Grzegorz Wołoszuk - Kołysanka.pdf

(249 KB) Pobierz
Kołysanka
GrzegorzWołoszuk
Kołysanka
Quentin 2006
KOŁYSANKA
Czcigodni mistrzowie, oto scenariusz, którym chciałbym zainteresować Waszych graczy. Tekst
adaptowany może być w realiach fantasy (uwstecznienie cywilizacyjne, zmiana nazewnictwa) i przez
systemy grozy, polecam ZC; starałem się tu wyjść naprzeciw wymaganiom rzeczywistości AD1920.
Całość scenariusza wyjaśnia i uzupełnia okoliczności, które modelują rzeczywistość, pozwalają
tłumaczyć zjawiska, dostarczają faktów. Naśladując logikę, stosując i rozbudowując istniejące
zależności, w jakich pozostają jego elementy należy postawić graczy w ogniu pytań: co takiego się
dzieje, co do tego doprowadziło, dokąd zmierzają wypadki?
Wprowadzenie
Nim spostrzegli wieczór przeszedł w noc, gęstą i smolistą. Mdłe światło lamp uczepionych wozu,
skaczących na wyboistej drodze, niemal gasło zupełnie. Turkot kół, stukot obluzowanego ładunku
mieszał się z wyciem wiatru i przekleństwami miotanymi przez cztery zmarznięte postacie, tkwiące na
wozie. Kłopot z kołem spowodował to opóźnienie, nadrabiano stracony dystans po zmroku - należało
bowiem rozładować wóz, szukać warsztatu, ale wpierw dojechać do niego po improwizowanej
naprawie. Prowizorka była jak najbardziej niepewna. Perypetie z wozem wszak już mieli za sobą. Nie
był to jednak ostatek perypetii, zaś na pewno kres takich, które jakiś czas później można rozpamiętywać
ze śmiechem. Trojgu nie będzie już dane śmiać się za życia. Prowadził ich ciemny pas nieba osnutego
chmurami, ograniczony czarnymi ścianami lasu.
Zbliżający się od czoła tętent kopyt nie mógł wróżyć nic dobrego. Gdy na wozie uniósł się ktoś by
pozdrowić nadjeżdżających – padł huk, snop iskier i kula szarpnęła jego ciałem. W ciągu następnych
chwil zawtórowało temu jeszcze kilka grzmotów, których odgłosy przedzierały się przez gęsty las. Kilka
osób zajęło się szabrowaniem, poczęto dobijać ranionych. Zawiedli się, oczekiwanej gotówki było
niewiele, dobra były marne. Wyprzęgli konie, wóz zepchnęli w przydrożny rów.
Kiedy się oddalili ktoś wyczołgał się z tego rowu. Dowlókł się do jednego z ciał, począł szarpać
odzieniem. Kim był? Zwał się Max, był parobkiem szarpanego. Ten nagle dał znak życia. Obficie
broczyli krwią. Zdołali oprzeć się o wywrócony wóz. Mimo ciężkich obrażeń trwali jeszcze przy życiu.
Pozostałym zabrakło chociaż tyle szczęścia.
Jak długo potrwa umieranie? Nie można było liczyć na pomoc. Skąd miałaby nadejść? Jeden
recytował modlitwę, drugi próbował go wspomóc. Wezwiemy wszystkich, będziemy wołać i błagać, aż
któryś pomoże. Każdego z osobna i wszystkich naraz. Wszystkich Świętych a może i samego Boga.
Lament przerwał parobek wybijając się swym głosem. Przyzywał kogoś, jakby recytując z pamięci, raz
po raz, jakąś sobie znaną formułkę. Dyktował ją swemu chlebodawcy, który próbował wtórować
wątłym głosem, tłumionym napływającą do ust krwią. Sił ubywało, ale sługa zdawał się postępować w
myśl jakiegoś planu, przedsięwziąć coś nadzwyczajnego. Jeśli nikły blask lamp nie zostałby zduszony,
możnaby dostrzec upór na jego twarzy: uda się! Co? Wyciągnąć ich z tego? Jakim sposobem?
Ogarnął ich sen, a może już nie żyli? Lecz nie. Usta jednego bezgłośnie poruszały się w takt słów-
błagań, słów-kluczy. Poczuł mrowienie, ktoś stał obok. To nie mógł być parobek... Czy to pomoc, czy
tamci wrócili? Poczuł jak wzmacnia się jego świadomość, nie tracił sił na jej przywoływanie.
Jestem jedyną szansą ratunku dla ciebie. Czyje życie wolisz zachować? Jego czy swoje? By
uratować jedno, drugie trzeba poświęcić. Tamto życie – wskazał na parobka – nie jest wiele warte i tak
by trafił tam, gdzie mam zamiar jednego z was zabrać. Wezwano mnie, lecz długo tu nie pozostanę,
więc pośpiesz się młynarzu. Nic nie zrobię dopóki nie poweźmiesz decyzji...
Dobrze zadecydowałeś, ale... chcę byś i ty mi pomógł w zamian. Uchronię cię od śmierci. Dla
siebie żądam... życzę sobie pogrzebu. Taką zawrzemy umowę. Twa obietnica mi nie wystarczy. Nie
żądam przysięgi na twą krew, pełno jej wokół. Zaklinam na życie twej matki, żony i młyn, poza którymi
www.quentin.rpg.pl
Strona1
47095699.002.png
GrzegorzWołoszuk
Kołysanka
Quentin 2006
nic nie posiadasz. Jeśli się nie sprawisz, skazujące Wyroki Losu sięgną po twych bliskich, twoje mienie.
Nie wymagam wiele, w zamian daję życie. Ja przysłużę się tobie, ty mnie. Dzięki mnie będziesz żył,
dzięki tobie wreszcie umrę. Oto umowa doskonała. Zastanów się. Zanim dasz odpowiedź wyjaśnię ci
szczegóły pogrzebu, kiedy miałby się odbyć, jak miałby wyglądać i gdzie spoczywają me szczątki, byś
wiedział, czego się podjąć wypełniając zobowiązania, po czym ostatni raz zapytam czy wyrażasz
zgodę...
Dopiero, gdy krótka choroba zmogła raptem w następnym roku jego matkę i mimo aktywnej
ingerencji medyka pozbawiła ją życia, zmąciło to w młynarzu pozorny spokój. Czyżby to nie był majak
zrodzony gorączką i krwawymi ranami raz półprzytomnego, to znów nieprzytomnego człowieka?
Pomimo tego, że odnaleziono (tylko) go żywego, miał wówczas przed sobą jeszcze bolesne miesiące
rekonwalescencji. Pełni sił nie odzyskał. A ślady tamtej nocy, które wydłubał z pamięci, to gwaranta
jakiejś umowy: w następnym roku (a więc w tym) śmierć matki, w kolejnych straci żonę i mienie - młyn,
jeżeli nie odbędzie się przyrzeczony pogrzeb.
Wkrótce udał się koleją do Awinion, 38-letni pan Ertzman, młynarz. Chciał złożyć w bazylice
ofiarę za duszę matki. Dlaczego w Awinion, a nie gdzieś bliżej, choćby w Grenoble? Ano, by się
przekonać, że tamtej nocy miał do czynienia ze zwidem, płodem własnej, zaburzonej wtenczas
wyobraźni. Tu kierowała urojona umowa, lecz „rojenia” okazały się potwierdzać. Wskazania zjawy
okazały się prawdą. Zakradł się do cmentarnej kaplicy, oświetlił jeden z kątów, zdrapał warstwę wapna
ze ściany na zasugerowanej wysokości. A niech to, rzeczywiście tam były. Kombinacje czterocyfrowe,
podające rok. Przy jednej widniała rzymska IX lub krzyż ze złamanym pionem. To wskazówka jak
odszukać nagrobek na położonej w pobliżu nekropolii, gdzie od wieków grzebie się biedę i skazańców.
Czuł się niczym złodziej. Rozkopał właściwy grób i wydobył kości z rozbitego łopatą dzbana (notabene
ustawionego do góry dnem), umieszczonego zamiast trumny. Wpakował je do worka (być może ze
szczątkami glinianej skorupy) i zapragnął jak najszybciej stamtąd uciec, jak gdyby mógł w ten sposób
odegnać od siebie różne natręctwa. Ukrył to w młynie.
Podczas następnej podróży, poczynił starania by pozyskać księdza, który dyskretnie załatwiłby
tak delikatną sprawę. Pamiętał nakazy umowy. Miał zapewnić spokój zjawie. Prawdziwy pogrzeb na to
pozwoli. Wezwiesz księdza, choćby upadłym był człowiekiem, jest osobą duchowną, on odprawi
ceremonię pogrzebową. Czy możesz tyle uczynić? Za to, że uratuję twoje życie, ty zakończysz moje.
Niedługo potem ponownie ujrzał zjawę, we śnie. Było to niczym prawdziwe spotkanie w realnym
świecie. Mógł teraz spojrzeć w tą zwykłą, ludzką twarz. Pochwalił się łamanym głosem... pogrzeb
wkrótce, znalazłem odpowiedniego księdza, który nie zadaje pytań. Kiedy tylko przybędzie... Czy ona
musiała umrzeć? Nie znalazł odwagi by zapytać po cóż grzebać te szczątki skoro były i tak w mogile.
Tyle historii. Moja jednostronna umowa zakłada w tym miejscu wkroczenie na scenę bohaterów.
Mistrzowie nie muszą jej jednak sygnować i poniekąd herosi mogą być już wtajemniczeni. Co więcej,
dostrzegam dwie perspektywy, wg których można rozwinąć akcję. Jedną przybliżę na końcu, na
przykładzie drugiej zaprezentuję scenariusz. Różnicą byłyby cele (i dysonans moralny) jakie staną przed
BG. Jeśli MG uznałby tamtą ewentualność za atrakcyjniejszą może ją wykorzystać w zastępstwie. Ja
jednak będę się trzymał swojej wersji umowy.
Dzieńprzybycia
Czas zaczynamy mierzyć od przybycia do Junksion (okolice Chambery – na północ od Grenoble)
księdza. W rzeczy samej jest to osoba występna, kryje fakt, że uzyskała święcenia kapłańskie. Nosi
świecki ubiór, którym tuszuje małą otyłość, co świadczy, że dobrze mu się powodzi. Jeśli nadarzy się
okazja kupczy ślubami, chrzcinami, pogrzebami – oferując swe usługi tym, którzy z jakichś powodów
nie mogą liczyć na oficjalne ceremonie. Taki też charakter ma jego wizyta tutaj. Utrzymuje, że zamierza
odwiedzić tu starego przyjaciela, lecz by nie psuć niespodzianki, nie zgodzi się wyznać jego
personaliów. Nie będzie jednak podejmował żadnych kroków ku temu zmierzających – zagnieździ się w
zajeździe.
www.quentin.rpg.pl
Strona2
47095699.003.png
GrzegorzWołoszuk
Kołysanka
Quentin 2006
Koleją dojechał do Grenoble, stamtąd dalszą linię komunikacyjną stanowił zaprzęg konny
zabierający gości do pensjonatu, niewiele oddalonego od Junksion –jest to bardziej rozbudowana wieś.
Być może w tej podróży, a może i w pociągu towarzyszyli mu już bohaterowie, którzy także się tam
udają.
Rozsądnym posunięciem wydaje się następujące uzasadnienie ich podróży. Wszystkiemu winien
płacz ciotki jednego z nich: Alfred zgłupiał na sześćdziesiątkę, posądza młodszą żonę o zdradę, bo ta
pod pozorem kuracji spędzi dwa tygodnie z dala od niego. Młodsi się za nią oglądają i on z tego
powodu rozpacza, musi wiedzieć, musi się tam udać, musi sprawdzić. Spakował walizkę i pojechał
szpiegować Lou. Ma słabe serce, dziurawą pamięć, pewnie niewiele grosza w kieszeni, kupę gorzkich i
cierpkich myśli, a rozwagi w ostatnich latach mu ubyło. Goń, sprowadź go do domu. Ot, zostawił
gabinet... Że też przyszło mi za niańkę... Pilnuj go, mój drogi... Gderliwa ciotka (a może matka któregoś
bohatera) nie da się zbyć, a wuja z łaski swej należałoby upilnować.
Zaprzęgiem do Junksion dotarli bohaterowie, niejaki pan Kempino (nasz ksiądz) i towarzystwo w
postaci kogoś miejscowego oraz właściciela domku letniskowego, położonego w okolicy, który korzysta
z urlopu. Rozpytując o wuja usłyszeliby, od ludzi pamiętających tego starszego dziarskiego pana, że
kierowano go dobrą radą do zajazdu. Chciał blisko pensjonatu.
Rzeczywiście znajdą go tam. Jego humor podupadł, dobrał sobie bowiem za towarzysza inżyniera
specjalistę od elektryfikacji, który zatrzymał się właśnie w pensjonacie, pokłócił z małżonką i wyniósł
zdenerwowany do gospody. Jakakolwiek natychmiastowa wyprawa powrotna jest niemożliwa. Należy
pilnować Lou. To jedyna racja, przy jakiej twardo będzie obstawał wuj. Naczelna dyrektywa to
zatrzymanie tu bohaterów, choćby za cenę zdrowia wuja, które może nagle wskutek afektu podupaść,
co wykluczy możliwość podróży w takim stanie przez kilka najbliższych dni. Dodając nawiasem, ten
cały pensjonat może wyglądać jak mini zlot feministyczny.
Pierwsza noc upłynęła pod znakiem małej biesiady alkoholowej gości gospody, więc i księdza. O
ile bohaterowie nie spiją się – trzeba pilnować wuja, by za dużo nie wypił – pomogą panu Kempino
dotrzeć do pokoju. Jeśli taka Wasza wola mogą tu przez przypadek odkryć jego prawdziwą tożsamość.
Być może już tego wieczoru zaczepiła go też Milena, na przykład prosząc o ogień.
Dzieńdrugi
Podczas przechadzki Kempino dostrzeże Ertzmana. Młynarz odbierze w urzędzie pocztowym
prenumerowaną gazetę i wstąpi do gospody przepuszczając przy wejściu „wspólnika”. Szepnie on
wówczas mam dziewiątkę. Ertzman zamieni kilka zdań z gospodarzem i po chwili stwierdzi, że musi
skorzystać, znikając w załomie korytarza. Już w pokoju powie księdzu, że da mu w jakiś sposób znać po
dzisiejszej nocy, kiedy miałby on wykonać swoje, teraz zaś musi zająć się przygotowaniami (polecenie
zjawy każące jeszcze zwlec z pochówkiem), podkreśli, że pieniądze nie są przeszkodą, po czym szybko
wyjdzie, by nie móc składać specjalnych wyjaśnień a zwłaszcza tłumaczyć się z nocnej mary, o której
milczy dotąd.
Bohaterowie muszą znosić podejrzliwość wuja. Czy przeforsuje on plan szpiegowania żonki,
wciągnie w intrygę inżyniera? Może tak zmusić ich do spaceru po okolicy, na popołudnie powierzyć im
w opiekę weterana-inwalidę, którego wuj zdążył poznać? Może zaprosi ich ów miejscowy, który im
towarzyszył, albo właściciel letniskowej chatki i okaże się nudnym urzędasem, nie mogącym nawet
teraz przestać gadać o swej pracy.
Pan Kempino wędrówki przeciągnął do ciemnej nocy. Sycił się pięknem przyrody, rzucił okiem na
kościół i cmentarz. Wracając późno natknął się na Milenę. To tutejsza flądra, łasi się do przyjezdnych
mężczyzn. Niedawno zwolniono ją z pracy w pensjonacie, gdzie zmywała w kuchni. Nasz bohater nie
wykazał oporności względem jej umizgów. Niemal doszło między nimi do zbliżenia, pośród drzew.
Stanie się to natomiast następnej nocy (3 od przybycia). Nim to nastąpi pozostaje mi wyjawić garść
faktów, z dnia pomiędzy nocą, podczas której go zauroczyła, a tą, kiedy znalazła się z nim w łóżku.
www.quentin.rpg.pl
Strona3
47095699.004.png
GrzegorzWołoszuk
Kołysanka
Quentin 2006
Dzieńtrzeci
Można wykorzystać jedną z poznanych przez bohaterów osób by wypełniła wszystkim czas do
obiadu, a nawet łącznie z nim. Po powrocie do pokoju ksiądz zauważy gazetę wsuniętą przez szparę
pod drzwiami. Wewnątrz na marginesie znajdzie nakreślone ołówkiem kilka słów: spotkamy się /tu
data – dla porządku dodam 4 noc od jego przybycia/ o 23, ojcze. Będę czekał w zagajniku obok figurki
św. Krzysztofa, wszystko wtedy sfinalizujemy, Znajomy (a może E., dla ułatwienia). W pewien sposób
ucieszy to księdza. Najbliższą noc ma dla siebie. Mógłby zaprosić... Może w wyjątkowo dyskretny
sposób zwróci się do kogoś z bohaterów z prośbą o prezerwatywę.
Wieczorem, przed pamiętną nocą, księdza oczekującego w głównej sali gospody na kolację
odwiedzi Milena. Spotkanie odbędzie się bez echa. Zamieni z panem Kempino parę słów. Żona
gospodarza podając mu kolację zwróci uwagę na odrywający się guzik w marynarce i ostrzeże przed
konszachtami z tą kobietą, która po północy opuści jego pokój niezauważona, tak jak niezauważona do
niego wejdzie.
A stary doktor, mąż Lou, gdzieś się zapodział? Może nawet tego nie wiedzą. Jeśli sterczą w izbie
gospody mógłby podejść do nich mężczyzna o rysach i cerze iberyjskiej pytając o /tu imię naszego
siostrzeńca/ i wyjaśniając, że natknął się w okolicy na błądzącego starszego pana, który skrzecząc, iż nie
wie gdzie się kierować w tych ciemnościach, a chce do pensjonatu, wypytywał go o drogę. Stwierdzając,
że musi pilnować zdradliwej żonki zrobił się niemiły. Gość powiadomi bohaterów, że starszy pan
przeklął jakąś siostrę, która zwaliła mu na głowę siostrzeńca, by ten go ryzował, w tym miejscu również
imię siostrzeńca unurzał w błocie wyzwisk, od gołowąsów począwszy do znacznie tęższych. Przeklął
jeszcze gospodę, komary i nie zważając na skołowanego rozmówcę ruszył przez sad. Z jakimi
zamiarami szedł na ów pensjonat... Taka relacja powinna wyrwać z odrętwienia bohaterów. Człowiek
ten rzeczywiście natknął się na wuja i może dzięki temu spotkaniu udało mu się wywabić z gospody
niewygodnych świadków, jeśli w niej tkwili, a wuja pozbawić pistoletu.
Ksiądz zanim podejmie w swoim pokoju namolną panienkę, odwiedzi jeszcze chatkę starosty, u
którego zamówił butelkę lepszego wina dowiedziawszy się, że tamten wybiera się do Chambery. W
gospodzie machnięciem ręki przywoła myjącego stoły chłystka i wcisnąwszy w łapy banknocik karze
przynieść sobie do pokoju kieliszki. Niedługo dostając się do gospody tylnym wejściem zapuka do
drzwi jego pokoju Milena, kryjąc w dłoni igłę i nici. Ona także zauważyła urywający się guzik.
Potem, gdy już zasugerował, że jest późno, wszyscy śpią, a ich wzajemne pieszczoty mogłyby
wzbudzić podejrzenia czyjegoś ucha – całą konspirację czynił ze względu na Ertzmana, mogącego go
uznać za niegodnego, gdyby jakaś niewinna i przypadkowa plotka pofrunęła... – rzucił się na jej gorset
wyrywając jedno z wiązań wraz z klamerką, która je spinała. W usprawiedliwieniu stwierdził, że lubię
zachowywać coś z garderoby moich kobiet, po czym wręczając parę banknotów, kup sobie coś ładnego,
bezceremonialnie ją wyprosił, przed tym gdy już się ubrała dodał: przyjdź jeszcze, ale nie jutrzejszej
nocy. Leżąc miętosił chwilę zdobyczny pasek a następnie nie ruszając się z miejsca rzucił fetysz na
komodę. Zgasił lampkę, ale po chwili zerwał się z barłogu. Ktoś wszedł...
Rejwach spowoduje znalezienie zwłok pana Kempino, który nie zjawił się na śniadaniu. Jego nagie
ciało bez ładu spoczywa obok łóżka, na którym pościel jest zmięta. Tłum wstrząśniętych i oderwanych
od zajęć ludzi zleci się szybko. Gospodarz starał się będzie zabezpieczyć miejsce w stanie
nienaruszonym, aż do przybycia policji, która zanotuje poślizg dwóch godzin. Zacznie wypychać ludzi i
poprosi kogoś nieznajomego, acz wyglądającego rozsądnie o pomoc. Jeśli nie będzie to ktoś „od nas”,
można postawić pytanie czy on na pewno nie żyje i wykorzystać wuja jako lekarza (dermatologa
wprawdzie). W ten sposób może dostać się do nieszczęsnego pokoju ktoś z grupy.
Zwiastuje to niemal stałą obecność policji w Junksion. Bohaterowie nieformalnie mogliby być
wtajemniczeni w dochodzenie dzięki osobie wuja, który poproszony zostanie przez lekarza sądowego
na oględziny zwłok, w celu zinterpretowania śladów na skórze denata - ciało, zdeponowane w piwnicy
u miejscowego lekarza czy weterynarza pozostanie tu jeszcze do wieczora, kiedy to przybędzie po nie
specjalny pojazd.
I jeszcze garść uwag o znaczeniu interpersonalnym. Miejscowy konstabl nie jest wrednym facetem,
ale gdy ktoś wykazuje wyższą gorliwość od niego w dochodzeniu prawdy potrafi się wkurzyć.
www.quentin.rpg.pl
Strona4
47095699.005.png
GrzegorzWołoszuk
Kołysanka
Quentin 2006
Oddelegowany do prowadzenia czynności dochodzeniowych funkcjonariusz okaże się sympatycznym
człowiekiem, w dodatku zakochanym w nauczycielce z pobliskiej szkoły (czego krył zbytnio nie będzie),
zżeranym niepewnością czy może liczyć na odwzajemnienie uczuć. Jeśli w gronie bohaterów znajduje
się niewiasta, można ją zachęcić by podleczyła jego nabrzmiałe bólem miłości serce. Szczegóły śledztwa
posiadają tu niezwykłe właściwości lotne nadawane im przez usta tubylców, z lubością podchodzących
do każdej codziennej plotki, a co dopiero takiej sensacji.
Skupmy się jednak na miejscu zbrodni, oto ustalenia, jakie można poczynić. Drzwi do pokoju
ofiary nie były od wewnątrz zamknięte. Jest tu niemal opróżniona butelka oraz dwa kieliszki, z czego na
jednym widnieją ślady szminki. Znaleźć też można lokalną gazetę, której numer ukazał się za pobytu
księdza w Junksion, a jak zaświadczy urzędnik ten pan nie brał takiej gazety, wszystkie, które
rozprowadzam są wszak dla prenumeratorów, a tych już przeszło dwudziestu odebrało swoje
egzemplarze. Wewnątrz odkryć można notkę. Z treści wynika, że denat miał umówione spotkanie z jej
autorem, który zresztą znał jego faktyczną tożsamość. Postępowanie wyjaśniające powyższe kwestie
oparte na porównywaniu charakterów pisma, lub dochodzeniu własności gazety, tj. zawężaniu kręgu
osób „podejrzanych” do tych, które tejże gazety już nie posiadają spotka trudności – jak duże to już
gestia MG – największe to czasochłonność.
Najważniejszym jednak zaskoczeniem będzie odkrycie wśród rzeczy denata utensyliów
duchownego. Dokument tożsamości potwierdzający to znajduje się w podręcznym bagażu,
odpowiednia rubryka informuje, że Kempino jest księdzem. Czy to oszust, jeżeli nie, to czemu
podróżuje incognito, po co tu przybył i czy Junksion było celem jego podróży (tak, skoro bawił tu trzy
doby). Potwierdzanie autentyczności jego dokumentów przeciągnie się do wieczora. Komunikat,
zwrotnie nadany w jego sprawie po indagowaniu władz kościelnych wypełniony będzie krytycznymi
uwagami pod adresem uśmierconego. Nazwany zostanie niegodnym miana pasterza bożego, odstępcą
od zasad wiary chrześcijańskiej. Zasygnalizują w nim, że wstąpił na drogę pokus i przejawiał materialną
aspirację posiadania. Słowem: typ mieć, nie być.
Pozostały nam jeszcze ślady na ciele nieboszczyka. Przede wszystkim jest to pręga na szyi i ślad,
jaki pozostawiła klamra paska z gorsetu, którym go uduszono. Czy leżał on będzie w pobliżu gospody,
czy na miejscu zbrodni, kto i jak szybko go odnajdzie to już kwestie drugorzędne. Dalsze ślady, w
postaci otarć, znajdują się w okolicy odbytu i jak stwierdzi wujo, przyjrzawszy się (czy są wątpliwości, iż
on powinien o nich donieść, lub przynajmniej zinterpretować je?), są one świadectwem odbycia
stosunku homoseksualnego. Wskaże też znaki naskórne na genitaliach po przebyciu jakiejś choroby
wenerycznej. Czy żył w trakcie rzeczonego stosunku – czy da się to ustalić? My wiemy, że nie. Lekarz
sądowy stwierdzi zgon najpóźniej o 2 w nocy.
Przesłuchania nie miną także bohaterów. Coście za jedni, skąd, co tu robicie, czy planowaliście
(tajne) spotkanie z zamordowanym? Ich wyjaśnienia, aczkolwiek zgodne z prawdą (?) mogą budzić
słuszne zdziwienie, zaś prośby o względną dyskrecję wobec niejakiej pani Lou Cox z pensjonatu, gdzie
zapewne wieść o tragedii dotarła, będą uzależnione rzetelnością składanych przez nich enuncjacji.
Oskarżycieli znajdzie się wielu, więc nie powinno być kłopotów, ze skierowaniem podejrzeń na
Milenę. Okoliczności przemawiają na jej niekorzyść, poza twierdzeniem psującym układankę: diagnozą
miłostek homoseksualnych, w jakich miałby uczestniczyć ksiądz (niekoniecznie dobrowolnie,
niekoniecznie jeszcze żywy). Może znajdą się inne ślady świadczące o miłosnym charakterze schadzki,
do jakiej doszło w pokoju nr 9.
Posądzający palec opinii publicznej może jeszcze tego samego dnia wycelować w dziewczynę, zaś
policja przyczepi jej etykietę podejrzanej. Napór psychiczny jakiemu zostanie poddana doprowadzi ją
do biernego przyjmowania faktów. Pozwoli bez nakazu rozejrzeć się po swoim domu, przyzna się do
złożonej u Kempino nocnej wizyty, pokaże garderobę, jeśli i banknoty coś wyróżnia, będą stanowić
dalszą poszlakę. Załamie ją wieść, że denat okazał się księdzem. Co warte podkreślenia w aspekcie
detektywistycznych poczynań graczy wiadomość z gazety o spotkaniu nie pochodzi od niej. Z braku
formalnego oskarżenia i celi (policja w nagłych wypadkach urządza kwaterunek w ciasnej komórce)
zostanie zaocznie orzeczony areszt domowy i sąsiedzki dozór. Jeśli jest tylko jeden policjant, po
urzędowym przesłuchaniu poprosi bohaterów by służyli jej za eskortę w drodze do domu, bojąc się
gwałtowności niektórych miejscowych.
www.quentin.rpg.pl
Strona5
47095699.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin