Howard Robert E - Conan - Kull.pdf

(781 KB) Pobierz
Howard Robert E - Conan - Kull
ROBERT E. HOWARD
Kull
(Przekad: Micha i Tomasz Kreczmarowie)
14964301.002.png
Prolog
O epoce zwanej przez kronikarzy z Nemedii Wiekiem Przed Kataklizmem, nie
wiadomo zbyt wiele. Jedynie o jej ostatniej części krąŜą okryte mgłą tajemnicy legendy.
Znana historia zaczyna się od momentu zanikania cywilizacji sprzed kataklizmu. Cywilizacji
zdominowanych przez królestwa Kamelii, Yalusji, Yerulii, Grondaru, Thule i Commorii.
Ludzie Ŝyjący na tych terenach mówili tym samym językiem i mieli podobne sposoby bycia.
Istniały wtedy i inne królestwa, mniej rozwinięte i zamieszkałe przez inne, starsze rasy.
Barbarzyńcy tej epoki to Piktowie Ŝyjący na wyspach, daleko na Zachodnim Oceanie,
mieszkańcy Atlantę - małego kontynentu pomiędzy Wyspą Piktów, a głównym kontynentem
oraz Lemuryjczycy, którzy zamieszkiwali łańcuch duŜych wysp na wschodzie.
W czasach tych, większość terenów była nieodkryta. Cywilizowane królestwa, mimo
Ŝe bardzo rozległe, zajmowały niewielki obszar całej planety. Yalusja była królestwem
połoŜonym najdalej na zachód Thuriańskiego kontynentu. Grondar z kolei leŜał na
najdalszym wschodzie. Ludzie Ŝyjący na wschodzie tegoŜ królestwa, byli mniej
ucywilizowani i ścierali się z dziką i okrutną pustynią Na obszarach mniej suchych, w
dŜunglach i górach, istniały klany i szczepy prymitywnych dzikusów. Daleko na południu
znajdowała się wyraźnie pra-ludzka, legendarna cywilizacja nie mająca kontaktu z kulturą
thuriańską. Na odległych, wschodnich brzegach kontynentu Ŝyła inna rasa ludzka, jednak
tajemnicza i niethuriańska. Jedynym narodem utrzymującym z nią sporadyczny kontakt byli
Lemuryjczycy. Najwyraźniej lud ten pojawił się z pokrytego cieniem, nienazwanego
kontynentu, leŜącego gdzieś na wschód od Wysp Lemuryjskich.
Cywilizacja thuriańską rozpadała się; jej armie składały się w większości z
barbarzyńskich najemników. Piktowie, Atlantydzi i Lemuryjczycy byli generałami, męŜami
stanu, a czasem nawet królami. W opowieściach o utarczkach pomiędzy królestwami,
wojnach pomiędzy Yalusją i Commorią, jak i o podbojach, dzięki którym Atlantydzi
stworzyli królestwo na kontynencie, więcej jest legend niŜ prawdziwej historii.
Era Hyboryjska
14964301.003.png
Ucieczka z Atlantydy
Słońce zachodziło. Ostatnie purpurowe promienie rozlały się po ziemi i zatrzymały się
jak krwiste korony na ośnieŜonych górskich szczytach. Trzej męŜczyźni, oglądający
dotychczas koniec dnia w milczeniu, odetchnęli zapachem wiatru z dalekich lasów. Po chwili
zajęli się całkiem juŜ przyziemnymi sprawami. Jeden z nich piekł dziczyznę nad małym
ogniskiem. Dotknął palcem syczącego mięsa i z miną smakosza oblizał go.
- Gotowe, Kullu, Khor-nahu. MoŜemy jeść.
Był młody, dopiero niedawno osiągnął wiek męski. Wysoki, szeroki w ramionach,
szczupły w pasie, poruszał się z pełną skrywanej siły gracją lamparta. Jednym z jego
towarzyszy był potęŜnie zbudowany męŜczyzna w sile wieku o buńczucznym wyrazie twarzy.
Drugi bardzo przypominał młodzieńca. Był nieco od niego wyŜszy i szerszy w ramionach, a
jego klatka piersiowa była trochę potęŜniejsza. Sprawiał wraŜenie duŜo silniejszego i
zręczniejszego.
- Dobrze - powiedział Kuli. - Jestem głodny.
-Czy kiedykolwiek jest z tobą inaczej, Kullu? - zadrwił pierwszy młodzieniec.
- Kiedy walczę - powaŜnie odpowiedział Kuli.
Tamten szybko spojrzał na przyjaciela, by poznać w jakim jest nastroju. Nie zawsze
trafnie odgadywał myśli Kulla.
- A potem pragniesz krwi - wtrącił starszy męŜczyzna. -Am-ra, przestań Ŝartować i
pokrój dla nas mięso.
Zapadł juŜ zmrok i na niebie rozbłysły gwiazdy. Nad ciemną, górzystą okolicą zerwał
się wieczorny wiatr. Nagle gdzieś daleko zaryczał tygrys. Khor-nah odruchowo sięgnął po
leŜącą na ziemi włócznię z krzemiennym grotem. Kuli odwrócił głowę, a w jego zimnych
oczach rozpaliły się dziwne ogniki.
- Pręgowani bracia zapolują dziś w nocy - odezwał się.
- Oddają cześć wschodzącemu księŜycowi. -Am-ra wskazał na wschód, gdzie coraz
bardziej widoczna stawała się czerwona poświata.
- Dlaczego? - zapytał Kuli. - PrzecieŜ księŜyc pokazuje ich obecność ofiarom i
wrogom.
-Kiedyś, wieleset lat temu-rzekł Khor-nah - ścigany przez myśliwych tygrys
królewski, wezwał na pomoc kobietę mieszkającą na księŜycu. Ona zrzuciła mu łodygę
14964301.004.png
winorośli, po której wdrapał się na księŜyc i zamieszkał tam na wiele lat. Od tej pory wszyscy
pręgowani bracia czczą księŜyc.
- Nie wierzę w to - otwarcie powiedział Kuli. - Dlaczego pręgowany lud miałby
oddawać cześć księŜycowi za to, iŜ przed wieluset laty pomógł jednemu spośród nich? Wiele
tygrysów wspięło się na Skałę Śmierci i tym sposobem umknęło myśliwym. Mimo to nie
czczą tej skały. Skąd mogliby wiedzieć, co wydarzyło się tak dawno temu?
Khor zmarszczył brwi.
- Kullu, nie przystoi ci wyśmiewać starszych od ciebie, czy teŜ drwić z legend twego
przybranego ludu. Opowieść ta musi być prawdziwa, gdyŜ przekazywana jest z pokolenia na
pokolenie od niepamiętnych czasów. Co było zawsze, zawsze być musi.
- Nie wierzę w to - powtórzył Kuli. - Te góry istniały od zawsze, lecz kiedyś i one
rozsypią się i znikną. Któregoś dnia morze będzie szumiało nad tymi wzgórzami...
-Dosyć tych bluźnierstw! - krzyknął niemal z gniewem Khor-nah. - Kullu, jesteśmy
bliskimi przyjaciółmi i cierpliwie znoszę twoje wybryki. Jesteś jeszcze młody, lecz musisz się
nauczyć jednej rzeczy: szacunku dla tradycji. Ty, który zostałeś uratowany z dzikiej puszczy
przez nasz lud, drwisz z jego zwyczajów i praw. To my daliśmy ci dom i miejsce pośród
ludzi.
- Kiedyś byłem bezwłosą małpą włóczącą się po lesie - otwarcie, bez fałszywego
wstydu, przyznał Kuli. - Nie umiałem mówić ludzkim językiem. Moimi jedynymi
przyjaciółmi były tygrysy i wilki. Nie wiem kim byli moi rodzice i z jakiego rodu pochodzę...
- To nie ma znaczenia - przerwał mu Khor-nah. - To nic, Ŝe wyglądem przypominasz
człowieka z plemienia banitów, Ŝyjącego niegdyś w Tygrysiej Dolinie. Wyginęło ono podczas
Wielkiej Powodzi. Dowiodłeś, iŜ jesteś odwaŜnym wojownikiem i wielkim myśliwym...
- GdzieŜ znajdzie się młodzieniec, który dorówna ci w rzucie włócznią lub w
zapasach? - wtrącił z błyszczącymi oczami Am-ra.
- To prawda - odparł Khor-nah. - Kuli przynosi zaszczyt plemieniu Morskiej Góry.
Mimo to jednak musi nauczyć się powściągiwać swój język i szanować nasze świętości
zarówno dawne jak i obecne.
- Ja z nich nie drwię - odrzekł bez gniewu Kuli. - Ale wiem, Ŝe wiele rzeczy, o których
mówią kapłani, to kłamstwa. śyłem wśród tygrysów i lepiej niŜ oni znam dzikie zwierzęta.
Zwierzęta nie są ani bogami, ani diabłami. Pod pewnymi względami są jak ludzie, ale bez
ludzkiej chciwości, zachłanności...
- Znowu bluźnisz! - z gniewem zawołał Khor-nah. - To człowiek jest
najpotęŜniejszymi tworem Yalki.
14964301.005.png
Aby zmienić temat rozmowy Am-ra wtrącił: - Słyszałem jak dziś wcześnie rano na
wybrzeŜu bito w bębny. Toczy się wojna na morzu, to Yalusja walczy z lemuryjskimi
piratami.
- Oby zły los spotkał tak jednych jak i drugich - mruknął Khor-nah.
Oczy Kulla zabłysły.
- Yalusja! Kraina Czarów! Kiedyś na pewno zobaczę wielkie Miasto Dziwów.
-Zły będzie to dzień, gdy je ujrzysz - warknął Khor-nah. -Będziesz wtedy zakuty w
cięŜkie kajdany, a nad tobą wisiało będzie widmo tortur i śmierci. Tylko jako niewolnik
człowiek z naszej rasy moŜe oglądać Wielkie Miasto.
- Niech spadnie na nie nieszczęście - rzekł Am-ra.
- Niech spotka je czarne szczęście i czerwona zagłada! -krzyknął Khor-nah,
wygraŜając ku wschodowi pięścią. -Za kaŜdą kroplę krwi atlantydzkiej, za kaŜdego
harującego na ich przeklętych galerach niewolnika. Niech Yalusję spotka czarna zaraza.
Niech zniszczy ją i Siedem Imperiów !
Am-ra zerwał się w podnieceniu na nogi i powtórzył fragmenty przekleństwa. Kuli
wziął sobie jeszcze kawałek pieczeni.
- Walczyłem z mieszkańcami Yalusji - powiedział. - Byli wspaniale uzbrojeni, ale
zabić ich było łatwo. Nie wyglądali teŜ jak źli ludzie.
-Walczyłeś ze straŜą z północnego wybrzeŜa, słabą i strachliwą - stwierdził Khor-nah.
- Albo z załogami statków kupieckich, które osiadły na mieliźnie. Zaczekaj, aŜ stawisz czoło
szarŜy Czarnych Szwadronów, albo samej Wielkiej Armii. Mnie to spotkało. Hai! Dopiero
wtedy leje się krew! Kiedy byłem taki młody jak ty, Kullu, pustoszyłem wybrzeŜa Yalusji
wraz z Granado, którego zwali Włócznią. Tak. Zanieśliśmy ogień i miecz daleko w głąb ich
parszywego imperium. Było nas pięciuset. Spośród pięciuset wojowników ze wszystkich
nadbrzeŜnych plemion Atlantydy wróciło tylko czterech! Za spaloną i złupioną przez nas wsią
Sokołów, zadusiła nas przednia straŜ Czarnych Szwadronów. Hai! Tam nasze włócznie napiły
się krwi, a nasze miecze ugasiły pragnienie. Zabijaliśmy bez wytchnienia. Ale gdy ucichł
zgiełk bitwy, tylko czterech z nas stało. I tylko czterech z nas uciekło z pola bitwy, a wszyscy
byliśmy cięŜko ranni.
- Askalante mówił mi - ciągnął Kuli - Ŝe mury dokoła Kryształowego miasta są
dziesięciokrotnie wyŜsze od wielkiego męŜa. Ponoć blask złota i srebra oślepia, a kobiety,
które zapełniają ulice czy wyglądają z okien, odziane są w dziwne, gładkie, błyszczące i
szeleszczące szaty.
14964301.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin