokręcił głową z niedowierzaniem.

- W sytuacji, kiedy Zwierzchnik Plenimaru otwarcie popiera nekromancję? Podczas Wielkiej Wojny ten klan wycierpiał najwięcej z rąk nekromantów.

- Obawiam się, że w głębi serca Viresse to pragmatycy - Klia zwróciła się nagle do Aleca. - Jak się czujesz wiedząc, że o poranku wyruszymy w podróż do krainy twoich przodków?

Chłopak bawił się przez chwilę kawałkiem chleba.

- Trudno to opisać. Dorastając nie miałem pojęcia, że w moich żyłach płynie krew faie. Nadal ciężko mi w to uwierzyć. Poza tym moja matka była Hazadrielfaie. Aurenfaie z południa mogą być dla mnie co najwyżej dalekimi krewnymi. Nie wiem nawet z jakiego klanu pochodziła moja matka.

- Może rhui'auros będą mogli dowiedzieć się czegoś o twoim rodzie? - rzucił Thero.

- Warto spróbować - odpowiedział mu Seregil, jednak w jego głosie nie było entuzjazmu.

- Kto to jest? - spytał Alec. Thero spojrzał na Seregila z niedowierzaniem.

- Nie opowiedziałeś mu o rhui'auros?

- Najwyraźniej nie. Kiedy opuszczałem kraj, byłem ledwie dzieciakiem. Nie miałem z nimi zbyt wiele do czynienia.

Alec spiął się, zastanawiając się, czy inni również usłyszeli nutkę gniewu w głosie jego przyjaciela. Kryło się za tym jeszcze więcej sekretów.

- Na Płomień, to są... to... - Thero zamachał ręką, nie mogąc znaleźć właściwych słów. Tak bardzo chciał o nich opowiedzieć, że nie zauważył nagłego chłodu ze strony jedynej osoby, która miała z nimi kontakt. - Oni są źródłem magii! Nysander i Magyana wypowiadali się o nich z wielkim szacunkiem. To zakon czarodziejów, żyją w Sarikali. Rhui'auros są podobni do wyroczni Illiora, prawda Seregilu?

- Są szaleni, chciałeś powiedzieć? - odparł. Nie jadł, patrzył się tylko na jedzenie na talerzu. - Powiedziałbym, że to dość słuszna ocena.

- A jeśli powiedzą mi, że jestem spokrewniony z jednym z wrogich klanów? - zapytał Alec, chcąc odciągnąć uwagę Thero od drażliwego tematu. Czarodziej zamilkł na chwilę.

- Przypuszczam, że mogłyby wyniknąć z tego kłopoty.

- Rzeczywiście - zamyśliła się Klia. - Być może powinieneś ostrożnie prowadzić swoje małe śledztwo.

- Zawsze jestem ostrożny. - Uśmiechnął się, a sens tego uśmiechu zrozumiało tylko kilku spośród siedzących przy stole. - Ale jak rhui'auros mogą powiedzieć, kim byli moi przodkowie?

- Używają szczególnego rodzaju magii - wyjaśnił Thero. - Tylko oni mają prawo do podróżowania wewnętrznymi ścieżkami duszy.

- Tak jak znawcy prawdy w Orёsce?

- Cóż, nie jestem zbyt uzdolniony w tej dziedzinie. Rhui'auros wierzą, że potrafią podążać za khi danej osoby. Khi to duchowa ścieżka, która łączy nas wszystkich z Illiorem.

- Z Aurą - poprawił go Seregil.

- Twoje khi, jako pół-faie, powinno być mocne - zauważyła Beka, która cały czas przysłuchiwała się z zainteresowaniem.

- Nie jestem pewien, czy to ma jakiś wpływ - stwierdził Thero. - Od moich przodków faie dzielą mnie pokolenia, mimo to potrafię mniej więcej tyle, co umiał Nysander czy pozostali ze starszyzny.

- To prawda, ale jesteś jednym z nielicznych młodych obdarzonych taką mocą - przypomniał mu Seregil.

- Więc jeśli każdy czarodziej ma w sobie krew Aurenfaie, to czy wiedzą, z którym klanem są spokrewnieni? - spytała.

- Czasami - odparł jej czarodziej. - Ojciec Magyany był kupcem-Aurenfaie osiadłym w Cirnie. Moja linia sięga Drugiej Orёski w Ero, z pokoleniami mieszanych małżeństw. Mistrz Nysandra, Arkoniel, również pochodził z tej linii. A jeśli mowa o rhui'auros, zastanawiałeś się nad złożeniem im wizyty? Możliwe, że odkryliby przyczynę twojej blokady w używaniu magii. Jeśli mógłbyś zapanować nad swoim talentem, zyskałbyś całkiem niezłe zdolności.

- Wystarczająco dobrze radzę sobie i bez tego.

Alec zastanawiał się, czy Seregil pobladł lekko, czy to tylko jego wyobraźnia.

 

* Rączak - ptak z rodziny siewkowatych, w oryginale autorka użyła słowa courser - jak większość angielskich słówek ma ono kilka znaczeń: rączak (ptak), pies (szkolony do szukania, gończy), bardzo szybki koń - rumak?... z tych wybrałam właśnie nazwę małego ptaszka :) szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko komentarzom, nawet mi to pomoże :)

**1000 stóp - ok. 304,8m (1stopa=30,48cm)

*** Ogień Benshal - cóż, nie da się pominąć podobieństwa do ognia greckiego... Dociekliwym polecam sprawdzić co to, bo naprawdę ciekawa rzecz :)

**** czarny olej - oczywiście ropa naftowa, nie pasowały mi tylko takie nowoczesne słowa do klimatu książki :)

 

07. Ogień i pasiaste żagle

              O świcie Zyria i jej eskorta były już na pełnym morzu. Ku rozczarowaniu Aleca, Beka płynęła razem z dekurią Mercalle na Wilku. Mógł dostrzec, jak energicznie przemierza pokład z jednego końca na drugi. Jej rude włosy lśniły w słońcu. Przywitali się, krzycząc, wkrótce jednak odległość i wzburzone morze uniemożliwiły i tę namiastkę rozmowy.

Thero towarzyszył Klii na drugim statku. Początkowo Alec cieszył się z odnowienia ich znajomości, wkrótce jednak zaczął podejrzewać, że czarodziej nie zmienił wcale tak bardzo, jak mu się wcześniej wydawało. Mimo że stał się mniej szorstki, wciąż wyczuwało się w nim dystans - Seregil lubił przezywać go zimną rybą. Zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie, znów zaczęli ze sobą rywalizować, chociaż już nie z taką goryczą jak wcześniej. Kiedy Alec wspomniał o tym przyjacielowi, ten tylko wzruszył ramionami.

- Oczekiwałeś, że nagle stanie się taki jak Nysander? Jesteśmy, kim jesteśmy.

Przez cały dzień trzymali się linii wybrzeża, omijając o parę mil wysepki otaczające zachodni brzeg. Stojąc przy balustradzie, Alec przyglądał się oddalonym klifom. Przypominał sobie swoją podróż statkiem do Skali. Płynęli na Delfinie, Seregil, umierający, leżał w ładowni. Step pomiędzy klifami i górami nosił ślady pierwszej trawy, z miejsca z którego patrzył, widok cieszył oczy spokojem. Jedynym zakłóceniem były czerwone żagle, takie same jak ich, pojawiające się coraz częściej w miarę, jak płynęli na południe. 

Kiedy później tego samego dnia mijali paszczę portu Rhiminee, znów stał w tym samym miejscu. Z tęsknotą patrzył na odległe miasto. Mógł niemalże zliczyć statki stojące na kotwicy po obu stronach każdego mola. Dalej w głąb lądu, na szarych, strzelistych klifach, wyższe miasto lśniło złociście w niknącym świetle popołudniowego słońca. Szklane kopuły Domu Orёski i jego czterech wież odbijały promienie słoneczne tworząc ogniste punkty w krajobrazie, zostawiając ślepy punkt w oczach, gdy spojrzało się gdzie indziej. Mrugając, Alec spojrzał na pokład w poszukiwaniu Seregila. Stał na rufie, oparty o ścianę nadbudówki. Z rękami skrzyżowanymi na piersi wpatrywał się w miasto, którego się wyrzekł. Chłopak zrobił niepewny krok w jego stronę, Aurenfaie jednak odszedł. W miarę jak Rhiminee stopniowo znikało z zasięgu wzroku trzy okręty złapały nowy wiatr i skierowały się na południowy wschód, na wskroś przez wody Osiatu.

Napięcie rosło w powietrzu. Żeglarze i żołnierze ramię przy ramieniu lustrowali morze w poszukiwaniu pasiastych, plenimarskich żagli. Jednak gdy zapadła noc, zapanował spokój i rozbrzmiały liczne rozmowy. Nad nimi wznosił się malejący księżyc, oświetlając fale srebrną poświatą.

Seregil, Torsin i Klia wycofali się na dziób, by omówić taktykę, jaką mają przyjąć podczas negocjacji. Na lewo Alec i Thero krążyli niespokojnie po pokładzie. Mogli dostrzec w ciemnościach oddalone o kilka tysięcy stóp kształty ich eskorty, płynące po obu stronach w równej z nimi linii. Noc była spokojna i głos niósł się czysto po wodzie. Gdzieś na pokładzie Rączaka niewidoczny muzyk brzdąkał na lutni. Braknil i jego jeźdźcy stali dookoła latarni na dziobie i popatrywali na Aleca i czarodzieja. Stary sierżant pomachał im.

- To chyba będzie piosenka o młodym Urienie - powiedział, nasłuchując napływającej z oddali melodii. Kiedy zapadła cisza, ktoś na pokładzie Wilka odpowiedział, pierwszymi wersami znanej ballady:

              Śliczna młoda dziewka przechadzała się po brzegu. Tylko cień jej towarzyszył.

              W krzakach skrył się chłopak od farmera i pożądliwie na nią patrzył.*

Jednooki Steb wystrugał drewniany flet i melodia wyśpiewywana głośno przez jego towarzyszy rozeszła się po wodzie. Ukochany Steba, Mirn, patrząc na Aleca uniósł figlarnie brew.

- Dzisiaj panicz jest za dobry, by z nami zaśpiewać? Jesteś tu kimś najbardziej zbliżonym do barda.

Alec uśmiechnął się, odpowiedział mu przesadnie uniżonym ukłonem i zaśpiewał następne wersy:

              Chłopak powiedział jej: Oh! Chodź do mnie dziewko słodka i piękna.

              Legnij tylko ze mną, a ja cię poślubię. Będziesz ze mną żyła jak królewna.             

Mirn i młody Minal pomogli Alecowi wdrapać się na pokrywę luku i dołączyli swoje głosy w niekończących się, lubieżnych zwrotkach. Thero przechylił się przez balustradę, ale chłopak widział poruszające się wargi czarodzieja. Kiedy piosenka się skończyła, z obu statków dobiegło ich echo oklasków i pochwał.

- Cóż za ciężkie życie mamy teraz, co nie? - zachichotał sierżant zapalając fajkę. - Jesteśmy jak banda szlachciców na majówce.

- Nie sądzę, żeby to się zmieniło po przybyciu do Aurenen - przyświadczyła weteranka o imieniu Ariani. - Jako straż honorowa jesteśmy głównie na pokaz.

- Tu masz rację. Zdaje się, że po kilku tygodniach służby jako strażnicy wrócimy na pole bitwy z uśmiechem i śpiewem na ustach. Mimo to my jako pierwsi, od tylu lat, zobaczymy Aurenen. Lord Seregil mówił ci coś o tej krainie, prawda Alec?

- Mówił, że jest tam bardzo zielono, cieplej niż w Skali. Była taka piosenka, którą śpiewał... - Chłopak nie mógł przypomnieć sobie melodii, wyrecytował jednak słowa, które utkwiły mu w pamięci. -

"Moją ukochaną spowija peleryna poruszanej wiatrem trawy, księżyc to jej korona. Otaczają ją łańcuchy z ulotnego srebra, a zwierciadła odbijają niebo..." Było więcej zwrotek, wszystkie bardzo smutne.

- Również magia jest bardziej powszechna - wtrącił Thero z udawaną surowością. - Lepiej, żebyście bardziej zważali na maniery, bo te "śliczne młode dziewki" mogą wam na obrazę odpowiedzieć czymś więcej niż słowami.

Kliku jeźdźców popatrzyło się na niego z pełnym obawy wyrazem twarzy.

- Dziwny kraj z dziwną kulturą - powiedział w zadumie Braknil wypuszczając kłąb dymu. - Z tego, co słyszałem, są dobrzy w łuku i mieczu. Cóż, wystarczy spojrzeć na lorda Seregila, żeby to potwierdzić. Lub przynajmniej dawniej tak było. I może właśnie to sprawia, że jesteś tak dobrym łucznikiem, co Alec?

- Bardziej perspektywa pustego brzucha, jeśli nie strzelę prawidłowo.

              Ktoś przyniósł kości i Alec dołączył do grających. Żołnierze byli niezwykle towarzyscy i wkrótce udało im się, pomimo jego początkowej małomówności, wciągnąć do zabawy nawet Thero. Padało mnóstwo żartów na temat sensu gry w kości z czarodziejem, wkrótce jednak Thero uspokoił ich obawy, przegrywając każdą partię. W końcu towarzystwo zaczęło się rozchodzić w poszukiwaniu łóżek, czasem w samotności, czasami w towarzystwie. Alec poczuł ukłucie zazdrości, gdy dostrzegł ramię Steba oplatające talię Mirnego. Ostatnio Seregila rozpraszało wiele ważnych spraw, do tego brak prywatności niczego nie ułatwiał. Wyciągając się na pokrywie luku pogodził się z perspektywą kolejnych kilku dni abstynencji. Ku jego zaskoczeniu dołączył do niego Thero. Zanucił pod nosem kilka wersów piosenki i dopiero wtedy odezwał się:

- Obserwowałem Seregila. Wydaje się obawiać powrotu do Aurenen.

- Wielu spośród jego rodaków nie przywita go zbyt ciepło.

- Czułem się tak samo, kierując się do Domu Orёski tamtego dnia, kiedy wróciliśmy z Plenimaru - zwierzył mu się miękkim głosem. - Zanim odszedł, Nysander zadbał o to, by oczyszczono moje imię. Zawsze jednak w umysłach niektórych ludzi pozostają wątpliwości. Zastanawiają się na ile... - zamilkł, jakby te słowa były równie niesmaczne jak wspomnienia. - Na ile mój romans z Yilnestrą był powiązany z atakiem na Dom Orёski. Szczerze mówiąc, nawet ja nigdy nie będę tego pewien.

- Przypuszczam, że patrzenie za siebie nic nie da. Trzeba iść naprzód.

- Chyba masz rację.

Zamilkli. Dwóch młodzieńców wpatrujących się w nieskończoną tajemnicę nocnego nieba.

 

Następnych kilka dni było równie spokojnych. Zbyt spokojnych. Znudzony bezczynnością Alec zdał sobie sprawę, że tęskni za poprzednią samotnością. Dokładnie tak, jak przewidział Seregil. Jak na gust Aurenfaie, kwatery pod pokładem znajdowały się zbyt blisko, a powietrze przesycone było zapachem oliwy i koni. Dla pasażerów o wyższej pozycji pospiesznie przygotowano oddzielone kurtynami alkowy, które jednak dawały niewiele więcej niż iluzję prywatności. Korzystając z pięknej pogody, Seregil wraz z Aleciem zajęli fragment pokładu dziobowego, przy nadbudówce. Było wystarczająco wygodnie - żeby spać.

Nie zważając na swój stopień, Klia siedziała w towarzystwie żołnierzy, wspominając bitwy i opowiadając wojenne historie.

- Podejrzewam, że nie uda mi się was namówić, byście dołączyli do Gwardii konnej? - spytała Seregila i Aleca ze znaczącym spojrzeniem. Siedzieli razem z Thero i Braknilem ukryci w cieniu żagla. - Tak zdolnych ludzi jest coraz mniej.

- Nie spodziewałem się, że wojna potrwa tak długo - odparł jej chłopak.

- Wraz z nowym Zwierzchnikiem coś się zmieniło - Klia pokręciła głową. - Jego ojciec dotrzymywał traktatów.

- Ten wychowywał się słuchając opowieści o dawnej chwale - zauważył Braknil, otoczony chmurą dymu z fajki.

- Bez wątpienia karmił go nimi wuj, Mardus - zgodził się Seregil. - Mimo wszystko jednak, to i tak by się wydarzyło.

- Co masz na myśli? - spytał Thero. Aurenfaie wzruszył ramionami.

- Po wojnie nastaje pokój, po pokoju kolejna wojna. Nekromancja zeszła do podziemi, by tam się rozwijać i w końcu wybuchnąć wielkim płomieniem. Niektóre rzeczy będą istnieć zawsze, tak jak cykl pływów morza.

- Twierdzisz więc, że nigdy nie nastanie całkowity spokój?

- To zależy od punktu widzenia. Ta wojna skończy się i zapanuje pokój. Spokojnie będzie za czasu życia Klii, może nawet jej dzieci. Jednak zarówno czarodzieje, jak i Aurenfaie, przeżyją wystarczająco długo, by doświadczyć tego ponownie - kolejnej przepychanki chciwości, pragnień, mocy i dumy.

- Przychodzi mi na myśl wielkie koło, zawsze w ruchu... Albo cykl zmian księżyca - zadumał się Braknil. - Bez względu na to, jak wygląda dzień dzisiejszy, zmiany nadejdą. Na dobre lub na złe, tego nie możemy wiedzieć, ale coś będzie inaczej. Kiedy byłem jeszcze podrostkiem, świeżakiem w regimencie, sierżant zwykł pytać nas, czy wolimy żyć krótko, ale w pokoju, czy cieszyć się długim życiem w czasach wojny.

- I co odpowiedziałeś? - zaciekawił się Seregil.

- Kiedy wspominam tamte czasy, wydaje mi się, że chciałem mieć więcej możliwości do wyboru. I dziękuję Płomieniom, bo chyba je dostałem. Mimo to prawdą jest to, co powiedziałeś, chociaż zdarza mi się o tym zapominać. Ty i twoi młodzi przyjaciele zobaczycie o wiele więcej obrotów tego koła niż ktokolwiek spośród nas. Pewnego dnia, kiedy spojrzycie w lustro i spostrzeżecie jak wiele waszych włosów posrebrzyła starość, tak jak u mnie, wypijcie za moje spróchniałe kości, dobrze?

- Czasami ja też zapominam - wymamrotała Klia. Alec dostrzegł, jak przygląda się najpierw Seregilowi, później jemu samemu. W jej oczach zagościł nieokreślony wyraz, ani smutek, ani zazdrość. - Chyba powinnam o tym pamiętać, kiedy dotrzemy do Aurenen, prawda? Zdaję sobie sprawę z tego, że negocjacje z nimi to duże wyzwanie.

Seregil zaśmiał się lekko sam do siebie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin