Kraszewski Józef Ignacy - Krasicki życie i dzieła 1879r.pdf

(26572 KB) Pobierz
KRASICKI,
ŻYCIE I DZIEŁA
KARTKA Z DZJEJÛW LITERATURY
^1~V*III wieku.
przez
J. I KEASZEWSKIEGO.
A cnej pisania sztuki z dowcipem i gustem,
Tyś pierwsze dał przykłady pod naszym Augustem,
Trembecki.
Goeć w Hvilsbergn.
WARSZAWA.
Nakładem Gebethnera i Wolffa.
Kraków. G. Gebethner i Spółka.
1879.
I 2012
1012512895.002.png
ALEKSANDROWI Z SIECINA
HRABIEMU KRASICKIEMU
W
DOWÓD PRAWDZIWEGO
SZACUNKU
PRZESYŁA
Dnia 15 października 1878 r,
Drezno.
Autor
Kraków.— Drukiem Wł. L. Anczyca i Spółki
Zycie i dzieła Krasickiego.
1012512895.003.png
Wśród dość licznego szeregu pastelowych wize­
runków znakomitości dworu Stanisława Augusta
któremi Marteau unieśmiertelni! gości obiadów
czwartkowych, zwraca uwagę piękna twarz, wy­
pogodzona, lekko uśmiechnięta, z oczyma iskrzą-
cemi dowcipem, rysów regularnych i arystokratycz­
nych. Suknia, krzyż na łańcuchu u piersi zwieszony,
każą nam się domyślać, że to jest wysoki dostojnik
w hierarchii kościoła, chociaż twarz się niemal
wyrazem swym z powagą ubioru kłóci. Stworzoną
się być zdaje do wytwornego stroju XVIII wieku,
do szytych fraków i koronkowych mankietów, do
igrania słowy brvlantowemi przy toaletach pięknych
pań. Lecz jest w niej zarazem jakaś poważna,
spokojna rezygnacya potomka wielkiego rodu,
który wszędzie się na miejscu czuje i z każdym
pogodzić urnie.
Ten bystro patrzący duchowny, przy którego
oblicza blasku gasną pospolitsze otaczające go
twarze, to pisarz co czas swój uosabia, co przo­
duje epoce, co ją, mimowoli, w tćm co ona naj­
lepszego miała, wyraża, to książę Biskup War­
miński, Ignacy hr. Krasicki.
JIIM
i*
>
1012512895.004.png
4 —
5
Wyjąwszy jednego króla, wszyscy współbiesia­
dnicy ks. Biskupa zdają się pochodzić i istotnie
wyszli z innej towarzyskiej sfery, krwią i duchem
do innego świata należą, są tu gośćmi, Krasicki
na królewskich pokojach jest w domu. Tu jego
miejsce.
W Trembeckim wyżytym, skwaszonym, chmur­
nym, którego twarz nie obudzą współczucia, a rysy
wyrażają energią wyczerpaną, zmienioną w tetrycz-
ność dworaczą, widać człowieka co żyć nie umiał,
a życie nad wszystko przenosił, czuć w nim szam-
belana co przyrósł do jarzma dworskiego dla jego
wygódek i, dotrwawszy wiernym karmicielowi do
ostatniej godziny, poszedł potem do największego
nieprzyjaciela królewskiego szukać ciepłego kąta
i schronienia okupionego bodaj poematem.
W Naruszewiczu widać surową naturę litwina, co
na żubra leśnego z oszczepem stanąć gotów z ró­
wną odwagą, jak z piórem na zagmatwane dzieje,
dzielną krew nie ostudzoną fioletami, zburzoną na­
ciskiem sukni za ciasnej, jest w nim coś wykaptu-
rzonego mnicha. W Węgierskim widać francuza
XVIII wieku, sceptyka co przestawszy wierzyć
chciałby się śmiać a nudzi się i gniewa, chwali
cynizmem i pobrzękuje cnotą, a dla zwrócenia
oczu do krwi szczypie i kąsa. Samolub to, dla
którego poezya schodkami do znaczenia i dostatku.
Poczciwa, zasępiona, rozlana twarz Bohomolca
nie mówi wiele, choć nie jest pozbawioną wyrazu.
W Karpińskim domyślamy się biednej ofiary, co
z duszą wrażliwą wpadła w świat, po którego
ślizkim gruncie chodzić nie umiała i wyjść z niego
musiała prędko w głuchą lasów ciszę, nie wiedząc
co zrobić z życiem. Śpiew jego tęskny, jak krzyk
czajki, wiecznym żalem przejęty się rozlega. Kniaź-
nin, poeta namiętniejszy niż jego pieśni, zafraso­
wany zda się sobą, zrzucił i on kaptur mniszy,
a w sukni nowej chodzi jak w płonącej szacie.
W Zabłockim znać dowcipnego człowieka, który
własnem słowem karmi się i jest sytym. Piramo­
wicz , spokojny pedagog i proboszcz, nie patrzy
wyżej nad granice powszedniego obowiązku, cicha
i szczęśliwa natura człowieka do plebanii stwo­
rzonego.
Na wszystkich niemal tych czołach myśl jest
jakby w walce z sobą ; nie wić jak z pod nich
wynijść, jak się ubrać, czém wypowiedzieć, skryć
czy objawić, okazać całą czy cząstkową;—u je­
dnego Krasickiego zupełna panuje zgoda wewnętrz­
nej myśli ze słowem, które ją w świat poniesie.
Znać to na obliczu gładkićm i uspokojonćm, we-
sołćm i pewném siebie.
Z twarzy okalających odgadywać można, że
prawie każdy z tych ludzi skończy gdzieś roz­
bitkiem, narzekaniem, zawodem, nie potrafiwszy
życiu sterować i pragnień pogodzić z silą, a siły
użyć w sferze dla niej dostępnej. Trembecki ze-
mrze w brudnej izbie oficyny Tulczynieekiego pa-
1012512895.005.png
7
6
człowieka, jako postać wybitną tćj epoki, jako
moralistę i pisarza.
Nie naderemnie przyznano mu, że był najzna­
komitszym przedstawicielem swojego czasu ; był
nim z wielu i ze wszystkich .względów, jako czło­
wiek , jako duchowny, jako pisarz nadewszystko.
Jako Biskup koronował obrazy, bierzmował tysiące
w dniu jednym, był chrześcijaninem, ale nie wzdra­
gał się przyjaźnić z człowiekiem, co suknią du­
chowną zrzucił, a wziął żonę ; napisał Monacho-
machyą i szydził z zawiłych sporów teologicznych;
jako człowiek był najlepszym bratem, najserdecz­
niejszym rodziny opiekunem, najprzyjemniejszym
współbiesiadnikiem, najmilszym gospodarzem do­
mu, najdowcipniejszym gościem w salonach.
Jako pisarz z niezmiernym taktem, z wielką
miarą rozbijał co obalać było potrzeba, co zacho­
wania godném osłaniał troskliwie, językowi przy­
wrócił choć część życia i blasku, które mu po­
przednie pokolenia wydarły.
Instynkt ogółu, vox Dei, nie myli się nigdy.
Krytyka może słabe wykazać strony ; czas smak
i pojęcia odmienia; lecz siła, jaką pisarz na współ­
czesnych działał, świadczy o sobie, że istniała.
Tak samo dziwimy się prostym narzędziom , ja-
kiemi Egypt kuł olbrzymie obeliski. Tę siłę po­
tężną , co działa na masy, miał Krasicki, i dla
tego wśród licznego zastępu współczesnych mu
pracowników, on głównie zwraca na siebie oczy.
łacu na łasce magnata, chowając wróble, za­
pomniawszy własnych pieśni 5- Karpiński — na nu-
dnćm wygnaniu w białowieżskiej puszczy ; Wę­
gierski , zwiędły przed czasem, — na spaloném
Marsylskiém wybrzeżu ; Kniaźnin — w obłąkaniu
miłosnćm ; Naruszewicz — zdziczały z grabiami
na sianożęciach Janowskich. W Krasickiego twa­
rzy czytasz, że potrafi wśród najcięższych czasów
wyjść cało, czysto i nie straciwszy na szacunku,
zyskując na sławie, nie poślubiając namiętności,
godząc się zawsze z nieuniknionćm — wesoło do­
gadzając fantazyom serca, ducha i pańskiego oby­
czaju. Zna on swe posłannictwo, wić co mu po-
wierzoném było, pomija wszystko coby mu prze­
szkodzić mogło do spełnienia go — idzie do celu
z pewném lekceważeniem tego co ludzie powiedzą.
Potrzebuje wczasu i ciszy, okupuje ją odosobnie­
niem. Mógłżeby tyle uczynić, wypowiedzieć tyle,
gdyby sobie nie usłał na uboczu wygodnego gnia­
zda ? Twarz ta mówi, że go nie uniesie ani na­
miętność gwałtowna, ani złamie wielkie cierpienie,
że potrafi być panem siebie, zastosować się do
warunków, które mu niepokouana siła czasu na­
rzuci, i dokona dzieła poczętego bajkami i Moni­
torem w 1776 r. — prymasowskićm „Co tydzień"
1798 roku.
Tego mało zblizka, a szeroko i rozgłośnie z dzieł
znanego człowieka, chcemy dać poznać bliżej jako
1012512895.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin