Baer_Tracy_Pulapka_zwana_miloscia.pdf

(537 KB) Pobierz
Baer Tracy - Pułapka zwana miłością
TRACY BAER
PUŁAPKA ZWANA MIŁOŚCIĄ
PrzełoŜyła Renata Kochan
ROZDZIAŁ 1
Tej zimowej nocy było bardzo zimno. Dobywająca się z nozdrzy końskich para
momentalnie zmieniała się w biały obłoczek, kopyta wystukiwały twarde stakkato na
zamarzniętym śniegu, a mimo to Abby Mills czuła nieodpartą potrzebę, by pędzić przed
siebie, wciąŜ dalej i dalej, wydającą się nie mieć końca, rozległą równiną. Wiedziała, Ŝe albo
znajdzie odpowiedź na dręczące ją pytanie, której tak długo szuka, albo wyczerpana do reszty
osunie się z siodła.
Miała uczucie, Ŝe stanowi jedność z koniem i wszechświatem. Tu, na tej pokrytej
śniegiem równinie nie było autobusów i samochodów, przypominających boleśnie, Ŝe juŜ
wkrótce upomni się o nią dzień powszedni ze wszystkimi swymi problemami.
Drobniutkie lodowate płatki śniegu kłuły niby cienkimi igiełkami jej twarz. Była
wdzięczna za ten niewielki ból, pozwalał jej nie tracić kontaktu z rzeczywistością. Przechyliła
się ponad szyją klaczy.
- Właśnie tego potrzebuję, Malinko - szepnęła do zwierzęcia - szalonego pędu i
wiatru we włosach. Uleć ze mną daleko, daleko stąd, zawieź mnie do oazy spokoju.
Oaza spokoju to było miejsce ze snów, do którego często uciekała w myślach, będąc
jeszcze małym, często smutnym dzieckiem. Co prawda miała rodziców, lecz mimo iŜ ją
kochali i robili wszystko, aby ją uszczęśliwić, nie umieli nawiązać z nią bliŜszego
uczuciowego kontaktu. Ów chłód emocjonalny, kładący się cieniem na jej dzieciństwie,
sprawił, Ŝe w Abby nigdy nie zrodziło się pragnienie, aby wyjść za mąŜ i samej mieć dzieci.
Było wręcz przeciwnie.
Jako mała dziewczynka nigdy nie bawiła się z koleŜankami w rodzinę, za to zawsze
sobie wyobraŜała, Ŝe lalki są jej braćmi i siostrami, których nie miała. W szkole uchodziła za
doskonałą, a przy tym pewną siebie uczennicę, była ładna i powszechnie lubiana, nie miała
zatem powodu się skarŜyć. WszakŜe jej dzieciństwo i wczesna młodość nie naleŜały do
najszczęśliwszych, a i teraz, przy swoich dwudziestu czterech latach czuła, Ŝe to, co naprawdę
liczy się w Ŝyciu, po prostu przeszło niepostrzeŜenie obok niej...
Na czternaste urodziny otrzymała od rodziców w prezencie lekcje jazdy konnej. Od
tego czasu regularnie odwiedzała stadninę. Malinka była jeszcze źrebięciem, kiedy Abby
znalazła się tam po raz pierwszy, za małym, aby pokonać nawet najmniejszą przeszkodę.
Przez długi czas musiała więc jeździć na innym koniu, lecz jej serce nieodwołalnie naleŜało
do Malinki.
To na Malince pokłusowała któregoś dnia do wytęsknionej oazy spokoju, siedząc na
jej grzbiecie oddawała się marzeniom i snuła plany na przyszłość. Podczas jednej z takich
wypraw zdecydowała się studiować rolnictwo, na długo przedtem, zanim jej szkolne
koleŜanki podjęły jakąkolwiek decyzję w tym względzie. Absolutnie przekonana o słuszności
swego wyboru, ukończyła z odznaczeniem college, a w niedługi czas potem uzyskała jeszcze
dyplom z zakresu hodowli bydła.
śycie w Deerfield, z jego ruchem ulicznym, zatłoczonymi chodnikami i sklepami,
biurowcami i lokalami tanecznymi nie dawało jej wszakŜe zadowolenia, choć znalazła
ciekawą pracę w działającym dla potrzeb rolnictwa instytucie badawczym. Nie, nie mogła tu
znaleźć swojej oazy spokoju, musiała jej szukać poza Deerfield. Zanim to sobie jednak
ostatecznie uświadomiła, spędziła wiele bezsennych nocy.
KaŜdego dnia zaraz po pracy jeździła do stadniny, aby odbyć przejaŜdŜkę na Malince.
Od razu z pierwszej pensji wpłaciła za nią zaliczkę, a potem co miesiąc wpłacała pewną
sumę. Młodszy koń z pewnością byłby lepszym interesem, lecz Abby od samego początku
chciała zostać właścicielką wyłącznie Malinki. Pragnęła mieć ją zawsze obok siebie, niestety
w Deerfield nie miała jej gdzie trzymać.
To Paul, kolega, z którym od czasu do czasu wychodziła tu i tam, pomógł jej podjąć
decyzję. JuŜ podczas nauki w High Scool i potem, gdy był w college’u, kaŜdego lata pracował
na farmie, więc zaproponował Abby to samo.
Kiedy Paul mówił o przyrodzie, czynił to niemal tak, jak gdyby był poetą. Nieraz
nachodziła ją myśl, aby zabrać go ze sobą do stadniny i wyruszyć wraz z nim konno do krainy
marzeń. Nie mogła się jednak przemóc. Nie chciała nikogo ze sobą zabierać do własnego,
intymnego świata, a juŜ z pewnością Ŝadnego męŜczyzny.
Abby była pewna, Ŝe zdarzy się coś, co całkowicie odmieni jej Ŝycie. Nie miała
konkretnego wyobraŜenia, co to miałoby być, wolała na razie o tym nie rozmyślać.
Przy tym wszystkim bardzo lubiła Paula i ceniła sobie jego rady, przyjaźń i szczerość.
Praca w instytucie badawczym trzymała ją przez całe lato w mieście. Gdyby mogła ten czas
spędzać na wsi, z pewnością by lepiej rozumiała, o czym Paul mówił przez cały czas. MoŜe
udałoby jej się coś znaleźć dla siebie i dla Malinki, jakąś stodołę czy starą farmę, którą dałoby
się doprowadzić do porządku.
W dwa tygodnie później Abby znalazła dokładnie to, czego szukała. Był to stary młyn
usytuowany na niewielkim wzniesieniu. W pobliŜu przepływał najczystszy potok, jaki
kiedykolwiek widziała. Nieco z tyłu stała mała stodoła. Naokoło rozciągały się sady,
warzywniki i pełne kwiatów ogrody.
Ku swemu zaskoczeniu, a przy tym wielkiej radości stwierdziła, Ŝe młyn po
dokonaniu drobnych napraw i przeprowadzeniu gruntownych porządków da się znowu
uruchomić. Znajdowało się tam parę antycznych mebli, oczywiście dość zniszczonych, ale
Abby wiedziała, jak je odnowić, a brakujące sztuki umeblowania postanowiła kupić na
aukcjach i wyprzedaŜach, oczywiście zwracając uwagę na to, aby pasowały do reszty i razem
tworzyły stylową całość.
Młyn był oddalony dobry kawałek drogi od stadniny. Abby przywiozła Malinkę
specjalnym samochodem do przewozu zwierząt, aby się przekonać, czy klacz będzie się tam
dobrze czuć. Kiedy stwierdziła, Ŝe jej ulubienicy podoba się nowe schronienie, od razu
postanowiła kupić młyn i stodołę. Na szczęście okazało się, Ŝe moŜe zrobić to w formie
miesięcznych rat.
Z początku trudno jej się było dogadać z właścicielem, lecz gdy ten zobaczył, Ŝe jej
zamiary są naprawdę powaŜne i jak umiejętnie obchodzi się z koniem, odniósł wraŜenie, Ŝe
oddaje swoją posiadłość w dobre ręce.
- Ten młyn ma sto pięćdziesiąt lat - poinformował. - Zbudował go mój dziadek.
Abby wiedziała, Ŝe kupno takiego gospodarstwa wiąŜe się ze sporą
odpowiedzialnością. Owo historyczne miejsce naleŜało za wszelką cenę utrzymać w
charakterystycznym dla niego stylu.
Natychmiast podzieliła się tą wielką nowiną z rodzicami, a nieco później podpisała akt
kupna i rozpoczęła przygotowania do przeprowadzki. Zamiast, jak dotychczas, spędzać tylko
lato na wsi, miała tu pozostać do końca Ŝycia.
Samochodem jechało się tu z Deerfield niecałą godzinę, lecz młyn znajdował się
dostatecznie daleko od zgiełku wielkiego miasta, zatem Abby musiał gruntownie zmienić
swój dotychczasowy styl Ŝycia.
Paul bardzo się cieszył z jej decyzji i podarował jej z tej okazji zestaw przyrządów do
badania gleby.
Abby nazwała swój nowy dom „Oazą Spokoju”.
ROZDZIAŁ 2
Z grubej deski znalezionej w stodole Abby sporządziła szyld. Wycięła w drewnie za
pomocą specjalnych narzędzi stylowane litery nowej nazwy posiadłości, zabejcowała deskę i
polakierowała, po czym z nieopisaną dumą przytwierdziła ją nad drzwiami wejściowymi.
Od pierwszej chwili miała wraŜenie, Ŝe pod tym dachem ciągle jeszcze Ŝyją duchy
przeszłości. Dowodem na to wydawały się być stare lalki z gałganków znalezione w jednym z
pokoi, a takŜe wycięta z kolby kukurydzy oryginalna fajka.
Poprzedni właściciel nie powiedział jej za wiele o swych > przodkach, którzy tutaj Ŝyli
i gospodarowali, ale juŜ po kilku dniach, kiedy szukając zapomnianych skarbów przejrzała
zawartość wybudowanych szaf i strychu, traktowała wszystkie przedmioty naokoło jak
starych przyjaciół.
Był początek maja, gdy z radosnym sercem przystąpiła do prac renowacyjnych.
Wykorzystując światło dzienne starannie pociągnęła ramy okienne i Ŝaluzje ciepłą w tonacji,
Ŝółtą farbą. Nad oknami w części mieszkalnej młyna i pod okapem stodoły wymalowała
ornamenty kwietne i symbole, mające jej zapewnić ciche szczęście i dobre zbiory.
Wieczorami, po mozolnym przekopywaniu ogrodu i pracach zmierzających do przywrócenia
meblom ich pierwotnego wyglądu, wertowała zakupione przez siebie, poświęcone
ogrodnictwu ksiąŜki, aby jak najszybciej przystąpić do uprawy warzyw.
O tej porze roku sady stanowiły prawdziwą rozkosz dla oczu. Drzewa owocowe,
okryte wręcz rozrzutną ilością kwiecia, zapowiadały bogate zbiory. Upajająca woń wpadała
przez szeroko otwarte okna docierając do najdalszych zakątków domu.
Pod koniec pierwszego tygodnia spędzonego w „Oazie Spokoju” Abby zajęła się
warzywnikiem. Pieczołowicie przygotowała grządki i wytyczyła ścieŜki, wydając
jednocześnie bezlitosną walkę chwastom. Ogródka kwiatowego nie chciała jednak zakładać
według z góry ustalonego planu. Cieszył ją urzekający barwami gąszcz rozkwitłych kwiatów i
ziół rosnących gdzie popadnie, zwaŜała tylko, aby nic nie wybujało zbyt wysoko, bo wtedy
zasłoniłoby słońce innym roślinom.
TuŜ pod oknami kuchennymi znajdowały się jeszcze resztki dawnych grządek z
ziołami. Abby posiała obok roślin wieloletnich takŜe inne: bazylię, pietruszkę, szczypiorek i
majeranek. Jesienią zamierzała te wszystkie zioła ususzyć.
Miała nawet ochotę sprawić sobie parę kur, bo to oznaczało codziennie świeŜe jajka,
lecz ostatecznie odłoŜyła tę sprawę do następnego roku. Najpierw musiała zająć się czym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin