Masterton Graham - Wybuch.txt

(555 KB) Pobierz
GRAHAM
MASTERTON
Wybuch
Przek�ad Piotr Ku�
REBIS
DOM WYDAWNICZY REBIS Pozna� 2004
Tytu� orygina�u Outrage
Copyright � by Graham Masterton, 2003 Ali rights reserved
Translation copyright � 2004 by REBIS Publishing House Ltd., Pozna�
Redaktor El�bieta Bandel
Opracowanie graficzne serii, projekt ok�adki i ilustracja Zbigniew Mielnik
Wydanie I (dodruk) ISBN 83-7301-502-7
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. �migrodzka 41/49, 61-171 Pozna�
tel. (0-61) 867-47-08, 867-81-40; fax (0-61) 867-37-74
e-mail: rebis@rebis.com.pl
www.rebis.com.pl
Druk i oprawa: ABEDIK Pozna�
�roda, 12 wrze�nia, godz. 8.34
Jak zwykle dojazd do bramy szkolnej zastawia�y matki, nerwowo manewruj�c kr��ownikami szos do przodu i do ty�u, Lynn pokierowa�a wi�c swojego explorera do przeciwnego kraw�nika i zaparkowa�a go dwoma ko�ami na trawie.
-  Pami�taj, dzisiaj idziesz na lekcj� ta�ca - powiedzia�a do Kathy, odwracaj�c si� w fotelu kierowcy. - To oznacza, �e po szkole nie masz si� guzdra�.
-  Nie czuj� si� dobrze - zaprotestowa�a Kathy, kul�c si� na swoim miejscu.
-  Nonsens. Nigdy nie wygl�da�a� zdrowiej. Twoje z�e samopoczucie spowodowane jest na pewno klas�wk� z matematyki.
-  Boj� si�, �e zwymiotuj�. Wci�� czuj� w brzuchu te wszystkie nale�niki. Zbi�y si� w kul�. Nie lubi� takiego uczucia.
Lynn ponownie zapi�a pas bezpiecze�stwa.
-  Trudno, skoro tak �le si� czujesz... Wracamy do domu, po�o�ysz si� do ��ka, a lekcj� ta�ca odwo�am.
-  Ale nie lekcj� ta�ca! Ona jest dopiero o wp� do trzeciej. Do tego czasu poczuj� si� lepiej.
-  Nie, odwo�am j�. Nie mo�esz podskakiwa� z brzuchem pe�nym zbitych w kul� nale�nik�w.
-  Ale ja chc� by� aktork�, tak jak ty. Dlaczego mam si� uczy� matematyki? Ty wcale nie musisz zna� matematyki, �eby by� aktork�.
-  Tak uwa�asz? A je�li b�dziesz aktork� i b�dziesz zarabia� miliony dolar�w, tak jak Julia Roberts, a tw�j agent zacznie sobie zabiera� trzy i �wier� procenta wi�cej, ni� mu si� nale�y? Sk�d si� o tym dowiesz, nie znaj�c matematyki?
- To nic trudnego, wszyscy agenci zabieraj� wi�cej pie-
ni�dzy, ni� im si� nale�y. Agenci to kanciarze i oszu�ci. Wszyscy pracuj� dla szatana.
-  Na mi�o�� bosk�! Kto ci to powiedzia�?
-  Ty.
-  Daj ju� spok�j - j�kn�a Lynn, znowu odpinaj�c pas. - Dalej, chod� do szko�y, zanim pani Redmond wpisze ci kolejn� uwag� za sp�nienie.
Kathy wysiad�a z samochodu i w�o�y�a beret. By�a drobn� dziesi�cioletni� dziewczynk�, jasne w�osy zaplecione mia�a w warkoczyki, a jej twarz by�a r�wnie blada jak twarz matki. R�wnie� jej zielone oczy b�yszcza�y tak intensywnie jak oczy matki, niczym zielone denka butelek, znalezione na morskim brzegu. Nogi Kathy by�y tak chude, �e co chwil� musia�a podci�ga� opadaj�ce z nich d�ugie bia�e skarpetki.
-  Na co masz ochot� po lekcji ta�ca? Mog�yby�my p�j�� do De Lunghi na spaghetti, je�li chcesz.
-  Je�eli Gene nie b�dzie musia� koniecznie i�� z nami.
-  My�la�am, �e lubisz Gene'a.
-  Nie podoba mi si� jego nos. Wygl�da z nim jak mr�w-kojad.
-  Nieprawda. Jeste� wstr�tna.
-  On te�. Za ka�dym razem kiedy je zup�, macza w niej czubek nosa.
Przesz�y Franklin Avenue i zbli�y�y si� do szkolnej bramy. Cedars - prywatna szko�a podstawowa - wcale nie wygl�da�a jak szko�a. Mimo �e by�a to szko�a ko�cielna, dzieli�a budynek z Pierwszym Ko�cio�em Metodyst�w, wraz z jego kwadratow� wie�� i murami z szarego kamienia. Kilka sal lekcyjnych, chocia� by�y du�e i jasne, mia�o w oknach witra�e, przedstawiaj�ce Jezusa Chrystusa w otoczeniu ma�ych dzieci.
-  Pami�taj, �eby zabra� do domu sprz�t do hokeja -poprosi�a Lynn.
Jednak w tym momencie Kathy dojrza�a swoj� przyjaci�k� Terr�. Pomacha�a matce na po�egnanie i pop�dzi�a w kierunku kole�anki. Matka Terry, Sidne, podesz�a do Lynn i obie patrzy�y, jak ich c�rki wbiegaj� przez bram� na boisko szkolne, gdzie zgromadzi�o si� ju� od trzydziestu do czterdziestu rozwrzeszczanych dzieciak�w.
-  B�l brzucha - powiedzia�a Lynn.
-  Ach, chodzi o klas�wk� z matematyki. - Sidne u�miechn�a si�. - Terra powiedzia�a, �e ma tr�d.
-  T r � d? Na mi�o�� bosk�!
-  W�a�nie. By�a to jedyna choroba, jak� potrafi�a wymy�li� na poczekaniu. Wiem przynajmniej, �e czyta Bibli�.
-  Czasami te dziewcz�ta s� niemo�liwe. Bardzo mi si� podobaj� warkoczyki Terry.
-  Janie je zaplot�a. Nie wiem, sk�d bierze do tego cierpliwo��.
Powoli ruszy�y w kierunku samochodu Sidne.
-  Mia�a� jakie� wiadomo�ci od George'a Lowenstei-na? - zapyta�a Lynn.
-  Nie, nic. Je�li chcesz zna� moj� opini�, uwa�am, �e szuka kogo� m�odszego.
-  Ale przecie� by�aby� �wietna w roli Corinne!
-  Sama nie wiem. By� mo�e. Czasami si� zastanawiam, kiedy przestan� gra� krn�brne c�rki i zaczn� przyjmowa� role zn�kanych matek. Mo�e ju� czas? Chyba p�jd� dzi� na masa� i na pedicure. Potem zam�wi� u Freddiego deser lodowy z truskawkami, z dodatkow� porcj� kremu.
-   Ch�tnie posz�abym z tob�, ale mamy dzi� pr�b� z czytaniem tekstu.
Lynn po�egna�a si� z Sidne i przesz�a przez ulic�. Przy jej explorerze czeka� ju� niski, ostrzy�ony na je�a facet o pot�nym karku, w bordowej koszuli z poliestru.
-  Do ci�kiej cholery, co to ma znaczy�?! - zawo�a�.
-  Do ci�kiej cholery, co ma co znaczy�? - Lynn nie zamierza�a pokaza�, �e si� go chocia� troch� boi.
-  Co? Jest pani �lepa? Gdzie jest pani pies przewodnik? Do ci�kiej cholery, zaparkowa�a pani samoch�d na trawie!
-  Bardzo przepraszam, ale nigdzie indziej nie by�o ju� miejsca.
Tak? I uwa�a pani, �e to jest wystarczaj�ca wym�wka? Skoro nie by�o nigdzie miejsca na parkowanie, powinna pani by�a je�dzi� dooko�a, a� w ko�cu co� si� zwolni. Wszystkie jeste�cie takie same, wy, kobiety. Wydaje wam si�, �e mo�ecie wyrabia�, na co tylko macie ochot�, i m�wi�, na co macie ochot�, i parkowa� wasze pieprzone s�-
mochody tam, gdzie wam si� tylko spodoba, nie licz�c si� z nikim i z niczym.
Lynn otworzy�a drzwiczki explorera i usiad�a za kierownic�, jednak m�czyzna stan�� przy samochodzie tak, �e nie mog�a go zamkn��.
-  Pos�uchaj, damulko, nie mam obowi�zku opiekowa� si� t� traw�, a jednak to robi�, poniewa� znajduje si� przed moim domem i jestem dumny z mojego domu. I wkurza mnie, kiedy kto� taki jak ty parkuje na mojej trawie swoje przekl�te auto. Co by� powiedzia�a, gdybym to ja przyjecha� pod tw�j dom i je�dzi� moim   samochodem po twojej   trawie?
-  Na razie powiedzia�abym, �eby� pu�ci� drzwiczki.
-  A je�li nie?
-  Zawo�am ochron� ze szko�y.
Serce Lynn bi�o jak oszala�e. Z lewej strony nosa m�czyzna mia� du�� purpurow� brodawk�. Nie potrafi�a oderwa� od niej wzroku i by�a przekonana, �e on wie, i� ona si� na ni� gapi.
Odwr�ci� na chwil� g�ow�, jakby szuka� kogo� wzrokiem. Wierzchem d�oni otar� pot z czo�a. Zn�w popatrzy� na Lynn i powiedzia�:
-  Dobrze. Powiem ci, co zrobi�. Przekln� ci� za to. Przeklinam ci�. Dzisiejszy dzie� b�dzie najgorszy w ca�ym twoim pieprzonym �yciu.
Oderwa� d�onie od drzwiczek, a Lynn natychmiast je zamkn�a i zablokowa�a. Sta� jeszcze przez chwil� obok explorera, nic ju� nie m�wi�c, wytkn�� jednak ku Lynn wskazuj�cy palec, jakby chcia� podkre�li�: �Wspomnisz moje s�owa, damulko, zapami�tasz ten dzie� do ko�ca �ycia".
�roda, 12 wrze�nia, godz. 8.43
Ann Redmond wyjrza�a przez okno swojego gabinetu i zmarszczy�a czo�o. Wok� �aweczki z boku szkolnego boiska zgromadzi�a si� grupa dzieci, dziesi�cioro, mo�e dwana�cioro. Wieloletnie do�wiadczenie w rozr�nianiu r�nych uczniowskich zbiegowisk podpowiedzia�o jej, �e dzieciaki robi� kr�g.
Dzia�o si� to wtedy, kiedy uczniowie mieli co� ekscytuj�cego, co koniecznie chcieli wsp�lnie obejrze�, jednak bez wiedzy nauczycieli. Wed�ug pani Redmond, kt�ra natychmiast ich rozszyfrowywa�a, z r�wnym powodzeniem mogli w takiej sytuacji unie�� nad g�owy tabliczk� z napisem JETE�MY NIEGRZECZNI. �ci�gn�a z nosa okulary do czytania, wysz�a z gabinetu i zatrzyma�a si� dopiero na frontowych schodach, gdzie dy�ur mia�a Lilian Bushme-yer, nauczycielka wychowania fizycznego. Dy�urowa�a, siedz�c na najwy�szym stopniu schod�w i czytaj�c tani, podniszczony egzemplarz Co si� wydarzy�o w Madison County.
-  Tam, prosz� pani - powiedzia�a szorstko, ruchem g�owy wskazuj�c na grup� uczni�w.
Lilian Bushmeyer os�oni�a d�oni� oczy i popatrzy�a przed siebie. Po chwili potrz�sn�a g�ow� i powiedzia�a:
-  Niczego nie widz�.
-  Niech si� pani nauczy ich konspiracyjnej mowy cia�a - poradzi�a pani Redmond ze zniecierpliwieniem. -Prosz� tam p�j�� i sprawdzi�, co oni wyrabiaj�.
Pani Bushmeyer niech�tnie od�o�y�a ksi��k� i z oci�ganiem pomaszerowa�a we wskazanym kierunku, �eby sprawdzi�, czego dotyczy ca�e zamieszanie. Kiedy podesz�a bli�ej, us�ysza�a, �e dzieci chichocz� i rozmawiaj� przyciszonymi g�osami. W pewnej chwili dotar�y jednak do niej nerwowe g�osy:
-  Ciszej, ciszej. Idzie �Buszmenka". Od��cie to. Kilkoro dzieci wy�ama�o si� z kr�gu, pozosta�y tylko
dziewczynki, kt�re akurat znajdowa�y si� w �rodku. Lilian Bushmeyer podesz�a prosto do nich i wyci�gn�a r�k�.
-  Co takiego? - zapyta�a Jad� Peller. Sko�czy�a w�a�nie jedena�cie lat i by�a wy�sza i troch� bardziej dojrza�a
ni� pozosta�e dziewczynki z sz�stej klasy. Mia�a d�ugie czarne w�osy, w�sk� blad� twarz i zawsze by�a ubrana na czarno. Jedynie na r�kach nosi�a srebrne bransoletki. Jej ojcem by� Oliver Peller, kt�ry pisa� muzyk� mi�dzy innymi dla Wesa Cravena i Johna Carpentera.
-  Cokolwiek to jest, daj mi to - za��da�a Lilian Bush-meyer.
-  To nic takiego.
-  Najwyra�niej bardzo interesuj�ce �nic takiego". Daj mi to.
To tylko g�upia gra, pani Bushmeyer - powiedzia�a p�aczliwie Helen Fairfax. By�a pulchna, mia�a r�owe policzki i jasne kr�cone w�osy. Nie mo�na by�o w�tpi�, �e kiedy tylko pozb�dzie si� dzieci�cych kszta�t�w, wyro�nie na r�wnie ol�niewaj�c� pi�kno�� jak jej matka Juliana. Jej ojciec Greg by� w Hollywood jednym z najbardziej wzi�tych niezale�nych producent�w, a ostatnio finansowa� horror Oddech.
Lilian Bushmeyer czeka�a cierpliwie z wyci�gni�t� r�k�. By� mo�e nie mia�a jeszcze w sobie takiego radaru, jakim mog�a si� pochwali� pani Redmond, natychmiast i bez b��du wychw...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin