ksiezna de cleves.pdf

(546 KB) Pobierz
35528104 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
35528104.001.png 35528104.002.png
La Fayette
KSIĘŻNA DE CLEVES
Tytuł oryginału
„LA PRINCESSE DE CLÈVES”
2
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
OD TŁUMACZA
Jest coś, co otacza panią de la Fayette 1 , zarówno jej osobę, życie, jak
działalność pisarską; mianowicie d y s k r e c j a. Rozdając pewnego dnia
przyjacielskie przydomki, bliscy nazwali ją le brouillard, mgła; i nazwa ta do-
brze charakteryzuje zarówno ów cień dyskrecji, jak również owo coś przyga-
szonego, melancholijnego, co jest w jej osobie. Mało stosunkowo wiemy o jej
przygodach, jeszcze mniej o życiu wewnętrznym: powściągliwa, wybredna,
niełatwo pozwalająca wejrzeć w siebie. Listy nawet – w owym tak rozpisanym
świecie! – pisywała rzadko i niechętnie. Zażywała ogromnego wpływu, była
jedną z wyroczni Paryża, ale też dyskretnie. Toż samo jej działalność pisar-
ska. Jestem pewien, że ten i ów znający nieźle – bodaj ze słyszenia – literatu-
rę francuską, nie zna nawet jej nazwiska. Kobieta-autorka ukryła się w cie-
niu: kiedy umiera, „Mercure Galant” poświęca jej kilkanaście wierszy w „ru-
bryce towarzyskiej” i kończy dyskretnie: „Utrzymują, że miała udział w nie-
których utworach, czytanych przez publiczność z przyjemnością i zachwy-
tem.” Notatka „Mercure Galant” tłumaczy się tym, że pani de la Fayette, jak
wielka dama, ogłaszała swoje nieliczne zresztą utwory bezimiennie albo pod
obcym nazwiskiem. Bo pani de la Fayette była wielką damą. Nie z urodzenia,
ojciec jej był ze skromnej szlachty, matka, Elżbieta Pena, bodaj z mieszczań-
stwa; za to chrzestni rodzice błyszczą arystokratycznymi nazwiskami, odbla-
skiem dworu. Jeżeli pani de la Fayette stała się wcześnie jedną z najwybit-
niejszych figur w Paryżu, zawdzięcza to samej sobie. Bo ta cicha osoba do-
skonale umiała kierować życiem swoim i swoich bliskich. „Ma sto rąk” – mó-
wiła o niej pani de Sevigné.
Ojciec jej, Marek Pioche de la Vergne, długi czas skromny oficer, ceniony
dla swych talentów wojskowych, zaszedł później dość wysoko; był nauczy-
cielem bratanków kardynała Richelieu, umarł jako marszałek polny. Przyszła
pani de la Fayette miała wówczas lat piętnaście. Matka, kobiecina podobno
sprytna a głupia, wychodzi rychło potem za mąż za jednego z rycerzy nie-
zaszczytnej Frondy, niespokojnego kawalera de Sevigné, wuja słynnej później
1 1634 – 1692
4
swą korespondencją markizy: stąd stosunki między dwiema młodymi kobie-
tami, Marią de la Vergne a panią de Sevigné, stosunki, które miały się prze-
rodzić w dozgonną przyjaźń. Bo panna de la Vergne otrzymuje staranne wy-
chowanie; nauczycielem jej jest sam Menage, jeden z najuczeńszych ludzi i
największych pedantów swego czasu, ten, którego Molier nieśmiertelnie
ośmieszył jako Wadiusa w Uczonych białogłowach i który miał zwyczaj ko-
chać się w swych uczennicach. Już wówczas pani de la Fayette dała miarę
swego kunsztu dyplomatycznego i umiejętności wyzyskania ludzi; umiała
prowadzić swojego nauczyciela na nitce, tak że słowami i piórem głosił jej
sławę. Liczą około czterdziestu znanych poemacików Menage'a na cześć
panny de la Vergne. Taka reklama była dla niezamożnej młodej panny nie do
pogardzenia.
Bo panna Maria nie była zamożna, i to, jak również nieustalona pozycja
rodziców, życie na wpół wędrowne, jakie pędzili, utrudniało jej zapewne wyj-
ście za mąż. Doszła dwudziestu jeden lat – na owe czasy wieku bardzo póź-
nego – nie znalazłszy przyzwoitej partii. Znalazła ją tam, gdzie by się naj-
mniej mogła tego spodziewać. W czasie pobytu w klasztorze zaprzyjaźniła się
z przełożoną, która zaswatała jej swego brata, hrabiego de la Fayette. Hrabia,
starszy od niej o jakieś lat dwadzieścia, wielkiego rodu, ale zasiedziały na
wsi, był to – zdaje się – poczciwy człowiek zagrzebany w gospodarstwie, a
zwłaszcza w procesach. Słowem, małżeństwo z rozsądku. Co na nie mówiło
serce? Nie wiemy o tym nic. Posądzają pannę de la Vergne, że powtórne za-
mężcie matki było dla niej zawodem; szesnastoletnia dziewczyna myślała po-
dobno, że interesujący kawaler de Sevigné bywa tak często w domu dla niej
samej, kiedy nagle gruchły zaręczyny z jej matką. Ale to są domysły, plotki...
Powiedzmy po prostu, że nie wiemy nic.
Maria udaje się z mężem na wieś; z najlepszą wolą wchodzi w jego życie,
interesuje się gospodarstwem, procesami; wpada na znakomitą myśl, aby ich
pilnować w Paryżu za pomocą swego wiernego łacinnika Menage'a. Menage
biega, drepce, obchodzi sędziów. Ale co to było mieć wówczas proces, kilka,
kilkanaście procesów! Konieczność czuwania nad nimi każe państwu de la
Fayette udać się do Paryża; z czasem pani przenosi się tam na stale, mąż
dojeżdża co jakiś czas, w końcu ginie z jej życia tak dokładnie, że historycy
literatury myśleli, że umarł, dopóki jakiś znaleziony dokument nie wyjaśnił,
że bądź co bądź pani de la Fayette przeżyła w małżeństwie dwadzieścia osiem
lat. Powiedzmy od razu, że miała dwóch synów, dla których była troskliwą i
zabiegliwą o ich karierę matką.
Oprócz Menage'a, który ją nauczył sporo łaciny, dobrze po włosku, ba,
nawet trochę po hebrajsku, nie zdołał zaś jej zarazić swoim brakiem smaku i
pedantyzmem, młoda hrabina de la Fayette przechodziła inne szkoły. Jedną
był słynny pałac de Rambouillet, siedziba „wykwintniś”, wówczas co prawda
już na schyłku swej glorii. Ze swoim niezawodnym zmysłem pani de la Fay-
ette wzięła z tej szkoły to, co dobre, odrzucając to, co było mdłe i śmieszne w
epigonkach wykwintniś. Wreszcie dwór, najlepsza wówczas szkoła życia i
smaku, ów dwór młodego Ludwika XIV, pełen blasku, skupiający wszystko,
co najświetniejsze, bawiony komedią Moliera, porywany tragedią Racine'a i
upojony muzyką Luliego. Pani de la Fayette zajęła tam pozycję jak dla tej ci-
chej obserwatorki życia najkorzystniejszą. Niegdyś okazała wiele sympatii
młodziutkiej Henryce Angielskiej, wówczas gdy ta była biedną wygnanką,
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin