Przejazd kolejowy+ Miłość matki.rtf

(3 KB) Pobierz

PRZEJAZD KOLEJOWY

Mój kuzyn i ja jechaliśmy do San Antonio i usłyszeliśmy plotki o nawiedzonym przejeździe kolejowym. Według nich, szkolny autobus utknął na nim, właśnie wtedy, kiedy kiedy do przejazdu zbliżał się pociąg. Jechał zbyt szybko, żeby dzieci mogły się wydostać z autobusu. Wszystkie zginęły. Kiedy w końcu odnaleźliśmy ten przejazd zatrzymaliśmy auto i zaparkowaliśmy dokładnie na torach. Oboje byliśmy trochę zdenerwowani i przestraszeni. Czekaliśmy. Właśnie kiedy postanowiliśmy, że odjedziemy, samochód zaczął się toczyć. Byliśmy sparaliżowani ze strachu. Trzymaliśmy się za ręce z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Po czasie, który był dla nas jak wieczność (chociaż tak naprawdę nie upłynęło nawet pięć minut), samochód się zatrzymał. Rozejrzeliśmy się dookoła. Byliśmy obok torów.

Może nie brzmi zbyt strasznie, ale kiedy wyszliśmy z auta zobaczyliśmy coś, co sprawiło, że natychmiast wskoczyliśmy do samochodu i jeszcze tej samej nocy wróciliśmy do domu, po sześciogodzinnej jeździe. Kiedy wyszliśmy z auta, poszliśmy przyjrzeć się jego tyłowi. Po sześciogodzinnej jeździe osadziło się tam trochę kurzu. Nie, to nie było takie straszne. Straszne było to, że cały tył auta pokryty był śladami dłoni. Dziecięcych dłoni.

 

MIŁOŚĆ MATKI

Pewnego popołudnia, pewne małżeństwo jechało samochodem. Jechali dosyć długo. Nagle, na środku drogi zobaczyli machającą gorączkowo kobietę.

Żona powiedziała, żeby mąż nie zwalniał, ponieważ ta kobieta może być niebezpieczna. Mąż jednak zwolnił, nie chciał jej przypadkowo potrącić. Gdy samochód znalazł się blisko niej, spostrzegli, że kobieta ma rany i siniaki na twarzy i ramionach. Postanowili się zatrzymać i sprawdzić, czy mogą jakoś pomóc.

Ranna kobieta błagała o pomoc. Powiedziała, że samochód, którym jechała wraz z mężem i nowo narodzonym synem wpadł do głębokiego rowu. Powiedziała, że jej mąż już nie żyje, ale niemowlakowi chyba udało się przeżyć.

Mężczyzna natychmiast ruszył na pomoc i polecił rannej, żeby została razem z jego żoną. Kiedy udało mu się dojść do auta, zobaczył dwie osoby na przednich siedzeniach, ale nie zwrócił na to uwagi. W tej chwili liczyło się tylko dziecko, które czym prędzej zabrał ze sobą, chcąc je oddać jego matce. Gdy jednak wyszedł z rowu, rannej kobiety nie było. Spytał żony, co się z nią stało. Odpowiedziała, że kobieta poszła za nim do rozbitego samochodu.

Kiedy mężczyzna ponownie zszedł do rowu, żeby jej poszukać, zorientował się, że jedna z osób na przednich siedzeniach to bez cienia wątpliwości ta sama kobieta, która jeszcze kilka minut temu błagała ich o pomoc.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin