Kąkolewski Krzysztof - Umarły cmentarz.doc

(1359 KB) Pobierz
KRZYSZTOF KĄKOLEWSKI

Krzysztof Kąkolewski

UMARŁY CMENTARZ

Wstęp do studiów nad wyjaśnieniem

przyczyn i przebiegu morderstwa na Żydach

w Kielcach dnia 4 lipca 1946 roku.

 

 

 

Współpraca przy ankiecie Joanna Kąkolewska

 

 

 

 

 

 


© Copyright by Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 1996

 

 

 

 

Wydawnictwo von borowiecky

Płocka 8/132

01 - 231 Warszawa

tel./fax 675 - 36 - 81

 

 

 

 

Dystrybucja:

Hurtownia Codex s.c.

01 - 401 Warszawa

Górczewska 97

tel.632 - 02 - 61 w. 383, 311

 

 

 

 

 

 

ISBN 83 - 904286 - 1 - X

 

 

 

 

 

 

 

skład i łamanie: Firma ACTIS, Egejska 6/67, Warszawa, tel. 42 - 72 – 29

druk: Drukarnia EFEKT, Lubelska 30/32, Warszawa, tel. 618 - 57 - 07

Sprawa podtytułu

Podtytuł „Wstęp do studiów nad wyjaśnieniem przyczyn i przebiegu mor­derstwa na Żydach w Kielcach dn. 4.7.1946 roku” umieszczony został dlate­go, że autor zdaje sobie sprawę, iż o wydarzeniach tamtych wiemy mniej niż 50 lat temu, zaraz po ich zaistnieniu.

Za pierwszą publikację o pogromie po 35 latach utajenia można uznać arty­kuł Krystyny Kersten w „Tygodniku Solidarność” z dn. 8.12.81 pod tytułem „Kielce, 4 lipca 1946 r”. Ci, którzy uważają się za badaczy pogromu - wyłą­czywszy Michaela Chęcińskiego („Poland. Comunism. Nationalism. Antysemitism”, New York 1983) i Bożeną Szajnok („Pogrom kielecki, znaki zapytania”), uważają sprawę za wyjaśnioną przez proces przygotowany przez UB i winnych ukaranych przez zastrzelenie.

Pionierską pracę wykonał reportażysta Jerzy Sławomir Mac w szkicu „Kto to zrobił”, zamieszczonym w listopadowym numerze białostockiego pisma „Kontrasty” w 1986 roku. Wadą jego tekstu jest, że mimo dotarcia do wielu osób - być może dlatego, że jego publikacja zależała od decyzji cenzury - materiał tam zebrany nie jest spójny z wnioskami, które nie odbiegają od naka­zanych przez propagandę, a współwinnych pogromu autor dopuszcza do głosu jako świadków, nie przepytując ich na najważniejsze okoliczności.

Po pięćdziesięciu latach postkomunistyczne władze w Warszawie wracają do wersji ogłoszonej przez propagandę PPR, a przygotowanej przez NKWD i UB. Święci się pięćdziesiątą rocznicę zbrodni nie wiedząc, a przede wszyst­kim nie chcąc wiedzieć o podłożu zbrodni, daleko idącej zimnej obojętności na to, kto był mordercą i odebrał życie ofiarom. Używa się zamordowanych jako swoistego taranu propagandowego, czy atutu w grze, na którą, nie wiemy czy zabici by przystali, bo chwilę przed śmiercią mieli świadomość z czyjej ręki spotkała ich zagłada. Akcja propagandowa w sprawie pogromu kieleckie­go jest zjawiskiem towarzyszącym od dawna prowadzonym usiłowaniom, by winę za zagładę Żydów przygotowaną i dokonaną przez niemieckich nazistów przerzucić na Polaków. Zabici w Kielcach, w ostatnim okresie stali się „trupa­mi przetargowymi” w sprawach własności pożydowskiej, która została zawła­szczona przez rządy komunistyczne lub osoby przez te rządy popierane, podob­nie zresztą jak własność Polaków, która nie mieściła się w ograniczeniach i rygorach wywłaszczeniowych.

Wstrząsające jest to, że w ciągu pięćdziesięciu lat nie przeprowadzono praw­dziwego śledztwa w sprawie pogromu, nie skazano ani nie aresztowano win­nych. Jest to jakby dalszy ciąg pogromu, trwający, a obecnie, gdy propaganda stała się nauką historii, także zaważa na ocenie narodu polskiego.

Leszek Żebrowski zauważa w swoim referacie na temat „band pozorowa­nych”, wygłoszonym na sympozjum naukowym w parafii św. Katarzyny: „Mimo upływu siedmiu już lat od uwolnienia nauki z gorsetu ideologicznego, podczas których formalnie nie ma przeszkód w prowadzenie swobodnych i wolnych badań, historycy w Polsce nie zrewidowali dogłębnie ocen (...).”

Zdanie to Żebrowski poświęca bezkrytyczności i bezradności historyków dziejów najnowszych nawet wobec takiego faktu jak liczebność GL - AL, jej domniemanych zwycięstw a pomijanych zbrodni. A właśnie w pogromie kie­leckim krzyżują się wszystkie potworności, które przyniósł ustrój komuni­styczny do Polski. Nienawiść klasową połączoną z rasową, zanegowanie własności aż po jawny rabunek i ludobójstwo. Nie ma nikogo, kto przeciw­stawiłby się manipulowaniu zabitymi Żydami, przez różne grupy polityczne, dla swoich celów przez pół wieku. A doszło tam do ludobójstwa, najcięższej zbrodni przeciwko ludzkości, zmierzającej do zniszczenia całości lub części grup ludności ze względu na ich rasę, narodowość lub religię. Negowanie ludobójczego charakteru pogromu kieleckiego przez komunistycznych pra­wników i historyków w Polsce wynika z tego, iż nie mogą oni przyznać, że akcja przeciwko Żydom miała charakter policyjno - militarny i pod pewnymi względami podobna była do akcji (rewizji, wybiórki, selekcji, którym towa­rzyszyły zabijanie i rabunek), przeprowadzonych przez niemieckie służby porządkowe i SS.

Terminologia

Używając określenia „partia” czyli KPP, WKPb, PPR lub PZPR nie będzie­my mieli na myśli partii w ogólnie przyjętym rozumieniu, wynikającym ze sto­sunków demokracji. Sami komuniści (bolszewicy) twierdzili, że „nie są partią tradycyjną”, że „są partią nowego typu” - w domyśle jakiej nigdy nie było. Bę­dąc konsekwentni nie powinni byli nazywać siebie partią jednak ta nazwa miała znaczenie dezinformujące i osłonowe. Partie te były szeroko rozumianymi zmo­wami o utajnionych celach i sposobach działania, nawet wtedy gdy działały jawnie, nawet wtedy gdy stały u władzy. Wtedy może były w głębszej konspiracji przed zniewolonym społeczeństwem radzieckim, czy podbitymi narodami.

Nie będąc partią, taka partia nie mogła też być partią robotniczą. Kształto­wanie się składu osobowego tych ściśle zorganizowanych grup musi być przedmiotem osobnych badań. Występuje tu pewna prawidłowość: partie ko­munistyczne składały się z trzech grup osób: mas członkowskich, tzw. aktywu (niezawodowego) oraz aparatu (zawodowi rewolucjoniści). Mimo sprzeczno­ści zawartej w tym sformułowaniu, absurdalności, właśnie komuniści z najści­ślejszego kręgu zarządzania partią tak siebie określili.

Na terenie Polski w latach 1944 - 45 do PPR wstępowali ludzie z najniż­szych nizin, lumpenproletariat, szczególnie wiejski, do czego zachęciło ich wcielenie do sił GL - AL - NKWD ludzi zrzeszonych w ugrupowaniach nie pod­ległych nikomu a trudniących się „rekwizycją” czyli rabunkiem dworów, bo­gatego chłopstwa, młynarzy, ukrywających się Żydów. Także ludzie, którzy nie mieli odwagi wstąpić do AK lub którzy znajdowali się pod jej inwigilacją z powodu niewłaściwego zachowania wobec okupantów szukali ochrony w PPR. Aparat jednak składał się z wyszkolonych i wyspecjalizowanych osób przybyłych z armią radziecką z Rosji lub grup partyjno - dowódczych GL - AL.

Również władze bezpieczeństwa powołane przez komunistów nie mogą być w dalszej części rozważań traktowane jako tajna czy jawna policja zorganizo­wana w obronie społeczeństwa i przeciwstawiająca się jego zagrożeniom. Prze­ciwnie: OGPU, NKWD, CzeKa, UB, nie były nawet tajną policją polityczną, która chroni władzę, np. autorytarną - zaznaczył się tu postęp w stosunku do carskiej Ochrany ale siłą terroryzującą większość społeczeństwa, która wyni­szczała fizycznie przeciwników, a także osoby uważane za potencjalnych prze­ciwników.

Jak bolszewicy (komuniści) odrzucili tradycyjne środki dla osiągnięcia ce­lów, które nie były celami politycznymi, a były zamiarem osiągnięcia pełnej i niekontrolowanej władzy, tak i badanie wydarzeń w których uczestniczyli, wywoływali, prowokowali komuniści i tajne policje polityczne musi uwzglę­dniać odmienny w stosunku do dotychczasowych dziejów ludzkości - wyłą­czywszy nazizm - nowy, niespotykany sposób działania i łączący się z nim sposób kamuflowania jego przebiegu i celów.

Zbrodnia była celowo zawikłana już przez planistów i jej wykonawców, a potem przez tych, którzy specjalnie zaciemniali jej przebieg, przez specjalne oddziały propagandowe powołane do ostatecznej dezinformacji na ten temat - dlatego stajemy wobec szczególnie zawikłanych splotów zdarzeń. Niektóre z nich są dokładnie zaplanowanymi przypadkami, inne wynikają naturalnie ze sprowokowanego przebiegu zdarzeń.

Nieprawdą jest, co twierdzi część „miękkiej” opozycji przeciw rządom ko­munistycznym w Polsce po 1956 roku oraz związanych z nią historyków i publicystów, że ujawnieniu prawdy stała na przeszkodzie tylko cenzura (GUKPPiW). W rzeczywistości cenzura była wymierzona nie w pisarzy i hi­storyków, i uderzała ich pośrednio, rykoszetem, a wymierzona była w podda­ne komunistom społeczeństwo, by uczynić je zdezinformowanym a przez to posłusznym.

Znajdowała się ona tylko na samym wierzchołku, prawie widocznym, choć specjalnie nie chwalono się jej istnieniem i wiedzieli o niej zaintere­sowani ale nie masy. Była na zewnątrz skomplikowanego i brutalnego za­razem systemu. W rzeczywistości bowiem terror utrzymywał w niewiedzy społeczeństwo, terror służył kłamstwu, a kłamstwo podtrzymywało siłę terroru. Głoszenie, rozpowszechnianie, przekazywanie i powielanie infor­macji ustnych lub na piśmie, jeśli były prawdziwe, zagrożone było wyso­kimi wyrokami do kary śmierci włącznie.

Pojedynczy człowiek był poddany terrorowi podwójnie: nie mógł otrzy­mać prawdziwej informacji, a jeśli by taka do niego dotarła bał się jej w ogóle przyjąć i słuchać, gdyż zgodnie z prawem wprowadzonym przez komuni­stów, był zobowiązany zawiadomić władze bezpieczeństwa o fakcie zaist­nienia „wrogiej propagandy” i stać się delatorem swojego informatora. Po drugie sam znając ważne fakty które byłyby niezbędne historykom lub pu­blicystom utrzymywał je w tajemnicy, bał się zdradzać, że je zna, ba - jest to udowodnione - starał się o nich zapomnieć. Czuł się nosicielem tajemnicy, a jako taki zagrożony był więzieniem lub śmiercią, jeśli tajemnica ta dotyczyła działania komunistów, ich szpiegów, tajnych służb lub propagandy w latach 1918 - 1991. Podaję tu datę nieudanego puczu moskiewskiego jako graniczną, po której pewne informacje na temat przedwojennego KPP, okresu okupacji hi­tlerowskiej czy pogromu, można było otrzymać. Okres ten skończył się z chwilą dostania się pełnej władzy w ręce komunistów w latach 1993 - 95 (wybory do parlamentu i prezydenckie), kiedy to np. w sprawie pogromu, informatorzy mieszkający w Kielcach powtórnie poczuli się zagrożeni.

Człowiek, który zna prawdę i boi się tego faktu łatwo stanie się fałszywym świadkiem pod wpływem gróźb, różnych metod przekupstwa i innych metod nacisku.

Rewizja pojęcia „wojsko polskie”

nazywane potem Ludowym Wojskiem Polskim. Należy rozróżnić okres od 1943 roku, gdy powstała tzw. Armia Berlingowska, aż do maja 1945 roku, gdy jej oddziały wysyłane na pewną śmierć, by się wykrwawiły, ponosiły ogromne straty pod Lenino, na Wale Pomorskim i Nysie Łużyckiej. Od końca wojny ich przeznaczenie zmieniło się, a liczebność niewiele zmalała. Były nastawione nie na obronę przed wrogiem zewnętrznym, z których najgroźniejszym był Związek Radziecki, ale właśnie jemu podporządkowane, także w formie na­słania dowódców z ZSRR. Przestawiono je na walkę z wrogiem wewnętrz­nym, którym były siły niepodległościowe sprzeciwiające się podbiciu Polski przez ZSRR. Były to więc oddziały złożone z tubylców, dowodzone przez najeźdźców i przypominały zarówno kolonialne armie złożone z kolorowych ludów, które służyły podbijającemu je imperium, jak i mają wiele cech wojsk najemnych. Żołnierze ci byli brani do wojska pod przymusem. Wielu dezerterowało. Niektóre dezercje były masowe, całymi plutonami. Za ukrywanie się przed „obowiązkiem służby wojskowej” była kara do śmierci włącznie. Żoł­nierze nie z własnej woli wcielani do walki ze współbraćmi, z czasem, gdy w walce sami poczuli zagrożenie i ginęli ich koledzy, pod wpływem swoich własnych okrutnych czynów dokonanych na rozkaz, a także oficerów poli­tycznych - stawali się żołnierzami socjalizmu. Charakter LWP przejawiał się ze szczególną siłą w chwilach walk Polaków o wolność i polepszenie bytu w latach 1956 w Poznaniu, 1970 na Wybrzeżu i w 1981 w całej Polsce.

Pojęcie tzw. wojny domowej

Po długim okresie, gdy podziemie niepodległościowe, a w szczególności od­działy WiN nazywano „bandami” czerpiąc terminologię z propagandy hitlerow­skiej i dokumentów gestapo, które jednak rozróżniały „bandy londyńskie” i „bandy moskiewskie” - stratedzy propagandy komunistycznej, dla której zarówno lite­ratura jak i historia jest tylko posłusznym narzędziem, przeszli do nazywania walk lat 1944 - 1956 w Polsce „wojną domową”. W rzeczywistości takowej nie było: armia sowiecka po raz trzeci po 1920, 1939 - w latach 1944 - 1945 weszła na ziemie polskie, tym razem nie opuszczając ich do 1993 roku. Walka podziem­na była walką z nowym okupantem, a jeśli po jego stronie - inaczej niż było to podczas poprzedniej okupacji (niemieckiej) stanęły siły, składające się z Pola­ków, często wcielonych do sił pacyfikacyjnych siłą, było to tylko szafowanie przez sztaby radzieckie obcą krwią i oszczędzaniem, o ile można swojej. Zara­zem było to tworzeniem pozorów, że to Polacy walczą z Polakami, co dziś jak widzimy zaowocowało hasłem komunistycznej propagandy o „wojnie domo­wej”. Nie znaczy to, że oddziały sowieckie nie brały czynnego udziału w pacy­fikacjach polskich wsi i miasteczek. W omawianej dalej teczce Stalina znajduje się dokument określający siły interwencyjne w Polsce: „Obecnie na terytorium polskim rozmieszczone są: 64 Dywizja Wojsk Wewnętrznych MWD, licząca 4119 ludzi, która wykorzystywana jest do walki z bandytyzmem i wykonywania rozmaitych zadań operacyjnych; Zarząd Wojsk MWD Ochrony Tyłów Północ­nej Grupy Wojsk Radzieckich, z dwoma pułkami wojsk pogranicznych, razem 2897 ludzi; Wojska MWD Łączności Rządowej „WCz”, w składzie dwóch bry­gad o łącznej liczebności 6434 osób, ochraniające linie łączności „WCz”, prze­biegające przez Polskę, linie Północnej Grupy Wojsk, a także linie łączności „WCz” „Rządu Polskiego”.

Płk Władysław Tkaczew w pracy „Powstanie i działalność organów Infor­macji Wojska Polskiego w latach 1943 - 1948. Kontrwywiad wojskowy” (War­szawa, 1994), pisze: „(...) organa Informacji Wojska Polskiego były od pod­staw stworzone przez kontrwywiad wojskowy Armii Czerwonej - „Smierszę” i ściśle przez niego w latach 1944 - 1948 kontrolowane. Oficerowie „Smierszy” w pierwszych dwu latach istnienia tych organów stanowili 100% ich obsady etatowej, a w kolejnych dwu latach prawie 50% i zajmowali do końca 1947 roku większość kluczowych stanowisk”.

Według potwierdzonych danych właśnie Humer, który przedstawi się na łamach tej książki jako zwierzchnik Sobczyńskiego był funkcjonariuszem „Smierszy”, która w systemie tajnych służb radzieckich stała bodaj najwyżej, przeplatając się czasem personalnie, a często dublując się funkcjami z NKWD i Wydziałem Wojskowym. Pierwsza informacja jaką otrzymałem o działalno­ści „Smierszy” na Kielecczyźnie od emerytowanego podpułkownika opatrzo­na była zastrzeżeniem: „Niech pan nigdy nie wymawia przy nikim i do nikogo słowa „Smiersz”. Poczucie wyższości nad Sobczyńskim z racji uprzywilejo­wanych powiązań wywiadowczych wiąże się u Humera z zawiścią. Humer bowiem w latach 1944 - 1956 odsłonił się całkowicie i jako taki w późniejszym okresie wyłączony został z poważnych zadań tajnych służb. Tymczasem Sobczyński awansował doganiając Humera stopniem, a także ciągle otrzymując wyższe stanowiska i to właśnie od pogromu kieleckiego.

W Kielcach, w samym centrum Kielc miała swoje miejsce postoju silna jednostka, tzw. gwardyjska ZSRR. W czasie gdy „Szary” zajął w nocy z 5 na 6 sierpnia 1945 Kielce, jednostka ta nie otrzymała rozkazu kontrataku. Podob­nie twierdzą historycy marksistowscy, co do pogromu, że jednostka ta nie wymaszerowała ze swoich koszar. Jak potem się przekonamy wcale nie było to takie pewne, bowiem jeden z radzieckich dowódców wspomniał, że nie ma już u siebie polskich mundurów. Gdzie więc byli wtedy żołnierze radzieccy w te mundury ubrani? Przy okazji należy stwierdzić, że od początku istnienia tzw. władzy ludowej doświadczenia sowieckie z lat 1917 - 1941, jako gotowe i sprawdzone zostały przeniesione do tajnych służb ówczesnej Polski. Także specyficzny rodzaj kamuflażu, co w języku potocznym nazywa się „przebie­rankami”; niejednokrotnie w okresie komunistycznym był stosowany szczególny zabieg, który nazwałbym kostiumologicznym. Były specjalne składy - czy garderoby odzieży - w budynkach UB a potem SB, a ostatni przejaw tego typu rozwiązań stwierdzono ujawniając niektóre szczegóły zbrodni na księdzu Jerzym. Okazało się wtedy, że w kostiumowym wydziale IV Departamentu MSW znajdował się duży wybór sutann, habitów różnych zgromadzeń, w tym żeńskich.

Marksizm - leninizm

Pod koniec swojego panowania w Imperium Radzieckim przybrał charakter antyreligijnej religii, a w okresie panowania Stalina bezbożnego kultu bożka - jego osoby, obecnie nazywany jest ideologią. W rzeczywistości jest to zespół silnie powiązanych ze sobą haseł, nakazów, zakazów, będący przede wszyst­kim uzasadnieniem wszechprzemocy tajnej policji komunistycznej i koniecz­ności rozszerzenia przez ZSRR obszaru jego imperium.

Neoheglizm

Marksiści obecnie nie tylko zapierają się jakoby byli stalinistami - co jest nieuchronną konsekwencją przyjęcia nauk Marksa w drugiej połowie XX wie­ku, ale działają pod przykrywką neoheglizmu i ogłaszają „heglowskie ukąsze­nie”. W samym systemacie Hegla, który rościł sobie prawo do wszechwyjaśnienia świata jest wiele generalizacji, ale neohegliści, szczególnie ci, którzy głoszą tzw. historyzm twierdzą że każda rzecz podlega nieustannemu rozwo­jowi - z czego dla neoheglistów wynika, że rzecz późniejsza jest lepsza od wcześniejszej, że historia jest w rozwoju, a nie jakby można odpowiedzieć w „zwoju”.

Jak Hegel uważał monarchię pruską za najwyższy twór historii, a każdą po­stać bytu za niezbędne ogniwo rozwoju, a całą rzeczywistość za logiczną, ko­nieczną i rozumną, tak neomarksiści doszli do wniosku, że ustrój socjalistyczny, jako później stworzony niż kapitalizm musi od niego stać wyżej. Idąc za Tatar­kiewiczem - który powiedział, iż Hegel dzieje „pojmował nie jako mozaikę przy­padkowych wydarzeń, lecz jako jednolity i konieczny rozwój idei, jako stopnio­we kształtowanie się «ducha świata» w czynach i losach narodów i państwa” (Historia Filozofii, tom II, s. 298) - ukąszeni heglizmem historycy poszukują idei, a nie faktów.

W tej książce uważamy, że socjalizm realny i jego zbrodnie nie były „ko­niecznością historyczną”, a tylko wolą tej części społeczeństwa radzieckiego, która pragnęła takiego właśnie kierunku dla rozwoju swojego kraju, a potem kierunek ten narzucała podbitym narodom. Krytycy Hegla mówią o uniwersa­lizmie dającym przewagę ogółowi nad jednostką. My uważamy, że nie ma dowolnego wyboru: wybitne jednostki czy ogół, ale wybitne jednostki wpły­wają na ogół jawnie lub w sposób ukryty i podporządkowują go sobie czyniąc z niego ową potęgę, od której czynów i decyzji nie ma odwołania.

Odrzucam tu wynikające z neoheglizmu i neomarksizmu dzielenie zjawisk historycznych, a w tym społecznych, ekonomicznych i kulturowych, na „postę­powe” i „zachowawcze” czy „wsteczne”. Właśnie ten z góry, a priori przyjęty podział ułatwił propagandzistom uzasadnienie tez wypracowanych przez NKWD, UB i KC PPR w sprawie pogromu. Rzekomo skazane na zagładę i niebyt religie, reprezentują - jak się przekonamy - czterej księża biegnący na pomoc Żydom. Tymczasem członkowie najbardziej postępowej i przewodzącej w marszu ludz­kości Parti Komunistycznej ubrani w mundury wojskowe i policyjne, i po cywil­nemu, byli mordercami, a PPR podżegała do zbrodni, i zorganizowała grupę swoich członków, którym wydano rozkaz zabijania niewinnych Żydów.

Tak zwana „spiskowa teoria dziejów”

Spiskowa teoria dziejów powstała w czasach gdy Rosja radziecka czuła się osaczona jako „pierwsze państwo socjalizmu na świecie” lub taką udawała w propagandzie wobec swoich poddanych i wobec świata. Pierwszym wyra­źnym zaakcentowaniem tej teorii przez Stalina było oskarżenie Trockiego i Tuchaczewskiego o celowe, będące rezultatem zmowy przegranie bitwy na południowym froncie w czasie wojny z Polską w 1920 roku. „Niepojęty, ni­czym nieuzasadniony odwrót ku ucieczce jaśnie panów polskich”. Dopiero potem miało się okazać w propagandzie, że stał za tym spisek Ententy, którego upostaciowieniem był Józef Piłsudski, a w którym to spisku uczestniczyły gru­py Trockiego, Bucharina i innych. („Historia wszechzwiązkowej komunistycz­nej partii bolszewików”, Warszawa 1949 str. 272, 287)

Teorię tego spisku wzbogacono o stwierdzenie współpracy z sabotażystami i szpiegami wewnątrz ZSRR przez „emigranckich milionerów”, którzy „stoso­wali starannie opracowaną, naukową i systematyczną technikę sabotażu”. „Z chwilą utworzenia III Rzeszy Leon Trocki stał już na czele międzynarodo­wej antyradzieckiej konspiracji, rozporządzającej potężnymi siłami wewnątrz Związku Radzieckiego. Z wygnania planował obalenie rządu radzieckiego, by po nim uchwycić we własne ręce władzę. „Był moment - pisze Winston Chur...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin