Tylko mój [Iria].doc

(677 KB) Pobierz
Tylko mój

Tylko mój

Autor: Iria

 

 

1.

- Jeśli sądzisz, że zgodzę się zagrać rolę Julii, to się grubo pomyliłeś. - Poderwał się z biurka czerwieniąc, co bardzo go sfrustrowało.

Teofil jednak niczego nie zauważył, zajęty przewracaniem stron:

- Daj spokój Tomek. Musisz mi pomóc. - Przeczesał ze zmartwieniem swoje pół długie sięgające do podbródka jasnoblond włosy. - Nie mam z kim tego zagrać. Chcę się jak najlepiej wczuć w rolę. Jutro występ, a Basia nie przyszła.

- Spróbuj z kotem, nie wiem...

Przewrócił oczami:

- Przestań.

- To ty przestań! - Spiął się, opierając rękami o biurko - Jestem facetem więc spróbuj zrozumieć, że nie wcielę się w Julię. - skrzywił usta - Jestem mężczyzną. Nie kobietą... Facet... Ja - Wskazał na siebie. Teofil patrzał na niego jak na wariata.

- Nigdy tego nie negowałem...

Tomek wyszarpnął mu z ręki rolę, by zająć czymś oczy.

- Przecież to nic wielkiego. Będziesz czytał tylko swoją kwestię. Nie musisz zakładać kiecki. Nie musisz też przedrzeźniać bohaterki. Rany, jesteś załamujący. - Potrząsnął głową, odchylając się na krześle - To co? Zrobisz to dla starego kumpla?

Tomek zadrżał na myśl, że miałby odegrać scenę miłosną ze swoim przyjacielem, przed którym skrywał tak wiele emocji.

- Słuchaj, a może poprosisz matkę, albo brata? Właśnie! Niech Patryk zagra rolę Julii. Chętnie zobaczę go w tej roli.

Przeszył go niemalże nienawistnym spojrzeniem.

- Taki jesteś? Zapamiętam to sobie...

- Dobra, ty parszywa mendo!! - wycedził przez zaciśnięte zęby - Zagram rolę tej stukniętej z miłości Julii, ale jeśli zaczniesz się śmiać to wychodzę i wiedz, że już nigdy nie przekroczę progu twojego jakże zacnego domostwa.

Klasnął w dłonie energicznie wstając.

- Wiedziałem, że mogę na tobie polegać. Jesteś moim najlepszym przyjacielem... - zawołał z przesadną słodyczą przebiegłego lisa.

- Chciałeś powiedzieć chyba: jedynym przyjacielem, a teraz daj mi przeczytać tę rolę.

Tomek jednak nie mógł zrozumieć ani jednego zdania. Ze strachu wszystkie litery zlewały się ze sobą.

- Gotowy?

- Na co? Ja tylko czytam. - Stanął w pewnej odległości - Gadaj - rzucił szorstko.

I wtedy się zaczęło. Teofil był wprost zniewalający. Był takim typem, który przyprawiał o gęsią skórkę i niezły zawrót głowy. Dziewczyny ciągnęły do niego jak ćmy do lampy. On jednak nie zwracał na nie uwagi. Niepoprawny romantyk wciąż poszukiwał tej jedynej. Tomek miał nadzieję, że nigdy jej nie odnajdzie.

- "Jak się tu dostałeś? Kto ci pokazał drogę?"

Teofil zmrużył oczy zbliżając się krok. Tomek cofnął się odruchowo, omal nie przewracając się przez krzesło. Skarcił się w duchu za swoje zachowanie. Musiał nad sobą panować.

- "Moimi krokami kierowała miłość... Nie jestem sternikiem, ale gdybyś była nawet tak oddalona, jak odległy brzeg obmywany przez fale, i tak znalazłbym drogę do ciebie..."

Zamarł. Jeszcze nigdy nie widział tylu uczuć na twarzy przyjaciela. Zbliżył kartkę do twarzy, aby ukryć poruszenie.

- Taaa - bąknął przełykając ślinę - Chwila, pogubiłem się w tekście.

Teofil zawiesił głowę.

- Nie sądzę, by Julia to powiedziała...

Dla Tomka nie miało to znaczenia. Byle tylko Teofil przestał wreszcie wpatrywać się w niego w taki sposób. W końcu jakoś odnalazł to, co miał powiedzieć i dalej szło bez przeszkód.

Kiedy skończyli, Teofil przyjrzał mu się, zdawkowo się uśmiechając.

Tomek nabrał do płuc powietrza, osuwając się na łóżko.

- Nawet nieźle ci szło. - powiedział nieoczekiwanie.

- Przestań - bąknął.

- Naprawdę. Czyżbym odkrył w tobie jakiś głęboko ukryty talent, a może romantyzm?

Ani to, ani to.... - pomyślał, smutno przymykając oczy. - Tak trudno zachować obojętność, gdy mówisz, że mnie kochasz...Choć wiem, że to tylko gra...serce wali mi jak młot.

- Muszę przepisać to na czysto - odwrócił się do biurka - Kurde... Chyba skończył mi się tusz do drukarki, skiknę na dół.

- W porzo...

Nie doczekał się jednak jego powrotu. Nieoczekiwanie dopadł go sen...

 

- Chyba sobie żarty stroisz. Wczoraj kupiłem nowy tusz, więc się nie wygłupiaj.

- Jak mówię, że nie drukuje to nie drukuje...

Odłożył niedokończoną kanapkę, miażdżąc Teofila wzrokiem.

- Czy zawsze musisz mi zawracać głowę jak jem. I co ja ci teraz poradzę na to?

- Mógłbyś łaskawie zajrzeć i sprawdzić, co mi tam szwankuje... To bardzo ważne. Jutro mam występ. Choć raz stań na wysokości zadania i zachowaj się jak na starszego brata przystaje, Patryk.

Chłopak przewrócił oczami odsuwając z łoskotem krzesło.

- Kochany brat - powiedział, poklepując go z zadowoleniem po plecach.

- Tylko bez takich, bo się porzygam. - Strącił jego rękę.

Teofil puścił go przodem, zagryzając nerwowo wargę. Miał nadzieję, że Patryk szybko załatwi sprawę i zniknie, zanim na dobre rozpęta się burza. Odkąd pamiętał, Patryk i Tomek wiecznie wskakiwali sobie do oczu.

- Przynieś kartki. - rzucił przez ramię, wchodząc do pokoju.

Teofil zawahał się.

Tomek będzie na mnie wściekły... - Pobiegł po kartki, przeskakując dwa stopnie, by jak najkrócej pozostawić ich samych.

Tomek jednak nie był świadom tego, co działo się wokół niego. Zapadł w tak głęboki sen, że nawet głośne wejście Patryka nie zdołało go przebudzić. Patryk jednak szybko go dostrzegł. Zastygł z pół rozwartymi ustami, starając się zrozumieć całe to zjawisko.

- A cóż... to? - Sytuacja strasznie go rozbawiła. Zbliżył się, patrząc z niedowierzaniem - No proszę, jak sobie tu dokazują. Tomuszek w łóżku mojego brata... No, no...

Chłopak jakby na dźwięk niepożądanego głosu zmarszczył czoło, odwracając się do niego plecami. Zaintrygowany Patryk przeszedł z drugiej strony. Wsunąwszy ręce do kieszeni, przykucnął przy nim w momencie, w którym pojawił się Teofil.

Na ten widok wszystkie kartki wypadły mu z dłoni a twarz pobielała ze zgrozy.

- Patryk na Boga!!! Co ty mu zrobiłeś?! Czemu się nie rusza?!! Ocipiałeś do reszty?!!! Tym razem przesadziłeś... Boże... Tomek...!!!

Brat uniósł do góry brwi.

- Że co...?

Teofil natarł na niego popychając go na ścianę. Tymczasem Tomek się obudził. Drgnął na łóżku, siadając w ekspresowym tempie. Nie mógł zrozumieć, co się wokół niego działo.

- Stary... Nic ci nie jest?

- Oczywiście, że nic mu nie jest. A co ty sobie myślałeś, że go zabiłem? Spał sobie w najlepsze nie spytawszy czy może. Nie widzisz? Tylko na niego popatrz... - Poprawił wymiętoszoną koszulę - Głąb.

Tomek powoli zaczynał sobie przypominać. Serce podeszło mu do gardła. Jak mógł dopuścić do tego, by zasnąć?!

- Matko... Sory Teofil... całkiem mnie zamroczyło.

- Najbardziej ze wszystkich to mnie należą się przeprosiny. - odpalił głęboko urażony, po czym ruszył do komputera, zbyt mocno naciskając na myszkę - Dziwię się sobie, że ci jeszcze pomagam z tym kompem.

Teofil wyglądał na zażenowanego.

- Wybacz... tak się nad nim pochylałeś.

- He...? - Tomek zwęził oczy zniesmaczony - Nade mną? Nie żartuj... - Zacisnął pięści ledwo opanowując jęk rozpaczy. Patryk widział go śpiącego, to tak jakby się obnażył.

Delikatnie ujmując, stosunki między tymi dwojga nie należały do najlepszych.

Znienawidził Patryka od pierwszej chwili, kiedy go zobaczył. Kiedy pierwszy raz zjawił się w domu Teofila. Pamiętał bardzo dokładnie moment, gdy tamten otworzył mu drzwi, mierząc go od stóp do głów tymi swoimi nieprzeniknionymi, zarozumiałymi czarnymi oczami. Tomek czuł się jak na prześwietleniu rentgena. Nie było to przyjemne doznanie. A później te ciągłe docinki i skrywane uśmieszki... Wiele razy zdawało mu się jakby tamten czytał mu w myślach. Toteż towarzystwo Patryka było dość niebezpieczne, zwłaszcza w ostatnich okresach, kiedy uczucia do Teofila nasiliły się.

Chłopak pochylił się niby z ociąganiem wstając z łóżka. Czuł jak wstępują mu rumieńce.

- Zastanawiałem się tylko, co robisz w łóżku mojego brata. - Wzruszył ramionami wyciągając z drukarki tusz - Niecodzienny widok... Nie wiedziałem, jak to zinterpretować - Spojrzał na niego zaczepnie.

- Przestań... - żachnął się Teofil - Ciężko dziś pracowaliśmy.

Tomek zgrzytnął zębami, wyciągając z kieszeni komórkę. Miał ochotę rozszarpać Patryka na strzępy za te jego aluzje.

- Pójdę już. - odrzekł.

- Nie zostaniesz na kolacji? - zdziwił się Teofil.

- Niestety nie tym razem. - powiedział z naciskiem. Starał się nie patrzeć w stronę Patryka - Ale podziękuj twojej mamie za zaproszenie.

Teofil jakby posmutniał:

- Szkoda, bo myślałem, że jeszcze przećwiczymy parę scen z "Romeo i Julii" skoro tak dobrze nam szło.

Tomek zachwiał się, omal nie lądując na podłodze.

- "Romeo i Julia"? - zainteresował się Patryk, odwracając w ich stronę. Jego czarne oczy przewiercały Tomka na wylot - Czyżby nasz mały Tomaszek poświęcił się w roli Julii.

Chłopak nie wiedział czy pytanie było skierowane do niego, czy też do Teofila.

- I co z tym tuszem?

- Jest zaschnięty, to przez to, że dawno nie drukowałeś. Potrzymaj go trochę nad parującą wodą. Powinno pomóc.

- To do zobaczenia w szkole. - Wezbrał w sobie siłę, aby się jeszcze uśmiechnąć, po czym prawie wybiegł z pokoju.

- Hyy, dziwny ten twój kumpel. Zawsze jest taki nerwowy?

- Tylko w twojej obecności. Jesteś wrednym palantem, Patryk.

 

 

Biczyki deszczu nieustannie uderzały o szybę pokoju Tomka. Rozszalała się prawdziwa ulewa, nie pozwalająca zasnąć. Chłopak zarzucił sobie poduszkę na głowę, zaciskając powieki. Nie pomagało, więc z powrotem ułożył się na plecach, wbijając oczy w sufit.

- Teofil... jesteś na wyciagnięciu ręki, a z drugiej strony tak daleko... - Odwrócił oczy w stronę szafki, na której stało ich wspólne zdjęcie.

Poznali się w pierwszej gimnazjum. Byli dla siebie wielkim kontrastem. Teofil cichy i spokojny, wzorowy uczeń. Tomek zaczepny i pyskaty, często goszczący na dyrektorskim dywaniku, a przy tym zdolny sportowiec. A jednak coś ich do siebie ciągnęło. Przyjaźń utrzymała się w liceum, ale...coś się zmieniło.

Teofil stał się dla Tomka kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Serce zaczynało coraz szybciej bić w jego obecności, a kręcące się wokół niego dziewczyny jeszcze nigdy nie były tak irytujące. Tomek musiał w końcu stanąć z prawdą w oczy. Zakochał się w nim. Nie było odwrotu...

Na próżno starał w sobie zwalczyć to uczucie. Było coraz silniejsze. Pozostały mu tylko modlitwy, by tamten nigdy się o tym nie dowiedział. Tylko, co zrobić z samym sobą? Jak długo uda mu się powstrzymać samego siebie przed chęcią pochwycenia Teofila w ramiona.

- Dosyć... - uciszył samego siebie, rzucając poduszkę na podłogę. - Między nami nic się nie zmieni. Nie zepsuję tej przyjaźni... Z takimi przemyśleniami udało mu się w końcu usnąć.

2.

Dzień Szekspira...W dniu, w którym wszystko się zaczęło.

W górę wzbiła się salwa braw. Tomek nie miał żadnych wątpliwości, że to właśnie ,,Romeo i Julia" zajmie pierwsze miejsce w konkursie teatralnym.

Basia uwiesiła się Teofila jak przylepa, całując go w policzek. Tomek aż zadrżał na ten widok, odwracając natychmiast wzrok.

- Hej! - zawołał do niego, sapiąc trochę - Skoczymy się czegoś napić?

Pokiwał głową.

- Byłeś świetny - powiedział, sącząc powoli colę.

- Wiem.

Tomek z zaskoczeniem przyjrzał się jego twarzy. Nie pasowała do niego ta pewność siebie, to śmiałe spojrzenie. Tak jakby przedrzeźniał swojego brata. Teofil roześmiał się z Tomka, nic na to nie mówiąc.

- Muszę zrzucić z siebie te łaszki i wrócić odebrać nagrodę.

- Teofilku!!! - zawołał ktoś za nimi. - Mój ty Romeo! Gdzie nam uciekłeś? Szukałyśmy cię.

Do stolika dosiadła się Basia z dwiema koleżankami, których imiona nie warte były zapamiętania. Tomek nawet nie uniósł na nie oczu.

- Cześć Tomek - usłyszał figlarnie swoje imię.

- Czee...

- Postawić coś do picia? - zaproponował ochoczo przyjaciel.

- Z przyjemnością wezmę to, co ty.

Teofil wstał, zostawiając ich przez chwilę samych. Od razu wszystkie oczy wbiły się w Tomka.

- No jak tam?

- Co? - Uniósł na nie znudzone spojrzenie oziębłego drania. Dziewczyny zawsze się wtedy zniechęcały i onieśmielały. Ale Basia była twardą sztuką.

Rozciągnęła usta w uśmiech. Przypominała marmurowy posag.

- Za tydzień wielki mecz. Znów nas olśnisz?

Westchnął, zerkając od niechcenia na zegarek.

- Pewnie tak - odpowiedział, starając się, by brzmiało to zarozumiale.

Uśmiech Basi pogłębił się. Nieoczekiwanie zacisnęła swoją dłoń na jego ramieniu, co podziałało na chłopaka jak zimny prysznic. Tomek drgnął, przeszywszy ją swoimi intensywnymi, metalicznymi oczami.

- Dużo trenujesz? Masz ładnie zbudowaną sylwetkę... - Zacisnęła mocniej palce.

Tomek z początku wpatrywał się w nią oszołomiony, by pokrótce wybuchnąć gromkim śmiechem. Czyżby chciała go złamać? Onieśmielić? Próżne starania.

Reszta dziewcząt spłoniła się.

- Czego wam tak wesoło? - zapytał Teofil, podając napoje.

- Próbuję zagiąć twojego przyjaciela, ale on jest odporny na moje zaloty... - powiedziała niby smutno - Czyżby była już taka, co mnie ubiegła? - Spojrzała na Tomka, przysuwając się bliżej.

Teofil zmieszał się, nieporadnie rozlewając colę. Tomek wytarł stolik z twarzą nie wyrażającą żadnych emocji. W pewnej jednak chwili poczuł się obserwowany przez przyjaciela. Posłał mu pytające spojrzenie, ale Teofil odwrócił szybko twarz.

- Wznieśmy toast za nasze zwycięstwo!! - zawołała do Teofila. Nadal mieli na sobie stroje i wyglądali ze sobą bardzo romantycznie. Tomka ukłuły zazdrość i żal.

Poderwali się w górę. Oczy przyjaciela jeszcze nigdy tak nie iskrzyły. Wyglądał tak cudnie, że aż bolało.

- Zwycięstwo, do którego najwięcej przyczynił się mój przyjaciel Teofil i chyba nie ma tu żadnych obiekcji?

Basia zerknęła na niego zezem:

- A ja myślałam, że to dzięki temu mojemu seksownemu stroju Julii! Czyżbym była tylko ozdobą Romeo? Czyżby ten dekolt nie robił wrażenia?

- Ucisz się wreszcie - przerwała jej przyjaciółka, zakrywając usta protestującej Basi.

- Z pewnością oczy podążały za Julią, ale nie strój wywołał takie poruszenie... Rola Julii jest jak stworzona dla ciebie. - Na jego usta wstąpił ledwo dostrzegalny uśmiech, a twarz nabrała tajemniczego wyrazu, który jakoś zaniepokoił Tomka.

- Tak myślisz? - Chwilkę jakby się zmieszała, by po chwili wybuchnąć: - No pewnie, że tak!!

Warkocz dziewczyny chłosnął Tomka w twarz. Spojrzała na niego:

- Też tak uważasz?

- Nie - odpowiedział z okrutną szczerością.

- Drań - wypaliła, udając nadąsanie.

Mógłby jednak przysiąc, że dostrzegł przelotny grymas bólu. Czyżby udało mu się ją zranić? Przyglądał jej się z ukosa przez pewien czas.

- No to my się już zbieramy - oświadczyła nieoczekiwanie. - Teofilku? Idziesz z nami? Trza odebrać to, na co się tak pracowało.

Kiedy wstał, uczepiła się jego ramienia. Tomek patrzał na to groźnie, ledwo panując nad emocjami. Przyjaciel nie wzbraniał się przed natarczywością dziewczyny, co jeszcze bardziej go wkurzyło.

- Rozumiem, że zostawiacie mnie tu samego? - burknął.

- Tak - powiedziała z ogromną satysfakcją - Teofil nie jest tylko twoją własnością, panie gburze.

Jak nie, jak tak?! - zawołał w sobie.

Teofil roześmiał się, rozkładająć nieporadnie ręce. Uśmiechanie się w takich sytuacjach przychodziło Tomkowi coraz trudniej.

- Spotkamy się po szkole?

- Jasne.

Wkrótce został znów sam. Basia miała jeszcze tupet odwrócenia się, by wytknąć mu jęzor.

- Diablica. Popamięta mnie jeszcze... - osunął się na krzesło, dopijając do końca colę.

 

 

Rozszalała się prawdziwa wichura. Wiatr wiał z taką siłą, że samochody sunęły ulicami nie szybciej niż sześćdziesiątką, co i tak było szaleńczo prędkie na taką pogodę.

Tomek zarzucił na siebie kurtkę, zawiązując porządnie kaptur. Nie było szansy na dotarcie do domu rowerem. Wiatr spychał samochody, a co dopiero rower.

Zerknął na zegarek. Autobus odjechał siedem minut temu.

- Kurwa! Że też się uparłem.

Nie miał innego wyboru, jak wrócić piechotą.

Odwrócił się ostro i ruszył pewnym krokiem z twarzą twardziela, za co został potraktowany chłostą deszczu.

Nie uszedł daleko, gdy jakiś samochód dziko pędzący w jego stronę zatrzymał się z piskiem, oblewając mu przy tym nogi. Tomek odskoczył z załamaniem przyglądając się mokrym spodniom.

- Co...to za palant do diabła!!

Drzwi otworzyły się. Wyjrzała przez nie czarna głowa.

- Tomek?... - nastąpiła długa pauza - A gdzie Teofil? Nie ma go z tobą?

Z początku w ogóle go nie poznał. Zmylił Tomka niepokój jaki dostrzegł w jego czarnych oczach, w których gościła zwykle wyniosłość.

Toteż gapił się na niego tępo powodując, że koszula tamtego coraz bardziej nasiąkała deszczem.

- Wrócił do domu.

- Czym?!

- Jak to czym...autobusem.

Patryk przyglądał mu się podejrzliwie.

- Co? Nie wierzysz mi? - parsknął, wzdrygając się przed zimnym podmuchem wiatru - Siedem minut temu odjechał nasz autobus. Co ty tu robisz?

Chłopak wytarł mokrym rękawem czoło. Gdy ponownie na niego spojrzał był dawnym starszym bratem Teofila, którego znał i którego nie lubił.

- Matka się o niego martwiła to pojechałem...Jest straszliwa zamieć. Czemu nie wracasz z Teofilem?

Tomek zacisnął pięści. Czuł się jak ostatni osioł.

Ech...żeby teraz tak się zapaść.

- Nie twoja sprawa krecie! - parsknął szczękając zębami co było na dobitkę wszystkiego. Poczerwieniał - Musiałem coś załatwić w budzie, to się spóźniłem.

Patryk przypatrywał mu się z uwagą.

- Biedny Tomuszko...

- Lepiej mnie nie prowokuj... - zagroził gotowy na wszystko. Następne odwrócił się na pięcie, ruszając w swoją stronę. "Jeszcze mi jego do szczęścia brakuje. Palant..."

Samochód wycofał się, ruszając za nim z tym samym przyspieszeniem.

- Może podwieźć? Jak oczywiście ładnie poprosisz...

- Chyba żartujesz?! Wolę piechotą. - Policzki zaczęły dziwnie mrowieć - Nie zadaję się z ludźmi twojego pokroju. Zjeżdżaj.

Patryk uśmiechnął się w sposób, za który Tomek był gotów obić mu mordę. Przyspieszył, ale ten wciąż nie ustępował. W końcu zatrzymał się:

- Chyba powiedziałem wyraźnie...! Upiłeś się?!

- Nie mogę zostawić bachora samego w tak niszczycielską pogodę. Byłbym bezdusznikiem. Poza tym, przemokłem gadając z tobą. Gdy pomyślę, że na darmo, to mnie szlak trafia - Mówił spokojnym tonem, z oczami pełnymi zdecydowania i nacisku.

Kto by się pod tym nie ugiął? Chyba głupiec. Jednak Tomek niestety nie należał do tych najmądrzejszych, a może to przez tą zaślepiającą dumę i upór?

- Trudno. Do domu trafię bez twojej pomocy. Nie potrzebuję matki miłosierdzia. Żegnam. - Prawie biegł.

Przez moment trwała cisza, by po chwili usłyszeć przekleństwo, następnie pisk opon. Podskoczył, gdy samochód zagrodził mu drogę. Wiatr pociągnął kaptur, który odsłonił jego jasne brąz włosy. Z samochody wyskoczył Patryk, porządnie wkurzony. Jeszcze takim go nie widział. Z wrażenia wycofał się trzy kroki.

- Odbija ci...? - Nie brzmiało to tak, jak planował, by brzmiało.

Patryk ruszył w jego kierunku, Tomek skulił się w sobie gotowy do ciosu.

Został chwycony za przedramię, lecz prędko się wyrwał samozachowawczym odruchem. Oczy Patryka pociemniały.

- Tomek. Ty się ze mną nie spieraj, bo cię zbiję na kwaśne jabłko, człowieku. Kiedy mówię raz byś wsiadł, to oznacza, że masz wsiadać. Nie uznaję sprzeciwu. Jeśli ci życie miłe...to lepiej mnie słuchaj. Bo zapomnę, że jesteś przyjacielem Teofila i może się z tobą kiepsko skończyć. - wycedził przez zaciśnięte zęby.

Strumienie deszczu ściekały z jego szyi, wsiąkając w koszulę. Był przemoknięty do suchej nitki. Jednak nie drżał z zimna tak, jak Tomek. Lodowate palce chłopaka aż zdrętwiały...

- Stuknięty gość... - zadygotał.

- Zaciągnąć cię? - zapytał z jadowitym uśmiechem.

- Nie trzeba - Niechże będzie przeklęty dzień, w którym mu uległem.

- Grzeczny dzieciak. - zmiękł.

 

Jazda trwała w milczeniu. Patryk włączył ogrzewanie i muzykę, aby zagłuszyć krępującą ciszę. Tomek odwrócił głowę w prawo siedząc jak na szpilkach, z zaciśniętymi wargami.

Patryk to jednak porządny gość... - przyznał z trudem - Odstawił topór wojenny na bok i podwiózł mnie...chociaż nie musiał. Nie upajał się moim nieszczęściem... - Zerknął na niego dyskretnie - W końcu jest bratem Teofila, a nie znam szlachetniejszej osoby od niego.

Na wspomnienie Teofila westchnął. Teofil nigdy nie dowie się jak bardzo jest mu drogi. Nigdy nie odwzajemni uczucia, jakim go darzył.

- Rozluźniłeś się wreszcie?

Drgnął na dźwięk głosu wytrącającego go z rozmyślań.

Patryk zerknął na niego z rozbawieniem.

- Oj...już nic nie powiem, znów się spiąłeś. Nie sądziłem, że mogę tak silnie działać na twoje emocje.

- Nic podobnego... - obruszył się - Jest mi po prostu zimno...Dałbyś sobie wreszcie siana.

Roześmiał się, dodając gazu. Niebawem dotarli na miejsce.

Z wielkim trudem wysilił się, żeby na niego spojrzeć. Patryk postawił go w niezręcznej sytuacji, zabierając ze sobą. Tomek nie znosił go, a teraz został obarczony obowiązkiem odwdzięczenia mu się w jakiś sposób.

Już miał otworzyć usta by podziękować, kiedy ten wypalił:

- Będziesz leczył teraz urażoną dumę, tak?

Słowa całkowicie wytrąciły go z równowagi. Czarne oczy jeszcze nigdy nie wydawały się tak obce i zimne.

Co jest u licha?!! - przełknął ślinę, czując szum w uszach.

- Nie patrz tak na mnie. O co ci chodzi? - zapytał ze zdziwieniem.

- O co mnie chodzi?! O nic. To z tobą jest coś nie tak. - Zacisnął oczy starając się odzyskać duchową równowagę - W każdym razie dziękuję.

Patryk jakby się stropił, jednak trwało to zaledwie kilka chwil, by znów patrzeć ozięble.

Nie daje się wytrącić z równowagi, drań. Świetnie wszystko maskuje... pomyślał Tomek, zatrzaskując drzwi - Co ma znaczyć to traktowanie? Nie ujdzie mu to płazem...

3.

- Miałeś przyjść wczoraj, nie? Co cię zatrzymało?

Zdumiał się. Nie takiego spodziewał się powitania. Założył ręce przenosząc ciężar ciała na prawą stronę.

- Co mam przez to rozumieć? Że nie jestem mile widziany?

- No nie opowiadaj głupot. Właź! - Pociągnął go za rękaw, wpychając do przedpokoju. Przez uchylone drzwi zobaczył zaskoczone dziewczęce oczy. Oczy należące do Basi. Zamarł.

- Hej! Hej! Tomcio!! - zawołała na cały dom.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin