Łaźnia.doc

(49 KB) Pobierz
Łaźnia

Łaźnia

Drzwi otworzył niewysoki człowieczek w luźnej niebieskiej szacie sięgającej połowy łydek. Na głowie miał granatowy fez ozdobiony rubinem, na nogach miękkie safianowe sandały. Na jego pulchnej twarzy okolonej gęstą, czarną brodą gościł sympatyczny uśmiech.
- Witajcie! Witajcie Panie w naszych skromnych progach. Prosimy. Prosimy do środka! Prosimy pięknie! - odsunął się wpuszczając gościa do środka. Nowoprzybyły znalazł się w obszernym hollu. Podłogę zdobiły najpiękniejsze, ręcznie tkane, puszyste dywany w odcieniach głębokiej purpury. Ściany pokryte były gobelinami i kunsztownymi malowidłami przedstawiającymi nagie sylwetki mężczyzn i kobiet w różnych sytuacjach. W narożnikach, w rzeźbionych donicach ustawiono rozłożyste palmy, zakrywające potężnymi liśćmi niemal całe sklepienie. Przestronne witrażowe okno przedstawiało wschód słońca nad oceanem, zaś poniżej niego znajdowała się niska, zachęcająco wyglądająca sofa. Właśnie do niej podprowadzono przybysza.
- Spocznijcie panie! - Prosimy, bardzo prosimy! Co też możemy dla was zrobić?
Gość w milczeniu wyciągnął z kieszeni na piersi złożoną na cztery kartę i podał ją mężczyźnie w granatowym fezie. Właściciel łaźni przebiegł wzrokiem kilka linijek równego, pochyłego pisma. Jego twarz rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech, oddał kartę przybyszowi i przeprosiwszy wyszedł z pomieszczenia. Przybysz rozsiadł się wygodnie, w milczeniu kontemplując malowidła na ścianie. Nie zauważył, że ktoś przygląda mu się badawczo, zatrzymawszy się za jedną z ogromnych palm. A było na co popatrzeć. Przybysz miał nieco ponad trzydzieści lat, gładko ogoloną twarz o wyrazistych ustach i delikatnie zarysowanych kościach policzkowych. Oczy o barwie ciepłego brązu okalały rzęsy smoliście czarne, podobnie jak subtelne łuki brwi i miękkie faliste włosy opadające na ramiona. Mimo opalenizny widać było, że mężczyzna nie pochodzi z tych stron. Nie nosił fezu, pod szatą wyraźnie odznaczał się zarys spodni, a na nogach zamiast miękkich sandałów nosił czarne, skórzane buty o wysokich cholewach. Wydawał się być człowiekiem sympatycznym. Może sprawiały to wargi rozchylone lekko w uśmiechu, a może siateczka zmarszczek wokół oczu, świadcząca, że taki uśmiech gościł na jego twarzy często.
- Ach tu jesteś Silvanie!!! - krzyknął właściciel łaźni sprawiając, że oczy przybysza skierowały się na obserwującego go chłopca. Mógł mieć nie więcej niż szesnaście lat. Był raczej niski i bardzo smukły, jednak pod lśniącą skórą barwy cynamonu rysowały się delikatnie węzły mięśni. Włosy równo przycięte na linii ramion miały barwę hebanu tak intensywnego, że aż lśniły fioletem. Ogromne, spokojne oczy koloru trawy ocieniały wachlarze zadziwiająco długich, gęstych rzęs. Młodzieniec nie miał na sobie nic z wyjątkiem przepaski biodrowej, której głęboka purpura przepięknie współgrała z jego opalenizną. Chłopiec zareagował na tak otwartą ocenę delikatnym rumieńcem i spuszczeniem wzroku. Właściciel łaźni objął go ramieniem i delikatnym pchnięciem poprowadził w kierunku gościa.
- To jest Silvan Panie. Emir. - skłonił się lekko dotykając dłonią serca - .w tym liście prosił, abym polecił wam właśnie jego. Jeżeli się nie podoba, poślę po kogoś innego. - w jego oczach pojawiło się nieme pytanie
- Jest doskonały, dziękuję - odezwał się przybysz radośnie, powodując, że rumieniec chłopca jeszcze się pogłębił.
- Cudownie!!! - właściciel łaźni skłonił się nisko, po czym popchnął chłopca w stronę przybysza - Silvan będzie więc waszą własnością tej nocy. - następnie zwrócił się wprost do młodzieńca - Wiesz co robić. Zadbaj, aby gość był zadowolony.
Po czym odwrócił się i pospiesznie oddalił, zostawiając Silvana sam na sam z gościem.
- Jestem Linde - mężczyzna wyciągnął rękę w kierunku zielonookiego. Chłopiec uścisnął podaną dłoń lekko skłoniwszy głowę, jednak nie odezwał się - Ty jesteś Silvan, tak? - ponowne skinienie głową i olśniewający uśmiech. Linde został chwycony za rękę i pociągnięty lekko. Przeszli przez drzwi ukryte za jednym z gobelinów do kolejnego pomieszczenia. Pokój był okrągły, utrzymany w tonacji ciepłych błękitów z kremowymi wykończeniami. Większość przestrzeni zajmował niewielki basen z krystalicznie czystą wodą. Silvan z wprawą zdradzającą długą praktykę rozebrał mężczyznę. Niejaki problem sprawiły mu tylko wysokie sznurowane buty Lindego, jednak i z nimi sobie w końcu poradził. Szybkim ruchem pozbył się swojej przepaski biodrowej i pociągnął mężczyznę w kierunku basenu. Linde z rozkoszą zanurzył się chłodnej wodzie, pozwalając zmyć z siebie kurz i pył, jaki przez cały dzień drogi osiadł na jego skórze, przyglądał się zielonookiemu, który umył się równie szybko, zauważając, że całe jego ciało jest dokładnie wydepilowane. Chłopiec z uśmiechem poprowadził ociekającego wodą gościa w kierunku drzwi. Pomieszczenie, które się za nimi znajdowało nie różniło się niczym od poprzedniego, jedynie nad basenem unosiły się kłęby białej, aromatycznej pary. Gdy tylko znaleźli się w gorącej wodzie młodzieniec usadowił się wygodnie za plecami Lindego lekko obejmując go nogami w pasie, a jego dłonie spoczęły na szerokich opalonych ramionach. Silvan z ogromną wprawą i zadziwiającą jak na tak drobne dłonie siłą zaczął rozmasowywać spięte mięsnie mężczyzny. Jego palce wędrowały wzdłuż obojczyków, po karku i szyi, ramionach i plecach, a powieki Lindego stawały się cięższe i cięższe. gdy już niemal zapadał w sen, został stanowczo wyciągnięty z gorącej wody i pociągnięty do kolejnego pomieszczenia. Centralny punkt pokoju zajmowała prosta, szeroka leżanka, obita błękitnym jedwabiem, przy niej zaś ustawiono niewielką drewnianą szafkę, na której stał dzban z winem i dwa pucharki. Silvan napełnił je i jeden podał mężczyźnie, natomiast drugi wychylił jednym haustem i odstawił z powrotem na blat. Linde został ułożony na brzuchu, a chłopiec sięgnąwszy coś z szafki uklęknął okrakiem na jego biodrach. Dotyk jedwabiście gładkiej skóry odezwał się przyjemnym dreszczem w dole brzucha. W powietrzu uniósł się miły zapach olejku ze słodkich migdałów, a po chwili drobne dłonie rozpoczęły swój taniec na plecach leżącego. Nie był to ten sam rodzaj masażu co wcześniej, w gorącym basenie. Dłonie Silvana z cudowną regularnością uderzały delikatnie, samymi opuszkami palców w rozluźnione mięśnie, odprężając, rozleniwiając, dając przyjemność. Zapoczątkowana na ramionach gra ucisków przemieszczała się powoli wzdłuż kręgosłupa, dotykając każdego pojedynczego mięśnia. Przeniosła się wraz z ciężarem chłopca na pośladki, uda, łydki i stopy. Następnie Linde został poproszony gestem, aby odwrócił się na wznak, co też posłusznie uczynił. Całość zaczęła się od początku. Mężczyzna z przyjemnością obserwował skupienie malujące się na twarzy Silvana, gdy z przymkniętymi oczami kontynuował odprężający zabieg. Wypite wino wylało się ciemnym rumieńcem na jego policzkach, wargi rozchyliły się w przyspieszonym oddechu. Rozmasowawszy skronie i mięśnie twarzy, jego dłonie przesunęły się w dół. Przebiegły wzdłuż ramion, aż do dłoni, a następnie przez klatkę piersiową, brzuch, uda, łydki, ponownie kończąc na stopach. Linde myślał, że to już koniec masażu, jednak chłopiec delikatnie zajął się jego genitaliami, gładząc, pieszcząc i uciskając, zmuszając gościa do zagryzienia warg, aby stłumić wyrywające się z ust jęki. Mężczyzna nie mogąc wytrzymać narastającego podniecenia, gwałtownie chwycił Silvana za ramiona i przyciągnął go do siebie wpijając się ustami w miękkie, gorące wargi. Zielonooki nie protestował. Wręcz przeciwnie, wyciągnął się na Lindem, wplatając palce w jego włosy i przyłączył się do pocałunku z zaskakującą zachłannością. Jego język tańczył wokół języka mężczyzny, zataczając regularne kółeczka na jego podniebieniu, dając, zdawać by się mogło, niekończącą się przyjemność. Ciepłe, wilgotne dłonie przesunęły się po plecach chłopca, zmierzając tam, gdzie znajdowało się to, czego Linde teraz najbardziej pragnął. Jednak nie była to jeszcze odpowiednia pora na miłość. Silvan stanowczym gestem odepchnął się od mężczyzny, po czym chwycił go za rękę i pociągnął do kolejnego pomieszczenia. Pokój ten był najmniejszy z tych, w których do tej pory się znaleźli. Była to sauna. Ściany wyłożono ciemną, drewnianą boazerią podobnie jak podłogę i sklepienie. Z wielu małych otworów pod sufitem do pomieszczenia dostawała się para o aromacie lawendy. Chłopiec posadził Lindego na jednej z drewnianych ław ustawionych pod ścianą tak, że oparł się plecami o ciemne drewno, po czym uklęknął na niej siadając okrakiem na udach mężczyzny i ponownie przywarł ustami do jego warg. Podniecenie płonęło w żyłach Lindego niemal odbierając mu zmysły, zwłaszcza, ze chłopiec stanowczo odpychał dłonie, które chciały go pieścić. Mężczyzna najchętniej zepchnąłby Silvana z kolan, przycisnął do ziemi i wziął tutaj, nawet wbrew jego woli, jednak był świadomy, że coś takiego po pierwsze pozbawiłoby go niespodzianek, kryjących się niechybnie za kolejnymi drzwiami, a po drugie naraziłoby go na gniew paszy. Pomijając już zupełnie fakt, że nie chciał zrobić krzywdy temu prześlicznemu, milczącemu stworzeniu. Stworzenie natomiast, nie przerywając pocałunku, pieściło palcami kark, szyję i ramiona Lindego, powodując, że po plecach, wzdłuż kręgosłupa, biegały mu dreszcze rozkoszy. Pieszczota zdawała się nie mieć końca, co wprawiało mężczyznę w niejakie rozdrażnienie, bo z jednej strony najchętniej nie odrywałby się od tych przecudnych ust, z drugiej jednak czuł, że jeżeli szybko nie dostanie od chłopca tego, czego chce, zrobi coś, czego na pewno później będzie żałował. Dzięki Bogu jednak, jego cierpliwość nie została wystawiona na tak okrutną próbę. Po chwili z wyraźną niechęcią Silvan oderwał się od warg mężczyzny. Odrzucił mokre od pary włosy z twarzy i uśmiechnął się promiennie, wstając i prowadząc Lindego ku kolejnemu pomieszczeniu. I tutaj znajdował się niewielki basen z przyjemnie letnią wodą, w której obmyli się z potu. Chłopiec szybko wytarł ich obu ogromnym, puszystym ręcznikiem i poprowadził gościa do potężnych dwuskrzydłowych drzwi, za którymi znajdowało się to, o czym Linde najbardziej teraz marzył. Na środku pomieszczenia, na przepięknym kremowym dywanie, stało potężne łoże z baldachimem, z jedwabną błękitną pościelą. Po prawej jego stronie ustawiono szafkę nocną, a na niej tacę z posiłkiem, paterę z owocami oraz dzban wina. Lindego nie obchodziły szczegóły. Teraz on pociągnął chłopca w głąb pokoju, zamykając za sobą drzwi. Pchnął go na łóżko i przyciskając do pościeli całym swoim ciężarem wpił się wargami w jego usta. Silvan nie protestował, gdyż sam już odczuwał palące podniecenie. Mężczyzna unieruchomił oba jego nadgarstki przyciskając je jedną ręką tuż nad głową chłopca. Drugą ręką natomiast sięgnął w dół pomiędzy delikatne, szczupłe uda i zaczął pieścić Silvana z niemniejszą wprawą niż ten poprzednio. Zielonooki szarpnął się trochę usiłując uciec przed zbyt intensywną pieszczotą, jednak Linde nie miał najmniejszego zamiaru mu na to pozwolić. Pieścił go tak długo, aż doprowadził na skraj spełnienia, jednak nie pozwolił mu osiągnąć rozkoszy. Chłopiec w końcu wyrwał nadgarstki z jego uścisku i usiadł gwałtownie patrząc na gościa zachłannie i pożądliwie. Linde przysiadł na piętach czekając, co się stanie teraz. Silvan gestem nakazał mu usiąść opartemu plecami o rzeźbione wezgłowie łoża. Następnie pochylił się i wziął mężczyznę w usta. Czarne włosy opadły mu kurtyną na twarz zabawnie łaskocząc Lindego w brzuch i zasłaniając to, co chłopiec robił, a co sprawiało mu taką przyjemność. Tym razem to zielonooki nie pozwolił kochankowi dojść, cofając usta w momencie, kiedy ciałem mężczyzny miał wstrząsnąć pierwszy dreszcz rozkoszy. Odsunął się nieco i pochyli się, wyciągając z szafki coś, co następnie podał Lindemu z proszącym uśmiechem. Był to flakonik z olejkiem ze słodkich migdałów, którego chłopiec używał wcześniej do masażu. Mężczyzna odkorkował flakon nabierając na palce jedwabiście gęstej, wonnej substancji. Przyciągnął Silvana do siebie tak, że klęczał okrakiem nad jego udami i przyciskając jego pierś do swojej twarzy wsunął w niego dwa palce, wyrywając z gardła chłopca głośne westchnienie. Poruszył delikatnie ręką, z przyjemnością obserwując jak ciało zielonookiego reaguje gwałtownie nawet na tak subtelną pieszczotę. Stopniowo pogłębiał i przyspieszał ruch sprawiając, że Silvan wiercił się dziko odrzuciwszy głowę do tyłu i wpiwszy palce w jego ramiona. Po chwili delikatnie wycofał rękę, po czym ująwszy stanowczo biodra chłopca uniósł go lekko i wszedł w niego jednym płynnym ruchem. Początkowo rozkoszował się tylko gorącem jego wnętrza, wsłuchując się w przyspieszony oddech kochanka, lecz w końcu ujął go za pośladki pomagając mu unosić się i opadać wchodząc coraz to głębiej. Po kilku minutach chłopiec odtrącił jego ręce, poruszając się we własnym rytmie, lekko zaciskając i rozluźniając mięsnie, dając przyjemność największą ze wszystkich, jakie do tej pory Linde przeżył. Silvan szybko pracował biodrami, w sobie tylko znany sposób przedłużając rozkosz, jednak w końcu jego ruchy stały się gwałtowne i chaotyczne. Wyprężył się jak struna, dochodząc w tej samej chwili co Linde, po czym wyczerpany opadł na pierś kochanka, odszukując wargami jego usta i zatapiając się w kolejnym ognistym pocałunku. Jego ramiona drżały lekko, kiedy mężczyzna obejmował go i uspokajająco głaskał po plecach. Po chwili podał mu puchar wypełniony winem, który Silvan przyjął z wdzięcznością opróżniając go niemal duszkiem. Następnie pozwolił karmić się winogronami i cząstkami owocu granatu, które Linde podawał mu wprost z ust do ust, jakby chciał wynagrodzić chłopcu te wszystkie starania zaspokojenia jego potrzeb. W końcu otulił ich obu jedwabnym, błękitnym przykryciem i zanurzywszy twarz w miękkich włosach zielonookiego szybko zasnął.
Obudziło go lekkie łaskotanie w policzek. Gdy otworzył oczy ujrzał Silvana pochylającego się nad nim z czułym uśmiechem. To jego rozpuszczone włosy zakłóciły mu ten błogi sen. Przyciągnął chłopca do siebie i pocałował delikatnie, wywołując na jego twarzy delikatny rumieniec, którego kochając się z nim wczoraj nie zauważył. Wstał szybko i podążył za Silvanem do kolejnego pomieszczenia. Znajdowała się tu duża mosiężna wanna wypełniona gorącą wodą z wonnymi olejkami, w której zanurzył się z ogromną rozkoszą. Chłopiec przyklęknął obok wanny i natarł jego ciało pachnącym lawendą mydłem, po czym pomógłszy mu się opłukać otulił wychodzącego z wody puszystym ręcznikiem. Linde z żalem zauważył, że biodra chłopca okryte są na powrót szkarłatną przepaską, co oznaczało, że nie może już liczyć na jego miłość. Wytarł się szybko, po czym ubrał w podane przez Silvana jego własne odzienie, starannie uprane i odświeżone. Zielonooki chwycił go za rękę i poprowadził w kierunku drzwi. Za nimi znajdował się pokój, z którego wczoraj zaczynali swoją wędrówkę przyjemności. Czekał już tam na nich właściciel łaźni, ubrany dziś dla odmiany w oliwkową szatę i ciemnobrązowy fez, spięty broszą z jadeitem.
- Witajcie Panie! - zagadnął wesoło - Jak minęła noc? Jesteście zadowoleni z naszych usług?
- O tak. Bardzo. - Linde skwapliwie skinął głową, posyłając Silvanowi ciepły uśmiech
- Bardzo nas to cieszy! Liczę, że Pasza - dotknął lekko serca - zostanie poinformowany o waszej opinii..
- Ręczę za to. Ile płacę za tak pomyślnie spędzony czas?
- Traktujcie to, panie, jako prezent. Od gości Paszy nie przyjmujemy pieniędzy. Dziękujemy za zaufanie i polecamy się na przyszłość. - mężczyzna skłonił się nisko, po czym oddalił się pospiesznie
- Dziękuję ci - Linde zwrócił się do stojącego obok chłopca - Naprawdę świetnie się bawiłem.
Zielonooki skinął głową, uśmiechając się promiennie. Linde sięgnął do jednej z kieszeni szaty i wyciągnął coś, co zgrabnie zawiesił na jego szyi.
- To prezent - wyjaśnił, gdy zdumiony Silvan oglądał maleńki złoty wisiorek wyobrażający ptaka, zawieszony na cieniutkim złotym łańcuszku - Mam nadzieję, że już wkrótce to powtórzymy - pocałował chłopca w policzek i ruszył w kierunku wyjścia.
- Ja również - szepnął Silvan, gdy drzwi za Lindem się zamknęły.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin