Derrida Jacques - Różnia.pdf

(154 KB) Pobierz
251465818 UNPDF
Jacques Derrida Różnia (différance)*
Bd wic mówi o jednej literze.
Pierwszej, jeli wierzy alfabetowi i wikszoci spekulacji, które zapuciły si w tym kierunku.
Bd wic mówi o literze a , o tej literze pierwszej, którą wydało si konieczne wprowadzi tu i tam do pisowni
wyrazu différence , i to w trakcie pisania o pisaniu w ogóle, a wic pisania w ramach pisania w ogóle, którego różne
tory natrafiają wszystkie w pewnych, cile okrelonych punktach na swego rodzaju rażący błąd ortograficzny i
obchodzą zasady rządzące pisownią, prawa rządzące słowem pisanym i nadające mu jego układno. Zawsze b-
dzie można zatrze lub pomniejszy de facto lub de iure znaczenie tego uchybienia wobec ortografii i uzna je –
zależnie od przypadków, które mogą si sta za każdym razem przedmiotem osobnej analizy, ale które tutaj spro-
wadzają si do jednego – za poważne, niestosowne lub w przypadku najwikszej prostodusznoci za zabawne.
Nawet gdyby usiłowano pominą takie wykroczenie milczeniem, samo zainteresowanie si nim daje si od razu
spostrzec, wskaza, jak gdyby zostało narzucone przez niemą ironi, nieuchwytne słuchem uchybienie zawarte w
tym przestawieniu liter. Zawsze bdzie można zachowa si tak, jak gdyby nie czyniło to żadnej różnicy. Od razu
powiem, że w moim dzisiejszym wystąpieniu bdzie chodziło nie tyle o uzasadnienie tego niemego uchybienia
ortografii, a tym mniej o usprawiedliwianie go, ile o spotgowanie jego działania.
W zamian za to niech mi bdzie wolno odwoła si, choby tylko w domyle, do tych czy innych tekstów, które
odważyłem si opublikowa. Chciałbym bowiem spróbowa, w pewnej mierze i mimo że jest to – w zasadzie i w
ostatecznoci – niemożliwe z istotnych przyczyn teoretycznych, połączy w jedną w i ą z k rozmaite wektory,
które doprowadziły mnie czy raczej zmusiły do przyjcia w postaci owego neografizmu tego, co opatrz prowizo-
rycznie nazwą czy pojciem différance , a co nie jest zresztą, jak to zobaczymy, w sposób dosłowny ani nazwą, ani
pojciem. Obstaj tutaj przy wyraziew i ą z k a z dwóch powodów: nie chodzi o to, czego również mógłbym si
podją, aby opisa pewne dzieje, opowiedzie o ich fazach, tekst za tekstem, kontekst za kontekstem, pokazując
za każdym razem ekonomi narzucająą owo graficzne rozprzżenie, ale o o g ó l n y s y s t e m t e j e k o n o -
m i i . Z drugiej za strony wyrazw i ą z k a wydaje si właciwszy dla zaznaczenia, że proponowane połączenie ma
struktur splotu, plecionki, krzyżówki, rozdzielającej różne wątki i różne linie sensu – lub sił – która równoczenie
w każdej chwili może powiąza ze sobą nowe.
Przypominam zatem wstpnie, że tej dyskretnej interwencji graficznej nie dokonano z mylą głównie czy wyłącz-
nie o zgorszeniu czytelnika lub gramatyka; została ona obmylona w toku rozpisywania pewnej kwestii dotyczącej
pisania i pisma. Otóż okazuje si, rzekłbym przez przypadek, że różnica graficzna ( a w miejsce e ), owa znamienna
różnica zachodząca midzy dwiema na pozór dwikowymi notacjami, różnica midzy dwiema samogłoskami
pozostaje wyłącznie graficzna: daje si zapisa lub odczyta, ale nie daje si uchwyci słuchem. Jest niesłyszalna, a
jak za chwil zobaczymy, wykracza również poza porządek pojmowania. Zaznacza si jako nieme znami, milczący
pomnik, rzekłbym nawet – jak piramida; myl tu nie tylko o formie tej litery – drukowanej jako wielkie "A", jako
majuskuła, ale również o owym ustpie Encyklopedii Hegla, gdzie fizyczna powłoka znaku została porównana do
piramidy egipskiej. W différance owo a pozostaje milczące, tajemnicze i dyskretne jak grobowiec, oikesis. Zazna-
czamy w ten sposób, wybiegając naprzód, owo miejsce, zarazem rodzinną siedzib i grobowiec tego, co własne,
gdzie tworzy si w postaci różni e k o n o m i a m i e r c i . Kamie ten – o ile tylko umie si rozszyfrowa jego
legend – niemalże mówi o mierci dynasty.
Grobowiec ten nie daje nawet pogłosu. Rzeczywicie bowiem w tym wystąpieniu, słowami dopiero co wymówio-
nymi na posiedzeniu Francuskiego Towarzystwa Filozoficznego, nie mog da zna Pastwu, o ja-
kiej différence mówi, w chwili, kiedy o niej mówi. Mog mówi o owej różnicy graficznej jedynie odwołując si
stale w swym przemówieniu do samego pisma oraz ucilając za każdym razem, że odwołuj si do différence (z e )
lub do différance (z a ). Z pewnocią nie ułatwi to nam dzi zadania i sprawi wiele kłopotów zarówno Pastwu, jak i
mnie samemu, jeli bdziemy chcieli si zrozumie. W każdym razie objanienia ustne, które bd podawa –
mówiąc: "z e " albo: "z a " – odnoszą si w sposób nieunikniony do tekstun a p i s a n e g o , tekstu strzegącego mo-
jej wypowiedzi, tekstu, który trzymam przed sobą, który bd odczytywa i ku któremu bd próbował skierowa
spojrzenia i gesty Pastwa. Nie bdziemy mogli obej si tutaj bez przejcia przez tekst pisany, bez podporząd-
kowania si nieporządkowi, jaki si w nim wytwarza, i o to włanie przede wszystkim mi chodzi.
Owo piramidalne milczenie różnicy graficznej midzy e i a może zapewne funkcjonowa jedynie w ramach syste-
mu pisma fonetycznego oraz w obrbie jzyka i gramatyki historycznie związanej z pismem fonetycznym, podob-
nie jak z całą kulturą, która jest od niego nieodłączna. Ale rzekłbym, że włanie to milczenie, funkcjonujące jedynie
w ramach tzw. pisma fonetycznego, wskazuje lub przypomina w sposób bardzo pożyteczny, że wbrew pewnemu
wielkiemu przesądowi – pismo fonetyczne nie istnieje. Nie istnieje pismo czysto i cile fonetyczne. Tzw. pismo
fonetyczne może funkcjonowa z zasady i de iure – a nie tylko z racji niedostatków empirycznych i technicznych –
jedynie dopuszczając istnienie "znaków" niefonetycznych (znaki przestankowe, odstp itd.), do których, jak za-
uważymy niebawem, pojcie znaku daje si odnie z trudem. Wicej, sama gra różnic, bdąca – o czym tylko
przypomniał de Saussure – warunkiem możliwoci i funkcjonowania wszelkich znaków, jest grą milczenia. Niesły-
szalna jest różnica midzy dwoma fonemami, która pozwala im istnie i funkcjonowa. To, co niesłyszalne, otwie-
ra drog rozumieniu obu danych fonemów, takich, jakie same si przedstawiają. Jeli wic nie istnieje pismo czy-
sto fonetyczne, to dlatego, że nie istnieje czysto fonetyczna phone. Różnica objawiająca fonemy i pozwalająca je
uchwyci sama pozostaje niesłyszalna.
Odpowie kto na to, że z tych samych powodów również różnica graficzna pogrąża si w mrokach, nie wypełnia
si treciami zmysłowymi, lecz wysnuwa z siebie jaki niewidzialny stosunek, zarysowuje niewidoczny związek
midzy dwoma obrazami. Zapewne. Ale jeli z tego punktu widzenia różnica midzy e i a zaznaczona w di-
ffér () nce wymyka si wzrokowi i słuchowi, to fakt ten poddaje by może szczliwie myl, że w tym miejscu należy
si odwoła do pewnego porządku nie należącego już do zmysłowoci. Lecz tym bardziej nie do rozumnoci, nie
do pewnej idealnoci, nieprzypadkowo związanej z obiektywnocią samego theorein czy intelektu; w tym miejscu
trzeba si odwoła do takiego porządku, który nie dopuszcza do siebie przeciwiestwa midzy tym, co uchwytne
zmysłami, a tym, co uchwytne intelektem, przeciwiestwa, na którym opiera si filozofia. Porządek, który nie do-
puszcza do siebie tego przeciwiestwa, a nie dopuszcza dlatego, że sam je w sobie zawiera, wyłania si w trakcie
różni, owej différance (z a ), przebiegającej midzy dwiema różnicami czy też dwiema literami, nie należącej ani do
głosu, ani do pisma w sensie potocznym, a wystpującej – tak jak ta osobliwa przestrze, w której bdziemy prze-
bywa około godziny – m i d z y słowem a zapisem, w oderwaniu od tej cichej zażyłoci, która nas z nimi łączy,
utwierdzając nas czasem w złudzeniu, że są to dwie różne rzeczy.
A teraz – jak zaczą mówi o a w différance ? Jest samo przez si zrozumiałe, że różnia ( différance ) nie może
by w yłożo n a . Można wyłoży jedynie to, co w pewnej chwili może sta si o b e c n e , jawne, co może si
ukaza, uobecni jako obecne, jako byt obecny w swej prawdzie, w prawdzie czego obecnego lub w obecnoci
czego obecnego. Otóż jeli różnia jest ("jest" także przekrelam) tym, co umożliwia uobecnianie si bytu obecne-
go, sama nie uobecnia si nigdy. Nie objawia si nigdy jako obecna. Nikomu. Powciągliwa i nie wyłożona, nie
wystawiająca si na pokaz, dokładnie w tym punkcie przekracza zgodnie ze swoimi prawidłami porządek prawdy,
nie kryjąc si przy tym – jak gdyby była czym, jakim tajemniczym bytem – w tajnikach niewiedzy lub w jakiej
wyrwie, której obrzeża można by okreli (na podstawie – dla przykładu – topologii kastracji). Wszelkie wyłożenie,
wystawienie jej na pokaz naraziłoby ją na zniknicie jako czego niknącego, na zniknicie zniknicia. Gotowa była-
by si ukaza: jako zanik.
Do tego stopnia, że wszelkie zwroty, okresy, składnia, których bd czsto używa, przypominają do złudzenia
teologi negatywną. Już trzeba było zaznaczy, ż e różnian i e j e s t , nie istnieje, nie jest żadnym bytem obec-
nym ( on ); bdziemy musieli również okreli to wszystko, c z y m n i e j e s t , a wic, że nie ma ani istnienia, ani
istoty. Nie zalicza si do żadnej kategorii bytów, ani obecnych, ani nieobecnych. Wszelako owe znamiona różni nie
mają w sobie nic teologicznego, nic z najbardziej nawet negatywnego porządku teologii negatywnej, skoro jej
zadaniem było zawsze, jak wiadomo, ukazywanie jakiej nadistotnoci ponad skoczonymi kategoriami istoty i
istnienia, a wic obecnoci, skoro sama zawsze pierwsza przypominała, że jeli Bogu odmawia si predykatu ist-
nienia, to po to, aby przyzna mu inny sposób istnienia, wyższy, niepojty, niewypowiedziany. Nie o to tutaj cho-
dzi – o czym bdzie si można stopniowo przekona. Różnia ( différance ) nie tylko nie daje si sprowadzi do ja-
kiejkolwiek ontologii lub teologii, słowem – onto-teologii, ale otwierając przestrze, w której onto-teologia – filo-
zofia – tworzy swój system i swoje dzieje, zawiera ją w sobie, wpisuje i bezpowrotnie ją przekracza.
Z tego samego powodu nie bardzo wiem, od czego zaczą krelenie wiązki wektorów lub grafiku oddającego róż-
ni. Albowiem tym, co podaje si tutaj w wątpliwo, jest wymóg prawomocnego początku, absolutnego punktu
wyjcia, zasadniczej odpowiedzialnoci. Problematyka pisania i pisma rozpoczyna si od zakwestionowania warto-
ci arche . To, co tu zaproponuj, nie bdzie wic si rozwija jak zwykły wywód filozoficzny, wychodzący od jakiej
zasady, postulatów, aksjomatów czy definicji i posuwający si szlakiem linearnej dyskursywnoci znamionującej
porządek racji. Na szlaku différance wszystko jest sprawą strategii i przygody. Strategii – albowiem żadna prawda
transcendentna obecna poza dziedziną pisma nie może na modł teologiczną rządzi całocią dziedziny. Przygody
– albowiem strategia ta nie jest zwykłą strategią w tym sensie, w jakim si mówi, że strategia nadaje kierunek
taktyce w zależnoci od ostatecznego celu, od owego telos czy zadania polegającego na opanowaniu, zdobyciu i
ostatecznym zawładniciu jakim ruchem lub dziedziną. Jest to ostatecznie strategia bez ostatecznego celu i moż-
na by ją nazwalepą taktyką, empirycznym błądzeniem, gdyby empiryzm nie był przeciwiestwem filozoficznej
odpowiedzialnoci. Jeżeli na drodze différance zachodzi pewne błądzenie, to jednak nie trzyma si ona ani linii
filozoficzno-logicznego wywodu, ani linii jego symetrycznej, nieodstpnej odwrotnoci – dyskursu empiryczno-
logicznego. Pojcie g r y znajduje si poza tym przeciwstawieniem, wyrażając – zarówno przed wszelką filozofią,
jak po niej – jedno przypadku i koniecznoci znamienną dla rachunku, który nie ma koca.
Toteż, jeli Pastwo pozwolą, zgodnie z mą decyzją i z prawidłem gry, odwróc zagadnienie i wraz z Pastwem
przystąpi do przemylenia différance , poczynając od tematu samej strategii i wojennych podstpów.
Przez to strategiczne tylko uzasadnienie pragn podkreli, że tematyka différance może i bdzie musiała zosta
kiedy podjta oraz pozwoli, jeli nie zastąpi si, to przynajmniej włączy do szeregu ogniw, których łacuchem
nigdy naprawd nie bdzie włada. Co raz jeszcze potwierdza, że nie ma ona w sobie nic teologicznego.
Powiem wic na wstpie, że różnia nie bdąca ani nazwą, ani pojciem wydała mi si strategicznie najwłaciwsza
do tego, aby przemyle, jeli nie opanowa – mylenie byłoby tu czym, co znajduje si w pewnym koniecznym
stosunku do strukturalnych granic panowania – to, co jest czym najbardziej nieredukowalnym w naszej "epoce".
Zgodnie ze strategią rozpoczynam od miejsca i czasu, w którym włanie "my" si znajdujemy, chociaż tego punktu
wyjcia nie da si w ostatecznej instancji uzasadni i jedynie na podstawie différance oraz jej "dziejów" możemy
mniema, że wiemy, kim i gdzie jako "my" jestemy oraz czym mogłyby by granice jakiej "epoki".
Chociaż różnia ( différance ) nie jest ani nazwą, ani pojciem, pokumy si o dokonanie łatwej i przybliżonej analizy
semantycznej, która ukaże nam stawk tej gry.
Wiadomo, że czasownik différer (łac. differre – różni si) ma dwa odrbne znaczenia: np. w Słowniku Littrégo
stanowi przedmiot dwóch osobnych haseł. W tym sensie łaciskie differre nie jest zwykłym tłumaczeniem grec-
kiego diapherein , i fakt ten nie jest dla nas bez znaczenia, albowiem łączy te rozważania z pewnym szczególnym
jzykiem uchodzącym za mniej filozoficzny, mniej pierwotny z punktu widzenia filozofii niż greka. W istocie bo-
wiem rozkład znacze greckiego diapherein nie zawiera jednego z dwóch składników łaciskiego differre , a mia-
nowicie czynnoci odkładania czego na póniej, brania w rachub, brania w rachub czasu i działania pewnych sił
w ramach czynnoci implikującej rachunek ekonomiczny, nadłożenie drogi, odroczenie, opónienie, odwód,
przedstawienie, czyli wszystkie takie pojcia, które mog tutaj streci jednym słowem; nigdy go nie używałem,
ale można by je wpisa do tego łacucha –odwlekanie. W tym sensie différer znaczy odwleka, odsyła
wiadomie lub niewiadomie do czasowego i czarującego porednictwa pewnego odstpu w czasie, zawieszające-
go ziszczenie si lub spełnienie "pragnienia" lub "woli", czyniąc to w sposób niweczący lub miarkujący pożądany
skutek. Zobaczymy w dalszym ciągu, w jaki sposób to odwlekanie jest zarazem czasowaniem i rozprzestrzenianiem
– uczasowieniem si przestrzeni i uprzestrzenieniem si czasu – "ródłową konstytucją" czasu i przestrzeni, jak
okreliłaby to metafizyka lub fenomenologia transcendentalna w jzyku, który podlega tu krytyce i jest nie na
miejscu.
Drugie znaczenie czasownika différer jest najbardziej potoczne i rozpoznawalne: nie by identycznym, by innym,
by do odróżnienia itd. Co za do wyrazu différen (t)(d), który może by pisany dowolnie z t lub d na kocu, w za-
leżnoci od tego, czy chodzi o inno polegająą na odrbnoci czy na niechci i sprzeczce, midzy odrbnymi
elementami musi wytworzy si w działaniu aktywnym, dynamicznym i przez pewien rodzaj upartego powtarzania
– przerwa, odstp, r o z s u n i c i e .
Otóż wyraz différence (z e ) nigdy nie mógł odsyła ani do différer jako odwlekania, ani do différend jako polemos .
Tą włanie utrat miałby kompensowa – w sposób ekonomiczny – wyraz différance (z a ). Może on odsyła jedno-
czenie do całej konfiguracji znacze, jest bezporednio i w sposób nieredukowalny polisemiczny, co nie bdzie
obojtne dla ekonomii wywodu, który staram si prowadzi. Odsyła do tej konfiguracji nie tylko – w sposób naj-
bardziej oczywisty, jak wszelkie znaczenie – przy pomocy wypowiedzi lub kontekstu interpretacyjnego, ale także
do pewnego stopnia dziki sobie samemu, czy przynajmniej w wikszym stopniu dziki sobie niż jakikolwiek inny
wyraz, ponieważ samo a pochodzi bezporednio od imiesłowu teraniejszego ( différant ) i zbliża nas do trwającej
czynnoci différer , zanim jeszcze wytworzy skutek w postaci différent lub différence (z e ). W ramach pojciowoci,
zgodnie zresztą z klasycznymi wymogami, można by powiedzie, że différance oznacza i przyczynowo konstytu-
tywną, wytwórczą i ródłową, proces rozszczepiania i podziału, którego wytworami lub ukonstytuowanymi skut-
kami byliby różni lub różnice, différents lub différences . Ale différance , zbliżając nas do bezokolicznikowego, ak-
tywnego rdzenia différer , neutralizuje to, co bezokolicznik denotuje jako po prostu aktywne, podobnie
jak mouvance nie oznacza w naszym jzyku zwykłego faktu poruszania, poruszania si lub bycia porusza-
nym. Résonance nie jest również aktem pobrzmiewania. Musimy zatem zaznaczy, że w naszym jzyku kocówka -
ance pozostaje w zawieszeniu midzy stroną czynną a bierną. Zobaczymy za chwil, dlaczego to, co si da ozna-
czy przez différance , nie jest ani po prostu czynne, ani po prostu bierne, a raczej zwiastuje lub przywołuje co
takiego, jak strona porednia, wyraża czynno, która nie jest czynnocią, która nie daje si ują ani jako doznanie,
ani jako działanie podmiotu na przedmiot, ani od strony sprawcy, ani od strony odbiorcy, czy to wychodząc od
któregokolwiek z tychc z ł o n ó w , czy też do niego dochodząc. Otóż, strona porednia, pewna nieprzechodnio
jest by może tym, co filozofia – ustanawiając si pod tym naciskiem – zaczła dzieli na stron czynną i bierną.
Różnia ( différance ) jako zwłoka, różnia ( différance ) jako rozsunicie. W jaki sposób jedno może złączy si z dru-
gim?
Zacznijmy od problematyki znaku i pisma, ponieważ znalelimy si w tym punkcie. Znak – jak si powiada po-
tocznie – zajmuje miejsce samej rzeczy, rzeczy obecnej, przy czym "rzecz" dotyczy tutaj zarówno sensu, jak odnie-
sienia. Znak reprezentuje co obecnego pod jego nieobecno. Zastpuje to. Kiedy nie możemy wzią do rki lub
pokaza rzeczy, powiedzmy raczej czego obecnego, bytu obecnego, kiedy to, co obecne, nie uobecnia si, ozna-
czamy to, nakładamy drogi przechodząc przez znak. Odbieramy lub dajemy znaki. Czynimy znak. Znak byłby wic
odroczoną obecnocią. Niezależnie od tego, czy jest to znak słowny czy pisany, znak monetarny, zastpstwo wy-
borcze lub przedstawicielstwo polityczne, obieg znaków odracza chwil, w której moglibymy napotka rzecz sa-
ą, zawładną nią, przyswoi sobie lub nią szafowa, dotkną jej, zobaczy, mie ją w obecnej naocznoci. Tym,
co opisuj tu chcąc zdefiniowa – przez przywołanie banalnych jego cech – znaczenie jako różni odwlekająą, jest
klasycznie okrelona struktura znaku: zakłada ona, że znak odraczający obecno można pomyle jedy-
nie w y c h o d z ą c od obecnoci, którą on odracza i p r z e z w z g l ą d n a obecno, którą próbuje si odzy-
ska. Zgodnie z tą klasyczną semiologią podstawienie znaku w miejsce samej rzeczy jest zarazemw t ó r -
n e i d o r a n e : wtórne wobec pierwotnej, zagubionej obecnoci, od której znak jest pochodny; dorane w obli-
czu owej ostatecznej, brakującej obecnoci, której znak poredniczy.
Gdyby poda w wątpliwo ów charakter doranego i wtórnego substytutu, można byłoby zapewne dostrzec co
na kształt ródłowej różni ( différance ), ale nie można byłoby już jej nawet nazwaródłową czy kocową, albo-
wiem wartoci związane ze ródłem, z archia , z telos , z eschaton itd. zawsze denotowały obecno: ousia, parou-
sia itd. Zakwestionowanie wtórnoci i doranoci znaku, przeciwstawienie im "ródłowej" różni ( différance ) pocią-
gnłoby za sobą nastpujące konsekwencje:
1. Nie można byłoby jużłączy différance z pojciem "znaku", który zawsze miał przedstawia jaką obecno i
ukonstytuował si w ramach systemu (mylowego lub jzykowego) ukształtowanego na podstawie obecnoci i w
dążeniu do niej.
2. Kwestionuje si przez to powag obecnoci lub zwykłego jej symetrycznego przeciwiestwa – nieobecnoci lub
braku. Badanie objłoby tym samym granic, która nas zawsze zmuszała, która zmusza nas nadal – nas, ludzi
pewnego jzyka i pewnego systemu mylenia – do ujmowania sensu bycia w ogóle jako obecnoci lub nieobecno-
ci włanie w kategoriach bytu lub bytowoci ( ousia ). Wida już, że kwestia, do której dochodzimy w ten sposób,
jest – powiedzmy – typu heideggerowskiego, a różnia z d a j e s i prowadzi nas do różnicy ontyczno-
ontologicznej. Ale pozwol sobie odłoży to odniesienie na póniej. Dodam tylko, że midzy różnią jako odwleka-
niem-czasowaniem, której nie da si już pomyle w obrbie horyzontu obecnoci, a tym, co mówi Heidegger
w Sein und Zeit o czasowaniu jako transcendentalnym horyzoncie kwestii bycia domagającym si uwolnienia go od
tradycyjnej i metafizycznej dominacji obecnoci i teraniejszoci, istnieje cisły, cho nie wyczerpujący i nieko-
nieczny bezwarunkowo związek.
Ale pozostamy zrazu przy problematyce semiologicznej, aby zobaczy, w jaki sposób łączą si w jej obrbie róż-
nia jako zwłoka i różnia jako rozsunicie. Wikszo bada semiologicznych i jzykoznawczych, które przewodzą
dzisiaj myleniu już to dziki swym wynikom, już to jako uznany wszdzie regulatywny wzorzec, odwołuje si,
łusznie lub niesłusznie, do de Saussure'a jako do wspólnego wszystkim nauczyciela. Otóż de Saussure jest przede
wszystkim tym, kto umiecił a r b i t r a l n y id y s t y n k t y w n y charakter znaku u podstaw semiologii ogólnej, w
szczególnoci za jzykoznawstwa. Oba motywy – arbitralno i dystynktywno – są według niego, jak wiadomo,
nierozłączne. Arbitralno może istnie tylko dlatego, że system znaków konstytuują różnice, nie za składniki
pozytywne. Elementy znaczeniowe funkcjonują nie mocą sił skupionych w rdzeniach, ale dziki siatce przeciwsta-
wie, które je wyodrbniają i odnoszą jedne do drugich. "Dowolny i różnicujący – powiada de Saussure – są to
właciwoci współzależne."*
Otóż ta zasada różnicy jako warunku znaczenia odnosi si do c a ło c i z n a k u , czyli zarazem do elementu zna-
czonego i znaczącego. Element znaczony to pojcie, sens idealny, a element znaczący jest tym, co de Saussure
nazywa "obrazem" materialnym, fizycznym, np. akustycznym. Nie bdziemy si tutaj zajmowa wszystkimi pro-
blemami, jakie stawiają powyższe definicje. Zacytujemy tylko interesujący nas fragment dzieła de Saussure'a:
Jeli cz pojciowa wartoci składa si wyłącznie ze związków i różnic z innymi składnikami jzyka, to to samo
można powiedzie o jej czci materialnej... Wszystko, co zostało powiedziane, sprowadza si do tego, że w jzyku
istnieją tylko różnice. Co wicej: różnica na ogół zakłada istnienie składników pozytywnych, midzy którymi jest
ustalana, ale w jzyku istnieją tylko różnice bez składników pozytywnych. Czy wemiemy element znaczący czy
znaczony, jzyk nie zawiera ani wyobraże, ani dwików, które istniałyby przed systemem jzykowym, lecz tylko
różnice pojciowe i różnice dwikowe wypływające z tego systemu. To, co znajduje si w znaku z wyobrażenia
lub materiału dwikowego, ma mniejsze znaczenie niż to, co si znajduje wokół niego w innych znakach.*
Wyciągniemy stąd pierwszy wniosek, a mianowicie, że pojcie znaczone nie jest nigdy obecne samo w sobie,
obecnocią wystarczająą, która odsyłałaby tylko do samej siebie. Wszelkie pojcia są wpisane na mocy swojego
prawa i w sposób istotny w pewien łacuch lub system, w ramach którego odsyłają do czego innego, do innych
poj przez systematyczną gr różnic. Taka gra, różnia ( différance ) nie jest już wówczas po prostu pojciem, ale i
możliwocią pojciowoci, możliwocią procesu i systemu pojciowego w ogóle. Z tego samego wzgldu różnia,
która nie jest pojciem, nie jest też zwykłą nazwą, tzn. czym, co przedstawiamy sobie jako cichą i obecną, odno-
sząą si do samej siebie jedno pojcia i fonii. Zobaczymy dalej, jak si to odnosi do wyrazu w ogóle.
Różnica, o której mówi de Saussure, nie jest wic sama ani pojciem, ani wyrazem takim jak inne. Można powie-
dzie to samo a fortiori o différance . I w ten sposób musimy rozwikła ich wzajemny stosunek.
W jzyku, w s y s t e m i e jzykowym istnieją tylko różnice. Można wic dokona zabiegu taksonomicznego i spo-
rządzi ich usystematyzowany, statystyczny i klasyfikujący spis. Ale różnice te g r a j ą w jzyku, a także w mowie
jednostkowej oraz w wymianie zachodzącej midzy jzykiem a mową jednostkową. Z drugiej za strony różnice te
ą również pewnymi s k u t k a m i . Nie spadły przecież gotowe z nieba: nie są zapisane w żadnym topos no-
etos ani z góry przepisane w materii mózgu. Gdyby wyraz "historia" nie zawierał w sobie motywu ostatecznego
stłumienia różnicy, to można by rzec, że tylko różnice mogą by od razu i w stu procentach "historyczne".
To, co pisze si "różnia" ( différance ), bdzie wic grą "wytwarzająą" – przez co, co nie jest po prostu działaniem
– owe różnice, efekty różnicowe. Nie znaczy to, by różnia wytwarzająca różnice poprzedzała je tkwiąc w jakiej
prostej, nie zmodyfikowanej w sobie, nie zróżnicowanej teraniejszoci. Różnia jest nieprostym, niepełnym "ró-
dłem", ródłem ustrukturowanym i różniącym różnice. A wic nazwa "ródło" do niej nie pasuje.
Skoro jzyk, o którym powiada de Saussure, że jest klasyfikacją, nie spadł z nieba, to różnice zostały wytworzone,
okazują si wytworzonymi skutkami, których przyczyną nie jest jednak jaki podmiot lub substancja, jaka rzecz w
ogóle, jaki byt obecny w jakim miejscu i wymykający si grze différance . Gdyby taka obecno była najklasycz-
niej w wiecie implikowana pojciem przyczyny w ogóle, to trzeba by mówi o skutku bez przyczyny, co wkrótce
doprowadziłoby do zaprzestania mówienia o skutku w ogóle. Próbowałem wskaza kierunek wyjcia z tego za-
mknitego schematu poprzez "lad", "rys", który w tym samym stopniu nie jest skutkiem, w jakim nie ma przyczy-
ny, lecz sam w sobie nie wystarcza, aby dokona – poza obrbem tekstu – koniecznego wykroczenia poza sche-
mat.
Skoro nie ma mowy o obecnoci przed różnicą semiologiczną oraz poza nią, można odnie do pojcia znaku w
ogóle to, co de Saussure pisze o jzyku: "Jzyk jest konieczny, by mowa jednostkowa mogła by zrozumiana i wy-
wołała wszystkie swe skutki, lecz mowa jednostkowa jest konieczna, by jzyk mógł si ustali; historycznie, pierw-
szy jest zawsze fakt mowy jednostkowej"*.
Pozostając przy schemacie, jeli nie przy treci wymogów podawanych przez de Saussure'a, oznaczymy
przez r ó ż n i ( différance ) ruch, zgodnie z którym jzyk lub jakikolwiek inny kod, inny system odniesie w ogóle
konstytuuje si "historycznie" jako tkanka różnic, z tym że wyrazy "konstytuuje si", "wytwarza si", "tworzy si",
"ruch", "historycznie" itd. powinny by rozumiane niezależnie od jzyka metafizyki, w którym mają wszystkie swo-
je implikacje. Należałoby pokaza, dlaczego pojciew y t w ó r c z o c i , podobnie jak pojcie konstytucji i historii,
ma z tego punktu widzenia co wspólnego z tym, o czym tutaj mowa, ale zaprowadziłoby to mnie dzisiaj zbyt da-
leko – ku teorii "koła", w którym, jak si zdaje, jestemy zamknici; i dlatego posługuj si nimi, podobnie jak wie-
loma innymi pojciami, wyłącznie ze wzgldów strategicznych i aby zapoczątkowa rozbiórk ich systemu w naj-
ważniejszym aktualnie punkcie. W każdym razie dziki kołu, w którym, jak si zdaje, utkwilimy, zrozumiemy, że
różnia, o której tutaj mowa, nie jest w wikszym stopniu statyczna niż genetyczna ani w wikszym stopniu struk-
turalna niż historyczna. Ani odwrotnie. A jeli kto zechce podnosi zarzuty wychodząc od jednego z najstarszych
metafizycznych przeciwiestw, przeciwstawiając dla przykładu generatywny punkt widzenia – strukturalno-
taksonomicznemu lub odwrotnie, to znaczy, że nie umie odczyta niczego, a przede wszystkim tego, czego brakuje
tu etyce ortograficznej. Co si za tyczy différance , przeciwiestwa te nie mają w stosunku do niej najmniejszej
doniosłoci, co z pewnocią nie ułatwia rozważania tej kwestii.
Jeli zastanowi si z kolei nad łacuchem, w którym różnia ulega w zależnoci od kontekstu pewnym niesynoni-
micznym podstawieniom, po co mielibymy si odwoływa do pojcia "odwodu", "prapisma", "prarysu", "rozsu-
nicia" lub do "uzupełnienia", "pharmakonu", a ponadto do hymenu, marginesu – markowania – marchii?
Rozpocznijmy raz jeszcze. Różnia jest tym, co sprawia, że ruch znaczenia jest możliwy tylko wtedy, kiedy każdy
element zwany "obecnym", ukazujący si na scenie obecnoci, odnosi si do czego innego niż on sam, zachowu-
jąc w sobie znami elementu przeszłego i pozwalając, żeby odcisnło si już na nim znami jego stosunku do ele-
mentu przyszłego; przy czym lad odnosi si w nie mniejszym stopniu do tego, co nazywamy przyszłocią, niż do
tego, co nazywamy przeszłocią, ustanawiając to, co nazywamy teraniejszocią przez sam stosunek do tego, co
nią nie jest, nie jest w sposób absolutny, tzn. do przyszłoci lub przeszłoci ujtych jako zmodyfikowana teraniej-
szo. Jaki odstp musi oddziela teraniejszo od tego, co nią nie jest, aby mogła by sobą, ale ten sam odstp,
który ustanawia teraniejszo, musi zarazem dokona podziału w samej teraniejszoci, dzieląc w ten sposób
wszystko, co si da pomyle na jej podstawie, tzn. wszelkie byty, a mówiąc naszym jzykiem metafizycznym:
zwłaszcza substancj lub podmiot. Ten ustanawiający si, dzielący si dynamicznie odstp jest tym, co można
Zgłoś jeśli naruszono regulamin