Baby Blue - Rozdział 5.pdf

(72 KB) Pobierz
320256507 UNPDF
Rozdział 5
Nie mogłam już dłużej wytrzymać w sali gimnastycznej, więc wyszliśmy z
placówki szybkim krokiem. Stanęłam pod ścianą i zaczęłam głęboko oddychać.
Kiedy mdłości minęły wyprostowałam się i podeszłam do czekającego na mnie,
siedzącego na motorze Lucas'a. Bez słowa zajęłam wolne miejsce i ruszyliśmy przez
miasto.
Zastanawia mnie kilka spraw. Jak to możliwe, że się spóźniliśmy? Szkołę
musiała zaatakować horda demonów. Ale czy James był z nimi? Musiał być, żeby
naznaczyć ofiary... Jeszcze ten zdrajca. Kto nim jest? Sęp wiedział jak mam na imię.
Więc musi to być osoba którą znam... Kurwa! Przez tego gnojka zginęło jakieś 500
osób! Niech go tylko dorwę! A ci informatorzy Jared'a? Nawet nie umieją na czas
poinformować. Chyba że... Wyprowadziłam się z zamyślenia, ponieważ zauważyłam,
iż dojeżdżamy do rezydencji. Czemu wracamy do domu? Przecież mamy szukać
zdrajcę. Lucas wjechał do garażu, zaparkował i wyłączył silnik.
Czemu wróciliśmy do domu? Przecież musimy znaleźć zdrajcę. - powtórzyłam
moje myśli na głos. Spojrzałam w ciemnopomarańczowe oczy partnera podróży.
Musimy się zastanowić jak teraz postąpić. Nie możemy działać na oślep. -
odpowiedział spokojnie. Odwzajemnił spojrzenie i delikatnie się uśmiechnął. -
Obiecuję, że znajdziemy tą gadzinę a wtedy zabiję go własnoręcznie.
Obiecujesz? - spytałam zaaferowana. Nie spodziewałam się takiego wyznania.
Obiecuję. - wpatruję się we mnie z czułością. Ostrożnie z wahaniem obiął mnie
ramieniem. - Nie stójmy w garażu. Chodźmy coś zjeść. Weszliśmy do domu i
poszliśmy w kierunku kuchni.
Kuchnia jest, zresztą jak wszystkie poznane przeze mnie pomieszczenia,
pomalowana na jasny kolor. Mała, ale połączona wyspą z jadalnią. Meble z dość
jasnego drewna ze złotymi uchwytami. Kamienne blaty w kolorach brązu, kremu i
pomarańczu z delikatnymi złotymi żyłkami. Z dwóch stron wyspy stoją drewniane
stołki barowe ze skórzanymi siedziskami. No i oczywiście jak to w kuchni nie
zabrakło zabudowanej lodówki, mikrofali, kuchenki i zmywarki. Lucas puszczając
mnie, od razu poszedł do lodówki. Ja usiadłam na stołku barowym przylegającym do
wyspy.
Robię wyśmienite spaghetti z sosem pieczarkowym. Musisz go spróbować. -
powiedział odwrócony do mnie plecami, przygotowując składniki potrzebne do
potrawy.
Mm... brzmi apetycznie. - uśmiechnęłam się wpatrzona w muskularne plecy i
ramiona Lucas'a.
Przy blacie, krojąc pieczołowicie pieczarki, z podwiniętymi rękawami
koszuli do łokci, włosami w delikatnym nieładzie, dopasowanymi ciasnymi
spodniami podkreślającymi cudne pośladki, wygląda bardzo apetycznie... A bez tego
wdzianka wyglądałby jeszcze lepiej... Boże dziewczyno, co z tobą się dzieje?
Przestań go rozbierać wzrokiem! Nie jest dobrze, oj nie jest. Przecież to mój
zleceniodawca! Ale jest taki śliczny... Cholera Arantis weź się w garść! Lucas pewnie
czując, że się na niego gapię, odwrócił delikatnie głowę i na mnie spojrzał.
Wybrudziłem się gdzieś? - zatopił się w moich oczach. W jego pojawiły się
iskierki rozbawienia i czegoś jeszcze...
Y... Nie skąd. Po prostu się zamyśliłam. - wydukałam. Szybko spuściłam wzrok
na ręce czując, że się czerwienie. No pięknie, po prostu pięknie, eh... Mężczyzna
obserwując moje zachowanie, szeroko się uśmiechnął. Odwrócił się i wrzucił do
gotującej się wody makaron.
Opowiedz mi o sobie. - wypalił ciemnowłosy, mieszając makaron aby się nie
poprzyklejał i sos aby się nie przypalił. Skończywszy mieszać odwrócił się do
mnie przodem.
Hm... A co chcesz wiedzieć? - spytałam podpierając brodę rękoma. Ukradkiem na
niego spojrzałam, wpatrywał się we mnie z ciekawością.
Wszystko. Na przykład... Skąd pochodzisz? - usiadł naprzeciwko mnie przy
wyspie. Spojrzałam odważnie na niego.
Dziwne pytanie. Przecież wiesz, że wszystkie Istoty Cienia pochodzą z
alternatywnej rzeczywistości... Urodziłam się i mieszkałam w Milthium. W tej
rzeczywistości leżałby na północ do Nowego Jorku. Jak miałam jakieś 5 lat, moi
rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Przygarnęła mnie
przyjaciółka matki wraz ze swoim mężem. Mówiłam na nich ciotka Angela i
wujek Ben. Mieszkali w Nowym Jorku i pracowali razem w restauracji... Zginęli
w wypadku samochodowym, dwa dni po moich osiemnastych urodzinach. Nie
wiedziałam co ze sobą począć, postanowiłam więc zrealizować moje największe
marzenie. Zostałam wojowniczką. Przez ostatnie 5 lat moją rodziną są: mój szef
Gabriel, Mintis, Mirent, Borys, Nick, Bill, Thomas i Michael – moja ekipa.
Wszyscy razem mieszkamy, czyli ekipa, więc czujemy się jak prawdziwa
rodzina... - wspomnienia szybko przelatują przez umysł.
Co mnie podkusiło w ogóle, żeby mu opowiadać o sobie? Fakt, zadał
pytanie, ale przecież nie musiałam na nie odpowiadać. Jeszcze nikomu o sobie nie
mówiłam. Tym bardziej prawie obcej osobie. A Lucas jest moim zleceniodawcą, nie
musi o mnie niczego wiedzieć! Głupia, głupia, głupia! Spojrzałam na Lucas'a, nawet
nie wiem kiedy odwróciłam się do niego plecami. W jego oczach idzie wyczytać
współczucie i... zrozumienie? Nie jestem pewna, ponieważ szybko zagłuszył to
uczucie. Nałożył na talerze potrawę i ją podał.
Może teraz ty opowiesz o sobie? - postarałam się o luźny ton głosu. Lekko się
uśmiechnęłam zachęcająco, chwyciłam widelec i zaczęłam pałaszować.
Urodziłem się w Tharii, małej mieścinie kilkaset mil od Milthium. W Tharii
mieszkali moi dziadkowie, moja rodzina w Milthium. W wieku 15 lat, wraz z
ojcem przyjechałem do Nowego Jorku. I tak do dziś dzień siedzę w tym mieście. -
opowiedział dość ogólnie. Wsłuchując się w opowieść Lucas'a, naszło mnie to
samo uczucie, że nie mówi mi wszystkiego, coś istotnego ukrywa. Schylił się w
moją stronę odrobinę, jego oczy rozbłysły, a mnie owiał przyjemny miętowy
zapach jego oddechu. - Wyjawisz mi jak to zrobiłaś, że tak łatwo wyciągnęłaś
informacje od tego demona ze szkoły? - No tak, przecież wtedy powiedziałam, że
powiem później...
Hm... Jakby ci to wyjaśnić... Nikt o tym nie wie, więc jak się wygadasz to
oberwiesz. - zagroziłam, westchnęłam i powiedziałam. - po prostu jestem
uzdolniona, potrafię...
Nie dokończyłam, ponieważ w tej chwili wszedł do kuchni Jared z ponurą
miną. Widząc jego oblicze, wiedzieliśmy już, że James rozpoczął kolejną rundę.
Mów. - wypalił Lucas oschle, wpatrując się w przybysza.
James zaczął atakować przypadkowe osoby. Łapie je najczęściej w domach, robi
swoje i zostawia po sobie palące się budynki.
I dopiero teraz nam o tym mówisz? - słychać furię w głosie ciemnowłosego. Wstał
ze stołka.
Ludzie nie byli pewni czy to sprawka James'a, musieliśmy się upewnić. - blondyn
szybko wyjaśnił, widząc stan przyjaciela. Coś mi tu nie pasowało, ale
powiedziałam tylko.
Zbierajmy się szybko, może nam się poszczęści i zabijemy skurczybyka. -
Mężczyźni tylko skinęli głowami i wyszliśmy z kuchni przygotować się do bitwy.
***
Ubrani i uzbrojeni siedzieliśmy w aucie Lucas'a. Kierujemy się w ostatnie
miejsce ataku na prywatny dom. Mamy nadzieję złapać jakiś trop, oby pożar
wszystkiego nie zniszczył... Najgorsze jest to, że ten psychol atakuje na ślepo,
obojętnie czy ofiara to człowiek czy Istota Cienia.
Dojechaliśmy na miejsce.
Straż Pożarna zdążyła już ugasić budynek. Z bogatego dwupiętrowego
domostwa została ruina. Z okien zostały czarne zwęglone framugi. Szyby stopiły się
w wyniku wysokiej temperatury. Drzwi wejściowe zostały wyłamane i leża kilka
metrów od futryny. Również niosą ślady ognia. Dach z ciemnoczerwonych
dachówek, zawalił się do środka jakby był zrobiony z kart.
Weszliśmy ostrożnie do środka. Kolorowe ściany, brązowe panelowe
podłogi, gładkie podwieszane sufity, wszystko teraz czarne i szare: osmalone,
spalone. W powietrzu można wyodrębnić smród spalonej farby, drewna i słodkawy
spalonych ciał. Nieprzyjemny odór śmierci. Weszliśmy do dużego pokoju, salonu?
Ciężko powiedzieć. W beznadziejnym stanie. Ze wszystkich rzeczy znajdujących się
w nim zostały kupki popiołu. Podłoga tak przeżarta przez płomienie, że nie ma
możliwości wejścia głębiej. Wyszliśmy z niego i weszliśmy do kolejnego obok.
Unosi się z niego silny słodkawy odór spalonych ciał. Na podłodze leżą dwa niemal
doszczętnie spalone ciała. Dziecięce ciała. Z mniejszego zostało tylko kilka czarnych
kości leżących na czarnej plamie, w kształcie ciała. Ślad po miękkich częściach
organizmu wraz z płynami ustrojowymi. Z drugiego ciała został czarny szkielet z
gdzieniegdzie pozostawianymi kawałkami spalonej tkanki. Widok jak w horrorze.
Pociągnęłam Lucas'a za ramię i wyszliśmy z upiornego pomieszczenia. Na lewo od
nas wyszedł Jared.
Znalazłem dwa ciała dorosłych. Prawie nic z nich nie zostało. - powiedział
blondyn zdławionym głosem. Przybliżył się w naszą stronę.
My znaleźliśmy dwa ciała należące do dzieci. - odpowiedział Lucas grobowym
tonem. Wstrząsnął go widok tak małych ciał.
Spojrzałam na niego, twarz przybrała twardy wyraz, a w oczach pojawiła
się determinacja. Sama w oczach mam łzy. Jestem wojowniczką, musiałam zabijać.
Jednak nigdy nie były to niewinne osoby. Zabijałam gwałcicieli, morderców...
Samych przestępców narażających spokój miasta. Dlatego ciężko jest mi zrozumieć
postępowanie James'a. Rozumiem, że chce panować nad miastem, kontynentem. Ale
na miłość Boską, zabijać dzieci? Sprawa zaczyna mnie pomału przerastać. Nie wiem
ile jeszcze wytrzymam, a będę musiała naprawdę dużo przeżyć... Ponury głos Lucas'a
sprowadził mnie na Ziemię.
Chodźmy zobaczyć na tyły domu, tutaj nic nie znajdziemy. - odwrócił się na
pięcie i pomaszerował w stronę wyjścia. Ja z Jared'em poszliśmy za nim.
Wyszliśmy na dwór i zaczęliśmy okrążać budynek. Za ruiną domu stoi
osmalony, lecz w dość dobrym stanie garaż na dwa samochody. Jared podszedł do
metalowych drzwi pomalowanych na zielono i ostrożnie je uchylił. W środku
przywitała nas wszechogarniająca ciemność. Lucas, który stanął po mojej prawej,
zaczął wymacywać przełącznika. Gdy go znalazł, oślepiło nas ostre, jasne światło.
Chwilę trwało zanim oczy się przyzwyczaiły. Jak odzyskaliśmy ostrość widzenia,
zauważyliśmy dwa luksusowe samochody. Tak jak to bywa w garażach, pełno w nim
różnych instrumentów i gadżetów. Rozdzieliliśmy się aby dokładniej sprawdzić
każdy zakamarek.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i postanowiłam sprawdzić leżące w rogu
kartony. Są tak poustawiane, że mogą stanowić niezłą kryjówkę. Ostrożnie, cicho
podeszłam i odsunęłam na bok jeden z kartonów. Jak spojrzałam z powrotem,
zauważyłam małą postać kulącą się w rogu.
Lucas! Jared! Chodźcie tu do mnie. - krzyknęłam za chłopakami, nie odwracając
wzroku od dziecka.
O co cho... - czarnowłosy zamilkł ujrzawszy skuloną dziewczynkę. Stanął za mną.
Widzę, że jednak ktoś ocalał James'owi. - stwierdził Jared podchodząc do nas.
W tym momencie dziewczynka odwróciła głowę w naszą stronę i spojrzała
z przerażeniem. Na jej czole wyraźnie odznacza się czarny znak James'a.
Nie całkiem uciekła, jej czoło... - nie mogę oderwać oczu od znaku. - myślałam,
że on oznacza, a potem zabija swoje ofiary.
I zwykle tak robi... Nie zabijając jej – skinął głową na dziewczynę. - zyskał
kontrolę nad nią. Może kazać jej robić najokropniejsze rzeczy i to uczyni. Nie ma
wyboru. - spojrzałam na blondyna pytającym wzrokiem.
Skąd ty to wiesz?
Informatorzy mnie o wszystkim powiadamiają. - lekko się do mnie uśmiechnął.
Postanowiłam go zignorować i spojrzałam na dziewczynkę. Nadal się
kuliła i trzęsła ze strachu. Postanowiłam spróbować z nią porozmawiać.
Cześć jestem Arantis, nie bój się nie zrobię tobie krzywdy. - odezwałam się
spokojnym tonem i ostrożnie o kilka centymetrów się przybliżyłam. - Jak masz na
imię? Ile masz Lat?
Miriam i mam 12 lat. - płaczliwym głosem szepnęła dziewczynka i schowała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin