PROLOG - Bello, otwórz oczy! – nakazał mi Carlisle. Powoli podniosłam powieki, jednak oślepiło mnie światło i na powrót mocno je zacisnęłam. - Bello, otwórz oczy! – rozkazał ponownie. Niechętnie powtórzyłam ten proces, tym razem udało mi się utrzymać je otwarte. - Ile palców widzisz? – zapytał. - Dwa uniesione i trzy zgięte – odpowiedziałam. - Świetnie. – Odetchnął z wyraźną ulgą. – Zatem wszystko jest w porządku. Zawołam twojego ojca. - A gdzie jest Edward? - Bello, zostaw mojego syna w spokoju. Nie ma go tu, bo nie chce cię widzieć. Wystarczająco go skrzywdziłaś. Miał rację. Nawet nie wiedziałam, po co o niego spytałam. - Ma pan rację. To pytanie było nieprzemyślane – odparłam po chwili namysłu. – Proszę zawołać tatę. Wyszedł, a mój wzrok powędrował za nim.
ROZDZIAŁ I - POŻEGNANIA Bella Idąc aleją parkową, nasłuchiwałam śpiewu ptaków, wdychałam woń, roztaczaną przez rosnące tu kwiaty i łapałam promienie słoneczne. Dzień był wyjątkowo piękny. Uwielbiałam ten park, był taki kolorowy. Zbliżając się do stawu, przyspieszyłam nieznacznie. Chciałam jak najszybciej ujrzeć te najpiękniejsze ptaki – łabędzie. Nigdy ich nie karmiłam, jedynie patrzyłam na nie i śpiewałam im moje piosenki. Kochałam śpiew, wszyscy mówili, że mam piękny głos i dzięki Bogu - przynajmniej było coś, co mogłam robić w swoim życiu, coś, czemu mogłam się poświęcić – tak, zdecydowanie śpiew był moją pasją! Nagle usłyszałam głośne szczekanie. Rozejrzałam się nieco zaskoczona – przecież nie wolno tu wchodzić z psami. Nie dostrzegłam jednak żadnego psiaka. Jego głos stawał się mocniejszy, był coraz bliżej – ale ja wciąż go nie widziałam. Wówczas poczułam coś mokrego na ręce. Tak, to był mój pies, czekoladowy labrador o imieniu Jake. Obudziłam się. Taki był cel mojego żywego budzika. W końcu była to ostatnia noc w Forks, przede mną długa podróż do Europy i wymarzone studia w Elitarnej Szkole Muzycznej we Włoszech. Nigdy nie byliśmy bogaci, jednak udało mi się dostać stypendium w Mediolanie. Byłam szczęśliwa, choć pełna obaw. Nie wiedziałam, czy sobie poradzę, bałam się też zostawiać tatę samego. Wiedziałam, że będzie bardzo tęsknił. No i był oczywiście Jake. Jak ja mam to zrobić bez niego? Ten psiak był moją największą podporą, moim najlepszym przyjacielem. Czułam, że zdradzam go z Melpomeną, muzą śpiewu, jednak z drugiej strony - jaka przyszłość czekała na mnie tutaj? Żadna. Na szczęście w Mediolanie miał być ze mną mój najukochańszy brat Jasper i jego dziewczyna Alice. Mieliśmy nawet załatwiony pobyt w jednym domu studenckim, a właściwie domku, gdyż miało nas tam być ośmioro – tyle pokoi liczyła każda willa dla studentów Elitarnej Szkoły Muzycznej w Mediolanie. Zaczęłam pakować mój podręczny bagaż, gdy do pokoju wbiegł tata, krzycząc, że zaraz się spóźnimy. Szybko złapał moje walizki i pobiegł do samochodu. Podążyłam za nim – nasz dom znałam na pamięć, nie miałam problemu z poruszaniem się po nim. A jak długo będę się uczyć Mediolanu? Przerażona tą wizją zachwiałam się i o mało nie straciłam równowagi, jednak z pomocą przyszedł mi tata. Podał mi swoją dłoń i poszliśmy do auta. Podróż na lotnisko zajęła nam godzinę. Całą drogę milczeliśmy. Miałam wrażenie, że Charlie jest na mnie zły, że go opuszczam, ale musiałam to zrobić. Na lotnisku czekał już Jasper. Alice miała do nas dołączyć w Mediolanie, bo wakacje spędzała u wujostwa w jednej z ich posiadłości. Tym razem jej wybór padł na Francję. Pożegnałam się z tatą, na szczęście żadne z nas nie płakało, bo tego bym nie zniosła. Jasper wziął moje rzeczy i ruszyliśmy do samolotu. - Boisz się, moja mała siostrzyczko? – zapytał Jazz. - Oczywiście, ale i tak nie mogę się już doczekać – szepnęłam. - Nie martw się, to będzie najpiękniejszy czas twojego życia, będziemy przy tobie z Alice – odpowiedział. – Zobaczysz, wszystko zmieni się na lepsze, oddasz się swojej pasji i będziesz szczęśliwa, Bello. - Będę szczęśliwa – powtórzyłam i zamyśliłam się. Zajęliśmy nasze miejsca w samolocie. Byłam podekscytowana. Jazz zapiął mi pasy, gdy samolot szykował się do startu. - Czym się martwisz, maleńka? – wyszeptał. - Jasper... – zaczęłam. - Tak, Bells? - Jak ja sobie poradzę bez Jake’a? – zapytałam. - Alice, będziesz mieć Alice. Jest z tobą na jednym kierunku. Pomoże ci – powiedział bez zastanowienia. – A teraz śpij, przed nami długi lot, siostrzyczko. I zasnęłam. Znów biegłam do moich łabędzi. Edward Wstałem szybko. Nie mogłem się doczekać wyjazdu z tego więzienia. Jakie to szczęście, że studenci mogą przybyć do kampusu już tydzień wcześniej. Nie wytrzymałbym dłużej w tej piekielnej klatce. Brakowało mi oddechu. Na każdym kroku ochrona, doprowadzało mnie to do szału. Odkąd mój ojciec, światowej sławy lekarz, postanowił zacząć bawić się w politykę, moje życie stało się koszmarem. Dobrze, że do szkoły nie musiałem jechać z ochroną, chociaż i tak wybrano ją za mnie. Elitarna Szkoła Muzyczna. Całe szczęście, że wybór ojca padł na naprawdę świetną uczelnię. Będę tam grał i zaznawał przyjemności życia, które brutalnie mi odebrano. Zbiegłem na dół z torbami i zapakowałem je do auta. - Alice rusz się, jedziemy! – wrzasnąłem do mojej kuzyneczki. – Nie mów, że nie spieszno ci do tego twojego chłoptasia. –Wiedziałem, że ten zwrot podziała i nie myliłem się. Po chwili w drzwiach stanęła Alice z torbą w ręku i wściekłością na twarzy. - Jazz. Nie. Jest. Żadnym. Chłoptasiem – wydyszała. – To prawdziwy mężczyzna i gentleman w każdym calu, w przeciwieństwie do ciebie, Edwardzie Cullenie, rozpuszczony, snobistyczny gnojku. Patrzyłem na jej wściekłą twarz i słuchałem jej wywodu cierpliwie, gdy nagle wybuchnąłem głośnym śmiechem i przyciągnąłem do siebie tego małego chochlika. - No już, nie złość się na mnie, mała – powiedziałem. – Wiesz, jak nienawidzę tego miejsca. Jedziemy? - Jedziemy – krzyknęła uradowana i ucałowała mnie w policzek. - Do zobaczenia – krzyknąłem do stojących za mną rodziców. - Do zobaczenia – odpowiedzieli. I odjechaliśmy moim srebrnym volvo.
ROZDZIAŁ II – VILLA NR 1 Bella Wysiedliśmy z taksówki. Pogoda była nie do zniesienia. W Forks nigdy nie było tak gorąco. Jasper wziął nasze bagaże i złapał mnie za rękę. Szliśmy po schodach – pięć stopni, każdy szerokości stopy. Weszliśmy do domu. Przywitał nas głos kobiety w średnim wieku: - Witam, jestem Maria, gospodarz Villi numer jeden. Pozwólcie, że was oprowadzę. - Ciao – przywitaliśmy się i ruszyliśmy za kobietą. - Jak widzicie, dom jest dwupiętrowy. – Zaczęła oprowadzanie. - Na parterze jest kuchnia, jadalnia, salon i toaleta. Za domem jest ogród z miejscem na grill i niewielki basen. - Och – wyszeptałam – To chyba sen. Jazz parsknął śmiechem. Puściłam to mimo uszu, podobnie jak Maria, która zaprosiła nas na pierwsze piętro. Cały czas trzymałam się kurczowo ręki Jaspera. - Pokoje są już przydzielone, żeby uniknąć niepotrzebnych kłótni. Na tym piętrze są cztery sypialnie i dwie łazienki, łączące pokoje. Usłyszałam, jak jedne z drzwi otwierają się. Ktoś podbiegł do nas. - Witam, mam na imię Tanya – rzekła śpiewnie. – Jessica, chodź, są już kolejni lokatorzy. Na to hasło następne drzwi się otworzyły i z piskiem wyleciała z nich druga dziewczyna. - Och, witajcie, jestem Jessica! – wykrzyczała mi w ucho. - Witajcie – powiedzieliśmy jednocześnie. - Mam na imię Jasper, a to moja siostra Bella – wyręczył mnie Jazz. - Na tym piętrze będą mieszkali jeszcze Rose i Emmett, dołączą do nas za kilka dni – przerwał nam głos Marii. – A was zapraszam na górę. Pokonaliśmy kolejne dziesięć stopni. - Nie ma jeszcze nikogo z lokatorów tego piętra, jesteście pierwsi – powiedziała gospodyni i kontynuowała: – Pierwszy pokój należy do Jaspera i ma wspólną łazienkę z Alice. Mogłam sobie tylko wyobrazić szczęście Jazza. Wówczas ogarnęła mnie panika – z kim ja będę dzielić łazienkę? Jakby czytając w moich myślach, odezwała się Maria: - Twój pokój jest po prawej i dzielisz łazienkę z Edwardem. Proszę się nie martwić, łazienki są zamykane od zewnątrz i od wewnątrz. - Okej – odparłam nieco zmieszana. - Teraz zostawię was w spokoju. Rozpakujcie się i odpocznijcie po podróży. Jutrzejszy dzień jest tylko dla was. Możecie robić, co tylko chcecie. Pojutrze wycieczka do Rzymu, a dalej pomyślimy – rzekła Maria i zbiegła po schodach. - Chodź, Bells, obejrzymy twój pokój – szepnął Jazz. - Tak, chodźmy – odparłam. Jasper oprowadził mnie po pokoju i łazience. Następnie wyszliśmy na balkon. - Och, Bells, jaki piękny widok – wyszeptał. Na te słowa wybuchłam płaczem, byłam zła i zmęczona. Emocje wzięły górę. - Bells, wybacz, nie chciałem – kajał się Jazz. – Chcesz... - Nie – nie dałam mu dokończyć. – Położę się, już późno. - W porządku – odparł cicho. – Dobranoc, maleńka. Wyszedł. Dobrze, że szybko się uczę. Powoli doszłam do łóżka, było niewymiarowe – dla mnie za duże. Zdjęłam ciuchy i położyłam się spać w bieliźnie. Nie miałam już dziś siły na szukanie piżamy. Zasnęłam. Znów byłam w parku. Edward - Już jesteśmy, Alice – powiedziałem. – Obudź się! Alice otworzyła szeroko oczy i natychmiast wybiegła. Roześmiałem się głośno. - Oczywiście, że zaniosę ci bagaże, królowo! – krzyknąłem, ale chyba nie usłyszała. Wysiadłem z auta i podążyłem za nią. Światła były już pogaszone wszędzie, z wyjątkiem jednego na samej górze. Nie trudno się było domyślić, że to pokój słynnego Jazza, który zapewne czekał na swojego chochlika. Na mnie nigdy nikt nie czekał. Każda dziewczyna, która się mną interesowała chciała albo sławy, albo kasy, albo mojego ciała. Nikt nie chciał poznać mojej duszy. Nauczyłem się z tym żyć, winiąc za wszystko ojca, ale czasem dopadała mnie dziwna myśl, że może kiedyś znajdzie się ta jedyna. Edwardzie, jesteś zmęczony, skarciłem samego siebie. Roześmiałem się i wszedłem do domu. Na parterze była ogromna kuchnia z jadalnią i wielki salon. Nie miałem dziś ochoty na zwiedzanie domu, więc szybko udałem się na piętro. Przy każdym z pokoi wisiała tabliczka z imieniem mieszkańca. To nie moje piętro, pomyślałem i wszedłem wyżej. Odnalazłem swój pokój – drugi po prawej. Wszedłem i uwaliłem się na łóżku w tym, w czym przyjechałem.: Nie mogłem jednak zasnąć przez Alice, która wydawała dziwne odgłosy. Wyszedłem na balkon i ze zdziwieniem stwierdziłem, że dzielę go z mieszkańcem pierwszego pokoju. Nie licząc na wiele, podszedłem do drzwi balkonowych sąsiada. Moim oczom ukazała się śpiąca dziewczyna, leżała w samej bieliźnie. Była bardzo piękna. Zacząłem się zastanawiać, czemu nie zasłoniła okien, przecież wychodziły na wschód i za cztery godziny słońce zacznie ją razić w oczy. Odpuściłem, popatrzyłem na nią raz jeszcze i znów udałem się do mojego łóżka. Tym razem sen przyszedł szybko. Śniły mi się czerwone stringi. ROZDZIAŁ III – NOWE ZNAJOMOŚCI Bella Spało mi się cudownie. Na szczęście pokoje miały klimatyzacje. Zawsze lubiłam spać, kochałam moje sny. Obudziło mnie pukanie do drzwi. - Bells, Bells, wstawaj! – krzyczała Alice. – Wchodzę. - Witaj, Alice – uśmiechnęłam się. – Cieszę się, że już jesteś. - Jestem. Przyjechaliśmy wczoraj w nocy z Edwardem, moim kuzynem. – odpowiedziała, po czym zaczęła rozpinać moją torbę mówiąc: - Rozpakuje cię i naszykuje ciuchy, a ty idź wziąć prysznic. - Okej – odparłam. Alice zaprowadziła mnie do łazienki i wyszła. Wzięłam szybki prysznic i założyłam sukienkę bez ramion, którą naszykowała mi moja przyjaciółka. Sukienka sięgała mi do połowy uda. Pod spód oczywiście włożyłam bikini – w końcu dziś mieliśmy integrować się przy grillu nad basenem. Ciekawa byłam, jak będą mnie postrzegać inni. W końcu nie jestem taka, jak wszyscy. Powolnym krokiem wyszłam z łazienki. - Wow, Bells, wyglądasz świetnie! – krzyknęła Alice i dodała: – Chodźmy na śniadanie, Jazz na nas czeka. Złapała mnie za rękę i zeszłyśmy po schodach. Poczułam zapach naleśników – specjalność mojego brata. Byłam naprawdę głodna. Jazz podbiegł do mnie i złapał moją drugą dłoń. Posadzili mnie przy stole. Alice usiadła obok. Jasper nałożył nam naleśniki i dołączył do nas. Jedliśmy i rozmawialiśmy. Nagle poczułam mocną woń wody toaletowej, była bardzo ładna. Usłyszałam kroki i wówczas odezwał się on, najseksowniejszym głosem na ziemi: - Witam wszystkich. - Witaj, Edwardzie – rzekła Alice. – Pozwól, że przedstawię ci mojego Jazza i jego siostrę Bellę. - Witaj, Edwardzie – powiedział Jasper. A ja wciąż siedziałam, jak zaczarowana, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Edward Gdy zobaczyłem dziewczynę, siedzącą obok Alice, zamarłem. To była dziewczyna z pokoju obok, teraz jeszcze piękniejsza. Ubrana była w sukienkę bez ramion w kolorze turkusowym, która idealnie podkreślała jej karnację. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Miała przepiękne brązowe oczy, ale wydawały się smutne i takie… nieobecne. Wydusiłem z siebie wreszcie powitanie: - Witam wszystkich – rzekłem. - Witaj, Edwardzie – odparła Alice. – Pozwól, że przedstawię ci mojego Jazza i jego siostrę Bellę. - Witaj, Edwardzie – powiedział Jasper. A więc tak miała na imię ta piękność – Bella. Poczułem, że przeszywam ją wzrokiem, ale nie wyglądało, żeby jej to przeszkadzało. Z zamyślenia wyrwał mnie chichot. Odwróciłem się. Stały za mną dwie dziewczyny i chichotały. - Mam na imię Tanya – powiedziała ruda. – A to moja koleżanka Jessica – wskazała na blondynkę o przygłupim wyrazie twarzy. Szczerzyły się do mnie jak do tortu urodzinowego. - Edward, miło mi – odparłem i usiadłem przy stole tuż obok mojego zjawiska – Belli. Bella nie patrzyła na mnie ani się nie odzywała, co jeszcze bardziej przykuło moją uwagę, nie przywykłem do takiego traktowania. Ciszę przerwała Alice. - Dziś integrujemy się przy basenie - rzekła -Wieczorem będzie grill, na który przyjdzie też kilka osób z Villi numer dwa. Chodź Bells, idziemy popływać. Złapała dziewczynę za dłoń i powoli ruszyły do wyjścia na taras. Mój wzrok śledził każdy jej ruch. Poruszała się bardzo ostrożnie, jakby uczyła się domu na pamięć. - Może i my pójdziemy popływać? - Jasper przerwał ciszę. - Oczywiście – odparłem. Muszę zobaczyć Bellę w bikini, dodałem w myślach. Dwie dziewczyny z pierwszego piętra zaczęły piszczeć i pobiegły na górę – za pewne się przebrać, ale mnie to nie interesowało. Chciałem zobaczyć Bellę, jak najszybciej.
ROZDZIAŁ IV – INTEGRACJA Bella Było gorąco. Nie mogłam się doczekać zanurzenia w chłodnej wodzie. Szybko ściągnęłam sukienkę i zawołałam Alice. Podbiegła do mnie i zaprowadziła mnie do basenu, Jazz już tam czekał. Złapał mnie i umieścił tuż obok siebie. - Chcesz popływać? – zapytał. - Nie – odparłam. – Chcę tylko posiedzieć. Tu jest tak przyjemnie. - Bells – zaczął niepewnie. – Wiesz, że musisz powiedzieć wszystkim, w końcu i tak zauważą. Przynajmniej będą mogli pomagać ci czasem. - Wiem, braciszku, wiem. – Zamyśliłam się. – Powiem im, jak zaczniemy grilla. Przyznaj jednak, że są albo bardzo mało spostrzegawczy, albo tak mocno zapatrzeni w siebie. Uśmiechnęłam się. Jazz nic mi nie odpowiedział, tylko głośno westchnął. Czułam, że w ten sposób przyznał mi rację. Wiedziałam, ze zbliża się Edward – z zamyślenia wyrwał mnie ten sam cudowny zapach. Był bardzo wyraźny, zupełnie, jakby stał tuż obok mnie. Zaciągnęłam się tą niesamowitą wonią. Mój węch był niezwykle wrażliwy na wszelkie zapachy, a ten był dla mnie jak narkotyk. Edward Och, spóźniłem się. Bella już była w wodzie, w dodatku zanurzona niemal po szyję. Wygląda na to, że będę musiał poczekać, aż zechce wyjść. Głupi Edwardzie – skarciłem się w myślach. - Przecież to zwykła dziewczyna, która nawet na ciebie nie patrzy. Co ona takiego w sobie miała, co mnie do niej przyciągało? Powoli zaczynało zbierać się towarzystwo. Przyszły już dwie wariatki z pierwszego piętra, śliniące się na mój widok. Postanowiłem dać im trochę radości, więc zdjąłem koszulkę. Nie byłem głupi, wiedziałem, jak działam na kobiety. Odwróciłem się w stronę Belli – nawet nie spojrzała. Zmieszałem się i wskoczyłem do basenu. Chciałem się orzeźwić. Uwielbiałem sporty wodne, a w pływaniu byłem naprawdę niezły. Odprężało mnie. - Witajcie! – krzyknął jakiś chłopak. – Jesteśmy z Villi numer dwa. Mam na imię James, a to Mike i Eric. Kto rozpala grilla? - Witajcie - odpowiedzieliśmy prawie równo, co było dość zabawne. Poczułem się jak w przedszkolu. Bella patrzyła w kierunku nowych przybyszów, ale nadal jej wzrok wydawał mi się nieobecny. - Ja rozpalę – powiedziałem. – Przynoście żarcie. Chłopaki, naszykujcie stolik i krzesełka dla pań. Wyszedłem z wody i podbiegłem do grilla. Wycieranie się nie miało najmniejszego sensu – było dwadzieścia osiem stopni w cieniu. Kątem oka obserwowałem Bellę. Jasper wziął ją na ręce i wyniósł z basenu. Czemu sama nie wyszła? – zastanawiałem się. Może braciszek ciągle uważa ją za małą dziewczynkę? Jazz postawił ją przy krześle, a Alice pospiesznie podała jej ręcznik. Boże, jaka ona jest śliczna! – Patrzyłem na nią w tym skąpym brązowym bikini, jej ciało było piękne i gładkie. Tylko czemu jest traktowana przez nich, jak upośledzona? Nawet na krześle ją posadzili. - Szaszłyki gotowe – krzyknąłem. – Siadajcie. Na moje nieszczęście miejsca obok Belli zostały zajęte. Usiadłem na wprost niej i bezczelnie pożerałem ją wzrokiem. Czułem, że jeśli ktoś każe mi teraz wstać, najem się niezłego wstydu. Nigdy mi się nie zdarzyło, aby jakaś dziewczyna podniecała mnie tak bardzo, nie robiąc nic. Skupiłem się na jedzeniu. - Może teraz każdy coś opowie o sobie? – rzucił James. - Ja zacznę – pisnęła Jessica. – Mam na imię Jessica i jestem z Chicago. Przyjechałam tu grać na skrzypcach. - No, proszę – powiedział Mike. - A ja myślałem, że wszystkie laski tutaj tylko śpiewają. Ja jestem Mike. Przyjechałem z Nowego Yorku i gram na saksofonie. - Mam na imię Tanya – rzekła ruda. – Jestem z Irlandii i oczywiście śpiewam. – Puściła oko do Mike’a, a on wybuchł śmiechem. - A nie mówiłem?! – zażartował Mike. - A ty, Alice? - Mam na imię Alice, jestem z Forks. Śpiewam i gram na wiolonczeli. Jednak stawiam na wokal, wiolonczela to dodatek. - Całkiem spory ten dodatek – zaśmiałem się. – Jestem Edward i gram na fortepianie. Pochodzę z Los Angeles. - James – zaczął blondyn siedzący obok Belli – to moje imię, gram na gitarze basowej i pochodzę z Anglii. - Ja jestem Eric – odezwał się niewysoki brunet. – Urodziłem się w Arizonie i gram na klawiszach. Nie mogłem doczekać się tego, co powie moje zjawisko, ale pierwszy odezwał się Jasper. - Jestem Jasper. Gram na gitarze i jestem z Forks, skąd przyjechałem wraz z moją siostrą Isabellą. Jestem na pierwszym roku, bo zrobiłem sobie małą przerwę w nauce. Isabella – pomyślałem. Wolę Bella. Moja Bella. - Jestem Isabella, ale mówcie mi Bella. – Jej cudny głos wyrwał mnie z zamyślenia. – Przyjechałam z Forks. Śpiewam i gram na fortepianie, choć zdecydowanie wolę to pierwsze. Acha, jestem niewidoma. ROZDZIAŁ V – HISTORIA BELLI Bella Żałowałam, że nie widzę ich twarzy. Żałowałam, że nie słyszę ich myśli. Byłam przerażona. Bałam się, że mnie odepchną i wybuchnę niepohamowaną złością. Nie bałam się, że mnie nie polubią, bo to było raczej niemożliwe. To przecież ja – słodka do bólu, ślepa Bella Swan. Jazz trzymał kurczowo moją dłoń. Cisza. Musiałam ją przerwać. Musiałam mówić, aby uniknąć nawału pytań i litości w ich głosie. Nienawidziłam litości. Zawsze, gdy ktoś okazywał mi współczucie, zbierało mi się na wymioty. - Straciłam wzrok trzy lata temu. Wracałam do domu i potrącił mnie samochód. Sprawcy nie znaleziono. Byłam u wielu specjalistów, nikt nie potrafił mi pomóc. Pogodziłam się z tym. Dostanie się na tą uczelnię jest dla mnie ogromną szansą, bo niewiele jest rzeczy, które mogą wykonywać ślepcy. Mam nadzieję, że będę mogła liczyć na waszą pomoc, chciałabym czasem odciążyć Jazza i Alice. W końcu oni są parą, a ja jestem niepotrzebnym ciężarem. - Bells, co ty… - zaczął mój brat. - Jasper, to prawda, nie zaprzeczaj. W Forks tata i Jake mi pomagali, tutaj mam tylko was. - Kim jest Jake? – Pytanie Jamesa bardzo mnie zaskoczyło. Ja im mówię, że nie widzę, a on pyta o psa? - Labradorem – odparłam. – Psem przewodnikiem. - Ach… - westchnął. Myślałam, że chce powiedzieć coś jeszcze, ale już się nie odezwał. Nikt się już nie odezwał. Poczułam się dobrze. Nikt nic ode mnie nie chciał. Wszyscy zaczęli znowu rozmawiać. Tanya i Jessica poszły do wody. Za nimi podążył Mike i Eric. Byłam zmęczona, ale dziwnie spokojna. - Dziękuję za miły dzień – rzucił James. – Będę się zbierał. Do zobaczenia jutro na wycieczce. Słyszałam, jak podąża w moim kierunku. Złapał moją dłoń i ucałował ją, mówiąc: - Dobranoc, Bello. - Dobranoc – odpowiedziałam. - Bells, chcesz iść już na górę? – zapytała Alice. W jej głosie była nadzieja, na pewno chciała już znaleźć się w ramionach Jazza. Nie chciałam jej zawieść, ale nie miałam też ochoty iść do pokoju. - Alice – powiedziałam. – Idźcie z Jasperem, ja posiedzę jeszcze. Nie martw się, dam sobie radę, naprawdę. - Ale… - Jasper nie był pewien, co chce powiedzieć. Z nieoczekiwaną pomocą przyszedł mi Edward. - Zajmę się Bellą – powiedział. – Jak będzie chciała, zaprowadzę ją na górę. - Okej, zatem do jutra – Alice szepnęła mi do ucha i złapała Jazza, ciągnąć go za sobą do domu. Byłam zdziwiona postępowaniem Edwarda. Czego on chciał? - Czemu to zrobiłeś?! Nie potrzebuję adwokata! – wrzasnęłam. - Ja tylko chciałem porozmawiać, Bello – odpowiedział spokojnie. Edward - Jestem Isabella, ale mówcie mi Bella. – Jej cudny głos wyrwał mnie z zamyślenia. – Przyjechałam z Forks. Śpiewam i gram na fortepianie, choć zdecydowanie wolę to pierwsze. Acha, jestem niewidoma. Śpiewa i gra na fortepianie zupełnie jak ja i jest… Co? Jak to? Jest niewidoma? Dlaczego? W mojej głowie rozpętała się burza. Byłem zły, zmieszany, wściekły, tak to zdecydowanie najlepsze słowo – byłem wściekły, że ona nie widzi. Słuchałem jej historii i wściekłość we mnie rosła. Ktoś ją potrącił i uciekł. Jakim trzeba być człowiekiem, aby tak postąpić? Może jest jednak jakaś nadzieja? Porozmawiam z ojcem – obiecałem sobie. Po raz pierwszy poproszę Carlisle’a o pomoc. Gdy tak biłem się z myślami, usłyszałem, że Anioł mówi coś do mojej kuzyneczki. - Alice – powiedziała. – Idźcie z Jasperem, ja posiedzę jeszcze. Nie martw się, dam sobie radę, naprawdę. - Ale… - rzucił Jasper, ale przerwałem mu. - Zajmę się Bellą. Jak będzie chciała, zaprowadzę ją na górę. - Czemu to zrobiłeś?! Nie potrzebuję adwokata! – wrzasnęła. - Ja tylko chciałem porozmawiać, Bello – odpowiedziałem spokojnie. Czy to była prawda? Po części tak. Chciałem z nią porozmawiać, ale też nie chciałem się z nią rozstawać, chciałem na nią popatrzeć. - O czym chcesz rozmawiać? – spytała zniecierpliwiona. - Nie wiem… O tobie, o mnie, o twoich planach, o czym chcesz – odparłem. - Nie chcę litości ani sztucznego zainteresowania – spuściła głowę. - Nie daję ci tego, chcę cię poznać – złapałem ją delikatnie za brodę i spojrzałem w jej smutne, brązowe oczy. – Naprawdę. - Nie dzisiaj, Edwardzie, jestem za bardzo zmęczona. Czy zaprowadziłbyś mnie do pokoju? – poprosiła. - Dla ciebie wszystko, Aniele – powiedziałem i podałem jej dłoń. Złapała mnie mocno i poszliśmy do domu. Gdy doszliśmy do jej drzwi, puściła moją rękę i przesunęła swoją po mojej twarzy, szepcząc: - Ślepy Anioł, to brzmi strasznie. – Pocałowała mnie w policzek i zamknęła mi drzwi przed nosem. ROZDZIAŁ VI – WYCIECZKA Bella Co ja mam teraz zrobić? Nie chcę jego zainteresowania. Jak go zniechęcić? Takie myśli wciąż zaprzątały moją głowę. Alice, muszę koniecznie porozmawiać z Alice. Po co ja go pocałowałam? To przez ten jego zapach, uderzył mi do głowy. Tak, to wszystko przez to. Alice – gdzie ona jest? Czego on ode mnie chce? Czyżby miał ochotę wykorzystać ślepą dziewczynę? Nawet nie wie, na co się porywa. Ach, czemu ja wciąż o nim myślę? Alice, potrzebuję Alice. Dziś wycieczka. Będzie dużo osób, co pozwoli mi usiąść z dala od niego. Nie będę musiała z nim rozmawiać. Wcale nie pragnę go poznawać. Nie chcę także, aby on poznawał mnie. Alice, idę po nią. Zarzuciłam na siebie sukienkę na ramiączkach i wybiegłam z pokoju. Nagle odbiłam się od czegoś twardego. Już miałam upaść na ziemię, gdy złapały mnie czyjeś silne ręce. - Och! – krzyknęłam i wówczas poczułam jego zapach, no nie! - Alice! – wrzasnęłam, zniecierpliwiona. - Bello, nie bój się, to ja, Edward – szepnął. – Nic ci nie jest? - Nie! – warknęłam – Puść mnie. Szłam do Alice. - Bello, o co chodzi? – zapytał. - O nic, puść mnie, idioto. Nie chcę się z tobą zaprzyjaźniać! – krzyknęłam mu w twarz. - Bello, co się dzieję? – usłyszałam głos przyjaciółki i szybko do niej podeszłam. - Alice, dzięki Bogu. Edward Co ja takiego zrobiłem, że była na mnie taka wściekła? Cała się trzęsła ze złości. Nie chcę się z tobą zaprzyjaźniać! Jej słowa brzęczały mi w uszach. Dowiem się, o co chodzi, ale nie teraz. Dam jej odpocząć, pewnie ma dość wrażeń. Musiałem przyznać, że Bella całkowicie zaprzątnęła moje myśli. Do tej pory byłem pewien, że takie chore fascynacje mają miejsce tylko w filmach. Odkąd ujrzałem ją pierwszy raz, nie potrafiłem skupić się na niczym innym. Fakt, że nie byłem dla niej pociągający, stanowił dla mnie wyzwanie. Tym bardziej chciałem się do niej zbliżyć. Moje rozterki zostały przerwane przez głośny klakson. Złapałem plecak i pobiegłem na dół do autobusu, którym mieliśmy jechać do Rzymu. W busie siedziały już dwie wariatki z piętra, chłopaki z domu obok i Jazz. Usiadłem na wolnym siedzeniu. Po chwili weszła Alice, ciągnąc za sobą Bellę, a zaraz za nimi Maria i Mark – gospodarze domów. - Proszę zajmować miejsca. Panno Hale, panno Swan. – Mark wskazał im miejsca. – To nie przedszkole. Siadamy. Edwardzie, proszę pomóc Isabelli zająć miejsce obok siebie. Bella zbladła, widziałem to wyraźnie. Ja też byłem wściekły, bo w końcu obiecałem sobie, że dziś dam jej spokój. - Panie Cullen, na co pan czeka? – dopytywał Mark. - Już – odparłem. – Bello, podaj mi rękę – poprosiłem. Podała, posadziłem ją i nic nie mówiłem. Jechaliśmy w milczeniu. Zerkałem na nią od czasu do czasu. Była spięta, nerwowo zaciskała pięści . O co tej dziewczynie chodzi?– zastanawiałem się. Bella Cullen? Ten Cullen od Carlisle Cullena? Czyżby był spokrewniony z jedynym lekarzem, który nie chciał mnie zbadać? Z jednym z najlepszych chirurgów - okulistów na świecie? Byłam wściekła. W dodatku, musiałam z nim siedzieć całą drogę. Czy to kara? Czy nie wystarczy, że jestem ślepa? Chciałam wrzeszczeć, ale zamiast tego, łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Dość! Bella Swan nie płacze! Zamknęłam mocno powieki, uspokoiłam się i po chwili szłam już moją ukochaną parkową aleją. Ten sen jednak był inny. Leżałam na łące z najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. Przytulał mnie co raz mocniej i roztaczał wokół siebie cudowną woń. Ten zapach był dziwnie znajomy. Ocknęłam się nagle. Leżałam na czymś twardym, co pachniało jak Edward Cullen, oczywiście. Tego już za wiele. Szybko się wyprostowałam i udawałam, że nic takiego nie miało miejsca. Poczułam, jak Edward się trzęsie. Czy on właśnie się ze mnie śmiał? Zwiedziliśmy część Rzymu i Watykanu, szkoda tylko, że nic nie widziałam. Ironia losu. Po raz pierwszy byłam poza Forks i nic nie mogłam zobaczyć. Wszędzie chodziłam z Jazzem i Alice. Edward na szczęście nie kręcił się koło mnie. Byłam mu wdzięczna. W drodze powrotnej nie odzywałam się i pilnowałam, aby nie zasnąć – udało mi się. W domu udałam się, jak najszybciej do sypialni – byłam nieziemsko zmęczona. Śnił mi się zapach Edwarda.
...
sandilov