Heinlein Robert A. - Między planetami.pdf

(671 KB) Pobierz
9566032 UNPDF
9566032.001.png
R OBERT A.H EINLEIN
M I˛EDZYPLANETAMI
Tytułoryginalny:BetweenPlanets
Datawydania:1993
Datawydaniaoryginału:1951
9566032.002.png
SPISTRE ´ SCI
SPISTRE ´ SCI ......................... 2
NowyMeksyk ........................ 3
„Mene,mene,tekel,ufarsin”—PROROCTWODANIELA5,25 .... 12
´ Scigani ........................... 24
SzlakChwały ......................... 35
Circum-Terra ......................... 44
Znaknaniebie ........................ 57
Objazd ........................... 66
„Lisymaj˛anoryiptakipowietrznegniazda...”—EWANGELIA ´ SW.
MATEUSZA8,20 ....................... 76
Pieni˛adze„nako´sci” ...................... 86
„Gdyrozmy´slałem,zapłon˛ałogie´n”—PSALM39,4 ......... 96
„Mógłby´swróci´cnaZiemi˛e...” .................105
Mokrapustynia ........................111
Mgłojady ..........................118
„Dajnamgowi˛ec.” ......................127
„Nies˛ad´zciezzewn˛etrznychpozorów”—EWANGELIA ´ SW.JANA7,24 134
Multuminparvo .......................145
Przestawi´czegar ........................154
MałyDawid .........................162
NowyMeksyk
—Spokój,stary,spokój!
DonHarvey´sci˛agn˛ałwodzemałego,tłustegokucyka.ZregułyLeniuchzacho-
wywałsi˛ezgodniezeswymimieniem,dzisiajjednaknajwyra´zniejbyłspragniony
w˛edrówki.Donniemiałwła´sciwiedoniegopretensji.Dnitakiejaktenzdarzaj˛a
si˛etylkowNowymMeksyku.Przelotnaulewaspłukałaniebodoczysta.Grunt
wysechł,leczwoddaliwci˛a˙zwisiałfragmentt˛eczy.Niebobyłozbytniebieskie,
wzgórzazbytró˙zowe,aoddaloneprzedmiotyzbytwyra´zne,bywygl˛ada´cprzeko-
nuj˛aco.Nadziemi˛azapanowałniewiarygodnyspokójnios˛acyzesob˛azapieraj˛ac˛a
dechwpiersiachzapowied´znadej´sciaczego´scudownego.
—Przednamicałydzie´n—ostrzegłLeniucha.—Uwa˙zaj,˙zeby´ssi˛eniezm˛e-
czył.Czekanasstromypodjazd.
Donjechałsam,poniewa˙zzało˙zyłLeniuchowiwspaniałemeksyka´nskiesio-
dło,którerodzicezamówilidlaniegonaurodziny.Byłopi˛ekne,bogatoprzyozdo-
bionesrebremjakmłodyIndianin,niepasowałojednakdoszkołynaranchu,do
którejucz˛eszczał,wrównymstopniu,jakwieczorowystrójnienadawałsi˛edo
pi˛etnowaniabydła.Jegorodzicenajwyra´zniejniezdawalisobieztegosprawy.
Donbyłzniegodumny,leczinnichłopcyu˙zywalizwyczajnychsiodełiwy´smie-
walisi˛ezniegoniemiłosiernie.Gdyzobaczyligoznimporazpierwszy,przerobili
jegonazwisko„DonaldJamesHarvey”na„donJaime”.
Leniuchspłoszyłsi˛enagle.Donpopatrzyłwokół,dostrzegłprzyczyn˛e,wy-
szarpn˛ałbro´niwystrzelił.Nast˛epniezsiadłzsiodła,odrzucaj˛acwodzekuprzodo-
wi,byLeniuchsi˛ezatrzymał,iprzyjrzałsi˛eswemudziełu.Skrytywcieniuskały
poka´znychrozmiaróww˛a˙zzsiedmiomagrzechotkaminaogoniedrgałjeszcze.
Jegogłowale˙załaobok,odci˛etaimpulsem.Donpostanowiłniezostawia´csobie
grzechotek.Zabrałbygłow˛e,gdybyprzeszyłj˛anawylotzapierwszymrazem,by
pochwali´csi˛ecelno´sci˛a.Wrzeczywisto´scijednakmusiałporuszy´cwi˛azk˛anabo-
ki,zanimgodostał.Gdybyprzyniósłgadazabitegowtaknieudolnysposób,kto´s
napewnobygospytał,dlaczegonieskorzystałzw˛e˙zaogrodowego.
Zostawiłgrzechotnikanamiejscuiwskoczyłnasiodło,przemawiaj˛acdoLe-
niucha.
3
—Totylkostary,n˛edznygrzechotnikrogaty—uspokoiłgo.—Bardziejwy-
straszyłsi˛eciebieni˙ztyjego.
Cmokn˛ałiruszyliwdrog˛e.PoprzebyciukilkusetjardówLeniuchspłoszyłsi˛e
porazdrugi,tymrazemniezpowoduw˛e˙za,lecznieoczekiwanegohałasu.Don
´ sci˛agn˛ałwodze.
—Tyspasionyptasimó˙zd˙zku!—przemówiłsurowymtonem.—Kiedysi˛e
nauczyszniezrywa´cnadzwonektelefonu?
Leniuchporuszyłgwałtowniemi˛e´sniamibarkówiparskn˛ał.Donsi˛egn˛ałdo
ł˛ekusiodła,podniósłsłuchawk˛eiodpowiedział.
—Aparatprzeno´sny6-J-233309.MówiDonHarvey.
—TupanReeves,Don—usłyszałgłoskierownikaRanchitoAlegre.—Gdzie
jeste´s?
—Kieruj˛esi˛ewstron˛epłaskowy˙zu„GróbDomokr˛a˙zcy”,prosz˛epana.
—Wracajjaknajszybciejdodomu.
—Hmm,czymógłbymipanpowiedzie´c,cosi˛estało?
—Radiogramodrodziców.Je´slikucharzwróci,wy´sl˛epociebiehelikopter
zkim´s,ktosprowadziłbytukonia.
Donzawahałsi˛e.Niechciał,˙zebykto´sobcydosiadałLeniucha.Napewno
goprzegrzeje,apotemzapomnidoprowadzi´cdoporz˛adku.Zdrugiejstronyra-
diogramodrodzicówpoprostumusiałby´cwa˙zny.BylinaMarsie.Matkapisała
regularnielistnaka˙zdymstatku,aleradiogramy,nielicz˛ac˙zycze´n´swi˛atecznych
iurodzinowych,byłyczym´sniemalnieznanym.
—Po ´ spiesz˛esi˛e,prosz˛epana.
—Dobrze!—panReeveswył˛aczyłsi˛e.DonzawróciłLeniuchaiskierował
si˛e´scie˙zk˛awdół.Kucyksprawiałwra˙zenierozczarowanego.Spojrzałnachłopca
zwyrzutem.
Ostateczniezhelikopteradostrze˙zonoichdopiero,gdyznajdowalisi˛ewodle-
gło´scipółmiliodszkoły.Donskin˛ałdonichdłoni˛a,ka˙z˛acimodlecie´c,isamod-
prowadziłLeniuchadostajni.Mimoodczuwanejciekawo´sciwytarłkucykaina-
poiłgo,zanimudałsi˛edopanaReevesa,któryczekałnaniegowgabinecie.Kazał
Donowiwej´s´cskinieniemdłoniiwr˛eczyłmuwiadomo´s´c.
Byłotamnapisane:
DROGISYNKU,ZAREZERWOWALI ´ SMYMIEJSCENA
WALKIRI˛EZCIRCUM-TERRADWUNASTEGOKWIETNIA.
KOCHAMY—MAMAITATA.
Donspojrzałnatoprzelotnie.Trudnomubyłozrozumie´cprostefakty.
—Aletojestzaraz!
—Tak.Czyniespodziewałe´ssi˛etego?
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin