Masterton Graham - Ciało i krew.txt

(854 KB) Pobierz
GRAHAM MASTERTON

CIA�O I KREW

TYTU� ORYGINA�U: FLESH AND BLOOD
PRZE�O�Y� ANDRZEJ SZULC
Dla Wiescki
ROZDZIA� I
- To tutaj, dzieci - powiedzia� Terence po niespe�na godzinie jazdy. Skr�ci� swoim 
poobijanym czarnym mercurym kombi z szosy, wjecha� przednimi ko�ami na nasyp i zgasi� 
silnik.
Emily spojrza�a przez boczn� szyb� na faluj�ce przed burz� pszeniczne pole, fruwaj�ce w 
powietrzu plewy i niebo, teraz ciemniejsze nawet od oczu taty.
- Dlaczego tutaj przyjechali�my? - zapyta�a. - Nie zd��ymy na Deep Space Nine.
Mia�a na sobie o jeden numer za ma�� ��t� sukienk� w kwiatki; oprawki jej okular�w 
pozlepiane by�y plastrem Band Aid, a miedziane w�osy zaplecione w warkoczyki i zwi�zane 
kokardami.
Obok niej poruszy�a si� i otworzy�a oczy Lisa. Mia�a dziewi�� lat, blond w�osy, chude 
nadgarstki, chude nogi, skarpetki do kostek i skomplikowany aparat na z�bach, z powodu 
kt�rego stale sepleni�a. George spa� z otwartymi ustami, �lini�c si� na pod�okietnik. George 
mia� tylko trzy lata i odstaj�ce uszy.
- Nadszed� czas, dzieci - oznajmi� z dziwnym u�mieszkiem Terence. - Czas, aby 
zrobi� to, co do nas nale�y. - Wysiad� z samochodu i otworzywszy tylne drzwi, obszed� go 
dooko�a, wal�c d�oni� w dach i w mask�. Zniecierpliwiony i niespokojny, nie m�g� usta� w 
miejscu. - Szybciej, dzieci, po�pieszcie si�, ju� czas.
Wysiedli z samochodu. Tato zatrzasn�� drzwi i przez chwil� stali na poboczu. Wiatr 
szumia� i �wista�, po asfalcie przelatywa�y suche grudy ziemi. Nie wiedzieli, co maj� robi�. 
Nie wiedzieli, dlaczego si� tutaj znale�li. Ale tato powtarza� im bez przerwy, kiedy jechali, �e 
musz� zosta� ocaleni.
- Kocham was, kocham was wszystkich. Wiecie, jak bardzo was kocham? Dlatego 
w�a�nie musicie zosta� ocaleni.
Tato otworzy� baga�nik i wyj�� z niego sw�j stary worek. Dzieci go nie lubi�y. To by� ten 
sam stary worek w kt�rym utopi� tego szczeniaka labradora, kt�ry urodzi� si� zdeformowany 
Ten sam stary worek w kt�rym regularnie przynosi� do domu pokrwawione cia�a 
zastrzelonych przez siebie kr�lik�w. Ten sam stary worek, kt�ry powalany by� wszelkiego 
rodzaju strasznymi plamami i okropnie �mierdzia�.
- Chod�cie, dzieci, chod�cie tu na gor� - ponagla� ich Terence.
Wci�� oszo�omieni wdrapali si� w �lad za nim po osypuj�cym si� ziemnym nasypie. Jaki� 
py�ek wpad� do oka George'owi, kt�ry zatrzyma� si�, zamruga� i zacz�� energicznie pociera� 
powiek�. Tato zawr�ci�, od�o�y� sw�j worek i zajrza� synkowi do oka.
- Czujesz, gdzie on jest? Sp�jrz w g�r�... a teraz w bok. Nie, nic nie widz�, George. 
Chyba wypad�.
Zacz�li torowa� sobie razem drog� przez szumi�cy ocean dojrzewaj�cej pszenicy. Emily 
trzymaj�c za r�k� George'a, Lisa troch� z ty�u. I tato, kt�ry przez ca�y czas m�wi� do siebie i 
gestykulowa�, wyprzedzaj�c ich o par� krok�w: nigdy zbyt blisko i nigdy zbyt daleko.
- Jak my�licie, dzieciaki! - zawo�a�. - Czy to nie jest jeden z tych dni?
Emily spojrza�a w g�r�. Niebo by�o ciemnobr�zowe - naprawd� ciemnobr�zowe! - a 
chmury gna�y po nim jak spuszczone z uwi�zi ogary. Gna�y tak szybko, i� mog�o si� 
wydawa�, �e wiruje wok� nich ca�y �wiat; mog�o si� wydawa�, �e ca�y stan Iowa kr�ci si� na 
olbrzymim trzeszcz�cym i dudni�cym talerzu gramofonu.
- Alouette, urocza Alouette - za�piewa� Terence, a potem zagwizda�, podskoczy� w 
g�r�, obr�ci� si� do nich twarz� i zakr�ci� kilka razy nad g�ow� starym workiem. - 
Pami�tacie t� piosenk�? Pami�tasz t� piosenk�, Emily? Kiedy by�a� ma�ym dzieckiem, wprost 
j� uwielbia�a�. �piewa�em ci j� przez ca�y dzie� i przez ca�� noc, przez ca�y dzie� i przez ca�� 
noc, i niech mnie kule bij�, je�li k�ami�.
Dzieci przebieg�y kilka krok�w i zatrzyma�y si�. W twarze zacz�y k�u� je krople deszczu.
- Ocal nas - krzykn�� Terence, brodz�c po kolana w pszenicznych k�osach. - Ocal nas, 
prosimy, ocal nas, Bo�e!
- Ocal nas! - zapia� swoim cienkim piskliwym g�osikiem George. Wsz�dzie wok� nich 
wirowa� kurz i plewy.
- Ocal nas - zaintonowa� Terence. - Ocal nas, ocal nas, ocal nas!
- Ocal nas! - krzycza�y dzieci. - Ocal nas!
- Ale od czego nas ocal? - zapyta� Terence, odwracaj�c si�, �eby wbi� szeroko otwarte 
oczy w ca�� tr�jk�, lecz jednocze�nie ani na chwil� nie przestaj�c posuwa� si� wielkimi 
krokami do ty�u. - Ocal nas od czego, dzieci? Ocal nas od czego?
- Ocal nas od Pana Wooga-boogah! - krzykn�� George.
- O, nie - odpar�, potrz�saj�c g�ow�, Terence. - Nie od Pana Wooga-boogah.
- Ocal nas od z�ej krwi? - pr�bowa�a zgadn�� Lisa.
Terence da� trzy kolejne kroki do ty�u, nie spuszczaj�c z oczu Emily. A potem podni�s� w 
g�r� stary worek i wyda� z siebie przenikliwy okrzyk podobny do kwiczenia �wini.
- Naturalnie - zawo�a�. - Ocal nas od z�ej krwi! Ocal nas od tej z�ej, z�ej krwi! Ocal 
nas od z�a, od cia�a i od diab�a!
- Ocal nas od z�a, od cia�a i od diab�a! - zapiszcza� George. - Ocal nas od z�a, od cia�a 
i od diab�a!
Po przej�ciu nieca�ego kilometra natrafili na g��bok� bruzd�, przypominaj�c� stare koryto 
strumienia albo zaorany pas ziemi, maj�cy chroni� las przed po�arem. Bruzda zaro�ni�ta by�a 
dziewannami, kt�rych szerokie li�cie dr�a�y bezustannie na wietrze; dr�a�y i trz�s�y si� 
niczym nerwowe d�onie.
Terence stan�� w miejscu i mru��c oczy przed py�em i wiatrem zatrzyma� gestem dzieci. 
Najpierw popatrzy� w g��b bruzdy, a potem wygi�� plecy w �uk i spojrza� prosto w p�dz�ce 
niebo. Chmury sun�y po nim tak szybko, �e na kr�tk� chwil� straci� r�wnowag� i o ma�o si� 
nie wywr�ci�. Tak! Zbli�a� si� huragan, zbli�a�o si� tornado, zbli�a�a si� tr�ba powietrzna, 
czu� to wszystkimi porami sk�ry. Z pewno�ci� nie by�a to odpowiednia pora, �eby ugania� si� 
i ta�czy� po polu.
- O, Bo�e w niebiosach, ocal nas od tej z�ej, z�ej krwi! - krzykn�� w niebo.
- Ocal nas! - powt�rzy�y pos�usznie dzieci.
- Ocal nas, Panie! - zawo�a�.
- Ocal nas - powt�rzy�y dzieci.
Odbieg� od nich kilka krok�w, wymachuj�c workiem. Dzieci sta�y st�oczone razem na 
skraju bruzdy, trzymaj�c si� wszystkie za r�ce i czekaj�c, a� wr�ci. Terence by� bardzo 
wysoki, chudy i niezgrabny. Mia� wyra�nie podniesione do g�ry jedno rami� i wystaj�c� z 
jednej strony klatk� piersiow�, tak jakby matka upu�ci�a go, kiedy by� ma�ym dzieckiem. Jego 
g�owa by�a r�wnie� wielka i kanciasta, jak obuch siekiery. Rudawe w�osy mia� przyci�te 
bardzo kr�tko, tak �e ty� g�owy wydawa� si� pokryty wzorem w ga��zk�. Chocia� ubrany by� 
w spran� marynark� z denimu i workowate sprane d�insy, jak przysta�o na robotnika, jego 
sk�ra mia�a niezdrowy bia�y odcie�, a pod oczyma widnia�y fioletowe kr�gi, tak jakby by� 
urz�dnikiem, rachmistrzem albo lalkarzem. Kim�, kto sp�dza ca�e dnie za zamkni�tymi 
drzwiami, du�o pali i rzadko rozmawia z lud�mi.
Wr�ci� do nich, brodz�c przez si�gaj�c� do kolan pszenic�, poci�gn�� nosem, zakaszla� i 
wytar� nos wierzchem d�oni.
- Musimy si� pomodli� - powiedzia�. Tembr jego g�osu by� teraz o wiele ni�szy, o wiele 
powa�niejszy. - To w�a�nie musimy teraz zrobi�. Musimy si� pomodli�.
Lisa podnios�a lew� d�o�, �eby os�oni� twarz od deszczu.
- Strasznie pada, tato. Zimno mi. Chce wraca� do domu.
- Ja te� chc� do domu - doda� George.
Emily trz�s�a si� z zimna, ale nie odezwa�a si� ani s�owem. Emily obserwowa�a uwa�nie 
swego ojca powi�kszonymi przez soczewki okular�w oczyma. Od male�ko�ci s�ysza�a, jak 
opowiada� o z�ej krwi, a tak�e o Biblii i o Rzeczach, Kt�rych Kobiety Nigdy Nie Powinny 
Robi�. M�wi� tak�e o czym� jeszcze, czego w�a�ciwie do ko�ca nie rozumia�a, ale co zawsze 
j� przera�a�o, chocia� nie bardzo wiedzia�a dlaczego. M�wi� o Zielonym W�drowcu.
Pami�ta�a, jak krzycza� do mamy: "Us�yszysz kiedy� jego pukanie, Iris, z pewno�ci� 
us�yszysz! Ale nigdy, ale to przenigdy nie otwieraj drzwi Zielonemu W�drowcowi. Nawet w 
naj�mielszych marzeniach nie roj, �e otwierasz przed nim drzwi!"
Kiedy by�a bardzo ma�a, spyta�a go niewinnym tonem, kim w�a�ciwie jest ten Zielony 
W�drowiec. Krew odp�yn�a mu wtedy z przera�aj�c� szybko�ci� z twarzy i zacz�� si� trz���, 
jakby dosta� ataku padaczki.
Nie pyta�a go ju� potem o Zielonego W�drowca. Nie mia�a �mia�o�ci. Ale nadal 
nawiedza�y j� we �nie nie ko�cz�ce si� koszmary o stukaj�cych niespodziewanie w �rodku 
nocy do drzwi intruzach, o czym� zielonym i niewys�owionym, co chcia�o si� wedrze� do 
domu. O gnij�cym od �rodka cz�owieku, kt�ry nadal chodzi�, z d�o�mi, kt�rych wierzch 
poro�ni�ty by� mchem zamiast w�osami, i ze skryt� za pl�tanin� chwast�w twarz�.
O Zielonym W�drowcu.
Czasami, we wczesnych godzinach poranka, kiedy mama spala i mrucza�a przez sen, 
Emily widzia�a swego ojca stoj�cego bez ruchu na podw�rku - widzia�a go stoj�cego nago, 
bladego jak woal i wpatruj�cego si� w parkan, wpatruj�cego si� w alejk� za domem albo by� 
mo�e nie wpatruj�cego si� w nic konkretnego.
S�ysza�a, jak pani van Dyke z apteki Medicap m�wi�a, �e jej tato jest w dw�ch procentach 
cz�owiekiem, a w dziewi��dziesi�ciu o�miu procentach valium.
Terence w og�le nie dokucza� dzieciom - nigdy ich nie uderzy� i naprawd� bardzo rzadko 
strofowa�. Ca�owa� je, uk�ada� do snu i opowiada� bajki. Wiedzia�y, �e je kocha, i przez 
wi�kszo�� czasu by� bardzo zabawny. Ale nie spos�b by�o wyzby� si� uczucia, �e co� jest z 
nim nie w porz�dku. Za cz�sto zabawa stawa�a si� zbyt rozpaczliwa, �arty zbyt uporczywe, a 
�achotki zbyt gwa�towne. I z jakiego� nieodgadnionego powodu Emily wiedzia�a, �e 
przyczyn� ca�ego z�a jest ona: ona i jej rodze�stwo.
Czasami, kiedy Terence wraca� wieczorem z pracy, nie mo�na by�o po prostu do niego 
podej��. Chodzi� po pokoju z twarz� skryt� w d�oniach i z�orzeczy� Bogu. Z�orzeczy� r�wnie� 
samemu sobie.
- Dlaczego to zrobi�em? - powtarza� bez ko�ca. - Dlaczego to zrobi�em? Dlaczego to 
zrobi�em, chocia� wiedzia�em?
Maj�c osiem lat Emily domy�li�a si�, co mia� na my�li, pytaj�c "dlaczego to zrobi�em?"
Mia� na my�li "dlaczego zgodzi�em si� mie� dzieci?"
Ale po co zadawa� sobie bez przerwy to pytanie i o czym takim wiedzia� - tego nig...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin