Glen Cook Sny o Stali Dla Keith, poniewa� lubi� jej styl I Min�o sporo czasu. Wiele si� zdarzy�o i wiele zatar�o w mej pami�ci. Wci�� si� natykam na nieistotne szczeg�y, a umkn�o mi tak wiele wa�nych wydarze�. O niekt�rych dowiaduj� si� wy��cznie z trzeciej r�ki, wiele innych mog� si� jedynie domy�la�. Jak cz�sto moi �wiadkowie oszukiwali samych siebie? P�ki nie zosta�am skazana na t� przymusow� bezczynno��, nie przysz�o mi do g�owy, �e zaniedbaniu uleg�a wa�na tradycja - nikt nie zapisuje dokona� Kompanii. Zadr�a�am. Postanowi�am sama wzi�� pi�ro do r�ki, cho� zda�o mi si� to nieco zarozumia�e. Nie jestem historykiem, nie jestem nawet pisarzem. Z pewno�ci� nie mam takiego oka, ucha ani takich zdolno�ci jak Konowa�. Ogranicz� si� wi�c do przedstawiania samych fakt�w, tak jak je pami�tam. Mam nadziej�, �e tej opowie�ci nie ubarwi zanadto okoliczno��, i� jestem jedn� z jej g��wnych postaci, ani to, co mnie w tym czasie spotka�o. Pragn� si� wi�c niniejszym usprawiedliwi�, �e zgodnie z tradycj� Kronikarzy, kt�rzy byli przede mn�, to uzupe�nienie Kronik Czarnej Kompanii nazw� Ksi�g� Pani. - Pani, Kronikarz, Kapitan II Wysoko�� nie by�a dobra. Odleg�o�� skrajnie du�a. Ale Wierzba-�ab�d� �wietnie rozumia�, co si� tam, w oddali, dzieje. - Skopi� im ty�ki. Armie �ciera�y si� ze sob� pod bramami miasta Dejagore, po�rodku kolistej, otoczonej wzg�rzami r�wniny. �ab�d� oraz trzej jego towarzysze patrzyli. Klinga chrz�kni�ciem przyzna� mu racj�. Cordy Mather, najstarszy przyjaciel �ab�dzia, nie powiedzia� nic. Czubkiem buta zdrapywa� mech porastaj�cy ska��. Armia, kt�rej �o�nierzami kiedy� byli - przegrywa�a. �ab�d� i Mather byli biali, brunet i blondyn, pochodzili z R�, miasta po�o�onego na p�nocy, oddzielonego siedmioma tysi�cami mil zab�jczej ziemi Klinga by� czarnym olbrzymem o niepewnym pochodzeniu, niebezpiecznym, ma�om�wnym cz�owiekiem. Kilka lat wcze�niej �ab�d� i Mather wyci�gn�li go z paszcz krokodyli. Przylgn�� do nich. We trzech stanowili zesp�. �ab�d� kl�� cicho, nieprzerwanie, w miar� jak sytuacja na polu bitwy si� pogarsza�a. Czwarty m�czyzna nie nale�a� do zespo�u. Nie przyj�liby go, nawet gdyby si� zg�osi� na ochotnika. Ludzie nazywali go Kope�. Oficjalnie piastowa� stanowisko marsza�ka broni Taglios, miasta-pa�stwa, kt�rego armia w�a�nie przegrywa�a bitw�. W rzeczywisto�ci by� jego nadwornym czarodziejem. Ciemny jak orzech, ma�y cz�owieczek, kt�rego sama obecno�� na tym �wiecie starcza�a, by wyprowadzi� �ab�dzia z r�wnowagi. - To tam, to jest twoja armia, Kope�. - warkn�� Wierzba - Je�eli oni przegraj�, ty przegrywasz razem z nimi. Za�� si�, �e W�adcy Cienia z lubo�ci� po�o�� na tobie swoje �apy. - Na polu bitwy wy�y i hucza�y czary - By� mo�e zrobi� z ciebie marmolad�. Chyba, �e ju� wcze�niej postanowi�e� si� wycofa�. - Daj spok�j, Wierzba. - powiedzia� Mather - Nie widzisz, �e co� robi. �ab�d� spojrza� na kokosowego karze�ka. - Jasna sprawa. Ale co? Kope� przymkn�� powieki. Mamrota� co� i mrucza� pod nosem. Czasami jego g�os trzeszcza� i jakby skwiercza�, niczym boczek na nadmiernie rozgrzanej patelni. - Nie robi nic, by pom�c Czarnej Kompanii. Przesta� gada� do siebie, stara raszplo. Mamy problem. Naszych ch�opc�w wdeptuj� w�a�nie w ziemi�. Spr�bujesz odwr�ci� t� sytuacj�, zanim prze�o�� ci� przez kolano? Starzec otworzy� oczy. Spojrza� na r�wnin�. Wyraz jego twarzy nie wskazywa� na szczeg�lne zadowolenie. �ab�d� w�tpi�, by oczka ma�ego czubka by�y jeszcze na tyle dobre, �eby wyodr�bni� szczeg�y. Ale z Kopciem nigdy nie wiadomo. U niego wszystko by�o tylko mask� i pozorem. - Nie b�d� idiot�, �ab�d�. Jestem tylko jeden, zbyt ma�y i zbyt stary. Tam masz W�adc�w Cienia. S� w stanie rozdepta� mnie jak karalucha. �ab�d� nie przestawa� si� denerwowa� i kl��. Ludzie, kt�rych zna�, gin�li. Kope� warkn��. - Wszystko, na co mnie sta� wszystko, na co sta� kt�regokolwiek z nas to tylko przyci�gni�cie ich uwagi. Naprawd� chcesz, �eby W�adcy Cienia zdali sobie spraw� z twojej obecno�ci? - To jest tylko Czarna Kompania, co? Wzi�li swoj� fors� i zaryzykowali? Nawet je�li czterdzie�ci tysi�cy Taglian mia�oby zgin�� wraz z nimi? Usta Kopcia skurczy�y si� na kszta�t zwi�d�ej, ma�ej �liwki. Na r�wninie ludzkie morze obmy�o pag�rek, gdzie po raz ostatni zatkni�to sztandar Czarnej Kompanii. Przyp�yw zmy� go w kierunku wzg�rz. - Nie b�dziesz przypadkiem zadowolony ze sposobu, w jaki wszystko posz�o, prawda? - W g�osie �ab�dzia zabrzmia�y niebezpieczne tony, ju� nie szydzi�. Kope� by� zwierz�ciem politycznym, gorszym od krokodyla. Krokodyle mog� sobie zjada� swe m�ode, ale ich zdrady s� mo�liwe do przewidzenia. Cho� w�ciek�y jak diabli, Kope� odpowiedzia� g�osem niemal�e czu�ym. - Osi�gn�li wi�cej, ni�li si� nam �ni�o. R�wnin� pokrywa�y cia�a martwych i umieraj�cych ludzi i zwierz�t. Oszala�e s�onie bojowe miota�y si�, ca�kowicie niezdolne do opanowania. Tylko jeden legion taglia�ski zachowa� jeszcze sw� integralno��. Wyr�n�� sobie przej�cie do bram miasta, a potem os�ania� ucieczk� pozosta�ych �o�nierzy. Nad obozem wojskowym, po�o�onym po przeciwnej stronie miasta, rozb�ys�y p�omienie. Kompanii uda�o si� jeszcze zaszkodzi� swoim pogromcom. Kope� rzek� na koniec. - Przegrali bitw�, ale uratowali Taglios. Zabili jednego z W�adc�w Cienia, a pozosta�ym uniemo�liwili atak na Taglios. Pozosta�ych przy �yciu �o�nierzy b�d� musieli wykorzysta� do odbicia Dejagore. - Wybacz, je�li mo�esz, ale nie ta�cz� z rado�ci z tego powodu. - warkn�� �ab�d� - Lubi�em tych ch�opc�w. Nie podoba mi si� spos�b, w jaki umy�li�e� sobie ich wystawi�. Nerwy Kopcia by�y na wyczerpaniu. - Oni nie walczyli o Taglios, �ab�d� Chcieli nas wykorzysta�, aby przebi� si� przez Ziemie Cienia do Khatovaru. Mog�o to si� okaza� gorsze ni� panowanie W�adc�w Cienia. �ab�d� potrafi� rozpozna� racjonalizacj�, kiedy na ni� natrafi�. - A poniewa� nie mieli zamiaru liza� twoich but�w, nawet je�li chcieli uratowa� wasze dupy przed W�adcami Cienia, doszed�e� do wniosku, �e wygodnie b�dzie pozwoli� im tu zosta�. �a�osne, powiadam. To doprawdy by�oby pyszne przedstawienie, widzie�, jak ta�czysz, gdyby jednak zwyci�yli, a ty musia�by� wype�ni� swoj� cz�� umowy. - Daj spok�j, Wierzba - powiedzia� Mather. �ab�d� nie zwr�ci� na� uwagi. - Nazwij mnie cynikiem, Kope�, ale za�o�� si� o wszystko, co zechcesz, �e ty i Radisha od samego pocz�tku kombinowali�cie, jak ich wypieprzy�. Co? Nie mogli�cie pozwoli�, by prze�lizn�li si� chy�kiem przez Ziemie Cienia? Ale w�a�ciwie dlaczego nie, do diab�a? Tego nigdy nie rozumia�em. - To si� jeszcze nie sko�czy�o, �ab�d�. - powiedzia� Klinga - B�d� cierpliwy. Kope� te� kiedy� zap�acze. Pozostali zapatrzyli si� na�. Odzywa� si� tak rzadko, �e kiedy ju� otworzy� usta, wiedzieli, i� nale�y s�ucha� tego, co m�wi. Co on wiedzia�? - Dostrzeg�e� co�, co mi umkn�o? - zapyta� �ab�d�. - Cholera jasna, uspokoicie si� wreszcie? - warkn�� Cordy. - A dlaczego, u diab�a, mia�bym si� uspokoi�? Ca�y przekl�ty �wiat pe�en jest zdradzieckich starych skunks�w, takich jak Kope�. Roluj� nas wszystkich od chwili, kiedy bogowie wymy�lili czas. Sp�jrzcie na t� ma�� ciot�. Skamle, jak to si� musi ukrywa�, by nie pozwoli�, aby W�adcy Cienia dowiedzieli si� o nim. Ja uwa�am, to znaczy, �e nie ma jaj. Ta Pani wiecie, kim ona by�a? Ona ma jaja. W wystarczaj�cym stopniu, �eby stawi� im czo�o. Kiedy tylko si� troch� zastanowicie, zrozumiecie, �e p�aci�a wi�cej i cz�ciej, ni� temu staremu czubkowi kiedykolwiek przysz�oby do g�owy. - Uspok�j si�, Wierzba. - Uspok�j si�, do cholery. To nie w porz�dku. Kto� musi powiedzie� takim jak ten starym ramolom, �eby poszli pieprzy� kamienie. Klinga ponownie chrz�kn�� z aprobat�. Ale Klinga nie lubi� nikogo, kto mia� w�adz�. �ab�d�, w istocie znacznie spokojniejszy, ni� okazywa�, zauwa�y�, �e Klinga ustawi� si� w taki spos�b, �eby unieszkodliwi� czarodzieja, gdyby ten zechcia� narobi� im k�opot�w. Kope� u�miechn�� si�. - �ab�d�, swego czasu my wszyscy, stare skunksy, byli�my takimi m�odymi krzykaczami jak ty. Mather wszed� mi�dzy nich. - Dosy�! Zamiast si� k��ci�, pomy�lcie lepiej, jak st�d uciec, zanim ten ca�y bigos nas ogarnie - Ostatki bitwy dotar�y w�a�nie do podn�a wzg�rz - Mo�emy zebra� garnizony z miast na p�nocy i zgromadzi� wszystkich przy Ghoja. - No - �ab�d� przysta� na to bez entuzjazmu - Mo�e kto� z Kompanii to ju� zrobi� - Obrzuci� Kopcia ponurym spojrzeniem. Stary wzruszy� ramionami. - Je�eli komu� si� uda wydosta�, b�dzie m�g� stworzy� prawdziw� armi�. Tym razem czasu b�dzie dosy�. - Owszem. A je�li Prahbrindrah Drah i Radisha rusz� swoje ty�ki, mo�e uda im si� zaci�gn�� kilku prawdziwych sprzymierze�c�w. Mo�e tym razem znajd� czarodzieja, kt�ry b�dzie mia� w�osy na dupie. Takiego, kt�ry nie sp�dzi� ca�ego �ycia, chowaj�c si� po krzakach. Mather zacz�� ju� schodzi� po zboczu wzg�rza. - Chod�, Klinga. Niech si� k��c�. Po chwili ciszy Kope� odezwa� si� pojednawczo. - On ma racj�, �ab�d�. Zostawmy to. Wierzba odgarn�� z twarzy d�ugie z�ote w�osy i spojrza� na Kling�. Tamten ruchem g�owy wskaza� konie stoj�ce za wzg�rzem. - W porz�dku. - Rzuci� ostatnie spojrzenie na miasto i r�wnin�, gdzie poleg�a Czarna Kompania. - Ale co s�uszne, to s�uszne, a pod�o�� pozostanie pod�o�ci�. - A co praktyczne, to praktyczne, a co potrzebne, konieczne. Chod�my. �ab�d� ruszy� za innymi. Zapami�ta sobie t� uwag�. Zdecydowany by� mie� ostatnie s�owo. - Bzdura, Kope�. Kompletne brednie. Dzisiaj pokaza�e� mi si� od nowej strony. Nie spodoba�a mi si� i nie ufam ci. Mam zamiar obserwowa� ci� tak uwa�nie, jakbym by� twoim sumieniem. Dosiedli kom i ruszyli na p�noc. III W owym czasie Kompania pozostawa�a w s�u�bie Prahbrindraha Draha z Taglios. Ksi��� ten by� nazbyt niefrasobliwy, aby w�ada� skutecznie tak licznym i podzielonym ludem jak Taglianie. Ale jego wrodzony optymizm i �atwo�� pr...
Jagusia_17