Barbara Lach - Teatr cieni.pdf

(484 KB) Pobierz
Tytu³ przygody
Barbara Lach
Teatr cieni
Quentin 2005
T EATR CIENI
Niniejszy scenariusz napisany został jako historia osadzona w realiach 7th Sea. Przeznaczony jest dla
trzech graczy i rozgrywa się w Montaigne. Opowiada o trudnym przedsięwzięciu, jakim jest
dochodzenie do prawdy, i o pokonywaniu własnych ograniczeń. Jednym słowem o tym, czym
prawdziwi Bohaterowie zajmują się na co dzień. A także o odpowiedzialności, do której każdy Bohater
musi dojrzeć, jeśli chce okazać się godnym tego miana.
Mówi się, że cały świat jest teatrem, a każdy człowiek odgrywa rolę. Zatem nietrudno się domyślić, że
poszukiwacze przygód staną w obliczu zagadki i będą musieli przeniknąć sekrety i grę pozostałych osób uwikłanych
w tę historię. Nie można jednak wierzyć, że będzie to łatwe. A to dlatego, że nawet jeśli wszyscy grają, to w
Montaigne zapomniano już, że istnieje cokolwiek poza grą. Montenczycy noszą maski nawet przed sobą i niezwykle
rzadko ośmielają się sprawdzić, co kryje się pod nimi. Jednocześnie należy zaznaczyć, iż sposób poradzenia sobie z
problemem może mieć dla rozwoju (nie tylko duchowego) Bohaterów większe znaczenie niż sam fakt jego
rozwiązania. Szczególnie w kraju tak przywiązanym do formy, jak Montaigne.
Tło – historia pewnego autora
Od pewnego czasu całe Montaigne (a przynajmniej cały Dwór, ale cóż, oprócz Dworu, się liczy?)
mówi o osiągnięciach jednego człowieka. Arystokracja zawsze była podatna na rozmaite mody, ale on
zdobył sobie uwagę, gdyż temu, co dla większości szlachty pozostało jedynie rozrywką, nadał rangę
sensu życia. Ludzie, dla których nieumiarkowanie jest jedyną znaną postawą, szepczą, że owładnęła
nim obsesja... Ten człowiek to hrabia Jean-Marie de Méricourt, założyciel i posiadacz pierwszego w
Montaigne stałego teatru. Ponoć poświęcił większość rodzinnego majątku, wręcz przebudował rodzinną
siedzibę, aby powołać go do życia, zapewne zainspirowany osiągnięciami artystów z Vodacce. I odniósł
spektakularny sukces. Sam l’Empereur raczył wyrazić zainteresowanie tym przedsięwzięciem, a nawet
zapowiedzieć swoje przybycie do miejsca, którego istnienia wcześniej nie podejrzewał. Wielu magnatów
straciło sen na skutek melancholii, lub poddało się gwałtownym atakom wywołanej zawiścią gorączki.
Co więcej hrabia-pasjonat nie poprzestał na tym. Opublikował, rezygnując nawet z użycia pseudonimu,
tragedię. I od razu zyskał zwolenników. Popularne dotychczas komedie obyczaju uznano za miałkie i
puste. Sztukę trzykrotnie wystawiono na Dworze, pojawiły się wersje baletowe, operowe, lalkowe,
przeróbki dokonywane dla plebejuszy, naśladownictwa i bezczelne plagiaty. Stolicę opanowała
prawdziwa mania teatralna, zaś hrabiemu wróżono błyskotliwą karierę.
Sława de Méricourta rosła, podsycana niesamowitymi pogłoskami o jego życiu. Nikt nie wiedział nic
pewnego, lecz jeśli prawda był choć w połowie tak interesująca jak plotki, to z pewnością warto było ją
znać. Przeszłość była tajemnicza, teraźniejszość owiana atmosferą skandalu. Ponoć w teatrze dochodziło
do dziwnych nieszczęść, a sam właściciel w młodości omal nie stracił dobrego imienia. Przestawał
głównie z aktorami – a może wyłącznie z nimi? Wziął sobie aktorkę za żonę? W to już naprawdę trudno
było szlachetnie urodzonym plotkarzom uwierzyć. Tak czy inaczej, był wybornym kandydatem dla
Dworu. Dawno nie oglądano nikogo tak interesującego. Niestety, zanim zdążył choćby pojawić się w
stolicy, zmogła go... zimnica. Ta niesmacznie pospolita choroba jest wielce niebezpieczna dla
wrażliwych arystokratów. I niezwykle korzystna dla ich wrogów. Dwór oczywiście obiegła plotka
o truciźnie, lecz jej żywot szybko się skończył. Dworzanie odetchnęli, z nadzieją, że już wkrótce
popularność zdobędzie inna rozrywka.
A teraz fakty o tajemniczym hrabim. Jego osiągnięcia mają szansę przejść do historii Montaigne, lecz
przykra prawda jest taka, że cieszący się wielkim zainteresowaniem arystokrata... wcale na nie nie
zasługiwał. Był człowiekiem antypatycznym, w którym ciemne strony charakteru zawsze zwyciężały
nad jasnymi. Co gorsza, był chorobliwie zawistny i zatruwał otoczenie paranoicznymi rojeniami.
Tajemnicze zdarzenia z jego przeszłości były tyleż banalne co przykre: de Méricourt powodowany
zazdrością wydziedziczył i wygnał z majątku własnego brata, później zaś zraził do siebie narzeczoną tak
bardzo, że uciekła od niego. Nie umiał utrzymać niczyjej przyjaźni. Uważał, że wybranka, brat i
przyjaciele zdradzili go i z pewnością nie pomyślał nawet, iż to on mógł być temu winien... lub, że
mógłby się mylić. Przez długi czas przetrawiał rozgoryczenie, aż w końcu ujawnił nowe oblicze –
www.quentin.rpg.pl
Strona 1
190977773.002.png
Barbara Lach
Teatr cieni
Quentin 2005
pasjonata. Ponoć zamiłowanie do teatru odmieniło jego paskudny charakter, ale tym, którzy go znali,
trudno byłoby w to uwierzyć. I słusznie – nikt nie wie o tym, ale wydarzenia stworzonej przezeń
tragedii są obrazem zajść z jego smutnej przeszłości. Oczywiście takich, jakimi on je widział, czyli
podobnych raczej paranoicznym przypuszczeniom, niż prawdzie. Wydaje się, że nic w jego życiu nie
przebiegło tak, jak należy. I nawet śmierć tego nie zmieniła.
Osoby dramatu – Bohaterowie Graczy
Hrabia Michèl de Méricourt - Dworzanin
Jak łatwo zauważyć, krewny zmarłego Jeana-Marie. Znacznie młodszy brat, jak większość szlachetnie
urodzonych i nie-pierworodnych pozbawiony prawa do dziedziczenia majątku. Rodzice pragnęli, by
zapewnił sobie byt, zostając oficerem, księdzem, lub dworzaninem. Niestety, Michèl okazał się nazbyt
bystry i niezależny na żołnierza, zaś przeznaczanie dzieci do stanu duchownego gwałtownie wyszło z
mody. Dlatego też pozostała mu jedynie kariera na Dworze. Młodzieniec pobierał nauki w domu, i tak
naprawdę nie miałby nic przeciwko pozostaniu tam. A jednak szybko przekonał się, że nawet
szlachetnie urodzeni nie zawsze mogą robić to, czego pragną. Jean-Marie, dotąd sprawiający wrażenie
oddanego brata, zapragnął się usamodzielnić. Zbliżał się jego ślub, a wraz z nim przejęcie władzy nad
większością rodzinnych ziem. Ojciec od dawna niedomagał i chciał przekazać obowiązki Jeanowi-Marie.
Młodszy braciszek tylko by przeszkadzał... i mógłby mieć zbyt duży apetyt. Przy pierwszej możliwej
okazji brat oskarżył Michèla o cały szereg przewinień przeciw rodzinie i jemu samemu. Ze złym
prowadzeniem się, kalaniem honoru rodu, spiskowaniem, próbami otrucia i uwiedzenia narzeczonej
włącznie. Prawdopodobnie rodziców bardziej niż oskarżenia wzburzyły niesnaski między synami,
wystarczyło ich jednak, aby młodszego z nich szybciutko odesłać do Charouse. Później Michèl
dowiedział się, że po śmierci rodziców brat wydziedziczył go całkowicie. Ale wtedy młodzieniec robił
już karierę na Dworze i niewiele go to obeszło.
Dla prowincjusza, jakim bez wątpienia był Michèl, Charouse musiało być przytłaczające. Miejskie
życie oszołomiło go, zaś próby dostania się na Dwór bezlitośnie obnażyły jego braki: ogłady,
przebiegłości, pieniędzy i, co najważniejsze, koneksji. Zginąłby, gdyby nie pomoc innego młodego
człowieka, znajdującego w tej samej sytuacji. Człowiekiem tym był baron Gilbèrt Le Goff, niezmiernie
kiepski szermierz, ale znakomity mówca. Wspólne próby zaistnienia w liczących się kręgach powiodły
się daleko lepiej – zaczęli odnosić pierwsze sukcesy. Wkrótce wydawali się nierozłączni, bliżsi sobie niż
bracia, a świat stał przed nimi otworem. Żadna idylla nie może jednak trwać wiecznie. Nadal cieszyli się
powodzeniem... ale Gilbèrt czerpał z niego chyba więcej korzyści. Wiodło mu się coraz lepiej, a
Michèlowi nie zawsze. Zaczęło go ogarniać przeczucie, że przyjaciel nie jest do końca uczciwy. Gilbèrt
wydawał się coraz mniej lojalny i życzliwy. Już wkrótce Michèl był przekonany, że świadomie pozbawia
go szans. I szybko przekonał się, że to prawda. Jedynym stanowiskiem, dla którego byłby gotów
zrezygnować z kariery w stolicy, więcej – jedynym, na którym naprawdę mu zależało – było
zarządzanie rodzinną prowincją, od dawna pozbawioną dziedzicznych diuków i podległą kontroli
Korony. Michèl zamierzał je zdobyć. Jednak w decydującym momencie mozolnie skonstruowany splot
zależności i powiązań wyśliznął mu się z rąk. A stanowisko, wraz z tytułem diuka i znacznymi
wpływami przypadło nie komu innemu, jak Gilbèrtowi. Dla Michèla oznaczało to koniec przyjaźni i
marzeń o szybkiej karierze. Ale, niestety, jeszcze nie koniec nieszczęść. Tyle że następne sprowadził na
siebie sam. Gniew sprawił, że postąpił niezgodnie z regułami przyjętymi wśród szlachty. Wyraził
publicznie swoje wątpliwości co do postawy przyjaciela. Krótko mówiąc – poniosło go, a wybuch
ośmieszył i zyskał mu reputację oszczercy. Stolica prawie przestała być przyjemnym miejscem.
Wkrótce jednak nadarzyła się okazja opuszczenia Dworu. Zmarł Jean-Marie, niemal zapomniany
starszy brat (jego chwilowa sława prawie nie została zauważona przez Michèla, zajętego rywalizacją o
wpływy). Niecałe dwa miesiące po pogrzebie Michèl otrzymał list od nieutulonej w żalu wdowy po
bracie. Kobieta skarżyła się, że pozostawiony jej majątek rodu de Méricourt i wszystkie osiągnięcia
Jeana-Marie mogą przepaść. Prosiła o pomoc. Michèl prawdopodobnie uległby pokusie odmówienia
jej... ale jego uwagę przykuło jedno nazwisko. Otóż wśród dyskretnych narzekań poczesne miejsce
www.quentin.rpg.pl
Strona 2
190977773.003.png
Barbara Lach
Teatr cieni
Quentin 2005
zajmował nowy zarządca prowincji, diuk Le Goff. Michèl uznał, że krótki odpoczynek od Dworu dobrze
mu zrobi. Nie trzeba dodawać, że, bardziej niż miłość do rodziny, do wyjazdu pchnęło go pragnienie
konfrontacji z Rywalem.
Zaszłośc: Rywal; Arkanum: Zawistny
Armande Angèville – Muszkietessa
Niewielu ludzi wyobraża ją sobie inaczej, jak ze szpadą w dłoni i ciętą ripostą na ustach. Jest do tego
stworzona. A prawdopodobnie nikt nie uwierzyłby, że zaledwie kilka lat temu była dobrze ułożoną
panienką z arystokratycznej rodziny, przyzwyczajoną jedynie do mówienia „tak, panie Ojcze” i „nie,
panie Ojcze”, dygania i szydełkowania. Ona sama ledwie jest w stanie uwierzyć, że był czas, kiedy
cztery godziny dziennie spędzała w kaplicy, jej jedyną rozrywką była gra na szpinecie, taniec
postrzegała wyłącznie jako jeden z elementów gry w „znajdź wysoko urodzonego męża”, a gdy
wyrządzono jej afront mogła najwyżej spłonić się lub zemdleć. Nawet jej imię jest inne niż to, które
nosiła.
Armande urodziła się jako markiza Nathalie (tu cztery kolejne, zapomniane imiona) de Cambrémèr.
Pochodziła spośród elity prowincji, wysokiej szlachty o godnych tradycjach. Jedną z tradycji było
wczesne wydawanie córek za mąż– zanim pannom zaświta choćby myśl o sprzeciwie. Jak widać, w
przypadku Armande trochę się spóźniono. Nie należy jednak sądzić, że cokolwiek zaniedbano.
Zaaranżowano jej małżeństwo z sąsiadem, co prawda jedynie hrabią, ale za to bogatym i posiadającym
spore i nieodległe włości. (Niestety, rodzina de Cambrémèr utraciła znaczną część majątku. Na tyle
pokaźną, że doprawdy nie warto było odmawiać, gdy bogaty hrabia poprosił o rękę młodej Nathalie dla
swojego syna). W stosownym czasie pan markiz wraz z potomstwem pojawił się na zamku hrabiego
i młodych zaręczono. Ostatnią osobą, która miała coś do powiedzenia była narzeczona. A szkoda, bo
Armande miała dość zdecydowane poglądy. Przede wszystkim przyszły małżonek nie podobał jej się
ani trochę. Jean-Marie de Méricourt był od niej niemal dwa razy starszy, a jego wybuchy gniewu
wprawiały w przerażenie nie tylko służbę, ale nawet konie i psy. Zbierała się na odwagę, żeby
powiedzieć o tym ojcu... ale nigdy tego nie zrobiła. Wybrała bardziej zdecydowane wyjście – uciekła.
Zdana na siebie, ale wolna od kurateli rodziny: uznała, że opłaca się spróbować. Niewiele dziewcząt w
jej sytuacji zdołałoby przetrwać. Ale Armande, już z nowym imieniem, odkryła, ze stać ją na więcej, niż
sama się spodziewała. Uniknęła smętnej „kariery” guwernantki. Nauczyła się fechtować (wspominając
dziecięce fascynacje, za które nieraz ją karano) i już wkrótce od ubiegania się o posadę w oddziałach
Muszkieterów powstrzymywała ją jedynie obawa przed odkryciem. To był największy problem –
rodzina ani myślała rezygnować z poszukiwań. Ojciec niestrudzenie wypytywał, dochodząc najbardziej
zapomnianych znajomości, wyruszał w odległe strony aby sprawdzać ślady, przeszukiwał zamki i
klasztory. Gdy zmarł, pałeczkę przejął brat - Nicolas. Armande znała pojecie honoru kultywowane w jej
rodzie. Jej ucieczka splamiła go, więc będą jej szukać choćby do końca świata. Prędzej zaprzedadzą
dusze Legionowi, niż zrezygnują. Ona sama jednak nie zamierzała dać się złapać tylko po to, by
zaspokoić ich ambicje. Co więcej, wyraźnie jej nie doceniali. Klasztory? Chyba nie domyślili się jej
prawdziwej natury! Ale tym lepiej dla niej. Trochę zmieniła wygląd, wymyśliła fałszywy życiorys i
minionej wiosny została Muszkietessą. Szybko zdobyła zaufanie przełożonych i towarzyszy. Uznano ją
za gotową do podjęcia odpowiedzialności i zlecono pierwsze samodzielne zadanie. W jednej z
północnych prowincji mnożą się niewyjaśnione zdarzenia, a ludność ogarnia niepokój. Wszystko ma na
razie lokalną skalę, lecz przecież strażnicy l’Empereura nie mogą przymykać oczu nawet na niewielkie
problemy. Pochodząca z odległych stron Armande pojedzie na miejsce zdarzeń i obiektywnie oceni
sytuację. Kłopot w tym, że jej pochodzenie, podobnie jak reszta życiorysu, jest fałszywe. Muszkietessa
ma pojawić się w majątku sąsiadującym z ziemiami swojej rodziny, tym samym, który opuściła jako
niedoszła panna młoda. Nie może w żaden sposób się wycofać – nawet gdyby powiedziała swojemu
kapitanowi o oszustwie, i gdyby jakimś cudem nie dostała dymisji, i tak odebrano by jej zadanie.
Przecież miała zachować obiektywność – i tak zawsze jest o nią trudno w rodzinnych stronach, a w jej
sytuacji... Jedyną szansą jest pojechać – i nie dać się rozpoznać.
Zaszłość: Sekretna tożsamość; Arkanum: Niepowstrzymana
www.quentin.rpg.pl
Strona 3
190977773.004.png
Barbara Lach
Teatr cieni
Quentin 2005
Luc Laguerre – Uczony
Sam siebie widzi jako człowieka, który najpierw znalazł w życiu szczęście, czy nawet więcej –
prawdziwy uśmiech losu – a później je stracił. Nie sposób odmówić mu choć odrobiny racji. W czasach
młodości Luca nic nie wskazywało, by miał go czekać los choć odrobinę różny od doli innych członków
pospólstwa. A jednak chłopak, który dałby sobie uciąć rękę za możliwość zdobycia edukacji (która dla
szlachetnie urodzonych jest przecież rzeczą zwyczajną) trafił pod opiekę możnego pana i zyskał szansę
spełnienia marzeń. Tym, który się nim zaopiekował był Jean-Marie de Méricourt. W ciągu kilku lat Luc
wykształcił wszystkie umiejętności, jakie przystoją szlachcicowi, nie za darmo jednak. Oddał się na
służbę – i musiał zachować bezwarunkową lojalność, posłuszeństwo i stałą gotowość do ułatwiania
życia swojemu panu. Jeden raz zapomniał o tym. I dostał nauczkę, jakiej nie sposób zapomnieć.
Oczywiście był u boku Jeana-Marie, kiedy ten zaręczył się z Nathalie de Cambrémèr. I, niestety, pojawił
się na jej drodze w chwili, gdy postanowiła opuścić narzeczonego. Luc stanął przed wyborem: pozwolić
(a nawet pomóc) jej uciec, lub wydać ją. Wybrał to pierwsze. Gdy Jean-Marie wrócił po nieudanej próbie
dogonienia wybranki, wyzwał swojego ucznia na pojedynek „za śmiertelną zniewagę”. Wiedział,
oczywiście, że chłopak nie może się z nim równać w szermierce. W okrutnej, nierównej walce Luc stracił
dłoń. Potem zaś został wygnany i pozostawiony własnemu losowi.
Przeżył. I, na szczęście, okazało się, że stolica i Dwór mają wiele do zaoferowania ludziom tak
uzdolnionym i zdeterminowanym, jak on. Zaczął robić użytek ze swego umysłu i tak drogo okupionego
wykształcenia. Początkowo znalazł zatrudnienie jako urzędnik, ale wkrótce jego kariera potoczyła się w
niespodziewanym kierunku. Pomógł strapionej damie dowiedzieć się, gdzie znikają fundusze jej męża.
Zyskał jej wdzięczność i protekcję, co pozwalało zlekceważyć fakt nabycia nowego wroga – w osobie
skrytego małżonka. Wkrótce stał się sławny, a jednocześnie odkrył przyjemność płynącą z
rozwiązywania podobnych zagadek. Rozplątywanie losów, prowadzenie śledztw okazało się również
intratne. Co więcej, Dwór już wkrótce doskonale znał jego nazwisko – sprawy takie jak zaginięcie
wicehrabiego de Bréard, czy kradzieży w majątku markiza Desmoulins długo pozostawały na językach.
Życie pana Laguerre zaczęło się układać. Nie wszystko jednak da się przedstawić w jasnych barwach.
Po pierwsze, Luc nigdy nie wrócił do szermierki. Mógłby z powodzeniem starać się o członkostwo
gildii. A jednak tego nie zrobił. Wspomnienie walki pozostało w nim przez wszystkie minione lata. Lęka
się każdego fizycznego starcia. Myślał, że śmierć Jeana-Marie uwolni go od tego, ale przeciwnie, jest
wyłącznie gorzej. Zapewne nigdy już nie zdoła przezwyciężyć wspomnienia, skoro przeciwnik umarł,
zanim on zdobył się na odwagę wyzwania go. Po drugie, pozostał także inny ślad. Nie mogąc walczyć
fizycznie Luc bardzo poważnie podchodzi do wyzwań umysłowych i wszelkiego rodzaju
uszczypliwości i drwin. Nie jest to pożądana cecha, szczególnie wśród szlachty Montaigne. Stał się
szalenie drażliwy i z łatwością można go sprowokować. Nieraz już przysporzyło mu to kłopotów, i tak
samo stało się tym razem. W ferworze dyskusji przyjął zakład, twierdząc, że on jeden może rozwiązać
zagadkę wydarzeń we włościach rodziny de Méricourt. A teraz (przecież zaręczył słowem!) wraca do
miejsca, którego miał już nigdy nie oglądać.
Zaszłość: Pokonany, Lęk; Arkanum: Zapalczywy
Scenariusz składa się z Aktów i Intermediów. Akty przedstawiają przebieg akcji, Intermedia – retrospekcje, jak
łatwo się domyślić, związane ze wspólną przeszłością Bohaterów i Jeana-Marie. Bohaterowie nie mogą być podczas
scen retrospekcji biernymi „widzami”. To oni przesądzą o prawdziwym obliczu przeszłych wydarzeń. To, co się
stało, jest nieodwołalne. Ale ocena wydarzeń może być bardzo różna... a działając ślepo, lub lekceważąc przeszłość
nie sposób prawidłowo ocenić bieżących problemów. Intermedia to krótkie scenki, należy je rozegrać zgodnie z
podanym scenariuszem. Opierają się na konfrontacji i ich celem jest określenie wzajemnych powiązań uwikłanych
w nie postaci.
Uwagi dla Mistrza Gry można znaleźć w akapitach „Didaskalia”. A teraz... kurtyna w górę!
- Żadne z nas nie będzie dłużej tego znosić! – Łotr słysząc te słowa odwrócił się powoli. Jego oczy pozostały
puste i zimne. Nie wyglądał na zaskoczonego. Nigdy. Dobywane ostrza rozbłysły i już po chwili powietrze
wypełniło dźwięczenie stali uderzającej o stal. Bohater, związany walką nie oglądał się, lecz wiedział, że za jego
plecami Dama rozpaczliwie szamocze się z Poplecznikiem. Musiał odwrócić uwagę przeciwnika jeszcze na chwilę.
www.quentin.rpg.pl
Strona 4
190977773.005.png
Barbara Lach
Teatr cieni
Quentin 2005
Jego przyjaciel już nadchodził. Za chwilę uwolni kobietę i wszyscy razem będą mogli opuścić to przeklęte miejsce
raz na zawsze. Tymczasem walka trwała. Ostrza poruszały się jak obdarzone własnym życiem, w powietrzu
śmigały płaszcze. Nagle Bohater poczuł, że traci oparcie. Z trudem sparował pchnięcie Łotra, potknął się... a po
chwili poczuł na gardle ostrze. Usłyszał pełen rozpaczy krzyk Damy. Poplecznik właśnie próbował wyciągnąć ją
z komnaty. Jej obrońca klęczał na podłodze trzymając się za zranione ramię. Więc wszystko skończone? Zatem
niech się dzieje co chce i niech Otchłań pochłonie tego nikczemnika! Desperacko rzucił się do przodu, uderzał
niemal na oślep, przekonany, że zaraz zginie. Łotr zaatakował, kobieta krzyknęła przeraźliwie. Bohater upadł i
zobaczył krew na posadzce. Na szczęście, to nie on krwawił. Patrzył w oczy umierającego wroga. Strużka krwi
wyglądała jak szkarłatna wstążka...
...I tym właśnie była. Bohaterowie Graczy stoją oniemiali na rynku niewielkiego miasteczka, przed
sceną objazdowego teatrzyku. Nie do wiary, że przedstawienie lalkowe o tak nieskomplikowanej fabule
wywarło na nich takie wrażenie...
Nie tak to było, nie tak było
Niech Theus broni by tak się zdarzyło
Avalońska piosenka ludowa.
Didaskalia: Powyższy akapit – w którym Gracze na moment przyjmują role bohaterów spektaklu – pełni
funkcję prologu. A także teasera, ma sprawić wrażenie, że akcja od początku toczy się wartko (ze względu na treść i
charakter scenki mile widziane brawura oraz pełne dramatyzmu gesty i wypowiedzi). Podobnie jak Intermedia jest
przeznaczony do odegrania przez Graczy zgodnie z podanym scenariuszem, więc niejako przygotowuje dla nich
grunt, i od razu sugeruje, że są w jakiś sposób powiązani z wydarzeniami dramatu. Postać określaną w powyższym
opisie jako Bohatera przejmuje Gracz prowadzący Michèla, Przyjaciela – kontrolujący Luca, zaś rola Damy
przeznaczona jest dla Gracza prowadzącego Armande.
Opisane wydarzenia są częścią akcji plebejskiej komedii, która z kolei powstała na podstawach słynnego
dramatu pana de Méricourt. Trzeba jednak przyznać, że przypomina go w niewielkim stopniu – ponurą tragedię o
zdradzie i zawiedzionych nadziejach anonimowy autor zmienił w sztukę akcji ze spektakularnym happy endem.
Przedstawienia podobne do tego odbywają się wszędzie na prowincji Montaigne.
To właściwie pierwszy kontakt Bohaterów z dramatem. Oczywiście, wszyscy słyszeli o nim, może nawet znają
przybliżone zarysy akcji, ale żadne z nich nigdy wcześniej nie widziało jego przedstawienia. Pozostają
nieświadomi, że bohaterowie tragedii są skrzywionymi odbiciami ich samych z przeszłości. Traf chciał, że również
teraz zetknęli się z niemal nierozpoznawalną adaptacją.
Akt pierwszy
Spotkanie po latach. Miasteczko Tarenne, popołudnie
Trzeba przyznać, że przedstawienie było ciekawe. Lalkarze znakomicie ukazali charaktery postaci.
Podstępność Łotra, więżącego i planującego zmusić do ślubu Damę. Odwagę Bohatera (będącego
Bratem Łotra, lecz różniącego się odeń jak dzień od nocy i wiernie kochającego wybrankę nikczemnika) i
jego Przyjaciela, który umożliwił kochankom spotkania. Wreszcie sprawili, iż finałowa walka wywołała
wśród tłumu widzów wzruszenie... kapelusz wystawiony przez artystów szybko się wypełnił.
Bohaterowie są w miasteczku Tarenne, znajdującym się pod opieką rodu de Méricourt, w prowincji
Douard. Jest środek zimy, najostrzejszej, jaką Montaigne oglądało od lat. Tu, na północy, pojawił się
nawet mróz i śnieg. Nie jest głęboki i z łatwością można pokonać drogę konno, ale pogoda stała się
jednym z ulubionych tematów konwersacji. Minęło już południe, zimowe dni są krótkie, ale Bohaterów
od miejsca przeznaczenia dzieli zaledwie godzina drogi. I – co za zbieg okoliczności! – okaże się, że
zmierzają w tym samym kierunku. To znakomita okazja, żeby zapoznać się... albo odnowić znajomość.
Didaskalia: Bohaterowie oczywiście znali się w przeszłości, lecz jedynie przez bardzo krótki czas. Mężczyźni
prawdopodobnie zdołają się rozpoznać, a jeśli nie, prezentacja rozproszy wątpliwości. Armande jednak dołożyła
tylu starań, że ujawnienie wbrew woli raczej jej nie grozi.
www.quentin.rpg.pl
Strona 5
190977773.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin