- Naprawdę? - zaśmiał się Jun do telefonu, jednak jego twarz pozostawała poważna - Nic się nie martw Satoko-san. Myślę, że wszystko będzie dobrze. Pa.
Rozłączył się. Włożył komórkę do kieszeni i udał się w stronę parku. Było już późno. Ale jakoś nie martwił się tym. Piwne oczy i podobnego koloru włosy, miła twarz o delikatnych rysach, łagodny uśmiech. To wszystko sprawiało, że był osobą przyciągającą ludzi. Posiadał bardzo wielu dobrych przyjaciół i naprawdę cieszył się życiem.
Kiedyś. Teraz już tylko udawał, że tak jest. Nie chciał pomocy. Sam sobie poradzi.
Miał na sobie białą, rozpinaną koszulę i czarne sztruksy z wieloma kieszonkami na nogawkach.
Pewnie wkroczył w ciemny park, nie bojąc się niczego. Park o tej godzinie nocy wyglądał dość strasznie. Opuszczone przestrzenie zajęte tylko przez drzewa, asfalt, trawę i ławki. Nie było wiele rzeczy, których bał się Jun. A na pewno jedną z nich nie była ciemność. Było tak cicho i spokojnie, że przez chwilę zapragnął uciec. Ostatnio nienawidził ciszy, która, miał wrażenie, otaczała go dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nawet się nie przestraszył, gdy usłyszał dzwonek komórkowy. Nie była to z pewnością jego komórka, a nikogo nie widział w pobliżu. Ciekawe.
- Gdzie się tak spieszysz Jun? - zapytał ktoś za jego plecami.
Odwrócił się zaskoczony. Chybaby trzeba być kretynem, żeby nie zauważyć, że wcale się nie spieszył. Przed nim stał nieznajomy mężczyzna. Pierwsze co rzuciło się Junowi w oczy to papieros w zaczepnie uśmiechniętych ustach i dziwne fioletowe oczy. Fioletowe??, pomyślał zaskoczony, Co to znowu za kolor? Soczewki robią cuda z oczami.
- Nie ma sensu uciekać - powiedział nieznajomy - Mam na imię Kei i chcę, żebyś poszedł ze mną.
Czy on nie widzi, że nikt tu nie będzie uciekać? A przynajmniej nie ja?
- Niby dlaczego mam to zrobić? - zapytał Jun uśmiechając się - Nie boję się ciebie.
Zauważ to wreszcie imbecylu! A tak przy okazji - masz bardzo ładne oczy, pomyślał jeszcze. Oczywiście nie powiedział tego na głos. To by nie było normalne w tej sytuacji.
- Zmuszasz mnie do użycia siły. Wiesz o tym?
- Zdaję sobie sprawę, że się bez tego nie obędzie - odpowiedział z miłym uśmiechem.
Dawno się nie uśmiechnął szczerze. Ta jednak sytuacja go przerastała. No i ta zabójcza spostrzegawczość tamtego. Mężczyzna był od niego wyższy i silniejszy, ale Jun potrafił się bronić. Sytuacja rozwinęła się szybko i równie szybko skończyła. Kilka ciosów i mężczyzna, który przedstawił się jako Kei, leżał na ziemi. Kiedyś nie cieszyłby się tą chwilą. Nie lubił ani przemocy ani tych, którzy się do niej uciekali. Jednak dzisiaj odczuł dziwną satysfakcję i trochę, jakby ciśnienie gdzieś w środku odrobinę zmalało.
- Dziękuję. Miło było, ale muszę już iść. Do widzenia - pożegnał się Jun i poszedł w swoją stronę.
***
- Mam zajęcia Satoko - mruknął robiąc notatki - Nie mogę się codziennie z tobą urywać. Też mam swoje obowiązki.
- Tak. Jasne. Nigdy nie masz dla mnie czasu. A ja potrzebuję wsparcia!
- Przykro mi, ale zbliża się sesja. Muszę się przygotować.
Satoko westchnęła i potrząsnęła blond czupryną. Chłopak wzruszył tylko ramionami. Nie będzie miał wyrzutów sumienia dlatego, że ma sesję. Bez przesady. Skupił się nad robotą. Nagle Satoko z konfidencjonalnym uśmiechem szturchnęła Juna tak, że musiał łapać papiery w połowie drogi ku kałuży.
- A jak tam twoje pożycie seksualne? Znalazłeś sobie jakiegoś faceta?
- A ty? - odwzajemnił pytanie jednocześnie próbując uporządkować kartki.
- Ja mam. Jest cuuuudownyyy - mruknęła Satoko - Naprawdę wspaniały.
- Jeśli tak mówisz, to tak na pewno jest. Ja nikogo nie mam - wyznał wkładając kartki do teczki i patrząc na czubki butów - A przydałby się...
- Jakiegoś wysokiego przystojniaka z zakazaną przeszłością? - zapytała Satoko.
Jun burknął coś pod nosem. Takie odpowiedzi były wygodne ponieważ niewiele mówiły. Zazwyczaj. Jednak pytającą była Satoko. Niewysoka dziewczyna o inteligentnych, ciekawskich oczach i pogodnej, przeciętnie ładnej twarzy. Satoko, która znała go od przedszkola. Przy niej każdy gest był odpowiedzią.
- Nie ma na ciebie lekarstwa.
- Możliwe - mruknął Jun - Muszę iść. Do zobaczenia jutro.
- Unikasz tematu. Niech ci będzie. Pa.
Wstał i odszedł w swoją stronę odprowadzany uważnym spojrzeniem fioletowych oczy, których właściciel pozostał niezauważony przy dwójkę przyjaciół.
Jun wszedł do domu. Westchnął, a dźwięk tej krótkiej chwili odbijał się jakiś czas od ścian pustego mieszkania. Jak westchnięcie może się odbijać? Ano wystarczy dobra wyobraźnia i dłuższy okres mieszkania samemu. Było tu ładnie. Dobrze rozłożone pokoje, miłe dla oka meble i odpowiedniego poziomu sprzęt domowy. Jednak nie przeszkadzało to temu, że było tu tak zimno teraz. Tak cholernie cicho. Tak pusto. To nie pomagało w zdobywaniu sił na cały, kolejny już, dzień. Ile już czasu minęło? Popatrzył na kalendarz w przedpokoju i aż cały się skurczył w sobie. Nadal widniała tam data, kiedy odebrał ten cholerny telefon. Trzy miesiące. Ale nie mógł ani sprzedać tego mieszkania, ani zastawić go i zamieszkać gdzie indziej. Nie był w stanie też zaprosić tu nikogo. To by było jak gwałcenie własnych wspomnień, które snuły się po całym tym mieszkaniu niczym kłęby dymu z jesiennego ogniska. Jun westchnął i ukrył twarz w dłoniach.
Tylko spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
Jun usiadł na swoim zwykłym miejscu, które było od bardzo dawna otoczone pustymi krzesłami. Teraz siedział tam z nogami na ławce ... Kei. Tajemniczy mężczyzna z wczoraj.
Aha, jasne, pomyślał Jun z rozgoryczeniem, Jak chcesz jeszcze raz dostać w dziób to siedź tam dalej.
- No to teraz mam okazję dowiedzieć się czemu mnie zaatakowałeś - powiedział Jun podchodząc do niego.
Nie był w nastroju do żartów. Nie przespał ani godziny.
- Sądzisz, że ci powiem?
- Byłoby dla ciebie bezpieczniej...
- A jakbym powiedział, że chciałem cię przelecieć? - zapytał całkiem poważnie Kei.
- Myślę, że bym powiedział, że nie uprawiam seksu z osobami, których nie kocham - odpowiedział po chwili milczenia Jun.
Ten koleś nie jest normalny...
- Czyli wpierw muszę cię w sobie rozkochać? - zapytał Kei lekko się uśmiechając.
Jun zaskoczony milczał. Było to dla niego szokiem. Obcy mężczyzna pytał się czy będzie mógł z nim uprawiać seks, jeśli go w sobie rozkocha? To zakrawało na absurd. Taka lekka paranoja.
- Czy ty się mną bawisz? - zapytał Jun z nerwowym uśmiechem osoby, która nie do końca wie co ma zrobić.
- Nie. Pytam poważnie.
To jest sytuacja z typu tych: co robisz kiedy na gościa przed tobą spadnie pianino. Postarajmy się zachować racjonalnie. Wariaci są w większości nieszkodliwi. Chyba..
- Starczy mnie rozkochać. Ale jeżeli to zrobisz i zostawisz mnie dla kogoś innego to będę cierpiał. A więc na samym początku będziesz miał utrudnione zadanie.
- Nie ma znaczenia - zauważył Kei spokojnie.
Jun popatrzył na niego jeszcze chwilę bez słowa. Wzruszył ramionami i usiadł na swoim miejscu. Posłuchał trochę wykładu, a potem się wyłączył. Był zmęczony. Ostatnio źle sypiał. Wykłady miał od Satoko, która była o rok wyżej na tym samym kierunku. Dziś przyszedł tylko dlatego, że nie mógł znieść ciszy pustego mieszkania. Teraz może chociaż łyknie trochę snu.
- Chodź śpiąca królewno.
Czyjaś ręka potrząsnęła Junem. Ziewnął i podniósł się z ławki.
- Już przerwa - powiedział Kei utkwiwszy w Junie dziwne spojrzenie fioletowych oczu - Czas coś zjeść.
Właściwie fioletowe oczy nic nie pokazywały. Wina soczewek? Kei był to typowy "luzak". Przystojny, z wyzywającym szyderczym spojrzeniem, cienkimi ustami trzymającymi z reguły papierosa albo złośliwie wykrzywionymi. Kiedyś podobały mu się takie osoby. Fascynowały go. Ale aktualnie potrzebował ciepła, nie szyderstwa.
Ziewnął ponownie. Wstał, wziął plecak i wyszedł z sali. Dopiero po chwili zorientował się, że Kei idzie za nim. Jun oglądał się kilka razy za siebie.
- Czemu idziesz za mną? - zapytał stając i obracając się.
- Muszę się trochę o tobie dowiedzieć - opowiedział bez chwili wahania.
Jun zaskoczony patrzył przez chwilę na przystojną twarz po czym wzruszył ramionami.
- Po co....?
- Kiedyś się dowiesz.
Nie no. To nie jest fair. Nie teraz. To nie najlepszy okres na takie przygody. Poczuł się trochę zagubiony. Popatrzył na Kei'a i mrucząc coś pod nosem chciał iść dalej. W końcu po co psuć sobie humor jeszcze bardziej? Jednak ktoś mu zarzucił ręce na szyję i zatoczył się w tył, próbując wyśliznąć się z duszącego uścisku.
- A mówiłeś, że nikogo nie masz - rozległ się złowieszczy szept Satoko koło ucha Juna.
- N-nie... mam... - wyszeptał Jun siniejąc.
- On się chyba dusi - zauważył Kei gdzieś zza pleców Juna.
- Wła.. śnie - potwierdził niemrawo.
- Zawsze byłam od niego lepsza - zaśmiała się Satoko poluzowując chwyt.
Jun osunął się na kolana masując sobie szyję i łapiąc oddech. Zgadza się. Technika, której używali nie opierała się na sile, tylko na szybkości i zręczności. Satoko była do tego jeszcze bardzo silna. Umiała to wykorzystać w sposób perfekcyjny. Skąd ta siła brała się w tej dziewczynie tego Jun nigdy nie wiedział. Może to rzeczywiście kwestia osobowości? Jun wstał z trudem.
- Miałaś mi tego nie robić - westchnął patrząc z wyrzutem na swoją przyjaciółkę - Nie przy ludziach.
- Niezły pokaz - zauważył Kei wskazując kilka osób, które przystanęły obok.
Jun wymruczał coś niecenzuralnego i wkurzony ruszył przed siebie. Słyszał jak Satoko zapoznaje się z Kei'em. Heh... Już się dogadywali.
Swój do swojego ciągnie. Wariat wariata rozpozna.
A on nie miał siły. Tak niedawno zmarli rodzice. Nie potrafił się pozbierać. Może przede wszystkim dlatego, że byli to rodzice idealni. Zawsze miał ich kiedy musiał się wyżalić albo potrzebował pomocy. Dawali mu wszystko co tylko mogli i nigdy nie kłócili się ze sobą. Dlatego gdy dowiedział się, że zginęli w wypadku samochodowym... To był szok. Przez wiele dni nie odzywał się do nikogo i stronił od ludzi. Włóczył się tu i tam bez żadnego konkretnego celu. Bo go nie miał. Wybrał studia zaoczne. Musiał przecież mieć czas na zarobienie na swoje utrzymanie. Miał trzypokojowe mieszkanie, które i tak było za duże jak na jego potrzeby. Pracował w restauracji tuż koło swojego mieszkania. Było to wygodne, ale także trochę denerwujące... Niektórzy klienci nie rozumieli słowa "nie". Ale umiał sobie z nimi radzić - w końcu nie na darmo uczęszczał z Satoko na lekcje do jej ojca. Dziewczyna stanowczo była od niego lepsza. We wszystkim, prócz nauki. Tu Jun mógł zabłysnąć. No i błyszczał - skoro mógł to to wykorzystywał.
Myśli Juna zastały przerwane przez pociągnięcie w tył za kaptur. Rozglądnął się nieprzytomnie w około i doszło do niego, że przed chwilą prawie nie wpadł pod jadący szybko rower. Mogłoby się to źle skończyć.. i dla niego i dla rowerzysty.
- Patrz gdzie leziesz - usłyszał nad swoim uchem głos Kei'a.
- Tak.. Dobrze... Ale możesz mnie już puścić - mruknął Jun wyrywając się, w jeszcze gorszym nastroju, z ramion "swojego przyszłego chłopaka", jak już zdołała podsumować jego przyjaciółka.
Tak. Jasne. Pewnie. Już biegnę ukochany. Niech go cholera!
- Idę do domu. Nie chcę żadnego z was ze sobą, jasne?!
Zanim ktokolwiek zdołał mu odpowiedzieć poszedł w swoją stronę. Wszystko będzie dobrze. Będzie się znowu uśmiechać jak oni wszyscy. Przecież wcale nie jest sam. To nie koniec świata. Powtarzać to i ufać, że okaże się prawdą. To bardzo boli. Trochę za bardzo.
Było jak zwykle późno, kiedy zakończył pracę. Pożegnał się i wyszedł. Cisza w domu przerażała Jun'a. Powoli tracił siłę by dalej żyć. Znał ludzi, którzy narzekali na ustawiczny brak spokoju. W jego przypadku było na odwrót. Był teraz zupełnie sam. Nie miał nikogo. Nie posiadał żadnej rodziny. Wszyscy już umarli. Został tylko on. Może nie powinien? Może to był jeden z tych znaków z góry, o których się czasami mówiło? Ale taki głos z góry..
Stanął nad rzeką i zapatrzył się na białą siatkę błądzącą po jej brudnej powierzchni.
Może jestem taką pieprzoną siatką? Tylko chwila dzieli mnie od zanurzenia się w tym całym syfie, a żadna ręka mnie już stamtąd nie wyciągnie. Albo może czymś w takiej siatce i im bardziej będę się szarpał tym szybciej zatonę.
- Cześć, Jun.
Oglądnął się. To Kei stał za nim. Nie miał ochoty reagować złością, jak przez cały ten tydzień. Kiwnął tylko głową i wrócił do obserwacji siatki. Nie było jej już na powierzchni.
- Boże - jęknął z rozpaczą.
- Co się stało?
- Jeżeli powiem ci, że siatka zatonęła... powie ci to coś? - zapytał walcząc z przerażeniem.
- Nie - odpowiedział spokojnie i zapalił papierosa - Chyba że się z nią uosabiasz. Wtedy mogę ci tylko powiedzieć, żebyś się nie poddawał.
Jun drgnął zdziwiony. Zwiesił głowę. Może?
- Dobranoc - powiedział tylko i odszedł.
Strach utkwił mu gdzieś w lędźwiach i powoli uwalniał to, znajome już, zimno. Zwiększało się wraz ze zbliżaniem do domu.
Wyszedł, jak tylko się obudził. Nie miał zamiaru iść na uczelnię. Cała tamtejsza atmosfera dobijała go. Znowu trafił nad rzekę. W końcu daleko nie miał. Oparł się o barierkę. Tym razem nic się nie unosiło na powierzchni. Może to i dobrze. Aż za dużo miał myślenia o tym wszystkim ostatnio. Wiedział, że przegrywa ze samym sobą, a to wcale nie polepszało jego humoru.
- Cześć, Jun. Idziesz ze mną na piwo?
Kei. Nie musiał się oglądać.
Może lepiej się schlać i zapomnieć o tym wszystkim? Może...
- A-ach - jęknął cicho pod silnym ciałem.
Czuł jak penis Kei'a wnika mocno z jego wnętrze. Czuł, jak jego palce zostawiają bolesne ślady na jego biodrach.
Mocniej, szybciej, błagał w myślach.
Poddawał się bólowi i przyjemności. Poddawał się łzom zalegającym w nim od prawie czterech miesięcy. Łzom, o których nikt nie wiedział, po stracie, o której nigdy nie powie. Kei chwycił jego długie włosy i pociągnął je w tył. Złożył brutalny pocałunek na rozchylonych ustach.
Dołożył jeszcze palec do odbytu Jun'a wydzierając z jego ust ni to krzyk bólu, ni przyjemości.
Dotknął obwiązanego ściśle penisa powodując napiętnowany ulgą jęk.
Jun powoli topił się w doznaniach swego ciała. W myślach powracało tylko jedno słowo.
Jeszcze, jeszcze, jeszcze, jeszcze...
Nieskończona modlitwa prowadząca ku światłu.
Ocknął się rano cały obolały. Poczuł na sobie ciężkie, ciepłe ramię. Był umyty. Włosy miał jeszcze mokre. Obrócił głowę i przypatrzył się śpiącej twarzy obok siebie. Była taka spokojna i.. przystojna. Była łagodna, rozluźniona. Jun pierwszy raz od dłuższego czasu odczuł jakąś namiastkę spokoju.
Tylko kiedy to zniknie i zostanę znowu sam?
Obudził go jakiś głos. Kei, uświadomił sobie po chwili.
- Nie będzie mnie w domu przez najbliższy czas.
Jun wstał i poszedł w stronę głosu. Poczekał na zakończenie rozmowy patrząc na szerokie, opalone plecy. Na tatuaż tuż na kością ogonową. Stał tak, z policzkiem na framudze drzwi, nie mogąc oderwać brązowych oczu od człowieka, który przyniósł mu odrobinę światła.
Nie mógł wiedzieć, że wyglądał jak przestraszone, bezbronne stworzenie wyczekujące aż ktoś je pogłaszcze.
Kei skończył rozmowę i odwrócił się. Podszedł do Jun’a i z lekkim uśmiechem chwycił go za podbródek.
- Twoje miejsce jest w łóżku.
Pocałunek. Jeden z tych zachłannych, zabierających oddech, a jednak powolnych i rozwijających rozkosz jak kwiat. Jun z ulgą go przyjął. Kolejna litania przelatywała przez jego myśli.
Nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj…
Już nie dbał o to, że to żałosne. Chciał tylko ukojenia, które dawały mu te ręce.
Minęło kilka tygodni i Jun wrócił do pracy. Na uczelni i tak zaczynała się sesja więc nie chodził na zajęcia. Kei z nim zamieszkał. Nawet się nie zapytał o pozwolenie - po prostu przyszedł i został na stałe. A Jun był mu za to wdzięczny. Za to, że nie pytał, nie wymagał odpowiedzi. Po prostu był, a to przecież nie było łatwe. Każdy lubi wiedzieć.
Jun skończył pracę o siedemnastej. Gdy wchodził do domu zdziwiła go nietypowa cisza. Rozglądnął się i zobaczył Kei'a przed jakimś kartonem. Mieszkanie... było puste.
- Co? Jak?
- Cześć. Jak było w pracy?
- A-ale.. – powolnym krokiem podchodził do każdego pomieszczenia i zaglądał do środka.
- Przeprowadzasz się razem ze mną do nowego mieszkania.
- Nie!
Wszystkie wspomnienia. Śmiech. Rozmowy. Radość. Nie, nie, nie! To tutaj, cały ten dym wspomnień, nie mógł zostać dla kogoś innego. Wszystkie te rzeczy zawalające głowę… Jeżeli je zostawi nie będzie miał już naprawdę nic.
- Jun. Ja się ciebie nie pytam. Dość mam patrzenia na to jak się męczysz. Nie wiem z kim tu mieszkałeś i co się stało ale zostanie tu, wśród wspomnień, nie jest mądrą rzeczą.
- Ale ja nie mogę – jęknął Jun zwieszając głowę.
- Możesz. I powinieneś. Zostaw to i chodź ze mną.
- N-nie.
- Chcesz powiedzieć, że mnie nie kochasz? - zapytał zaglądając swoimi fioletowymi oczami w brązowe, spłoszone oczy Juna.
Odwrócił tylko wzrok i nic nie odpowiedział. Poczuł jego ręce na swojej klatce piersiowej. Potem jedna z rąk powędrowała ku spodniom i rozpięła zamek. Zanurkowała szybko i pewnie w bokserki, a jednocześnie usta przyssały się do delikatnej skóry na szyi Juna.
- Nnnn.. - jęknął chłopak, a jego kasztanowe włosy opadły na twarz.
- Mówisz, że chcesz więcej? - zaśmiał się Kei i zaczął zdejmować z niego rzeczy.
Gdy był już nagi związał mu ręce na plecach.
- Kei - wydyszał Jun, a chwilę potem jęknął przeciągle.
- Spójrz na siebie. Przecież chcesz mnie tak bardzo – poczuł wprawną rękę na swojej męskości - Nie bój się - szepnął mu na ucho po chwili - Nie mam zamiaru cię zostawiać.
Ciszę trzypokojowego mieszkania przeszył krzyk nabrzmiały rozkoszą.
Przeprowadzili się do bloku po drugiej stronie rzeki. Na trzecie piętro, do kolejnego trzypokojowego mieszkania. Wszystkie meble z poprzedniego mieszkania zostały sprzedane. Za te pieniądze kupili nowe, inne. Wszystko było odmienione i lekkie. Nawet rozkład pomieszczeń. Jun ze zdziwieniem czuł jak z dnia na dzień robi się silniejszy. Wiedział, że zawdzięcza to Kei’owi. Tak, jak wiedział, że czas dojrzał do pewnej rozmowy.
Jun uśmiechnął się robiąc herbatę.
Robię się coraz głupszy. Kto normalny uśmiecha się do herbaty?
Miał jednak powód.
Wczoraj, po powrocie z pracy opowiedział całą historię kryjącą się za emocjami związanymi z mieszkaniem, o co chodziło ze staniem nad rzeką i innymi rzeczami. Kei słuchał uważnie, a kiedy Jun skończył, wyciągnął uporządkowane trzy albumy zdjęć.
- Znalazłem je wszystkie w pudełkach. Takie wspomnienia należy zatrzymywać.
Mieli zdane już wszystkie egzaminy. Siedzieli na ławce. Słońce miło przygrzewało więc w którymś momencie Jun rozłożył się na ławce i położył Kei’owi głowę na udach. Uśmiechnął się lekko patrząc w jego błękitne oczy. Nie chciało mu się dzisiaj nakładać soczewek. Jun uśmiechnął się ścierając jakiś niezidentyfikowany pyłek z policzka swojego chłopaka.
Nagle jakiś dziewczęcy głos wykrzyknął jego imię. Okazało się, że to Satoko.
- Ładnie wyglądasz, Satuś – powiedział po zwyczajowych powitaniach – Jak tam twój chłopak?
Satoko wpatrzyła się w przyjaciela. Jego twarz nabrała zdrowych odcieni, delikatne rysy wyostrzyły jakby. Łagodne, często przygaszone oczy błyszczały teraz zadowoleniem. Jak kot, pomyślała tylko.
- Satoko? Tu ziemia…
- O rany..
- Co?
- No to – machnęła w mało konkretny sposób ręką w ich stronę – Wyglądasz jak zadowolony kot. Szkoda, że nie mruczysz…
Roześmiali się, a Jun po raz kolejny poczuł jakim jest szczęściarzem. Tak. To było to czego szukał. Teraz tylko nie może pozwolić temu ulecieć. Temu poczuciu bezpieczeństwa i ciepła, które wzbudził w nim chłopak spotkany w parku o północy.
The End.
ashe