Krishnamurti Jiddu - Okres przejściowy.rtf

(924 KB) Pobierz

1929 Ommen

 

TEKSTY Z OKRESU PRZEJŚCIOWEGO

 

ROZWIĄZANIE ZAKONU GWIAZDY

 

Dziś rano zastanowimy się nad rozwiązaniem Zakonu Gwiazdy. Wielu to ucieszy, innych chyba zmartwi. Ale nie chodzi tu ani o radość ani o smutek, jest to bowiem, jak zamierzam wyjaśnić, nieuniknione.

 

Pamiętacie może opowieść, jak to diabeł szedł ze swym przyjacielem ulicą i jak ujrzeli przed sobą człowieka, który zatrzymał się, podniósł coś z ziemi, obejrzał i włożył do kieszeni. Przyjaciel zapytał diabła: "Co on podniósł?", ten zaś odparł "Podniósł odrobinę Prawdy". "To chyba bardzo dla ciebie niekorzystne?", rzekł przyjaciel. "Ależ nie", odparł diabeł, "pozwolę mu ją teraz zinstytucjonalizować" [I am going to let him organise it].

 

Twierdzę, że Prawda jest krainą bez dróg i że nie można zbliżyć się do niej po żadnej ścieżce, nie zbliża do niej żadna religia, żadna sekta. Taki jest mój punkt widzenia i obstaję przy nim w sposób absolutny i bezwarunkowy. Prawda, będąc nieograniczoną, nieuwarunkowaną, nieosiągalną na jakiejkolwiek drodze, nie może zostać zinstytucjonalizowana; nie należy też tworzyć żadnej organizacji, która by wiodła czy siłą prowadziła ludzi jakąś ścieżką. Jeśli to najpierw zrozumiecie, to ujrzycie, jak niemożliwym jest zinstytucjonalizować wiarę. Wiara jest sprawą czysto osobistą, nie możecie, nie wolno wam jej instytucjonalizować. Jeśli się to uczyni, to umiera ona i ulega krystalizacji, staje się wyznaniem, sektą, religią, którą narzuca się innym. To właśnie wszyscy próbują na całym świecie czynić. Zawęża się prawdę i czyni z niej zabawkę dla ludzi słabych, dla tych, którzy są chwilowo niezadowoleni. Prawdy nie da się sprowadzić w dół, to raczej jednostka zdobyć się musi na wysiłek, by się do niej wznieść. Nie możecie sprowadzić szczytu góry w dolinę. Jeśli chcecie zdobyć szczyt góry, musicie przejść przez dolinę i wspiąć się na zbocza nie lękając się niebezpiecznych przepaści. Wy wspiąć się musicie ku Prawdzie, jej nie można dla was "obniżyć" czy zinstytucjonalizować. To przede wszystkim organizacje podtrzymują zainteresowanie ideami, ale organizacje budzą jedynie zainteresowanie zewnętrzne. Zainteresowanie, które nie jest zrodzone z miłości Prawdy dla niej samej, a jedynie wzbudzone przez organizację, jest bezwartościowe. Organizacja staje się szkieletem, do którego jej członkowie mogą się wygodnie dopasować. Oni nie pożądają już Prawdy czy szczytu góry, ale raczej wyszukują sobie wygodne miejsce lub pozwalają, by umieściła ich tam organizacja i uważają, że organizacja będzie w ten sposób wiodła ich do Prawdy.

 

Jest to zatem pierwszy powód dla którego, z mego punktu widzenia, należy Zakon Gwiazdy rozwiązać. Wbrew temu utworzycie zapewne inne Zakony, nadal będziecie należeć do innych organizacji szukających Prawdy. Nie chcę należeć do żadnej organizacji duchowego typu, proszę, zrozumcie to. Skorzystam na przykład z usług organizacji, która zawiezie mnie do Londynu; to jest organizacja zupełnie innego typu, organizacja jedynie techniczna, niczym poczta bądź telegraf. Podróżowałbym korzystając z samolotu czy parowca, są to jedynie fizyczne urządzenia nie mające nic wspólnego z duchowością. Twierdzę, powtarzam, że żadna organizacja nie może wieść człowieka do tego, co duchowe.

 

Jeśli w tym celu tworzy się organizację, to staje się ona podporą, źródłem słabości, zniewolenia; musi ona paraliżować jednostkę, przeszkadzać jej wzrastać, ustanawiać swą wyjątkowość, zależną od odkrycia, samemu dla siebie, tej absolutnej, nieuwarunkowanej Prawdy. Jest to zatem drugi powód dla którego zdecydowałem, skoro jestem już Naczelnikiem Zakonu, Zakon rozwiązać. Nikt na tę moją decyzję nie wpłynął.

 

Nie jest to żaden wspaniały wyczyn, nie chcę bowiem mieć wyznawców i mówię to serio. Z chwilą, gdy za kimś idziecie, przestajecie podążać za prawdą. Nie interesuje mnie, czy zważacie na to, co mówię, czy nie. Pragnę czegoś w świecie dokonać i dokonam tego z niewzruszonym skupieniem. Interesuje mnie tylko jedna istotna rzecz: uczynić człowieka wolnym. Pragnę uwolnić go od wszelkich klatek, od wszelkich lęków, nie chcę zaś zakładać religii, nowych sekt, ani też ustanawiać nowych teorii czy nowych filozofii. Zapytacie mnie naturalnie, dlaczego podróżuję po świecie nieustannie przemawiając. Powiem wam, z jakiego powodu tak czynię: nie bym pragnął wyznawców, nie bym chciał mieć grono wybranych uczniów. (Jakże ludzie lubią być inni od swych bliźnich, choćby mieli odróżniać się czymś bezsensownym, absurdalnym i trywialnym. Nie chcę tych absurdów popierać.) Nie mam uczniów, nie mam apostołów, czy to na tej Ziemi czy w dziedzinie ducha.

 

Nie pociąga mnie też urok pieniędzy ani pragnienie wygodnego życia. Gdybym chciał wieść wygodne życie nie przyjeżdżałbym na obóz i nie mieszkałbym w wilgotnym kraju. Mówię otwarcie, bo chciałbym to ustalić raz na zawsze. Nie chcę wieść z roku na rok tych dziecinnych debat.

 

Pewien prowadzący ze mną wywiad reporter uważał rozwiązanie organizacji mającej wiele tysięcy członków za wspaniały wyczyn. Był to dla niego wielki akt, powiedział "Co będzie pan potem robił, jak będzie pan żył? Nie będzie pan miał wyznawców, ludzie nie będą pana słuchać". Jeżeli znajdzie się choćby pięciu ludzi, którzy będą słuchać, którzy będą żyć, którzy będą mieć twarze zwrócone ku wieczności, to wystarczy. Po co mieć tysiące nie rozumiejących, zabalsamowanych od stóp do głów w przesądzie, nie pragnących nowego, którzy raczej przetłumaczą to, co nowe tak, aby zadowalało ich bezpłodne, ociężałe jaźnie? Jeśli mówię ostro, proszę, nie zrozumcie mnie źle, nie jest to przejaw braku współczucia. Gdy udajecie się do chirurga na operację, to czy nie czyni dobra operując was również wtedy, gdy wywołuje to ból? Jeśli więc ja, podobnie, mówię ostro, nie wynika to z braku prawdziwego uczucia - a wręcz przeciwnie.

 

Mam, jak powiedziałem, tylko jeden cel: uczynić człowieka wolnym, pchnąć go ku wolności, pomóc mu wyzwolić się od wszelkich ograniczeń, bo tylko to da mu wieczne szczęście, to nieuwarunkowane urzeczywistnienie siebie.

 

Ponieważ ja jestem wolny, nieuwarunkowany, pełny - nie jestem częścią Prawdy, prawdą względną, ale Prawdą pełną, która jest wieczna - to pragnę, by ci, którzy chcą mnie zrozumieć, byli wolni; ale nie by za mną szli i uczynili ze mnie klatkę, która stanie się religią, sektą. Raczej powinni wolni być od wszelkich lęków - od lęków religijnych, od lęku o zbawienie, od lęku duchowości, od lęku o miłość, od lęku przed śmiercią, od lęku przed samym życiem. Tak jak artysta maluje obraz, ponieważ malowanie sprawia mu radość, ponieważ wyraża w ten sposób siebie, bo to jest jego chwała i dobro, tak ja to czynię, i to nie dlatego, bym czegokolwiek od kogokolwiek pragnął.

 

Wy przyzwyczajeni jesteście do autorytetu, do poczucia autorytetu, o którym sądzicie, że zaprowadzi was na wyżyny ducha. Sądzicie i macie nadzieję, że ktoś inny, za pomocą swych nadzwyczajnych mocy - cudu - przenieść was może w ten świat wiecznej wolności, która jest szczęściem. Cały wasz pogląd na życie opiera się na tym autorytecie.

 

Słuchacie mnie od trzech lat, a nie zaszła w was, z paroma wyjątkami, żadna zmiana. Przeanalizujcie teraz moje słowa, bądźcie krytyczni, tak byście mogli zrozumieć całkowicie, do głębi. Jeśli szukacie autorytetu, by zawiódł was na wyżyny ducha, to automatycznie zmuszeni jesteście wokół tego autorytetu stworzyć organizację. Przez samo tworzenie tej organizacji, która, jak sądzicie, dopomoże temu autorytetowi zaprowadzić was na wyżyny ducha, zamykacie się w klatce.

 

Jeśli mówię otwarcie, to pamiętajcie, proszę, że nie czynię tak dlatego bym był szorstki, okrutny, ani by ponosił mnie entuzjazm w dążeniu do celu, ale dlatego, że pragnę, byście zrozumieli moje słowa. Właśnie po to tu jesteście i tracilibyśmy czas, gdybym swego punktu widzenia nie wyjaśnił jasno i stanowczo.

 

Przez osiemnaście lat przygotowywaliście się na Przyjście Nauczyciela Świata. Przez osiemnaście lat organizowaliście się, szukaliście kogoś, kto napełni wasze serca i umysły radością, kto przekształci całe wasze życie, kto da wam nowe rozumienie, kto wzniesie wasze życie na nową płaszczyznę, kto udzieli wam nowej zachęty, kto was wyzwoli - i oto spójrzcie, co się dzieje! Rozważcie, zastanówcie się samodzielnie i stwierdźcie, w jaki sposób wiara ta was odmieniła. Nie chodzi o powierzchowną różnicę polegającą na noszeniu gwiazdki - to jest trywialne, absurdalne. W jaki sposób taka wiara wymiotła z życia wszelkie rzeczy nieistotne? Oto jedyny sposób oceny: W jaki sposób wzrosła wasza wolność, wielkość, o ile bardziej zagrażacie każdemu społeczeństwu opartemu na fałszu i rzeczach nieistotnych? Na ile członkowie tej organizacji, Zakonu Gwiazdy, odmienili się?

 

Jak powiedziałem, przygotowywaliście się na moje przyjście przez osiemnaście lat. Nie dbam o to, czy wierzycie, że jestem Nauczycielem Świata. To zupełnie nieważne. Skoro należycie do organizacji Zakonu Gwiazdy, poświęcaliście swoją energię uznając, że Krishnamurti jest Nauczycielem Świata - częściowo lub całkowicie: całkowicie dla tych, którzy naprawdę szukają, a tylko częściowo dla tych, których zadowalają ich własne półprawdy.

 

Przygotowywaliście się od osiemnastu lat i spójrzcie, jak wiele przeszkód piętrzy się na drodze waszego zrozumienia, jak wiele powikłań, jak wiele rzeczy trywialnych. Wasze przesądy, wasze lęki, wasze autorytety, wasze kościoły nowe i stare - wszystko to, jak twierdzę, przeszkadza rozumieniu. Nie mogę wyrażać się jaśniej. Nie chcę, byście się ze mną zgadzali, nie chcę, byście za mną szli, chcę, byście zrozumieli to, co mówię.

 

To zrozumienie jest konieczne, bowiem wasza wiara was nie przeobraziła, a jedynie uwikłała; także dlatego, że nie chcecie widzieć rzeczy takimi, jakie są. Chcecie mieć swych własnych bogów - nowych bogów zamiast starych, nowe religie zamiast starych, nowe formy zamiast starych - a wszystko to równie bezwartościowe, a wszystko to przesądy, ograniczenia, kule inwalidzkie. Zamiast dawnych duchowych rozróżnień macie nowe duchowe rozróżnienia, zamiast dawnych religijnych wyznań macie nowe wyznania. Życie duchowe was wszystkich zależy od kogoś innego; od kogoś innego zależy wasze szczęście i oświecenie. I choć przygotowywaliście się na moje przyjście przez osiemnaście lat, to gdy powiadam, że te wszystkie rzeczy są zbędne, gdy powiadam, że musicie wszystko to odrzucić i w sobie szukać oświecenia, chwały, czystości i nieskazitelności jaźni, nikt z was uczynić tego nie chce. Może tylko nieliczni, ale bardzo, bardzo nieliczni.

 

Po co nam więc organizacja?

 

Po co ludzie fałszywi, hipokryci, mieliby iść za mną, wcieleniem Prawdy? Proszę, pamiętajcie, że moje słowa nie są szorstkie czy nieprzyjazne, ale że znaleźliśmy się w sytuacji, gdy musicie ujrzeć rzeczy takimi, jakimi są. Powiedziałem rok temu, że nie pójdę na kompromisy. Wówczas niewielu mnie słuchało. W tym roku stawiam sprawę absolutnie jasno. Nie wiem, jak wiele tysięcy na całym świecie - członków Zakonu - przez osiemnaście lat przygotowywało się na moje przyjście, a teraz nie chce słuchać tego, co mówię, w sposób bezwarunkowy, pełny.

 

Po co nam więc organizacja?

 

Jak już powiedziałem, celem moim jest uczynić ludzi bezwarunkowo wolnymi; twierdzę bowiem, że jedyna duchowość to nieskazitelność jaźni, która jest wieczna, to harmonia między rozumem a miłością. Oto jest absolutna, bezwarunkowa Prawda, która jest samym życiem. Dlatego chcę uczynić człowieka wolnym, radosnym niczym ptak na czystym niebie, niczym nie obarczonym, niezależnym, a w tej wolności pełnym zachwytu. I ja, na którego przyjście przygotowywaliście się przez osiemnaście lat, teraz powiadam, że musicie być wolni od tych wszystkich rzeczy, wolni od swych powikłań i zagmatwań. W tym celu niepotrzebna jest wam organizacja oparta na duchowej wierze. Po co nam organizacja dla pięciu czy dziesięciu ludzi na świecie, którzy rozumieją, którzy walczą, którzy odrzucili wszystko, co trywialne? A ludziom słabym i tak żadna organizacja nie może dopomóc w znalezieniu Prawdy. Prawda bowiem jest w każdym człowieku; ona nie jest ani daleko ani blisko; ona wiecznie jest tutaj.

 

Organizacja nie może was wyzwolić. Nikt z zewnątrz nie może was wyzwolić; nie może was wyzwolić żadna zorganizowana religia, żadne złożenie siebie w ofierze dla sprawy; nie może was wyzwolić żadne dopasowanie się do organizacji ani pogrążenie się w pracy. Pisząc listy używacie maszyny do pisania, ale nie stawiacie jej na ołtarzu i nie oddajecie jej czci. A tak właśnie postępujecie gdy organizacje stają się dla was najważniejsze. "Ilu ona liczy członków?" - oto pierwsze pytanie zadawane mi przez wszystkich dziennikarzy. "Ilu ma Pan wyznawców? Na podstawie ich liczby ocenimy, czy to, co Pan mówi, jest prawdą czy fałszem". Nie wiem, ilu ich jest. Nie obchodzi mnie to. Jak powiedziałem, gdyby choć jeden człowiek zyskał wolność, to by wystarczyło.

 

Wyobrażacie sobie, że tylko pewni ludzie dzierżą klucz do Królestwa Szczęścia. Nikt go nie dzierży. Nikt nie jest do tego upoważniony. Ten klucz to wasza własna jaźń i jedynie w rozwoju, oczyszczaniu i nieskazitelności tej jaźni jest Królestwo Wieczności.

 

Zrozumcie zatem, jakim absurdem jest cała ta wzniesiona przez was struktura, poszukiwanie pomocy z zewnątrz, uzależnienie od innych swego dobrego samopoczucia, swego szczęścia, swej siły. Znaleźć to wszystko możecie tylko w sobie.

 

Po co nam więc organizacja?

 

Przywykliście do tego, by wam mówiono, jak dalece jesteście zaawansowani, jaki jest wasz duchowy stan. Jakże to dziecinne! Któż oprócz was samych powiedzieć wam może, czy wewnątrz jesteście piękni czy brzydcy? Któż oprócz was samych powiedzieć wam może, czy jesteście nieskazitelni? Jesteście w tych sprawach niepoważni.

 

Po co nam więc organizacja?

 

Ale ci, którzy naprawdę chcą zrozumieć, którzy usiłują znaleźć to, co wieczne, bez początku i bez końca, ci pójdą razem z większą mocą i zagrożą wszystkiemu, co nieistotne, złudom, cieniom. I skupią się, staną się płomieniem, bowiem oni zrozumieli. Takie grono musimy stworzyć i to jest moim celem. Bowiem z tego prawdziwego zrozumienia powstanie prawdziwa przyjaźń. Bowiem z tej prawdziwej przyjaźni - jakiej zapewne nie znacie - powstanie prawdziwa współpraca ze strony każdego. A to nie z powodu autorytetu, nie dla zbawienia, nie by poświęcać się dla sprawy, ale dlatego, że naprawdę rozumiecie, a zatem możecie żyć w wieczności. Jest to coś większego od wszystkich przyjemności, od wszelkiego poświęcenia.

 

Oto parę powodów, dla których, po dwuletnim głębokim namyśle, podjąłem tą decyzję. Nie jest to chwilowy impuls. Nikt mnie do tego nie namówił - w takich sprawach namowom nie ulegam. Przez dwa lata o tym myślałem, powoli, starannie, cierpliwie i teraz zdecydowałem, jako jego Naczelnik, Zakon rozwiązać. Wy możecie utworzyć inną organizację i oczekiwać kogoś innego. Mnie to nie obchodzi, tak jak nie obchodzi mnie tworzenie nowych klatek i nowych do tych klatek dekoracji. Interesuje mnie jedynie to, by uczynić ludzi absolutnie, bezwarunkowo wolnymi.

 

The Dissolution of the Order of the Star. Ommen: Star Publishing Trust 1929, 14 s.

 

przełożył Wojciech Sady

 

 

1931 Ommen

 

KRISHNAMURTI

 

PRZEMÓWIENIA

 

Zeszyt II i III, maj - październik 1932

 

PRZEMÓWIENIA W OMMEN

 

Zebranie latem 1931, przed rozpoczęciem Obozu.

 

Pierwsze z tych przemówień ukazało się w numerze V kwartalnika 1931 r., jako wstęp.

 

II

 

Wiara nie opiera się na mądrości - lecz ma swe źródło w nadziei, w wyczekiwaniu tego, czego byśmy pragnęli doznać, w obawie przed tym, czego byśmy chcieli uniknąć. Lękacie się poddać badaniom wasze wierzenia, nadzieje i obawy, aby nie stracić wiary, która jest waszą ostoją. Według mnie prawdziwe zrozumienie rodzi się z dociekań, z nieustannych badań, przy pomocy giętkości umysłu, która daje nam mądrość. Aby osiągnąć zrozumienie, które jest owocem rozmyślań, dociekań i wielu wątpliwości musisz odwrócić myśli zarówno od przeszłości jak i przyszłości i skupić całą swą uwagę na teraźniejszości.

 

Wieczność to głębokie zapatrzenie się w teraźniejszość. Jeżeli umiesz ogarnąć teraźniejszość, pojąć całe jej bogactwo, znaczenie i treść, rozumiesz pełnię czasu, a przez to samo sięgasz poza czas.

 

Nie są to tylko intelektualne wywody, możemy to urzeczywistnić i wcielić w życie za pomocą nieustannej czujności i ciągłego badania. Aby zdobyć tę wiedzę, która jest o tyle większa od wiary i która może jedynie dodać wam siły w zmaganiach i walkach, cierpieniach i smutkach - na to trzeba wyzbyć się wszelkiego dążenia do osiągnięcia - osiągnięcia w znaczeniu pochwycenia czegoś dla siebie, zagarnięcia, dojścia do czegoś. Gdy jesteś już wolny od tej myśli, umysł twój staje się giętki, co jest rzeczą zasadniczą w zdobywaniu prawdy.

 

Człowiek musi cierpieć, gdy jest przywiązany do przeszłości lub przyszłości, gdy nie stać go na wysiłek, do którego nie zmusza go konieczność, lub nie pobudza jakiś bodziec. Skoro umysł i serce wyzbędą się przekonania o stopniowym rozwoju człowieka, będącym właściwie utrwaleniem pojęcia "ja" i rozciągnięciem go w granicach czasu, wtedy wszystkie wysiłki ześrodkowują się na chwili obecnej. Wysiłek wzmocni się jeszcze, gdy zdamy sobie sprawę z przyczyny cierpienia, którą jest właśnie "ego" czyli nasze "ja", i będziemy się starali rozproszyć to "ja" już teraz. Źle kierujemy wysiłkami naszymi, gdy pozwalamy by wyrastały z przeszłości lub wybiegały w przyszłość powodowane nadzieją.

 

Należy raczej skupić się na zrozumieniu znaczenia każdej naszej myśli i uczucia, każdego czynu dnia dzisiejszego. Lecz tylko człowiek mądry potrafi się zdobyć na ten pełnowartościowy wysiłek. Nie ma to nic wspólnego z wykształceniem, z ilością nabytych z książek wiadomości. Chodzi o to, aby umieć pojąć znaczenie każdego wydarzenia, zrozumieć już teraz całą jego treść, oddzielając go zarówno od przeszłości jak i przyszłości.

 

Pełnia energii, jej punkt szczytowy, jest równoznaczny z oświeceniem.

 

PYTANIE: Czy zechcesz nam wytłumaczyć, jak można połączyć silne uczucie z brakiem przywiązań?

 

KRISHNAMURTI: Uczucie czyste jest zawsze niezależne. Jeżeli kocham kogoś prawdziwie i głęboko, jestem od niego niezależny, gdyż prawdziwa miłość jest pełnią sama w sobie. To, co zwykle nazywamy miłością jest tylko płytkim wzruszeniem, którego istnienie jest zależne od przedmiotu kochania. Miłość uwarunkowana jakąś osobą musi być z konieczności ograniczona.

 

Jeżeli o szczęściu twoim decyduje przywiązanie do jakiejś osoby, lękasz się wtedy nieustannie aby jej nie utracić, bądź w chwili śmierci, bądź gdy pokocha kogoś innego. Miłość samolubna, zaborcza i zazdrosna, pełna lęku, wymagająca ciągle czegoś dla siebie, musi być siłą rzeczy murem pomiędzy sobą a przedmiotem swojego kochania. Zapora ta jest właśnie powodem cierpienia, podczas gdy prawdziwa miłość, która jest pełnią sama w sobie, jest wolna od cierpień. Niezależność prawdziwego uczucia nie jest ani sentymentalizmem, ani obojętnością. Po prostu, dążąc samemu do pełni życia, dajesz drugiemu całkowitą swobodę działania, po to aby i on mógł ten sam cel osiągnąć. Miłość jest więc sama w sobie pełnią i jest niezależna od jakiegokolwiek przedmiotu ukochania, choć nieraz nie potrafi człowiek poznać uczucia i wyrazić go bez współudziału drugiej osoby. Nie można jednak pojąć prawdziwej miłości, tej która jest sama w sobie wiecznością, jeżeli się nie uniezależni samego uczucia od przedmiotu swojej miłości.

 

PYTANIE: Jak możemy rozróżnić doświadczenia, które nas doprowadzają do prawdy od tych, które są bez wartości?

 

KRISHNAMURTI: Uważając, że wszystkie doświadczenia prowadzą do prawdy i pilnie badając każde z nich. Prawdę osiąga się za pomocą oświecenia, a oświecenie jest odkryciem istotnej wartości każdego doświadczenia. Na to aby odkryć prawdziwą wartość jakiegoś przeżycia, musimy się zastanowić nad jego najgłębszą treścią. Wtedy człowiek staje się niezależny od doświadczeń i oświecenie staje się stanem trwałym. Nikt nie może nam nakreślić reguły, jakie doświadczenia wiodą do prawdy, a jakie do niej nie wiodą. Każdy z nas musi zawsze sam wykryć zasadniczą treść danego doświadczenia. Jeżeli pragniesz stać się pełnią i życiem samem, nie będziesz niczego unikał ze strachu, lecz będziesz się ustawicznie starał rozumieć i przyswajać sobie znaczenie każdego doświadczenia.

 

PYTANIE: Czy zdaniem twoim wszystkie usiłowania, mające na celu przekonanie się o tym, co się dzieje po śmierci lub porozumiewania, się z umarłymi są tylko bezowocną stratą czasu? Czy też uważasz, że należy je popierać jako pewną dziedzinę wiedzy i przyczynek do nauki?

 

KRISHNAMURTI: Na drugą część pytania nie mam nic do odpowiedzenia. Zajmuje mnie tylko część pierwsza. Zasadniczo według mnie śmierć nie istnieje, gdyż śmierć i narodziny są jednym i tym samem dla człowieka, który osiągnął ten stan wieczności, która jest życiem. Jeżeli jednak ty jako jednostka, jesteś przywiązany do swego "ja", jako do odrębnej istoty, wtedy istnieją dla ciebie śmierć i narodziny. Wszyscy ci, którzy podlegają złudzeniom oddzielnego istnienia, zadają pytania pod kątem widzenia tych urojeń: "czy będę żyć nadal po śmierci? czy można być w kontakcie z umarłymi? czy pożyteczne jest badanie życia pozagrobowego celem rozszerzenia ludzkiej wiedzy?". Jeżeli ujmiesz zagadnienie śmierci z punktu widzenia pragnienie indywidualnego trwania, odrębności, czyli samoświadomości - musisz cierpieć. Pytacie bezustannie: "czy będę istniał po śmierci w innych światach? czy wrócę na ziemię?" Pytania te są wywołane chęcią przedłużenia i utrwalenia własnej istności w czasie. Sądzę jednak, że odrębność i świadomość siebie są tylko złudą i dopiero wtedy, gdy rozproszymy to złudzenie, odkrywamy wieczność czyli pełnię życia. Wtedy nie ma już śmierci ani narodzin. Jeżeli ktoś mówi wam o waszym życiu pośmiertnym, wzbudza to w was tylko chwilowe zadowolenie, nadzieję, zaspakaja żądzę wrażeń, lecz nie daje bynajmniej zrozumienia - nie odsłania wam nieśmiertelności.

 

Według mnie nieśmiertelnością jest osiągnięcie stanu wieczności wolnego od poczucia "ja", od trwania "ego" w czasie. Nie chodzi mi o złudne trwanie samoświadomości i indywidualności, lecz o tę nieśmiertelność życia, która przekracza granice wszelkiego pojęcia indywidualności.

 

Życie trwa bezustannie we wszystkim, nie dochodzi się więc doń przez ewolucję i postęp w ramach czasu. Im więcej zastanawiasz się nad śmiercią i nad tym co będzie poza grobem, im bardziej roztrząsasz kwestię reinkarnacji czy niebytu, tym mniej stykasz się z życiem, które jest ciągle wszechobecne. Dopóki odkładać będziesz zrozumienie teraźniejszości, dopóty nie dowiesz się nigdy co jest poza nią. Z chwilą zaś gdy ją zrozumiesz, wiesz, że nie ma nic poza nią. Lecz na to aby pojąć teraźniejszość odwieczną trzeba żyć intensywnie. Trzeba analizować, badać, rozważać i opanowywać siebie; nie powodując się strachem, lecz chęcią zrozumienia i wyzwolenia się ze wszelkich właściwości. Należy opanowywać siebie po to, aby móc pojąć treść każdego doświadczenia, każdego zdarzenia. Z chwilą gdy uświadomisz sobie istotną wartość wszystkiego, drobne zagadnienia znikną same przez się. Jeżeli jednak powodem twego opanowania się będzie strach i małostkowość, nigdy nie pojmiesz prawdy. Opanowanie siebie ma tylko wtedy moc wyzwalającą, jeżeli ma na celu zrozumienie istotnej wartości naszych czynów i myśli. Wtedy dopiero samodyscyplina uwalnia człowieka od małostkowości, od gniewu, zazdrości, plotkarstwa i tysiąca drobiazgów, które spalają energię.

 

PYTANIE: Czy człowiek żonaty, który żyje normalnym życiem seksualnym może osiągnąć cel ostateczny? Czy asceza, którą zdaje się uprawiasz, jest rzeczą konieczną do wyzwolenia?

 

KRISHNAMURTI: Urzeczywistnienie prawdy jest największym ześrodkowaniem energii. Na to aby osiągnąć ten stan najwyższego skupienia, należy skoncentrować energię w głębokiej kontemplacji, która jest naturalnym wynikiem czynu, działania i słusznego wartościowania. To ześrodkowanie energii, które jest równoznaczne z wyzwoleniem samoświadomości, sprawia, że wiodę tryb życia, który wy nazywacie ascetycznym. Nie twierdzę bynajmniej, że ty masz mnie naśladować, nie twierdzę, że ludziom żonatym jest niedostępna możność tego głębokiego rozmyślania. Mówię po prostu, że człowiek, który pragnie na stałe urzeczywistnić pełnię życia, nie może rozpraszać energii.

 

Nie dokona tego niewolnik namiętności i żądzy wrażeń. Nie chcę wcale abyście się stali ascetami, udali się na puszczę i uciekli od świata. Ani ucieczką przed światem, ani też pobłażaniem sobie nie można dosięgnąć prawdy. Harmonią uczuć i myśli dojdziecie do tego skupienia energii którą dziś rozpraszają namiętności, zazdrość i żądza wrażeń. Pełnia życia polega na osiągnięciu tej harmonii.

 

Nie przypisujcie więc tak wielkiej wagi ascezie, której zdaniem waszym hołduję. Stanowi to tylko szczegół. Prawdziwa asceza nie jest bynajmniej wywyższaniem się i idealizowaniem prymitywizmu. Może zdaje się wam, że żyjąc prymitywnie i ujarzmiając siebie pojmiecie prawdę? Prawdziwy asceta jest niezależny od wszelkich warunków, w których może się znaleźć. Lecz na to, aby stać się prawdziwym ascetą trzeba być bezwzględnie uczciwym wobec samego siebie, gdyż inaczej można łatwo popaść w samooszukaństwo, co się często zdarza. Na to aby dojść do życia bezwzględnie niezależnego, które jednak nie ma nic wspólnego z obojętnością, trzeba całkowitej rzetelności myśli i niezaćmionego niczym widzenia celu. Jest to niezależność pełna zapału i miłości. Jeżeli poświęcisz temu wszystkie myśli, całą uwagę, jeżeli stanie się to treścią całego życia - wtedy zrozumiesz. Nie ubóstwiajcie więc ascezy i nie stawiajcie mnie jako ascety na piedestale. Asceza wypływa przeważnie z chęci ucieczki, z obawy przeżyć. Człowiek zaś musi być rozumnie niezależny. Według mnie nie istnieje wyrzeczenie, a poświęcenie występuje tylko tam, gdzie nie ma zrozumienia. Jeżeli jesteś naprawdę niezależny, co wymaga głębokiego zrozumienia istotnej wartości doświadczeń, jesteś wolny zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. Zewnętrznie w miarę możności, lecz w każdym razie bezwzględnie wolny wewnętrznie.

 

III

 

Słowa, które wyrażają nasze własne codzienne przeżycia nie mogą odmalować drugiemu człowiekowi pełni naszych doświadczeń. Tego, co pragnę wam opisać nie można pojąć za pomocą li tylko intelektualnego zrozumienia. Realnym staje się to dopiero wtedy, gdy wcielamy to w życie.

 

Życie, ta odwieczna rzeczywistość, istnieje we wszystkim, nie jest czymś od nas oddzielnym. Życie w całej swej pełni przebywa w nas samych. Bezcelowym jest więc usiłowanie dotarcia doń za pomocą nabożeństw, podniet zewnętrznych, systemów religijnych i zorganizowanego szukania prawdy. Skoro rzeczywistość jest zawsze całkowita i doskonała, nie może się ona rozwijać i dlatego jest poza pojęciem czasu. Aby ją sobie uświadomić człowiek musi pozbyć się wszelkich bodźców. Umysłem nie może kierować żądza zdobywania, udoskonalania własnego "ja", wywyższania siebie. Rzeczywistość jest poza postępem i czasem i dlatego nie ma nic wspólnego zarówno z przeszłością jak i z przyszłością. Istnieje tylko w teraźniejszości, nie w znaczeniu czasu, lecz teraźniejszości działania. Życie, które jest dla mnie prawdą, wciąż się odnawia. Jest absolutem, choć bynajmniej nie kresem. Osiągnięcie tej prawdy i życia daje spokój niezmącony, jest nieśmiertelnością. W tym wciąż odnawiającym się życiu nie ma zmagań, ani konfliktów. Jest ono czystym, pełnym treści bytem. Rzeczywistość istnieje zawsze w całej pełni, gdy więc człowiek to sobie uświadomi, przestaje nim władać pojęcie postępu, nie zacieśnia jego myśli chęć zdobywania i rozwijania cnót i zalet. Osiągnięcie tej pełni stawia człowieka ponad karmą. Karma jest bowiem działaniem nieoswobodzonym jeszcze z więzów.

 

Każdy z was od czasu do czasu, w rzadkich chwilach spokoju, może dostrzec błysk tej rzeczywistości. Skupieniem i intensywnym przeżywaniem smutków i radości dochodzi się do głębokiej kontemplacji i wnika się w istotę rzeczy. W rozmyślaniu takim nie ma już wysiłku ani konfliktów myśli. Przebłysk rzeczywistości nie daje nam biernego zadowolenia, lecz przeciwnie budzi bunt, rodzi rzetelny wysiłek, pragnienie słusznego rozpoznawania, które jest właśnie "oświeceniem".

 

Jeżeli moje słowa będziecie uważać tylko za wywody filozoficzne, o których można dyskutować, to nie będą one miały żadnej wartości, na to, aby uczynić je waszym własnym, realnym i trwałym doświadczeniem, trzeba żyć intensywnie, poznawać świat rzeczy przemijających, w którym leży przyczyna wszelkiego bólu. Według mnie, tym co przemija jest właśnie "ego", świadomość naszego "ja", osobowość, indywidualność. Oto jest istotna przyczyna wszystkich cierpień. W moim przekonaniu nie ma dwoistości. To poczucie dwoistości, które istnieje w każdym człowieku, wywołane jest złudzeniem "ego", a dopóki istnieje "ego", osobowość, samoświadomość, dopóty nie można trwale pojmować rzeczywistości i prawdy.

 

Dopóki przywiązani jesteście do swego "ego", do samoświadomości, czyli indywidualności, dopóty istnieje dla was czas i nieustanna chęć dowiedzenia się, czy będziecie żyli po śmierci, dopóty trwa pragnienie zachowania odrębnej istoty, co z kolei pociąga za sobą śmierć i narodziny i jest przyczyną cierpienia.

 

Możecie co pewien czas przełamywać koło samoświadomości i dostrzegać przebłyski prawdy, lecz pamiętajcie, że celem i zadaniem waszym jest uczynić te przebłyski rzeczą trwałą. Z chwilą, gdy zniknie krąg samoświadomości, nie będzie już mowy o szukaniu prawdy, gdyż stanie ona dla was otworem. Dopóki jednak jesteście zamknięci w tym kole, otoczeni kręgiem samoświadomości, dopóty nie może być mowy o znalezieniu prawdy. Ponieważ ego jest rzeczą przemijającą, żyje więc ono w niewoli czasu. Dopóki istnieje w nas choćby cień samoświadomości, dopóty musi trwać indywidualność i egoizm. Dopiero gdy zniknie poczucie "ja", czyli ego, występuje czysta świadomość. Poczucie "ja" jest czymś osobowym, czujna zaś świadomość, czyli istotne zdawanie sobie sprawy ze wszystkiego jest bezosobiste. Dojdziecie wówczas do przekonania, że należy stosować samodyscyplinę nie ze strachu lub chęci zdobycia czegoś, ani z chciwości, lecz będziecie opanowywać się powodowani pragnieniem poznania istotnej wartości uczuć i wrażeń. To zaś doprowadzi w końcu do odkrycia miłości, która jest sama w sobie wiecznością, zawiedzie do tej rozwagi, która jest mądrością.

 

IV

 

Ponieważ nie chcecie zmienić siebie do gruntu, budzi się w was tęsknota do kogoś, za kim moglibyście iść i kogo moglibyście naśladować. Powstają wskutek tego zrzeszenia osób, które obierają sobie za wzór kogoś i starają się do niego upodobnić. Wszędzie, gdzie występuje naśladownictwo, musi być wzór i wzór ten staje się autorytetem, prawem, które zastępuje nam nasz własny sąd. Powtarzałem wielokrotnie: nie przyjmujcie tego co mówię na wiarę, nie stawiajcie mnie na piedestale, nie róbcie ze mnie autorytetu. Gdy twierdzę, że zdobyłem prawdę, nie mówię tego, aby stać się autorytetem - zrozumcie to proszę, czynię to dlatego tylko, aby podkreślić, że to co sam osiągnąłem może zdobyć każdy, kto gorąco pragnie Prawdy. Ponieważ większość z was wierzy w cuda, tj. w rzeczy nadnaturalne, dlatego zwracacie się do mnie nieraz z zapytaniem: "Czy jakaś nadludzka istota wzięła twoje ciało w posiadanie?" lub mówcie: "Tobie łatwo jest osiągnąć prawdę, gdyż uczono ciebie tego w licznych poprzednich wcieleniach". Jesteście o wiele więcej przejęci cudami, rzeczami nadzwyczajnymi, niż chęcią zrozumienia i wcielenia w życie tego co mówię. Zrozumcie proszę, iż nie chcę urabiać was na swój wzór, gdyż prawdy nie zdobywa się za pomocą naśladownictwa. Być sobą, to znaczy być prawdziwie wolnym, gdyż osiągnięcie prawdy jest owocem naszej własnej mocy, umiejętności i wysiłku, a nie wynikiem jakichś cudownych nauk, lub wskazań nadludzkich istot. Gdy wyzwoliłeś już swoją samoświadomość jesteś doskonały, jak doskonały i piękny jest kwiat.

 

Obawiam się, że wielu tutaj zebranych powtarza tylko moje słowa, nie przyczyniając nic własną myślą i wysiłkiem, nie starając się o odkrycie rzeczywistości, o której mówię. Gdy będziesz sobą w sposób zupełnie naturalny i prosty, nie uważając siebie za nadzwyczajność, gdy pozbędziesz się strachu i staniesz się naprawdę niezależny, a przez to samo bezwzględnie samotny, choć wolny od ciężaru samotności, wtedy zrozumiesz życie. Odkryjesz pełnię życia, która niepodzielnie w tobie przebywa, skoro przestaniesz szukać zadowolenia, przerzucając się z jednego przeciwieństwa w drugie. Dziś żyjesz jeszcze w więzi przeciwieństw i starasz się wśród nich utrzymać równowagę, zamiast się od nich całkowicie uwolnić. Nie można znaleźć punktu stałego równowagi przeciwieństw, natomiast uwolnienie się od ich tyranii rodzi nowe zrozumienie.

 

Wyzwolenie nie jest zharmonizowaniem przeciwieństw, lecz całkowitym unicestwieniem poczucia naszego "ja", które jest twórcą pojęcia odrębności. Z chwilą gdy wyzwoliłeś się już z pod jarzma przeciwieństw, wzbogaciłeś się nie sycąc swej odrębności - stałeś się wolny. Skarbu tego nie da ci naśladowanie moich pojęć, lecz tylko i jedynie własne ich przemyślenie, ustawiczna i czujna rozwaga, wytrwałe dążenie do uwolnienia się od wzorów, do oswobodzenia się od moralnych autorytetów, które narzucił ci strach.

 

Na to aby stać się naprawdę sobą, musisz być sam siebie świadomy, zdawać sobie sprawę z tego co myślisz. Przekonaj się czy się radujesz czy cierpisz i zbadaj przyczynę radości tych i zmartwień, zastanów się, czy się boisz, czy starasz się unikać samotności. Jeżeli myśl o osamotnieniu napawa cię lękiem nie zaznasz nigdy prawdziwej samotności, która jest ekstazą życia i nie ma nic wspólnego z osamotnieniem. W tej upojnej samotności nie ma osamotnienia, jest raczej bogactwo, którego źródłem jest zrozumienie dwójni przeciwieństw. Zrozumienie to jest wspólną treścią wszechrzeczy, jest pełnią. Powtarzam, iż nie zdobędzie się tego zrozumienia przez nabożeństwa, ani przez podporządkowanie się autorytetom, nie pomoże też urabianie siebie na czyjś wzór, naśladowanie mnie lub kogokolwiek innego. Jedynie własna rzetelność, dążenia, badanie swych skrytych pragnień, poznanie własnych powikłań dać nam może zrozumienie. Lecz tylko wtedy je osiągniemy, gdy postanowimy zmierzyć się z samotnością, co nie ma nic wspólnego z odosobnieniem się od ludzi, wywołanym obawą, chęcią ucieczki od życia. Chodzi o tę samotność, w której człowiek żyje, gdy jest już bezwzględnie wolny, wewnętrznie nie związany niczym, nieustraszony.

 

PYTANIE: Jakże można osiągnąć wyzwolenie, które jest harmonią pośród dysharmonii i konfliktów świata?

 

KRISHNAMURTI: Możesz osiągnąć wyzwolenie, skoro zrozumiesz, że harmonią nie jest czymś poza tobą, zdasz sobie sprawę, że odkryć ją możesz tylko własnym wysiłkiem. Gdyby nawet cały świat był doskonale zorganizowany, stworzylibyście chaos w sobie samych. Jeżeli jednak w człowieku panuje harmonia, żyje on na świecie, nie tracąc spokoju. Należy szukać harmonii w sobie samym, gdyż tylko w ten sposób dopomaga się do stworzenia harmonii na świecie.

 

Strach, oraz pragnienie władzy i wygody są źródłem dysharmonii. Dysharmonia powstaje dlatego, że przeszłość i przyszłość zajmują was więcej niż życie obecne, w którym każde doświadczenie może dać pełnię zrozumienia. Nie osiąga się wewnętrznego spokoju przez ucieczkę od konfliktów, które szarpią światem, lecz przez zrozumienie istotnej wagi, prawdziwej wartości każdego konfliktu, znaczenia wszelkich walk, radości i cierpień, będących naszym udziałem w życiu codziennym.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin