Estrada_Rita_Clay_Ucieczka_panny_mlodej.pdf

(332 KB) Pobierz
102217451 UNPDF
RITA CLAY ESTRADA
Ucieczka panny młodej
Bride On The Run
Tłumaczył: Bożena Stokłosa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego dnia Kathi Rebecca Baylor miała wziąć ślub. Spiker w radiu
samochodowym oznajmił właśnie, że jest to najbardziej upalny dzień w Miami
tego roku. Odpowiadało to samopoczuciu Kathi. Za niecałe sześć godzin miała
poślubić swego wieloletniego przyjaciela, Timothy’ego. Zapewne przeżywała
gorące chwile, choć nie z powodu namiętności, lecz sytuacji, w jakiej się
znalazła. Jej siostra, Vivian, przegrała w gry hazardowe wszystkie swoje
pieniądze, a potem przepuściła oszczędności Kathi, ba, znacznie więcej. Gdy jej
długi przekroczyły pięćdziesiąt tysięcy dolarów, zaczęła błagać Kathi o pomoc,
a ta udała się do swojego przyjaciela, Timothy’ego.
Timothy nie tylko był jej najlepszym przyjacielem, ale także człowiekiem
bogatym jak Donald Trump w okresie największej prosperity. Oczywiście
pomógł. Niestety, wszystko ma swoją cenę. W chwili, w której Kathi zaczęła się
żegnać z własnymi troskami, poznała troski Timothy’ego. Przyjęła oświadczyny
przyjaciela, nie zważając na to, że nie było właściwych powodów do zawarcia z
nim związku. Ale Timothy zawsze pragnął mieć rodzinę, a w rodzinie nie zadaje
się kłopotliwych pytań, lecz śpieszy z pomocą. I gdyby Kathi go poślubiła, on,
ona i jej siostra natychmiast staliby się rodziną. Więc zgodziła się. Kiedy
podejmowała tę decyzję, wszystko wydawało się jej logiczne. Dopiero teraz
dotarło do niej, że wdzięczność nie stanowi dobrego fundamentu dla
małżeństwa.
Świadomość tego w dniu ślubu była bardzo nieprzyjemna. Kathi wytężała
umysł, by jakoś usprawiedliwić przed sobą swą decyzję, lecz nic nie
przychodziło jej do głowy. Na domiar złego lśniący ciemnoczerwony samochód,
którym jechała, zawarczał nagle i szarpnął. Z trudem zjechała na pobocze jednej
z głównych autostrad Miami, gdzie auto ostatecznie odmówiło posłuszeństwa.
Spod maski wydobywał się strumień pary, co świadczyło zapewne o poważnej
awarii silnika.
– Wspaniale! Po prostu wspaniale! – wybuchnęła, uderzając ze złością w
kierownicę.
No tak, została unieruchomiona na łuku wielkiej autostrady, w pobliżu
lotniska w Miami, w samochodzie, który nawet nie był jej własnością. Wyjęła
102217451.001.png
kluczyki ze stacyjki i wysiadła. Na dworze panował taki upał, że nie było czym
oddychać.
A może los daje jej okazję, żeby... Niestety, zepsuty samochód nie był w
stanie zapobiec jej ślubowi w Orlando. Oznaczał tylko późniejszy przyjazd, nie
zaś przesunięcie terminu. A niech to diabli – przeklęła pod nosem. W ciągu
ostatnich dni wymyśliła mnóstwo wymówek, byle tylko nie wziąć tego ślubu,
lecz, niestety, nie miała możliwości oddania Timothy’emu pożyczonych
pieniędzy. A teraz jeszcze prawdopodobnie zamieniła w trupa jego samochód.
To powiększało tylko coraz obszerniejszą listę przewinień Kathi. Na szczęście
wyłącznie ona ją znała, jej narzeczonego ta lista zupełnie nie obchodziła. Poza
tym, zamiast się nad sobą użalać, powinna raczej dziękować swojej cudownej
matce chrzestnej, że to dzięki niej poznała Timothy’ego. Był ujmującym
mężczyzną, który łatwo wybaczał i bardzo chciał zapewnić Kathi wszystko, o
czym marzyła. Lecz ona pragnęła kochać mężczyznę, za którego wychodziła za
mąż.
Nagle ktoś zatrąbił klaksonem. Dziewczyna cofnęła się gwałtownie przed
pędzącym autem i pogroziła kierowcy. Otworzyła bagażnik, wyjmując jedyną
ważną dla niej rzecz – plastikową torbę z suknią ślubną, w której brała ślub jej
matka. Torba wybrzuszyła się z jednej strony, dzięki czemu widoczne stały się
także buty oraz inne drobiazgi. Słońce prażyło niemiłosiernie, samochód prychał
i syczał, a ona zastanawiała się, co zrobić.
Gdyby był czas, mechanik Timothy’ego zabrałby samochód i ustalił, co
się zepsuło. Jednak wzywanie go w tej chwili nie miało sensu. W Orlando
czekał na Kathi narzeczony oraz jej siostra, a po ślubie miało odbyć się
przyjęcie.
Kathi miała dojechać później. Tak się złożyło, że w ostatniej chwili
musiała się spotkać z dwójką swoich najlepszych klientów. Ale prawdę
powiedziawszy, nie miała nic przeciwko wcześniejszemu wyjazdowi
Timothy’ego i Vivian. To oni wpadli na pomysł spędzenia szalonych wakacji w
Disneylandzie w Orlando. Ona wolałaby siedzieć nad brzegiem morza i, sącząc
zimnego drinka, wsłuchiwać się w szum wiatru czy przelatujących ptaków.
Przeprosiła więc przyjaciela i siostrę, pomachała im na pożegnanie i umówiła
się z nimi w dniu ślubu. Dzięki temu zyskała nieco tak potrzebnego jej czasu,
żeby pomyśleć nad sposobem wykręcenia się z tego małżeństwa.
102217451.002.png
Oczywiście, nie znalazła żadnego rozwiązania. A teraz musiała jakoś
dostać się do Orlando, i to szybko. Przeszukała torebkę i wyjęła z niej pióro oraz
starą kartkę z listą zakupów. Na odwrocie napisała informację dla policji, że
samochód nie został porzucony, lecz zepsuł się i oczekuje na odholowanie do
warsztatu. Wetknęła ją za wycieraczkę. Co dalej? Jeśli bilet nie kosztował
więcej niż pięćdziesiąt dolarów, mogła pojechać autobusem. To było wszystko,
co miała. Na samolot nie mogła sobie pozwolić, a jej własny samochód też był
uszkodzony.
Zapaliły się zielone światła i na autostradę wjechały samochody z
szerokiej drogi dojazdowej z lotniska. Z pewnością któryś z kierowców się
zatrzyma i zaoferuje jej podwiezienie. Zaczęła się uśmiechać najpiękniej jak
potrafiła. Niemiłosierny upał wyciskał z niej pot. Po trzydziestu minutach
oczekiwania, zdesperowana, zdecydowała się wyjść na drogę tuż przed czarną
lśniącą półciężarówką. Było to ryzykowne, lecz inaczej nikt by jej nie zabrał.
Usłyszała pisk hamulców. Zatrzymał się! Z ulgą otworzyła drzwi i usiadła w
wysokiej kabinie, w której klimatyzator bez przerwy chłodził powietrze.
– Och – westchnęła, przymykając oczy.
– Powinna być pani szczęśliwa, że żyje! Mogłem panią przejechać!
Jaki męski był to głos, jaki głęboki i zmysłowy, choć w tej chwili trochę
poirytowany! Położyła torbę z suknią na kolanach i ponownie zamknęła oczy.
– Proszę dać mi chwilę, muszę się uspokoić – odezwała się
podenerwowana, zdając sobie nagle sprawę, że w głosie mężczyzny było coś
znajomego.
– Z prawdziwą przyjemnością, gdyby nie to, że zatrzymujemy ruch.
Ciekaw jestem, dlaczego wyszła pani akurat pod mój samochód?
– Bardzo przepraszam. Widzi pan, zepsuł mi się samochód czy też raczej
samochód mojego narzeczonego i muszę się dostać na stację autobusową, żeby
w ciągu sześciu godzin dojechać do Orlando.
Mężczyzna był wysoki i wspaniale zbudowany, a znakomicie skrojona
jasno-beżowa marynarka i dopasowane do niej spodnie świadczyły o jego
dobrym guście.
– Czy nie lepiej było wziąć taksówkę, zamiast łapać okazję?
– Gdyby w ciągu pół godziny, jakie tu spędziłam, nadjechała wolna
taksówka, natychmiast bym się na nią rzuciła.
102217451.003.png
– A więc cały zaszczyt spada na mnie? – zaczął się droczyć kierowca.
– Właśnie.
Przyjrzała mu się z zainteresowaniem. Miał jasne włosy o rudawym
odcieniu. Jego podbródek był silnie zarysowany, a czoło wysokie. Nie mogła
tylko zobaczyć oczu, ponieważ mężczyzna ukrył je za lustrzanymi okularami.
– A więc przygląda się pani? – spytał z magicznym uśmiechem.
– Czemu się przyglądam?
– Oczywiście mnie. I to w taki sposób jakbym był stukilogramową damą
na pokazie wybryków natury.
Kathi zaczerwieniła się, ale nie cofnęła wzroku uznając, że mogłoby to
zostać odczytane jako oznaka słabości.
– Oczywiście nie wygląda pan na nikogo takiego. Zastanawiałam się
tylko, czy to ubranie uszył krawiec, czy też kupił je pan na wyprzedaży.
Mężczyzna wciąż się uśmiechał, lecz już nie tak beztrosko jak
poprzednio.
– No i do jakiego wniosku pani doszła?
– Uszył je krawiec.
Teraz odwróciła wzrok zadowolona, że nie zrobiła tego wcześniej. Dzięki
temu nie wyglądała na kogoś, kto obawia się spojrzeć mężczyźnie w oczy.
– Nie pomyliła się pani – odparł i włączył bieg. – Właśnie przyjechałem
do miasta. Gdzie jest ten dworzec autobusowy?
Kathi poruszyła się zaskoczona.
– Naprawdę mnie pan podwiezie?
Nieznajomy spoglądał na drogę i zaciskał dłonie na kierownicy, wolno
wjeżdżając na łuk autostrady.
– Skoro pani już siedzi w moim samochodzie, mogę to zrobić.
Dziewczyna zawahała się przez moment.
– Wystarczy jeśli mnie pan podrzuci do stacji benzynowej. A swoją drogą
to nie pan mnie zabrał, tylko ja...
– ...wybiegłam przed pana samochód. Tak, wiem, nie było to zbyt
mądre... A może wolałaby pani, żebym panią podwiózł gdzie indziej?
– Nie! – Kathi pochyliła się do przodu, ostrożnie kładąc torbę z suknią na
drogiej wykładzinie samochodowej. – Jestem panu wdzięczna za pomoc.
102217451.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin