Lee Gentry_RAMA_06. Dom w przestworzach.pdf

(630 KB) Pobierz
Lee Gentry_RAMA_06. Dom w przes
1
We wnętrzu kosmicznej kapsuły przez kilka chwil po zamknięciu drzwi panowała
nieprzenikniona ciemność. Później zapaliło się dwanaście małych lamp umieszczonych w
podłodze, po dwie wzdłuż każdego boku sześciokąta. Pod każdą z pięciu solidnie
wyglądających ścian siedziało dwoje ludzi, tylko fotel Fernanda ustawiono przy tej samej
ścianie, w której znajdowały się drzwi wejściowe.
Wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Kilka sekund po zapaleniu świateł Johann
poczuł, jak jakieś taśmy opasują górną część hełmu, pierś i uda, unieruchamiając go w fotelu.
W słuchawkach usłyszał kilka okrzyków strachu, ale zagłuszył je ryk dochodzący spod
podłogi. Zorientował się, że lecą z dużym przyspieszeniem. Czuł się tak, jakby jakaś
nieziemska siła starała się wyłupić mu oczy. Zobaczył, że siedząca po przeciwnej stronie
siostra Beatrice mocuje się z taśmami. Po kilku chwilach uwolniła ręce i złożyła dłonie do
modlitwy.
Po upływie niecałej minuty przeciążenie znów wróciło do normy. Kiedy taśmy opasujące
jego dało puściły i schowały się w kapsule, fragment ściany nad głową odsunął się na bok,
odsłaniając wysokie, chociaż wąskie okno. Okazało się, że kapsuła w kształcie pudła na
kapelusze szybuje trzydzieści kilometrów nad powierzchnią Marsa i z każdą chwilą wznosi
się coraz wyżej. Kopuły Valhalli nie można było już dojrzeć, ale widok szalejącej piaskowej
burzy, która teraz objęła zasięgiem dwie trzecie planety, zapierał dech w piersiach.
- No cóż, Asie - odezwał się Yasin, kiedy stało się jasne, że nikt inny nie chce tego zrobić
pierwszy. Wstał z fotela i stanął obok Johanna, wyglądając przez okno. - Jak sądzisz, dokąd
lecimy?
- Nie mam pojęcia - odparł zapytany.
Spoglądał na ogromne, wirujące chmury marsjańskiego pyłu, przesłaniające w tej chwili
niemal całą planetę. Myślał o Narongu i o tym, jaka walka o przetrwanie czeka wkrótce
Valhallę, placówkę, której był dyrektorem. Bądź co bądź opuściło ją jedenaścioro członków
dotychczasowej załogi.
- Nie martw się, dadzą sobie radę - powiedział Yasin, jakby umiał czytać w myślach. - Mają
o jedenaście gąb mniej do wykarmienia... A ten twój zastępca, Narong, też ma łeb nie od
parady.
- Bracie Johannie - odezwała się Beatrice, stając po jego lewej ręce i patrząc przez okno. -
Zamierzamy się pomodlić, żeby podziękować Bogu za ratunek. Czy nie chciałbyś pomodlić
się razem z nami?
- Do jakiego boga chce się siostra modlić? - zapytał Yasin. -Do chrześcijańskiego, do
Allacha, czy może do jakiegoś innego? Siostra Beatńce odwróciła się i spojrzała na Araba.
- Panie al-Kharif - odezwała się do mikrofonu hełmu. -Jeszcze me zostaliśmy sobie
formalnie przedstawieni. Jestem siostra Beatrice z zakonu Świętego Michała...
- Wiem dobrze, kim siostra jest - przerwał jej szorstko Yasin. - Jest siostra sławna, a może
niesławna, na całym Marsie. Do diabła, nawet w Alcatraz mieliśmy do czynienia z parą
waszych błaznów.
- Panie al-Kharif - ciągnęła Beatrice, nie zwracając uwagi na szyderczy ton odpowiedzi
Araba. - Członkowie naszego zakonu wierzą, że istnieje tylko jeden Bóg. I to me tylko dla
wszystkich ludzi, ale dla całego wszechświata. Nie ma najmniejszego znaczenia, czy
nazywamy go Allachem, Jehową czy jeszcze inaczej. Liczy się tylko cześć, jaką mu
oddajemy, oraz miłość i szacunek względem bliźnich... Za chwilę złączymy się w
dziękczynnej modlitwie, która ma stanowić wyraz naszej pokory w obliczu oczywistego cudu,
jaki stał się naszym udziałem. Bylibyśmy więc zachwyceni, gdyby zechciał pan przyłączyć się
i modlić z nami.
Widoczna za oknem tarcza Marsa zmniejszała się z każdą chwilą. Po raz pierwszy od
momentu startu było widać całą planetę. Jej powierzchnię skrywały jednak chmury
wznoszonego przez burzę pyłu, tak że można było zobaczyć jedynie okolice bieguna
północnego i wierzchołek Mount Olympus. Całą resztę spowijał groźny, rdzawobrązowy całun
wirującego piasku.
 
Yasin i Johann nie odrywali oczu od planety widocznej w dole, pod kapsułą.
- Dobry Boże - usłyszeli nagle słowa zaczynającej modlitwę Beatrice. Odwrócili się, by
ujrzeć pozostałych dziewięcioro członków grupy, klęczących ze złożonymi rękami na środku
sześciokątnej podłogi.
- Co ty wyprawiasz, Hassanie? - odezwał się ostro Yasin. -Jesteś przecież muzułmaninem,
a nie chrześcijaninem. Kwame klęczał między siostrą Vivien a siostrą Nubą.
- W tej chwili, Yasinie, ta różnica nie wydaje mi się szczególnie ważna - powiedział
Tanzańczyk. - A teraz, jeżeli pozwolisz, chcielibyśmy kontynuować modły.
Johann odszedł od okna i uklęknął obok siostry Beatrice, która odwróciła głowę i
uśmiechnęła się do niego.
- Dobry Boże... - zaczęła po raz drugi.
- No dobra, siostro - przerwał jej Yasin, stanowczo chcąc mieć ostatnie słowo. - Zgodzę się
wziąć udział w waszych modłach, ale tylko pod jednym warunkiem. Czy nie możesz w
modlitwie wyrecytować jakiejś sury z Koranu?
- Oczywiście, panie al-Kharif - bez wahania odparła siostra Beatrice. - Prawdę mówiąc,
miałam zamiar od niej zacząć.
Gestem zaprosiła Yasina do zajęcia jedynego wolnego miejsca w kręgu klęczących ludzi.
- Czy teraz zechcesz się do nas przyłączyć? - zapytała. Yasin nieporadnie uklęknął.
- Dobry Boże - odezwała się Beatrice. - Chcielibyśmy zacząć naszą modlitwę dziękczynną
za Twoją miłość do nas i okazane nam miłosierdzie od słów sury ze sto dwunastego
rozdziału Koranu: Przyznajcie, że On jest Jedynym Bogiem...
Każde okrążenie okołomarsjańskiej orbity zajmowało im około siedemdziesięciu minut.
Ponieważ rozmiary widocznej
w dole planety nie ulegały prawie żadnym zmianom, Johann doszedł do wniosku, że ich
orbita musi mieć kształt zbliżony do kołowego. W czasie pierwszego okrążenia każdy
pasażer kapsuły spędził chociaż kilka minut przy oknie. Johann i Yasin byli jedynymi
znającymi się nieźle na fizyce. Na zmianę odpowiadali na pytania dotyczące ruchu ich
kapsuły, pojawiania się terminatora pod nimi oraz położenia i rozmiarów obu marsjańskich
księżyców.
Zachowanie się pudła na kapelusze było bardzo proste. Jedyne okno kierowało się zawsze
w stronę najbliższego punktu na powierzchni Marsa. W związku z tym nie można było przez
nie dojrzeć żadnych gwiazd, chyba że tarcza w dole stawała się zupełnie czarna, ale to trwało
bardzo krótko. Dopiero wówczas udawało się dostrzec kilka jasno świecących punktów.
Pod koniec pierwszego okrążenia Johann zarządził dokładne przeszukanie wnętrza małej
kapsuły. Siostra Vivien odkryła spiżarnię pod ruchomą płytą w samym centrum sześciokątnej
podłogi, a w niej kilka naczyń z wodą i prawie sto nieprzezroczystych pojemników w kształcie
walców o miękkich ściankach. Yasina bawił stan nieważkości, zachowywał się jak dziecko, aż
przypadkowo odkrył drzwi w suficie. Otworzył je.
- To chyba jakiś schowek - oświadczył. - Widzę pełno półek z leżącymi na nich dziwnymi
przedmiotami. Są białe i mają czerwone oznaczenia... Jest również jakaś dziura, która
mogłaby doskonale pełnić funkcję toalety, gdyby nie te przeklęte kombinezony.
Na początku trzeciego okrążenia wszyscy stali się tak niespokojni, że niemal zapomniano
o rozmowach. Podniecenie spowodowane startem ustąpiło, a radość poruszania się we
wnętrzu pozbawionej dążenia kabiny zniknęła. Przeszukano wielokrotnie każdy centymetr
kwadratowy pomieszczenia.
Johann siedział w fotelu, kiedy podeszła do niego Anna.
- Nie, żebym się martwiła albo coś takiego - powiedziała -ale jak sądzisz, przez ile czasu te
skafandry utrzymają nas przy żydu?
- To wszystko są bardaye, wersja D - odparł Johann. -Jeśli wierzyć konstruktorom, można
w nich przebywać do
osiemnastu godzin bez wymiany powietrza... Myślę jednak, że znacznie wcześniej możesz
poczuć się głodna czy zmęczona.
- Czy wzięliśmy jakieś przyrządy, które powiedziałyby nam cokolwiek na temat warunków
panujących w środku kapsuły? - zapytała.
- Niech to diabli, nie - rzekł Johann. - Przyznaję, że to poważne niedopatrzenie z mojej
strony. Przez ten pośpiech nie pomyśleliśmy o szczegółach. - Ziewnąwszy usadowił się wy-
godniej w fotelu. - Nie wiem, jak pozostali - dodał - ale ja teraz zamierzam trochę się
zdrzemnąć.
- Jak, u licha, mógłbyś zasnąć? - zdziwiła się Anna. -Przebywamy we wnętrzu orbitującego
wokół Marsa dziwnego statku, zbudowanego przez obcych, nie mamy zielonego poję-da, co
 
się za chwilę stanie. Nie zmrużyłabym oka, nawet gdybyś dał mi cały słoik tabletek
nasennych.
- Mnie to nie przeszkadza - oświadczył Johann. Jeszcze raz ziewnął i uśmiechnął się do
niej. - Jeżeli chcesz, możesz zapytać tej kobiety, dlaczego - ciągnął, pokazując na Beatrice. -
To przez nią w ciągu ostatnich dwóch dni nie spałem dłużej niż pięć godzin.
Pod koniec drzemki Johanna nawiedzały dziwne sny. Sceny i miejsca z czasów dziedństwa
mieszały się w nich z osobami, które poznał, kiedy był dorosły. W jednym śnie znajdował się
w rodzinnym domu, w kuchni, gdzie matka przyrządzała właśnie obiad. Siostry Beatńce i
Vivien rozmawiały beztrosko z Frau Eberhardt, pomagając jej przygotowywać Kartoffel-salat.
Obie były ubrane w habity i kornety swojego zakonu.
- Jakie miłe dziewczyny, Johannie - stwierdziła jego matka, odciągnąwszy go na stronę. -
Ale powiedz mi, która jest
twoją narzeczoną?
Usiłował wyjaśnić matce, że Beatńce i Vivien są zakonnicami, które złożyły śluby
wstrzemięźliwości. W jego śnie
matka jednak tego nie zrozumiała.
- Ale są kobietami, nieprawdaż? - pytała. - A ich zachowanie wskazuje, że obu się bardzo
podobasz.
Johann był sfrustrowany, że matka nie może pojąć, iż Beatńce i Vivien różnią się od innych
kobiet. Miał właśnie
krzyknąć na nią w swoim śnie, kiedy obudził się, poczuwszy lekki dotyk dłoni na ramieniu.
Z trudem otworzył oczy i popatrzył przez szybę hełmu. Obok niego stała siostra Beatrice
ubrana w kosmiczny kombinezon. Szeroko się uśmiechała.
- Przepraszam, że zakłócam ci spokój, bracie Johannie -powiedziała.
- Mam wrażenie, że już kiedyś to słyszałem, siostro Beatrice -odrzekł Johann. Pokręcił
głową i wzniósł oczy ku górze. - Co właściwie się z tobą dzieje? - zapytał. - Czy do swoich
innych obowiązków dołączyłaś też pilnowanie, żebym za długo nie spał?
Zdawszy sobie sprawę z tego, że mężczyzna żartuje, zakonnica się roześmiała.
- Na to wygląda - przyznała. - Chociaż możesz być pewien, że robię to podświadomie.
- A więc o co chodzi tym razem, siostro Beatrice? - zapytał z emfazą Johann. - Jakieś
światła na niebie? Więcej pudeł na kapelusze na zachodnim płaskowyżu? A może jakiś nowy
kryzys?
Spoważniała.
- Spałeś, brade Johannie, przez cztery okrążenia. W tym czasie ja i pozostali michalici
rozmawialiśmy ze sobą, medytowaliśmy i modliliśmy się do Boga, prosząc o wskazówki.
Musisz wiedzieć, że niektórzy pasażerowie kapsuły niecierpliwią się coraz bardziej i moim
zdaniem zaczynają zachowywać się irracjonalnie.
- Zaczynają zachowywać się irracjonalnie? - powtórzył Johann, nie mogąc powstrzymać
chichotu. - Przecież już to, co zrobiliśmy przed siedmioma godzinami, było szczytem irrac-
jonalnośd. Nawet teraz, kiedy patrzę przez okno na Marsa i zdaję sobie sprawę z tego, że nie
mam pojęcia, co się dzieje, nadal nie mogę uwierzyć w to, że w końcu zdecydowałem się
wejść po tej drabince...
Nie dokończył zdania.
- Przyłączyłeś się do nas, jak sądzę, gdyż masz wiarę -odezwała się po krótkiej przerwie
siostra Beatrice. - A przynajmniej miałeś ją w tamtej chwili. Wiara, brarie Johannie, jest
potężną siłą. - Położyła dłoń na ramieniu mężczyzny. -I dlatego, kierując się wiarą,
zamierzam zdjąć kombinezon.
- Co takiego? - zapytał, zrywając się z fotela. - Czy dobrze cię zrozumiałem? Zamierzasz
zdjąć kombinezon, choć me wiesz, jakie warunki tu panują? Czy zupełnie postradałaś
zmysły? Zaledwie siedem godzin wcześniej ta kapsuła była otwierana na Marsie, siostro
Beatrice. W chwili startu ciśnienie musiało być zbliżone do tego, jakie panuje na tej planecie.
Czy wiesz, co się stanie w chwili, kiedy twoje ciało zostanie poddane działaniu ciśnienia o
wartości sześciu mili-barów? Każda cząsteczka gazu w komórkach twojego dała będzie
chdała rozerwać naskórek, żeby znaleźć się w obszarze działania o wiele mniejszego
ciśnienia. W dągu kilku sekund eksplodujesz i umrzesz w okropnych cierpieniach.
Zakonnica przemówiła, początkowo zwracała się tylko do Johanna, ale po chwili
spacerowała po kapsule, a jej słowa docierały do innych członków grupy.
- W czasie modłów doszłam do wniosku, że nie miałoby sensu, gdyby aniołowie zbudowali
tę kapsułę z myślą o nas i nie pomyśleli przy tej okazji o zaspokojeniu wszystkich naszych
 
najważniejszych potrzeb - mówiła. - Odkryliśmy, że pod podłogą znajdują się tuby z wodą
pitną, a siostra Vivien i ja sądzimy, że te cylindryczne pojemniki zawierają pożywienie. Dopóki
jednak przebywamy w kombinezonach, nie możemy ani napić się tej wody, ani też pożywić
się manną, zesłaną niewątpliwie przez Najwyższego.
Jestem pewna, że aniołowie mogli przybyć do nas już dawno, gdyby chdeli, tak samo jak
nie wątpię, że zrobią to w najbliższej przyszłośd, ale Bóg postanowił wypróbować przedtem
siłę naszej wiary. Dostarczył nam statek kosmiczny, by uwolnić nas od niebezpieczeństw
grożących nam na Marsie, zapewnił fotele do siedzenia i wymyślne pasy bezpieczeństwa,
byśmy nie odnieśli obrażeń podczas startu. Czy naprawdę uważasz, że nie zapewniłby nam
także właśdwej atmosfery?
Beatrice stała teraz samotnie na środku pomieszczenia. Jej głos stał się jeszcze bardziej
melodyjny i łagodny, kiedy
powiedziała:
- Modliłam się do Niego, błagając, żeby zechdał pokazać
mi, czy się mylę. Nie zesłał mi jednak żadnego znaku; niczego, by wykazać, że jestem w
błędzie. A zatem zamierzam udowodnić Mu, że mam wiarę. Mam zamiar zdjąć ten
kombinezon.
- Poczekaj chwilę, siostro - odezwał się natychmiast Yasin, pospiesznie podchodząc do
niej. - Jeżeli chcesz, masz prawo się zabić, ale nie możesz narażać przy tym innych na
śmierć. Jeżeli w tym pomieszczeniu panuje próżnia albo tak małe ciśnienie, jakie mieliśmy na
powierzchni Marsa, odłamki hełmu, rozerwanego wskutek rozhermetyzowania kombinezonu,
mogą się stać pociskami... Mogą zranić wszystkich pozostałych. Daj nam czas, byśmy mogli
się gdzieś ukryć.
Podszedłszy do Johanna, rozmawiał z nim przez chwilę. Z początku przekonywał, że
mógłby uciec się do użyda siły, żeby obezwładnić zakonnicę i w ten sposób uniemożliwić jej
zdjęcie kombinezonu. Johann jednak oświadczył, że to, co chce zrobić, jest niepraktyczne;
kombinezon zaprojektowano bowiem w taki sposób, żeby dało się go zdjąć bez trudu. Po
wewnętrznej strome szyby hełmu znajdowało się nawet urządzenie, którego przygryzienie
umożliwiało rozhermetyzowanie całego kombinezonu.
Yasin usiłował wówczas dokonać kilku pospiesznych obliczeń, żeby oszacować prędkość,
jaką mogą osiągnąć odłamki hełmu Beatrice. Wkrótce jednak on i Johann doszli do wniosku,
że wiele wątpliwych założeń sprawia, iż obliczenia takie nie mają sensu.
W końcu obaj mężczyźni poprosili Beatrice, by stanęła pod jedną z sześdu śdan
pomieszczenia, i zasugerowali, żeby wszyscy inni, zasłaniając dłońmi tylne części hełmów,
położyli się na podłodze jak najdalej od zakonnicy. Usłyszawszy te wszystkie rady, siostra
Vivien uznała za konieczne wtrądć się do rozmowy.
- To absurdalne - oznajmiła podniesionym głosem. - Po-patrzde na nas... Siostra Beatrice
jest gotowa zaryzykować żyde, by wykazać, iż ma wystarczająco dużo wiary, a wy wszyscy
myślicie tylko, by nie odnieść obrażeń od odłamków hełmu. Jestem przerażona.
Zakonnica wyszła na środek pomieszczenia i stanęła u boku swojej przełożonej i
przyjadółki.
- Oświadczam, że i ja zdejmę kombinezon -powiedziała. -Muszę przyznać, że z drżeniem
serca, ale zdejmę. Udowodnię wam, że moje oddanie dla siostry Beatrice jest silniejsze od
mojego strachu.
Przez długą chwilę Beatrice i Vivien patrzyły sobie w oczy przez szyby hełmów, a później
stanęły pod śdaną pomieszczenia.
- A teraz d, którzy się boją, mogą położyć się na podłodze - dągnęła Vivien. - My zaś
odmówimy krótką modlitwę, po której policzymy do trzech. Na dźwięk słowa: „trzy"
zdejmujemy hełmy.
Na podłodze położył się tylko Yasin. Johann stał jak zahipnotyzowany na środku kapsuły.
Obie kobiety pomodliły się i policzyły do trzech. Kiedy zwolniły zatrzaski hełmów, nie stało się
nic strasznego. Kilka sekund później oczom wszystkich ukazały się głowy zakonnic.
Beatrice i Vivien natychmiast uklękły na podłodze.
- Dziękujemy, dobry Boże, za to, że pokazałeś nam, jak ważna jest wiara - odezwała się
Beatrice. - Modlimy się, byśmy rozumiały Ciebie coraz lepiej i żebyśmy mogły wykonywać
Twoją wolę. W imię świętego Michała. Amen.
Minęły dwa dni bez żadnej zmiany warunków Fizycznych panujących we wnętrzu statku. W
tym czasie kapsuła nadal krążyła wokół Marsa, a przez okno wdąż było widać powierzchnię
planety. Jedenaścioro pasażerów czuło się jednak o wiele swobodniej. Złożywszy
kombinezony na półkach w schowku, ludzie pili wodę i jedli znajdujące się w dziwnych cylind-
 
rach pożywienie, które smakowało jak surowa pszenica o zapachu podobnym do cytryny.
Yasin domyślił się nawet, jak korzystać z toalety, i potem deszył się jak dziecko będące w
centrum zainteresowania dorosłych, kiedy wyjaśniał to wszystkim innym członkom grupy.
Niespożyta energia i niesamowite zapasy dobrego humoru siostry Beatrice były bardzo
dobrym przykładem dla pozostałych. Nie przestawał docinaćjej tylko Yasin, zazdrosny o
szacunek, jakim darzyli ją inni, ale zakonnica nigdy nie okazała ani śladu zdenerwowania
albo gniewu. Mimo otwarde demonstrowanej wrogośd czy zupełnie przejrzystych złośliwych
uwag, Beatrice ani razu nie odpowiedziała mu w ten sam sposób.
Nie każdy tolerował derpkie uwagi Yasina tak wyrozumiale. Kwame Hassan i meksykański
technik, Fernando Gomez,
którzy nigdy się nie uczyli pacyfistycznych metod, głoszonych przez michalitów, kilka razy byli
bliscy rzucenia się na Araba z pięściami. Johann musiał nawet powstrzymywać Tanzań-
czyka, kiedy podczas jakiejś dyskusji z siostrą Vivien na temat zakonu Świętego Michała i
ślubu czystości, Yasin pozwolił sobie na szyderczą, wulgarną aluzję do intymnych częśd dała
zakonnicy.
Johann z radością obserwował rozwój stosunków między pasażerami kapsuły. Przyglądał
się, jak z każdą upływającą godziną rośnie szacunek, jakim darzą siostrę Beatrice inni
członkowie grupy, nawet d nie będący michalitami. Przypuszczał, że arogancja i agresywne
zachowanie Yasina już wkrótce spowodują, że zostanie zbojkotowany przez pozostałych. I
jak przyszłość pokazała, miał rację. Po dwóch dniach tylko siostra Beatrice odzywała się do
niego uprzejmie.
Uwolniony od koniecznośd zajmowania się sprawami Val-halli, Johann oddał się
medytacjom. Złapał się na tym, że nie może przestać myśleć o żydu jako pewnej całośd, nie
zadając sobie pytań na takie tematy, jak cel życia, miłość, religia czy przyjaźń, pytań, których
nie stawiał sobie nigdy przedtem. Od czasu do czasu zastanawiał się, dokąd zabierze ich to
pudło na kapelusze, w którym zamieszkali, chodaż wiedział, że pytanie o to nie miało sensu.
Dokądkolwiek byśmy poledeli - powiedział sobie - będzie to i tak o wiele bardziej
zdumiewające, niż mogę sobie wyobrazić.
Kiedy w końcu kapsuła zmieniła trajektorię lotu, wszyscy poza Satoko Hayakawą spali.
Obrót kapsuły i zmiana orbity dokonały się w taki sposób, że nie zakłóciły im wypoczynku.
Japonka spostrzegła zmianę, gdy podeszła do okna, by popatrzyć na powierzchnię Marsa.
Zamiast niej zobaczyła jednak setki gwiazd jasno świecących na tle atramentowej czerni
nieba. Mniej więcej pośrodku okna było widać jaśniejsze światło, nieznacznie tylko
odróżniające się od pozostałych jasnych punktów na firmamende.
Po pewnym czasie, gdy obudził się Fernando i kiedy Satoko pokazała mu tamten jasny
punkt na niebie, oboje postanowili obudzić Johanna. Blask bijący od dziwnego obiektu był tak
silny, że dominował nad światłem innych gwiazd, widzianych w oknie. Johann patrzył nań
przez kilka minut, starając się
ocenić jego prędkość, a potem zdecydował się obudzić pozostałych.
W ciągu następnej godziny wszyscy pasażerowie zgromadzili się przy oknie i patrzyli z
niejaką obawą na białą kulę, która z każdą chwilą zbliżała się coraz bardziej do kapsuły.
Sprawiała przy tym dziwne wrażenie, jakby żyła. Była biała, błyszcząca i miała dwa czerwone
okręgi, rozmieszczone symetrycznie na powierzchni górnej półkuli. Na górnym biegunie było
widać coś w rodzaju czerwonej czapy, a wzdłuż równika namalowano dwa czerwone pasy
rozdzielone wyjątkowo denka białą linią.
Dopiero jednak gdy świecąca kula znalazła się trochę bliżej, Johann i pozostali zaczęli
zdawać sobie sprawę z jej ogromu. Dwa czerwone pasy na równiku pozostały widoczne w
środkowej części okna, ale najpierw okołobiegunowa czapa, a później dwa czerwone okręgi
przywodzące na myśl oczy zniknęły
poza górną krawędzią okna.
W środku kapsuły prawie nikt się nie odzywał. Jeżeli nawet padło jakieś pytanie albo
zwrócono na coś uwagę, najczęściej nie było komentarza. Jedenaścioro ludzi było
podnieconych i zarazem przerażonych, nie wątpiąc, że oto patrzą na coś, na
co nie było dane spoglądać żadnemu innemu przedstawidelo-
|wi ludzkiej rasy.
', Tymczasem przez okno było widać dwa czerwone pasy,
"rozdzielała je denka biała linia. Ich widok przywodził ludziom na myśl dziwne usta. W pewnej
chwili czerwone wargi wypełniły całe okno, ale później i one znikły poza górną i dolną
krawędzią okna, a całą wolną przestrzeń zaczęła zajmować
coraz szersza biała linia.
~ Jak wielkie jest to draństwo? - zapytał Fernando, nie adresując tego pytania do jakiejś
konkretnej osoby.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin