Piotr_Janusz_Flis_-_Trzy_razy.pdf

(56 KB) Pobierz
Trzy razy
Trzy razy
Piotr Janusz Flis
Published: 2007
Categories(s): Fiction, Humorous, Short Stories, Non-Fiction, Religion,
General, Confucianism, Hinduism, Philosophy
Tag(s): "short story" "sai baba" piotr janusz flis j. trzy razy hardkor asceza
wschód absurd humor śmieszne opowiadania opowiadanie groteska po-
land china buddha
1
741872957.001.png
lecz co to ma do rzeczy, gdy wiadomo, że psa w pośpiechu się nie
da… Chociaż, gdyby ktoś opanował do mistrzostwa trenerską sztukę?
Kto wie, może jakiś pies opróżniałby się bijąc kolejne rekordy?
Kamiński wolał się nad tym nie zastanawiać. Ten czterdziestoletni
łysielec z kilkudniowym łysim stażem nie był dość finezyjny, by współ-
praca z kundlem dobrze mu się układała. Gdy już naprawdę mu się
spieszyło, miał w zwyczaju ciągnąć zwierzaka na balkon swojego
mieszkania na dziesiątym piętrze. Sadzał go tedy na balustradzie, a
szczekający kumpel sprawnie robił to co najlepiej potrafił do długiej don-
iczki po pelargoniach. I tak też było tym razem.
– Wyrzucę później… – mruknął Alfred, przed oczyma mając wściekłą
twarz sąsiadki, która zrządzeniem losu, akurat o takiej, a nie innej porze
musiała wtedy podlewać kwiatki. – W końcu to jej wina… – pomyślał
zamykając balkonowe drzwi.
Jako, że wedle nauk mistrzów Wschodu, człowiek rozwinięty ducho-
wo nie może nosić ni zarostu, ni nawet pojedynczego włoska na głowie,
Alfred zrobił użytek z zakupionej wczoraj żyletki.
– Jak hardkor, to hardkor, asceza to asceza – rzekł, zastanawiając się
nad dobiegającymi zza historycznie tajemniczej ścianki działowej, która
rozdzielała sracz od mieszkania sąsiada, modernistycznymi odgłosami
elektrycznej golarki.
W końcu zawiązał buty i ruszył w miasto szukać duchowego
oświecenia.
Wrócił późnym wieczorem, niosąc pod pachą kilogramy gazetek i
ulotek. Z należytą czcią ułożył je na stole w salonie i padł wycieńczony
na kanapę. Ze stołu promieniował olśniewający uśmiech łysego Sadżra
Ma Baby, zdający się ironizować: „I ty głupku naprawdę we mnie uwi-
erzyłeś?”. Jednak snu Alfreda nie zakłóciła ani jedna zła myśl.
„Wystrzegajcie się ich!” – powtarzał na sympozjum Misiek Kowalski,
teraz znany (ale tylko w kręgu dobrych ludzi) jako Gaudama Lao.
Następnego ranka tuż po przebudzeniu przybrał pozycję lotosu i za-
czął mantrę o niepojętej mocy, która brzmiała mniej więcej tak –
„Omm…”. Przestał, gdy kot zrzucił mu na głowę orzecha.
– Ty gnoju zasrany! – krzyknął napełniony energią światłości. – Matka
cię w domu nie nauczyła? – dodał bez sensu.
Podczas swoich rozmyślań Alfred doszedł do wniosku, że przyziemne
sprawy zbyt zbrodniczo niszczą jego duszę. Wszelka rutyna, cały ten
materializm, budziły w nim odrazę. Postanowił więc nie pójść tego dnia
do pracy. „Powiem mu, że takie mam przekonania religijne!”, wydumał.
2
Z denerwowany Alfred w pośpiechu wyprowadzał psa. Było rano,
Po czwartym w ciągu dnia wyjściu ze stanu alfa, zaczął mieć wyrzuty
sumienia. „Biedny kotek, on musi teraz przeze mnie cierpieć”, pomyślał.
Długo kombinował, jak tu kotu zadośćuczynić, lecz nie wykombinował
nic. Widocznie nie w pełni serce jego najjaśniejszą światłość przyjęło.
Przeraził się tylko perspektywą onych tajemniczych trzech razy…
– Kurde, nie no! Zwróci mi się trzy razy, zgodnie ze starą zasadą.
Następny dzień (też spędzony w domu) upłynął na testowaniu bożego
porządku wszechrzeczy. Najpierw Alfred, chcąc upewnić się czy
odwieczne prawo na pewno działa, postanowił rzucać grochem o ścianę.
Rzucił grochem raz. Odbiło się. Rzucił znowu – znów się odbiło.
Trzecim razem też.
– To działa. – zasmucił się.
Nie ustawał jednak w wysiłkach, by odnaleźć prawdę. Wielki nauczy-
ciel (a także, jak wiadomo wszystkim wyzwolonym istotom wspaniały
jogin i mistrz Wschodu) Jezus powiadał przecież „Szukajcie, a zna-
jdziecie.”. W dążeniu do osiągnięcia wewnętrznej harmonii trzeba być
wytrwałym, inaczej wiara nigdy nie będzie szczera.
Poszedł więc do sąsiada, by porozmawiać z nim o Bogu. Na wszelki
wypadek zaopatrzył się w spirytus sanctus, tak dla lepszego efektu.
Zataczający się brodaty męt leniwie otworzył skrzypiące drzwi i przyjął
wspaniałego gościa z należnymi adeptowi Drogi Najjaśniejszego Światła
(i flaszce spirytusu) zaszczytami.
– Nie filozuj mi tu pan, tylko pan pij, bo samemu to głupio, no! – sąsi-
ad głęboko rozpatrzył egzystencjonalny problem samotności w wielkim
mieście.
Gdy pan Mietek leżał już pod stołem, był kwadrans do powrotu sro-
giej żony z pracy. Zgodnie z umową Alfred zaciągnął sąsiada na tap-
czan, zawiązał chustkę na głowie i włożył pod pachę termometr. Chory
jak nic…
Na dole było słychać charakterystyczny stukot. To musiała być pani
Hela, małżonka Mieczysława. Kamiński ledwo zdążył ukraść sąsiadowi
jabłko z koszyka i wyjść na klatkę schodową. Powróciwszy do siebie,
położył jabłko obok kadzidełek tlących się na stoliku.
Czekał równo miesiąc, kupił równo trzy jabłka, zapraszał różnych
gości do mieszkania, licząc, że z ich pomocą zwróci mu się trzy razy. Jed-
nak nic z tego – jabłko jak stało, tak stoi nadal.
– Nie działa. – Alfred wydedukował.
Znudzony całą tą filozofią i nabierający coraz więcej wątpliwości,
postanowił coś przekąsić.
3
A cóż takiego mógł mieć pod ręką zwisającą z poduszki do medytacji?
Otóż właśnie ono jabłko, obiekt jego fascynacji.
Zjadł je i popił święconą wodą.
Pięć minut później klęczał już nad kiblem i wymiotował.
– Raz… Dwa… Trzy… – liczył wodospady śmierdzącej mieszaniny. –
Działa! – wykrzyknął.
Alfred przeżył tego pamiętnego dnia niezwykłą wewnętrzną przemi-
anę. Doświadczył potęgi wszechrzeczy, wobec której wszyscy są jed-
nakowi. Wszechobecny absolut korygujący niedoskonałości, będący
wypadkową wszystkiego – tak to sobie tłumaczył. Alfred przeżył
nawrócenie.
Alfredo Szach Baba założył później Szkołę Boskiego Zwracania. Ży-
ciową dewizą Mistrza i jego uczniów stało się „Cokolwiek nieświeżego
zjesz, trzy razy ci się zwróci!”. Słowa te mądre istotą są wszechświata,
poznajcie je więc i stosujcie w waszych bytach (i odbytach). Niech ener-
gia światłości uchroni was przed boskim zwrotem! Namaste.
15 XII 2007 r.
4
From the same author on Feedbooks
Święci (2007)
Opowieść z mrocznych wieków, opisująca żywot fikcyjnego świętego
oraz innych ludzi w pewien sposób z nim powiązanych. Konflikt róż-
nych postaw intelektualnych i życiowych, człowiek postawiony w tra-
gicznej sytuacji bez wyjścia. I wcale nie chodzi tu o ckliwą miłość.
Tekst pełny dygresji i przemyśleń, które wypowiadane przez bohater-
ów nie zawsze muszą w pełni zgadzać się z poglądami autora.
Podobało ci się opowiadanie? Nie podobało? Skomentuj, prześlij tekst
innym osobom. To dozwolone. Promujmy polskich autorów na
FEEDBOOKS.
Opowiadanie, w którym do granic absurdu i groteski została
doprowadzona pewna bardzo, ale to bardzo specyficzna rzecz...
Napisane w ciągu kilkanastu minut pod natchnieniem fragmentu feli-
etonu J. Grzędowicza "Jak nie skanować?" ("Science Fiction, Fantasy i
Horror", nr 52, II 2010).
Serdecznie zapraszam. Zachęcam również do wystawienia komentarza i
w przypadku polubienia utworu przesłania go innym - wbrew pozorom
wielu może być zainteresowanych.
W stylu nonsense. Zapraszam.
Jeśli się podoba, to "spread the word", jak to mawiają anglosasi.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin