_02_Wampirza historia. Przeznaczenie.doc

(664 KB) Pobierz

Streszczenie

 

              Dalsze przygody w świecie, gdzie na każdym kroku czai się zło…

 

              Wydawać by się mogło, że to koniec koszmaru, ale tak naprawdę wszystko się zaczyna. Gosia jest samotna, mimo że Marco jednak ją odnalazł. Coś się stało jej najlepszym przyjaciółkom, a ludzie
w miasteczku giną, z tym, że nikt nie zadaje sobie trudu posprzątania po swoich zbrodniach. Gosia jest zagubiona w pozornie normalnym świecie, który znała od lat, ale tak naprawdę wszystko, co znała
i kochała obróciło się o 180 stopni.

              Wszystkie nietypowe zdarzenia dotyczą również Moniki, która odkrywa w sobie coś dziwnego, przez co może wpaść w wielkie tarapaty. Dar, który otrzymała wydaje jej się przekleństwem, ale dzięki niemu zyskuje coś, o czym skrycie zawsze marzyła…


              „Świat nadal zaludniają owe pstre istoty, z których zrezygnowała bardziej trzeźwa filozofia. We śnie i na jawie nadal okrążają go wróżki i chochliki, duchy i demony…

 

James George Frazer

Złota gałąź

 

 

 

              „Na bagnach śmierć roztacza całą swą okrutną klasę. Jej cienie sięgają głębi. Pod ich osłoną coś czasem zaszeleści w bagnistej trawie, w sitowiu lub w splątanych pnączach kudzu. Szelest jest oznaką życia lub świeżo zadanej śmierci, która zieje gęstym zielonym oddechem i lśni żółtymi oczami w ciemności.

 

Nora Roberts

Noc na bagnach Luizjany


Prolog

 

Niedziela, 30 sierpnia,

21: 32

              Drogi… notesie…?,

Nie mam zielonego pojęcia, po co to piszę… Może chcę się po prostu przed kimś otworzyć? Kimś lub czymś… Zawsze jestem opanowana, ale… Nie no! Ja już tak nie mogę!

              Kilka dni temu wróciłam z kolonii z Zakopanego. Ala wraca jutro z obozu sportowego, czy czegoś takiego… No, ale wracając do tematu: gdy po powrocie sprawdziłam pocztę internetową znalazłam kilka reklam i jeden list od Gośki. Mail został wysłany pod koniec lipca, a w jego treść wchodziło jedno słowo: „Wracam”.

              Nie obchodziło mnie, że była jedenasta w nocy. Wzięłam pidżamę i jak najszybciej mogłam pognałam do domu Majewskich.

              Pani Julia, mama Gosi, była dziwnie nieobecna, otwierając mi drzwi. Pobiegłam do pokoju Gośki. Pomieszczenie zastałam puste, a okno było otwarte. W pewnej chwili przez myśl szybko przemknęło mi, że wyskoczyła przez okno, ale uklęknęłam na wyściełanej ławeczce
w półokrągłej wnęce, odganiając od siebie tą myśl i wystawiłam głowę na zewnątrz.

              Gośka siedziała na gałęzi potężnego dębu na wprost okna. Patrzyła na skrawki nocnego nieba prześwitujące przez koronę drzewa. Twarz miała spuchniętą, zaczerwienione oczy
i bordowe usta. Jeszcze nigdy nie widziałam Małgorzaty Majewskiej w takim stanie, jednej
z najpopularniejszych dziewczyny w naszym liceum… Dziewczyny, bardzo skromnej
i niewierzącej w siebie, ale której pragnął każdy chłopak w okolicy…

              Wyszłam przez okno i usiadłam na gałęzi obok. Gdy zapytałam, co się stało, że wróciła miesiąc wcześniej, odpowiedziała tylko, że jest idiotką i źle zrobiła… Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi, ale kiedy usiadłam przed nią na tej samej gałęzi, położyła mi głowę na ramieniu
i zaczęła szlochać. Przez płacz powiedziała mi coś o tym Włochu… Marco; że uciekła; że jest kretynką… Niespecjalnie wiedziałam, o co jej chodziło, ale wiem jedno – skrzywdził ją.

              Potem weszłyśmy do jej pokoju i zasnęła. Przebrałam się w koszulę nocną i zeszłam do kuchni porozmawiać z panią Julią. Od niej też się niewiele dowiedziałam. Tyle, co mi powiedziała to to, że odkąd Gosia wróciła z Włoch, przepłakała każdą noc i wcale nie wychodziła z domu, a jak już wychodziła to tylko i wyłącznie na plażę…

              Boje się o nią…

              Boje się też paru innych rzeczy.

              Gdy jeszcze byłam w górach, miałam dziwne sny… Głównie o wampirach. Rozmowy przez GG z Gośką mi się udzieliły. Śniło mi się też, że Gośka rzuca się na szyję jakiemuś facetowi na szkolnym korytarzu. Że Ala chodzi jak w transie… A co najgorsze miałam sen o tym, że ja patrzę z góry na jakąś blondynkę leżącą na ziemi z kołkiem w brzuchu, a moje ręce są pokryte krwią…

              Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje.

 

              Monika Jackiewicz przeczytała jeszcze raz ostatnie zdanie. Pokręciła głową z dezaprobatą. Rzuciła granatowy notes w kąt i zaczęła się bawić czerwonym długopisem. Nagle przed oczami zrobiło jej się ciemno, a długopis wyślizgnął z palców…


Rozdział 1

 

              Małgosia, Ala i Monika siedziały na plaży. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi. Umówiły się tam, żeby o zachodzie słońca wypowiedzieć swoje postanowienia na nowy rok szkolny, tak jak to miały
w zwyczaju.

              Gosia cieszyła się, że wreszcie znów będzie chodzić do szkoły; że zacznie się nauka i będzie mogła zapomnieć o wszystkim, co spotkało ją w te wakacje.

              Uśmiechnęła się do siebie w duchu, ale głęboko w duszy cierpiała. Zwyczajnie oszukiwała się, że już wszystko będzie dobrze. Że zapomni i to rozwiąże wszystkie jej problemy.

              Czuła, że ktoś je obserwuje, ale miała to gdzieś. Nic jej nie obchodziło. Miała ochotę krzyczeć do kruka, do mężczyzny o złotych tęczówkach. Prosić, błagać go, żeby ją wreszcie zabił. Żeby ukrócił jej męki…

              - Dobra, dziewczyny. Czas na postanowienia z okazji Nowego Roku Szkolnego. Klasa maturalna!
– oznajmiła Monika entuzjastycznie, wpatrując się w zachodzące słońce. Okej, to ja poprawię oceny. Chcę się dostać na jakieś dobra studia

              - I tak już masz świetne oceny mruknęła Gosia, ciągle myśląc o wakacjach we Włoszech i o tym, jaki straszny błąd popełniła, zostawiając Marco. I co z tego, że on jest wampirem? – pomyślała. Przecież to nie on cię atakował, idiotko, to był!… Nie wiem, kto, ale na pewno nie Marco… Przez myśl szybko przemknęło jej słowo „Roberto”, ale nie chciała dopuścić do siebie tego wariantu.

              - No właśnie, Moni. Ważne, że dobrze napiszesz maturę! Pieprzyć oceny! Ja się zakocham!
zawołała głosem pełnym entuzjazmu Ala.

              - Ja się na pewno nie zakocham warknęła Moni. Jeśli już, to dopiero, kiedy skończę szkołę!

              - Daj sobie spokój z byciem wzorową uczennicą i grzeczną dziewczynką! zawołała ruda. Zaszalej w tym roku! A ty Gosia? Co sobie postanawiasz? Szybko, bo słońce zaraz się schowa!

              - Ja się nie zakocham w żadnym, ale to żadnym chłopaku! To moje postanowienie! zawołała dziewczyna, prostując się.

              - Oj, daj sobie spokój warknęła z dezaprobatą Ala. Zapomnij o tym Włochu! Dziewczyno, tego kwiatu pół światu. Poszłaś z nim do łóżka, fajnie! – Gosi już nie chciało się tłumaczyć, że w praktyce nie przespała się z Marco. – Ale to była przygoda na jedne wakacje!!! Było, minęło!!! Arrivederci Roma!!!
W tym wypadku Sycylia i Marco! Już więcej go nie spotkasz, ale może zakochasz się w kimś Przerwało jej szturchnięcie w ramię.

              Odwróciła głowę z urażoną miną w kierunku Moniki, rozmasowując rękę, a z jej gardła wydobyło się gniewne Hej!. Moni skarciła ją srogim wzrokiem i skinęła głową w kierunku Małgosi, unosząc brwi. Ruda natychmiast spojrzała na przyjaciółkę. W tym momencie z wyrazu twarzy Ali dało się wyczytać tylko ból i zakłopotanie.

              - Prze Przepraszam… – wyjąkała, opuszczając głowę.

              Gosia, bowiem, wpatrywała się w różowo-pomarańczowe niebo nad horyzontem z brodą opartą na przedramionach leżących na kolanach, a z jej zielonych oczu, po lekko zarumienionych od ciepła policzkach spływały łzy.

              Słońce już zaszło, ale jego łuna ciągle pozostawała na niebie.

              - Nic nie szkodzi. – Małgosia szybkim ruchem starła słone krople z twarzy i zwróciła ją ku przyjaciółkom. Ala ma rajcę. Było, minęło dodała, uśmiechając się ciepło do nich, ale w jej szmaragdowych oczach dostrzegły cierpienie, które za wszelką cenę starała się ukryć przed światem.

              Wstała i otrzepała spodnie z piasku.

              - Idę do domu – westchnęła z przymkniętymi oczami. Uniosła twarz ku niebu i popatrzyła na nie
z wrogością. Idę na spotkanie ze śmiercią, pomyślała bez zastanowienia i wzięła głęboki oddech.

              Ala również wstała.

              - Ja też idę. – Obie zerknęły na, nadal siedzącą na piasku i wpatrzoną w odbicie poświaty słońca
w wodzie, Monikę. – Idziesz?

              - Nie, ja jeszcze posiedzę… – odparła nieobecnym tonem, nie odwracając wzroku od falującej wody.

              - Jak chcesz. – Ala wzruszyła ramionami, odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku swojego domu.

              Gosia czuła, że z Moniką jest coś nie w porządku. Położyła jej dłoń na ranieniu i, kiedy ta podniosła wzrok, uśmiechnęła się do niej.

              - Co cię gryzie? – zapytała, ciągle uśmiechając się delikatnie.

              - Nic… Serio – odparła, ale Gosia wyczuwała napięcie w jej głosie. Cokolwiek to było, Monika nie chciała o tym rozmawiać.

              - Okej. Jeśli nie chcesz, to nie mów. – Zdjęła dłoń z ramienia przyjaciółki i dała krok w kierunku ścieżki w lesie, kiedy usłyszała jej głos:

              - Idziesz jutro do szkoły?

              Spojrzała na Moni kątem oka i westchnęła.

              - Nie. Nie mam siły…

              - Przyniosę ci plan lekcji.

              - Dzięki…! – Małgosia prawie krzyczała. Szła już szybkim krokiem w kierunku lasu.

              Zagłębiając się już w gęstwinie drzew, rozejrzała się dookoła. Światło dzienne praktycznie w ogóle nie przedzierało się przez gęste korony jodeł. Czuła się jakby coś takiego zdarzyło się wcześniej. Nie, to nie było tylko deja vu. Ktoś lub coś przyprawiało ją o to uczucie. Jej intuicja darła się w niej, żeby uciekała, ale Gosia kroczyła spokojnie przez mrok, rozglądając się ze spokojem w oczach. Jej organizm jednak nie dał się oszukać. Było jej duszno i ciężko oddychała.

              Nagle dostrzegła jakiś ruch na gałęzi jednego z drzew oddalonych od niej o kilka metrów. Podeszła do niego i spojrzała w górę na gałąź, na której coś się ruszało. To był kruk. Brązowy kruk. Jej serce gwałtownie przyspieszyło jeszcze bardziej, ale wpatrywała się w złoto-żółte oczy ptaka. Patrzyła na niego lekceważąco, z wyższością trzymając głowę wysoko w górze. Tym spojrzeniem rzucała mu wyzwanie, chociaż wiedziała, że i tak z nim przegra. Przymrużyła oczy, odwróciła się szybkim ruchem, zarzucając włosami i ruszyła dalej ścieżką w kierunku domu.

              Usłyszała trzepot skrzydeł i mimowolnie odwróciła się w stronę dźwięku. Kruka już nie było na gałęzi. Jej wzrok powędrował w górę i dostrzegła ciemny kształt przebijający się przez gałęzie.

              Odetchnęła z ulgą i poszła dalej.

 

***

 

              Powiedzieć im? – zastanawiała się Monika. Jeśli im powiem, to uznają mnie za wariatkę. No, bo przecież, jaki normalny człowiek coś robi i nagle odpływa? Albo słyszy jakieś głosy w głowie?

              Robiło się już ciemno i zaczął wiać zimny wiatr.

              Wstała, otrzepała spodnie z już wilgotnego piasku i ruszyła w drogę do domu. Miała dziwne wrażenie, że w najbliższym tygodniu coś się stanie. Przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Objęła się ramionami i spostrzegła, że zrobiło się już całkiem ciemno. Winne temu były gęste chmury wiszące nad Jęcznem. Ludzie tłumaczyliby to zjawisko zwykłą burzą, ale Monika wiedziała, że kryje się za tym coś więcej. Coś złego. Przygryzła dolną wargę, przyglądając się chmurą. Wchodziła właśnie w Aleję Herbacianą, a za najbliższym rogiem znajdował się jej dom. Po obu stronach drogi gęsto rosły wiekowe buki i dęby. Piękna za dnia, zielona aleja teraz wydawała się nieprzyjemnie szara i mroczna. Moni miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje.

              Przyspieszyła kroku. Przelotnie zauważyła, że jeden z niegdyś opustoszałych domów został ładnie odnowiony, a w oknach wisiały firanki.

              Przyspieszyła jeszcze bardzie, niemal biegła. Była już dobre kilkaset metrów od odnowionego domu
i zbliżała się do pierwszego skrzyżowania.

              Nagle usłyszała głuchy trzask dochodzący z nikąd. Instynktownie spojrzała w prawo i zobaczyła łamiące się drzewo. Złamany wpół dąb leciał prosto na nią. Odruchowo wyciągnęła ręce przed siebie, zasłaniając twarz i mocno zacisnęła powieki. Znów rozległ się ten sam głuchy dźwięk i coś się na nią posypało. Usłyszała głośny huk czegoś upadającego z wielką siłą na asfalt.

              Ostrożnie otworzyła oczy zdziwiona, że jeszcze żyje. Dookoła niej leżały drzazgi, a z jej lewej i prawej strony na asfalcie dwie grube kłody przełamanego na pół dębu. Dziewczyna patrzyła na to
z przerażeniem.

              Machinalnie rzuciła się biegiem w stronę domu. Świat wydawał się jej jakby za mgłą, ale tylko dla tego, że na oczy cisnęła się jej fala łez.


Rozdział 2

 

              Cały poprzedni dzień Gosia przesiedziała w domu. Humor nie poprawił się jej nawet, kiedy Monika zadzwoniła do niej i podała jej plan lekcji. Tego dnia miała mieć nawet lekkie lekcje.

              Szła z dziewczynami do szkoły, myśląc o życiu. Ala podskakiwała wesoło i trajkotała, jak na nią przystało. Opowiadała Monice, co jej się śniło. Gosia nie zwracała uwagi na nic. Koło nich przejechał właśnie jakiś czarny, sportowy samochód, ale dziewczyna nie zadała sobie trudu przyjrzeć się mu.

              Nagle przed nią wyrosła Monika i ją zatrzymała. Gosia popatrzyła na przyjaciółkę jak na wariatkę.

              - Ale masz w sobie życia… – powiedziała ironicznie Monika, kładąc dłonie na ramionach Gosi
i potrząsnęła nią delikatnie. – Gośka, ile ty masz lat? – krzyknęła. – Osiemnaście, czy sześćdziesiąt osiem, bo się gubię?!

              Była spięta. Gosia czuła, że coś jest nie tak. Wiedziała, że Moni coś ukrywa i nie chce, albo boi się przed nimi otworzyć.

              - Nawet siedemdziesięciolatki są bardziej żwawe! – wtrąciła Ala, wyrastając jakby z nikąd obok Moniki. – Trochę życia!

              Gosia uśmiechnęła się delikatnie i zmarszczyła brwi, kiedy spojrzała na Alę. Chciała już nie myśleć
o Marco. Chciała zapomnieć o nim na zawsze. Mała tego dość. Zawsze była żywą dziewczyną, a ten jeden chłopak zniszczył jej całe życie.

              - Co zrobiłaś z włosami? – zapytała, biorąc w palce końcówkę niegdyś rudego warkocza przyjaciółki. Monika też na nią zerknęła i uśmiechnęła się.

              - Też się o to zapytałam.

              Ala wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

              - To szamponetka, a nie prawdziwa farba. – Siano na głowie Ali teraz miało kasztanowo czekoladowy odcień brązu. – Ładnie mi teraz, nie?

              Zanim któraś z dziewczyn zdążyła odpowiedzieć, Ala trzymała ręce za plecami i kiwała się, przenosząc swój ciężar ciała z pięt na palce i na odwrót. Oznaczało to, że chce coś im oznajmić. Monika zabrała ręce z ramion Gosi i wepchnęła je do koszerni dżinsów.

              - Mów… – powiedziały chórem Gosia i Monika.

              - Pamiętacie tą starą ruderę na Herbacianej? – Ala kontynuowała, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony przyjaciółek. – Ktoś się tam wprowadził. Jechałam tą aleją z tatą wczoraj rano i cegły na ścianach były odrestaurowane, a w oknach wisiały zasłony. – Ala odwróciła się do nich plecami
i ruszyła w dalszą drogę. – A wiecie, że kilkaset metrów wcześniej na drodze leżało drzewo przełamane wpół? Dziwne, nie? – Przystanęła i zerknęła kątem oka na przyjaciółki. – Nie idziecie?

              Na ostatnie słowa Ali mina Moniki zrzedła, jej usta zacisnęły się w cienką linię i zaczęła wpatrywać się w przestrzeń. Ta reakcja przykuła uwagę Gosi.

              - Moni, co jest? – zapytała z troskliwą miną.

              - Nie wiem… – odparła, dalej wpatrując się w przestrzeń pustym spojrzeniem. Nagle szybko zamrugała i uśmiechnęła się do dziewczyn jakby nigdy nic. – Idziemy? Zaraz się spóźnimy.

              Gosia nic nie mówiąc, spojrzała na Monikę z podejrzliwą miną i ruszyły w dalszą drogę. Do głowy dziewczyny znów napłynęły myśli o Marco. Jej oczy zrobiły się wilgotne, ale zacisnęła dłoń na pasku nowej, niebieskiej torby i przygryzła dolną wargę. Zerknęła na nią i zaraz tego pożałowała. Materiał,
z którego była wykonana miał dokładnie taki sam kolor jak oczy Marco. Po jej prawym policzku spłynęła łza. Szybko uniosła twarz ku zachmurzonemu, jak przystało na wrzesień, niebu. Nagle jej wzrok przyciągnęło coś dziwnego. Ciągle idąc dalej, zerknęła na dach domu, na którym owe coś usiadło. Wrona. Czarna wrona z białą krawatką.

              Rzuciła ptakowi gniewne spojrzenie i zwróciła wzrok z powrotem przed siebie. Gdy były już kilkanaście metrów za domem, na którego dachu siedziało ptaszysko, usłyszały trzask zamykanych drzwi.

              - Hej! Dziewczyny, zaczekajcie! – zawołał znajomy głos.

              Przystanęły. Z prawej strony Gosi stanęła dziewczyna mieszkająca w domu, na którego dachu ciągle siedziała wrona – Angelika Kamińska.

              Angela urodą dorównywała Gosi, ale ona zawsze grubo malowała oczy, natomiast Małgosia była zawsze naturalna. Miała ładną figurę, farbowane włosy w kolorze gorzkiej czekolady i oglądał się za nią każdy chłopak.

              - Jak minęły wakacje? – zapytała z promiennym uśmiechem na ustach, a jej piwne oczy zabłysły. Gdy spojrzała na Gosię, jej uśmiech stał się delikatniejszy. – Płakałaś?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin