Kochański Krzysztof - Execute.pdf

(75 KB) Pobierz
Kochański Krzysztof - Execute
-----------------
Trwa zorganizowany wspólnie z Plus GSM konkurs na opowiadanie osadzone w świecie gry
Xyber Mech. Nie wątpimy, że tak jak nasze poprzednie konkursy literackie, również ten
zaowocuje ciekawymi tekstami i zapoczątkuje jedną, może dwie, a może więcej karier
literackich. Dla podgrzania atmosfery prezentujemy opowiadanie autorstwa jednego z
najbardziej popularnych pisarzy fantastów, doskonale znanego również z łamów „Fantastyki",
„Nowej Fantastyki" i „Fantastyki - Wydania Specjalnego". Tak piszą zawodowcy. Potraficie
lepiej? Inaczej? Próbujcie, na Wasze prace czekamy do końca maja!
----------------------
Krzysztof Kochański
Execute (VanBerg)
Od: Liga Najemników
Do: Imperator Dominium
Temat: Zlecenie nr 19O3O/VB z dnia 12.03.1285
Z przyjemnością informujemy o zakończeniu realizacji wymienionego w temacie
zlecenia. Należność prosimy przelać na nasze konto w terminie czternastu
minut.
Dział księgowości
Liga Najemników
w/m
_Begin()
Uciekł, pozostawiając w ciemnościach trzy słabe światełka kontro-lek, wskazujące pełne
doładowanie energetyczne. Gdy ładownik FX-12 bezgłośnie opuszczał pozbawioną atmosfery
planetę, oni wciąż tam stali, nieruchomi i niemi. Trzy olbrzymie, tytanowe konstrukcje. Xyber
Mechy. Bojowe jednostki kroczące.
Planeta krążyła samotnie wokół neutronowej gwiazdy. Brak atmosfery miał jedną zaletę:
ciemność nigdy nie była tu głęboka; roziskrzone gwiazdami niebo promieniowało światłem,
które na niektórych szerokościach geograficznych nawet rzucało cienie.
Trzy Xyber Mechy, tkwiące samotnie wśród skał, nie potrafiły jeszcze podziwiać piękna tej
zimnej krainy. Stanowiły szczytowe osiągnięcie wojennej technologii, ale dopóki za sterami
nie znaleźli się piloci, nie było w nich życia.
Nie musiały długo czekać.
obiekt:Nick(Beowulf)
- Gdzie jestem? - usłyszał i w pierwszej chwili pomyślał, że to jego słowa, bezwiednie
wypowiedziane na głos. Ale tak nie było. Po prostu ktoś go uprzedził, pierwszy zadał pytanie.
Ktoś, dla kogo skalista okolica z mocno zakrzywioną linią horyzontu okazała się równie obca.
Skontrolował moduły mecha, które spięte neurozłączami stały się jego modułami. Teraz on
był Xyber Mechem. Nazywał się Beowulf. Jego prawdziwe imię brzmiało zupełnie inaczej,
ale nie miało to żadnego znaczenia. Ostatnimi laty tak często wcielał się w mecha, że
właściwie tamto nazwisko stawało się nickiem, w dodatku coraz mniej istotnym. Tam
wegetował. Tu poznawał, co znaczy prawdziwe życie.
- Co? Gdzie?! - zapytał obok kolejny głos i Beowulf wzdrygnął się. Taki brak akcentu
rozpoznałby wszędzie, trudno go podrobić. Monotonny dźwięk z panelu translacyjnego,
tłumaczącego z języka LOR.
Spojrzał w tamtą stronę. Nie mylił się. Takiego typu Xyber Mechów używali wyłącznie
Lorianie, na ogół mniejsi od ludzi, lecz z zewnętrznym, nieporównywalnie twardszym
szkieletem, co w warunkach grawitacji skutkowało większą wagą.
Beowulf nie był zadowolony. Nikt z Wolnych Światów, skąd pochodził, nie lubił najemników
z LOR. I nie chodziło o to, że są Obcy, choć dla niektórych miało to pewnie jakieś znaczenie.
LOR zawarli pokój z Dominium i to wystarczało, żeby nie darzyć ich sympatią.
obiekt:Nick(Gothmog)
Z wolna odzyskiwał zdolność widzenia.
Zdolność - nie sposób ująć tego inaczej.
Znów był Xyber Mechem.
Mimo to Gothmog nie uspokoił się; nie sposób być spokojnym, gdy w górze widzi się
nieznane konstelacje, przed sobą kamienną pustynię, i człowiek nie ma pojęcia, w jaki sposób
znalazł się w takim miejscu.
- Gdzie jestem? - wykrztusił.
Przed kilku laty, kiedy jako jedenastolatek dostał swojego pierwszego X-mecha - można rzec
zabawkę, bo pozbawionego ostrej broni - nie lubił zasiadać za jego sterami. Obsesyjnie
obawiał się, że któregoś razu uwięziony w cybernetycznym cielsku znajdzie się w nieznanym
otoczeniu, bez cienia wiedzy, skąd się tam wziął ani jak się wydostać z opresji. Potem fobia
minęła, wciągnęło go to drugie życie, gdzie mimo wątłej budowy ciała mógł być groźnym
wojownikiem, bo liczyły się refleks, inteligencja i umiejętność podejmowania trafnych
decyzji. Siłę reprezentował cybernetyczny pancerz Xyber Mecha.
Gothmog pochodził ze znamienitego rodu z Dominium, o którego pozycji i zamożności
najwymowniej świadczył fakt, że rodziców było stać na pancerz X-mecha dla
jedenastoletniego chłopca. To zdarzało się rzadko, a w przypadku prawdziwych Xyber
Mechów prawie nigdy. Cały rynek kontrolowała Liga Najemników. Swego czasu Imperator
Dominium usiłował przerwać ten monopol, ale szybko zrezygnował. Xyber Mechy
niezwiązane z Ligą ginęły w tajemniczych okolicznościach, a co gorsza, wraz z nimi umierali
ich piloci. Nikt nie miał wątpliwości, dlaczego tak się dzieje, ale Imperator był bezradny;
nawet on nie miał szans z wszechpotężną, tajemniczą wojskową organizacją, jaką była Liga.
Mógł z nią walczyć - i przegrać lub starać się, by wśród najemników byli również ludzie z
Dominium, nie tylko z Wolnych Światów, skąd brała swój rodowód. Wybór był oczywisty,
tym bardziej, że niejednokrotnie sam korzystał z usług Ligi.
- Co? Gdzie?! - rzekł stojący obok Xyber Mech.
Gothmog zdziwił się. Był bardzo zaciekawiony. Słyszał pogłoski, że dla Ligi Najemników
pracują istoty z Ligi Obcych Ras, przez ludzi umownie nazywani Lorianami, ale nigdy dotąd
nie zdarzyło mu się tworzyć teamu z takim Xyber Mechem. Mogło to być ciekawe
doświadczenie.
obiekt:Nick(Nostromo)
Nie wiedział, co to za miejsce. Nie od dziś był najemnikiem Ligi, ale coś takiego zdarzyło mu
się po raz pierwszy. Księżycowy, pozbawiony kolorów krajobraz nie wydawał się jakiś
szczególny, ale nie przywodził na myśl żadnych skojarzeń, podobnie jak obcy układ gwiazd
na czarnym nieboskłonie.
Ostatnim, co Nostromo pamiętał, było biuro werbunkowe Ligi. Pojawił się tam, żeby
podpisać kontrakt na nowe zadanie...
Jakie?
Nie potrafił sobie przypomnieć. Zadziwiające. Obcując z ludźmi, zdążył się zorientować, że
czasem trafiają się im luki w pamięci, ale w LOR takie rzeczy nigdy się nie zdarzały. Nawet
Lorianie w podeszłym wieku doskonale pamiętali każdy szczegół ze swojego życia,
począwszy od chwili narodzin.
Stojące obok dwa Xyber Mechy przypatrywały mu się wnikliwie. Nostromo przywykł do
takich sytuacji, więc spokojnie czekał, aż skończą. Kiedyś poznał powiedzenie ludzi:
„policzyć na palcach". Trochę trwało, nim maszyna translacyjna uporała się z nim, ale kiedy
Nostromo zorientował się w końcu, o co chodzi, z marszu ten zwrot kupił, choć tylko z
grubsza odpowiadał fizycznej budowie jego gatunku. Otóż Lorian zwerbowanych przez Ligę
Najemników można było policzyć na palcach. Nic dziwnego, że wzbudzali sensację.
Zastanawiał się, czy nie zabić tych dwóch. Na wszelki wypadek. W końcu nie wiedział, czy
należą do jego komanda; może to jakieś wariackie święto Teleportu, gdzie niektórzy szaleńcy
uczestniczyli w walkach gladiatorów?
Obaj wyglądali na oszołomionych, więc pomimo przewagi liczebnej powinien dać sobie
radę...
_Zlecenie(Komando)
- Czy ktoś wie, gdzie jesteśmy? - zapytał Beowulf. Nikt nie odpowiedział. W ciszy
wyczuwało się nieufność.
- Jesteśmy komandem? - Kolejne pytanie niewiele zmieniło, co potwierdzało, że sytuacja
całej trójki mogła być podobna. Nikt nie wie, jak znalazł się na tej planecie. Nawet Lorianin.
Obcy. Czy on...!
Pole maskujące Xyber Mecha zaskoczyło w ułamku sekundy, głuchym tąpnięciem stęknął
grunt pod nogami. Ramię Beowulfa zablokowało odnóża Nostroma, wyrastające z barwnego
X-pancerza, przypominającego wielkiego robaka. Zastygli w tej pozycji niczym zapaśnicy,
podczas gdy Gothmog, choć zaskoczony, wykazał się refleksem, skacząc za najbliższą skałę.
Grawitacja była słaba, a jego mech lekkiej konstrukcji, więc wykonał to błyskawicznie.
- Co chciałeś zrobić? - wycedził Beowulf, blokując wylot lancy dyfuzyjnej przeciwnika w ten
sposób, że jakakolwiek próba strzału uszkodziłaby oba Xyber Mechy.
- To ty zaatakowałeś!
- Bo... - Beowulf naparł na Lorianina, nad którym miał niezaprzeczalną przewagę masy - bo
widziałem, co kombinujesz!
- Skąd mogłeś...?
- Przestańcie! - zawołał Gothmog, wychylając się z ukrycia. - Tu coś jest! Jakieś urządzenie.
W tym momencie za jego plecami strzeliła raca. Gothmog obejrzał się, a potem zniknął za
skałą.
Zaskoczeni Beowulf i Nostromo odskoczyli od siebie, obaj wciąż w pełnej gotowości,
mierząc z broni wszystkich rodzajów zamontowanej na pancerzach. Impas zelżał, ale nie
został przełamany.
- I co teraz? - odezwał się Nostromo.
- Powinniśmy zobaczyć, co z Gothmogiem.
- Ufasz mu?
- Bardziej niż tobie - rzekł Beowulf, nie bez złośliwej satysfakcji.
- Może działałem zbyt pochopnie - przyznał Lorianin i nieoczekiwanie wyprostował się.
Uzbrojenie schowało się w osłonach pancerza, ale maskujące pole energetyczne nie zostało
zdjęte.
Beowulf uczynił to samo. Dobrą wolę potwierdził pokojowym gestem X-mechowej dłoni i
wtedy zza skały wyszedł Gothmog. Trzymał coś w manipulatorach prawego ramienia.
- Nic ci nie jest? - spytał Beowulf.
- To tylko fajerwerk. Chyba miał zwrócić naszą uwagę. Na to! - Gothmog rozwarł zaciski
manipulatora. - Odtwarzacz - poinformował. - Ktoś zostawił nam wiadomość.
- Ciekawe - odezwał się Nostromo i umilkł na chwilę, zastanawiając się. - Ktoś zna taki
model odtwarzacza?
- To proste urządzenie, są tysiące firm, które...
- Bo ja znam - przerwał Nostromo Gothmogowi. - Takie odtwarzacze produkują w Imperium
Maszyn. Czy to nie dziwne, że używa ich Liga?
- Jeśli to ona nas przysłała...
- A któż by inny?!
- Przekonajmy się. - Gothmog jakiś czas manipulował przy urządzeniu, nim zdołał je
uruchomić.
Odtwarzacz zakręcił się, poszukując środowiska, w którym mógłby odtworzyć obraz. Było to
rutynowe działanie, właściwe takim produktom. Po chwili z piasku i małych kamieni
uformował się wir, z wolna przybierając postać brodatego mężczyzny w kapturze. Rzeźba
uniosła rękę i zdjęła kaptur.
Poznali go od razu. Mało kto miał zaszczyt zetknąć się z tym człowiekiem osobiście, ale
każdy najemnik znał tę twarz. Czy naprawdę tak wyglądała, czy też raczej jej posiadacz
pragnął, aby funkcjonował taki jej publiczny wizerunek, to już zupełnie inna sprawa.
Mistrz Ligi.
- Jasny gwint! - sapnął Gothmog.
Jego towarzysze również byli zaskoczeni, lecz nic nie powiedzieli. Mieli przed sobą nagrany
wcześniej przekaz, niemniej fakt, iż Wielki Mistrz pofatygował się osobiście, robił wrażenie.
- Postanowiłem sam wprowadzić was w to zlecenie - oznajmił Mistrz Ligi - gdyż sprawa jest
nadzwyczajnej wagi. Słyszeliście zapewne o Van Bergu, wielkim fizyku i odkrywcy, który
kilkadziesiąt lat temu zlokalizował najważniejszy do dziś tunel podprzestrzenny, nazwany na
jego cześć tunelem Van Berga. Ale nie wiem, czy wiecie, że fizyk zaginął w swoim tunelu w
roku 2273. Obiekt okazał się niestabilny, zapadł się, podobnie jak większość tego typu
manifestacji. Współczesna nauka nie pozwala niestety przewidzieć momentu utraty
stabilności tunelu, bezpowrotnie zaginęły wtedy setki kosmicznych statków, zginęło wielu
ludzi, również nasze mechy.
- Niedawno tunel powrócił - odezwał się Beowulf. - Leciałem nim.
- Niedawno tunel Van Berga znów się pojawił - kontynuował Mistrz, zdając się korzystać z
podpowiedzi. - Przeszukano go dokładnie, jak tylko to było możliwe, ale nic nie znaleziono.
Ani śladu po tych, którzy przebywali w nim w chwili destabilizacji.
Piaskowa broda mówiącej rzeźby nagle osunęła się, rozsypała w pył, ale pole odtwarzacza
natychmiast ją odbudowało. Usta znów zaczęły się poruszać.
- Okazuje się, że Van Berg żyje. Zważywszy na datę urodzin, powinien być starcem, ale nasz
wywiadowca, który go widział, twierdzi, że wygląda na mężczyznę w kwiecie wieku,
najwyżej na siedemdziesiąt lat. A to może oznaczać tylko jedno: Van Berg znalazł sposób na
przeżycie w niestabilnym środowisku. W obiekcie, który na wiele lat zniknął z naszego
Wszechświata, a potem do niego powrócił. Być może nawet prowadził w tym zakresie tajne
badania i nie przez przypadek znajdował się w tunelu w chwili destabilizacji.
- A teraz konkrety - rzekł Mistrz. - Gdy tunel Van Berga wrócił, najbliżej wejścia całkiem
przypadkowo znajdowała się piracka jednostka Imperium Maszyn. Zdołała przejąć naukowca
i umknąć. Gdyby nie zbieg okoliczności oraz dociekliwość pewnego szpiega Ligi w ogóle
byśmy się o tym nie dowiedzieli albo poznali te fakty za późno. Nie muszę chyba wyjaśniać,
jaką rewolucją w sposobie prowadzenia działań wojennych jest klucz do przetrwania w
niestabilnym tunelu. Jeśli roboty zmuszą Van Berga do współpracy, posiądą być może wiedzę
umożliwiającą pokonanie ludzi. I tu jest wasze zadanie...
Z rzeźby znów posypał się piasek, a nawet kilka kamyków, jednakże tym razem odtwarzacz
jej nie odbudował.
- ...Odbijecie Van Berga, któremu stworzono laboratorium na jednej z planet wroga, z dala od
głównych szlaków. Ale uważajcie również na niego, ponieważ obawiamy się, że może
pracować dla Imperium Maszyn dobrowolnie. Nie mamy co do tego pewności, lecz z
doniesień wywiadowcy wynika, że roboty zaoferowały mu biliony kredytów na badania. A to
są sumy, o jakie trudno starać się nawet w Dominium. Być może po zakończonej akcji
przyjdzie wam czekać dłużej niż zwykle na transport powrotny, bądźcie wtedy cierpliwi, sami
najlepiej wiecie, jak trudno niepostrzeżenie wedrzeć się na rejon Galaktyki kontrolowany
przez maszyny. A teraz zapoznam was z terytorium, po którym przyjdzie wam się poruszać...
Piaskowo -karny kowa bryła utraciła spoistość, rozpadła się w jednej chwili i pozostał po niej
niewysoki kopczyk. Gwałtowne zwarcie rozświetliło odtwarzacz i w górę znów wzbił się
piasek.
- Oto mapa - rozległ się głos niewidzialnego Mistrza. Mapa z wolna nabierała dokładności,
ale zorientowali się od
razu, że przynajmniej jedno jest w porządku: gdziekolwiek są, byli tam, gdzie powinni;
wbrew obawom nie tylko na właściwej planecie, lecz także we właściwym rejonie. Dość
blisko obiektów oznaczonych jako laboratorium Van Berga, wystarczająco daleko jednak, by
nie zostać wykrytym przez ochronę.
Mapa wyostrzyła się, pokazując szczegóły techniczne, planowane alternatywne trasy
podejścia pod laboratorium, przewidywane międzyczasy, jak również, asekuracyjnie, drogę
ucieczki w przypadku niepowodzenia akcji. Wszystko to skrupulatnie zapisywały moduły
pamięci każdego Xyber Mecha. Tam będą mogli dokonywać korekt, na bieżąco
dostosowywać plan do rzeczywistej sytuacji i nanosić aktualne pozycje.
- Na dowódcę komanda wyznaczam Beowulfa. W przypadku jego śmierci lub braku
możliwości podjęcia zadań operacyjnych obowiązki przejmie Nostromo. Wypada teraz...
Niespodziewanie głos Mistrza Ligi urwał się. Kolejne wyładowanie rozświetliło skrzynkę
odtwarzacza, a ściana z mapą zadrżała. Nie rozpadła się jednak od razu, jak poprzednio postać
Mistrza. Wokół ikony laboratorium Van Berga zniknęły linie marszrut i zamiast nich pojawiła
się tylko jedna. Obok niej ikona, powszechnie znana, oznaczająca wyjście ewakuacyjne.
Odtwarzacz trzeszczał, jakby wciąż nadawał dźwiękowy przekaz - i rzeczywiście:
sporadycznie z radiowego szumu wyłaniała się jakaś sylaba, zupełnie jednak niezrozumiała;
nie było nawet pewności, czy to wciąż głos Mistrza.
Nagle wszystko się skończyło. Mapa rozsypała się, a odtwarzacz zgasł. Zapanowała cisza.
Gothmog usiłował coś jeszcze zrobić z urządzeniem, w końcu poddał się.
- Złom - oświadczył.
- Przekaz był nadawany po raz drugi - oświadczył niespodziewanie Nostromo.
- Jak to, po raz drugi? - zaperzył się Gothmog. Nagrania Ligi podlegały purowaniu w czasie
rzeczywistym, co oznaczało, że każdy transmitowany bajt był czyszczony natychmiast po
pobraniu z pamięci masowej. Nic nie dało się odczytać dwukrotnie. Takie były zasady.
- Już podczas projekcji postaci Mistrza wystąpiły zakłócenia - zgodził się Beowulf. -
Widziałeś ten osypujący się piasek. Zgadzam się z Nostromo, że takie mogą być objawy
złamania zabezpieczeń.
- Zastanawia mnie ta końcówka - rzekł Nostromo.
- Wszystkich nas zastanawia - oświadczył Beowulf. - Awaria sprzętu czy czyjeś celowe
działanie?
- Ja nie o tym - zaprzeczył Nostromo. - Ostatnim, co udało się zobaczyć, była dekonspiracja
położenia wyjścia ewakuacyjnego z budynku laboratorium. Przyznacie chyba, że to najlepsza
droga, by się tam dostać. Nie wygląda wam to za różowo? Bo mnie coś tu śmierdzi,
- Mamy zadanie i trzeba je wykonać - skwitował Beowulf. - Ruszamy. Chyba że ktoś chce się
wycofać?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin