Rozdział 9.doc

(146 KB) Pobierz
Pik

 

 

 

„SPOTKANIE”

 

Pik! Pik! Pik!- Ach, przeklęty budzik! Kto w ogóle wymyślił takie urządzenia? Powoli, z wielką niechęcią wyszłam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic a następnie uczesałam włosy w wysoka kitkę i owinęłam się ręcznikiem. Przeszłam teraz do swojej garderoby. Chwyciłam pierwsze lepsze szare dresy, do tego bokserkę, adidasy i wróciłam już gotowa do biegania do pokoju. Wzięłam jeszcze do ręki swojego i-poda wkładając słuchawki do uszu i włączając muzykę. Przed wyjściem spojrzałam na zegarek, który wskazywał 6 rano.

Po około 40 minutach biegu byłam już w parku, tam zrobiłam kilka ćwiczeń rozciągających a następnie zawróciłam z powrotem do domu. Kiedy dobiegłam, otworzyłam drzwi po cichutku i udałam się do swojego pokoju po drodze chwytając jabłko. Będąc już w pokoju spojrzałam na zegarek, dochodziła 8. Wyjęłam szybko słuchawki z uszu, wzięłam prysznic i ubrałam się, gdyż wpadłam na genialny pomysł. A dokładniej po cichutku zakradłam się do sypialni Esme i wyłączyłam jej budzik. Następnie skierowałam się do kuchni. Postanowiłam dzisiaj na śniadanie usmażyć naleśniki. Jak postanowiłam tak i zrobiłam. Po około 30 minutach stół był nakryty i czekał na resztę. Jako pierwsza zeszła Alice, miała dzisiaj na sobie żółte rurki i fioletowa koszulkę.

-Hej Bells! Gdzie Esme?

-Hej, a Esme śpi.

-To, kto robił śniadanie? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że Carlisl?

-Nie, spokojnie Alice, śniadanie zrobiłam ja.- Powiedziałam z dumą.

Rozmawiałyśmy tak jeszcze chwilę o różnych rzeczach, dopóki nie zeszła reszta. Oczywiście Edward zszedł jako ostatni. Na przywitanie pocałował mnie czule a w usta.

-Hej gołąbeczki, weźcie przestańcie przy stole się lizać!- Jak zwykle Em miał ochotę na żarty.

-Ej, niedźwiedziu! Ile razy musiałem znosić jak całujesz Rose przy stole!?!- Emmet, już nic na to nie powiedział tylko zaczął zajadać się naleśnikami. Chyba po pochłonięciu około 10 w tym czasie, co my 2 powiedział:

-Muszę powiedzieć Esme, ze tym razem naleśniki wyszły jej po prostu rewelacyjne. A tak w ogóle to gdzie ona jest?- Zachichotałam pod nosem, ale odpowiedziałam mu na jego pytanie:

-Esme śpi.

-To, kto robił śniadanie?- Zapytał z zaskoczeniem tym razem Jasper.

-Ja, mam nadzieję, ze wam smakuje- Powiedziałam z dumą w głosie.

-Dziewczyno, będę Cię na rękach nosił za te naleśniki! Są rewelacyjne.

-Cieszę się, że Ci smakują Em.- Już nikt nic więcej nie powiedział tylko każdy zajął się jedzeniem. Kiedy skończyliśmy odezwała się Alice:

-Teraz chłopcy posprzątają po śniadaniu a my pójdziemy się szykować na spotkanie z wytwórnią.- Rose nie czekając, aż Alice skończy od razu pociągnęła mnie za rękę do pokoju. Posadziły mnie na łóżku a same zaczęły nad czymś intensywnie myśleć. Po około 10 minutkach chochlik aż podskoczył klaszcząc w ręce:

-Musimy jechać na zakupy.- W mgnieniu oka ponownie pociągnęły mnie za sobą tym razem na dół do salonu, gdzie najpewniej znajdowali się teraz chłopcy. Pierwsza do akcji wkroczyła Rose:

-Emmuś, misiaczku, pojedziesz ze mną na zakupy?

-A mam inny wybór? Oczywiście, ze pojadę.

Następna była Alice:

-Jazz, pojedziemy na zakupy?

-Ok., Niech Ci będzie.

Teraz przyszła kolej na mnie. Postanowiłam jednak dać trochę większe przedstawienie,: jak Edward łatwo mi się poddaje. Podeszłam powolnym krokiem do kanapy, na której siedział, puszczając oczko dziewczynom( od razu zrozumiały, o co chodzi i przypatrywały się uważnie), usiadłam mu na kolanach a następnie pocałowałam go namiętnie. Kiedy już się od niego oderwałam, nie zdążyłam nic powiedzieć, bo mnie uprzedził:

-Tak, pojadę z Tobą.

-Ale ja jeszcze o nic nie pytałam.

-Ale i tak się zgadzam.- Pocałowałam Edwarda jeszcze raz tym razem delikatniej, podczas gdy Emmet i Jasper zwijali się ze śmiechu….

-Co Was tak śmieszy chłopcy?- Zapytała Rose.

-Edward, stał się pantoflarzem.

-Em i Jazz zamknąć się w tej chwili.- Krzyknęła tym razem Alice a oni? Od razu wykonali jej polecenie i jeszcze spuścili głowy ze skruchą.

-I, kto tu jest pantoflarzem hm?- Zapytał mój ukochany. Jednak nikt mu już na to nie odpowiedział, tylko wszyscy udaliśmy się do samochodów. Dziewczyny stwierdziły, ze każda para pojedzie jednym samochodem, gdyż tak będzie lepiej później włożyć zakupy i ich nie pomieszać. I tak o to w ten sposób znalazłam się z moim ukochanym w jednym samochodzie. Edward prowadził rewelacyjnie, więc mógł sobie na to pozwolić, aby jedną ręką trzymać kierownicę a druga na moim kolanie. Po około 20 minutach byłyśmy na miejscu. Chwilę po Nas dojechała cała reszta, więc mogliśmy wejść do centrum handlowego. Alice od razu powiedziała nam plan działania i wparowałyśmy do jednego ze sklepów. Chochlica poszła na lewo, Rose na prawo a ja prosto przed siebie. Każda z Nas przeglądała, oglądała i oceniała ciuchy. Po około 5 minutach, All rzuciła we mnie jakąś sukienką, (którą od razu złapałam, chyba nie muszę Wam mówić, jakie miny mieli chłopcy widząc mnie tak sprawnie fizyczną? Otóż moja sprawność fizyczna podczas zakupów jest rewelacyjna J). Nie musiała nic mówić a ja już wiedziałam, co mam robić. Udałam się do przebieralni i po chwili stałam przed wszystkimi w krótkiej, białej sukience do połowy ud z niebieskimi kwiatkami. Poszperałyśmy jeszcze chwilę i kiedy dziewczyny również miały dla siebie przepiękne sukienki zmierzaliśmy w stronę kas. Emmet zapłacił za Rose, Jasper za Alice, ale ja nie miałam zamiaru pozwolić na to Edwardowi, więc szybko chciałam podać kasjerce pieniądze, ale mój ukochany mnie powstrzymał:

-Zapłacę za Ciebie.

-Nie, mam pieniądze i mogę zapłacić, więc nie kłóć się ze mną.- Nim się obejrzałam Edward wessał się w moje usta podając za moimi plecami kartę dla kasjerki. Kiedy już opuściliśmy sklep odezwałam się:

-Edwardzie Cullen, masz teraz poważne kłopoty. I nie chcę słuchać żadnych wyjaśnień, jestem na Ciebie zła, więc masz zakaz zbliżania się do mnie.

-Ale Bells…- nie dałam mu dokończyć.

-Skończyłam.- Po czym ruszyłam razem z dziewczynami do przodu kierując się do samochodu, ponieważ jakimś cudem udało się nam wszystkie zakupy zrobić w jednym tym olbrzymim sklepem. Każda z Nas miała, co najmniej 2 sukienki, 3 pary spodni i nie wiadomo ile koszulek, więc się nie dziwcie, że wkurzyłam się na Edwarda. W drodze powrotnej, aby go nie kusić usiadłam na tylnim siedzeniu w samochodzie. Na szczęście w domu również nie musiałam się do niego odzywać, bo zaraz po przyjeździe dziewczyny pociągnęły mnie do pokoju na górę, gdzie rozpoczęły przygotowania.

-Bello, długo zamierzasz się na Edwarda gniewać?- Zapytała Alice słodziutkim głosem.

-Nie wiem. Ja się na niego nie gniewam.

-Jak nie?- Tym razem to Rose zapytała z niedowierzaniem w głosie.

-Mogę się do niego odzywać, on tylko nie może mnie dotykać.

-Wiesz, że to chyba najgorsza kara?- Zapytała ze smutkiem w głosie Alice.

-Zobaczymy jak długo wytrzyma!- Stwierdziła z wyraźnym rozbawieniem Rose.

Po około godzinie wszystkie byłyśmy już gotowe. Gdy stanęłam przed lustrem nie wiedziałam, czy to, aby na pewno ta sama dziewczyna, co jeszcze przed chwilą, co prawda dziewczyny tylko trochę pokręciły mi włosy a makijaż miałam delikatny, ale to połączenie razem z tą sukienką dawało rewelacyjny efekt. Jeszcze chwilę postałyśmy w moim pokoju śmiejąc się z chłopaków aż w końcu zeszłyśmy na dół. Każda z Nas zaprezentowała się reszcie, na koniec chłopcy powiedzieli równocześnie:

-Laski, wyglądacie rewelacyjnie.- Na ich słowa każda z nas zachichotała.

-Chodźcie już.- Odezwał się Carlisl, jak powiedział tak i zrobiliśmy. Em chwycił Rose w pasie, Jazz- Alice również, natomiast, gdy Edward spróbował to zrobić, od razu zaprzeczyłam ruchem głowy:

-Kara to kara, Edwardzie.

-Bells, długo tak zamierzasz?

-Zobaczymy, a teraz już idź, bo ja jadę z dziewczynami i Esme a Ty z chłopakami i Carlislem.

Nic więcej nie powiedział tylko grzecznie udał się tam gdzie mu poleciłam. Całą drogę Rose i All opowiadały, jakie one kary wymyśliły kiedyś dla chłopaków. Po 15 minutach byliśmy już na miejscu, weszliśmy wszyscy razem do budynku i udaliśmy się w stronę biura Billego.

-Witam, w czym mogę pomóc?- Odezwała się na oko ładna brunetka, która siedziała za swoim biurkiem, za pewne była jego sekretarką. Dopiero teraz, kiedy dziewczyna mi się dokładnie przyjrzała rozpoznałam ją. Była to Mary, dawna dziewczyna Jacoba. Nie wiem, sama, co teraz mną kierowało, ale podeszłam do niej i ją uściskałam.

-Bells, czy on?- Zapytała, ale nie dałam jej dokończyć.

-Tak.- Dopiero teraz odsunęłam się od dziewczyny, miała łzy w oczach.

-Ale czy Ty?

-Nie i zapłaciłam za to gorzej niż Ty.

-Tzn.?- Teraz cały mój zespół był skupiony na naszej krótkiej wymianie (dodam szyfrowej wymianie) zdań.

- Delikatnie pochyliłam się nad dziewczyną i odsłoniłam fragment mojej piersi.

-O boże.- Widziałam wszystkich zaskoczone miny, ale nie mogłam im powiedzieć, ze Jacob zanim zaczął krzyczeć, ze pójdzie do Jassici, uderzył mnie czymś ostrym w pierś i mam teraz ślad. To nie był jedyny cios zadany mi przez Jacoba, ale tylko ten było widać.

-Przykro mi Bells.

-Co było już się nie odstanie. A teraz przepraszam Cię Mary, ale byliśmy umówieni do Billego.

-Tak, tak możecie iść, ale Bells musimy się spotkać i wszystko wyjaśnić. Bo ja czuję się winna. Powinnam była Cię powstrzymać.

-Nie musisz, to była moja decyzja. A spotkać się faktycznie możemy.

-To jakoś się zmówimy i przepraszam.- Już nic więcej nie powiedziałam do Mary tylko odwróciłam się do reszty zespołu:

-Idziemy?- Żadne z nich nie udzieliło mi odpowiedzi tylko ruszyli do gabinetu Blacka. Musiałam bardzo uważać żeby się teraz nie rozpłakać. Wszystkie wspomnienia wróciły…. Tamten dzień i rozmowa z Mary. Tak naprawdę nawet nie słuchałam, co mówił Billy, podpisywałam tylko wszystko to, co reszta. Po około godzinie byliśmy na powrót w domu. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać, ale wiedziałam również dobrze, że mnie to nie ominie. Ale jednak chyba wolałam to zrobić później niż teraz.

-Idę się przejść. Wrócę za godzinkę.

Każdy już raczej wyczuł, że nie mam teraz ochoty na rozmowę Chodziłam tak po lesie i chodziłam. Kiedy wracałam już do domu nie miałam siły z tym walczyć wiedząc, ze zaraz pewnie zaczną się jakieś pytania, opadłam bezsilnie na ziemię i zaczęłam płakać jak mała dziewczynka. Wszystko z jednym spotkaniem ożyło. Wszystkie wspomnienia! Cały ból, który dotąd ukrywałam!

 

RETROSPEKCJA:

 

-Bells, proszę nie zapraszaj Jacoba, jeśli Twoich rodziców nie ma w domu.

-Przestań. To, że Ty mu się tak łatwo poddałaś nie znaczy, że ja też będę łatwa.- Miałam jej dość. Co ona sobie myśli?? Ja jestem inna niż ona i potrafię zatrzymać Jacoba! A z resztą on mnie naprawdę kocha, więc nie zrobi mi tego, co Mary.

-A wiesz, co idź umów się z nim. Życzę miłej zabawy a my się spotkamy jutro.- Powiedziała pogodnym głosem.

 

KONIEC RETROSPEKCJI:

 

Może faktycznie gdybym jej posłuchała teraz byłoby inaczej?? Może nie cierpiałabym tak? Zaczęłam jeszcze głośniej płakać. Miałam dość. Każde jego dotknięcie zaczęło mi się przypominać.

 

RETROSPEKCJA:

 

-Oj, Bells ja Cię kocham i nie skrzywdzę. A sexs to wspaniałe uczucie. Zobaczysz.

-Nie Jacob. Ja nie chcę i nie będę chcieć, więc przestań mnie namawiać.- W tej chwili się wściekł, zaczął mnie przytulać na siłę, całować a kiedy mu się wyrwałam wstał szybko za mną i uderzył mnie najpierw w twarz, potem w brzuch, znowu w twarz a na koniec czymś ostrym w pierś.

-Nie potrzebuję Cię. Pójdę do Jesicci ona zawsze jest chętna.

 

KONIEC RETROSPEKCJI:

 

W pewnym momencie poczułam czyjeś silne raniona, oplatające mnie. -Jezu Bells, co Ci jest?- Nie chciałam widzieć sprawcy, był to za pewne, Jacob, który chciał dokończyć to, co zaczął, więc krzyknęłam błagalnie:

-Jacob proszę zostaw mnie! Błagam! To boli. Jacob.

-To ja Emmet. Nie bój się nie skrzywdzę Cię.- Na jego słowa podniosłam głowę do góry i faktycznie był to Em. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i zaczęłam teraz już krzyczeć z bólu i smutku. Czułam się taka poniżona.

Po około 15 minutach uspokoiłam się. Wzięłam ostatni głęboki wdech i z pomocą Emmeta wstałam.

-Przepraszam.

-Nie masz, za co przepraszać. Tylko się o Ciebie bardzo martwię.

-Wytłumaczę Wam, ale wszystkim razem, bo nie będę miała siły powtarzać tego kilka razy.

-Oczywiście. A teraz uspokój się.

-Dziękuję Em i zachowuj się tak jakby Niby nic, proszę.

-Ok.

Wróciliśmy do domu i każdy na Nas patrzył. Stałam przed nimi uśmiechnięta razem z Emmetem. Ale nie miałam już siły:

-Edward, przytul mnie.

-To już mogę Cię dotykać?- Zażartował, ale nie musiałam nic mówić, bo Em mnie wyręczył:

-Ty baranie! Rusz dupę i ją przytul.- Edward nic nie powiedział tylko od razu do mnie podszedł. Dobrze, ze był już blisko mnie, ponieważ zaczęłam osuwać się na ziemię. Złapał mnie szybko i razem ze mną usiadł na kanapie. Wtuliłam się w niego jak małpka. Nie wiem, ile to trwało, ale czułam się już na siłach, aby im to opowiedzieć. Wiedziałam, ze tylko jedna osoba może mi w tym pomóc. Tylko on widział jak cierpię i wie jak mnie uspokoić. Po dzisiejszym dniu misiek stał się moim starszym bratem.

-Emm, mógłbyś?- Dobrze wiedział, o co mi chodzi. Wziął mnie od Edwarda na ręce i stanął razem ze mną trochę dalej od reszty. Postawił mnie na ziemie, ale nie odszedł.

-Dziękuję Emm, jesteś najlepszym bratem pod słońcem.- Uśmiechnął się na moje stwierdzenie a po chwili kontynuowałam.

-Ale, jeśli poczujesz odrazę to odejdź.

-Głupoty gadasz a z resztą już wszystko wiem.

-Skąd niby? -Byłam teraz naprawdę zaskoczona skąd on to może wiedzieć!

-W lesie bardzo krzyczałaś, kiedy do Ciebie podszedłem.

-Ach no tak….

-Co tu się do cholery dzieje?- Krzyknął zdezorientowany Edward, w sumie mu się nie dziwie.

-Już wszystko Wam mówię.- Powiedziałam smutnym głosem i walczyłam sama z sobą, żeby teraz nie uciec.

-I na to liczymy, bo po tym, co było w biurze i teraz czekamy na wyjaśnienia.- Krzyknęła Rose.

-A, więc…. Pamiętacie jak Wam opowiadałam o Jacobie?- Nic nie powiedzieli tylko przytaknęli ruchem głowy.

-To był tylko wykrojony fragment, tego dnia. Wszystko zaczęło się od rozmowy z Mary.- Opowiedziałam im prawie wszystko i na koniec pokazałam bliznę. Czułam sama do siebie obrzydzenie, a co dopiero reszta? Nie chciałam ich stawiać w kłopotliwej sytuacji, więc powiedziałam:

-Teraz już wszystko wiecie. Sama czuje do siebie obrzydzenie, więc Was dobrze rozumiem.

-Co Ty gadasz Bells??- Krzyknął Edward, byłam w szoku, bo od razu podbiegł do mnie i chwycił w swoje ramiona.

-Kocham Cię, wszyscy Cię kochamy i żadnemu z Nas nawet to nie przeszło przez myśl. Kocham Cię.- Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać jak głupia.

Po około godzinie, kiedy już w zupełności się wyciszyłam, dziewczyny zaciągnęły mnie na plażę. Każdy robił, co w jego mocy abym nie myślała o Jacobie i całej tej sprawie. Ale niestety nie dało się tego uniknąć. Co chwile to powracało. Teraz, kiedy zbudowałam już mur, kiedy wreszcie udało mi się normalnie żyć, ona musiała się pojawić?? Ech…. No tak wszystko przeciw Tobie. Moje rozmyślania przerwał Edward ciągnąc mnie do wody. Potem rozpaliliśmy jeszcze ognisko i tak minął Nam cały dzień. Gdy wracaliśmy do domu było już po 12 w nocy.

Kiedy wróciliśmy do domu, nie miałam siły wejść po schodach, Edward widząc moje załamanie, chwycił mnie w talii i przerzucił sobie przez ramię. Gdy wniósł mnie już do pokoju nic nie mówiąc po cichutku z niego wyszedł. Po chwili zastanowienia chwyciłam pidżamę w rękę i poszłam wziąć gorący odprężający prysznic. Po skończonej toalecie wieczornej postanowiłam jeszcze zajrzeć do Edwarda. Przeszłam po cichutku przez korytarz i uchyliłam drzwi jego pokoju:

-Mogę?- Zapytałam niepewnie.

-Jasne.- Posłał mi tak uwielbiany przeze mnie uśmiech, ze już wiedziałam, czego dzisiaj chcę.

-Znajdzie się może trochę miejsca dla jakiejś dziewczynki?

-Dla Ciebie kochana dziewczynko zawsze.- Po tych słowach poklepał miejsce obok siebie. Położyłam się delikatnie obok niego i wtuliłam w jego tors. Był moim słońcem, które odciąga wszystkie chmury. I tak o to w tej pozycji obok mojego anioła zasnęłam.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin