Hawksley Elizabeth - Guwernantka.pdf

(896 KB) Pobierz
Microsoft Word - Hawksley Elizabeth - Guwernantka
1
N iespodziewany hałas zakłócił spokój małego, obro Ļ ni ħ tego ró Ň ami domku. Panna Clemency Hastings
rozmawiała w salonie ze swoj Ģ star Ģ guwernantk Ģ , kiedy nieopodal rozległ si ħ gło Ļ ny stukot ko ı skich kopyt, r Ň enie
przestraszonego zwierz ħ cia, a w ko ı cu głuche uderzenie o ziemi ħ . Potem nast Ģ piła cisza. Clemency podbiegła do
okna wychodz Ģ cego na Richmond Park i wyjrzała na zewn Ģ trz. W oddali dostrzegła znikaj Ģ cego w Ļ ród drzew
konia bez je Ņ d Ņ ca, z wodzami lu Ņ no zwisaj Ģ cymi po bokach.
- Biddy! Zdaje si ħ , Ň e komu Ļ przydarzył si ħ wypadek! - krzykn ħ ła.
- Przekl ħ ty artretyzm! - westchn ħ ła panna Biddenham i chwyciła si ħ obur Ģ cz fotela, jakby chciała wsta ę .
- Poczekaj, ja pójd ħ - powstrzymała j Ģ Clemency.
Gdy dochodziła do ogrodowej furtki, usłyszała cichy j ħ k. Niefortunny je Ņ dziec le Ň ał bez czucia na ziemi, z głow Ģ
opart Ģ o Ļ cian ħ domu. Miał blad Ģ twarz, przymkni ħ te oczy i zadrapania na czole, których zapewne nabawił si ħ
podczas upadku. Po chwili wahania Clemency uj ħ ła jego mocn Ģ , opalon Ģ dło ı i wyczuła nierówny puls. W tym
samym momencie m ħŇ czyzna otworzył oczy i spojrzał na ni Ģ - z pocz Ģ tku nieco nieobecnym, a po chwili ju Ň
bardziej przytomnym wzrokiem. Chwycił jej nadgarstek i zapytał szeptem:
- Czy jestem w niebie?
Dziewczyna oblała si ħ rumie ı cem i próbowała cofn Ģę r ħ k ħ .
- Spokojnie. Spadł pan z konia, musiałe Ļ si ħ pan nie Ņ le poturbowa ę .
- Ach, pami ħ tam... - Zmarszczył brwi, a jego twarz wykrzywił lekki grymas bólu. - Okropne zwierz ħ , prze-
straszyło si ħ czego Ļ , ostatnio zreszt Ģ nie odznaczało si ħ dobr Ģ form Ģ .
- Wobec tego jazda wierzchem nie była zbyt rozs Ģ dna - stwierdziła dziewczyna stanowczo. - Patrz Ģ c na pa ı skie
czoło, zgaduj ħ , Ň e spadaj Ģ c z konia, musiał pan uderzy ę głow Ģ o Ļ cian ħ domu. To cud, Ň e nie skr ħ cił pan sobie
karku.
- Głupstwo, to tylko dra Ļ ni ħ cie - odparł nieznajomy, pu Ļ cił jej r ħ k ħ i oparł si ħ plecami o Ļ cian ħ . Potem dotkn Ģ ł
ostro Ň nie rany na czole.
- Pewnie doznał pan wstrz Ģ su mózgu - zauwa Ň yła Clemency.
- Co za bzdury, dziewczyno! - Spróbował si ħ podnie Ļę , lecz ponownie opadł ci ħŇ ko na Ļ cian ħ . Na jego ustach
pojawił si ħ słaby u Ļ miech. - Je Ļ li mój anioł stró Ň mówi, Ň e mam wstrz Ģ s mózgu, to musi by ę prawda! B Ģ d Ņ tak
dobra, w kieszeni mam brandy.
Clemency wyj ħ ła butelk ħ , odkr ħ ciła nakr ħ tk ħ i podała rannemu. Poci Ģ gn Ģ ł spory łyk i westchn Ģ ł. Dziewczyna z
ulg Ģ stwierdziła, Ň e na jego poci Ģ głe policzki wracaj Ģ kolory. Siedział z zamkni ħ tymi oczami, mogła wi ħ c bez
obaw przyjrze ę mu si ħ dokładniej. Był wysoki, szczupły, o ciemnej karnacji i czarnych włosach, teraz nieco zwich-
rzonych. Ostre rysy twarzy oraz rzymski nos dopełniały cało Ļ ci. Wyobraziła go sobie czyni Ģ cego spustoszenie na
czele hord wojowników D Ň yngis-chana (Clemency, ku rozpaczy matki, ka Ň d Ģ woln Ģ chwile sp ħ dzała na czytaniu
ksi ĢŇ ek).
- Och!
M ħŇ czyzna otworzył oczy i przyłapał j Ģ na tych ogl ħ dzinach. Zakłopotana, szybko spu Ļ ciła oczy, jednak
niefortunny je Ņ dziec, w przeciwie ı stwie do niej, bynajmniej nie miał takich skrupułów i otwarcie taksował j Ģ
wzrokiem. Clemency czuła, jak bł Ģ dzi spojrzeniem po jej twarzy, wzdłu Ň szyi, a Ň zawisł oczami na piersiach.
Policzki dziewczyny spłon ħ ły ogniem.
- A wi ħ c nawet anioły si ħ rumieni Ģ ? - Wydawał si ħ rozbawiony.
- Pan... patrzy na mnie - zdołała wykrztusi ę . Jaka Ļ cz ħĻę jej duszy pytała, czemu od razu si ħ nie oddaliła, dlaczego
mu pozwala na tak nied Ň entelme ı skie zachowanie.
- Jeste Ļ bardzo pi ħ kna. Masz cudowne bladozłote włosy, oczy jak bławatki, a twoja figura... - za Ļ miał si ħ . - O,
nie! To ciało nie mo Ň e nale Ň e ę do anioła, to kształty kobiety z krwi i ko Ļ ci, w dodatku szalenie poci Ģ gaj Ģ cej!
- Ale Ň , mój panie! - Tym razem wzburzona Clemency usiłowała wsta ę , lecz m ħŇ czyzna błyskawicznie
przytrzymał j Ģ jedn Ģ r ħ k Ģ , drug Ģ za Ļ przysun Ģ ł do głowy dziewczyny i delikatnie, ale stanowczo przyci Ģ gn Ģ ł do
siebie.
- Nn...nie! - wyj Ģ kała, jednak za pó Ņ no. Pocałował j Ģ , pocz Ģ tkowo do Ļę pow Ļ ci Ģ gliwie, ledwie muskaj Ģ c ustami,
potem, westchn Ģ wszy, coraz mocniej.
Clemency poczuła zawrót głowy. U Ļ wiadomiła sobie, Ň e tak naprawd ħ nigdy jeszcze si ħ nie całowała, bo przecie Ň
trudno okre Ļ li ę tym mianem niezdarne przytulanie przez pracowników jej ojca w czasie Ļ wi Ģ t czy te Ň ojcowskie
cmokni ħ cia w czoło nie ogolonego staruszka, pana Dodderidge’a. A teraz ten obcy człowiek, bez chwili
zastanowienia, tak chłodno i zdecydowanie, odszukał jej usta i skosztował ich smaku. Co wi ħ cej, najwyra Ņ niej
oczekiwał odpowiedzi, a Clemency mimowolnie zało Ň yła mu r ħ ce na szyj ħ . Jej serce zacz ħ ło bi ę przyspieszonym
rytmem.
Nieznajomy wyj Ģ ł z jej włosów par ħ grzebieni z masy perłowej i przesuwał palcami po jedwabistych lokach.
- Takie mi ħ kkie i słodkie - mrukn Ģ ł, nie przestaj Ģ c jej całowa ę .
Nagle w oddali rozległ si ħ t ħ tent ko ı skich kopyt i gło Ļ ne okrzyki je Ņ d Ņ ców. Clemency gwałtownie wyrwała si ħ z
1
Elizabeth Hawksley GUWERNANTKA
obj ħę nieznajomego, a potem dr ŇĢ cymi palcami podniosła grzebyki i wpi ħ ła je we włosy. Wstała i z rumie ı cem na
twarzy oparła si ħ niezgrabnie o furtk ħ .
Wkrótce nadjechały wierzchem dwie osoby - m ħŇ czyzna i kobieta. Je Ņ dziec zeskoczył z konia i krzykn Ģ ł do
rannego:
- Truskawka wróciła bez ciebie, co si ħ stało?
- Niebia ı ska interwencja - odparł zapytany, potrz Ģ saj Ģ c głow Ģ .
- O, z pewno Ļ ci Ģ . Ostrzegałem ci ħ , Ň e klacz nie jest w formie.
Amazonka, zgrabna kobieta odziana w wytworny zielony kostium z aksamitu, ze Ļ lizgn ħ ła si ħ z konia i
przechodz Ģ c Ň wawo obok dziewczyny, powiedziała:
- Musimy ci ħ odwie Ņę do domu. Ta panna - wskazała niedbale r ħ k Ģ na Clemency - z pewno Ļ ci Ģ zawiadomi
doktora Burnleya.
Jej towarzysz pomógł m ħŇ czy Ņ nie wsta ę , otrzepał go z kurzu, a potem podniósł le ŇĢ cy na ziemi bat i czapk ħ
je Ņ dzieck Ģ .
- Naturalnie. Dobra dziewczyno, biegnij zaraz do posiadło Ļ ci Stoneleigh. - Si ħ gn Ģ ł do kieszeni i rzucił jej pół
gwinei.
- Oriano, zabierz jego rzeczy, ja za Ļ pomog ħ mu wsi ĢĻę na mojego konia. - Zwrócił si ħ ponownie do Clemency: -
Nie stój tak, moja mała, zmykaj!
T ego samego wieczora Clemency wracała powozem do domu na Russell Square i jeszcze raz analizowała
wydarzenia minionego dnia. Wła Ļ ciwie có Ň takiego si ħ stało? Jak si ħ dowiedziała od Biddy, m ħŇ czyzna, który j Ģ
pocałował, bawił od niedawna w go Ļ cinie u pa ı stwa Baverstocków w Stoneleigh. Podobnie jak jego przyjaciel,
najwyra Ņ niej wzi Ģ ł j Ģ za wiejsk Ģ dziewk ħ i korzystaj Ģ c z okazji, niespodziewanie pocałował. S Ģ dz Ģ c z jego
zachowania, czynił ju Ň to zapewne niejednokrotnie.
Nie potrafiła zaprzeczy ę , Ň e całus, tak beztrosko skradziony, poruszył j Ģ ħ boko, jednak niedorzeczno Ļ ci Ģ byłoby
s Ģ dzi ę , i Ň mógł znaczy ę cokolwiek dla niego. Ranny je Ņ dziec, cierpi Ģ cy z bólu i szoku, z pewno Ļ ci Ģ nie był sob Ģ .
Na co w ogóle liczy? ņ e nieznajomy niczym ksi ĢŇħ z bajki przeszuka wszystkie domy we wsi, by ustali ę , kim jest
dziewczyna?
A gdyby nawet, to co potem? Czy taki d Ň entelmen, go Ļę wytwornej Oriany, zechce kontynuowa ę znajomo Ļę ,
kiedy dowie si ħ , z kim ma do czynienia? Clemency mo Ň e mie ę oczy jak bławatki - u Ļ miechn ħ ła si ħ na
wspomnienie jego słów - ale nie nale Ň y do jego Ļ wiata.
Owszem, jest bogata - dzi ħ ki wysiłkom ojca, który ci ħŇ k Ģ prac Ģ osi Ģ gn Ģ ł pozycj ħ jednego z najzamo Ň niejszych
kupców w mie Ļ cie. Gdy umarł przed dwoma laty, zostawił jej w spadku sto tysi ħ cy funtów, matk ħ za Ļ zabezpieczył
roczn Ģ pensj Ģ w wysoko Ļ ci pi ħ ciu tysi ħ cy funtów. Pani Hastings dodała wkrótce do swojego nazwisko panie ı skie,
staj Ģ c si ħ powszechnie powa Ň an Ģ (przynajmniej tak Ģ miała nadziej ħ ) pani Ģ Hastings-Whinborough. Gdy tylko
sko ı czył si ħ czas Ň ałoby, wszelkimi sposobami starała si ħ dosta ę do elitarnych okr ħ gów towarzyskich.
Niestety, jej wysiłki spełzły na niczym. Tak ona, jak i jej córka wywodziły si ħ bowiem z rodziny kupieckiej i to z
pozoru niewinne okre Ļ lenie zamykało im bramy do Ļ wiata dobrze urodzonych. Clemency a Ň tak bardzo na tym nie
zale Ň ało, nigdy zreszt Ģ nie miała wygórowanych ambicji towarzyskich, a czytanie ksi ĢŇ ek przedkładała nad
bywanie na modnych przyj ħ ciach i rautach. Wiedziała, Ň e do takiego Ļ wiata niechybnie nale ŇĢ spotkani dzisiaj
przez ni Ģ d Ň entelmeni.
Nie, powiedziała sobie stanowczo, musi o tym zapomnie ę . To było jedynie przypadkowe, odosobnione zdarzenie
i z pewno Ļ ci Ģ nigdy wi ħ cej si ħ nie powtórzy.
L ysander Candover siedział w bibliotece swojej miejskiej posiadło Ļ ci i ze skrzywion Ģ min Ģ słuchał wywodów
prawnika. Min ħ ło pół roku, odk Ģ d - po Ļ mierci ojca, trzeciego markiza Storringtona, i po odej Ļ ciu niedługo potem z
tego Ļ wiata w pijackiej bójce starszego brata Alexandra - stał si ħ pi Ģ tym markizem Storringtonem.
- Czemu, u diabła, nie powiedziano mi wcze Ļ niej o finansowych kłopotach naszej rodziny? - spytał z irytacj Ģ ,
pocieraj Ģ c palcem podstawk ħ kieliszka z brandy. - Dobry Bo Ň e, człowieku, jeste Ļ my zadłu Ň eni po uszy, stale
zmniejszaj Ģ si ħ wpływy z czynszów i nie mamy ani grosza na pokonanie cho ę by podstawowych prac remontowych
w maj Ģ tku, nie wspominaj Ģ c ju Ň o domu w mie Ļ cie! - Rzucił okiem na sufit, w miejsce, gdzie jeden z naro Ň ników
sczerniał od wilgoci.
- ĺ wi ħ tej pami ħ ci markiz Storrington, pa ı ski zacny ojciec, zawsze był zdania... - zacz Ģ ł mecenas ze smutkiem w
głosie.
- Nic nie mów, niech zgadn ħ ! - Lysander uniósł r ħ k ħ . - Zapewne twierdził, Ň e wszystkiemu zaradzi pewniak na
Newmarket, jeden z jego szcz ħĻ liwych rzutów ko Ļę mi.
- Był, niestety, do Ļę niefortunnym graczem. - Prawnik pokr ħ cił sm ħ tnie głow Ģ .
- Domy Ļ lam si ħ , Ň e Alexander... - zacz Ģ ł markiz, ale przerwał po chwili.
Było rzecz Ģ powszechnie wiadom Ģ , Ň e lord Alexander prowadził nader rozwi Ģ zły i kosztowny tryb Ň ycia. Bez
opami ħ tania szastał pieni ħ dzmi, wydawał je tak, jakby lal wod ħ z konewki. Bezkrytycznie i z konsekwencj Ģ godn Ģ
2
lepszej sprawy realizował swoje ekstrawaganckie zachcianki, tote Ň nic dziwnego, Ň e jego Ļ mier ę nie wzbudziła w
najbli Ň szych Ň adnego Ň ywszego uczucia poza ulg Ģ . Lysander przypuszczał, Ň e nieodpowiedzialne zachowanie brata
w równym stopniu co nieszcz ħĻ liwa gra ojca przyczyniło si ħ do fatalnego stanu rodzinnych finansów. Mimo
wszystko ró Ň nili si ħ mi ħ dzy sob Ģ - stary markiz przynajmniej Ň ył uczciwie, lord Alexander za Ļ był zdolny do
wszelkich oszustw.
Lysander, który niespodziewanie w wieku dwudziestu sze Ļ ciu lat musiał stawi ę czoło tylu problemom, prowadził
dot Ģ d równie beztroskie i szalone Ň ycie, jak poprzednicy. Jako młodszemu synowi przypadła mu w udziale
znacznie skromniejsza sumka, ale kieruj Ģ c si ħ zdrowym rozs Ģ dkiem potrafił tak rozplanowa ę wydatki na
kosztowne rozrywki, konie i kobiety, Ň e zdołał unikn Ģę wpadni ħ cia w jeszcze wi ħ ksze kłopoty.
- A co z Arabell Ģ ? - zapytał. Chodziło o jego siostr ħ , szesnastoletni Ģ samowoln Ģ panienk ħ , zmy Ļ ln Ģ i Ļ liczn Ģ jak
obrazek. W pół roku przewin ħ ło si ħ przez jej Ň ycie przynajmniej sze Ļę guwernantek.
Pan Thorhill westchn Ģ ł i z dezaprobat Ģ pokr ħ cił głow Ģ .
- Ojciec pana uwa Ň ał, Ň e ma jeszcze czas, by zapewni ę przyszło Ļę pa ı skiej siostrze.
Lysander si ħ gn Ģ ł po karafk ħ i nalał sobie kolejny kieliszek brandy.
- Zatem, dysponuj Ģ c zaledwie dziewi ħ ciuset funtami rocznie, mam do spłacenia horrendalne długi, musz ħ
utrzyma ę siostr ħ i sprawi ę , aby wszystko pozostałe si ħ nie rozpadło - stwierdził ponuro. - Panie Thorhill, to
absolutnie niewykonalne.
Prawnik nic nie odpowiedział, przeło Ň ył jedynie kilka le ŇĢ cych przed nim na biurku kartek.
- Co na to moja ciotka?
- Lady Helena posiada troch ħ własnych pieni ħ dzy. Płaciła zreszt Ģ ostatniemu markizowi, pa ı skiemu bratu, sto
funtów rocznie na swoje utrzymanie. Ponadto o Ļ wiadczyła niedawno, Ň e pokryje wydatki na guwernantk ħ dla
panny Arabelli, je Ļ li b ħ dzie j Ģ mogła sama wybra ę .
- A jak odbywało si ħ to do tej pory? - Lysander podniósł wzrok na mecenasa.
- O ile si ħ orientuj ħ , lord Alexander osobi Ļ cie wybierał te panie - odparł prawnik i kaszln Ģ ł dyskretnie. - Wydaje
si ħ , Ň e nie było to dobre rozwi Ģ zanie.
- Mog ħ to sobie wyobrazi ę - skomentował sucho Lysander. Miał jeszcze w pami ħ ci swoj Ģ wizyt ħ w domu tu Ň po
pogrzebie ojca i obraz ładniutkiej istoty z przyklejonym bezmy Ļ lnym u Ļ miechem, która przy stole nieustannie
wybałuszała oczy na jego brata. Bóg jeden wie, jaki wpływ miało to na mał Ģ Arabell ħ ...
M ħŇ czyzna zamilkł na dłu Ň sz Ģ chwil ħ i wpatruj Ģ c si ħ w brandy niespodziewanie ujrzał przed sob Ģ , miast czekaj Ģ -
cych go problemów, wyraziste niebieskie oczy i dr ŇĢ ce dziewcz ħ ce usta. Odstawił gwałtownie kieliszek.
- A zatem, czy mamy jeszcze co Ļ do sprzedania? - zapytał oschle.
Prawnik zawahał si ħ na moment, odchrz Ģ kn Ģ ł i spojrzał nie Ļ miało na niewzruszon Ģ posta ę .
- Słucham!
- Milordzie - zacz Ģ ł Thorhill. - Mo Ň e pan uwa Ň a ę to za poufało Ļę , ale... słu Ňħ pa ı skiej szacownej rodzinie ju Ň od
wielu lat, tak samo lojalnie jak mój ojciec...
- Mów dalej, słucham. - Markiz niecierpliwie pochylił si ħ do przodu.
- Zastanawiałem si ħ , czy... naturalnie, nie sugerowałbym czego Ļ takiego, gdyby sytuacja nie była krytyczna, ale...
- mecenas znowu si ħ zawahał, wci ĢŇ niepewny, czy powinien kontynuowa ę .
- Pomi ı my twoje skrupuły - wtr Ģ cił Lysander. - Co masz na my Ļ li?
- Matrymonium. Odpowiedni zwi Ģ zek, markizie.
- Mał Ň e ı stwo! - powtórzył bezwiednie. - Dobry Bo Ň e, Thorhill, chyba postradałe Ļ zmysły! Kto, u licha, zwi ĢŇ e
si ħ z człowiekiem maj Ģ cym niepewne dziewi ħę set funtów rocznie, a na dodatek gór ħ długów?
- A tytuł? Wszak jest pan markizem - przypomniał prawnik.
- ĺ miem w Ģ tpi ę , czy zaszczyt zostania markiz Ģ wart jest tych pi ħę dziesi ħ ciu tysi ħ cy funtów, które miałyby nas
wyci Ģ gn Ģę z długów! Nie wspomn ħ ju Ň o pieni Ģ dzach potrzebnych na remonty. To szalenie pochlebne, Thorhill,
ale jako Ļ nie mog ħ sobie wyobrazi ę , aby a Ň tak ceniono sobie mój tytuł.
- Nie byłbym tego taki pewny, prosz ħ pana.
- A ja tak! Kilka co bardziej przewiduj Ģ cych mateczek dało mi to wyra Ņ nie do zrozumienia.
- Naturalnie, ma pan na my Ļ li osoby z towarzystwa. Ale...
- Chcesz powiedzie ę , Ň e powinienem wzi Ģę sobie za Ň on ħ dziewczyn ħ z gminu? - Szczupła twarz markiza st ħŇ ała
w nagłym gniewie. Jego ciemne, przysłoni ħ te opadaj Ģ cymi powiekami oczy spogl Ģ dały z pogard Ģ znad
arystokratycznego nosa.
- Po Ļ ród mieszcza ı stwa nie brak dorodnych i nader posa Ň nych panien - ci Ģ gn Ģ ł Thorhill. - Niejedna z nich
otrzymała staranne wykształcenie. Nie s Ģ dz ħ równie Ň , by były nietaktowne czy Ņ le wychowane.
- Niedoczekanie, Ň eby Candover Ň enił si ħ z córk Ģ jakiego Ļ kupczyka! - wykrzykn Ģ ł Lysander. - Nie! Musi istnie ę
inny sposób na wybrni ħ cie z kłopotów.
- Pan wybaczy, milordzie, ale nie ma innego wyj Ļ cia.
L ady Helena Candover, siostra trzeciego markiza, wyznawała pogl Ģ d, Ň e jako długoletnia rezydentka Candover
3
Court oraz faktyczna opiekunka swojej bratanicy Arabelli, a nade wszystko jedyna osoba w rodzinie utrzymuj Ģ ca z
własnych Ļ rodków, ma pełne prawo wtr Ģ ca ę si ħ w sprawy bratanka. Wysoka, szczupłej budowy, o kanciastych
rysach twarzy i charakterystycznym, szorstkim głosie, niezmordowanie przemierzała pełne przeci Ģ gów korytarze
Candover Court wraz z gromad Ģ przeró Ň nych małych i wiecznie szczekaj Ģ cych czworonogów. Od najmłodszych
lat przera Ň ała okoliczn Ģ szlacht ħ surowo Ļ ci Ģ charakteru. Młodzie ı cy z dusz Ģ na ramieniu prosili j Ģ do ta ı ca,
niepewni, czy przypadkiem nie stan Ģ si ħ ofiar Ģ jej ci ħ tego j ħ zyka. Od kiedy jednak; sko ı czyła pi ħę dziesi Ģ tk ħ ,
uwa Ň ano j Ģ ju Ň jedynie za ekscentryczk ħ . Jednakowo Ň cała ta niemiła otoczka kryła prawdziwie złote serce.
Ponadto czcigodna matrona jako jedyna - cieszyła si ħ wzgl ħ dami i zasłu Ň onym szacunkiem panny Arabelli.
Przez lata lady Helena patrzyła z rosn Ģ cym niepokojem na rujnuj Ģ ce maj Ģ tek poczynania brata, a ju Ň z prawdziw Ģ
rozpacz Ģ na zachowanie lorda Alexandra. Gdy do Candover Court dotarła wie Ļę o jego Ļ mierci, pierwsz Ģ jej
reakcj Ģ były słowa:
- Dzi ħ kowa ę Bogu! Teraz Lysander we Ņ mie sprawy w swoje r ħ ce.
Nie znaczy to, i Ň pokładała w nim zbyt wielkie nadzieje, wiedziała jednak, Ň e przynamniej on post ħ puje uczciwie
i pomimo trwonienia pieni ħ dzy na hazard i kobiety, potrafi si ħ na razie sam utrzyma ę . Ju Ň cho ę by to, Ň e w
odró Ň nieniu od swojego brata i ojca nie zwraca si ħ do niej wci ĢŇ o po Ň yczk ħ , napawało j Ģ optymizmem.
Maskuj Ģ c zgry Ņ liwo Ļ ci Ģ swoje zatroskanie, uwa Ň nie obserwowała, jak Lysander sp ħ dza pierwsze tygodnie
zamkni ħ ty z Thorhillem w swoim gabinecie, i stara si ħ uporz Ģ dkowa ę napływaj Ģ ce zewsz Ģ d wezwania do zapłaty.
Najwyra Ņ niej usiłował rozwi Ģ zywa ę problemy, zamiast brn Ģę w coraz gorsze bagno. Po jakim Ļ czasie młody
dziedzic wrócił do Londynu, aby sprawdzi ę , jak tam si ħ sprawy maj Ģ . Nie min ħ ło kilka dni, a lady Helena
odprawiła psy i z min Ģ , jakby zamierzała ruszy ę z odsiecz Ģ i ratowa ę ocalałe resztki fortuny, wezwała wo Ņ nic ħ . Dla
dobra rodziny musi przemówi ę bratankowi do rozs Ģ dku!
Nie zwlekaj Ģ c dłu Ň ej, po Ň egnała si ħ z Arabell Ģ , wsiadła do zabytkowego powozu, który nie wyje Ň d Ň ał ze stajni w
Candover Court od pi ħę dziesi ħ ciu lat, i ruszyła do londy ı skiej posiadło Ļ ci Lysandra.
Po długiej i m ħ cz Ģ cej podró Ň y, doznawszy kolejnych upokorze ı , kiedy pobieraj Ģ cy opłaty na rogatkach i
przewo Ņ nicy poczty otwarcie wy Ļ miewali jej wiekowy powóz, dotarła w ko ı cu na Berkeley Square.
Tego wieczora było ju Ň za pó Ņ no na spotkanie z bratankiem i łady Helena z ulg Ģ udała si ħ na spoczynek.
- Timson, chyba si ħ starzej ħ - powiedziała w drzwiach do lokaja. - Przejechałam niespełna pi ħę dziesi Ģ t mil, a
czuj ħ , jakby moje ko Ļ ci si ħ rozsypywały. Zobacz ħ si ħ z markizem jutro rano.
C iesz ħ si ħ z twojego przyjazdu, ciociu Heleno - oznajmił Lysander z u Ļ miechem, acz niezupełnie szczerym,
nast ħ pnego dnia przy Ļ niadaniu. - Nie bardzo wiem, w jaki sposób mam ci ħ tu zabawia ę . Jestem ogromnie zaj ħ ty
załatwianiem tych strasznych rachunków.
- Nie Ň artuj, młodzie ı cze, wcale na to nie licz ħ . Przyjechałam, bo chc ħ porozmawia ę z tob Ģ w wa Ň nej sprawie -
odparła krótko ciotka.
Lysander, zaintrygowany, uniósł lekko brwi.
- Thorhill pokrótce nakre Ļ lił mi sytuacj ħ . Mój drogi, nie patrz tak na mnie, prosz ħ ci ħ . Ten człowiek zajmuje si ħ
tak Ň e moimi finansami, dobrze o tym wiesz.
Lysander przytakn Ģ ł głow Ģ .
- Według mnie masz dwa wyj Ļ cia: albo sprzedasz Candover, a wtedy wyjad ħ z Arabell Ģ do Bath lub innego
obrzydliwego kurortu, albo zrobisz rzecz o niebo rozs Ģ dniejsz Ģ , a mianowicie bogato si ħ o Ň enisz.
- Na temat tej drugiej mo Ň liwo Ļ ci wypowiedziałem si ħ a Ň chyba dostatecznie jasno - odrzekł Lysander chłodnym
tonem. - Je Ļ li za Ļ sprzedam Candover, b ħ dzie nas sta ę na urz Ģ dzenie si ħ w Londynie w zupełnie zno Ļ nych
warunkach.
- Bardzo w Ģ tpliwe - wtr Ģ ciła lady Helena niecierpliwie. - Ta posiadło Ļę nie jest warta złamanego grosza. Dom si ħ
rozpada ze staro Ļ ci, a i maj Ģ tek znajduje si ħ w opłakanym stanie. W Ģ tpi ħ , aby najlepsza z ofert mogła pokry ę
cokolwiek ponad obecne długi. Je Ļ li b ħ dziesz miał troch ħ szcz ħĻ cia, zostanie ci co najwy Ň ej z tysi Ģ c funtów dla
Arabelli, Candover za Ļ nigdy ju Ň do ciebie nie wróci, gdy si ħ go pozb ħ dziesz, to na zawsze.
- Wiem o tym, ciociu Heleno - rzekł Lysander łagodniejszym tonem. Ze zm ħ czeniem potarł czoło dłoni Ģ . -
My Ļ lisz, Ň e si ħ nad tym nie zastanawiałem? Ale o Ň eni ę si ħ z córk Ģ jakiego Ļ handlarza...
- Teraz zachowujesz si ħ doprawdy niem Ģ drze. Spójrz na lorda Yelvertona, jego Ň ona pochodzi z rodziny robi Ģ cej
interesy w Kompanii Wschodnioindyjskiej. Słyszałam, Ň e porz Ģ dna z niej kobieta.
- W takim razie lord jest szcz ħĻ ciarzem.
- Nic podobnego, drogi bratanku, okazał si ħ tylko rozwa Ň ny.
Lysander westchn Ģ ł ci ħŇ ko, a lady Helena popatrzyła na niego z nadziej Ģ . Thorhill nie omieszkał opowiedzie ę o
jego pierwszej reakcji na propozycj ħ mał Ň e ı stwa. Mo Ň e jej starania oka ŇĢ si ħ bardziej skuteczne? Otworzyła
torebk ħ .
- Mam tu trzy nazwiska niewiast, a nie w Ģ tpi ħ , Ň e mogłoby ich by ę o wiele wi ħ cej. Jednak mnie i panu
Thorhillowi te wydaj Ģ si ħ najbardziej obiecuj Ģ ce. Niekoniecznie chodzi nam o najbogatsze panny, lecz o
najbardziej odpowiednie. Nie chcieliby Ļ my. widzie ę panosz Ģ cej si ħ na dworze Candover jakiej Ļ pospolitej czy
4
wr ħ cz wulgarnej osoby.
Lysander milczał.
- Mój drogi, oto lista kandydatek. Zapewniam, Ň e wszystkie trzy maj Ģ maniery i gusty pasuj Ģ ce do wy Ň szych sfer.
- A jak, u licha, miałbym si ħ zdecydowa ę , ciociu Heleno? - spytał m ħŇ czyzna z irytacj Ģ . - Do diabła, to nie
obstawianie wy Ļ cigów konnych!
- Bzdura, widz ħ nawet spore podobie ı stwo. Ale do rzeczy. Pierwsza w kolejce to panna Grubb, jedyne dziecko
Thomasa Grubba. Zdaje si ħ , Ň e zbił niezły maj Ģ tek na ostatniej wojnie. W ka Ň dym razie jest uwa Ň any za bardzo
szanowanego obywatela. Panna Grubb odebrała staranne wykształcenie w Akademii Milsom w Bath, gdzie została
dobr Ģ przyjaciółk Ģ lady Anny Hope. Ma wyj Ģ tkowo bystry umysł, jest dobrze zorientowana w Ļ wiecie i kieruje si ħ
w Ň yciu odpowiednimi zasadami.
- O mnie za Ļ mo Ň na powiedzie ę wszystko poza tym, Ň e jestem dobrze zorientowany - mrukn Ģ ł Lysander. -
Ponadto nie ukrywam, Ň e nie przestrzegam Ň adnych zasad. ĺ wietnie znam ten rodzaj kobiet: paraduj Ģ w
szkaradnych kapeluszach i odwiedzaj Ģ na okr Ģ gło biednych i potrzebuj Ģ cych.
- Nie zaprzeczysz, Ň e to bardzo wła Ļ ciwe zachowanie - zauwa Ň yła lady Helena. - B ħ dzie mogła składa ę wizyty
wie Ļ niakom w Abbots Candover.
- Mów dalej, kto nast ħ pny?
- Pani Meddick, wdowa po znanym bogaczu.
- Dobry Bo Ň e, a ile ona mo Ň e mie ę lat? Stary Meddick umarł po siedemdziesi Ģ tce!
- Pani Meddick to jego druga Ň ona i wierz mi, o wiele młodsza. Mo Ň e by ę o rok starsza od ciebie, tak czy owak to
mało znacz Ģ ca ró Ň nica. Otó Ň pani Meddick... - Ciotka celowo zawiesiła głos - jest szacowana na ę wier ę miliona
fantów!
- W Ģ tpi ħ , aby interesował j Ģ zwi Ģ zek ze stoj Ģ cym na skraju bankructwa markizem. Z takim maj Ģ tkiem mo Ň e sobie
kupi ę kogo Ļ lepszego!
- Błagam ci ħ , nie b Ģ d Ņ taki sarkastyczny. Zdaniem Thorhilla jest to wielce prawdopodobne.
- A trzecia kandydatka?
- To niejaka panna Hastings-Whinborough. W spadku po ojcu, który zajmował si ħ handlem, otrzymała niedawno
okr Ģ Ģ sumk ħ stu tysi ħ cy funtów. Mówiono mi, Ň e ma do Ļę nieciekaw Ģ matk ħ , ale dziewczyna uchodzi za pi ħ kn Ģ i
o słodkim usposobieniu.
Ciotka nie uznała za stosowne wspomnie ę , Ň e osobi Ļ cie poczytuje pann ħ za intelektualistk ħ . Trzeba jednak
nadmieni ę , i Ň dla lady Heleny ka Ň dy, kto zadawał sobie trud przegl Ģ dania (niekoniecznie czytania) czego Ļ wi ħ cej
poza Observerem czy Przegl Ģ dem S Ģ dowym , zaliczał si ħ do grona ludzi nadzwyczaj inteligentnych.
Nast Ģ piła chwila przerwy, po czym markiz za Ļ miał si ħ krótko.
- I co mam na to powiedzie ę , ciociu Heleno? Jedno jest pewne, wol ħ mie ę Ň on ħ młodsz Ģ od siebie i nie interesuj Ģ
mnie wdowy, wi ħ c pani Meddick nie wchodzi w gr ħ . Ponadto nie mógłbym po Ļ lubi ę kobiety o nazwisku Grubb,
trzymaj Ģ cej si ħ kurczowo zasad, które ja uwa Ň am za nudziarstwo! Pozostaje nam wi ħ c jedynie Ļ liczna panna
Harding-Whortleberry czy jak jej tam.
- Nareszcie rozumujesz rozs Ģ dnie. - Ciotka pokiwała z aprobat Ģ głow Ģ .
- Jednak je Ļ li ju Ň mam si ħ Ň eni ę dla pieni ħ dzy, musz ħ przynajmniej zobaczy ę , jak prezentuje si ħ ta dziewczyna.
Inaczej w jaki sposób, do diabła, miałbym podj Ģę decyzj ħ ?
- Zostaw to mnie - o Ļ wiadczyła lady Helena. - Niech pomy Ļ l ħ , Hastings-Whinborough... w Ģ tpi ħ , aby jej matka
nale Ň ała do którego Ļ z komitetów charytatywnych. Ale to głupstwo, popytam si ħ !
T ydzie ı Ņ niej nic nie podejrzewaj Ģ ca Clemency Hastings - nie u Ň ywała, jak jej matka nazwisk Hastings-
Whinborough uwa Ň aj Ģ c to za fanfaronad ħ - sp ħ dzała poranek wraz z dwiema przyjaciółkami. Mary i Eleonor
Ramsgate. Zawsze z wielk Ģ ulg Ģ opuszczała dom, bo cho ę starała si ħ by ę usłu Ň n Ģ córk Ģ , nie potrafiła wzbudzi ę w
sobie miło Ļ ci. Pani Hastings-Whinborough miała zbyt Ograniczony i owładni ħ ty zazdro Ļ ci Ģ umysł, aby zosta ę
przyjaciółk Ģ córki. Mimo wszystko pierwszy rok po Ļ mierci ojca min Ģ ł im w miar ħ spokojnie, bowiem Clemency
za bardzo rozpaczała, aby wzi Ģę na siebie nowe komplikacje i stawi ę czoło matce. Ta za Ļ skupiła cał Ģ uwag ħ na
Ļ cisłym przestrzeganiu Ň ałoby i sprawdzaniu, czy aby czer ı licznych toalet pasuje do jej jasnych włosów.
Z pocz Ģ tkiem drugiego roku dzielna wdowa (odziana ju Ň w ol Ļ niewaj Ģ cy strój w kolorze lawendowym i
perłowym) robiła wszystko, aby zdoby ę wzgl ħ dy niejakiego Aldermana Henry’ego Bakera, znanego powszechnie
wroga kobiet. Owładni ħ ta now Ģ pasj Ģ , wzi ħ ła sobie za punkt honoru zaci Ģ gni ħ cie go do ołtarza, przekonana, Ň e to
dla niego najlepsze wyj Ļ cie. Realizacja tego celu zaj ħ ła j Ģ całkowicie i Clemency mogła bez przeszkód po Ļ wi ħ ca ę
si ħ swoim zainteresowaniom - sp ħ dzała czas na lekturze ulubionych ksi ĢŇ ek i odwiedzała przyjaciół. Alderman
Baker od pi ħę dziesi ħ ciu lat cieszył si ħ stanem kawalerskim i jego awersja do mał Ň e ı stwa była ju Ň przysłowiowa.
Zakładano si ħ nawet, co zwyci ħŇ y - mizantropia Bakera czy zaci ħ ty upór wdowy. Gdyby Clemency o tym
wiedziała, bez wahania postawiłaby na matk ħ . Jej nieust ħ pliwo Ļę i Ň elazna wola, by za wszelk Ģ cen ħ dopi Ģę swego,
niejednokrotnie w przeszło Ļ ci obezwładniały zarówno Clemency, jak i jej ojca. Nagle, przez przypadek b Ģ d Ņ te Ň
zrz Ģ dzenie losu, Alderman Baker zmarł na apopleksj ħ i pani Hastings-Winborough ponownie skupiła sw Ģ uwag ħ
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin