Inny Świat 2 - Rzeka Błękitnego Ognia.doc

(1920 KB) Pobierz

Williams Tad

 

 

Rzeka Błękitnego Ognia

 

 

Tom 2
Nota autora

 

Otrzymałem wiele listów, zarówno pocztą elektroniczną, jak i tra­dycyjnych, w których czytelnicy wyrażali swoje opinie na temat pierwszego tomu Innego Świata. Z radością muszę przyznać, że więk­szość zawierała pochwały. Zarzuty dotyczyły głównie zakończenia pierwszego tomu, które nie wyjaśnia wszystkiego i zostawia czytel­nika w próżni.

Rozumiem czytelników i przepraszam. Ale należy pamiętać, że to, co piszę, nie jest serią odcinków, lecz bardzo, bardzo długą po­wieścią, która w zasadzie powinna mieć jedną okładkę. Pisanie za­jęłoby mi jednak tyle czasu, że moja rodzina i zwierzęta umarliby z głodu, a poza tym jedyną okładką, jaka przychodzi mi do głowy, jest płachta namiotu cyrkowego. A zatem muszę wybierać: kończyć poszczególne części, zaskakując czasem czytelnika, albo wprowadzić bardziej wymuszone zakończenia, co z pewnością wpłynęłoby na kształt całej powieści i jak sądzę, nie dodało jej blasku.

Tak więc pozostaje mi tylko liczyć na wyrozumiałość czytelników. Postaram się nie kończyć kolejnych części w połowie zdania — „I wtedy zorientowała się, że... Koniec". Pamiętajcie, że to, co czy­tacie, stanowi integralną część większej całości. Obiecuję, że postaram się wypracować bardziej zdecydowane zakończenia dla kolejnych części mojej powieści.

Dziękuję.

 

 

Inny Świat Miasto złocistego cienia

 

 

Streszczenie

 

Przemoczony i przerażony Paul Jonas, a z nim jego dwaj towa­rzysze z okopów Finch i Mullet, których obecność trzyma go przy zdrowych zmysłach, wydają się zwykłymi piechurami. Jonas to jeden z tysięcy żołnierzy pierwszej wojny światowej. Kiedy jednak nagle znajduje się na opustoszałym polu bitwy, gdzie nie widać niczego poza drzewem, którego konary giną w chmurach, zaczyna wątpić w swoje zdrowe zmysły. Wspina się na drzewo i między chmurami odkrywa zamek, w którym spotyka ogromnego przerażającego straż­nika pilnującego kobiety ze skrzydłami. Lecz kiedy ponownie budzi się w okopie, stwierdza, że ściska w dłoni piórko ze skrzydła kobiety--ptaka.

W południowej Afryce w połowie XXI wieku Irenę — „Renie" Sulaweyo — boryka się z własnymi problemami. Renie jest instruk­torką inżynierii wirtualnej, a jednym z jej uczniów jest !Xabbu — Buszmen, dla którego nowoczesna technologia jest całkowicie nie znana. Renie musi być siostrą i matką dla swojego młodszego brata Stephena, który swój wolny czas poświęca głównie na penetrację wirtualnej części sieci komunikacyjnej, obejmującej cały świat. Renie stara się zapobiec rozpadowi rodziny. Jej owdowiały ojciec, Długi Joseph, wszystkie swoje wysiłki skupia na zdobyciu kolejnej butelki.

Podobnie jak większość dzieci, Stephen zafascynowany jest tym, co zakazane, dlatego wkrada się do wirtualnego klubu nocnego U Pa­na J., chociaż wcześniej siostra już raz ratowała go z opałów. Renie za późno dowiaduje się o wszystkim i Stephen zapada w śpiączkę. Lekarze nie potrafią wyjaśnić jej przyczyny, lecz Renie jest przeko­nana, że ma ona związek z siecią.

Amerykanin Orlando Gardiner, niewiele starszy od brata Renie, z powodu swojej choroby spędza wiele czasu w sieci pod postacią barbarzyńskiego wojownika Thargora. W czasie jednej ze swoich przygód Orlando widzi przez chwilę złociste miasto, które nie przy­pomina niczego, co do tej pory oglądał w sieci — chwila rozpro­szenia kosztuje go utratę życia Thargora. Pomimo ogromnej straty Orlando nie potrafi się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywarło na nim złociste miasto, dlatego postanawia je odszukać przy pomocy swojego sieciowego agenta Robala Beezlego oraz niezbyt skorego do współ­pracy sieciowego przyjaciela Fredericksa.

Tymczasem w jednej z militarnych baz Stanów Zjednoczonych dziewczynka Christabel Sorensen odwiedza potajemnie pana Sellarsa, dziwnego starca o twarzy pokrytej bliznami. Ignorując zakazy rodzi­ców, odwiedza przyjaciela, który tylko na pierwszy rzut oka wydaje się straszny i w dodatku opowiada ciekawe historie. Dziewczynka nie wie, jak niezwykłą rolę ma odegrać w planach starca.

Renie coraz lepiej poznaje !Xabbu — odkrywa jego łagodne usposobienie, poznaje jego punkt widzenia na współczesny świat, widziany oczyma autsajdera, i coraz bardziej angażuje go w działania, by odkryć przyczynę tajemniczej choroby brata. Oboje z !Xabbu wkradają się do wirtualnego klubu U Pana J. Potwierdzają się jej najgorsze przypuszczenia: goście klubu oddają się wirtualnym roz­rywkom najgorszego rodzaju. Lecz Renie wciąż nie znajduje niczego, co mogłoby stanowić bezpośrednią przyczynę choroby brata. Aż wre­szcie natykają się na wirtualną postać indyjskiej bogini śmierci Kali. Bogini, oddziałując bezpośrednio na nieświadomość, posługuje się hipnozą, której mocy ulega !Xabbu. Renie opiera się tylko dzięki pomocy tajemniczej postaci, której symulowane ciało (sym) ma po­stać pustej plamy pozbawionej jakichkolwiek cech, i oboje z !Xabbu wydostają się z klubu. Zanim opuszczą sieć, wybawca przekaże Renie pewne dane w postaci złocistego klejnotu.

Paul Jonas, który ponownie odnajduje się w świecie pierwszej wojny światowej, ucieka ze swojego plutonu. Jego droga do wolności prowadzi przez ziemię niczyją na granicy obu frontów. Pośród de­szczu i eksplodujących pocisków Paul brnie przez błoto i ciała zabi­tych, aż dociera do piekielnej krainy, jeszcze dziwniejszej niż zamek z jego snów — jest to płaska, wypełniona mgłą pustka. Uwagę Paula przyciąga złociste migocące światło, lecz zanim przekroczy jego gra­nicę, pojawiają się jego dwaj towarzysze z okopów, którzy nakazują mu powrót. Zmęczony i zdezorientowany, gotowy jest ich posłuchać, lecz gdy podchodzą bliżej, zauważa, że Finch i Mullet nie przypo­minają już ludzi, więc ucieka w złocisty blask.

Felix Jongleur jest najstarszym i chyba najbogatszym człowiekiem świata XXI wieku. Jego fizyczne ciało prawie już umarło, dlatego

Jongleur nie opuszcza praktycznie wirtualnego Egiptu, który zbudo­wał dla siebie i gdzie panuje niepodzielnie jako Ozyrys, bóg życia i śmierci. Jego najważniejszym sługą zarówno w świecie wirtualnym, jak i prawdziwym jest morderca o imieniu Strach, w którego żyłach płynie krew aborygenów. Strach łączy zamiłowanie do polowania na ludzką zwierzynę z niezwykłą ponadzmysłową umiejętnością mani­pulowania elektronicznymi obwodami, dzięki czemu wciąż wymyka się kamerom i innym systemom ostrzegawczym. Jongleur odkrył Stra­cha dawno temu, pomógł mu dopracować swoje umiejętności i uczynił z niego swojego mordercę na zamówienie.

Jongleur/Ozyrys stoi jednocześnie na czele grupy, która skupia najbardziej wpływowych i najbogatszych ludzi, a która znana jest pod nazwą Bractwo Graala. Stworzyli oni dla siebie wirtualny wszechświat, jakiego jeszcze nie było; projekt Graal znany jest także jako Inny Świat. Szczególne znaczenie ma pierwszy człon nazwy „inny". Chodzi tu o sztuczną inteligencję lub coś jeszcze bardziej niespotykanego. Ta ogromna moc pozostaje pod kontrolą Jongleura i jest jedyną rzeczą na świecie, jakiej obawia się starzec.

Skłóceni członkowie Bractwa Graala nie ukrywają swojego nie­zadowolenia z tego, że prace nad projektem posuwają się tak wolno. Wszyscy zainwestowali w niego miliardy i czekali długie lata. Inspi­rowani przez amerykańskiego potentata w dziedzinie technologii, Ro­berta Wellsa, z coraz większą podejrzliwością odnoszą się do swojego przywódcy oraz jego tajemnic, do których należy tożsamość Innego.

Jongleur tłumi powstanie i wysyła swojego podwładnego z misją likwidacyjną do jednego z członków Bractwa, który opuścił szeregi organizacji.

W południowej Afryce Renie i jej student !Xabbu nie mogą się otrząsnąć z wrażeń towarzyszących im podczas wydostawania się z wirtualnego klubu U Pana J. Renie umacnia się w przekonaniu, że działalność klubu ma związek ze śpiączką brata. Kiedy zaczyna badać dane zawarte w klejnocie, który otrzymała od tajemniczego wybawcy, ten przybiera postać zdumiewająco rzeczywistego złocistego miasta. Renie i !Xabbu udają się po pomoc do byłej nauczycielki Renie, doktor Susan Van Bleeck, lecz ta nie potrafi rozwiązać tajemnicy, nie potrafi nawet powiedzieć, czy takie miejsce istnieje naprawdę. Doktor Van Bleeck szuka pomocy u kogoś innego — jest to nauko­wiec Martine Desroubins. Już po pierwszym kontakcie Renie z taje­mniczą Martine doktor Van Bleeck zostaje napadnięta w swoim domu i dotkliwie pobita, cały jej sprzęt zaś zostaje zniszczony. Renie przy­bywa szybko do szpitala, lecz Susan umiera, zdążywszy jedynie wska­zać na imię jednego ze swoich przyjaciół. Renie czuje coraz większą złość i strach.

Tymczasem Orlando Gardiner, trawiony chorobą amerykański na­stolatek, nie ustaje w swoich poszukiwaniach złocistego miasta, które widział przez chwilę w sieci, co bardzo martwi jego przyjaciela Fre-dericksa. Orlando zawsze wydawał mu się trochę dziwny ze swoją fascynacją symulacjami śmierci, lecz teraz jego ekscentryczność staje się jeszcze bardziej wynaturzona. Kiedy Orlando oświadcza, że udają się do węzła hakerów, znanego pod nazwą Dom-na-Drzewie, potwier­dzają się najgorsze obawy Fredericksa.

Dom-na-Drzewie stanowi ostoję anarchii w sieci; nie obowiązują tam żadne prawa. Orlando, zafascynowany Domem-na-Drzewie, gdzie znalazł nawet sprzymierzeńców w postaci grupy dzieci hakerów na­zywanych Figlarnym Plemieniem (w symświecie występują jako ma­lutkie żółte skrzydlate małpy), zmuszony jest uciekać ze swoim przy­jacielem, ponieważ jego poszukiwania wzbudziły podejrzenia bywalców węzła.

Również Renie i !Xabbu przy pomocy Martine Desroubins dotarli do Domu-na-Drzewie, by odnaleźć przyjaciela Susan Van Bleeck, emerytowanego hakera Singha. On to wyjawia im, że jest ostatnim z grupy programistów, która stworzyła system zabezpieczeń tajemni­czej sieci znanej pod nazwą Inny Świat. Twierdzi też, że pozostali członkowie zespołu zginęli w tajemniczych okolicznościach.

Renie, !Xabbu, Singh i Martine postanawiają się włamać do In­nego Świata, by odkryć tajemnicę wartą życia towarzyszy Singha i dzieci, jak brat Renie.

Uciekając z okopu pierwszej wojny światowej, Paul Jonas ugrzązł w czasie i przestrzeni. Niemal całkowicie pozbawiony pamięci, węd­ruje przez świat, w którym walczą z sobą Biała i Czerwona Królowa, a cały czas ścigają go Finch i Mullet. Paul ucieka przed nimi, korzy­stając z pomocy chłopca o imieniu Gally oraz gadatliwego Gońca Humphreya. Lecz jego prześladowcy mordują małych przyjaciół Gal-ly'ego. Ich uwagę odwraca ogromny stwór Dżabbersmok, a wtedy Paul i Gally nurkują w rzece.

Kiedy wypływają na powierzchnię, znajdują się już w innym świe­cie. Jest to dziwna, niemal komiczna wersja Marsa, pełna potworów i angielskich żołnierzy dżentelmenów. Po raz kolejny Paul spotyka kobietę-ptaka z zamku, który widział we śnie. Tym razem występuje ona pod imieniem Vaala i jest więźniem marsjańskiego magnata. Paul ratuje kobietę, w czym pomaga mu szalony podróżnik Hurley Brum-mond. Uratowana rozpoznaje Paula, choć nie potrafi powiedzieć dla­czego. Ucieka, gdy pojawiają się Finch i Mullet. W pościgu za nią Paul rozbija skradziony latający statek, co zdaje się kłaść kres wę­drówce jego i Gally'ego. Doświadczywszy dziwnego snu, w którym powrócił do podniebnego pałacu, niepokojony przez Fincha i Mulleta, budzi się już sam w epoce lodowcowej, pośród neandertalskich my­śliwych.

Tymczasem w południowej Afryce nieznani ludzie ścigają Renie i jej przyjaciół, zmuszając ich do opuszczenia domu. Przy pomocy Martine (którą wciąż znają tylko z głosu) Renie razem z !Xabbu, jej ojcem i asystentem doktor Van Bleeck, Jeremiahem, znajdują w Gó­rach Smoczych starą opuszczoną bazę wojskową. Doprowadzają do stanu używalności dwa zbiorniki (wirtualne zbiorniki imersyjne), w których Renie i !Xabbu mogą pozostawać podłączeni do sieci, i przygotowują się do ataku na Inny Świat.

W innej bazie wojskowej w Ameryce mała Christabel pomaga okaleczonemu panu Sellarsowi zrealizować skomplikowany plan, któ­ry oficjalnie nazywa się tylko próbą ucieczki. Starzec znika z domu, stawiając w stan pogotowia całą bazę, gdzie za bezpieczeństwo od­powiada ojciec Christabel. Christabel wycina otwór w ogrodzeniu (w czym pomógł jej bezdomny chłopiec z zewnątrz), lecz tylko ona wie, że pan Sellars ukrywa się w labiryncie tuneli pod bazą, gdzie może kontynuować swoje tajemnicze zadanie.

W opuszczonych schronach w głębi Gór Smoczych, Renie oraz jej towarzysze zanurzają się w zbiornikach, wchodzą do sieci i wła­mują do Innego Świata. Muszą przejść przez straszliwą próbę spot­kania z Innym, który — jak sądzą — pełni funkcję systemu zabez­pieczającego całą sieć. W czasie przejścia umiera na atak serca Singh, pozostali zaś nie mogą uwierzyć, że znaleźli się w środowisku wir­tualnym, widząc, jak bardzo realistyczny jest świat sieci. Dziwne wydaje im się także wiele innych rzeczy. Po raz pierwszy Martine ukazuje im się w postaci cielesnej, !Xabbu przybrał postać pawiana, lecz najważniejsze jest to, iż nie potrafią znaleźć drogi powrotnej, by wyjść z sieci. Renie i jej towarzysze odkrywają, że znaleźli się w ja­kimś wymyślonym państwie Ameryki Południowej. Kiedy wreszcie docierają do złocistego miasta, które znajduje się w środku kraju i którego tak długo poszukiwali, zostają zatrzymani i dowiadują się, że są więźniami Bolivara Atasca, jednego z budowniczych Innego Świata, który miał kontakty z Bractwem Graala.

W Ameryce przyjaźń Orlanda i Fredericksa przeżywa kolejne eta­py: Orlando wyznaje, że cierpi na rzadką chorobę przedwczesnego starzenia się, Fredericks zaś okazuje się dziewczyną. Nieoczekiwanie dzięki Figlarnemu Plemieniu znajdują się w sferze wpływów przyja­ciela Renie Singha i kiedy ten włamuje się do sieci projektu Graal, pociąga ich za sobą do Innego Świata. Przeżywszy spotkanie z Innym, stają się także więźniami Atasca. Kiedy jednak w towarzystwie przy­jaciół Renie mają stanąć przed obliczem wielkiego władcy, okazuje się, że człowiekiem, który ich zebrał, jest pan Sellars — dziwny pusty sym. To on pomógł Renie i !Xabbu uciec z klubu U Pana J.

Sellars wyjaśnia im, że zwabił ich wizerunkiem złocistego miasta, który wydał mu się najbardziej dyskretny, ponieważ ich wrogowie, ludzie z Bractwa Graala, są przeraźliwie potężni i bezwzględni. Do­wiadują się też, że Atasco i jego żona należeli kiedyś do bractwa, lecz wystąpili z niego, kiedy ich kolejne pytania na temat sieci po­zostały bez odpowiedzi. Następnie Sellars opowiada o tym, jak odkrył, że tajemnicza sieć Innego Świata niezaprzeczalnie ma związek z cho­robą tysięcy dzieci. Zanim jednak skończył swoją opowieść, symy Atasca i jego żony nieruchomieją, a Sellarsa znika.

W prawdziwym świecie Strach, wysłannik Jongleura, rozpoczął właśnie atak na siedzibę Atasców — ufortyfikowaną wyspę — i prze­łamawszy ich systemy obrony, zabija Atasca oraz jego żonę. Nastę­pnie wykorzystuje swoje wyjątkowe zdolności — swój „skręt" — by włamać się do bazy danych. Dowiedziawszy się o zebraniu Sel­larsa, poleca swojej asystentce Dulcinei Anwin, aby przejęła linię jednego z gości Atasca — są wśród nich Renie i jej przyjaciele. Asystentka wciela się w wyeliminowaną postać i zostaje szpiegiem Stracha wśród przyjaciół Renie.

Sellars ponownie pojawia się w wirtualnym świecie Atasców i błaga Renie i pozostałych, aby uciekli w głąb sieci, on tymczasem będzie czynił starania, by ukryć ich obecność. Mają szukać Paula Jonasa — tajemniczego wirtualnego więźnia, któremu Sellars po­mógł uciec z bractwa. Renie wraz z pozostałymi udaje się nad rzekę i przekroczywszy strumień elektrycznego błękitnego światła, wycho­dzi poza granice symulacji Atasców i przedostaje się do innego sym-świata. Martine, nie mogąc znieść ogromu przytłaczających jadanych.

wyznaje wreszcie swoją tajemnicę: Renie dowiaduje się, że jej przy­jaciółka jest niewidoma.

Ich łódź przybiera postać ogromnego liścia. Nad ich głowami pojawia się ważka rozmiarów odrzutowca.

W prawdziwym świecie we wnętrzu góry Jeremiah i ojciec Renie Długi Joseph, czekają, wpatrzeni w milczące zbiorniki.


Przedmowa

 

 

Śnieg leżał wszędzie — świat pokryty był bielą. W Krainie Umarłych było cieplej, pomyślał, drwiąc z siebie i z nieczułego wszechświata. Nie powinienem był wychodzić stamtąd. Śnieg, lód, wiatr i krew...

 

Uwięzione w płytkim dole zwierzę zaryczało ochryple i potrząs­nęło łbem. Rogi wielkości drzewek zatoczyły łuk i wyrzuciły fontannę śniegu i ziemi, zahaczając niemal o jednego z mężczyzn, który po­chylił się, by dźgnąć zwierzę włócznią.

Łoś był większy od wszystkich podobnych do niego zwierząt, jakie Paul widział w starym londyńskim zoo. W kłębie przewyższał mężczyznę, a wagą dorównywał najdorodniejszemu buhajowi. Już prawie godzinę opierał się z przerażającą siłą. Końce jego ogromnych wygiętych rogów ociekały krwią mężczyzny o imieniu Nie Płacze, ale i futro zwierzęcia nasiąkło własną krwią, podobnie jak śnieg wokół krawędzi dołu.

Jeszcze raz spróbował się poderwać, lecz zaraz opadł, wzbijając kopytami tumany różowej pianki. Włócznie, które utkwiły w jego włochatej skórze, zagrzechotały niczym egzotyczne ozdoby. Biega Szybko, najdzielniejszy z myśliwych, pochylił się, aby wyciągnąć


z ciała zwierzęcia jedną z nich. Chwilę później ponownie pchnął włócznią, lecz za pierwszym razem chybił. Potem uchylił się przed rogiem i wepchnął kamienny grot tuż pod grube gardło zwierzęcia. Krew z tętnicy trysnęła wysoką fontanną, obryzgując Biega Szybko i dwóch innych myśliwych, dodając jeszcze jeden odcień do ich barw myśliwych — ochry i czerni.

Łoś szarpnął się po raz ostatni, lecz nim zdążył się wydźwignąć ponad krawędź płytkiego dołu, włócznie myśliwych odepchnęły go w tył, tak że osunął się niezgrabnie.

Krew z jego gardła tryskała teraz z mniejszą siłą. Stał na dnie dołu, chwiejąc się i drżąc przy każdym oddechu. Jedna noga ugięła się pod nim, lecz resztką sił wyprostował ją jeszcze i patrzył groźnie spod korony rogów. Mężczyzna o imieniu Łowca Ptaków wbił włó­cznię w jego bok, lecz był to raczej ostentacyjny gest niż konieczność. Łoś zrobił krok do tyłu, a na jego łbie pojawiło się coś, co Paul nazwałby frustracją, po czym opadł na kolana, ciężko dysząc.

— Poddaje się — powiedział Biega Szybko. Na jego twarzy, pod warstwą farby czaił się uśmiech przepełnionego zmęczeniem za­dowolenia, lecz w jego oczach widać było coś jeszcze. — Teraz jest nasz.

Biega Szybko razem z innym myśliwym zsunęli się do dołu. To­warzysz przytrzymał mocno rogi zwierzęcia, Biega Szybko zaś prze­ciął jego gardło ciężkim kamiennym ostrzem.

Wyglądało to na okrutną ironię, gdyż myśliwy o dziwnym imieniu Nie Płacze oprócz głębokich ran na twarzy od rogów stracił także lewe oko. Inny myśliwy przyłożył śnieg do jego pustego oczodołu i przewiązał go paskiem wyprawionej skóry, tymczasem on sam mamrotał coś śpiewnie pod nosem — może dziękował albo lamen­tował w modlitwie. Biega Szybko przyklęknął u jego boku i spróbo­wał obmyć śniegiem krew z jego twarzy i brody, lecz rany nie prze­stawały krwawić. Paul patrzył zdumiony, z jakim spokojem pozostali zajmowali się swoim towarzyszem, chociaż sami także ucierpieli.

Łatwo tu o śmierć, pomyślał, więc wszystko mniej bolesne traktują jak zwycięstwo.

Neandertalczycy szybko i sprawnie pocięli mięso krzemiennymi nożami, wnętrzności zaś i kości zawinęli w ciepłą jeszcze skórę. Lu­dzie, jak sami siebie nazywali, niczego nie marnowali.

Kiedy skończyli najważniejszą część pracy, niektórzy spośród my­śliwych znowu zaczęli bacznie obserwować Paula, jakby zastanawiali się, czy obcy, którego uratowali z zamarzniętej rzeki, docenił ich męstwo. Jedynie myśliwy o imieniu Łowca Ptaków patrzył na niego z jawną nieufnością. Paul czuł się zupełnie bezużyteczny, ponieważ nie uczestniczył w polowaniu ani potem w dzieleniu mięsa, dlatego ucieszył się, gdy podszedł do niego Biega Szybko. Jak do tej pory rozmawiał z nim tylko przywódca myśliwych. Teraz wyciągnął do niego umazaną krwią dłoń, w której trzymał kawałek surowego mięsa. Paul domyślił się, że jest to gest uprzejmości, i przyjął mięso. Wy­dawało mu się dziwnie pozbawione smaku, jakby żuł kawałek przy­prawionej krwią gumy.

— Rogi jak Drzewo walczył dzielnie. — Biega Szybko włożył do ust kolejny kawałek mięsa. Porcja okazała się za duża, więc odciął wystającą część i przytrzymał ją, dopóki nie przeżuł pierwszego kęsa. Potem wyszczerzył w uśmiechu zepsute zęby. — Teraz mamy dużo mięsa. Ludzie ucieszą się.

Paul przytaknął tylko, ponieważ nie miał pewności, co powinien odpowiedzieć. Zwrócił uwagę na pewien szczegół: mężczyźni mówili w zrozumiałym dla niego języku angielskim, co nie było naturalne dla neandertalskich myśliwych. Ich słowa jednak nie do końca były zsynchronizowane z ruchem warg, jakby oglądał przedstawienie z lekko opóźnionym dubbingiem.

W rzeczywistości miał wrażenie, że posługuje się implantem trans-lacyjnym, takim samym, jaki otrzymał jego szkolny przyjaciel Niles, gdy wstąpił do korpusu dyplomatycznego. Zastanawiał się, jak to jest możliwe.

Po raz kolejny tego dnia Paul dotknął szyi u podstawy czaszki, chociaż wiedział, że nie znajdzie tam neurokaniuli; pod palcami wy­czuł tylko gęsią skórkę. W przeciwieństwie do większości swoich przyjaciół nigdy nie chciał implantów. Teraz jednak miał wrażenie, że otrzymał go wbrew własnej woli, lecz nie potrafił powiedzieć, jak to się stało.

Jak? — zastanawiał się. Dlaczego? A przede wszystkim gdzie, do cholery, jestem? Pomimo wysiłków nie potrafił odpowiedzieć na żadne z pytań. Miał wrażenie, że osuwa się w czasie i przestrzeni, jakby występował w jakiejś wyjątkowej opowieści science fiction. Pamiętał, że odwiedził już Marsa, który przypominał planetę z chło­pięcych przygód, a potem wypaczoną wersję historii Alicji z Po dru­giej stronie Lustra. Był też w innym miejscach, których wspomnienia pozostawały dość zamazane, lecz zbyt wyraźne, by potraktować je tylko jak strzępy snów. Czy to możliwe? Potrzeba by miliardów, żeby wynająć odpowiednich oszustów i zbudować równie przekonujące sceny! Do tej pory nie dostrzegł jednak ani jednego uchybienia w grze aktorów — jeśli nimi byli. Nie przyszedł mu też do głowy choćby jeden powód, dla którego ktoś miałby zadawać sobie tyle trudu dla takiego zera jak on, zwykłego kustosza muzeum, który nie miał waż­nych przyjaciół ani przyszłości. To wszystko musi być prawdziwe bez względu na to, co mówił głos ze złotej harfy.

Chyba że ktoś urządził mu pranie mózgu. Nie mógł wykluczyć podobnej ewentualności. Może chodzi o jakieś eksperymenty z nar­kotykami... Ale dlaczego? Wciąż trafiał na pustkę w miejscu, gdzie w pamięci mógłby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Poza okresami dziwnych podróży do baśniowych krain wszystko inne pozostawało w mroku.

Biega Szybko wciąż kucał u boku Paula, a jego okrągłe jasne oczy schowane pod wydatnymi łukami brwiowymi wyrażały zacie­kawienie. Zmieszany Paul wzruszył tylko ramionami i zebrał garść śniegu, który ścisnął w prostej rękawicy podobnej do kleszcza kraba. Pranie mózgu, tak, to by wyjaśniało, dlaczego obudził się w zamarz­niętej rzece z czasów prehistorycznych i został uratowany przez ludzi, którzy wyglądali na autentycznych neandertalczyków — stworzenie podobnego scenariusza nie kosztowałoby aż tak wiele. Ale wciąż nie wyjaśniało to istnienia świata, który go otaczał, świata tak skończenie prawdziwego. Śniegu w jego dłoni, który był zimny, biały i bar­dzo wyczuwalny. A człowiek u jego boku? Wprawdzie jego oblicze wydawało mu się zupełnie obce, lecz jakże przekonujące, żywe.

Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Paul westchnął, wypuścił śnieg z ręki i zwrócił się do Biega Szybko:

              Położymy się gdzieś na noc? — spytał.

              Nie. Jesteśmy już niedaleko miejsca, gdzie mieszkają ludzie. Dojdziemy tam, zanim zrobi się ciemno. — Myśliwy pochylił się i marszcząc czoło, spojrzał uważnie na usta Paula. — Rzeczny Du­chu, ty jesz. Czy wszyscy z Krainy Umarłych potrafią zjadać różne rzeczy?

Paul uśmiechnął się smutno.

              Tylko kiedy są głodni.

Na czele myśliwych szedł Biega Szybko; jego krępe nogi niosły go z zadziwiającą lekkością. Nawet potwornie okaleczony Nie Płacze poruszał się z wdziękiem dzikiego zwierzęcia. Inni szli równie szyb­ko, chociaż dźwigali setki kilogramów mięsa. Paul ledwo nadążał za nimi.

Raz zaczepił nogą o gałąź ukrytą w śniegu i zachwiał się, lecz idący tuż obok myśliwy podtrzymał go pewnie, aż Paul odzyskał równowagę. Dłonie neandertalczyka były twarde i szorstkie niczym kora drzewa. Paul poczuł kolejną falę niepewności. Jego niedowie­rzanie nie wytrzymywało naporu tak przekonujących argumentów. Ci ludzie, którzy nie do końca przypominali jaskiniowców z kreskó­wek, bardzo wyraźnie różnili się od niego w swojej prostocie i dzi­kości, dlatego jego sceptycyzm zaczynał topnieć; nie zanikał, lecz raczej zapadał w stan hibernacji, by obudzić się znowu, gdy nadejdzie stosowna chwila.

Gdzieś w oddali rozległo się wycie, które do złudzenia przypo­minało wycie wilka. Ludzie przyspieszyli.

„Wszystko, co cię otacza, nie jest prawdziwe, lecz coś, co widzisz, może cię zranić albo nawet zabić", powiedział mu złocisty klejnot, głos z harfy. Bez względu na to, czym byli ci ludzie, prawdziwi czy fałszywi, czuli się w tym świecie w przeciwieństwie do Paula, jak u siebie. Musiał się zdać na nich. Dla własnego dobra powinien chyba uwierzyć w to, co widział.

 

W dzieciństwie, kiedy jeszcze zwracano się do niego Paulie i kie­dy wciąż pozostawał wyłączną własnością ekscentrycznego ojca i de­likatnej matki, każde święta Bożego Narodzenia spędzał w wiejskim domku babki ze strony ojca, pośród porośniętych lasami wzgórz Glou­cestershire. Tamtejsi mieszkańcy nazywali swoją okolicę „prawdziwą Anglią". Ale wcale tak nie było. W rzeczywistości była ona symbolem czegoś, co nie istniało: wizerunek pięknej prowincjonalnej Anglii klasy średniej z każdym rokiem stawał się coraz bardziej wyblakły.

Dla babci Jonas świat poza granicami jej wioski ginął w mroku. Potrafiła opisać szczegóły sąsiedzkiej dysputy przy płocie z wprawą eksperta od prawa z wiadomości sieciowych, ale nie pamiętała, kto jest premierem. Oczywiście miała w saloniku ekran ścienny — mały, starodawny, oprawiony w złociste barokowe ramy, podobny do fo­tografii dawno zmarłego przodka. Prawie z niego nie korzystano, a jeśli nawet, to głównie z poł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin