Christian Jacq - Egipski Sędzia 3 - Sprawiedliwość Wezyra.doc

(1231 KB) Pobierz
Christian Jacq

CHRISTIAN JACQ

 

 

 

EGIPSKI SĘDZIA

 

Sprawiedliwość Wezyra

 

( Przełożyła Wanda Błońska )


ROZDZIAŁ 1

 

Zdrada przynosiła wielkie zyski. Pyzaty, czerwony na twarzy, zniszczony Jarrot wypił trzecią czarkę białego wina, gratulując sobie właściwego wyboru. Kiedy był kancelistą u Pazera, który został wezyrem Ramzesa Wielkiego, pracował za dużo i zarabiał za mało. Odkąd poszedł na służbę do Bel-Trana, największego wroga wezyra, jego życie poprawiło się z dnia na dzień. Płacono mu za każdą informację o przyzwyczajeniach Pazera. Jarrot miał nadzieję, że dzięki poparciu Bel-Trana oraz fałszywemu świadectwu jednego z jego zauszników uzyska rozwód z winy żony i opiekę nad córką, przyszłą tancerką.

Były sekretarz sądowy wstał przed świtem z okropną migreną, choć nad ekonomiczną stolicą Egiptu, Memfisem, położonym na styku Delty i doliny Nilu, trwała jeszcze noc.

Z tak cichej zazwyczaj uliczki dobiegły go jakieś szepty.

Jarrot odstawił czarkę. Odkąd zdradzał Pazera, pił coraz więcej. Nie żeby dręczyły go wyrzuty sumienia, lecz dlatego, że wreszcie stać go było na dobre wina i pierwszorzędne piwa. Nieugaszone pragnienie wciąż paliło mu gardło.

Pchnął drewnianą okiennicę i wyjrzał na zewnątrz.

Nikogo.

Mrucząc pod nosem, pomyślał o wspaniałym dniu, który go czekał. Dzięki Bel-Tranowi opuści to przedmieście i przeniesie się do lepszej dzielnicy, bliżej centrum. Już dziś wieczorem zamieszka w pięciopokojowym domu z ogródkiem, jutro zaś otrzyma posadę i tytuł inspektora finansów w podległym Bel-Tranowi ministerstwie.

Był tylko jeden kłopot: mimo cennych wskazówek, jakich dostarczał Bel-Tranowi, Pazera jeszcze nie wyeliminowano, zupełnie jakby strzegli go bogowie. Ale szczęście niebawem się odwróci.

Na dworze ktoś chichotał.

Zaniepokojony Jarrot przyłożył ucho do drzwi prowadzących na ulicę. I nagle zrozumiał: ta banda chłopców znowu zabawiała się smarowaniem ochrą po fasadach domów!

Wściekły otworzył szeroko drzwi.

Przed sobą dojrzał otwarty pysk hieny. Olbrzymiej samicy z pianą na pysku i zaczerwienionymi oczyma. Wydała okrzyk przypominający śmiech z zaświatów i skoczyła mu do gardła.

 

Hieny zazwyczaj oczyszczały pustynię, pożerając padlinę, i nie zbliżały się do ludzkich osad. Wbrew swoim zwyczajom kilkanaście dzikich zwierząt zapuściło się na przedmieścia Memfisu i zabiło niejakiego Jarrota, byłego kancelistę i pijaka, którego nie znosili sąsiedzi. Drapieżne zwierzęta odpędzili zbrojni w kije mieszkańcy dzielnicy, ale wszyscy interpretowali ten dramat jako złą wróżbę dla przyszłości Ramzesa, którego autorytetu nikt dotąd nie podważał. W porcie, w arsenałach, dokach, koszarach, w dzielnicach Sykomoru, Muru Krokodyla czy Kolegium Medycznego, na targach i w warsztatach rzemieślniczych wszystkim na usta cisnęły się te same słowa: "Rok hien!".

Kraj osłabnie, wylew będzie kiepski, ziemia jałowa, zmarnieją sady, zabraknie owoców, jarzyn, ubrań i maści. Beduini napadną na pola Delty, zachwieje się tron faraona. Rok hien to zerwanie z harmonią, szczerba, przez którą wcisną się siły zła!

Szeptano, że Ramzes Wielki nie jest już zdolny odeprzeć tego nieszczęścia. Wprawdzie za dziewięć miesięcy odbędzie się święto odrodzenia, które przywróci monarsze siłę, niezbędną, by stawił czoło przeciwnikowi i zwyciężył go, ale czy to święto nie nadejdzie zbyt późno? Pazer, nowy wezyr, jest młody i niedoświadczony .Fakt, iż podjął swą funkcję w roku hien, przyniesie mu klęskę.

Jeśli król nie ochrania już swego ludu, i on sam, i lud zginą w żarłocznej paszczy ciemności.

 

Był koniec stycznia i lodowaty wiatr hulał po nekropolii Sakkary, nad którą wznosiły się gigantyczne schody do nieba -piramida faraona Dżesera. Trudno byłoby rozpoznać tę parę ciepło okrytych ludzi, rozmyślających w kaplicy grobowej mędrca Branira. Otuleni w ciepłe tuniki z długimi rękawami, z zeszytych pasów materiału, Pazer i Neferet odczytali w milczeniu hieroglify wyryte w pięknym wapieniu:

Żywi, którzy jesteście na ziemi i przechodzicie obok tego grobu, wy, co kochacie życie i nienawidzicie śmierci, wymówcie moje imię, abym i ja żył, odmówcie w mojej intencji ofiarną formułę.

Duchowy mistrz Pazera i Neferet, Branir, został zamordowany. Kto okazał się tak okrutny, że wbił mu w kark igłę z masy perłowej, aby nie objął funkcji wielkiego kapłana Karnaku, a na dodatek oskarżył jeszcze o ten mord jego ucznia, Pazera? Choć śledztwo nie posunęło się naprzód, Pazer i Neferet poprzysięgli sobie, że dotrą do prawdy, nie bacząc na żadne ryzyko.

Do kaplicy zbliżyła się chuda postać o szerokich, czarnych i zrośniętych brwiach, wąskich ustach, nie kończących się rękach i cienkich nogach. Mumifikator Dżui większość czasu spędzał na preparowaniu zwłok, by je przekształcić w Ozyrysa.

-Chcesz zobaczyć miejsce swego grobu? -zapytał Pazera.

-Już idę.

Wezyr Pazer, smukły szatyn o wyniosłym czole i zielonkawych oczach z brunatnymi plamkami, otrzymał od Ramzesa Wielkiego misję ocalenia Egiptu przed spiskiem, który zagrażał tronowi. Początkujący prowincjonalny sędzia, przeniesiony do Memfisu, młody Pazer, którego imię znaczyło "ten, co dostrzega w dali", odmówił poręczenia administracyjnej nieprawidłowości i odsłonił straszliwy dramat, do którego klucz przekazał mu sam władca.

Spiskowcy zamordowali honorową wartę Sfinksa z Gizy, by korytarzem, który zaczynał się między łapami gigantycznego posągu, a prowadził do wnętrza Wielkiej Piramidy, dotrzeć do ośrodka energii duchowej kraju. Włamali się do sarkofagu Cheopsa i skradli testament bogów, który uprawomocniał władzę faraona. Jeśli władca nie okaże go kapłanom, dworowi i ludowi w czasie święta odrodzenia, które wyznaczono na dwudziestego lipca, dzień nowego roku, będzie musiał abdykować i przekazać państwową nawę jakiejś mrocznej istocie.

Ramzes zaufał Pazerowi, bo młody sędzia okazał się nieugięty i odrzucił wszelki kompromis kosztem kariery, a nawet narażając własne życie. Mianowany wezyrem, najwyższym sędzią, panem królewskiej pieczęci, szefem tajemnic, dyrektorem wszelkich prac faraona, premierem Egiptu, Pazer musiał próbować wszystkiego, aby ocalić kraj przed ruiną.

Idąc aleją wzdłuż grobów, Pazer przyglądał się swojej żonie, Neferet, której piękność zachwycała go coraz bardziej. Ciemnobłękitne oczy, jasne włosy, czysty owal delikatnej twarzy... była szczęściem i radością życia. Gdyby nie ona, byłby się załamał pod ciosami losu.

Neferet, która po długich walkach została naczelnym lekarzem królestwa, lubiła leczyć. Od mędrca Branira, lekarza i radiestety, przejęła zdolność rozpoznawania natury chorób i umiejętność usuwania ich przyczyn. Na szyi nosiła ofiarowany jej przez mistrza turkus, który oddalał nieszczęścia.

Ani Pazer, ani Neferet nie pragnęli tak wysokich funkcji. Ich najgorętszym pragnieniem było zamieszkać w jakiejś wiosce w okolicach Teb i żyć tam szczęśliwie pod słońcem Górnego Egiptu. Bogowie zadecydowali jednak inaczej. Jako jedyni dopuszczeni do tajemnicy faraona, będą dzielnie walczyć, choć władza, jaką dysponują, jest raczej iluzoryczna.

-To tutaj -rzekł mumifikator, wskazując puste miejsce obok grobu jakiegoś dawnego wezyra. -Jutro kamieniarze rozpoczną pracę.

Pazer skinął głową. Pierwszym obowiązkiem osoby na jego stanowisku było przygotowanie dla siebie wiecznego domu, w którym będzie przebywać wraz z małżonką.

Mumifikator oddalił się powolnym i zmęczonym krokiem.

-Może nigdy nie spoczniemy na tym cmentarzu -powiedział ponuro Pazer. -Wrogowie Ramzesa jasno zadeklarowali chęć porzucenia tradycyjnych rytuałów. Oni chcą zniszczyć świat, nie człowieka.

Stadło skierowało się ku wielkiemu dziedzińcowi przed piramidą schodkową. To tu podczas święta odrodzenia Ramzes powinien ukazać testament bogów, którego już nie miał.

Pazer był przekonany, że zabójstwo jego mistrza wiąże się ze spiskiem. Identyfikacja mordercy naprowadziłaby go na ślad złodziei i może pozwoliłaby rozsunąć wnyki pułapki. Pozbawiony pomocy swego przyjaciela i duchowego brata, Sutiego, którego skazano na rok fortecy za małżeńską niewierność, wciąż rozmyślał o sposobie jego uwolnienia. Ale będąc sam panem sprawiedliwości, pod groźbą odwołania z funkcji nie mógł faworyzować kogoś bliskiego.

Wielki dziedziniec Sakkary narzucał niezrównaną wielkość czasów piramid. Tutaj wcieliła się duchowa przygoda faraonów, tu północ połączyła się z południem, tworząc świetliste i potężne królestwo, którego dziedzicem był Ramzes. Pazer objął czule Neferet. W olśnieniu podziwiali surową budowlę, widoczną ze wszystkich miejsc nekropolii.

Za plecami usłyszeli odgłos kroków.

Odwrócili się. Zdążał ku nim silnie zbudowany mężczyzna średniego wzrostu o okrągłej twarzy. Miał czarne włosy i pulchne kończyny, szedł szybko i wydawał się zdenerwowany. Pazer i Neferet spojrzeli po sobie, nie dowierzając własnym oczom.

To był on, Bel-Tran, ich zagorzały wróg i dusza spisku.

Bel-Tran, naczelnik Podwójnego Białego Domu, minister ekonomii, obdarzony niezwykłą zdolnością do kalkulacji, niestrudzony pracownik, wystartował z samego dołu społecznej drabiny. Fabrykant papirusu, a potem główny skarbnik spichrzów udawał, że wspomaga Pazera, by kontrolować jego poczynania. Gdy wbrew wszelkim oczekiwaniom ten został wezyrem, Bel-Tran odrzucił maskę szczerego przyjaciela. Pazer pamiętał jego skrzywioną grymasem twarz i pogróżki: "Bogowie, świątynie, odwieczne mieszkania, rytuały. To wszystko jest śmieszne i przestarzałe. Nie masz cienia świadomości nowego świata, w który wkraczamy. Twój świat jest przeżarty, przegryzłem wszystkie jego podpory!".

Pazer uznał, że nie należy aresztować Bel-Trana. Najpierw musi zniszczyć utkaną przez niego pajęczynę, rozerwać sieć zależności i odnaleźć testament bogów. Bel-Tran chwalił się przecież, że zaraził gangreną cały kraj.

-Nie zrozumieliśmy się -powiedział teraz słodkawym tonem. -Żałuję tych gwałtownych słów. Wybacz mi porywczość, Pazerze. Bardzo cię szanuję i podziwiam. Przemyślawszy rzecz, jestem przekonany, że porozumiemy się w zasadniczych sprawach. Egipt potrzebuje dobrego wezyra, a ty nim jesteś.

-Co kryją te pochlebstwa?

-Po co się szarpać, skoro porozumienie pozwoli uniknąć wielu nieprzyjemności? Sam dobrze wiesz, że Ramzes i jego rządy są skazane na zagładę. Ty i ja możemy jednak podążać za postępem.

Nad wielkim dziedzińcem Sakkary wędrowny sokół kreślił koła po lazurowym zimowym niebie.

-Twój żal to tylko hipokryzja -wtrąciła Neferet. -Nie licz na żadne porozumienie.

W oczach Bel-Trana zabłysła złość.

-To twoja ostatnia szansa, Pazerze. Albo się podporządkujesz, albo cię wyeliminuję.

-Opuść natychmiast to miejsce. Jego światłość nie może ci służyć.

Rozwścieczony minister ekonomii obrócił się na pięcie.

Pazer i Neferet, ująwszy się za ręce, obserwowali sokoła, który odleciał na południe.


ROZDZIAŁ 2

 

W sali sprawiedliwości wezyra, wielkiej kolumnowej przestrzeni o białych ścianach, zebrali się wszyscy dygnitarze królestwa Egiptu. W głębi znajdowała się estrada, na której zasiąść miał Pazer. Na jej stopniach leżało czterdzieści obszytych skórą kijów dowodzenia, symbolizujących stosowanie prawa. Około dziesięciu skrybów w perukach i krótkich spódniczkach -prawa ręka oparta na lewym ramieniu -pilnowało tych cennych przedmiotów.

W pierwszym rzędzie, na złoconym tronie, zasiadła królowa matka, Tuja. Sześćdziesięcioletnia, szczupła, wyniosła, o przenikliwym wzroku, ubrana była w długą lnianą suknię ze złotą obszywką i wspaniałą perukę z ludzkich włosów, której długie warkocze sięgały połowy pleców. Obok niej Neferet, która ją wyleczyła z ciężkiej choroby oczu. Małżonka Pazera przywdziała oficjalne atrybuty swojej funkcji: skóra pantery na lnianej sukni, prążkowana peruka, kolia z kornaliny, bransolety z lapis-lazuli na nadgarstkach i kostkach. W prawej ręce dzierżyła swoją pieczęć, w lewej pulpit. Obie panie szanowały się nawzajem. Królowa matka walczyła skutecznie z wrogami Neferet i popierała jej awans na szczyty medycznej hierarchii.

Za Neferet zasiadł szef policji, Nubijczyk Kem, bezwarunkowy sojusznik Pazera. Skazanemu niegdyś za nie popełnioną kradzież obcięto za karę nos i odtąd nosił malowaną drewnianą protezę. Zatrudniony jako policjant w Memfisie zaprzyjaźnił się z młodym i niedoświadczonym sędzią, wielbicielem sprawiedliwości, w którą on sam już nie wierzył. Po wielu perypetiach, na gorącą prośbę Pazera Nubijczyk zgodził się kierować obecnie siłami porządku. Dlatego nie bez dumy ściskał w dłoni emblemat swojej funkcji, wyrzeźbioną z kości słoniowej rękę sprawiedliwości, ozdobioną szeroko otwartym okiem, które dostrzegało zło, oraz głową lwa -odwołanie do czujności. U jego boku, na smyczy, stał policyjny pawian imieniem Zabójca. Wielką małpę o kolosalnej sile nagrodzono właśnie awansem za znaczne usługi dla państwa. Jej głównym zadaniem było i pilnowanie Pazera, którego życie parokrotnie już znalazło się w niebezpieczeństwie.

W znacznej odległości od pawiana zasiadł dawny wezyr Bagej, dźwigający na przygarbionych plecach ciężar lat. Wysoki, surowy, blady, o podłużnej twarzy z wielkim nosem, słynął z nieugiętego charakteru i budził lęk, choć teraz korzystał ze spokojnej emerytury w małym domku w Memfisie, wspomagając radą młodego następcę.

Za kolumną rozdawała wokół uśmiechy Silkis, małżonka Bel-Trana. Kobieta-dziecko, przejęta własną tuszą, skorzystała z postępów chirurgii estetycznej, by wciąż podobać się własnemu mężowi. Łakoma, łasa na słodycze, cierpiała na częste migreny, ale odkąd Bel-Tran wypowiedział wojnę wezyrowi, nie śmiała już odwoływać się do Neferet. Dyskretnie nasmarowała skronie pomadą na bazie jałowca, sosnowej żywicy i jagód lauru. Ostentacyjnie poprawiła na piersi naszyjnik z błękitnego fajansu i zsunęła na przeguby delikatne bransolety z czerwonej tkaniny, sczepione sznureczkami w kształcie rozwiniętych kwiatów lotosu.

Bel-Tran, choć ubierał się u najlepszego krawca w Memfisie, zawsze wyglądał, jakby miał za wąskie ubranie albo tonął w zbyt szerokiej spódniczce. W tej godzinie niepokojącej powagi zapomniał o swych pretensjach do elegancji i pełen napięcia oczekiwał pojawienia się wezyra. Nikt nie znał przedmiotu uroczystego posiedzenia, które zwołał Pazer.

Na widok wezyra umilkły rozmowy. Tylko ręce Pazera wyłaniały się z surowej szaty z grubego materiału zakrywającej całe ciało. Szata była sztywno wykrochmalona, jakby w ten sposób podkreślała trudności funkcji. Podkreślając surowość i prostotę swego stroju, Pazer zadowolił się krótką peruką w dawnym I stylu.

Zawiesił na szyi figurkę bogini Maat. na złotym łańcuszku, co oznaczało otwarcie sesji trybunału.

-Rozróżniajmy prawdę od kłamstwa i chrońmy słabych, by ocalić ich przed możnymi -przemówił wezyr, przytaczając rytualną formułę, którą każdy sędzia, od najniższego po najwyższego, winien uczynić zasadą swego życia.

Zazwyczaj czterdziestu pisarzy tworzyło szpaler wzdłuż głównego przejścia, którym policjanci przeprowadzali oskarżonych, powodów i świadków. Tym razem wezyr usiadł na krześle z niskim oparciem i długo wpatrywał się w czterdzieści rozłożonych przed sobą kijów dowodzenia.

-Egiptowi grożą wielkie niebezpieczeństwa -oznajmił. -Siły ciemności próbują zalać kraj. Dlatego zgodnie z zasadami sprawiedliwości muszę ukarać winnych, którzy zostali zidentyfikowani.

Silkis ścisnęła ramię męża. Czy Pazer odważy się zaatakować frontalnie możnego Bel-Trana, przeciw któremu nie miał żadnych dowodów?

-Zamordowano pięciu weteranów warty honorowej Sfinksa w Gizie -mówił dalej Pazer. -Ten straszliwy czyn to wynik spisku, w którym uczestniczyli dentysta Kadasz, chemik Szeszi, przewoźnik Denes. Ze względu na ich liczne występki, szczegółowo ustalone w śledztwie, podlegają najwyższej karze.

Jeden ze skrybów poprosił o głos.

-Ale... oni nie żyją!

-Zapewne, ale nie zostali osądzeni. To, że dotknęła ich ręka losu, nie zwalnia sądu z obowiązków. Śmierć nie pozwala kryminaliście umknąć sprawiedliwości.

Obecni, choć zdziwieni, uznali, że wezyr respektuje prawo. Odczytano akt oskarżenia, przypominając działania trzech wspólników Bel-Trana, ale jego nazwisko nie zostało wymienione.

Nikt nie zaprzeczył przedstawionym faktom, nie podniósł się żaden głos w obronie oskarżonych.

-Tych trzech winnych pochłonie ogień królewskiej kobry zaświatów -oświadczył wezyr. -Nie zostaną pochowani w nekropolii, nie skorzystają z żadnej ofiary, żadnej libacji, trafią pod nóż oprawców pilnujących bram podziemnego świata. Umrą tam powtórnie i zginą z głodu i pragnienia.

Silkis zadrżała, Bel-Tran pozostał niewzruszony. Sceptycyzm Kema, szefa policji, osłabi. Oczy pawiana rozszerzyły się, jakby radowało go to pośmiertne skazanie. Wstrząśniętej Neferet wydawało się, że wygłoszone słowa nabierają rzeczywistej mocy.

-Każda głowa państwa, każdy faraon, który uniewinni oskarżonych -zakończył wezyr, podejmując antyczną formułę -utraci koronę i władzę.


ROZDZIAŁ 3

 

Słońce już od ponad godziny stało na niebie, gdy Pazer znalazł się u wrót pałacu królewskiego. Strażnicy faraona skłonili się przed wezyrem.

Ruszył korytarzem, którego ściany zdobiły delikatne malowidła przedstawiające lotosy, papirusy i maki, minął salę kolumnową z basenem, w którym pluskały rybki, i dotarł do gabinetu władcy. Pazera powitał osobisty sekretarz faraona.

Każdego ranka wezyr składał sprawozdanie ze swych działań panu Obu Krajów, Górnego i Dolnego Egiptu. Miejsce spotkania było idylliczne: okna wielkiej jasnej sali wychodziły na Nil i ogrody, fajansową posadzkę z płyt zdobiły kwiaty błękitnego lotosu, a na złoconych stolikach rozstawiono wielkie bukiety kwiatów. Na niskim stole leżały rozłożone papirusy i sprzęt do pisania.

Król medytował, siedząc z twarzą zwróconą na wschód. Ramzes Wielki, mężczyzna średniego wzrostu, silnie zbudowany, z włosami o rudawym odcieniu, szerokim czole i garbatym nosie, kojarzył się z potęgą. Bardzo wcześnie zapoznany z tronem przez niezwykłego faraona, Setiego Pierwszego, budowniczego Kamaku i Abydos, prowadził swój lud drogą pokoju z Hetytami i dobrobytu, budząc tym zazdrość wielu krajów.

-Pazer, nareszcie! Jak potoczył się proces?

-Nieżywi winni zostali skazani.

-Bel-Tran?

-Był napięty i pod silnym wrażeniem, ale opanowany. Bardzo chciałbym móc wygłosić zwyczajową formułkę: "Wszystko jest w porządku, sprawy królestwa toczą się właściwie", ale nie mam prawa cię okłamywać, panie.

Ramzes wydał się zaniepokojony. Ubrany był w zwykłą białą spódniczkę, a z klejnotów miał tylko bransolety ze złota i lapis-lazuli, których wyższą część tworzyły głowy dwóch dzikich kaczek.

-Jakie wnioski, Pazerze?

-Jeśli idzie o zabójstwo mego mistrza Branira, nie mam żadnej pewności, liczę jednak, że z pomocą Kema zbadam kilka tropów.

-A dama Silkis?

-Małżonka Bel-Trana jest na czele podejrzanych.

-Jakaś kobieta należała do grupy spiskowców.

-Pamiętam o tym, Wasza Królewska Wysokość. Troje z nich zginęło. Pozostaje zidentyfikować wspólników.

-Niewątpliwie Bel-Tran i Silkis!

-To prawdopodobne, ale nie mam dowodów.

-Przecież Bel-Tran się odsłonił!

-Zapewne, ale musi mieć silne wsparcie.

-Co odkryłeś?

-Pracuję dniem i nocą wraz z odpowiedzialnymi za różne działy administracji. Dziesiątki funkcjonariuszy przesłało mi pisemne raporty, wysłuchałem wielu wysoko postawionych skrybów, szefów poszczególnych służb i drobnych urzędników. Bilans jawi się jeszcze bardziej ponury, niż sobie wyobrażałem.

-Wyjaśnij to.

-Bel-Tran przekupił wiele sumień. Szantaże, pogróżki, obietnice, kłamstwa... Nie cofa się przed żadnym świństwem. On i jego przyjaciele opracowali szczegółowy plan: położyć łapę na gospodarce kraju, zwalczyć i zniszczyć nasze pradawne wartości.

-Jak?

-Tego jeszcze nie wiem. Aresztowanie Bel-Trana stanowiłoby błąd strategiczny, bo nie miałbym pewności, że odrąbię wszystkie głowy potwora i zidentyfikuję rozliczne pułapki, jakie zastawił.

-W dzień nowego roku, gdy gwiazda Sotis pojawi się w znaku Raka, by uruchomić wylew Nilu, muszę ukazać ludowi testament bogów. Nie mogąc tego zrobić, będę zmuszony abdykować i ofiarować tron Bel-Tranowi. Czy zdołasz unieszkodliwić go w ciągu tak niewielu miesięcy?

-Tylko Bóg mógłby odpowiedzieć na twoje pytanie.

-Pazerze, to on stworzył królestwo, aby budowano pomniki ku jego chwale, by ludzie byli szczęśliwi, a zawistni odsunięci. Dał nam najcenniejsze ze swoich bogactw, światłość, której jestem depozytariuszem i którą muszę rozsiewać wokół. Ludzie nie są równi. Właśnie dlatego faraonowie są podporą słabych. Póki Egipt budować będzie świątynie, gdzie chroni się świetlistą energię, ta ziemia będzie kwitnąca, jej drogi bezpieczne, dziecko spokojne w objęciach matki, wdowa otaczana opieką, kanały utrzymywane w porządku, i będzie panować sprawiedliwość. Nie chodzi o nasze istnienie. Liczy się ta harmonia, którą musimy ocalić.

-Moje życie należy do ciebie, Wasza Królewska Wysokość. Ramzes uśmiechnął się i położył ręce na ramionach Pazera.

-Myślę, że dobrze wybrałem wezyra, nawet jeśli jego zadania są przytłaczające. Stajesz się moim jedynym przyjacielem. Czy wiesz, co napisał jeden z moich poprzedników? Nie ujaj nikomu; nie będziesz miał ani brata, ani siostry. Zdradzi cię ten, któremu wiele dałeś, a biedak, którego wzbogaciłeś, wymierzy ci cios w plecy, bo właśnie ten, do którego wyciągnąłeś rękę, podżegać będzie do buntu. Strzeż się podwładnych i swoich bliskich. Licz tylko na siebie. Nikt ci nie pomoże, gdy nadejdzie dzień nieszczęścia.

-Czy tekst nie dodaje, że faraon, który otacza się właściwymi ludźmi, zachowuje wielkość własną i wielkość Egiptu?

-Dobrze znasz pisma mędrców! Nie wzbogaciłem cię, wezyrze, zrzuciłem ci na barki ciężar, którego odmówiłby każdy rozsądny człowiek. Bądź świadom tego, że Bel-Tran jest groźniejszy niż pustynna żmija. Umiał zwieść czujność moich bliskich, uśpić ich nieufność, wniknąć w hierarchię niczym kornik w drewno. Udawał twojego przyjaciela, by lepiej cię zdusić. Teraz jego nienawiść będzie rosła i już nie da ci chwili spokoju. Zaatakuje tam, gdzie się nie spodziewasz, otoczy się ciemnością, używać będzie broni zdrajców i krzywoprzysięzców. Czy przystajesz na tę walkę?

-Nie cofa się danego słowa.

-Jeśli nam się nie uda, Neferet i ty podlegać będziecie prawu Bel-Trana.

-Tylko tchórze znoszą wszystko. Będziemy stawiać opór aż do końca.

Ramzes Wielki usiadł na krześle ze złoconego drewna naprzeciw wschodzącego słońca.

-Jaki jest twój plan?

-Czekać.

Król nie ukrywał zdumienia.

-Czas nie gra na naszą korzyść.

-Bel-Tran pomyśli, że jestem w rozpaczy, i będzie się posuwał po zdobytym terenie. Zrzuci wszystkie maski, a ja odpowiem w stosowny sposób. Skupię się pozornie na mniej istotnych dziedzinach, by go przekonać, że się zagubiłem.

-Ryzykowna taktyka.

-Byłaby mniej ryzykowna, gdybym miał do dyspozycji dodatkowego sojusznika.

-O kogo chodzi?

-O mego przyjaciela Sutiego.

-Czyżby cię zdradził?

-Skazano go na rok więzienia w nubijskiej fortecy za niedotrzymanie małżeńskiej wierności. Wyrok był zgodny z prawem.

-Ani ty, ani ja nie możemy go złamać.

-Czy gdyby zbiegł, nasi żołnierze nie powinni raczej sumienniej strzec granic niż ścigać zbiega?

-Inaczej mówiąc, otrzymają rozkaz nakazujący pozostanie w obrębie murów fortecy w przewidywaniu ataku nubijskich plemion.

-Ludzka natura jest niestała, Wasza Królewska Wysokość, zwłaszcza gdy chodzi o ludy wędrowne. W swojej mądrości miałeś, panie, przeczucie, że szykuje się rewolta.

-Ale jej nie będzie.

-Nubijczycy zrezygnują, gdy stwierdzą, że nasz garnizon jest czujny.

-Zredaguj ten rozkaz, wezyrze, ale w żaden sposób nie popieraj ucieczki swego przyjaciela.

-O to zadba los.


ROZDZIAŁ 4

 

Pantera, jasnowłosa Libijka, ukryła się w stojącym na środku łąki pasterskim szałasie. Ten mężczyzna podążał za nią od dwóch godzin. Wysoki, brzuchaty i brudny. Wyrywacz papirusu, który większość czasu spędzał w błocie, zbierając cenny materiał. Czatował na nią, a gdy kąpała się nago, podczołgał się do szałasu.

Zawsze czujna, młoda i piękna Libijka zdołała uciec, ale po drodze zgubiła szal tak potrzebny w chłodne noce. Wygnana z Egiptu za ostentacyjny związek z Sutim, który niedawno, dla potrzeb śledztwa sędziego Pazera, poślubił damę Tapeni, Pantera nie pogodziła się z losem. Bojąc się jego niewierności, postanowiła nie porzucać kochanka, dotrzeć aż do Nubii, wyrwać go z więzienia i znowu być przy nim. Nie mogła żyć bez jego siły i płomiennych pieszczot. Nigdy nie pozwoli mu się tarzać w łóżku innej kobiety.

Nie przerażała jej odległość. Wykorzystując swój wdzięk, przesiadała s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin