David Eddings - Dzieje Elenium T2 Rubinowy Rycerz.doc

(2022 KB) Pobierz
PROLOG

PROLOG

Historia rodu Sparhawka

z kronik Zakonu Rycerzy Pandionu

W dwudziestym piątym stuleciu hordy Othy, cesarza Zemochu, w swoim mar­szu na zachód najechały zachodni obszar Eosii, pustosząc ogniem i mieczem kró­lestwa Elenów. Otha parł naprzód niezwyciężony, aż w końcu doszło do osta­tecznego spotkania z połączonymi armiami królestw Zachodu, wspieranymi przez oddziały Rycerzy Kościoła, na rozległej, spowitej dymami równinie nad jeziorem Randera. Powiadają, że na tym polu bitwy w centralnej Lamorkandii walka trwała kilkadziesiąt dni i nocy. Zemoscy najeźdźcy zostali odparci i zmuszeni do ucieczki w kierunku własnej granicy.

Eleni odnieśli całkowite zwycięstwo, ale ich armie liczyły swoich zabitych na tysiące, a więcej niż połowa spośród Rycerzy Kościoła poległa w bitwie. Kiedy zmęczeni zwycięzcy powrócili do swych domów, musieli stawić czoło wrogowi jeszcze groźniejszemu. Nastał głód, jedno z najczęstszych następstw wojny.

Klęska głodu w Eosii zawładnęła życiem całych pokoleń, z czasem powodując wyludnienie kontynentu. To z kolei doprowadziło do rozpadu ładu społecznego i w królestwach Zachodu zapanował polityczny chaos. Baronowie jedynie z tytułu byli nadal lennikami swych królów. Ich prywatne waśnie często przeradzały się w straszliwe, lokalne wojny. Coraz śmielej poczynali sobie też zbójcy. Tak miały się sprawy aż do początku dwudziestego siódmego stulecia.

W tych burzliwych czasach u bram klasztoru w Demos stanął młodzieniec pra­gnący zostać członkiem naszego zakonu. Nauczyciele niemal od pierwszej chwili poznali się na nim. Spostrzegli, że młody kandydat o imieniu Sparhawk jest czło­wiekiem nieprzeciętnym. Szybko prześcignął w umiejętnościach innych nowicju­szy, a nawet młodszych rycerzy. Wyróżniał się nie tylko sprawnością fizyczną, ale był również obdarzony wyjątkową bystrością umysłu. Nauczyciel sekretów ze szczególną przyjemnością obserwował łatwość, z jaką młodzieniec zgłębiał tajni­ki magii, choć leciwy Styrik wymagał od niego daleko więcej, niż zwykł to czynić w przypadku rycerzy Zakonu Pandionu. Patriarcha Demos także był pod wraże­niem jego inteligencji i dzięki niemu pan Sparhawk, nim zdobył ostrogi, nabył również biegłości w prowadzeniu zawiłych dysput filozoficznych i teologicznych.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy pana Sparhawka pasowano na ryce­rza, w Cimmurze na króla Elenii koronowano młodego Antora i wkrótce, dzięki zrządzeniu losu, koleje życia obu młodych ludzi splotły się z sobą nierozerwalnie. Król Antor był młodzieńcem z natury popędliwym, a nawet lekkomyślnym. Coraz śmielsze poczynania zbójców w pobliżu północnych granic królestwa doprowa­dziły do tego, że zapominając o ostrożności młody monarcha stanął na czele słabo wyszkolonej armii i wyruszył na te tereny, by wyplenić zbójectwo ze szczętem. Kiedy wieść o tym dotarła do Demos, mistrz Zakonu Pandionu wysłał natych­miast na północ oddział rycerzy, aby wesprzeć króla. Sparhawk był wśród nich.

W krótkim czasie król Antor stracił panowanie nad sytuacją. Chociaż nikt nie mógł zarzucić mu braku odwagi, to niedostatek doświadczenia sprawiał, że czę­sto popełniał taktyczne i strategiczne błędy. Niepomny na poczucie solidarności między baronami północnych marchii, którzy trudnili się rozbojem, często pro­wadził swoich ludzi przeciwko jednemu z nich nie bacząc na to, iż najpewniej inni pośpieszą swojemu pobratymcowi z pomocą. Na domiar złego wojska króla Antora, zdziesiątkowane w bitwach, były nękane niespodziewanymi podjazdami. Król, ślepy i głuchy na wszystko, parł jednak z uporem naprzód, a baronowie Pół­nocy ochoczo ponawiali wypady na tyły i skrzydła jego armii, zadając dotkliwe straty.

Taką sytuację zastał pan Sparhawk i pozostali rycerze Zakonu Pandionu po do­tarciu do terenów, na których toczyły się walki. Wojownicy, którzy tak dotkliwie nękali armię młodego króla, stanowili w większości słabo wyszkolony i niezdy­scyplinowany motłoch, rekrutujący się spośród członków lokalnych band. Wobec nowego układu sił baronowie wycofali się, aby przemyśleć dalsze poczynania. Nadal mieli przewagę liczebną, jednakże nie mogli lekceważyć sprawności bojo­wej rycerzy Zakonu Pandionu. Kilku z nich, rozochoconych poprzednimi zwycię­stwami, ponaglało swoich pobratymców do ponownego ataku, ale starsi i rozsąd-niejsi byli przeciwni zbyt pochopnym decyzjom, zalecając ostrożność. Wielu ba­ronów prawdopodobnie żywiło narastające przekonanie, że droga do tronu Elenii stoi przed nimi otworem. Gdyby król Antor poległ w bitwie, jego korona z łatwo­ścią mogła przypaść w udziale temu, kto będzie na tyle silny, by wyrwać ją z rąk swoich kompanów.

Pierwszy atak baronów na połączone siły Zakonu Rycerzy Pandionu i oddzia­ły króla Antora był próbą, mającą na celu sprawdzenie sił i odwagi Rycerzy Ko­ścioła oraz królewskich wojów. Wydawało się, że połączone armie broniły się jedynie, więc baronowie ponawiali ataki z coraz większą siłą, aż w końcu doszło do wielkiej bitwy w pobliżu granic z Pelosią. Gdy tylko stało się jasne, że na­pastnicy rzucili do walki wszystkie swoje oddziały, pandionici odpowiedzieli ze swoją zwykłą zaciętością. Postawa obronna, którą przyjęli w czasie pierwszych próbnych ataków, okazała się jedynie podstępem, mającym na celu wciągnięcie baronów do walnej bitwy.

Przez znaczną część wiosennego dnia trwała zażarta walka. Późnym popołu­dniem, w jasnych promieniach słońca, król Antor pozostał bez swej straży przy­bocznej. Stracił konia i zmuszony był zewsząd odpierać ataki, jednakże postano­wił nie oddawać tanio swojego życia. W tym momencie do walki włączył się pan Sparhawk. Szybko utorował sobie drogę do króla i obaj, wsparci o siebie plecami, w stylu tak starym jak sama historia wojen, stawili czoło nieprzyjaciołom. Po­łączenie brawury króla Antora z umiejętnościami pana Sparhawka pozwalało im trzymać napastników na odległość klingi dopóki, nieszczęśliwym zrządzeniem lo­su, nie złamał się miecz dzielnego pandionity. Z triumfalnymi okrzykami napast­nicy, chcąc obu rycerzy pozbawić życia, otoczyli ich i napierali coraz mocniej. Okazało się jednak, iż popełnili fatalną w skutkach pomyłkę myśląc, że zwycię­stwo jest w zasięgu ręki.

Pan Sparhawk wyrwał jednemu z poległych krótką, bojową włócznię o szero­kim ostrzu i natarł na szeregi wroga. Punktem kulminacyjnym potyczki był mo­ment, w którym przewodzący atakowi smagłolicy baron rzucił się na dotkliwie poranionego Antora i padł ugodzony włócznią Sparhawka. Śmierć barona znacz­nie osłabiła ducha walki jego ludzi, którzy wycofali się i ostatecznie uciekli z pola bitwy.

Król Antor był niemal śmiertelnie ranny, pan Sparhawk niewiele lżej. W za­padającym zmierzchu obaj rycerze wyczerpani padli obok siebie na zbroczoną krwią ziemię. Nie sposób dociec, o czym w ciągu owego wieczoru rozmawiali, jako że to, co między nimi zaszło, na zawsze pozostało tajemnicą. Wiemy jedy­nie, że w pewnej chwili zamienili się swym orężem. Król Antor przekazał miecz władców Elenii panu Sparhawkowi, a w zamian przyjął od niego bojową włócz­nię, którą rycerz uratował mu życie. Do końca swych dni król darzył tę prostą broń szczególnymi względami.

Około północy ranni dostrzegli w ciemnościach zbliżające się światło pochod­ni. Nie wiedząc, wróg to czy przyjaciel, podźwignęli się na nogi, ostatkiem sił przygotowując się do obrony. Jednakże przybysz nie był Elenem, lecz Styricz-ką odzianą w białą szatę. Niewiasta, której twarz była niewidoczna spod kaptu­ra, w milczeniu opatrzyła im rany. Następnie śpiewnym głosem wyrzekła kilka słów i ofiarowała dwa pierścienie, które po wsze czasy miały symbolizować ich przyjaźń. Zgodnie z przekazem, w chwili gdy je otrzymali, owalne kamienie osa­dzone w pierścieniach były czyste jak diamenty, ale splamione ich wspólną krwią po dziś dzień pozostały ciemnoczerwone niczym rubiny. Tajemnicza Styriczka nie odezwała się już więcej. Odeszła w mrok nocy, a jej biała szata połyskiwała w świetle księżyca.

Kiedy mglisty poranek rozjaśnił ciemności, straż przyboczna Antora wespół z kilkoma rycerzami Zakonu Pandionu odnalazła obu rannych. Zostali złożeni na nosze i przetransportowani do Demos, do siedziby naszego zakonu. Wracali do zdrowia przez kilka miesięcy i nim nadszedł czas powrotu, byli już przyjaciółmi.

Nie śpiesząc się wrócili do stolicy królestwa Antora, do Cimmury, a tam władca wydał zdumiewające oświadczenie. Ogłosił, że od tej pory pan Sparhawk, rycerz Zakonu Pandionu, będzie jego obrońcą, Obrońcą Korony, i dopóki oba ich rody nie wyginą, dopóty jego potomkowie, z tym samym tytułem, będą służyć wład­com Elenii.

W owym czasie dwór królewski w Cimmurze pełen był intryg, jednak widok surowego oblicza pana Sparhawka ostudził nieco zwaśnione strony. Po kilku nie­udanych próbach skaptowania go do któregoś ze stronnictw, dworzanie z niezado­woleniem doszli do wniosku, że Obrońca Korony jest nieprzekupny. A co więcej, przyjaciel króla, rycerz Zakonu Pandionu, został wkrótce jego powiernikiem i oso­bistym doradcą. Jak już wspominaliśmy, pan Sparhawk obdarzony był wyjątkową bystrością umysłu. Z łatwością przejrzał intrygi różnych dworskich urzędników i zwrócił na nie uwagę swojego mniej przebiegłego przyjaciela. W ciągu roku dwór króla Antora został w zdumiewający sposób oczyszczony z korupcji dzięki temu, że panu Sparhawkowi udało się narzucić własne surowe zasady moralne całemu otoczeniu.

Coraz większy niepokój różnych politycznych ugrupowań budził jednak fakt rosnącego znaczenia Zakonu Pandionu. Król Antor był głęboko wdzięczny nie tylko panu Sparhawkowi, ale również całemu bractwu zakonnemu, którego człon­kiem był Obrońca Korony. Monarcha wraz ze swoim przyjacielem często odwie­dzał Demos, by zasięgnąć rady mistrza naszego zakonu, a większość politycznych decyzji częściej była podejmowana w murach klasztoru niż w sali posiedzeń rady, gdzie dworzanie ustalając kierunki królewskiej polityki bardziej mieli na wzglę­dzie swoje własne interesy niż dobro państwa.

Będąc w średnim wieku pan Sparhawk ożenił się i wkrótce żona powiła mu syna. Zgodnie z wolą Antora dziecku nadano imię Sparhawk, zapoczątkowując tradycję, która przetrwała aż po dzień dzisiejszy. Gdy młody Sparhawk osiągnął odpowiedni wiek, przybył do siedziby naszego zakonu, aby zdobyć wykształcenie stosowne do pozycji, którą miał w przyszłości zająć. Młodzieniec ten i syn An­tora, następca tronu, ku zadowoleniu obu ojców, jeszcze w dzieciństwie bardzo się zaprzyjaźnili, gwarantując tym samym, że więź między monarchą i Obrońcą Korony nie zostanie zerwana.

Pełne chwały życie króla Antora dobiegało końca. Spoczywając na łożu śmier­ci, król przekazał rubinowy pierścień i krótką włócznię o szerokim ostrzu swoje­mu synowi; w tym samym czasie sędziwy pan Sparhawk przekazał swój rubinowy pierścień i królewski miecz swojemu synowi. Ten obyczaj takoż przetrwał do dnia dzisiejszego.

Wśród prostego ludu Elenii panuje przekonanie, że dopóki rodzinę królewską i ród Sparhawka łączyć będzie przyjaźń, dopóty w królestwie będzie panował do­brobyt, a złe siły nie zbliżą się do jego granic. Jak w wielu przesądach, tak i w tym tkwiło ziarenko prawdy. Potomkowie pana Sparhawka również byli nieprzeciętny-

mi ludźmi. Oprócz tradycyjnego wyszkolenia rycerzy Zakonu Pandionu pobierali także staranne wykształcenie w sztuce rządzenia państwem i dyplomacji, aby jak najlepiej sprostać swoim dziedzicznym obowiązkom.

W ostatnich czasach pojawił się jednakże pewien rozdźwięk między rodziną królewską a rodem Sparhawka. Słabowity król Aldreas, zdominowany przez swo­ją ambitną siostrę i prymasa Cimmury, zaofiarował panu Sparhawkowi niższą, a nawet do pewnego stopnia uwłaczającą jego pozycji funkcję opiekuna księż­niczki Ehlany - - prawdopodobnie w nadziei, że Obrońca Korony poczuje się tym tak urażony, iż zrzeknie się swoich dziedzicznych praw. Jednakże pan Sparhawk poważnie potraktował swoje nowe obowiązki. Zajął się wykształceniem dziecka, które pewnego dnia miało zostać królową Elenii, starając się nauczyć ją wszyst­kiego, co mogłoby być jej potem pomocne w sprawowaniu władzy.

Kiedy stało się oczywiste, że pan Sparhawk dobrowolnie nie zrzeknie się swo­jego stanowiska, Aldreas, za namową swojej siostry i prymasa Anniasa, skazał rycerza na zesłanie do królestwa Rendoru.

Po śmierci króla Aldreasa na tron wstąpiła jego córka Ehlana. Na wieść o tym pan Sparhawk powrócił do Cimmury. Zastał młodą władczynię złożoną śmiertelną chorobą. Ehlanę utrzymywało przy życiu zaklęcie rzucone przez styricką czaro­dziejkę, Sephrenię, czar nie mógł jednak zachować swej mocy dłużej niż przez rok.

Po naradzie mistrzowie czterech zakonów Rycerzy Kościoła postanowili pod­jąć wspólne działania w celu zdobycia leku na chorobę królowej Ehlany, by przy­wrócić jej zdrowie i władzę, a skorumpowanemu prymasowi Anniasowi pokrzy­żować plany zdobycia tronu arcyprałata. Ostatecznie mistrzowie alcjonitów, cy-rinitów i genidianitów polecili swoim najlepszym rycerzom towarzyszyć pandio-nitom panu Sparhawkowi i jego przyjacielowi z dzieciństwa, panu Kaltenowi — w poszukiwaniu lekarstwa, które uzdrowi nie tylko królową, ale i całe jej króle­stwo, zagrożone w swym bycie przez śmiertelną chorobę władczyni.

A oto jak się sprawy mają w istocie. Przywrócenie zdrowia miłościwej Ehlanie jest sprawą niezmiernej wagi nie tylko dla Elenii, ale i innych królestw, jako że nie ulega wątpliwości, iż wraz z objęciem tronu arcyprałata przez prymasa Anniasa w królestwach Eosii zapanuje niepokój, a przecież nasz odwieczny wróg, Otha z Zemochu, już czeka u wschodnich granic, gotowy wykorzystać każdą oznakę chaosu. Jednakże próba odszukania lekarstwa dla bliskiej śmierci królowej może okazać się zbyt trudna nawet dla Obrońcy Korony i jego dzielnych towarzyszy. Módlmy się, bracia, za powodzenie ich misji, albowiem jeżeli poniosą klęskę, całą Eosię ogarną wojny, a nasza cywilizacja przestanie istnieć.


CZĘSC I Jezioro Randera

Rozdział 1

Było dobrze po północy. Gęsta, szara mgła wypełzła znad rzeki Cimmury, wy­mieszała się z wszechobecnym dymem dobywającym się z tysięcy kominów i otu­liła miasto, zacierając kontury wyludnionych ulic. Pomimo to Sparhawk, rycerz Zakonu Pandionu, zachowywał się bardzo ostrożnie, kryjąc się, gdy tylko mógł, w głębokim mroku. Pochodnie otoczone bladymi, tęczowymi aureolami bez więk­szego powodzenia próbowały oświetlić lśniące od wilgoci ulice, po których o tej porze nie wałęsał się nikt obdarzony choćby odrobiną zdrowego rozsądku. Spar­hawk szedł wzdłuż ledwie majaczących w gęstym mroku domów. Bardziej niż oczom ufał swoim uszom, jako że w tę ciemną noc słuch o wiele lepiej niż wzrok potrafił ostrzec przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.

To nie był najodpowiedniejszy czas na spacery. W ciągu dnia Cimmura nie była bardziej niebezpieczna niż inne miasta, ale w nocy jej uliczki zamieniały się w dżunglę, w której silniejszy pożera słabszego czy nieostrożnego. Sparhawk do tych ostatnich nie należał. Pod swoim prostym, podróżnym płaszczem miał kol­czugę, u pasa zwisał mu ciężki miecz, w dłoni trzymał krótką włócznię bojową

0              szerokim ostrzu. Co więcej, swymi umiejętnościami przewyższał każdego pie­
szego rozbójnika, a na dodatek w tym momencie wszystko w nim wrzało. Ponury
mężczyzna o złamanym nosie niemal pragnął, aby jakiś głupiec odważył się go
zaatakować. Sparhawk sprowokowany potrafił być zupełnie nieobliczalny, a ostat­
nimi czasy wiele rzeczy go drażniło.

Rycerz był świadom tego, iż zajmował się nie cierpiącą zwłoki sprawą. Wie­dział, że chwilowa satysfakcja, jakiej dostarczyłaby mu potyczka z przygodnymi bandytami, nie powinna wziąć góry nad poczuciem odpowiedzialności. Jego bla­da, bliska śmierci królowa milcząco żądała od Obrońcy Korony absolutnej wier­ności. Nie może jej zawieść, umierając przypadkową śmiercią w jakimś błotni­stym rynsztoku. Z pewnością nie przysłużyłby się tej, której poprzysiągł bronić. Dlatego też poruszał się ostrożnie, stawiając stopy ciszej, niżby to robił płatny morderca.

Gdzieś przed sobą, w oddali, dostrzegł zamglone, drżące światło pochodni

1...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin